Podczas gdy Ślepowida powracała obrażona do swojego domu mając na myślach wątpliwości wobec sił pradawnych, a dwoje strażników zwijało się przed głównym wejściem z bólu, Fabien w towarzystwie Myra ruszyli ku bocznym drzwiom. Nie mieli zbytniej okazji by się zapoznać, bowiem na zapleczu stał już młody, ładnie ubrany chłopiec (może nieco młodszy od skrytobójcy), który dygnął uprzejmie, spytał czy jesteście najemnikami, po czym zabrał was do pokoju swojego pracodawcy. Dom Shervenhelda był bogaty, wszędzie wisiały portrety i zdobione instrumenty, na sufitach wisiały kryształowe kandelabry, a niektóre elementy ścian oraz mebli wykończone były marmurem. Mogliście jednak odnieść wrażenie, że część sprzętu jest zaniedbana, zakurzona, tak, jakby ktoś nie dbał o to w jakim są stanie. W końcu, weszliście po schodach na piętro, zostaliście przeprowadzeni ciemnym korytarzem, a młodzik zapukał do drzwi. Ze środka usłyszeliście mocny, męski głos: "Wejść!"...

Pokój był chyba biurem, wszędzie leżały sterty ksiąg i dokumentów, oświetlanych dużymi płomieniami świec w fantazyjnych świecznikach, specjalnie zabezpieczonych, by żaden z pergaminów nie mógł się od nich zapalić. Za biurkiem siedział wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Miał surowy wyraz twarzy i widać było, że ten człowiek przeszedł w życiu wiele. Nie wyglądał na bardzo starego, ale w jego włosach czaiły się już pasma siwizny. Czoło przecinała duża żyła. Rurik Shervenheld, bogacz, wielu mówiło, że pieniacz i zawadiaka, ale było w nim też coś co wskazywało na to, że miał za sobą karierę wojskowego. Ubrany był w prostą, acz elegancką i zdobioną, zieloną koszulę ze złotą lamówką. Spojrzał na was i odłożył pióro, które właśnie trzymał w ręce, do kałamarza. Przed nim leżało coś, co wyglądało jak umowa. Dłonią dał wam znak byście usiedli, po czym splótł palce. Przez chwilę przyglądał się wam chłodno, po czym ze złością w głosie, rzucił mocnym, nieznoszącym sprzeciwu głosem:
-Dziecko i starzec. Nikt inny z Gildii nie chciał wziąć tej misji? Czy źle płacę? Czy wszyscy będą zadowoleni dopiero gdy wypiją ze mnie wszystkie pieniądze do CNA?
Jego głos narastał w miarę jak mówił, a ostatnie słowo wykrzyczał. Żyła na jego czole pulsowała niebezpiecznie, a atmosfera wydawała się coraz bardziej nieprzyjemna. Jednak Shervenheld chyba wyżył się nieco, bo dalej mówił już spokojniej, bardziej chyba do siebie, niż do swoich potencjalnych pracobiorców:
-W sumie to nic dziwnego, cóż mi innego zostało, jak prosić o pomoc starców i dzieci, licząc, że się nad nimi zlituje. Gdzie diabeł nie może tam babę pośle, razem z dziadem i dzieckiem. Znakomicie, skoro Gildia nie jest w stanie mi zaoferować nikogo innego, to muszą wystarczyć. Niczego w końcu już nie ryzykuję.
Spojrzał prosto w oczy Fabienowi, a potem Myrowi, nie przejmując się zupełnie tym, że chyba ich nieco lekceważył i obrażał. Jego ton był ciągle zdenerwowany, tak, jakby denerwowało go, że musi prosić o pomoc dziadka z wnuczkiem, którzy na pewno nie dadzą rady.
-Dobrze... najemnicy. Nazywam się Rurik Shervenheld i pragnę złożyć wam ofertę. Otrzymacie piętnaście tysięcy sztuk złota i, możliwe, że dodatkowe profity, jeżeli rozwiążecie pewien problem.
Piętnaście tysięcy sztuk złota do podziału było naprawdę dużą sumą. Można by za nią wyżyć i cały rok, albo kupić pierwszej klasy uzbrojenie, zbroję, miecze, i tak dalej, a w dodatku jeszcze konia i... i tak wyżyć pewnie z pół roku. To wręcz podejrzane, że za takie błahe zlecenie płacił taką nagrodę.
-Na wschodzie, za miastem, stoi wysoki mur, a za nim mieszka pewien... trener. Trener sztuk walki. Zawarłem z nim umowę, podług której miał nauczyć mojego syna bycia prawdziwym mężczyzną. Niestety, nie byłem wtedy... umowa jest dla mnie bardzo niekorzystna. Jeżeli ją złamię, czyli odbiorę swojego syna przed upływem pięciu lat, to stracę połowę swojego majątku i część udziałów, którymi dysponuję. W umowie zawarte jest, że mój syn może zginąć podczas treningu, a trenerk... trener, nie poniesie za to odpowiedzialności. Dostałem od mojego pierworodnego wiadomość, że nie czuje się najlepiej, w dodatku usłyszałem, że pod ręką tego trenera zginęło już parę dzieci. I tu wkraczacie właśnie wy.
Przerwał na chwilę, abyście zdali sobie sprawę z powagi sytuacji, po czym kontynuował:
-Musicie przekonać tego trenera by zrezygnował z naszej umowy. Nie próbujcie go atakować albo zabić, to nie ma sensu. Jest naprawdę silny, nie wygrały z nim całe grupy poszukiwaczy przygód. Wykradnięcie umowy również niczego nie rozwiąże, zresztą schowa...ł go zapewne w miejscu, gdzie jej nie odnajdziecie chociażbyście mieli się przekopać przez całe jego podwórze. Musicie w jakiś inny sposób przekonać tę osobę, by zrezygnowała z treningu mojego syna.
Mężczyzna westchnął.
-Mam nadzieję, że zrozumieliście. Liczę, że rozpoczniecie swoje zadanie już jutro. Jeśli wam się nie uda, nie pokazujcie mi się nawet na oczy. I teraz, najmniej lubiana przeze mnie część - czy macie jakieś pytania?