Podróż po niebezpiecznej, wrogiej pustyni Harmegiddo był tym razem niczym letni spacerek. Słońce może trochę za bardzo grzało i pewnie dostaniecie raka skóry kiedy tylko wyjdziecie z tej konserwy, ale przynajmniej nic was nie zaatakowało. W oddali ujrzeliście wielkiego pustynnego tyranozaura, który właśnie uczył swoje potomstwo polować na gigantyczne pasikoniki. Natura jest piękna.
Wy jednak mieliście konkretne zadanie i nie było czasu na podziwianie rozrywanych na strzępy owadów. W końcu dotarliście do Hetthelm. Już z oddali ujrzeliście podniszczone mury oraz wysokie bloki. Miasto jednak nie wyglądało na zbyt żywe.
Przed bramą do miasta kucała (trzeba nadmienić, że w bardzo pięknym stylu. Ludzie Hetthelm byli znani ze swych niebanalnych umiejętności kucania. Mogli tak kucać całymi godzinami, ba, pisano tutaj nawet książki o sztuce kucania. Niesamowita sztuka kucania była cenna dla wszystkich przywódców gangów i niejeden z nich z radością przyjmował instrukcje dotyczące poprawnej pozycji, ułożenia nóg oraz innych szczegółów, bez których kucanie, nie jest już tak imponujące) czwórka "strażników", ubranych w czarne płaszcze, spodnie z białymi paskami i berety przypominające pierogi. U ich boku, w piachu, leżało jakieś winko i paczka z sucharami. Wszyscy, jak jeden mąż, palili papierosy, z których unosił się czarny dym. W pobliżu stał wózek z dzieckiem, które dziubdziało swoimi małymi ustami jakiś kamień, który dorośli dali mu jako zabawkę. Ojciec zawsze potrafi zadbać o odpowiednie zajęcia dla swoich dzieci. Nieopodal wózka, na kupce, leżały karabiny.
Mężczyźni spojrzeli na wóz i nawet się nie ruszyli, oczekując chyba, że to goście do nich wyjdą. A jak nie wyjdą to trudno. Chyba nie przejmowali się za bardzo obroną miasta. Albo nie byli w stanie, bo najwyraźniej to wino pili już od dłuższego czasu (i tutaj pojawia się właśnie zaleta legendarnej, hetthelmiańskiej sztuki kucania - nawet nabrzdryngoleni jak dziki bawół, ludzie z Hetthelm potrafili kucać. Cóż za wspaniała technologia!).