To było wyjątkowe święto, święto miłości, wiosny i życia, święto piękna i zabawy. Ludzie tańczyli, rozmawiali, bawili się, śmiali, pili, flirtowali, zawierali nowe znajomości. Setki bardów ułożyło na tę okazję specjalne pieśni o uczuciach i tęsknocie, które teraz prezentowali rozbawionemu tłumowi, przekrzykując się wzajemnie. Circusy, teatry i kuglarze także mieli roboty po czubek głowy. A piwo, wino i gorzałka lały się po ulicach miast, w pełnej radości zabawie.
Wiele osób mówiło, że to święto będzie jedną wielką orgią. Rzeczywiście, na ulice miast wylały się pary, które okazywały sobie uczucia, nie bacząc na postronne osoby. Adoratorzy w końcu mieli okazję wyznać swoim uwielbionym kobietom miłość, a one miały święte prawo kopnąć ich w jaja za bezczelność. Do przekroczenia pewnej granicy przyzwoitości w miejscach publicznych dochodziło jednak rzadko – dbały o to powiększone oddziały straży miejskich oraz wojsko. To miało być święto pełne zabawy, szczęścia i miłości. Awanturnicy mogący zniszczyć radosną atmosferę, mieli okazję zwiedzać lochy do czasu wytrzeźwienia, a za bardziej nieobyczajne czyny nawet otrzymać kontrakt niewolniczy na parę dni. Straż starała się bardziej przymykać oko niż zazwyczaj, ale gdy robiło się gorąco, nie patyczkowała się z podpitymi łobuzami.
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Choć w kolorowych od kwiatów miastach panował niebywały gwar, wiele par spędzało święto nad brzegiem Wielkiego Jeziora El'Mante, by w ciszy i spokoju kontemplować miłość, naturę oraz życie. Spokój panował również na królewskim Dworze Lśniących Piór w Lazure, gdzie akurat, odbywało się spotkanie, na które zaproszeni zostali władcy z sąsiednich państw. Nie wszyscy mogli się stawić osobiście, dlatego przysłali zastępstwo. Nie martwiło to zbytnio Dlanora Archibalda Knoxa, Wielkiego Mecenasa i króla Del'Arte. Większość gości uszanowała jego zaproszenie, a on sam nie miał zamiaru się narzucać.
Siedział na wysokim, podbitym materiałem krześle, na końcu długiego, prostokątnego stołu. Odział się bardziej elegancko niż zazwyczaj. Co prawda jego ramiona okrywał zwyczajowy płaszcz z futer czarnych wilków, ale głowę wyjątkowo zdobiła mała, złota korona, a palce i nadgarstki błyszczały od nadmiaru pierścieni i bransolet.
Sala w której znajdowali się goście, była przestronna i elegancka. Ściany zdobiły tarcze, broń, skóry i portrety, które ułożone w sposób rozmyślny, tworzyły historię, historię bitew, walk o wolność królestwa Del'Arte, prowadzonych setki lat temu. Stół pełen był różnorakich potrwa oraz importowanego alkoholu. Znaleźć można było, z racji na obchodzony festiwal, głównie warzywa oraz owoce, ale cóż to była by za uczta bez wielkiego dzika, bażantów i przepiórek? Każdy miał przed sobą piękną, zdobioną zastawę oraz wielki puchar. Wkoło krzątała się służba, obsługując maralie, bo tak nazywano w tym kraju gości i sprawdzając pieczołowicie każde danie przed podaniem. Skandal na uczcie byłby. Pod ścianami zaś czuwało w bezruchu trzydzieści członkiń Eiserne Jungfrau, elitarnej straży władcy. Przed wejściem oraz w całym dworze, było ich jeszcze więcej. Z niektórych krajów przybyli też żołnierze, którzy mieli ochraniać swoich możnowładców. Pozwolono im pilnować posiadłości, ale każdy ich ruch był obserwowany.
Na małym podwyższeniu, za plecami monarchy, siedział starszy mężczyzna, który razem z dwoma chłopcami przygrywającymi mu na del'artańskich instrumentach, śpiewał pieśń o zakochanym wędrowcu, który spotkał łowczynię Dianę. Choć jego umiłowanie piękna damy nie spotkało się z miłym przyjęciem, pieśń miała całkiem humorystyczny wydźwięk, była też zdecydowaną pochwałą natury.
Władcy, którzy przyjechali samemu, z orszakami bądź w przysłanych karetach, zajmowali miejsca najbliżej króla Del'Arte. Nieco dalej, siedzieli urzędnicy z dworu, dzieci Dlanora i najważniejsi członkowie orszaków, których chcieli ze sobą przyprowadzić władcy.
-Wielcem jest rad, że aż tylu Was przybyło, moi drodzy mutserra. - rzekł wstając król Dlanor, gdy bard zakończył swą pieśń – To spotkanie jest wielkim osiągnięciem dla współistnienia naszych państw. Pragnę Wam podziękować, za wizytę na moim skromnym dworze. Jesteście maralie, błogosławionymi gośćmi. Jedzcie, pijcie, tańczcie, słuchajcie muzyki naszych bardów i... rozmawiajcie. Nie zabraknie Wam tu żadnych zbytków.
Uniósł puchar z winem do góry, obserwując przybyłych władców. Każdego z nich obdarzył krótkim, acz uważnym spojrzeniem, jakby chciał sprawdzić ilu tak naprawdę przybyło na uroczystość. W końcu jego ręka z naczyniem drgnęła, gdy powiedział:
-Za miłość i pokój między naszymi narodami oraz udany Festiwal Kwiatów.
Non clima: