-Pewnie, brachu.
Powiedział Nakama i pokierował rozmowę tak, by mutanciątko zaczęło opowiadać na dany temat. Okazało się, że stworzenie praktycznie nie zna pojęcia kradzieży. A raczej znał je na zasadzie, że on może wziąć co mu potrzebne, ale reszta lepiej niech trzyma łapska od jego własności. Czyli takie myślenie Kalego połączone z brakiem empatii. Powiedział, że bierze to, czego akurat potrzebuje, ale nie odparł wprost: "tak, ukradłem to, to i to".
Mutanciątko opisało pokrótce hierarchię społeczną jego rodzaju. Kiedyś, rządzili Mati i Seba. To była dwójka mutantów-piłkarzy, która przez jakiś czas sprawowała władzę w mieście, a potem odeszła w świat. Teraz, rządzi Gruby, jeden z trzech "oryginalnych" mutantów. Przez "oryginalnych" miał na myśli tych, którzy przybyli do tego miasta razem z Matim i Sebą i z których powstała "reszta".
Od kiedy nie ma więc dwójki piłkarzy, o których zresztą mutanciątko opowiadało z pewnym lękiem, rządzi właśnie Gruby, który mieszka w tym pubie o którym rozmawialiście wcześniej. Chociaż rządzi to było złe słowo, bo od kiedy para mutantów opuściła miasto, zieleniaki robiły to co im się żywnie podobało. Część, powstała z Grubego, zaczęła zbierać różne rzeczy w jakimś jedynie znanym sobie celu. Reszta żyje chwilą, carpe diem i takie tam. Mutanciątko było chyba dość elokwentne jak na taką paskudę.
Mutanciątka, które nie powstały z Grubego nie czuły wobec siebie zbytniej lojalności. Miały się po prostu w dupie, ot co.