-Mniej marudzenia, więcej trenowania. Łap.
Trenerka zdjęła z nadgarstków i stóp dziwne bransolety, po czym podała je Amy. Samigna również oddała tą, którą została rzucona. Ważyły z dobrych, parę kilogramów. Trenerka staksowała spojrzeniem pannę Apple.
-Mam jeszcze obciążany stanik, ale chyba będzie na ciebie za duży.
To nie było miłe. Trenerka wyprostowała palce dłoni, a te strzyknęły nieprzyjemnie. Rozpoczął się trening.
...

Parę godzin później, Amy leżała na ziemi niczym rozgnieciony przez czyiś but robak. Trening był skrajnie wyczerpujący, na tyle, że nie mogła się teraz kompletnie ruszyć. Była zmarnowana ponad wszelkie granice. Trenerka nie miała zbyt wiele litości podczas treningu, ale trzeba było przyznać, że naprawdę potrafiła czegoś nauczyć. Styl walki którego Amy się poduczyła przypominał połączenie capoeiry i chwytów. Nauczyła się wyjątkowo efektownych kopnięć w głowę oraz wzmocniła ciało dzięki obijaniu mięśni. Różnica, zaledwie po paru godzinach, była ogromna. Jeżeli wszyscy dominicanus byli tak trenowani, to musiały to być potwory, a nie ludzie. Teraz, Amy tak trochę zdychała. Nie było mowy o wstaniu.
Samigna kucała nad nią i poiła wodą. Wydawała się dość zakłopotana sytuacją w której się znalazłyście. W końcu, po chwili niezręcznej ciszy powiedziała, zgrzytając zębami:
-Ch-chyba będę cię musiała zabrać do noclegowni w dzielnicy Pacifistas. Umm... Dosłownie. Jeżeli ci to nie przeszkadza oczywiście.
To będzie dobra okazja do podpytania Samigny o jakieś ciekawostki związane z miastem. Poza tym, jej niechęć do dzielnicy Lovemakers wskazywała na to, że będziecie przeprawiały się przez dzielnicę Negazione. Albo na ukos, przez środek miasta, który był otoczony murem. To było jedyne miejsce, którego tak naprawdę nie widzieliście. I nie wiedzieliście nawet co tam się znajduje, chociaż dość łatwo można się było domyśleć, że to dzielnica Boga.