Nikogo nie zdziwił więc widok księdza Richarda, który z nonszalancją przestąpiwszy jego próg, lekko ukłonił się jednej ze znajomych dam, Mary Sue.
- Szczęść Boże, co ksiądz tutaj robi? - zagadała kobieta, uśmiechając się i mrugając do duchownego.
- A cóż takiego można robić w Świętym Jacku? - odpowiedział pytaniem mężczyzna, również szczerząc zęby. - Przyszedłem coś zjeść. Dotrzymasz mi towarzystwa?
- No dobrze, skoro nalegasz - odpowiedziała Sue ze skrywaną radością, otwarcie wywracając oczami i krzywiąc się. Na widok znajomego wyrazu twarzy, ksiądz uśmiechnął się pod nosem.
* * *
- Dobrze, to co sprowadza Cię tutaj... poza jedzeniem? - zapytała kilkanaście minut później Mary, zakładając nogę na nogę i sadowiąc się wygodniej w krześle. Richard westchnął. Przejrzała go na wylot. W rzeczywistości, jako duchowny kontemplujący, mężczyzna zwykle jadał posiłki w swojej celi.- Cóż... jest pewien mężczyzna, którego mógłbym chcieć poznać - odpowiedział, nachylając się nad stołem i ściszając głos. - Zwie się ponoć Salvatore Leggio... jeśli w ogóle istnieje - dodał i posłał przyjaciółce wyczekujące spojrzenie.