Ludzi w karczmie przestało ubywać, wręcz przeciwnie, ci bardziej odważni przyszli by zobaczyć co się dzieje. Tajemnicze kobiety były dla niektórych chyba jakimś widowiskiem. Największa, pewnie przywódczyni, razem z gnomką usadziły się na jednym ze stołów (niezbyt elegancko, bo trzymały na nim również nogi) i gdy karczmarz przyniósł trunek, zaczęły po prostu pić prosto z beczułek (gnomka z antałka). Nie patrzyły na nikogo, nie reagowały na rozgardiasz. Chyba rzeczywiście, przyszły tutaj by tylko wypić.
W przeciwieństwie do swoich towarzyszek.

-Tfu! Co za chujowe miasto, nie mające żadnego jednego godnego przeciwnika! Rwa wasza mać, mam was pociąć wszystkich na kawałki? To zrobimy inaczej! Kto ma wystarczająco jaj by zmierzyć się ze mną w konkursie picia?
Lekko już podchmieleni panowie w karczmie przyjrzeli się podejrzliwie półelfce. Była szczupła i nie wyglądała na taką co ma mocną głowę. Jeden, wyjątkowo opasły chłop podszedł bliżej do kobiety i przyjął jej wyzwanie. Chwilę później, przed "zawodnikami" stały beczułki z najmocniejszym alkoholem w karczmie przyniesione przez Kawalera. Po paru szklanicach diablo mocnego trunku i tak już podpity wieprz przegrał, wymiotując i tracąc zmysły. Półelfka nie wyglądała na zbyt poruszoną. Podeszła do mężczyzny odcinając sakiewkę od jego pasa i podrzucając ją w powietrzu:
-Nagroda dla zwycięzcy. Ktoś ma jeszcze jaja?
Tym razem zgłosił się prostacko wyglądający chłoptaś, zapewne myślący, że po pierwszej rundzie półelfka będzie na tyle wstawiona, by przegrać. Znowu, to kobieta była górą i podobnie jak wcześniej, zwinęła sakiewkę swemu przeciwnikowi. Złodziejka, trzymając w jednej z dłoni kufel rozejrzała się po otaczającym ją wianuszku osób. Wszyscy się chyba już przekonali, że nie ma sensu z nią zaczynać. Ta jednak nie miała dość.
-Co? Już nikt nie ma jaj? Nikt nie ma honoru?
Cisza.
-No to będziemy brali na wyrywki.
Po czym wolną ręką chwyciła za ramię stojącą w tłumie młodą kobietę i siłą posadziła ją na krześle. Otoczyła ją "opiekuńczo" ramieniem by przypadkiem nie uciekła:
-Widzisz panienko? Kiedy w lokalu nie ma mężczyzn musimy sobie radzić same, czyż nie?
Wbiła paznokcie w ramię dziewczyny śmiejąc się złowieszczo, a ta pisnęła cicho. Po ręce spłynęła jej kropla krwi. Nikt z tłumu się nie ruszył.
-No nic, no to kontynuujemy zawody. Jeżeli nie będziesz chciała pić to wybiję ci zęby i wleję trunek w gardło siłą. Zobaczymy ile jesteś w stanie wyłoić. W sumie nigdy nie widziałam jak ktoś zapija się na śmierć... albo gdy będziesz nieprzytomna oddam cię stojącym tu panom... tyle możliwości...

-Moje drogie damy, po co te nerwy? Przecież nie dzieje się nic złego, a wasza przyjaciółka to chyba potwierdzi. Czyż nie?
Kobieta, którą elfka przyciągnęła do siebie spojrzała nieprzytomnie po swoich towarzyszkach po czym... zaczęła klękać przed damą w szkarłatnej sukni. Ta ułożyła wygodnie nogę na nodze, a arystokratka przeszła niemal do pozycji leżącej. Nim jej przyjaciółki zdążyły zareagować zaczęła... całować i lizać stopę elfki. Ta zaśmiała się cicho patrząc na przerażone twarze pozostałych dwóch szlachcianek:
-Och? Skąd te spojrzenia? Wasza przyjaciółka najwyraźniej bardzo mi się spodobała... to znaczy ja jej, oczywiście. Same zobaczcie, jak szybko się do mnie przywiązała. Sądzę, że zabiorę ją zaraz na górę i, kto wie, jak spędzimy resztę nocy...
Dziwnie zachowująca się kobieta wstała z ziemi i usiadła przy elfce. Ich twarze zbliżyły się niebezpiecznie do siebie. Dwie szlachcianki czując, że dzieje się coś bardzo niedobrego, z czym same sobie nie poradzą, rozejrzały się rozpaczliwym, błagalnym spojrzeniem po karczmie, szukając jakiegoś ratunku.
Sytuacja w przybytku robiła się coraz bardziej nieprzyjemna - można się było tego spodziewać, a kto wie, czy wasze zaniechanie działania już na samym początku, gdy tylko podejrzane kobiety weszły z hukiem do karczmy, nie wpłynie jakoś na dalszy przebieg wydarzeń...