Pijaczkowie naradzili się między sobą bełkotliwie, patrząc spode łba na starca. W końcu, ten najbrzydszy burknął:
-No dobra, stary, mądry jesteś i dobrze gadasz. Idziem do innej. Chodźta chłopaki!
I ruszyli ku "Rozbitej Tarczy" chociaż patrząc na ich coraz bardziej chwiejny krok, Fabien mógł podejrzewać, że nie dojdą do swojego celu. Staruszek wrócił do karczmy. Zabawa toczyła się dalej i przez dłuższy czas nic nie zakłócało spokoju. Kiedy nastała północ, połowa uczestników "Wieczorku" nie była już w stanie kontynuować harców. Starzy strażnicy dalej twardo pili (chociaż ich młodszy towarzysz już nie powrócił), arystokratki ciągle flirtowały z młodym grajkiem prosząc go o coraz to nowe utwory (młodzik był już wyraźnie zmęczony, ale próbował nie okazywać po sobie trudu kilkugodzinnej gry na lutni), a Gruby i Chudy w końcu częściej byli w izbie niż ich nie było. Karczmarz mimo późnej pory miał dobry humor - musiał na tej imprezie sporo zarobić, a co więcej, wypromował swój przybytek i zapewne będzie mógł liczyć na większą liczbę gości w najbliższych dniach. Zabawa jednak się nie zakończyła. Ludzie wciąż tańczyli, rozmawiali, flirtowali (chociaż ulicznic było już zdecydowanie mniej niż na początku), prowadzili dysputy filozoficzne (co się zdarza niektórym po paru głębszych) i, przede wszystkim, dalej pili. Było po prostu nieco luźniej i nieco... chłodniej. Mniejszy ścisk, coraz większy mróz na zewnątrz oraz lenistwo karczmarza (który nie raczył ruszać zadka zza lady) sprawiły, że ci, którzy zawczasu nie zaprawili się odpowiednią ilością alkoholu mieli gęsią skórkę. Wszystkie świece też już nieco przygasły, co nadawało miłego, kameralnego klimatu. Zniknęło też nieco zwierząt i wszystkie dzieci - tylko duży ogar leżał ciągle przy kominku, jakby pilnując starej Ślepowidy.
Fabien stojący dalej przy drzwiach (w międzyczasie dostał od karczmarza skromny posiłek i kufel piwa na zaprawę) usłyszał, że ktoś nadchodzi z podwórza. Nie było to w żaden sposób niepokojące, gdyż co chwila ktoś wchodził i wychodził. Nagle, wszyscy w karczmie usłyszeli potworny trzask. Starzec mógł poczuć mocy podmuch powietrza, a potem zobaczył, jak ciężkie, drewniane drzwi przelatują przez całą izbę przybytku (zwalając z nóg parę osób) i uderzają w kontuar, za którym stał karczmarz, rozbijając go w drzazgi. Polał się alkohol z rozbitych butelek. Nim ktokolwiek zdążył zareagować, w progu karczmy stanęła gigantyczna postać.
Po wypukłości na poziomie piersi poznać było można, że to kobieta, jednak paskudna, prymitywna twarz zdawała się świadczyć o innej płci awanturniczego gościa. Postać miała ponad dwa metry wzrostu, musiała się pochylić by wejść do izby. Miała potężnie umięśnione ramiona i równie mocarne nogi, a jej ciało zakrywała prosta szata i skórzana zbroja. Nie miała przy sobie broni, jednak patrząc na aparycję jaką mogła się pochwalić - chyba nie była potrzebna. Kobieta wydawała się być... człowiekiem, chociaż miała wyjątkowo prymitywną, zwierzęcą twarz, którą prędzej można by skojarzyć z orkową. Swój duży, kartoflowaty nos miała przebity kolczykiem, zęby miała końskie widoczne mimo zaciśniętej szczęki, a włosy poskręcane w kołtuny. Przez chwilę wydawać się mogło, że to jakiś zgarbiony troll-zwierzoludź zawitał do karczmy. Jednak gdy postać się wyprostowała i rozejrzała się chłodnym wzrokiem po przybytku, można było w jej oczach ujrzeć spryt i okrucieństwo oraz poczuć aurę siły. Nie była jedynym gościem, który wszedł do środka. Tuż za nią weszły dumnie trzy kolejne postaci.
Pierwszą, która wyłoniła się z podwórza była piękna, elfia dama o bardzo mocnym makijażu (motyw: seledynowy) i z czarną różą w długich blond włosach. W niej również można było dojrzeć coś okrutnego i dzikiego, szczególnie zimne, zielone oczy zdawały się kpić z obecnych w karczmie i rzucać każdemu na kim spoczęły wyzwanie. Ubrana była jednak w piękną, czerwoną suknię z białymi elementami i charakterystycznymi, "ostrymi" wykończeniami. Miała długie, bardzo zadbane paznokcie, a kroczyła z dumą. Po jej kamiennym obliczu zaś błąkał się cień wyższości. Obok niej stąpała półelfka z czerwoną chustą na głowie. Miała usta i nos przebite niezliczoną ilością kolczyków, tak samo zresztą jak język, który wystawiła przy wejściu do wstającego z podłogi karczmarza. Zęby wydawały się być spiłowane. Przy boku miała zestaw noży, na niektórych chyba znajdowała się krew, a ubrana była w czarny, jednolity strój ozdobiony łańcuchami, pociągający, ale też wskazujący na niebezpieczeństwo z którym liczyć się musiał każdy, kto będzie chciał bliżej poznać kobietę. Na twarzy, przy oku, miała też mały tatuaż przypominający pnącza. Śmiała się głośno widząc przerażone miny osób w karczmie.
Na samym końcu, niemal niezauważona szła milcząca gnomka w kolczudze. Miała włosy zaplecione w kucyk i twarz, sprawiającą wrażenie, jakby była ciągle bardzo zła. Nie odzywała się, nie rozglądała po izbie, po prostu szła za największą z kobiet. Przy pasie dźwigała mały buzdygan dostosowany do jej rozmiarów.
Wejście czwórki pań, razem z wyważeniem drzwi, wywołało poruszenie u bywalców karczmy. Jednak ich reakcja mogła się wydawać Ślepowidzie mocno przesadzona. Część z nich zaczęła bowiem... uciekać. Oknami, na zaplecze lub na górę. Pierwszymi, którzy dali dyla byli strażnicy zatrwożeni obecnością tajemniczych kobiet. Zwiali nawet Gruby i Chudy. Ludzie czmychali jak gdyby do przybytku weszła jakaś zła siła. Część osób wydawała się zdezorientowana, nie wiedziała o co to całe zamieszanie. Ostatecznie, w karczmie została jedna dziesiąta osób, które były w izbie wcześniej (w tym arystokratki, grajek i karczmarz).
Elfka i półelfka za gigantyczną kobietą, widząc zamieszanie wybuchnęły perlistym, pięknym śmiechem. Sama potworzyca zaś łypnęła na karczmarza, po czym powiedziała grubym, mocnym głosem:
-Przyszłyśmy się napić.
Po czym... razem z gnomką stanęła przy stole. Chyba nie miała zamiaru siadać, krzesło mogło nie wytrzymać jej ciężaru. Karczmarz, rzucił błagalne spojrzenie Ślepowidzie (chyba martwił się, że jeśli ta rozpocznie swoje zwyczajowe okrzyki to nic nie zostanie z jego karczmy) i skinął głową na Fabiena, po czym zszedł do piwniczki z alkoholem. Nawet nie próbował się sprzeciwiać, ani nie marudził, że zniszczono mu drzwi i kontuar. Gigantka i gnomka były chyba spokojne, ludzie szybko się od nich odsunęli. Elfka w sukni rozejrzała się po sali, a jej spojrzenie zatrzymało się na szlachciankach. Ze złośliwym uśmiechem ruszyła ku nim, a te, jakby wyczuwając, że zaraz rozpocznie się jakaś awantura, spojrzały na nią wilkiem.
Półelfka z kolczykami też najwyraźniej przyszła tu by się "zabawić". Wskoczyła bowiem na stół na środku sali i zakrzyknęła głośno, unosząc ręce ku sufitowi:
-Hej, wy prostaki i świnie wiejskie niegodne życia! Coś się za dobrze bawicie szmacidła! Chodźcie kurwie! Wyzywam każdego kto ma choć trochę odwagi w sercu na pojedynek! No, dalej! Żaden nie ma broni? Tchórze!
I tak nawoływała i wyzywała każdego kto się napatoczył, zachęcając ludzi do bitki. Nikt jednak nie miał zamiaru najwyraźniej się z nią zmierzyć.
Kobiety wywołały ogromne poruszenie, a miła atmosfera w karczmie prysła. To musiały być jakieś znane osobistości. Ślepowida nigdy o nich nie słyszała (poza proroczym snem, który najwyraźniej o nich traktował), Fabien i owszem (PW), musiały nie być stąd. Spora część osób w przybytku wydawała się nieco zdziwiona aż takim przyjęciem podejrzanych pań, chociaż szkody jakie wywołały raczej nie nastawiały nikogo do nich pozytywnie. Kim były te dziewki? I co zamierzają zrobić?