Mafijna szkoła sztuki oratorskiej

Lider: Carlo Coletti [Adas]
Miasto: Wermia
MG: MERIK
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Merik
Posty: 401
Rejestracja: 2013-03-01, 14:37

Mafijna szkoła sztuki oratorskiej

Post autor: Merik »

Na jakimś większym placyku zebrali się mieszkańcy Wermii. Nastroje ich były mieszane - raz, że na ulicach znajdywano okaleczone ciała, a nuż to ten nowy gang, zbrodniarze jedne, dwa, że spora część żyła w nędzy. Z drugiej strony - może dowiedzą się czegoś o okaleczonych ciałach? Może ten nowy gang ma coś ciekawego do powiedzenia? Może wyciągnie z nędzy? W każdym bądź razie zapowiadało się ciekawe widowisko.
Awatar użytkownika
Adas
Posty: 49
Rejestracja: 2013-04-14, 02:57

Re: Mafijna szkoła sztuki oratorskiej

Post autor: Adas »

Paolo przeciskał się, razem z Enzem Colettim i jego osiemnastoosobowym oddziałem gangsterów, przez tłum zebranych na placyku mieszkańców Wermii. Starali się znaleźć mniej więcej w jego środku, by wszyscy dobrze słyszeli. Consigliere Rodziny już układał sobie w głowie przemówienie, które wywarłoby odpowiednie wrażenie na zebranych. Syn dona, widząc jego zamyślenie, nachylił się ku niemu i powiedział:
– Tylko mów do nich prostym językiem, żeby zrozumieli.
Paolo uśmiechnął się tylko na tę uwagę. Przez moment chciał odpowiedzieć coś w stylu "Lepiej wiem co mam mówić", ale zrezygnował. Tak naprawdę do prostych ludzi należało zwracać się językiem jak najbardziej wyszukanym, w którym nie zrozumieją co drugiego słowa. Prosty język nadawał się do rozmów z inteligentnymi osobami, które i tak od razu rozszyfrowałyby wszelkie manipulacje i słowne gierki. Ludowi Wermii starczyło, by zrozumiał kilka ważnych rzeczy – reszta ma tylko samym swoim brzmieniem wzbudzać szacunek i zachwyt... a sensu nie musi mieć.
W końcu znaleźli się w miejscu, które wydawało się odpowiednie na przemówienie. Paolo stanął na środku, poprawiał chwilę krawat i parę razy odkaszlnął. Osiemnastu gangsterów otoczył go kołem, trzymając w pogotowiu broń, a Enzo stanął nieco na uboczu, by wszystko widzieć i mieć pod kontrolą. Chociaż trzeba przyznać, że tak naprawdę wcale nie zajmował się ochroną i gdy tylko Paolo zaczął mówić, młody caporegime stracił zainteresowanie swoimi ludźmi.
– Drodzy mieszkańcy Wermii! Zatrzymajcie się i posłuchajcie przez chwilę tego, co Rodzina chciałaby wam przekazać! Po mieście rozchodzą się pogłoski, jakobyśmy byli zbrodniarzami i mordercami. Zostałem tu wysłany przez dona Carla Colettiego, nowego przywódcę tego miasta, aby zdementować te plotki. Zbrodniarzami byli jedynie ci ludzie, których resztki możecie podziwiać na ulicach. Wszyscy ci ludzie należeli do grupy nędznych pasożytów, zwanych Złodziejami-Złomiarzami. – Tu na chwilę się zatrzymał i rozejrzał po tłumie. Prawdę mówiąc zdawał sobie sprawę, że niemal na pewno część zabitych była niewinnymi ludźmi. Bo Louis, choć świetnie sprawował się na stanowisku Egzekutora, był prostym człowiekiem i nie nadawał się do demaskowania członków tajnej grupy przestępczej. – A skoro już o tym mówię, mam do was ogromną prośbę. Ci z was, którzy przekażą Rodzinie jakiekolwiek informacji o tych zbrodniczych podludziach, mogą się spodziewać nagrody i wdzięczności. Nadszedł czas, by karząca ręka sprawiedliwości dosięgnęła tych, którzy okradają niewinnych obywateli Wermii. Nadszedł czas, by praworządny obywatel przestał się bać o resztki swojego dobytku. Nadszedł czas, by miejsce nieprawości zajął ład, porządek i spokój!
Paolo stał tak jeszcze przez moment, zażenowany tym co przed chwilą powiedział. Brzmiało to idiotycznie, ale cóż poradzić? To musi być przemowa poruszająca prostych ludzi. Dla nich to może wcale nie brzmieć idiotycznie.
– Zapewne zachodzicie w głowę kim są wasi nowi przywódcy. Nazwa naszej organizacji może was nieco naprowadzić, jesteśmy po prostu rodziną. Don Carlo Coletti jest dla nas wszystkich dobrym ojcem, a my jesteśmy braćmi i siostrami. Nikt z nikim nie walczy, nikt się nie sprzecza, wszyscy się przyjaźnimy, szanujemy, rozumiemy. By jednak mogło to wszystko działać, obowiązują nas zasady. Każdy, kto je złamie, musi się liczyć z karą. My, jako zwykli śmiertelnicy, nie mamy prawa do przebaczenia, to mogą tylko bogowie na niebie... jeśli w ogóle ktoś tu w jakichś wierzy. – Ostatnie słowa wypowiedział cicho, pod nosem. – Zasady nasze wynikają z wielowiekowej tradycji, która, starannie pielęgnowana i pilnowana przed zapomnieniem, przetrwała nawet apokalipsę. Opierają się na prostej sprawiedliwości, dobro się pielęgnuje i nagradza, zło tępi. Dlatego teraz, gdy nastały nasze rządy, w mieście muszą skończyć się morderstwa, kradzieże, gwałty i... – Obawiał się reakcji na to słowo. – Prostytucja. Nastanie czas bezpieczeństwa i dobrobytu.
Tak, właśnie tak! Dobrobytu. To miasto, dawniej wspaniała perła pustyni, oaza cywilizowanego życia, przez błędy niektórych rządzących popadło niemalże w ruinę. I dlaczego to wy głodujecie, a nie ci, którzy są za to odpowiedzialni? Dlaczego to wy z powodu nędzy musicie dopuszczać się zła i posuwać się do kradzieży? Czy kary za kradzież was do tego w jakikolwiek zniechęcą? Nie. Bo przecież musicie z czegoś żyć. Tu walkę ze złem trzeba rozpocząć u źródła. Zlikwidujmy ubóstwo, bo to ono jest źródłem zła. Ale Rodzina sama nie da rady tego zrobić, potrzebujemy waszej pomocy. Wstrzymajcie się od łamania prawa, bądźcie posłuszni woli dona, a już my zatroszczymy się o poprawę waszego losu.
Przywrócimy temu miastu dawną chwałę, stworzymy miejsce, które zapewni Wermijczykom godne warunki do życia! Nie będzie już więcej głodu, nieprawości, brudu, krwi i łez. Nadejdą złote czasy Wermii! Pozwól sobie pomóc, wermijski proletariacie! – zakończył.
Dobra, starczy tych głupot. Każdego średnio rozgarniętego człowieka ta rozmowa doprowadziłaby do napadu śmiechu. Na szczęście w okolicy było takich niewielu. Czas się zbierać.
– Wracamy – powiedział krótko, obracając się w stronę Enza. Ten akurat przyglądał się grupie młodych kobiet, które choć brudne i zaniedbane, nadal wyglądały atrakcyjnie. Zapewne z tego powodu często padały ofiarami gwałtów. A gdyby tak zabrać je ze... chwila, co mówił ten przemądrzały consigliere?
Można zjeść ciastko i mieć ciastko... trzeba tylko kupić dwa.
Awatar użytkownika
Merik
Posty: 401
Rejestracja: 2013-03-01, 14:37

Re: Mafijna szkoła sztuki oratorskiej

Post autor: Merik »

- Ja wam dam podludzi! - wydarł się ktoś z tłumu, obstrzępiony i zaniedbany dziadunio. - Ja wam dam, hultaje! Wczoraj żem znalazł mojego kumpla Franka, co to wisiał na słupie, całkiem goły i bez palców! Nie wmówicie mi, że był jakiś podludź, nieraz mi pomagał, jak go prosiłem! Dobry był z niego człowiek!
Tłum zaszemrał. Niektórzy niejako dziadunia popierali, ale większość, oczarowana urokiem osobistym oratora, skłonna była dać głowę, że Frank faktycznie był podludź, Złodziej i Złomiarz. To znaczy, większość z lepszej dzielnicy, która pogardzała wszystkim, co brzmiało na podludzia.
Kiedy jednak Paolo wspomniał o praworządnym obywatelu i tym, jak to nie musi się bać o dobytek, ludzie zakrzyknęli entuzjastycznie, zaklaskali i pokiwali głowami z uznaniem. Tak, to było dobre zagranie.
Tyle tylko, że...
- Ej, że co? Że co kurwa?
- Ale jak to?
- Ten gość właśnie powiedział, że jakaś Rodzina to nasi przywódcy? No ja nie mogę. Beka.
- Ej, Rodzina! Tak bardzo się kochacie? To jazda, do swoich zabaw, a nie mnie dupę zawracacie!
- Rządy, dobre sobie! A jeśli wolimy nierządy? - kobieta w krótkiej kiecce i mocnym makijażu nie pozostawiającym wątpliwości co do jej profesji, zachichotała z własnego dowcipu i mrugnęła do jakiegoś bogacza.
- Cicho! - padło z grupy ,,pcheł". - Teraz to oni rządzą miastem. Hurra dla dobrobytu!
- Stul mordę, kanalio! - odpowiedział jakiś bogacz. - Nie potrzebujemy gangu, i bez niego mamy dobrobyt. Posłuszni woli dona, dobre sobie. Jeśli don sobie życzy, to w pośladki może mnie cmoknąć, o!
- Pomożemy wam, pomożemy...!
- Gówno! Sami sobie radźcie, a nas nie tykajcie!
I tak to szło...
Awatar użytkownika
Adas
Posty: 49
Rejestracja: 2013-04-14, 02:57

Re: Mafijna szkoła sztuki oratorskiej

Post autor: Adas »

Nie było dobrze. Wermijczycy, najwidoczniej zawiedzeni poprzednimi rządzącymi, nie chcieli nowej władzy. Tego można było się spodziewać. Trzeba im jeszcze wytłumaczyć parę kwestii.
Paolo, który już chciał odchodzić, zatrzymał się i powiedział do stojącego kawałek dalej Enza:
– Zachowajcie czujność.
Po tym co było słychać z tłumu dało się wywnioskować, że niedługo ludzie mogą się stać agresywni. Consigliere nie wiedział tylko co zrobić, jeśli zaczną się między sobą bić ci, którzy popierają Rodzinę i ci, którzy są jej przeciwni. Wzruszyć ramionami i odejść?
– Spokój! – zawołał w kierunku tłumu. – Pozwólcie mi coś wytłumaczyć. Wciąż macie pewnie w pamięci nieudolne rządy naszych poprzedników. Słusznie, że nie chcecie już takiej władzy. My też nie. Chcecie zmian w mieście, chcecie zrzucić z siebie łańcuchy i być w końcu wolnymi ludźmi. My też tego chcemy i chcemy wam pomóc.
Nie chcemy wam narzucać swojej woli, prowadzić despotycznych rządów. Chcemy z wami współpracować. Nie musicie traktować nas jak władców, raczej jak przyjaciół i strażników porządku w tym mieście. Czy to jest porządek? – Wskazał ręką na brudne ulice miasta i nędzne, prowizoryczne chatki, zamieszkiwane przez biedną ludność. – Chcecie tak żyć? Działania Rodziny mają na celu tylko wasze dobro. Nie musicie nawet się z nami zgadzać... bylebyście nie stawali przeciwko nam, bo takich ludzi brutalnie usuwamy ze swojej drogi. Ci, którzy chcą żyć jak dawniej, mogą tak żyć. Ci, którzy chcą być posłuszni donowi, mogą spodziewać się nagrody i poprawy swojego losu. Macie wybór. A jeśli ktoś ma jakieś pytania lub wątpliwości, to proszę bardzo, niech się pokaże i powie głośno co myśli, a nie chowa się w tłumie jak tchórz.
Po tych słowach rozejrzał się po tłumie, oczekując reakcji.
Można zjeść ciastko i mieć ciastko... trzeba tylko kupić dwa.
Awatar użytkownika
Merik
Posty: 401
Rejestracja: 2013-03-01, 14:37

Re: Mafijna szkoła sztuki oratorskiej

Post autor: Merik »

No i się doczekał.
- Te, synek - odezwał się jakiś pchła. - Grozisz mi?
- No jak nie grozi, jak grozi, Tom? No jak nie grozi?
- Słuchaj no, synek. Was jest może setka. A popatrz sobie o tam, w dół. Sporo miejsca, nie? No. I sporo ludzi tam mieszka, wiesz? No.
- Przepraszam pana? - zawołał jakiś bogacz. - Z mojej strony nie ma żadnego problemu, tak się składa, że już jestem wolnym człowiekiem i - jasna sprawa - nie traktuję was jak władców. Czy zechcę współpracować, to już moja sprawa. Prawda... przyjacielu? A dół mam gdzieś, zobacz sobie na mój dom, to tamta biała willa, o, tam, widzisz? W sumie, możecie spalić to wysypisko, może będzie mniej smrodu.
No i w tłumie wybuchła kłótnia, a pchły zaczęły się bić z bogaczami.
Awatar użytkownika
Adas
Posty: 49
Rejestracja: 2013-04-14, 02:57

Re: Mafijna szkoła sztuki oratorskiej

Post autor: Adas »

Tego należało się spodziewać. Paolo szybko obmyślił plan działania i przystąpił do jego realizacji.
– Strzel w niebo – rzucił w kierunku zdezorientowanego Enza, który już zaczynał się wycofywać. Ten zrobił obrażoną minę, jakby zabolało go, że consigliere mu rozkazuje. Ale lepiej go słuchać niż samemu ponosić odpowiedzialność za to co się dzieje. Błysnęła uniesiona w górę lufa pistoletu maszynowego. Mafiozo, jakby z pewnym ociąganiem, nacisnął spust, wystrzeliła chmura dymu, a po okolicy rozniósł się huk podobny do grzmotu. Paolo miał nadzieję, że wywoła to odpowiedni efekt psychologiczny i uspokoi tłum. Natychmiast zawołał do tłumu:
– Nie ma o co walczyć! W tym nieprzyjaznym, zniszczonym świecie jest dość niebezpieczeństw i nikt w pojedynkę sobie z nimi nie poradzi. Dlatego powstało to miasto i musimy współpracować, by przetrwało.
Rozglądał się po twarzach Wermijczyków, szukając jakichkolwiek argumentów, które mogłyby ich przekonać. Nie będzie łatwo, ale właśnie dlatego to na nim spoczywa to zadanie. Czuł się dumny, że don właśnie jemu kazał przekonać ludność do współpracy. Musi mu się udać, przecież zawsze mu się udaje!
– Zróbmy to jak ludzie myślący, na spokojnie. Nikt nie musi nikogo bić, przecież nie zmuszam was do przyznania mi racji. Przedyskutujmy sytuację, powiedzcie czego chcecie, ja powiem czego chce Rodzina i dojdziemy do porozumienia, które zadowoli wszystkich. Chyba nie powiecie mi, że życie takie jak teraz, gdy nie wiadomo co przyjdzie z pustyni by was wymordować, wam odpowiada? Możemy w tym mieście odtworzyć dawny świat, bezpieczny, wygodny i przyjazny! Ale musimy sobie nawzajem pomagać.
A jeśli to też nie pomoże? To nie są spokojni ludzie, nie będą tak po prostu słuchać. Trzeba znaleźć jakieś skuteczne rozwiązanie... skuteczne rozwiązanie...
– Proponuję dla jasności taki podział: niech ci, którzy popierają działania Rodziny przejdą na lewą stronę, a ci, którzy są im przeciwni, na prawą.
Tak, to powinno nieco ułatwić. Będzie w końcu wiadomo na ilu popleczników można liczyć, no i daje to dodatkowy czas do namysłu. Trzeba tylko jeszcze upewnić się, że ludność w ogóle zgodzi się zrobić to co polecił.
Skinął ręką na oddział Enza.
– Celujcie w tłum.
Osiemnaście luf niemal jednocześnie skierowało się w stronę Wermijczyków. Enzo Coletti, stojący wciąż z boku, wyglądał na coraz bardziej urażonego. Czemu ten consigliere rozkazuje jego ludziom? Kto tu jest w końcu dowódcą?!
– Niech nikt nie próbuje robić niczego głupiego, bo poleje się krew – powiedział poważnie Paolo i złożył ręce na piersi.
Można zjeść ciastko i mieć ciastko... trzeba tylko kupić dwa.
Awatar użytkownika
Merik
Posty: 401
Rejestracja: 2013-03-01, 14:37

Re: Mafijna szkoła sztuki oratorskiej

Post autor: Merik »

Mały ptaszek Benio radośnie mknął przez przestworza. Słońce grzało jego piękne pióra, pod nim ciągnęła się bezkresna pustynia, daleko na horyzoncie majaczyły góry. Był to jego trzeci lot w poszukiwaniu pożywienia - ledwo dzień temu porzucił swoje gniazdo, czuł więc ekscytację, na tyle, na ile ptasi móżdżek mu na to pozwalał. Był wolny i zadowolony z życia, było tak piękne, tak cudowne, tak...
BANG!
Kula z pistoletu maszynowego trafiła ptaszka Benia w pierś. Poczuł ogromny ból, a w chwilę później nie czuł już nic... Spadł w dół i wylądował na kupie śmieci, by zostać zapomnianym przez świat. Dumny z siebie jesteś, Adas?
Tymczasem jednak bójka ustała. Ludność podzieliła się na dwie grupy, przeszła na prawo i na lewo. Co się okazało? Otóż Rodzinę popierała znaczna część ,,pcheł", choć niektórzy stanęli po prawej, razem z bogaczami, którzy akurat byli przeciw gangowi wszyscy bez wyjątku.
Wymierzone w siebie lufy ludzie przyjęli różnorako. Jedni panikowali, inni sięgnęli po własne giwery (około trzydzieści sztuk), niektórzy próbowali ucieczki z placu, próbując być niezauważonym, ale wiadomo, jak to wychodzi, jak z pięćdziesiąt osób na raz chce uciekać, jeszcze inni olali sytuację ciepłym moczem. Ktoś z nich, bogacz, spytał:
- To... co teraz?
Dobre pytanie, bogaczu.
Awatar użytkownika
Adas
Posty: 49
Rejestracja: 2013-04-14, 02:57

Re: Mafijna szkoła sztuki oratorskiej

Post autor: Adas »

Enzo, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że zastrzelił niewinne stworzenie, stał dumny z siebie i obserwował tłum. Był zadowolony z tego, że to właśnie jego strzał ich wszystkich uspokoił. Ten consigliere gadał i gadał, a jakoś nie było widać efektów. A tu proszę - bum, w niebo, i jest spokój. Zapomniał już o tym, że to właśnie Paolo kazał mu to zrobić. Przecież to jego własny pomysł, sam strzelił, ratując sytuację w ostatniej chwili. W myślach miał te wszystkie wermijskie kobiety, które go tu widziały.
Nagle stwierdził, że zbytnio się rozmarzył, ba, uśmiecha się jak idiota. Natychmiast zrobił poważną minę i wyprostował się, stając niemal na baczność. Jako dowódca musi budzić szacunek, musi wyglądać groźnie.
Gdy padło pytanie "Co teraz?", Paolo miał już gotową odpowiedź. Szybko opracował w głowie cały plan działania i myślał już powoli nad jakimś planem awaryjnym.
- Teraz możemy porozmawiać jak ludzie - odpowiedział spokojnie. - Niech ci, którzy stanęli po prawej stronie - Wskazał ręką na "opozycję". - Powiedzą teraz co im nie pasuje. Tylko proszę, nie kryjcie się w tłumie, bo to nie ułatwia rozmowy. Śmiało, każdy może wyrazić swoje zdanie, nikogo przecież za to nie zastrzelę. Prosiłbym tylko o jakiś porządek, mówcie pojedynczo.
Zdawał sobie sprawę z tego, że traktuje tych ludzi trochę jak dzieci, ale w tym przypadku nie było innego wyjścia. Trzeba do nich mówić powoli, ostrożnie, spokojnie. W przeciwnym wypadku znowu zaczną się bić. Paolo widział już, że rozmowa z tym "stadem prostaków", jak ich określał w myślach, nie będzie wcale taka prosta jak się początkowo wydawała. Od początku był pewny, że nie przebiją go argumentami, ale zapomniał o tym, że mogą wcale nie chcieć podawać swoich argumentów i logicznie dyskutować. Teraz właśnie próbował ich do tego zmusić, bo to oznaczałoby pewną wygraną.
Chyba, że Wermijczycy nie są tacy głupi na jakich wyglądają...
Można zjeść ciastko i mieć ciastko... trzeba tylko kupić dwa.
Awatar użytkownika
Merik
Posty: 401
Rejestracja: 2013-03-01, 14:37

Re: Mafijna szkoła sztuki oratorskiej

Post autor: Merik »

- A bo tu trzeba wiele mówić? - jakiś bogacz wzruszył ramionami. - To, co nam oferujecie, jest nieopłacalne. Chcecie narzucić nam swoją władzę w zamian za dobrobyt, tyle tylko, że my już dobrobyt mamy.
- Ano - poparł go drugi. - Kto wie, czy nie chcielibyście zabrać mi moich bogactw, żeby oddać tym tam - wskazał głową na lewą stronę z wyraźną pogardą. - Chcą, żebyście nimi rządzili - proszę bardzo, pchły są wasze. Ale nas nie ruszajcie.
- A takiego! - wydarł się pcheł z opozycji. - Może i żyję w nędzy na kupie śmieci, ale na swoim żyję! I nie pozwolę, żeby banda elegancików zrobiła ze mnie niewolnika, o!
Rozległy się szmery z obu stron, ale tłum zachowywał się spokojnie. Wyraźnie czekał na ripostę gangstera.
Awatar użytkownika
Adas
Posty: 49
Rejestracja: 2013-04-14, 02:57

Re: Mafijna szkoła sztuki oratorskiej

Post autor: Adas »

Paolo zacisnął pięści. Do Wermijczyków nie dociera jaka jest sytuacja. Nie dociera do nich, że świat stał się niebezpieczny, że bez ochrony Rodziny to miasto nie przetrwa długo. Dla nich liczy się tylko tu i teraz, wolność dzisiaj, śmierć jutro. Jak tu przemówić im do rozsądku?
Enzo do tej pory nie interesował się padającymi słowami. To robota Paola, on tylko pilnuje porządku. W pewnym momencie jednak zainteresowała go dyskusja i zaczął się jej uważnie przysłuchiwać. W jakimś niespodziewanym przypływie odwagi potrząsnął nagle bronią i zawołał:
- Idioci! Czy wy nie rozumiecie, że ta cholerna pustynia bez naszej pomocy was zeżre i wysra?! Poza miastem czają się mutanty i tylko czekają na zjedzenie wam mózgów przez słomki!
Paolo spojrzał na niego zdumiony. Nie spodziewał się takiej reakcji po tym człowieku. Zdawało mu się raczej, że młodszy syn dona przyszedł tu, żeby popisać się przed członkami Rodziny i wermijskimi kobietami. Może jeszcze będą z niego ludzie? Mimo wszystko jego słowa trochę zdezorientowały consigliere i miał mały problem z odezwaniem się ponownie.
- Ekhem... Tak. Mój przyjaciel ma rację. Rodzina składa się ze stu uzbrojonych i niebezpiecznych gangsterów. Możecie się z nimi sprzymierzyć, a obronią was od każdego niebezpieczeństwa. Możecie stanąć przeciwko nim, może nawet wygrać... ale ilu z was zginie? Ilu zostanie rannych? Jakie szanse na przeżycie ma reszta, w świecie zapełnionym potworami? Jak obronicie się przed mieszkańcami innych miast, którzy będą chcieli zagarnąć wasze zasoby?
Rozejrzał się po tłumie, jakby szukał ochotników do odpowiedzi na te pytania. Zerknął też na Enza, który mierzył tłum pogardliwym wzrokiem i wyglądał jakby się wewnątrz gotował. Dawno nie widział, żeby coś tak zdenerwowało tego człowieka. W sumie... zazwyczaj wszystko olewał, więc trudno, żeby cokolwiek go denerwowało. Trzeba kończyć, bo zaraz może mu przyjść do głowy, że najlepiej będzie rozstrzelać tych ludzi.
- Ktoś ma jeszcze jakieś pytania, uwagi? - zapytał zgromadzonych.
Można zjeść ciastko i mieć ciastko... trzeba tylko kupić dwa.
Awatar użytkownika
Merik
Posty: 401
Rejestracja: 2013-03-01, 14:37

Re: Mafijna szkoła sztuki oratorskiej

Post autor: Merik »

- Wy naprawdę jesteście tacy tępi, czy tylko udajecie? - zapytał jeden z bogaczy. Tłumaczymy wam to od jakichś dziesięciu minut. Za trudno? Postaram się prościej. Nam pustynia nic nie zrobi, bo mamy mury, mamy broń i mamy majątki, stać nas na choćby najemników. Nie potrzebujemy was, śmiechu warci jesteście. Obrona przed innymi miastami? A co wy macie, by nas bronić, kiedy pod miastem pojawi się setka czołgów na przykład? Nie potrzebujemy was. Ci tam - wskazał na pchły - tak. Nimi rządźcie, nas zostawcie w spokoju. Chcecie do nas strzelać? Nie radzę. Nie tylko wy to potraficie.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Rodzina”