
Grupa, która wędrowała ku Kunn została zatrzymana przez dość miły dla oka widok. Przed ich grupą stanęła piękna, skąpo odziana kobieta o długich, różowych włosach i ponętnym spojrzeniu. Nie miała co prawda piersi jak piłek, ale zdecydowanie można było ją uznać za osobę o ponadprzeciętnej urodzie. Co dziwne, była najwyraźniej sama. Na środku pustyni. I nie wydawała się przejęta tym faktem. Położyła dłoń na biodrze, przechylając je nieco w bok.
Jej dłonie i stopy były zakrwawione. To chyba o niczym dobrym nie świadczyło, ale może warto podejść do sprawy bez uprzedzeń?
-Proszę, proszę. Nareszcie znalazłam jakichś dobrze prezentujących się ludzi. Witajcie wędrowcy, jestem Maralie. Nie chcielibyście się może... zabawić?