(Zapomniałem w poprzedniej turze: -1 amunicji)
Muzyka
W końcu, trójka dzielnych śmiałków z Whalers ustawiła się na łyżce katapulty i przygotowała do wystrzału, podczas gdy byki uczyły się je obsługiwać. Na znak dany Sokolovowi, ten odpalił maszynę. Poczuliście potężne szarpnięcie, a przeciążenie sprawiło, że na dosłownie sekundę straciliście przytomność. A potem już lecieliście. To było... niesamowite. Czuliście jak wiatr omiata wasze twarze i patrzyliście z góry na Krater Tauris, który był teraz niczym mały kubek pod waszymi stopami. Widzieliście też Moto Moto, wciąż kolosalnego, ale już nie tak groźnego, jak mogłoby się wydawać.
Zmieniliście zdanie, gdy zaczęliście się zbliżać do jego cielska po odpaleniu spadochronów. To stworzenie było naprawdę GIGANTYCZNE. Nie widzieliście takiego kolosa. Można by na jego plecach założyć całe miasto. Może to był jakiś pomysł? Jeśli potwór zniszczy Tauris, to może by założyć miasto na jego grzbiecie? A co jeżeli się przewróci? Wtedy by było słabo. Cała trójka zabójców w końcu opadła na szczeciniastą skórę rozedrganego zwierza. Jego szczecina była niczym drzewa, przesłaniające wam częściowo widoczność. Nie chcieliście wiedzieć jakie dzikie zwierzęta tutaj żyły, ale miały mnóstwo miejsca by się ukrywać.
Po chwili usłyszeliście krzyki. To Męskotur i jego obstawa spadały z góry. Pojawił się tylko drobny problem. Nie trafili. Przywódca osady ominął Moto Moto i poleciał gdzieś dalej, ściągnięty nagłym podmuchem wiatru. Drugiemu bykowi chyba nie otworzył się spadochron, bo zauważyliście jak spada w oddali. Tuż obok was, jako jedyny, opadł trzeci towarzysz Gruma. A był nim...

A raczej była, piękna Andersonia Męskotur, żona wodza osady. Jeszcze będąc w powietrzu rozpięła spadochron i spadła między was. Długowłosa piękność w wyzywającym, czarnym stroju, mająca w sobie coś z amazonki i... wyższa od was o niemal dwie głowy. Rozmasowała nadgarstki i ruszyła parę razy nogami. Jej jedyną bronią były nabijane kolcami kastety. Spojrzała na was swoim dumnym, władczym spojrzeniem:
-Kiedy polecieliście, stwierdziłam, że powinnam osobiście chronić swojego męża, a Grubar nie chciał chyba się ze mną kłócić.
Zacisnęła pięści i przyłożyła kastety do siebie.
-Tak czy siak, z tego co widziałam nie trafił, a Robar w ogóle nie odpalił spadochronu. Dureń. Musimy uważać. Lecąc nad tym bydlęciem zauważyłam nieco niebezpieczeństw.
Nagle, jak na złość, zerwała się ogromna burza piaskowa, jeszcze bardziej ograniczając wam widoczność. Jakby tego było mało, znajdowaliście się mniej więcej w okolicach nad zadem, dlatego wstrząsy tutaj były naprawdę potężne, a odgłos wpychanego czegoś w krater was niemal ogłuszał. Musicie najpierw określić w którą stronę iść (z tym raczej nie będzie problemu), a potem... no, dojść tam gdzie chcecie. Co robicie?