Na początek jednak, zanim zaczniecie czytać moją wypowiedź, wypełnijcie ankietę. Chcę wiedzieć coś o zdaniu tutejszej społeczności przed omówieniem tematu. Gdy już oddacie głos, możecie czytać dalej.
***
Ludzie od dawna mają problem ze sztuką dla sztuki, która nie dostarcza powszechnej rozrywki. Owszem, lubimy książki, ale zwykle takie, w których dużo się dzieje, które są pełne przygód i akcji, które nie tyle prowokują do myślenia, co rozpalają wyobraźnię i zajmują czas. Lubimy też muzykę - ale głównie dlatego, że możemy przy niej się dobrze bawić, albo też kiedy możemy z uśmiechem puścić coś w sobie tle do nauki czy prac domowych. Najbardziej ludzi interesują filmy czy seriale, coraz bardziej popularne stają się również komiksy. Wiadomo że gry komputerowe czy planszowe zajmują nam bardzo dużo wolnego czasu, poczytne są również gazety i magazyny. Wszystko to ma w większym lub mniejszym stopniu dostarczyć nam jakiejś formy rozrywki.
Nieco gorzej ma się sztuka, która wyłamuje się z tej rozrywkowej definicji. Oczywiście doceniamy rzemiosło artystów - ale nic więcej. Społeczeństwo częściej chodzi do muzeów czy teatrów niż do galerii sztuki. Zwykle nie tyle podziwiamy sztukę, co chwalimy umiejętności autora albo uznajemy wartość bardziej historyczną niż estetyczną. Szanujemy Rembrandta czy Mozarta, ale na co dzień mało kto z nas jest skłonny do przeglądania ich twórczości z prawdziwą, niewymuszoną fascynacją. Kojarzymy to raczej z lekcjami historii, nie z przyjemnością.
Dlatego też gdy spotykamy artystów tworzących coś, co nie ma codziennego zastosowania albo nie dostarcza nam rozrywki w powszechnym tego słowa znaczeniu, bardziej doceniamy ich umiejętności niż faktycznie czerpiemy z ich pracy jakąkolwiek przyjemność. Zapewne większość czytających docenia ładną grafikę w Heroes 3, ale ilu z Was przeglądało osobiste galerie grafików? Zapewne część z was docenia muzykę filmową Hansa Zimmera czy Joego Hisaishiego, ale ilu z Was zgrało konkretne utwory na telefon i słuchało ich w trakcie podróży albo na przerwie między zajęciami? Ilu z Was ostatnio podziwiało współczesne rzeźby poza pomnikami? Ilu z Was było ostatnio w filharmonii? Ilu z Was czytało jakąś nowszą poezję? Możemy wymieniać kolejne dziedziny sztuki w nieskończoność. Je wszystkie ludzie bardziej szanują niż doceniają, traktują jak coś co trzeba uznawać za wartościowe niż co faktycznie jest wartościowe.
Zupełnie inaczej jest ze sztuką nowoczesną. Mam na myśli tę bardziej abstrakcyjną, unikatową, eksperymentalną. Taką, którą można zobaczyć w galeriach, wśród nowych wystaw. Wizualizacje, obrazy, dźwięki, instalacje które mają nam raczej dać do myślenia, wprawić w zadumę nad nimi, nie cieszą się zbyt dobrą sławą w społeczeństwie. Traktowane są jak oznakę braku talentu, oskarżają twórców o wykorzystywanie sztuki współczesnej jako pretekstu do nazywania siebie artystami. Krótko: nie lubią jej i się z niej śmieją.
Skąd bierze się tak silna niechęć do nowszych form sztuki? Najprostsza odpowiedź na to pytanie zapewne brzmi: ludzie nie lubią inności. Takie nasuwać się może skojarzenie - przyzwyczajono nas do innej formy sztuki i teraz trudno nam się odzwyczaić do czegoś, co wychodzi poza ustalone jej ramy. Ta odpowiedź jednak po chwili namysłu okazuje się błędna - wystarczy spojrzeć na to, że już od ponad stu lat jako społeczeństwo nie możemy pogodzić się z suprematyzmem, minimalizmem i ogólną prostotą w tychże dziedzinach artystycznych.
Zapewne bliższym prawdy jest stwierdzenie, że ludziom nie podoba się to, że ktoś wymyślił coś niewymagającego od niego na pierwszy rzut oka większego nakładu pracy i zgarnia za to chwałę ze strony krytyków. Znane już pewnie Wam stwierdzenie "Też tak umiem" jest wyjątkowo częstym argumentem stosowanym przez ludzi niechętnych sztuce współczesnej. Można to nazwać pewnego rodzaju zazdrością i zawiścią - ludzie czują niesprawiedliwość, więc wyrażają to poprzez wręcz wrogość w stronę tego, komu się udało. Uznają, że dzisiejsze określenie artysty nie ma żadnego znaczenia, bo i tak zajmują się oni mazaniem byle jak po płótnie i robieniem ogólnego śmietnika zamiast prac.
Ale czy te słowa są na pewno słuszne? Czy ta opinia ludzi wynika z ich osobistych odczuć, czy może ze zwykłej niewiedzy? I przede wszystkim: co w takim razie nazywać sztuką?

Oto obraz zatytułowany Suprematyzm z niebieskim trójkątem i czarnym kwadratem. Jest dość cenionym na świecie dziełem sztuki, można go podziwiać w Stedelijk Museum w Amsterdamie. Zapewne większość ludzi uznałaby, że ten obraz jest jakimś żartem i umieszczenie go w poważnej galerii sztuki to kpina i zniewaga dla sztuki samej w sobie. W internecie zapewne już istnieje jakiś obrazek podpisany "Ten obraz to klasyka sztuki, a ty w szkole dostałbyś za niego pałę". Nie byłaby to odosobniona opinia.

To autoportret Kazimierza Malewicza. To już prędzej się ludziom spodoba jako rzemiosło - może nie jest to jakiś majstersztyk, ale widać pewną rękę, zdolność utrzymania kompozycji, jakąś formę realizmu...
Zapewne już domyślacie się, że obie prace są autorstwa tego samego artysty.
Spójrzcie jeszcze raz na poprzedni obraz. Przyjrzyjcie się uważnie kompozycji. Nie uważacie, że jak na rzekomo prostą pracę którą może wykonać każdy jest ona wyjątkowo estetyczna i ciesząca oko? Ja osobiście patrząc na ten obraz wyczuwam, jak bardzo rozplanowana jest ta prostota, jak bardzo minimalizm wykorzystany w tym dziele sztuki jest ściśle określony. To nie jest przypadkowy efekt działań pierwszej lepszej osoby. To dokładny zamysł artysty. On mógł zrobić obraz realistyczny, który podobałby się każdemu, ale zamiast tego przemyślał sprawę dokładnie i zrobił coś zupełnie innego.
Dalej: w internecie poniekąd znany jest duet muzyczny Bull of Heaven. Jak na 6 lat swojej działalności ich dyskografia jest oszałamiająca, bo obejmuje grubo ponad 400 nagrań o skrajnie różnej długości. Choć ich stylistyka często kręci się wokół eksperymentalnych, minimalistycznych brzmień kojarzących się nieco z muzyką medytacyjną, mają też szereg utworów które mogłyby się spodobać przeciętnemu słuchaczowi. Na szczególną uwagę zasługuje Ex Oblivione czy Four Years Ago? Opium o stosunkowo "mainstreamowym" brzmieniu w porównaniu z resztą ich twórczości.
Jednak mnóstwo ludzi krytykuje ten zespół za parę bardzo długich utworów. Już wcześniej traktowano kawałki trwające dłużej niż doba za "niewarte uwagi", ale jakiś czas temu BoH stworzyło utwór trwający 88 septylionów lat. Składa się z pojedynczych dźwięków powtarzających się przez ten cały czas i właściwie nie jest możliwy do odtworzenia z racji na ogromny rozmiar (3 zetabajty) no i niesamowitą długość. Niestety, większość komentarzy wokół tego utworu brzmiała mniej więcej: "Nawet nie będę próbował tego odsłuchiwać, od razu uznaję że to gówno, bo jest to za długie."
Zastanawiam się skąd bierze się takie podejście. Utwór ten z pewnością pochłonął sporo pracy, żeby w ogóle mógł zostać wypuszczony w jakiejkolwiek formie (można go ściągnąć jako wielokrotnie spakowany plik). Nawet jeśli ma wątpliwą wartość estetyczną dla przeciętnego odbiorcy, już sam fakt stworzenia czegoś takiego i pokazania go światu (notabene całkowicie za darmo) jest godny podziwu. A mimo to odbiorcy z góry traktują tę pracę autorów z pogardą.
Zapewne wielu z Was słyszało o historiach, w których ekipa sprzątająca galerii sztuki miała zniszczyć jakąś instalację, myśląc że to zwykłe śmieci. Jedna z takich historii dotyczyła instalacji Gustawa Metzgera, której elementem była torba ze śmieciami. Niektórzy wykorzystują tę historię jako argument przeciwko sztuce współczesnej. Cóż, instalacja wyglądała tak:

Bardzo daleko mi do stwierdzenia, że ta torba wyglądała jak śmieci leżące sobie po prostu obok instalacji. Smutno mi, gdy słyszę, że sprzątacz nie potrafił dostrzec tu estetyki. Dla mnie jest to bardzo porządnie wykonana praca i jej zniszczenie było wyrazem braku myślenia tych, którzy sprzątali.
Właśnie - porządnie i estetycznie wykonane. Czy to właśnie estetyka nie jest wyznacznikiem sztuki? Nawet jeśli artysta robi bałagan, robi to z premedytacją, dokładnie planuje ten bałagan, poszczególne jego elementy rozkłada tak, żeby całość miała sprawiać konkretne wrażenie. Czy to już nie sprawia, że jest to coś, czemu należy poświęcić więcej uwagi?
A może tak naprawdę sobie wmawiam, że to jest jakaś wartościowa sztuka? Może faktycznie nie ma tutaj nic ciekawego do zobaczenia, a moje zdolności percepcji są po prostu zaburzone przez duże ilości abstrakcji widzianej w moim życiu?
Jakie Wy macie spojrzenie na ten temat?