Pechowcy

Piętnastu chłopa na umrzyka skrzyni. Archiwum sesji zakończonej.
Awatar użytkownika
Ygrek
Posty: 293
Rejestracja: 2013-10-22, 23:08
Tytuł: Wiecie kim jestem
Has thanked: 4 times
Been thanked: 10 times

Pechowcy

Post autor: Ygrek »

W czasach zarazy jedni mieli więcej szczęścia, inni mniej, ale każdy kto żył z pewnością miał pecha w tym, że przyszło mu przemierzać ziemski padół własnie w tych dniach. Pewna wyspa należała chyba do jakiejś misternej pajęczyny zrządzeń losu, bo akurat na niej musiały przeciąć się nieszczęśliwe przypadki obcych sobie osób.
MARTHA
Cała wysepka nazwę swą brała od głównej mieściny, jaka się na niej znajdowała: Stockton. Był to niewielki ląd, ale jednak trochę na sobie mieścił. Było miejsce na miasteczko w głębi, aż dwa porty, kilka chat, tartaki i tak dalej. Małe, spokojne miejsce opodal równika, będące daleko wysuniętą włością Magnatów z odległego Czerwonego Archipelagu.
To tu żyła Martha Zalman, wiodąca zwyczajne życie w portowej karczmie. I tak jak setki tysięcy innych zwyczajnych żyć na świecie - także to zostało zburzone przez zarazę. Martha przypuszczała tak jak wielu mieszkańców, że wszystko zaczęło się z jakimś przybyciem nieszczęsnego statku do tutejszego, południowego portu, poprzez szczury czy coś takiego. Statek miał załatwić swoje sprawy, odpłynąć i zostawić Stockton z niemiłą niespodzianką.
Prawda była jednak zgoła inna, i choć faktycznie pojawienie się zarazy miało związek z przybyciem pewnego okrętu, to wszystko było o wiele poważniejsze. Takich plotek jednak nie zdołała dosłyszeć kiedy jeszcze było to możliwe. A teraz wszak pozostały jej tylko ciche pomrukiwania i jęki umarłych na górze, które stopniowy cichły i cichły, jakby trupy poczęły nużyć się i drzemać...

Do czasu, gdy przyszedł dzień, w którym definytywnie coś zaczęło krzątać się koło karczmy i obudziło zwłoki. Wkrótce usłyszała ich znużone stęknięcia, powolne wstawania, znajomy, koślawy tupot i skrzypienie desek, a w końcu - strzał z zewnątrz, trzask, łupnięcie drzwi wejściowych, kolejne uderzenia w drewno i szaleńczy tumult martwych stóp, gdy umarli masowo wybiegli na zewnątrz.
I nie wrócili. Już od dłuższego czasu. Kobieta znała odgłosy, jakie wydawali i brzmienie ich kroków po karczmennej podłodze, więc nie miała wątpliwości, że budynek jest teraz pusty. Martwe kroki, jakieś krzyki - czyżby ludzkie? Wszystko to stopniowo cichło, by teraz już całkiem zniknąć.

THOMAS
Były porucznik miał pecha, jak wszyscy.
Ludzie w obliczu zarazy reagowali różnie. Myśliciele mawiali, że w takich sytuacjach i takich czasach - objawia się prawdziwa natura każdej osoby. Że w obliczu zagłady z każdego wychodzi to co najgorsze, lub to co najlepsze. Jedni byli zwolennikami teorii, że to czasy ucieleśniające ludzką podłość i marność, czasy śmierci i strachu, a inni - że to czasy bohaterów i poświęceń, jeszcze inni że to dni odsiewu słabych.
Ci ludzie, z którymi musiał się zetknąć gdy to wszystko się zaczęło, najwyraźniej należali do kategorii podłości i marności. Nie myśląc rozsądnie i nie siląc się na rozumienie, uznali całą jego rodzinę za zarażoną i bez zastanowienia wydali wyrok także i na niego. Marni wobec tego co nieznane, silni w grupie i podążający za bezmyślnym instynktem tłumu. Jedną pocieszającą rzeczą mogła być myśl, że i oni wkrótce po jego ucieczce zapewne zdechli w męczarniach. Ale musieli mieć miny.
Wiatry przywiały Thomasa Marrowa w to miejsce. Trzeba przyznać, ze były to wichry burzliwe, surowe i gwałtowne. Czasy zarazy nie oznaczały tylko choroby, stosów i żywych trupów, ale także ogólny chaos na świecie, kryzysy gospodarcze, polityczne i - rzecz najważniejszą - zwiększenie śmiałości i aktywności piratów. Gdy państwa trudziły się z opanowaniem galopującej choroby nie mogły już poświęcić im tyle uwagi, przynajmniej na początku. To wystarczyło by na niektórych wodach zapanowała niemal anarchia. Także liczebność piratów, korsarzy i band najemników zaczęła się powiększać w tych warunkach; również za sprawą zastępów wygnańców, bezobjawowych nosicieli i wyrzutków bez niczego do stracenia. I pechowców. Żeby żyć, trzeba na czymś płynąć i coś jeść, a z honoru nie ugotuje się zupy...
Ostatnia "kompania" doprowadziła go tutaj. Nie łączyła go już z nią nic, był to w sumie tylko przystanek do rozejścia się w swoje strony. Nie było tu już nic do dodania - tamci odpłynęli po uzupełnieniu zapasów gdzieś na południe, pod tropikalne archipelagi, a on mógł odpocząć i rozejrzeć się za następnym przystankiem i transportem. Przez kilka dni wszystko było w porządku, aż w końcu zjawili się oni. Bo przecież musieli kiedyś zjawić się cholerni piraci, prawda?
Pamiętał wyraźnie dzień, w którym przybyli. Wędrował wtedy do mniejszego, południowego portu po wizycie w miasteczku. Ludzie w porcie mówili, że nocą, na północy wyspy, na dzikim wybrzeżu wylądował - a właściwie prawie rozwalił się - jakiś ogromny, ciemny okręt. Nikt nie traktował tego jak poważnej groźby zagrożenia. Przecież żadni tępi piraci nie podnieśli by ręki na włości Czerwonych Magnatów?
Najwyraźniej już wtedy Magnaci spisali te okolice na straty w obliczu zarazy, widocznie wiedząc więcej niż przeciętni obywatele... Pod osłoną nocy mogli dotrzeć gdziekolwiek, a teraz Thomas już wiedział, że działali bardzo szybko. Spieszyło im się. Oni przed kimś uciekali i przywiało ich to tutaj. I to oni przynieśli tu zarazę. Ci kretyni nawet o niej pewnie zbyt wiele nie wiedzieli...
Sądzono, że zdołali chować się w lasach jakiś tydzień, nim w końcu zidentyfikowano problem, ale już wtedy było za późno. Ograbili parę odległych, rybackich chat, by pewnie nie zdechnąć z głodu, a w tym samym czasie zaraza, którą przynieśli, już się rozpoczęła. Rozprzestrzeniła się gwałtowniej niż wieść o tym, do kogo należał okręt, który wylądował nocą. A przecież co głupsi z mieszkańców widząc pusty okręt pozbawiony oznaczeń i flag zaczęła go przeszukiwać, rozkradać i zabierać jakieś drobnostki... a wśród nich musiały być jakieś części zapasów, a między skrzyniami musiało też siedzieć kilka szczurów, prawda? Nie wiadomo co ułatwiło działanie zarazie, ludzka nieostrożność czy zrządzenie losu.

Thomas miał nieszczęście zostać zaskoczonym przez piratów, gdy cały chaos dopiero się rozpalał. Jedni ludzie mówili o zarazie, inni im nie wierzyli, inni mówili jeszcze coś innego. Wrogowie napadli na portową karczmę akurat wtedy, gdy on się tam stołował. Co ciekawe, nikogo - przynajmniej wtedy - nie zabijali; widząc, że tylko porucznik wyglądał na kogoś groźnego, wymierzyli w niego pistolety i kazali się nie ruszać, podczas gdy któryś otoczył stoły, zaszedł go od tyłu i zdzielił w potylicę, ogłuszając. Trzeba było przyznać, że działali szybko i sprawnie, a że było ich ponad dwudziestu, niewiele mógł zrobić. Wyglądali na bardzo przejętych, śmiertelnie poważnych i Thomasowi wydawało się nawet, że któryś z nich przyglądał mu się tak, jakby go rozpoznawał. Może w przeszłości miał na pieńku z flotą Cytadeli i zobaczył w nim byłego żołnierza? Może stwierdził, że porucznik jest warty bycia zakładnikiem czy coś takiego... ale to nie miało teraz znaczenia.

Najprawdopodobniej gdy już został ogłuszony, zawlekli go do którejś z chat w porcie, zamknęli w niej "na potem" i przystąpili do grabieży. Najprawdopodobniej. Bo gdy już się obudził, to nigdzie nie było piratów, ani nikogo innego. Za oknem wiał ponury wiatr, a na opustoszałych uliczkach małego portu przewracały się roztrzaskane przedmioty.
Cholernie bolała go głowa, a na potylicy miał potężny strup. Chyba przesadzili. Był też przeraźliwie głodny i spragniony; czuł się tak, jakby spał chyba ze dwa dni. Wszystko było głośne i bolesne niczym na kacu.
Bez problemu usłyszał więc szuranie daleko za chatą. Gdy tylko uchylił drzwi, by chociaż przez nie rzucić okiem zobaczył coś, co postawiło go na nogi - w oddali port opuszczały ciemne sylwetki poruszające się koślawo i dziwacznie. Jedna chyba dostała czymś w głowę i naglę się przewróciła, ale inne kontynuowały marsz, coraz bardziej znikając z pola widzenia.
Teraz przypomniał sobie, że to właśnie jakieś hałasy go obudziły i były to hałasy wielce zbliżone do tych, które sam nieraz miał nieprzyjemność wywoływać podczas swoich potyczek z umarłymi.
Awatar użytkownika
Pupu pan Panda
Posty: 821
Rejestracja: 2013-08-19, 14:26
Has thanked: 1 time
Been thanked: 2 times

Re: Pechowcy

Post autor: Pupu pan Panda »

-Razor?
Razora nie było. Marrow był zły na siebie, że wciąż jeszcze nie wykorzenił niektórych nawyków. Nawyków które przypominały. A przypominanie bolało.
Thomas ostrożnie pomacał potylicę, syknął. Nie był jednak zbytnio przygnębiony. W sumie to nawet cieszył się, że znalazł się w rękach piratów, a nie zombie. Przynajmniej mógł czuć ból. "Lepiej ból, niż tęsknotę", pomyślał. I znowu skarcił sam siebie za swe żałosne zachowanie.
Były porucznik rozejrzał się za swoim mieczem. Znalazłszy go, bądź nie, uchylił drzwi i zobaczył coś, co widział codziennie. Chodzące trupy. Przeklęte oksymorony, których nienawidził. Wstydził się owej nienawiści, przecież to byli chorzy ludzie.
Trzeba było jednak zastanowić się nad teraźniejszością. Marrow głowił się, co skłoniło wszystkich do opuszczenia miasta, skąd wzięli się zarażeni? Nie starał się na razie łączyć tych dwóch wątków, nie w swoim obecnym stanie. Zostawanie w chacie nie wydawało się Thomasowi najlepszym rozwiązaniem. Był głodny. Musiał znaleźć jedzenie. I picie. Co prawda nie pierwszy raz głód zajrzał mu w oczy, ale nie był to powód, by taki stan utrzymywać. Wyjrzał jeszcze raz przez szczelinę. Ostrożnie rozszerzył ją na tyle, by mógł się przecisnąć. Rozejrzał się wokół siebie po raz kolejny. Pustka. A pożywienie trzeba było znaleźć. Skierował zatem swe kroki do budynku, w którym ostatni raz coś jadł. Do karczmy. Miał nadzieję, że jeśli zombie zaatakowały okolicę to pewnie ludzie uciekali jak najszybciej, nie troszcząc się o zapasy.
Ygrek pisze:Jeden z drugim wyciągacie ręce
A trzeci loot łapie i chwyta
Ja widzę tylko niestety
A chuj nie legendar bo kasa i strzykwa
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: Pechowcy

Post autor: Liadan »

Czas płynął leniwie. Nic się nie działo. Traciła już nadzieję, gdy coś usłyszała. Najpierw jakiś huk, później szuranie stóp... kroki kierujące się w kierunku drzwi... i cisza. Nasłuchiwała jeszcze chwilę. Nic się nie działo. Podeszła do klapy, zdjęła zabezpieczające je sztaby, delikatnie uchyliła klapę i rozejrzała się po kuchni. Pusto. Postanowiła zaryzykować. Otwarła klapę, zabezpieczyła, by móc szybko wrócić do kryjówki i ją ponownie zatrzasnąć. Teraz ostrożnie wspięła się po drabince i stanęła w swojej kuchni. Sięgnęła po tasak do mięsa. W drugą rękę uchwyciła patelnię i tak uzbrojona zajrzała do głównej sali karczmy. Pusto. Podeszła do okna, ostrożnie wyjrzała przez szparę między okiennicami. Jej ostatni "goście" kierowali się poza osadę szurając i postękując. Wreszcie zapanowała martwa cisza, zakłócana tylko przez szum fal.
Uwagę Marthy przykuł jakiś ruch. Ktoś ostrożnie opuścił jedną z chat i teraz kierował się w stronę jej karczmy. Poruszał się ostrożnie, ale szedł pewnie. Nie wyglądał na zombie.
- Czy poza mną jeszcze komuś udało się uniknąć zarazy? A może to jeden z nosicieli?- zastanawiała się.- Cóż, nawet jeśli to nosiciel, to póki żyje jest jeszcze człowiekiem, a lepsze takie towarzystwo, niż żadne. Ale kim on jest? Jakie ma zamiary? A może to jeden z piratów?
Na wszelki wypadek ukryła się za drzwiami, odłożyła tasak na stojący tuż obok stół, pewniej chwyciła patelnię obydwoma rękami i na chwilę zamarła bez ruchu w oczekiwaniu.
W końcu nieznajomy doszedł do drzwi i je otworzył. Martha wzięła zamach i z całych sił uderzyła celując w głowę wchodzącego. Jej zamiarem było ogłuszenie go, by móc go następnie związać, a wtedy bezpiecznie porozmawiać. Ot, niezbędny środek ostrożności w tych czasach.
Awatar użytkownika
Pupu pan Panda
Posty: 821
Rejestracja: 2013-08-19, 14:26
Has thanked: 1 time
Been thanked: 2 times

Re: Pechowcy

Post autor: Pupu pan Panda »

No i Thomas dostał w łeb po raz kolejny. Mimo ściskającego głodu, nie wszedł do karczmy, jak robol po pracy, otwierając drzwi kopnięciem. Ostrożnie podszedł do wejścia, leciutko uchylił drzwiczki. Popatrzył wgłąb budynku, następnie lekko wystawił głowę, żeby rozejrzeć się na boki. Pech chciał, że najpierw wybrał stronę, po której agresywnej kobiety nie było. A potem nic nie było. Mógł się tylko cieszyć, że dostał w bok głowy, a nie w bolącą potylicę.

***

Obudził się związany. Było mu wszystko jedno. Łeb bolał, żołądek ściskał, język był suchy jak wiór. Ani się pomacać, ani się podrapać, ani nic. Ale wszystko jest lepsze od bezczynności. Począł zatem wołać swojego oprawcę.
-Halo, jest tu kto? Jeszcze nie zdechłem.
"Chociaż chyba wolałbym", dołożył w myślach.
Ygrek pisze:Jeden z drugim wyciągacie ręce
A trzeci loot łapie i chwyta
Ja widzę tylko niestety
A chuj nie legendar bo kasa i strzykwa
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: Pechowcy

Post autor: Liadan »

Patelnia idealnie trafiła w głowę mężczyzny. Martha przeciągnęła nieprzytomnego nieco dalej od drzwi, tak, by dały się one bez problemu zamknąć. Na wszelki wypadek założyła jeszcze zabezpieczającą je sztabę i zajęła się obcym. By zapobiec ewentualnym kłopotom z jego strony, związała mu ręce i nogi. Nie omieszkała przy tym starannie przyjrzeć się jego dłoniom, by sprawdzić, czy nie jest nosicielem. Teraz przyszła kolej na opatrzenie mu głowy. Patelnia nie wyrządziła mu większych szkód. Ot, nabity guz, na który wystarczy przyłożyć zimny okład. Gorzej wyglądała wcześniejsza rana. Tą kobieta starannie oczyściła, przyłożyła na nią opatrunek z chleba zagniecionego z pajęczyną i zawinęła czystym płótnem.
Martha nie była złą kobietą. Po prostu takie czasy nastały, że najpierw trzeba było zapewnić sobie bezpieczeństwo. Przyniosła więc z kuchni dzbanek piwa, chleb, ser, a nawet kiełbasę. Postawiła to na stole, a sama usiadła na ławie i czekała, aż nieznajomy odzyska przytomność i będzie mogła z nim porozmawiać.

Wreszcie obcy się obudził i zaczął krzyczeć.
- Nie drzyj się tak, jeśli nie chcesz znowu patelnią zarobić! - odezwał się kobiecy głos z jego lewej strony.- Jeszcze swoimi krzykami ściągniesz tu te zombie.
...
- Skoro będziesz cicho, to teraz pogadać możemy. Na spragnionego mi wyglądasz. Mam tu dobre piwo, to dam ci go nieco, a ty odpowiesz na moje pytania. A jak zadowolona z twoich odpowiedzi będę, to i jeść dostaniesz. Tylko żadnych sztuczek mi tu nie próbuj!
Usłyszał szelest spódnicy, gdy kobieta wstawała z ławy, jakże piękny dźwięk nalewanego do kubka napoju, stuk odstawianego dzbana. Kobieta klęknęła przy nim i przytknęła mu kubek (tak, z całkiem dobrym piwem) do wyschniętych warg. Gdy wypił (i jeśli zachowywał się przy tym spokojnie, bo jeśli nie, znowu został unieszkodliwiony patelnią), kobieta przesunęła stołek i usiadła tak, by mogli się wzajemnie widzieć. Od niechcenia bawiąc się tasakiem do mięsa spytała:
- Nigdy Cię tu nie widziałam. Gadaj więc ktoś ty i czego tu szukasz? Sam żeś tu, czy też masz jakiś kompanów? Tylko mi nie kłam!
Awatar użytkownika
Pupu pan Panda
Posty: 821
Rejestracja: 2013-08-19, 14:26
Has thanked: 1 time
Been thanked: 2 times

Re: Pechowcy

Post autor: Pupu pan Panda »

Baba. Super.
Thomas napił się piwa z rozkoszą. Pociągał jednak powoli, nie chciał się zakrztusić i nie zmarnować życiodajnej cieczy. Gdy odjęto mu kubek od warg, westchnął przeciągle. Chciało mu się jeść, więc zaczął gadać.
-Na imię mi Thomas, jestem... byłem żołnierzem. Czego tu szukam? A czego dzisiaj można szukać? Przeżyć chcę, ot co. Kompani? - porucznik spuścił wzrok, posmutniał wyraźnie. Wspomnienie wiernego psa chyba nigdy nie zniknie z jego życia.
-Nie, nie mam. Już nie. W szczegóły nie będę się wdawać - dokończył wreszcie.
-Ludzi nie zabijam. Tych zdrowych. Zazwyczaj. A jak mi dają jeść to nigdy. A, i cenię sobie wolność. Potrafię być przydatny. Stary wojak może i owszem, ale gruba zombie nie ulęknie się patelni. Moje zdolności bojowe są jednakże aktualnie trochę ograniczone. A niedawno widziałem grupę trupów niedaleko stąd, więęęc... - przeciągnął Marrow, dając kobiecinie szansę na wykazanie się domyślnością.
Ygrek pisze:Jeden z drugim wyciągacie ręce
A trzeci loot łapie i chwyta
Ja widzę tylko niestety
A chuj nie legendar bo kasa i strzykwa
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: Pechowcy

Post autor: Liadan »

- Za wiele toś mi o sobie nie powiedział - stwierdziła kobieta.- Cóż, takie czasy. Mam tylko nadzieję, że nie weźmiesz mi za złe powitania. Obietnic żadnych składać ci nie każę, bo i sensu nie ma to najmniejszego. Obiecasz mi, co zechcę, a ile z tego dotrzymasz, to już inna sprawa. No, nie patrz tak na mnie, znam życie. Sama tak bym zrobiła na twoim miejscu. Czyli wychodzi na to, że albo muszę zaryzykować, albo trzymać cię związanego. Teraz się nie ruszaj - powiedziała kobieta i tasakiem rozcięła sznury krępujące Thomasa, najpierw te na nogach, a później na rękach.
...
- Siadaj do stołu i jedz - nakazała, a sama udała się w stronę pomieszczenia za szynkwasem.- Twoje rzeczy leżą tam.
Ręką wskazała na ławę przy stole stojącym w drugim końcu karczmy.
Weszła do kuchni. Zamknęła klapę w podłodze. Co prawda uwolniła Thomasa z więzów, ale nie chciała jeszcze zdradzać mu wszystkich swoich sekretów. Wróciła do mężczyzny niosąc w ręce drugi kubek. Usiadła po drugiej stronie stołu, nalała sobie piwa z dzbana.
- Jestem Martha, a ta karczma należy do mnie - rzuciła tonem wyjaśnienia, patrząc jak mężczyzna się posila.- Coś mi się zdaje, że dawno nic nie jadłeś. No, teraz się najedz, a jak skończysz, to trzeba będzie sprawdzić pozostałe pomieszczenia, czy jakowyś zombiak się gdzieś nie zapodział. Przy okazji dobrze byłoby zabezpieczyć tylne wyjście i okna, a potem pomyślimy, co robić dalej.
Awatar użytkownika
Pupu pan Panda
Posty: 821
Rejestracja: 2013-08-19, 14:26
Has thanked: 1 time
Been thanked: 2 times

Re: Pechowcy

Post autor: Pupu pan Panda »

Thomas wstał, poprzeciągał się niemiłosiernie, pomasował nadgarstki. Widząc, że kobieta wyszła, pomacał obolałą głowę. Odkrył opatrunek, zdziwił się. Postanowił go nie ruszać, i nie wspominać o swym znalezisku. Następnie podszedł do swoich rzeczy, pochował po kieszeniach. Wziął miecz do ręki i udał się do stołu. Położył go obok siebie. I nareszcie, wziął się za żarcie. Starał się jeść powoli, przeżuwać każdy kęs, a jak mu wychodziło to inna sprawa. Na słowa karczmarki odpowiadał tylko potakiwaniem. No co? Nieładnie mówić z pełnymi ustami.

***

Najadłszy się dostatnio, przepił piwem. Potem wstał, westchnął, przeciągnął się. Trzeba było wziąć się do roboty. Nikt darmozjada nie będzie trzymał. Thomas ujął miecz w rękę i dziarsko poszedł w stronę pozostałych pomieszczeń. Do każdego wchodził powoli, ostrożnie, gotów do odskoku bądź cięcia. Wątpił, czy z pojedynczymi zarażonymi będzie mieć problem, ale zarażeni wcale nie musieli być pojedynczy.
Wyraził również dezaprobatę, co do barykadowania drzwi i okien.
-Nie wiem, czy powinniśmy tu zostawać. Wolałbym ruszyć w drogę, do jakiegoś większego skupiska ludzi. Tak łatwiej przeżyć. Zazwyczaj.
Ygrek pisze:Jeden z drugim wyciągacie ręce
A trzeci loot łapie i chwyta
Ja widzę tylko niestety
A chuj nie legendar bo kasa i strzykwa
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: Pechowcy

Post autor: Liadan »

- Większe skupisko ludzi!- prychnęła Martha.- A to nie na tej wyspie. Tutaj wiele nie znajdziesz. Ta mieścina, jeszcze jedna podobna po drugiej stronie wyspy, kilka wiosek i tartak. Ot i wszystko. No, siedzieć w nieskończoność też tu nie zamierzam. Ale tu mamy zapasy jedzenia, na dwoje na kilka miesięcy wystarczy spokojnie, a przy bardzo oszczędnym gospodarowaniu, to może i pół roku przeżyć by się udało. No i kryjówkę mam tu dobrą, taką, co to do niej zarażeni się nie dostaną.
Kobieta przez chwilę się zamyśliła.
- Dawno nie wychodziłam z karczmy, to i nie wiem, co w miasteczku się dzieje. Ale na wszelki wypadek karczmę bym zabezpieczyła, może jakoweś zapasowe wyjście zorganizowała... Jest klapa, którą kominiarz na dach wychodził jak komin czyścił, to tylko by trzeba wejście na dach zrobić. Jeno takie, coby go za bardzo widać nie było, a wejść mógł tylko żywy. Jak już się z tym uporamy, to sprawdzić by trzeba, czy ktoś tu jeszcze żywy został. A może łódź jakowaś w porcie się trafi. Bo tu zostawać nie ma już po co... No, co o tym myślisz?
Awatar użytkownika
Ygrek
Posty: 293
Rejestracja: 2013-10-22, 23:08
Tytuł: Wiecie kim jestem
Has thanked: 4 times
Been thanked: 10 times

Re: Pechowcy

Post autor: Ygrek »

Thomas nie znalazł nikogo w pozostałych pomieszczeniach. Wyglądało na to, że dawno nikt nie wynajmował pokoi na nocleg.

[Teraz małe wyjaśnienie, może nie zorientowaliście się bo też tego nie zaznaczałem co jest moją winą: port, w którym się znajdujecie, jest maleńki, to jest to samo miejsce które w innym wątku odwiedzali Borys i Mark. Tam dawałem mapkę, przeklejam ją tutaj (budynek z czerwoną plamką to wasza karczma).

Obrazek

Ponadto - czego też nie opisałem wyraźnie, mea culpa - centralne "miasteczko" znajduje się gdzieś na północy wyspy, bliżej brzegu. Około 5 GODZIN XD drogi stąd. Nie jest wielkie, ale nie jest to też wiocha zabita dechami, przed zarazą liczyło około 900 mieszkańców. Kawałek dalej jest port tak jak tu, ale większy. Może jutro uda mi się zrobić mapę tej wyspy i pokazać.]
Awatar użytkownika
Pupu pan Panda
Posty: 821
Rejestracja: 2013-08-19, 14:26
Has thanked: 1 time
Been thanked: 2 times

Re: Pechowcy

Post autor: Pupu pan Panda »

Thomas od dawna nie zostawał nigdzie na dłużej, więc pewnie dlatego pomysł zabezpieczania karczmy lub zostawania w niej wydawał mu się idiotyczny. Ale przecież miał jakiś dług wdzięczności, nie?
-No dobrze. Zabezpieczymy karczmę, potem pójdziemy o miasteczka. Jak się nam tam nie spodoba to po prostu tutaj wrócimy. Idź się pakować.
Porucznik podrapał się w głowę. Zabezpieczymy. Tylko jak? Czym? Machnął ręką i po prostu poprzystawiał wszelakie meble do drzwi i okien. Dumny ze swojej roboty zajął się następnym problemem, wyjściem na dach. Podstawił pod klapę stół, na stole położył krzesło. Wszedł na szczyt tej imponującej budowli, otworzył klapę, złapał za krawędź i wciągnął się na górę. Rozglądał się wokół, czekając na kobiecinę, żeby pomóc jej wydostać się z karczmy.
Ygrek pisze:Jeden z drugim wyciągacie ręce
A trzeci loot łapie i chwyta
Ja widzę tylko niestety
A chuj nie legendar bo kasa i strzykwa
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: Pechowcy

Post autor: Liadan »

Martha wyszła na chwilę z głównej izby karczmy. Do uszu Thomasa dobiegły jakieś szurania, odgłosy przekładania czegoś ciężkiego... Zapewne uznał to za "pakowanie się", bo zaczął zabezpieczać karczmę po swojemu.
Gdy kobieta wróciła do izby, ciągnąc za sobą jakąś, znać ciężką skrzynkę, aż się za głowę złapała:
- No i cóżeś tu narobił!? Znać, żeś pracą na życie nie zarabiał! Masz tu narzędzia i trochę gwoździ - powiedziała.- Nieco desek znajdziesz pod schodami. Zabij nimi wszystkie okna na dole!- poleciła.- Ja tymczasem zajmę się piętrem. Tylko zabierz mi tą stertę mebli spod klapy, bo tam to jest drabina. Tylko trzeba wymyślić, jak z dachu później zejść.
...
- No, co tak patrzysz! A protestować to se możesz. Jak się za robotę bierzesz, to i zrób ją porządnie. A jakby ci desek brakło, to więcej ich leży w składziku w podwórzu... No, tam na razie nie pójdziemy (westchnęła z rezygnacją). To jednak trza będzie pewno kilka stołów rozebrać. I drzwi napraw, bo wygodniej będzie nam nimi chodzić.
...
- Spieszno ci ruszać w drogę? Dziś pewnie już i tak nic z tego, bo nim z robotą się uporamy i przeszukamy domy w miasteczku, to i noc nastanie. A tą lepiej przeczekać w karczmie niźli pod gołym niebem. Ech, nagotowała bym jeszcze gulaszu, chleba upiekła, jeno boję się ognia palić, żeby kłopotów nie ściągnąć...
Awatar użytkownika
Pupu pan Panda
Posty: 821
Rejestracja: 2013-08-19, 14:26
Has thanked: 1 time
Been thanked: 2 times

Re: Pechowcy

Post autor: Pupu pan Panda »

Thomas, niby oaza spokoju, w ciszy wysłuchał opierdolu. Usłyszawszy, że ma zabić okna, mruknął tylko cicho do siebie, tak żeby nikt tego nie mógł usłyszeć "żebym, kurwa, ciebie nie zabił". Westchnął ciężko i wziął się za robotę. Zły, z przesadną siłą odciągał meble. Potem ujął w ręce narzędzia. Okno, deska, gwóźdź, tłuczenie młotkiem. Okno, deska, gwóźdź, młotek. I znowu. I jeszcze raz. Bo jakieś babie się zachciało jakąś obskurną karczmę zabezpieczać. Niczym bezwolny golem, porucznik machał młotkiem, dając upust irytacji. Gdy brakowało materiału, łapał za pierwszy lepszy stolik, wznosił go do góry i po prostu tłukł nim o podłogę, tak, że w rękach zostawały mu tylko nogi. Następnie łapał za blat i przytwierdzał go do obramowań. Potem przyszła kolej na drzwi.
-Jestem żołnierzem, a nie cieślą - zgrzytnął Thomas zębami. Co było robić, przy użyciu gwoździ poskładał do kupy pozostałości imponujących wrót. Nie domykały się, ale porucznik nie miał cierpliwości, żeby się przejmować takimi szczegółami.
Następnie dach. Marrow wypatrzył sobie odpowiedni stolik, o wymiarach 2 na nieco poniżej pół metra. Tym razem, siląc się na delikatność, ułamał tylko dwie nogi. Pozostałe dwie mocniej przytwierdził do reszty mebla, używając gwoździ. Następnie począł taszczyć swój wynalazek na piętro.
-Ani słowa. Jestem żołnierzem, a nie budowlańcem - ubiegł możliwe narzekania karczmarki, otworzył jedno z większych okien. Wystawił półtora metra blatu na zewnątrz, skrócił nogi, żeby konstrukcja miała dodatkowe oparcie w postaci parapetu. Następnie począł przytwierdzać swoje dzieło do framugi i podłogi karczmy. Był na tyle dumny, ze swojego dziecka, że jeszcze wzmocnił blat dwiema deskami.
-Zeskoczymy... znaczy ostrożnie zejdziemy z dachu na kładkę i z kładki na ziemię. Żaden trup nie jest się w stanie się na nią wspiąć, za wysoko. Nie złamie się. Raczej - wzruszył ramionami Thomas, dając do zrozumienia wszystkim wokół, że w dupie ma, czy się złamie, czy nie.
-Nic nie gotuj. Mamy zanadto, tylko się zepsuje. Idę na wycieczkę - porucznik wyłamał palce, wziął do ręki wcześniej odłożony na ziemię, bo przy robocie przeszkadzał, miecz i, zachowując czujność, udał się na przeszukiwanie budynków. Najpierw sprawdzał przez okna, czy aby jakaś pokraka nie czai się w środku, następnie wchodził do środka, otwierając, bądź wyłamując drzwi i rozpoczynał szperanie. Rozglądał się głównie za kosztownościami i bronią, acz nie gardził innymi ciekawymi znaleziskami.
Ygrek pisze:Jeden z drugim wyciągacie ręce
A trzeci loot łapie i chwyta
Ja widzę tylko niestety
A chuj nie legendar bo kasa i strzykwa
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: Pechowcy

Post autor: Liadan »

- Widzisz, teraz wygląda to znacznie lepiej - Martha uśmiechnęła się do swojego pomocnika.- Wystarczyło tylko nieco się postarać.
...
- Chcesz poszukać, czy ktoś jeszcze żyje?- spytała karczmarka, choć domyślała się jaki jest główny cel tych poszukiwań.- Lepiej pójdę z tobą, bo twoja głowa może nie wytrzymać kolejnego "powitania".
Jak powiedziała, tak też i zrobiła. Wyszła z Thomasem z karczmy, uzbrojona w swoją tradycyjną broń, czyli tasak do mięsa i patelnię. Jeśli mężczyzna nie protestował, poszła razem z nim, jeśli nie życzył sobie jej towarzystwa, to udała się w drugą stronę, twierdząc, że tak szybciej przeszukają wszystkie domy.
Po sprawdzeniu przez okno, czy w domu nie ma żadnych ofiar zarazy, Martha podchodziła do drzwi i mocno w nie stukała, wołając przy tym mieszkańców w taki sposób, jak zwykle się do nich zwracała. Jeśli ze środka nie dobiegały żadne odgłosy, to wchodziła do budynku (jeśli razem z Thomasem, pozwalała, by to on wchodził pierwszy) i jeśli nikogo nie było, przeszukiwała dom. Podobnie jak jej towarzysza, interesowały ją głównie pieniądze i biżuteria. Zwracała też uwagę czy znajdzie gdzieś broń. Co prawda sama nie potrafiła się nią posługiwać, ale przecież wszystkiego można się nauczyć. Uważała też, że wszelka dostępna broń może przydać się Thomasowi, bo i najlepszy wojak gołymi rękami wiele nie zdziała.
Poza tymi przedmiotami z chaty rybaka postanowiła zabrać sieci. Co prawda przy pomoście żadnej łodzi nie było, by odpłynąć (a nie wiadomo jak szybko udałoby się podczas rejsu zapasy uzupełnić), ale uznała, że taka siec potrafi choćby na chwilę zatrzymać zarażonych.
Awatar użytkownika
Ygrek
Posty: 293
Rejestracja: 2013-10-22, 23:08
Tytuł: Wiecie kim jestem
Has thanked: 4 times
Been thanked: 10 times

Re: Pechowcy

Post autor: Ygrek »

Niestety, jak Thomas mógł przypuszczać, nie znaleźli w żadnym z domów niczego cennego. Przeciwnie - były tam wyraźnie ślady rabunku. Piraci, którzy musieli tu się wcześniej pojawić, z pewnością wynieśli wszystko co cenne. A że ta wioska portowa nie posiadała takich rzeczy wiele, ogołocili ją do samego dna. Chaty były puste, wszelki prowiant został pospiesznie zabrany; niektóre domy nosiły ślady szarpanin i jakichś brawourowych ucieczek. Połamane okna, zniszczone meble, rozrzucone wieka od skrzyń i półki. Wszystko było puste, zupełnie puste. Gdzieniegdzie znaleźli dwie szable i paski ze sztyletami, ale nic poza tym. Tylko w bezpiecznych piwnicach karczmy cokolwiek ocalało. No, były jeszcze suche już szkielety na środku jej jadalni, mające u pasów miecze i jakieś ubrania, ale ten łup nie był już tak kuszący.
Plus był taki, że wszystkie pomieszczenia były pozbawione także lokatorów. Przy całej zachowanej ostrożności nie natrafili na żadne umarlaki. Niektóre jednak trochę cuchnęły i wnioskując po zadrapaniach na drzwiach i ciężkich śladach, umarli mogli w nich być, lecz je opuścili. Być może jeszcze niedawno.

Martha bez problemu znalazła sieci, które w większości leżały na swoim miejscu - w pustej chacie. Jedna z nich jednak byłą rozrzucona na molu, tak jakby coś przykrywała; z bliska okazało się, że leży pod nią jakiś pojedynczy but, a sama siatka jest przecięta i rozszarpana na środku, tak jakby ktoś się z niej wydostał.

(Dochodzi południe)
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: Pechowcy

Post autor: Liadan »

-Za wiele tośmy nie znaleźli - powiedziała karczmarka patrząc na zanleziska.- Te szable to zostaw dla siebie, bo mnie się one na nic nie przydadzą. Ale nóż jakiś to bym sobie wybrała, albo i kilka.
...
Kobieta spojrzala na słońce, by zorientować się, jaka jest pora dnia.
- Wracajmy do karczmy, bo to najsolidniejszy tutaj budynek, gdyby tamte (zgodnie z przesądem nie chciała wymawiać słowa "zarażeni", by ich do mieściny nie ściągnąć) wrócić zechciały. No i przy piwie spokojnie zastanowimy się, co dalej robić. Tylko tych szkieletów z izby pozbyć bym się chciała, bo jakoś w ich towarzystwie czuję się nieswojo.
[Jeśli Thomas wrócił z nią:]
Martha odłożyła przyniesione sieci w kącie niedaleko wejścia i zaprowadziła mężczyznę do niewielkiej izdebki na poddaszu. Sądząc po jej urządzeniu (a raczej jego szczątkach, które pozostały po wizycie piratów) był to prywatny pokój jej i jej męża.
- Weź te skrzynie - wskazala na trzy przedmioty do niedawna będące jeszcze całkiem solidnymi okuwanymi kuframi - i znieś je na dół. Tam włożymy te szkielety, a potem zakopiemy je na cmentrzu, Palić ich chyba nie trzeba, bo skoro ciała nie mają, to i wstawać nie powinny. Chociaż dla pewności głowy możesz im jednak z szyi pościągać. Nie wiadomo kim są, ale zawsze to ludzie i pochówek godny im się należy.
Tymczasem sama zaczęła przeglądać rozrzuconą zawartość kufrów, którą stanowiła odzież jej i karczmarza. Chciała wybrać sobie przede wszystkim nieco odzieży nadającej się na podróż, a jeśli znalazła też nierozgrabioną odzież męża, kazała ją przymierzyć Thomasowi i jeśli coś na niego pasowało dała mu ją, twierdząc, że zmarłemu już i tak się nie przyda, a szkoda, żeby się zmarnowała.
Awatar użytkownika
Pupu pan Panda
Posty: 821
Rejestracja: 2013-08-19, 14:26
Has thanked: 1 time
Been thanked: 2 times

Re: Pechowcy

Post autor: Pupu pan Panda »

Porucznik nie wziął ze sobą żadnej znalezionej broni. Liczył na jakieś pistolety, bo do walki w zwarciu w zupełności wystarczy mu jego wysłużony miecz.
Thomas spojrzał na karczmarkę, jak na niedorozwiniętą.
-Godne co? Jakbym miał zakopywać każdego martwego człowieka, którego spotkałem to w tym momencie wciąż jeszcze machałbym łopatą. Nie można pomóc wszystkim, nie ma co pomagać tym. Nie ma co ich ze sobą taszczyć, są nieszkodliwi. Wystarczająco idiotyzmów już dziś zrobiłem - wojskowy wymownie spojrzał na zabarykadowane okna. Ubrań żadnych przyjąć nie chciał, ma swoje, wystarczy. Nie zamierza targać ze sobą całej karczmy.
-Ktoś tu chyba zapomniał, jaka jest aktualna sytuacja. Tu chodzi o życie. Dbanie o jakiekolwiek karczmy, grzebanie zmarłych... Co? Trzeba przenieść się do ludzi, zwiększyć bezpieczeństwo. Przeżyć, przeczekać - Thomas silił się na spokój, tłumaczył jak dziecku. Cóż, koczowniczy tryb życia się udzielił.
Ygrek pisze:Jeden z drugim wyciągacie ręce
A trzeci loot łapie i chwyta
Ja widzę tylko niestety
A chuj nie legendar bo kasa i strzykwa
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: Pechowcy

Post autor: Liadan »

- Odzienia nie chcesz, to nie bierz, skoro ci nie potrzeba. Niech tu zostanie. Ale od pogrzebania tych na dolę nie odstąpię! - zdenerwowała się Martha.- Jak to sobie wyobrażasz!? PRAWO spisane w Świętych Zwojach wyraźnie mówi: " Spragnionego napoisz, głodnego nakarmisz, nagiego przyodziejesz, ranionego opatrzysz, a MARTWEGO POGRZEBIESZ. Ten zaś, któremu dopomożesz dług swój spłaci ci według swych możliwości najrychlej jak można. A jeśli on sam tego uczynić władnym nie będzie, to jego dług jest dlugiem jego rodu. A jeśli i ci spłacić go nie będą mogli ode mnie [mówi Jam] odpłaty oczekuj. A jeśliby kto Prawo moje złamał, tego w odchlań cisnę na poniewierkę wieczną i męczarnie i ów spokoju nie zazna po śmierci." A teraz bierz te kufry na dół i kości ładuj, bo to ludzie byli i jako psów ich bez pochówku zostawić nie można! Choć i psu Jam nakazuje za wierną służbę odpłacić i na starość miskę strawy dać, a martwego zakopać, by nikt jego kości nie szargał.
Wygłosiwszy tą tyradę kobieta jeden z kufrów chwyciła i zaczęła ciągnąć ku schodom.
Awatar użytkownika
Pupu pan Panda
Posty: 821
Rejestracja: 2013-08-19, 14:26
Has thanked: 1 time
Been thanked: 2 times

Re: Pechowcy

Post autor: Pupu pan Panda »

Wcześniej Thomas spojrzał na karczmarkę, jak na niedorozwiniętą. Teraz gapił się na nią jak na kompletnego debila. Uniósł brwi, zmrużył oczy, próbując zmieścić sobie wszystko w głowie.
-Mam się śmiać? - zapytał zdezorientowany.
Widząc, że kobieta poczęła taszczyć kufer, wzruszył ramionami i poszedł za nią. Bez kufra.
Ygrek pisze:Jeden z drugim wyciągacie ręce
A trzeci loot łapie i chwyta
Ja widzę tylko niestety
A chuj nie legendar bo kasa i strzykwa
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: Pechowcy

Post autor: Liadan »

Karczmarka tylko sapnęła ze złością nie przestając ciągnąć kufra. Wreszcie dotaszczyła go do schodów, rozprostowała plecy i ze złością odrzuciła kosmyk włosów, który wysunął się jej spod chustki.
- Zdaje się, że gdzieś się spieszyłeś - odezwała się do Thomasa.- Skoro pomóc nie chcesz, to nie będę cię dłużej zatrzymywać. Mam nadzieję, że sam do wyjścia trafisz, bo ja zajęta jestem.
To powiedziawszy wróciła do pokoju po kolejne kufry. Gdy i te znalazły się przy schodach zeszła na perter i ze składziku przyniosła gruby sznur. Jeden jego koniec przywiązała do słupka balustrady zabezpieczającej schody, a drugi przeciągnęła przez uchwyt/pozostałość okucia. Następnie wolny koniec okręciła wokół słupka i trzymając go w ręce zepchnęła kufer ze schodów. Kufer zaczął się zsuwać, a Martha powoli popuszczała sznur kontrolując jego spadanie. Gdy znalazł się on na dole powtórzyla tą operację z pozostałymi dwoma. Odwiązała sznur, porządnie go zwinęła i odniosła na miejsce, a wracając zabrała łopatę i miotłę. Przyciągnęła kufry bliżej szkieletów i przy pomocy łopaty wrzucała kości do kufra, przytrzymując je nieco miotłą. Na wszelki wypadek czaszki włożyła do osobnego kufra. Cóż, może nie był to najgodniejszy sposób obchodzenia się ze zmarłymi, ale w tych czasach i tej sytuacji i tak nie mogli liczyć oni na nic lepszego.
Wreszcie wszystkie kości znakazły się w tych prowizorycznych trumnach. Zmęczona kobieta usiadla na chwilę, nalała sobie nieco piwa z dzbanka, wypiła kilka łyków. Z westchnieniem podniosła się z ławy i poszła do kuchni. Wróciła stamtąd z osełką i zaczęła ostrzyć brzegi łopaty. Broni nie miała, a nawet gdyby takową posiadała, to i tak nie na wieke by się ona zdała. W końcu kobieta nie była wojowniczką i nawet nie umiałaby się nią posłużyć. Ale łopatą też można nieźle uderzyć, a po zaostrzeniu brzegów może nawet głowę odciąć się uda, podobnie jak tasakiem.
Wreszcie uznała, że łopata jest już wystarczająco ostra. Napiła się jeszcze nieco piwa. Z kuchni przyniosła sobie butelkę z wodą i postawiła ją na stole. Wzięła do ręki swój nieodłączny tasak i strożnie ucyliła drzwi. Rozejrzała się, czy gdzieś w pobliżu nie widać zarażonych.
Awatar użytkownika
Pupu pan Panda
Posty: 821
Rejestracja: 2013-08-19, 14:26
Has thanked: 1 time
Been thanked: 2 times

Re: Pechowcy

Post autor: Pupu pan Panda »

-Jak sobie życzysz - wzruszył ramionami Thomas i ruszył do wyjścia. Najadł się, napił, balastu w postaci zrzędy pozbył, można było ruszać w drogę. Gdziekolwiek. Byle przed siebie. Tylko on i...
Tylko on.
Sprawdził czy miecz bezproblemowo wychodzi z pochwy, lekko uchylił drzwi, wyjrzał na zewnątrz. Upewniwszy się co do bezpieczeństwa, wyszedł na zewnątrz. Wyłamał palce, westchnął i dziarsko ruszył w stronę miasteczka, wyrobionym nawykiem rozglądając się w poszukiwaniu niebezpieczeństw.
Ygrek pisze:Jeden z drugim wyciągacie ręce
A trzeci loot łapie i chwyta
Ja widzę tylko niestety
A chuj nie legendar bo kasa i strzykwa
Awatar użytkownika
Ygrek
Posty: 293
Rejestracja: 2013-10-22, 23:08
Tytuł: Wiecie kim jestem
Has thanked: 4 times
Been thanked: 10 times

Re: Pechowcy

Post autor: Ygrek »

Z biegiem czasu Martha poradziła sobie z przytaszczeniem kufrów i zapakowaniem w nie szkieletów. Czekały teraz tylko na pogrzebanie, ciemne i posępne. Gdy uzbrojona w łopatę wyjrzała na zewnątrz, nie znalazła żadnego niebezpieczeństwa. Zarażonych już tu nie było; poczłapali gdzieś na zachód, bez wątpienia za hałaśliwymi żywymi którzy zbudzili ich z głodowego letargu.

Thomas jednak minął to wszystko i skierował się do opuszczenia malutkiego portu. Wkoło było cicho i pusto; drzewa otaczające ścieżkę do miasteczka szumiały cicho, grzejąc się w południowym słońcu. Martha znów miała zostać sama z trupami... ale to samo tyczyło się prawdopodobnie też i Thomasa. I każdego żywego, który będzie miał pecha znaleźć się w tych czasach na tej wyspie.
Chyba, że go zatrzyma. A może nie? Niech idzie, dostanie nauczkę, zjedzą go do szpiku... lub wróci na martwych nogach.
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: Pechowcy

Post autor: Liadan »

Minęło nieco czasu nim kobieta uporała się z pracą. Wreszcie wszystkie kości znalazły się w kufrach, a łopata była należycie naostrzona. Postawiła ją więc tuż przy drzwiach i uzbrojona w nieodłączny tasak ostrożnie wyjrzała na zewnątrz. Nikogo. Nie zobaczyla ani żywych, ani martwych. O ile to ostatnie było korzystne, to nieobecność Thomasa odczuła jako niezasłużoną przykrość. Tak, był irytujący! Nie szanował praw Iam i jak większość wyznawców innych bogów traktował ją (kobietę) jako kogoś gorszego, ale był jedynym żywym, jaki pozostał w osadzie. A zawsze to łatwiej i bezpieczniej byłoby razem. Ale nie, on musial pokazać swoją męską wyższość. Musiał udowodnić, że jest mądrzejszy i nie będzie słuchał kobiety. A przecież jeden z tych szkieletów mógł należeć do jej męża! Cóż, w zaistniałej sytuacji nawet wolała myśleć, że tak było. Lepiej, żeby był martwy, niż żeby dosięgło go to przekleństwo, lepiej, żeby był martwy, niż miałby być zawieszony między światami, ni to żywy, ni to martwy. Wolala myśleć, że Iam przyjęła go na swoje łono i tam czeka na nią...
- No, dość tych rozważań!- skarciła się w duchu.- Co się stało, tego zmienić się nie da. Pora brać się za dalszą robotę!
Karczmarka udała się do szopy. Ostrożnie uchyliła drzwi i rozejrzała się, czy nie ma tam nikogo. Jeśli nikogo nie zastała, wyciągnęła z niej wózek, którym zwykle jej mąż przywoził zapasy do karczmy. Co prawda kuca już nie było (w stajence prawdopodobnie leżały jego objedzone kości), ale do cmentarza jakoś go dociągnie. Teraz czekało ją znacznie trudniejsze zadanie.
Postawiła wózek tuż przy drzwiach karczmy. Drzwi były zamknięte, tak jak je zostawila. Weszła więc, na wszelki wypadek uważnie się rozglądając. Popatrzyła na kufry.
- I jak ja mam je wtaszczyć na wózek?- zastanowiła się.
Poszła do jednego z pokoi, przyniosła siennik. Sieczkę, którą był wypchany wysypała do kufrów, między kości i obwiązała wierzch kufrów płótnem, żeby nic z nich nie wypadło. Przyniosła deski, po których wtaczało się beczki do piwniczki, koła wózka zablokowała drewnem leżącym przy kuchennym piecu i zaczęła wpychać kufry na wózek sapiąc przy tym z wysiłku. Gdy (jeśli?) jej się to udało, przywiązała je sznurem, by po drodze się jej nie zsunęły.
Usiadła chwilę przy stole, by odpocząć, napila się nieco piwa. Do butelki (lub innego zamykanego naczynia) nalała wody i postawiła go przy kufrach. Obok położyła łopatę, odłożyła na bok drewna zabezpieczające koła, jeszcze raz się rozejrzała. Jeśli było nadal bezpiecznie, chwyciła wózek i wyruszyła w kierunku cmentarza.
Awatar użytkownika
Ygrek
Posty: 293
Rejestracja: 2013-10-22, 23:08
Tytuł: Wiecie kim jestem
Has thanked: 4 times
Been thanked: 10 times

Re: Pechowcy

Post autor: Ygrek »

Bez względu na tężyznę fizyczną, przy odpowiedniej ilości czasu każdy dałby radę uporać się z tymi trumiennymi zadaniami. Martha miała go aż nadto. Cóż miała innego robić dla zajęcia, gdy wszędzie wkoło była ludzka pustka? Co prawda wymagało to sporo wysiłku, ale czego nie robi się dla tych, którzy już wysilić swych kości nie mogą...

Na zewnątrz nadal było pusto i cicho. W powietrzu nie wyczuwało się już ciężaru niepokoju, tej pewnej mdłej woni towarzyszącej obecności zarażonych. Karczmarka już się do niego przyzwyczaiła, a teraz znikł. Zapewne ktoś inny musi się teraz nim martwić. Pozostało temu komuś w duchu podziękować, że obudził umarłych i wywiódł ich za sobą z portu.
Martha udała się z wózkiem w stronę pobliskiego, malutkiego cmentarza. Znajdował się trochę na północ, opodal ścieżki prowadzącej do miasteczka. Traf chciał, że właśnie tą samą ścieżką wyruszył Thomas jakiś czas temu. Teraz było tu cicho.
Parę kopców, skromnych grobów i niezapełnionych jeszcze dołów. Nie grzebało tu się wielu zmarłych. Port był maleńki i na stałe nie meldowało tu się wiele osób, a zdecydowana większość chowała zmarłych na cmentarzu miejskim, w rodzinnych grobach, nawet jeśli większość życia spędzali tutaj. Wkoło było głucho, cicho i najwyraźniej bezpiecznie, więc nie pozostawało nic jak tylko wziąć się do pracy. Niektóre doły były gotowe, więc głównym zajęciem będzie wykopanie kupy ziemi i zasypanie nią szkieletów.
Praca była to wybitnie fizyczna, ale śmierć nie jest Thomasem i nie wybrzydza. Wszystkie kości wyglądają z grubsza tak samo - czy kobieta, czy mężczyzna. Zarażonym też pewnie nie robiło różnicy, gdy ogryzali z nich mięso. Jest w zarazie pewna sprawiedliwość.

***

Thomas rozglądał się i rozglądał, ale niebezpieczeństwa nie odnalazł.

Ścieżka była dość zarośnięta, ale wyraźna. Prowadziła przez las, z początku będący bardziej polanką z rzadko rozstawionymi drzewami, ale w miarę marszu coraz gęstszy i gęstszy. W końcu mężczyzna szedł otoczony gęstwiną i potężnymi drzewami, niby kolumnami i łukami nad głową niczym w katedrze.
Było cholernie cicho. Żadnego świergotu ptaków, kroczków żab i wiewiórek, bzyczenia owadów, stukotu dzięciołów, śpiewu kukułek. Wszystko było ciszą, zawieszoną ciężko w powietrzu pod osłoną szelestu liści w koronach drzew. Z jednej strony było to całkiem dobre, jeśli ktoś lub coś miałoby próbować go zaskoczyć - w tej dźwiękowej próżni z pewnością usłyszałby skradanie się lub cokolwiek takiego. Z drugiej jednak... słabsze umysły mogłyby tu zwariować gdy tylko zapadłby zmrok. Im głębiej w las, tym wietrzyk był słabszy, a szelest liści coraz mniej zauważalny. W nocy zapewne można by tu słyszeć puls własnej krwi. I jak słabeusz miałby tak zasnąć?
Ale on nie był słabeuszem, o nie. Pewnym krokiem maszerował dalej. Ścieżka z pewnością prowadziła do centralnego miasteczka, od którego wyspa brała swoją nazwę. Stockton nie można było jeszcze nazwać miastem, ale gdyby dalej rozwijało się przez paręnaście lat, kto wie. Ściągało tu trochę drwali z okolicy. Musiała tam zostać jakaś żywa populacja. Przecież kilkuset chodzących umarłych byłoby absurdalnym koszmarem, z którym nikt by sobie tak właściwie nie poradził... czy choroba mogłaby się zresztą tak szybko rozprzestrzenić po wszystkich mieszkańcach?

Gdy jeszcze nie oddalił się zbytnio, Thomas był pewien, że wszechobecną ciszę przerwały oddalone odgłosy jakiejś taczki czy czegoś takiego, dochodzące z portu. Karczmarka rzeczywiście zamierzała pogrzebać szkielety. Cóż...
Nim dojdzie do miasteczka, z pewnością dawno już nadejdzie popołudnie. Czekało go kilka godzin drogi.
Awatar użytkownika
Pupu pan Panda
Posty: 821
Rejestracja: 2013-08-19, 14:26
Has thanked: 1 time
Been thanked: 2 times

Re: Pechowcy

Post autor: Pupu pan Panda »

Thomas szedł.

//XDD//
Ygrek pisze:Jeden z drugim wyciągacie ręce
A trzeci loot łapie i chwyta
Ja widzę tylko niestety
A chuj nie legendar bo kasa i strzykwa
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: Pechowcy

Post autor: Liadan »

Wózek toczył się gładko dróżką wydeptaną przez lata. Droga na cmentarz nie zabrala więc wiele czasu.
Kobieta przystanęła przywejściu. Rozejrzała się. Zauważyła doły przygotowane na przyjęcie zmarłych. Widocznie gdy rozpoczęła się zaraza, ktoś zamierzał pochować jej ofiary, ale nie zdążył... Cóż, to jej oszczędzi sporo wysiłku i czasu.
Szukała dołu, do którego było łatwo podjechać wózkiem, a równocześnie na tyke dużego, by zmieściły się w nim wszystkie kufry. (Jeśli takiego nie znalazła, wykorzystała dwa, a nawet trzy.) Gdy dokonała już wyboru dotoczyła wózek na jego brzeg i zsunęła kufry, by doń wpadły. Nie był to może najdelikatniejszy sposób obchodzenia się z ludzkimi szczątkami, ale lepszego nie potrafiła na razie wymyśleć.
Odepchnęła wózek nieco dalej i zaczęła zasypywać grób. Praca była ciężka, słońce dodatkowo pozbawiało sił, więc co chwilę przerywała, rozglądała się uważnie dookoła, czy nie nadchodzą zarażeni. Dla odpoczynku przysiadała na wózku i popijała wodę, którą ze sobą zabrała.
Wreszcie skończyła. Uklepała jeszcze łopatą ziemię ma mogile, kawałkiem patyka wyrysowała w niej znak bogini i odmówiła modlitwę polecając zmarłych opiece Iam.
Popatrzyła na słońce, by zorientować się, która może być godzina. Już za późno, by przed zmierzchem dojść do miasteczka...
Martha wróciła do karczmy. Zachowując niezbędną ostrożność odstawiła wózek do szopy i weszła do izby. Usiadła, by odpocząć. Dopiero teeraz uderzyla ją samotność. Póki miała zajęcie nie było tak źle, ale teraz... przyszła pora, by postanowić, co dalej. W osadzie nie mogła zostać, bo i po co? Poza nią nie było tu nikogo. Będzie więc musiała udać się do miasteczka. Tylko co tam zastanie? Czy pozostał tam ktoś żywy? A może tam właśnie poszli zarażeni? I którą drogę wybrać? Iść przez las czy brzegiem morza? Droga przez las była krótsza, więc jeśli wyruszy o świcie, to jeszcze zdąży wrócić jeśli w miasteczku nikogo żywego nie zastanie. Ale była też bardziej niebezpieczna, bo w gąszczu mogą się czaić zarażeni... Co robić!?
Nie potrafiła podjęć decyzji, więc by się czymś zająć, wzięła się za porządkowanie karczmy. Zniszczenia były spore, to i zajęcia starczyło jej do wieczora. Wreszcie zmęczona postanowiła zjeść kolację i iść spać. Jutrzejszy dzień może przyniesie odpowiedzi...
Długi pobyt w zamkniętej piwnicy spowodował, że zapragnęła zobaczyć niebo, zachód słońca, później księżyc i gwiazdy. Wzięła ciepły szal, by mieć czym okryć się przed wieczornym chłodem i po drabinie wspięła się do klapy w dachu. Otwarła ją, usiadła trzymając nogi na ostatnim stopniu drabiny i zapatrzyła się w zmieniające się kolory wieczoru...
Awatar użytkownika
Ygrek
Posty: 293
Rejestracja: 2013-10-22, 23:08
Tytuł: Wiecie kim jestem
Has thanked: 4 times
Been thanked: 10 times

Re: Pechowcy

Post autor: Ygrek »

THOMAS musi troszkę na mnie poczekać.
MARTHA
Wieczór nadszedł prędko, bez żadnych sensacji i niepokojów. Czas płynął wartko, niewstrzymywany przez hałasy czy zagrożenia. Choć jeszcze niedawno byli tu marli, to teraz było tu niemal błogo. Słaby wiatr niósł wieczorne, morskie powietrze, czyste jak łza. Niebo przecinały wątłe chmurki, nie zakrywając rozbłyskujących powoli gwiazd. Na tej szerokości geograficznej było dobrze widać wiele ważnych konstelacji, lecz wiara w ich osobowy byt przeminęła wraz ze starożytnymi czasami i echem tych, którzy czcili stare bóstwa.
Teraz większość tak zwanego cywilizowanego świata wyznawała jednego boga, Boga Wszystkich Mórz, dla którego gwiazdy były tylko latarniami na morzu kosmosu, wiodącymi statki zmarłych, strzegących świata żywych przed nieskończoną czernią. Ludy tego świata rozumiały jego fizyczność coraz lepiej i gwiazdy wydawały się im odległymi nibysłońcami - ciałami niebieskimi. Dawno już zatarły się kamienne tablice, na których starożytni wypisywali swoje wersje tego, czym były dla nich gwiazdy. W Serpenckim Imperium głoszono, że w ich płonących sercach spoczywać mogą istoty, grobowce, czy nawet całe gwiezdne twierdze... Wierzyli, że na gwiazdach żeglują boskie istoty i demony, a w Księżycu czuwa Vigillios - smoczy strażnik ziemskiego świata. Smoki miały być najwyższą formą rozwoju życia, ideałem stworzenia. Potężne i mądre, o myślach niepojętych dla ziemskich rozumów.
Lecz czym te wszystkie pogańskie dawnoty mogą być dla wierzącej w Matkę? Martha patrzyła w niebo i widziała tam być może zupełnie co innego.

Z pewnością jednak zauważyła coś nie w gwiazdach, a na ziemi. Oto bowiem z mroku oddali poczęły wyłaniać się sylwetki, a ciche powietrze wypełnił chlupot tykwy poruszającej taflę... do portu zbliżali się jacyś wędrowcy.

I tu Iwan, Wasyl oraz Azhim przenoszą się z Rozbitków.
Awatar użytkownika
Mark Subintabulat
Wielki Szambelan
Posty: 1746
Rejestracja: 2013-05-10, 16:12
Tytuł: A. Duda Borysady
Has thanked: 2 times
Been thanked: 3 times

Re: Pechowcy

Post autor: Mark Subintabulat »

Gdy najemnik spostrzegł czającą się sylwetką zwolnił kroku, a po chwili stanął zupełnie. Rozejrzał się dyskretnie po okolicy zakładając, że w pobliżu mogą się znajdować towarzysze napotkanej osoby, niekoniecznie mile nastawieni do ich trójki.
-Jesteśmy rozbitkami, nie szukamy kłopotów. Powiedz nam kim jesteś i czy są tu jeszcze jacyś ocalali. W tych czasach lepiej trzymać się w kupie - zagadał do tajemniczego osobnika Morozow.
Borys, dobry ziomek
Pedicabo ego vos et irrumabo
"Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz


Hard Corps Theme

Obrazek
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: Pechowcy

Post autor: Liadan »

Martha siedziała zapatrzona w gwiazdy, te drogowskazy dane ludziom przez Boginię. Wspominała męża, którego, jak w tej sytuacji miała nadzieję, właśnie pochowała i odmawiała modlitwy za zmarłych. Przebywała zawieszona gdzieś między światami: między niebem a ziemią, między światem żywych a zmarłych.
Z tej zadumy wyrwały ją zbliżające się kroki i plusk łodzi(?). Miała właśnie zamiar zejść z dachu i schronić się w karczmie, by tam czekać na rozwój wypadków w pobliżu swej kryjówki, gdy obłok odsłonił księżyc i jedna ze zbliżających się osób ją zauważyła.
Sądząc po głosie był to mężczyzna. A skoro pytał, to znaczy, że nie był jednym z tych dziwnych tworów, w które zamieniła się większość mieszkańców.
- A zarażeni to nie jesteście?- odkrzyknęła schodząc nieco niżej po drabinie, by w razie czego trudniej było do niej strzelić.
- A ilu was jest?- przyjrzała się dokładniej nadchodzącym w świetle księżyca.- Dwóch tutaj i na wodzie jeden?
....
-Trzech? No, to chyba wielkiego wyboru nie mam i zaufać wam będę musiała. Ale co tu krzyczeć będziem. Niech jeden do drzwi podejdzie, to go wpuszczę i wtedy pogadamy. Jeno ręce niech trzyma na widoku, żebym widziała, że zarażony nie jest i bez broni niech przyjdzie. A reszta zaczekać przed wejściem.
....
Aaron, Nathan, a miejcie na wszelki wypadek strzelby w pogotowiu, gdyby się tu nieszczerość jakowaś szykowała - krzyknęła jeszcze do jakiś swoich niewidocznych towarzyszy i zniknęła w otworze dachu.
Trzasnęła zamykana klapa i po chwili nikły blask lampy/świecy mignął w szparze okiennicy.
- No, to podchodź! - krzyknęła kobieta przez jeszcze zamknięte drzwi.
Awatar użytkownika
Mark Subintabulat
Wielki Szambelan
Posty: 1746
Rejestracja: 2013-05-10, 16:12
Tytuł: A. Duda Borysady
Has thanked: 2 times
Been thanked: 3 times

Re: Pechowcy

Post autor: Mark Subintabulat »

-Nie chciałbym nadużywać waszej gościnności - odpowiedział Iwan, ani myśląc wchodzić samemu do środka i to dodatkowo bez broni - ale krzyczeć faktycznie nie powinniśmy, bo plugastwa łatwo w ten sposób zwabić, a mam już dosyć zabijania ich jak na jeden dzień - mówił spokojnym tonem Morozow.
-Powiedz dobra kobieto gdzie my właściwie jesteśmy? Jaka to wyspa?
Borys, dobry ziomek
Pedicabo ego vos et irrumabo
"Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz


Hard Corps Theme

Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Zombiesada”