Strona 2 z 2

Re: Boa Hancock

: 2013-10-15, 20:38
autor: Gruby
ObrazekObrazek
Tym razem odezwała się Selienne. Zabrakło jednak jej zwyczajowego "ara ara". Wydawała się poważna:
-To nasz... teść. Ojciec Gruma. Goliath Męskotur. Wielki wódz, który, gdy jeszcze mieszkaliśmy w górach, wyruszył na pustynię by poszukiwać dla nas nowego domu. Jest honorowym ale dość... konfliktowym człowiekiem. Tak czy siak, na pewno nie jest zadowolony, że nasz mąż sam odnalazł nam nowy dom i złamał przyrzeczenie, że zostaniemy w górach dopóki on nie znajdzie dla nas bezpiecznego miejsca.
Andersonia kiwnęła głową:
-To potężny mężczyzna. Pewnie poczuł, że jego władza została zachwiana. Tak naprawdę to on jest naszym wodzem, a nie Grum. To znaczy był, bo teraz nie mamy już żadnego wodza...
Teraz wtrąciła się znowu Selienne:
-Tym jest właśnie Czas Młota. Okresem, gdy nikt nie rządzi plemieniem i gdy organizowany jest turniej. Jego zwycięzca, najpotężniejszy wojownik, zostaje przywódcą familii i osobą, która rządzi miejscem, gdzie akurat mieszkamy. Mierzą się w nim najpotężniejsi wojowie i walczą aż do śmierci przeciwnika. Każdy może do niego dołączyć i nasz mąż oczekuje, że weźmiesz w nim udział.
Obydwie kobiety spojrzały na Dauda tak, jakby już mu współczuły i miały złożyć kondolencje jego towarzyszom.

Tymczasem jeden z zabójców gawędził sobie z... wężem i rośliną. Łał. Hancock spojrzała na niego przechylając głowę, po czym powiedziała:
-To Noble Mandrago, mutacja bardzo rzadkiego gatunku roślin z człowiekiem. W tym momencie, gdybym miała ręce, oparłabym się pewnie o nią i bym ją poklepała po... eee... ramieniu, ale że ich nie mam, to ty możesz to zrobić. Wy, prawiczki z Whalers, powinny korzystać i chociaż próbować dotknąć kobiety gdy mają okazję. Tak czy siak, jeżeli zacznę gadać o nosicielach, gatunkach pasożytniczych i interakcjach protekcjonistycznych, to nic nie zrozumiesz, więc nawet nie pytaj. Taki mały projekt badawczy. Robiłam ją jeszcze przed tym jak przyszłam tutaj z tym zboczeńcem. Wyhodowanie czegoś takiego to naprawdę duży wysiłek, więc nie podpalcie jej przypadkiem czy coś. Kwiaty są tylko dla ozdoby, to część jej ciała. Będziesz musiała ją schować, Mandi.
Kobieta-roślina spojrzała cierpiętniczym wzrokiem na węża i wyszeptała cichym, urywanym, bolesnym głosem:
-Dobrze...
-Tak czy siak, tak długo jak u was jestem i jak o mnie dbacie, to sądzę, że nie będzie problemem, jeżeli mała Mandi pomoże nam w obronie miasta czy coś. Ma te swoje korzenie i parę innych trików. Oczywiście, nie za darmo. Wiecie, jestem wężem ale też chcę mieć dobrze. Zostaniemy tutaj za jeden poziom towarów luksusowych. Co wy na to?

Re: Boa Hancock

: 2013-10-15, 22:03
autor: Pupu pan Panda
Daud wzruszył ramionami, poszedł do siebie. Po prostu.

-Nie - odrzekł zabójca - Nie podoba ci się u nas? Dostałaś palec to chcesz całą rękę? Wasza obecność wystarczająco źle działa na mieszkańców. Do tej pory więcej było z was utrapienia niż pożytku. Przydajcie się do czegoś, a wtedy porozmawiamy o nagrodzie.

Re: Boa Hancock

: 2013-10-16, 17:16
autor: Gruby
Kobiety wydawały się zaskoczone brakiem pytań, chociażby ze strony innych zabójców. Skoro jednak nie potrzebowali informacji, to będą musieli się sami domyślać gdy nadejdzie czas.

Wąż uniósł... eee... kawał skóry nad okiem, który powinien być brwią. Po czym tonem obrażonej pannicy powiedział:
-W takim razie pójdziemy gdzieś, gdzie nas bardziej docenią. Mandrago.
Obok zabójcy, na którego szyi leżała, nagle uniósł się z ziemi korzeń, na który Hancock miała zamiar przepełznąć.

Re: Boa Hancock

: 2013-10-16, 18:12
autor: Pupu pan Panda
-Mandrago może iść, gdzie chce. Ona uratowała nas, my ją, jesteśmy kwita. Z tobą zaś jest inna sprawa - zabójcy wymierzyli z kusz w węża - Narobiłaś nam od cholery kłopotów, byłaś na naszym utrzymaniu. Za co? Za nic. Zostaniesz u nas trochę, spłacisz długi. Albo zginiesz od bełtów nieudaczników. Wybieraj.

Re: Boa Hancock

: 2013-10-16, 19:53
autor: Gruby
Nagle, poczuliście jak korzenie oplatają wasze nogi i po prostu was przewracają na glebę. Niezbyt delikatnie, ale też nie robiąc wam wielkiej krzywdy. Jeden z pędów złapał Hancock i szybko ją zabrał do ciała kobiety-rośliny. Usłyszeliście jeszcze ironiczne:
-O jejku, bo się popłaczę.
I wąż zniknął w jednym z kwiatów, którego płatki zamknęły się, chroniąc Hancock. Monstrum spojrzało na was boleśnie, po czym wydukało:
-Ja... pójdę już... nie zrobicie... krzywdy... jej...
Po czym roślinokobieta rzeczywiście, zaczęła sobie iść, a raczej przesuwać się, razem z korzeniami po powierzchni ziemi. Chyba rzeczywiście miała zamiar po prostu pójść gdzieś z tego miasta, aby wam nie sprawiać już więcej przykrości. Yay, właśnie straciliście botanika na poziomie A, który mógł tworzyć potężne, roślinne mutacje oraz jeden z jej tworów, który, sądząc po ilości korzeni, mógłby obronić całe miasto w razie problemów, albo chociaż być wartościowym sojusznikiem w walce. Hurra.

(odejmij sobie naukowca)