Czas Młota

Lider: Daud [Pupu pan Panda]
Miasto: Krater Tauris
MG: DLANOR
Zablokowany
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Czas Młota

Post autor: Gruby »

No i stało się. Miało dojść do Czasu Młota. Całe miasto wyczekiwało w napięciu kto zostanie nowym przywódcą familii Męskoturów oraz Krateru Tauris. Pojawiły się drobne problemy z prądem, co zwiastowało, że na miejsce przyjechali ludzie z Veno, zaproszeni zapewne przez tutejszych ludzi. Widzieliście zresztą Beletha, który wpisywał się na kartce osób, chętnych do wzięcia udziału. Każdy wypełniał pojedynczą kartę i wrzucał ją do urny.
Obrazek
Urna stała na środku miasta, a obok niej, przy stole, siedział... Kurhanus Steelchest, który choć pracował dla was, to będą najstarszym mieszkańcem miasta, musiał pełnić funkcję nadzorcy turnieju. Ludzie ogromną estymą darzyli turniej i nie zgłaszali się „ot tak”. Tylko najsilniejsi, tacy jak Daud, Grum czy Goliath, powinni brać udział w walkach, inaczej, było to odbierane jako brak honoru oraz bezsensowne pójście na śmierć. Czas więc chyba, by osoby, które zostały zaproszone lub wyzwane na pojedynki się zgłosiły.
Awatar użytkownika
Pupu pan Panda
Posty: 821
Rejestracja: 2013-08-19, 14:26
Has thanked: 1 time
Been thanked: 2 times

Re: Czas Młota

Post autor: Pupu pan Panda »

Cóż. Nadszedł zatem czas. Daud spakował się. Kusza, granaty, swój wysłużony miecz. I nowości. Miecz plazmowy oraz włócznia segmentowa. Tego drugiego nie chciało mu się ze sobą targać, więc, zwyczajem cnotliwego i honorowego rycerza, wziął ze sobą giermka (jednego z zabójców). Z mistrzem poszedł jeszcze Hiram, który miał się zajmować formalnościami i przemawiać w imieniu Dauda.
Cała trójka udała się na miejsce zapisów. Daud wziął kartkę, wypełnił ją, w razie niejasności stosując się do rad Hirama. Let the fun begin!
Ygrek pisze:Jeden z drugim wyciągacie ręce
A trzeci loot łapie i chwyta
Ja widzę tylko niestety
A chuj nie legendar bo kasa i strzykwa
Awatar użytkownika
Morok
Posty: 712
Rejestracja: 2013-03-02, 19:47

Re: Czas Młota

Post autor: Morok »

Z oddali, przez pustynię zbliżała się do miasta samotna postać.
Towarzyszące jej nadejściu, charakterystyczne skrzypienie i odgłos dzwonka niosły się przez pustynię. Wiatr zagłuszał jednak przynajmniej ciche kliknięcia, które towarzyszyły zmianom przerzutek w rowerze - to właśnie bowiem było środkiem lokomocji niespodziewanego przybysza.
Windar już z oddali widział krater Tauris. Zmieniwszy bieg, zwolnił i zatrzymał się u samej krawędzi krateru. Pojazdu nie wybrał przypadkowo - napędzany siłą jego własnych mięśni rower wydawał mu się najodpowiedniejszym środkiem, którym mógł dotrzeć na Czas Młota. Patrząc z góry na miasto, mężczyzna przetarł rękawem czoło, na którym osadziły się drobinki piasku. Pod płachtą, która osłaniała go przed powiewami pustynnych wichrów, odziany był w zakupiony jakiś czas temu strój w jednym ze stylów z Veno (changshan <3). Przeznaczony do walki wręcz, łączył godny wygląd z dużą praktycznością. U pasa Charlesa tkwiła para bliźniaczych tonf, w których znajdowało się kilka paskudnych niespodzianek. Były bronią, którą mężczyzna posługiwał się jeszcze za czasów swojej bytności w Gwardii - i w których używaniu był wprawiony bardziej, niż w prostym "teleskopie".
Dlaczego właściwie zdecydował się przyjechać? Windar nie pragnął zostawać królem wielkiej dziury w ziemi... przygnała go jednak pamięć o złożonej Męskoturowi obietnicy. Poza tym... to mogła być ostatnia szansa na ich spotkanie. Turniej miał się w końcu rozgrywać na śmierć i życie. Jeśli chodziło o Charlesa, miał tą zasadę (jak większość odgórnie ustalonych reguł) całkowicie gdzieś. On walczył na własnych regułach, a najważniejszą z nich była teraz jedna - w starciu z Goliathem zamierzał pozbyć się obydwu tonf i walczyć tylko przy użyciu swojej prawdziwej siły. Był to winien staremu wojownikowi.
Wypełniony takimi myślami, nieniepokojony prowadził swój rower przez obce miasto, by wziąć jedną z leżących przy urnie kart. Przyjrzał się uważnie polom, które miał do wypełnienia...
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Re: Czas Młota

Post autor: Gruby »

Wypełnić należało swoje imię, podpisać przysięgę, że będzie się walczyło zgodnie z zasadami (walka do śmierci, nie wolno używać żadnej broni dystansowej takiej jak pistolety, kusze i łuki, ani wybuchowej broni rzucanej jak granaty, kto opuści krąg na którym rozgrywa się walka ten przegrywa). Trzeba było to napisać własną krwią. I w sumie tyle. Nic więcej.
Daud i paręnaście minut później Charles zapisali się do walki. Nie było już odwrotu. Zapisy trwały do końca dnia. Walki miały się rozpocząć następnego dnia... Robicie coś w wieczór i noc przed walkami?
Awatar użytkownika
Morok
Posty: 712
Rejestracja: 2013-03-02, 19:47

Re: Czas Młota

Post autor: Morok »

Windarowi pewien problem sprawił punkt mówiący, by zapisać słowa przysięgi swoją własną krwią. Przez chwilę zastanawiał się, jak właściwie poprawnie mógłby wypełnić ten warunek... by w końcu odejść na bok i w ukryciu naciąć trochę wewnętrzną stronę policzka. Tak pozyskanym "atramentem" sporządził na formularzu kanciasty podpis. No i tyle, klamka zapadła.
Zamiast od razu kłaść się spać, Charles uznał za stosowne, by wypytać/wywiedzieć się, kto właściwie będzie brał udział w turnieju mającym miejsce następnego dnia. Wiedział, że prędzej czy później stanie zapewne do walki z Goliathem... kim jednak mieli być pozostali uczestnicy walk? Rzecz jasna, mieszkańcy Tauris zapewne domyślili się już, że odziany w długi, szary płaszcz mężczyzna w ciemnych okularach (tak bowiem teraz wyglądał Windar) też jest pewnie jednym z wojowników przybyłych na Czas Młota. Naukowiec nie miał jednak pojęcia, czy ułatwi to komunikację z nimi, czy wręcz przeciwnie - utrudni.
Awatar użytkownika
Pupu pan Panda
Posty: 821
Rejestracja: 2013-08-19, 14:26
Has thanked: 1 time
Been thanked: 2 times

Re: Czas Młota

Post autor: Pupu pan Panda »

Daud popykał chwilę w kosza i poszedł spać. Po prostu.
Ygrek pisze:Jeden z drugim wyciągacie ręce
A trzeci loot łapie i chwyta
Ja widzę tylko niestety
A chuj nie legendar bo kasa i strzykwa
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Re: Czas Młota

Post autor: Gruby »

Windar oczywiście wiedział, że w walce weźmie udział Goliath. Podobno do pojedynku miał stanąć też jego syn, Grum Męskotur i najlepszy wojownik z tutejszej organizacji, która "rozwiązuje problemy", Daud. Widział też charakterystyczny pojazd z Veno, co oznaczało, że najwyraźniej ludzie Boga również mieli chrapkę na rozszerzenie swoich wpływów. Mieszkańcy Tauris widzieli jak wpisujesz się na listę i traktowali cię ostrożnie, tak, jakby chcieli cię poznać i wiedzieć, czy w razie czego byłbyś dobrym wodzem. Bez większych problemów przenocowali cię, oczekując tylko, że wieczorem popilnujesz im zupę i narąbiesz kamieni na kolację. Stejki z kamieni były bardzo popularne w okolicy. To był tutejszy przysmak.

Następnego dnia...
Obrazek
W nocy, kiedy wszyscy spali, na szczycie krateru stanęły dwie, dobudowane platformy. Mieszkańcy miasta musieli się nieźle nad nimi napracować, bo wyglądały na porządną robotę, która ot tak się nie zawali. Podobno mieli je już wcześniej częściowo zrobione na wszelki wypadek, wystarczyło całą instalację tylko zamontować i odpowiednio wzmocnić, metalowymi balami od dołu. Na pole walki prowadziła dwudziestometrowa kładka. Sama arena, miała jakieś pięćdziesiąt metrów długości. Był to prosty, metalowy okrąg, zawieszony w powietrzu, dzięki rusztowaniom przy kładce oraz jednej, potężnej, kilkudziesięciometrowej beli. Spadnięcie z niego groziło kilkusekundowym lotem i wbiciem się w twardą ziemię ze sporej wysokości. Coś, co raczej na pewno będzie skutkowało śmiercią, chyba, że masz takie stawy jak Goliath. Areny nie były duże, sprawiały, że walka wręcz stawała się nieunikniona. Obydwie, stały w niedalekiej od siebie odległości, a na klifie znajdowały się trybuny, które już częściowo zostały zapełnione.

Rozpoczęcie turnieju (muzyka)

Zawodnicy nie byli jeszcze znani, ale uroczystość rozpoczęcia Czasu Młota, wielkiego turnieju o przywództwo nad Tauris. Tutaj stawką było życie, dlatego zgłosiła się tylko ósemka najodważniejszych, najsilniejszych i najbardziej żądnych zwycięstwa osób, z których tylko jedna będzie się mogła cieszyć resztą przeznaczonych jej przez Boga dni, wśród pięknych kobiet familii Męskoturów i z resztą inwentarza potężnego rodu. Ważyły się tutaj też losy organizacji Whalers, bo nie wiadomo, jak nowy przywódca podejdzie do płatnych zabójców i czy pozwoli im tu zostać.
Wszyscy zebrali się na klifie. Tłum był gigantyczny, byli tu na pewno wszyscy mieszkańcy miasta. Widzieliście rusznikarza i kłócącą się z nim Marikę, która pracowała dla Whalers. Na wózku po drugiej stronie tłumu siedział Kurhanus Steelchest, najstarszy mieszkaniec miasta, który dość posępnie znosił tak dużą ilość ludzi. Reprezentacja z Veno, składająca się z siedmiu osób, stała razem, widzieliście wśród nich Beletha, który nauczał w mieście wiary w Boga i Leroje Writer, starszą kobietę, którą Daud i jego towarzysze napotkali na grzbiecie Moto Moto. Grum Męskotur stał razem ze swoimi dwiema żonami, a nieco dalej od niego, oddzielona sporą ilością mieszkańców - reprezentacja Whalers. Było też sporo obcych, niektórzy byli w kapturach i nie chcieli ujawniać swojej tożsamości, inni, wyglądali cudacznie i nie wstydzili się tego. Wśród nich znajdował się Charles Windar, stojący w sumie blisko zabójców z Whalers.
Na polu walki, samotnie, stał gigantyczny Goliath, który jako aktualny przywódca klanu, miał wyczytać listę walczących. Nie wiedzieliście jak decydowano kto się zmierzy z kimś, ale wiedząc, jak honorowym ludem są Męskotury, trzeba było obstawiać, że nie mataczyli przy pojedynkach. Król Gór odchrząknął głośno, a cały, rozgadany tłum zamilkł. Oczy wszystkich wbiły się w niego w oczekiwaniu. Po pustyni rozniósł się jego potężny głos:
-Moja familio! Mieszkańcy Krateru Tauris! I goście, zaproszeni by wziąć udział w walkach! Jako wódz tego plemienia, zrzekłem się swojej funkcji Króla Gór! I już nim nie jestem! Teraz, gdy nadszedł Czas Młota, zmierzymy się ze sobą o miano najpotężniejszego woja pustyni i gór, tak jak to robili przed nami nasi przodkowie! Kierujcie się honorem i niech te pojedynki będą uświęcone przez tych Bogów, w których wierzycie! A teraz, wyczytam, kto z kim będzie się zmagał!
Cisza była przejmująca, a oczekiwanie narastało. Goliath zamilkł na chwilę, a potem wykrzyczał pierwszą parę:'
-Do walki staną... Beleth Crawler ze Świętego Miasta Veno i Noble Mandrago!
ObrazekVS Obrazek
Przez tłum przebiegł szmer. Beleth ukłonił się wszystkim i złożył ręce jak do modlitwy, szepcząc pod nosem jakieś słowa. Reszta jego towarzyszy kiwnęła głową, jakby akceptując to, co miało się wydarzyć. Tymczasem, w pobliżu Dauda, jedna z osób w kapturze zdjęła go. Ukazała wam się odstręczająca istota, której ciało wyglądało jakby było częściowo zrobione z kory, a częściowo z żyjących pnączy. Miało niezbyt ludzką twarz, a jej włosy stanowiło mnóstwo liści i kwiatów. Na szyi miała... białego węża boa, który spojrzał ku Daudowi, po czym powiedział, jakby nigdy nic:
-Ulepszyłam ją nieco i "zbiłam", aby była mniejsza. Jeżeli nie chcecie mi zapewnić luksusów, to przejmę to miasto i będziecie MUSIELI to zrobić.
Zasyczała z zadowoleniem, a kobieta-roślina spojrzała na was cierpiętniczym wzrokiem, podobnym do tego, który miała w poprzedniej formie. Tymczasem cały tłum znowu wstrzymał oddech. Miało dojść do wyjawienia następnej walki. Goliath nabrał powietrza do płuc:
-Druga para to... Grum Męskotur i Andersonia Męskotur!
ObrazekVS Obrazek
Król Gór zapewne nie bez powodu użył słowa "para". Przez tłum przebiegły okrzyki zaskoczenia. Ta informacja była dla wszystkich szokiem. Z brzęku, który równie dobrze można by usłyszeć w atakowanym ulu pszczół, dowiedzieliście się, że fakt, iż do walki staje kobieta, wydawał się tutejszym mieszkańcom czymś, co kompletnie przełamało społeczne tabu. Tutejsze dziewoje potrafiły walczyć i były równouprawnione, ale nikt poważnie by nigdy nie pomyślał, by przyjąć od kobiety wyzwanie lub by ta miała je w ogóle komuś rzucić. Andersonia była od zawsze... "wyjątkowa", ale nikt chyba się nie spodziewał, że zechce wziąć udział w Czasie Młota, a tym bardziej wiedząc, że będzie tu walczył również jej mąż. Para zastygła. Nie patrzyli na siebie, ani się nie odzywali, choć żyły na czole Gruma zaczęły tańczyć jak oszalałe, a jego całe ciało pokrył rumieniec wstydu oraz wściekłości.
Goliath odczekał aż napięcie opadnie i w końcu wyczytał trzecią parę:
-Goliath Męskotur i Charles Windar!
ObrazekVS Obrazek
To ogłoszenie również wywołało falę zaskoczenia i zaciekawienia. Nikt nie wiedział kim był ów Charles Windar. Na pewno nie był nikim tutejszym. To musiał być jakiś przybłęda, który wziął się znikąd. Pewnie zły przywódca. Ktoś bez szacunku. Na pewno nie ma szans z byłym Królem Gór. Mieliście wrażenie, że Goliath się lekko uśmiechnął, a w końcu, przeczytał ostatnią parę, która miała stanąć ze sobą w szranki:
-Daud z Whalers i Leroje Writer ze Świętego Miasta Veno.
ObrazekVSObrazek
Podobnie jak jej towarzysz, Leroje, starsza kobieta z dominicanus, złożyła ręce i kiwnęła głową. To, że w turnieju brała udział kolejna kobieta, też było nie do pomyślenia. W szranki stanąć miały dwie kobiety i jeden mutant. Takiego Czasu Młota jeszcze nie było. Goliath kontynuował:
-Pierwsze dwie walki odbędą się za godzinę! Zmierzą się: Beleth Crawler i Noble Mandrago oraz Grum Męskotur i Andersonia Męskotur. Pozostałe dwie, odbędą się na dwie godziny po ich zakończeniu, jeżeli nie dojdzie do większych uszkodzeń pola bitwy. Życzę wszystkim powodzenia! Niech wygra najsilniejszy! Czas Młota!
-CZAS MŁOTA!
Ryknął tłum i napięcie jakby nieco opadło. Wszyscy zaczęli plotkować, miejsce się nieco rozluźniło. Cóż, mieliście jeszcze nieco czasu przed waszymi walkami. Morok, Panda, znacie już przeciwników, z którymi przyjdzie walczyć waszym postaciom. Nie ma taryfy ulgowej, to jest naprawdę walka na śmierć i życie, a o tym jak wam pójdzie, decydować będzie jakość waszych postów, pomysłowość i oczywiście łut szczęścia. Teraz, napiszcie, co zamierzacie robić podczas tej godzinnej przerwy oraz w podczas pierwszych dwóch walk.
Awatar użytkownika
Pupu pan Panda
Posty: 821
Rejestracja: 2013-08-19, 14:26
Has thanked: 1 time
Been thanked: 2 times

Re: Czas Młota

Post autor: Pupu pan Panda »

Hiram, który cały czas był przy Daudzie, zimno skomentował zawodników:
-Dwa byki, kaznodzieja, dwie kobity, pan niewiadomy. I... ona. Trzeba było ją zabić, gdy nadarzyła się okazja.
"Giermek" zaś był bardziej towarzyski i odpowiedział wężowi:
-Gówno dostaniesz, pokrako.
Daud nie skomentował.
Myślał teraz zupełnie o czymś innym. Moto Moto, grzbiet, przybysze z Veno. Walka Andersonii i Leroje. Do tej pory, obydwaj przeciwnicy Mistrza Cieni posługiwali się tymi wielkimi krzyżowymi mieczami. Kolejna Dominicanus nie była inna. Przez większość pojedynku kobiet, Daud był zajęty blokowaniem i wyprowadzaniem ciosów, jednakże końcówce przyglądał się z wielką uwagą. Tak, każda informacja, każdy strzępek informacji mógł zdecydować o życiu. A herszt zabójców nie walczył inaczej, niż wykorzystując słabości przeciwnika. Skończywszy analizę, skupił się na innych zawodnikach.
Beleth Crawler. Szybki i silny kaznodzieja, używający tego swojego wielkiego miecza. Zaskoczył raz, pewnie zaskoczy znowu.
Noble Mandrago. Używa roślin, kwiatków i cholera jeszcze wie, co ta wariatka Hancock jej wszczepiła.
Męskotury. Tutaj nie było żadnej filozofii, każda walka z nimi będzie przypominała corridę.
Andersonia. Nieprzewidywalna i dzika. Wbrew pozorom, niezbyt różniła się od swych męskich odpowiedników.
I ten ostatni. Zobaczymy, co pokaże w swoim pojedynku.
Daud przez chwilę zastanawiał się, czy nie podejść do Beletha, przywitać się. Stwierdził jednak, że tamten pewnie będzie się modlił przez tę godzinę i nie ma mu co przeszkadzać. Kusiło go również podokuczanie Grumowi, że własną żonę to się powinno tylko w sypialni bić, i to za jej przyzwoleniem. Rozmyślił się jednak - w końcu wciąż nie mógł mówić. Mistrz Cieni odszedł na chwilę razem ze swoim podkomendnym. Zdeponował u niego swoją minikuszę, granaty i miny. Sprawdził obydwa miecze i włócznie, czy aby działają bez zarzutu. Upewniwszy się, że tak, Daud wrócił na miejsce jatki. W milczeniu czekał na rozpoczęcie pierwszej walki.
Ygrek pisze:Jeden z drugim wyciągacie ręce
A trzeci loot łapie i chwyta
Ja widzę tylko niestety
A chuj nie legendar bo kasa i strzykwa
Awatar użytkownika
Morok
Posty: 712
Rejestracja: 2013-03-02, 19:47

Re: Czas Młota

Post autor: Morok »

Obrazek
Charles Windar, nadal skryty pod szarym płaszczem, w milczeniu słuchał słów Goliatha. Gigant znacznie zmienił się od czasu, gdy ostatnio rozmawiali... i to nie tylko, jeśli chodziło o wygląd. Wydawał się być w swoim żywiole, jakby nie pragnął niczego innego, jak tylko stanąć do ostatecznego starcia.
Jeśli chodziło o samego naukowca, nie był zbyt zadowolony z faktu, że będzie musiał walczyć z Męskoturem już w pierwszej rundzie. Obietnica zmuszała go wówczas, by porzucił wszystkie sztuczki, które przygotował w zanadrzu - i zmierzył się z głową rodu przy użyciu swej prawdziwej siły.
Co z pozostałymi zawodnikami? Starcie wojownika z Veno z dziwną, roślinną istotą... gdyby Windar nigdy nie poznał siły członków Dominicanusa, z pewnością stawiałby raczej na zmutowanego potwora, który sprawiał wrażenie jakiegoś rodzaju zmodyfikowanego genetycznie człowieka. I ten gadający wąż... to wszystko przypominało mu Arcadię. Skrzywił się.
Druga para walczących... wyglądało na to, że do walki staną ze sobą... mąż i żona? Tutejsze zwyczaje były doprawdy niezwykłe. Usłyszawszy szmery niechęci ze strony widowni, Charles natychmiast zaczął w duchu kibicować kobiecie. Zapewne nawet jeśli wygra, stanie się wyrzutkiem w swojej społeczności... on zaś akurat do wyrzutków miał słabość. Sam był w końcu jednym z nich.
Co do ostatnich walczących, jednym z nich była jakaś starsza kobieta, sądząc po ekwipunku również należąca do Dominicanusa... a drugim wspomniany Daud, dowódca tutejszego gangu. Nie wyglądał na człowieka, który lubi walczyć czysto, to było pewne.
Korzystając z przerwy, Windar uznał, że wypada zamienić kilka słów z Goliathem, na którego zaproszenie przyjechał w końcu do tego zapomnianego przez Boga miejsca... najpierw jednak jakieś wewnętrzne przeczucie kazało mu zbliżyć się do roślinnej istoty i oplecionego wokół niej węża.
- ... - powiedział zakutany w płaszcz mężczyzna, podchodząc do dwójki dziwnych istot. No, nie wiedział nawet, jak właściwie powinien się przywitać.
- Jestem Windar - przedstawił się w końcu, spoglądając na gada. Zastanawiał się, czy istota wyczuje, że należą do tej samej gromady biologicznej. I dlaczego właściwie ten wąż gadał.
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Re: Czas Młota

Post autor: Gruby »

Obrazek
-To sobie nim bądź, czy ja ci bronię?
Zawołał wąż z politowaniem patrząc na Windara, najwyraźniej niezbyt oczarowana jego przedstawieniem się. Podchodzi do ciebie koleś i mówi "jestem Windar". A ja jestem "Earthar", postójmy w milczeniu jak banda mnichów-pedałów. Hancock siedziała owinięta wokół szyi Mandrago i chyba nie była w nastroju do rozmawiania z nieznajomymi.
-Odpełznij gdzieś indziej i nie zawracaj nam głowy. Masz walkę z tym wielkim pajacem to z nim sobie porozmawiaj.
Awatar użytkownika
Morok
Posty: 712
Rejestracja: 2013-03-02, 19:47

Re: Czas Młota

Post autor: Morok »

Windar uznał, że tutaj za wiele nie wskóra. Odwróciwszy się bez słowa, ruszył w kierunku osoby, z którą zamierzał porozmawiać już wcześniej - Goliatha Męskotura. Sylwetką wojownik górował nawet ponad tutejszymi, olbrzymimi ludźmi.
- Narobiłeś niezłego zamieszania - przywitał się Charles, podchodząc do giganta i znacząco spoglądając w kierunku areny. - Nie myślałem, że nasza walka odbędzie się na oczach tylu ludzi - dodał z lekką niechęcią w głosie. Nie podobało mu się pokazywanie swoich technik walki przed tysiącami gapiów. Miał tylko nadzieję, że wieści o wydarzeniach z turnieju nie dotrą do Arcadii... to bowiem oznaczało, że Gwardia dowiedziałaby się o kontynuowaniu przez naukowca zabronionych mu wcześniej badań na swoim ciele. Cóż, jeśli nie przeżyje, to i tak pewnie nie będzie musiał się zamartwiać takimi sprawami.
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Re: Czas Młota

Post autor: Gruby »

Obrazek
Goliath akurat nie był niczym zajęty i miał chwilę czasu na rozmowę. Wyciągnął ku Windarowi dłoń:
-Witaj, Windarze. Mój lud mnie zawiódł, a najbardziej mój syn. Karnawał się skończył, po tym bezhołowiu potrzebujemy nowego wodza. A lud ma prawo oglądać, jak będzie się sprawował nowy wódz w boju i czy nie zhańbi się niegodnymi sztuczkami. Co prawda po tym, jak kobiety dołączyły do turnieju, nie wiem, czy nie można go uznać w całości za zhańbionego. Mam nadzieję, że moja synowa i ta kobieta z Veno będą się zachowywały godnie na polu walki. Inaczej przyniosą wielką sromotę tutejszemu ludowi.
Awatar użytkownika
Morok
Posty: 712
Rejestracja: 2013-03-02, 19:47

Re: Czas Młota

Post autor: Morok »

Charles bez wahania uścisnął ogromną łapę giganta. Jak zwykle miał wrażenie, że jest niemowlęciem ściskającym dłoń swego ojca.
- Wszyscy podpisali przysięgę, czyż nie? - rzekł w odpowiedzi na wątpliwości Goliatha dotyczące honoru zawodników. - Zasady były jasne. Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek był skłonny do ich łamania. Kobiety również mają swój honor... a poza tym, w tym turnieju biorą udział nie dwie, tylko trzy. Zapomniałeś o tej roślinnej istocie? - zapytał, krzyżując ręce na piersi. Był ciekaw, czy Męskotur uznaje potwora za "kobietę".
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Re: Czas Młota

Post autor: Gruby »

Obrazek
-To mutant. To różnica. Zresztą, to wyglądało bardziej jak roślina, niż jak człowiek. Jednak wróżę temu czemuś przegraną. Ludzie z Veno są podobno bardzo honorowymi, potężnymi wojownikami. Aż żałuję, że nie trafiłem na tego Beletha... ale najpierw, musimy rozwiązać sprawę między sobą, czyż nie?
Awatar użytkownika
Morok
Posty: 712
Rejestracja: 2013-03-02, 19:47

Re: Czas Młota

Post autor: Morok »

Charles skinął głową.
- Ja również znam siłę Dominicanusa. Kiedyś uczyłem się walczyć w Veno - odparł. - Ale wiesz, Goliacie... szczerze mówiąc, miałem nadzieję, że spotkamy się dopiero w finale. Wówczas byłoby zresztą pewne, że przywódcą zostanie osoba godna tego miana - wyznał, posyłając gigantowi czujne spojrzenie. Doskonale wiedział, co uczyniłby w takiej sytuacji. Wygrałby walkę... po czym zrezygnował ze stanowiska przywódcy i przekazał je Męskoturowi, który wydawał mu się najodpowiedniejszą osobą do rządzenia Tauris. Wolał jednak nie dzielić się z gigantem swoimi planami. - Ale dotrzymam mojej obietnicy. W walce z Tobą nie użyję mojego oręża - dodał po chwili, odsuwając połę płaszcza na tyle, by Goliath mógł zobaczyć dwie stalowe tonfy.
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Re: Czas Młota

Post autor: Gruby »

-Masz pełne prawo nimi walczyć. Nie można tylko używać broni rzucanej i dystansowej. Ale pamiętaj, że stary niedźwiedź, nie wpada dwa razy w te same sidła - uśmiechnął się szeroko. Z opaską na oku wyglądał teraz nieco jak pirat - Tak czy siak, szukaj sobie miejsca na trybunach. Przed naszą walką czekają nas jeszcze dwie inne, a ja muszę się zająć paroma sprawami.
Awatar użytkownika
Morok
Posty: 712
Rejestracja: 2013-03-02, 19:47

Re: Czas Młota

Post autor: Morok »

Windar uniósł brwi w wyrazie zaskoczenia. Najwyraźniej Goliath nie przejmował się za bardzo wcześniejszymi słowami Charlesa. Poza tym... czyżby miał w rękawie jakiegoś asa, który uchroni go przed elektrowstrząsami?
- "Nie wpada dwa razy w te same sidła?" - zapytał mężczyzna, uśmiechając się lekko. - Dobrze więc. Biorę Cię za słowo, Goliacie Męskoturze. Wezmę ze sobą mój oręż... choćby po to, żeby zobaczyć, w jaki sposób go pokonasz - zadeklarował. To rzekłszy, odwrócił się.
- Do zobaczenia na polu walki - powiedział jeszcze, po czym ruszył w kierunku trybun...
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Re: Czas Młota

Post autor: Gruby »

W końcu nadszedł czas, by rozpoczęły się pierwsze walki. Trybuny były pełne, a ludzie stali wokół, zbici w wielkie, nieco przytępawe zbiorowisko. Na platformach stanąć mieli najpierw Beleth Crawler i Mandrago oraz Grum Męskotur i jego żona, Andersonia. Szczególnie ta druga walka budziła wielkie emocje. Pojedynki miały się rozgrywać równolegle. Budziło to zawód części publiki, ale Goliath jasno stwierdził, że to walka o to, kto jest najsilniejszy, a nie igrzyska, i to zawodnicy tak naprawdę będą mieli najwięcej przyjemności z wygranej lub śmierci. Beleth odłączył się od swojej grupy z Veno, żegnany błogosławieństwami i słowami mającymi nieść powodzenie. Siwowłosy, młody mężczyzna, którego ramię okalała złota zbroja zdobiona piórami, przy boku trzymał ogromny, elegancki miecz – erzengelklinge. Elegancki, przystojny, pewny siebie, wyraźnie publika faworyzowała jego w tym starciu. Mandrago, w milczeniu zmierzała ku platformie, ubrana w swój płaszcz. Byki kierowały ku niej niezbyt pochlebne okrzyki w stylu „mutant!” czy „dołóż temu czemuś dominicanus!”, ale ta nie przejmowała się tym kompletnie. Nigdzie nie było widać Hancock. Musiała gdzieś się ukryć, wiedząc, że bez ochrony Mandrago, Whalers mogą zechcieć ją załatwić.
Ku swojej platformie zmierzali też Andersonia i Grum. W milczeniu, ciszy. Nagle, ktoś z tłumu krzyknął:
-ZDRAJCZYNI!
Byki szybko to podchwyciły, a ludność Tauris wybuchła ogromnym oburzeniem. Kumulowało się ono od godziny przez plotki oraz złość na złamanie tradycji. Andersonia od zawsze była silna i stawiała na swoim, ale wyzwanie własnego męża do walki na śmierć i życie, urągało wszystkiemu, w co męska kultura miasta wierzyła. Ku żonie Gruma poleciały najgorsze wyzwiska znane światu, od zarzutów o zdradę, po życzenia bolesnej śmierci. Jej mąż nie zareagował. Spojrzał na nią tylko z góry, jak na ścierwo, na coś obrzydliwego, i szedł dalej ku arenie. Andersonia, na początku też wydawała się niewzruszona. Jednak nagle, coś się w niej przełamało. Wszyscy krzyczeli by zginęła, gardzili nią, potępiali za zdradę męża, za to, że swoim uczestnictwem wystawiła związek małżeński na próbę, która nie będzie miała dobrego zakończenia. W oczach dumnej wojowniczki zakręciła się przez chwilę łza, ale kobieta nie dała się pokonać słabości. Obróciła się i spojrzała z pogardą na tłum, po czym krzyknęła:
-LUDU TAURIS! Potępiajcie mnie ile chcecie, rzucajcie w moją stronę kamieniami i mówcie o mnie najgorsze rzeczy! Jednak mam swoją dumę i honor! Jestem taka jak wy! Silna, dumna i... męska! Nie, kobieca! Bo bycie kobietą, nie oznacza słabości! Jesteśmy tak samo silne jak wy! I waszej żałosnej gromadzie należy się w końcu godna przywódczyni! Prawda jest taka, że ja i Selienne i tak robimy wszystko za Gruma! To MY wami rządzimy! I MY zasługujemy na prawdziwą władzę!
Selienne stała w tłumie, pośród innych byków. Ci spojrzeli na nią groźnie, ale ona tylko pokręciła głową, jakby zaprzeczając pasji, z jaką mówiła Andersonia. Druga żona Gruma znała swoje miejsce i wiedziała, że ludzie nie zaakceptują w pełni kobiety-wodza. Nie chciała się mieszać do tego sporu. Nie sądziła też, by małżonka jej męża dała mu radę. Andersonia kontynuowała:
-Czas wstrząsnąć posadami tego miasta! Każdego psa, który śmiał teraz krzyczeć, po zwycięstwie nad moim mężem wyzywam na pojedynek! Pokonam was wszystkich i pokażę, jak silna potrafi być kobieta!
Grum zazgrzytał zębami, a tłum zamilkł. Ta cała przemowa była straszną obelgą dla byłego zastępcy wodza osady. Andersonia przeszła obok niego stając na polu walki. Goliath, który raczej z chłodną miną słuchał wystąpienia kobiety, poczekał aż walczący staną na platformach, po czym bez dłuższych zapowiedzi huknął ku niebu:
-NIECH ROZGORZEJE BITWA!

ObrazekVS Obrazek
Beleth Crawler vs Noble Mandrago
Beleth stanął naprzeciw roślinnego mutanta i złożył dłonie, niczym do modlitwy, kłaniając się lekko. Spod płaszcza humanoidalnej istoty wypełzło parę korzeni-macek, uzbrojonych w kolce. Święty wojownik jednak nie wystraszył się tego pokazu abominacji. Uśmiechnął się, po czym powiedział pogodnie, sięgając po miecz:
-Wybacz siostro, jeżeli uczynię coś, czego będę żałował. Niech Bóg cię błogosławi i uchroni od śmierci, bo w tym pojedynku, pokażę swoją prawdziwą duszę. To będzie starcie naszych wizji świata oraz przyszłości. Czy to nie piękne i chwalebne?
Mandrago nie odpowiedziała. Ku Belethowi, dość leniwie, wystrzeliła jedna z macek, mijając go o włos. Dominicanus nie wyglądał jednak na wystraszonego. Unik był zamierzony, nie włożył też w niego zbyt wiele energii. Prawdziwa walka, miała się zacząć właśnie teraz.
Walka potworów
Beleth zakręcił w powietrzu mieczem i podrzucił go wysoko ku niebu. Po czym chwycił wolnymi dłońmi za pnącze, uważnie, tak, by nie natrafić na jakiś kolec i mocno pociągnął. Mandrago niemalże została wyrwana z miejsca w którym stała. Dominicanus przyciągnął ją do siebie jednym, potężnym pociągnięciem, a chwilę potem, przywitał skołowanego mutanta mocarnym ciosem pięścią. Usłyszeliście dźwięk, jakby coś bardzo mocnego rąbnęło w pień drzewa, a kobieta-roślina poleciała błyskawicznie do tyłu, odrzucona uderzeniem, który potrafiłby powalić niedźwiedzia. W momencie, gdy Mandrago leciała do tyłu, z nieba spadł miecz Beletha, który ten natychmiast chwycił. Pomknął ku przeciwniczce, naciskając coś w swoim erzengelklinge. Ten rozdzielił się na dwa osobne miecze, podobnej wielkości. Wykorzystując zamroczenie mutanta po poprzednim ciosie, dominicanus kopnął ją w podbródek, wyrzucając ją w powietrze, a potem wyskoczył i zrobił dwa obroty w powietrzu, za każdym razem tnąc przepotwornie roślinę przez pierś i twarz, obydwoma mieczami. Wszędzie wirowały liście, płatki kwiatów oraz resztki przerwanych pędów. Był to poniekąd piękny widok, a kunszt bitewny Beletha zapierał dech w piersiach. Był pewnym zwycięzcą, a Daud mógł już się zacząć obawiać, co się stanie, gdy przyjdzie mu walczyć ze świętym wojownikiem z Veno, w pełni jego umiejętności, gdy nie będzie się powstrzymywał. Jego ruchy były o wiele szybsze i potężniejsze, niż podczas waszego pojedynku.
Mandrago upadła na ziemię. Wyglądała niczym zbity, nieprzypominający już człowieka chwast, kupa resztek roślinnych, posiekanych z morderczą precyzją. Beleth wylądował zgrabnie, przykucając, po czym wyprostował się i spojrzał z góry na martwego mutanta. Złączył swoje miecze w jeden, i wciąż trzymając rękojeść, złożył ręce jak do modlitwy. Coś jednak nie grało. Tłum nie skandował jego imienia, a Goliath nie ogłosił zakończenia walki. Resztki mutanta zafalowały, po czym... zabulgotały, to chyba odpowiednie słowo, choć nie oddające do końca pulsujących, miarowych ruchów roślinnych, żylastych pędów. Tors i głowa Mandrago uniosły się nieco z ziemi. Przypominała teraz bardziej to, co widzieliście podczas pierwszego spotkania z nią – plątaninę wielkich kwiatów, liści, korzeni i pnączy, oraz ukrytą w niej ludzką sylwetkę. Mutant spojrzał na Beletha, po czym spytał cierpiętniczym, agonicznym głosem:
-To... wszystko...?
W jednej chwili, pnącza rozpełzły się po powierzchni całego pola walki, pokrywając je niemal całkowicie. Beleth próbował odskoczyć w tył, ale pnącza oplotły jego stopy. Cichy chrupot oraz syknięcie dominicanus poświadczyły publiczności, że właśnie, kostki wojownika zostały zmiażdżone. Z ciała Mandrago wystrzeliły trzy macki zaopatrzone w kolce, przebijając mężczyznę na wylot uda oraz brzuch mężczyzny. Beleth zakrztusił się i splunął krwią, patrząc, jak pęd zagłębia się w jego trzewia. Jego oczy straciły przez chwilę blask. Rana była bardzo poważna. Ten jednak... uśmiechnął się, po czym wydukał, zalewając swoją pierś posoką:
-Deus, dona me vi.
Po czym skierował swój miecz ku ciału Mandrago i przesunął jakiś przycisk. Ostrze pomknęło nagle ku roślinie z głośnym świstem, wbijając się w pierś potwora. Przez chwilę, dało się usłyszeć coś, jakby mocne zasysanie powietrza, a potem, nastąpił wybuch. Słyszeliście dźwięk, ale nie było ognia, to była czysta implozja, zwiększenie ciśnienia, które rozerwało roślinną powłokę mutanta. Uścisk macek zmalał, a Beleth upadł na usłaną pnączem arenę, łapiąc powietrze. Był ranny, ale dzięki pomocy Boga udało mu się. Zaraz przyjdą tu jacyś lekarze i mu pomogą. Rana była niebezpieczna, ale to nic, z czym dobry medyk nie dałby sobie radę. Jeżeli będzie trzeba, powróci do Veno i tam go wyleczą Negazione, albo i sam Bóg. W końcu spisał się dobrze i...
Beleth pustym wzrokiem spojrzał w pnącza. Ciągle pulsujące życiem pnącza. Znowu nie było żadnych okrzyków z tłumu. Za to pojawił się cień, który przesłonił słońce spadające na pole bitwy. Mandrago przeniosła swoje ciało przez sieć pnączy, stając za świętym wojownikiem. Ten obrócił głowę i zobaczył, jak mutant przystawia do jego szyi mackę pełną kolców. Jego oczy rozszerzyły się.
-Boże, pom...
Mandrago, bez jakichkolwiek emocji, oplotła pnączem jego gardło, a potem, gwałtownie nim pociągnęła, rozrywając do kości mięśnie, skórę i tchawicę. Beleth, dzielny Beleth z Veno, jeszcze przez chwilę łapał ciężko powietrze, aż w końcu wzdrygnął się parę razy i z pustym wzrokiem upadł na miękką posadzkę z macek...

ObrazekVSObrazek
Grum Męskotur vs Andersonia Męskotur
Małżeństwo stanęło naprzeciwko siebie i spojrzało sobie chłodno w oczy. To była walka, w której jedno z nich na pewno zginie. Andersonia kochała swojego męża, a ten, którego duma została wystawiona na tak ogromną próbę, wahał się. To jednak nie było problemem. W końcu za parę minut jedno z nich będzie martwe, a uczucie wygaśnie wraz ze śmiercią ukochanego. Taką przynajmniej każde z nich miało nadzieję. Andersonia czuła, że zwycięży tę walkę. Wiedziała, że jest silniejsza od męża. Trenowała więcej, była zwinniejsza. Nie mogła tylko dać się ponieść furii. A wtedy zostanie nową przywódcą Męskoturów. Bez dłuższego wahania, kobieta zacisnęła pięści uzbrojone w kastety i błyskawicznie ruszyła ku swemu mężowi. Szybko przemknęła obok niego, stając u jego boku, trochę nawet zachodząc na plecy i wymierzyła mu potężny cios w nerkę, który powaliłby każdego dorosłego faceta.
Utracenie honoru
Potężna pięść Gruma wylądowała na twarzy niczego nie spodziewającej się Andersonii. Uderzenie było błyskawiczne, a przy tym silne niczym zderzenie z rozpędzonym pociągiem. Kobieta poczuła, jak jej szczęka przesuwa się całkowicie, a w końcu wypada z zawiasów. Kość policzkowa została zmasakrowana, jedno z oczu zaszło krwią. Czaszka chrupnęła nieprzyjemnie, co wskazywało na pęknięcie. Andersonia, piękna Andersonia, upadła na chłodny metal z szokowanym wyrazem na zmasakrowanej twarzy. Cierpiała. Cierpiała jak nigdy dotąd. Uderzenie było niemożliwie silne i chyba tylko cud sprawił, że jeszcze żyła. Widownia milczała, tak samo jak Grum, stojący nad nią i patrzący z góry jak chłodny kat. Kobieta zwymiotowała i zacisnęła jedyne, sprawne oko. Zacisnęłaby zęby gdyby mogła, lecz już ich najzwyczajniej w świecie nie miała. Podniosła się jednak. Stanęła przed swoim mężem, a ten patrzył na jej oszpeconą twarz pustym wzrokiem. Wkładając w ten cios wszystkie siły, Andersonia zamachnęła się i uderzyła uzbrojoną w kastet pięścią w pierś mężczyzny. Ten nawet nie próbował robić uniku. Cisza na trybunach stawała się nie do zniesienia. Pięść kobiety zatrzymała się na torsie Gruma. Nie zrobiła mu krzywdy. To było naprawdę silne, porządne uderzenie, które odrzuciłoby w tył każdego innego byka. Przeciwko synowi Króla Gór jednak było niczym ugryzienie komara. To była czysta różnica siły i wytrzymałości. Grum nie bez powodu, przez tyle lat pełnił rolę wodza Męskoturów. W oku Andersonii zaszkliła się łza, a z gardła wydobył się przeciągły jęk bólu i upokorzenia. Nie miała szans. Najmniejszych. Wiedziała, że mąż jej nie oszczędzi. Była pełna nadziei i wiary w zwycięstwo, a tymczasem zginie jak pies. Nie, gorzej. Jak mrówka, rozdeptana przez człowieka. Nie potrafiła nawet zranić swojego męża, którego tak pogardliwie wyzwała. Andersonia bała się śmierci. Była odważna, ale teraz, mając za plecami tłum swoich pobratymców, a przed sobą męża, który miał ją zaraz wykończyć, nie mogła sobie poradzić z własnymi emocjami. Zrobiła coś, czego nie uczyniłby żaden inny Męskotur w poważnej walce i co było najgorszym skalaniem świętości pojedynków.
Wymierzyła Grumowi kopnięcie w przyrodzenie. Tłum ryknął z wściekłości na ten żałosny manewr, którego żaden inny mężczyzna by nie miał czelności zrobić i który przekreślał Andersonię jako członkinię rodu. To było żałosne, tchórzliwe zagranie. Potwierdzające to, że kobieta nie powinna stawać do walki w pojedynku. Tym jednym, desperackim manewrem, Andersonia przekreśliła wszystko to, o czym mówiła przed bitwą. Wyzbyła się swojego honoru na rzecz panicznego strachu. Grum cofnął się do tyłu. Bolało go to uderzenie. Ale jeszcze bardziej bolało go to, jak bardzo poniżyła się jego żona, by tylko uciec od godnej śmierci. Teraz, stała się nikim. Upadła na ziemię, a jej łzy mieszały się z krwią. Byłą oszołomiona przez swój uczynek. Uczynek, który był jednym z najgorszych tabu w całym żywocie Męskoturów. Po chwili Grum doszedł do siebie i znowu stanął nad swoją żoną. Ta spojrzała na niego z przerażeniem, po czym zaczęła jęczeć, nie mogąc dobrze złożyć słów ze zmiażdżoną szczęką. Wszyscy wiedzieli jednak co chce powiedzieć: „Nie rób tego. Nie zabijaj mnie. Nie chcę umierać. Błagam, zrobię wszystko”. Grum pokręcił głową, wpatrując się z odrazą w osobę, którą nazywał kiedyś swoją żonę. Po czym wymierzył w jej głowę kolejne, miażdżące uderzenie. Wycie przerażenia Andersonii ustało w momencie, gdy jej mózg zmieszał się z palcami jej męża...

Obydwie walki były zakończone. Na arenie pozostała tylko dwójka zwycięzców: Noble Mandrago i Grum Męskotur. Pnącza zawirowały wokół roślinnej kobiety, i ta jakby znowu zrobiła się nieco mniejsza i bardziej humanoidalnopodobna. Liany uformowały się w coś na kształt płaszcza, gdy zwyciężczyni schodziła z podestu, nie przejmując się zwłokami przeciwnika. Ludzie z Veno jęknęli z żalu za poległym pobratymcą. Nie spodziewali się chyba tego, że przegra. Grum również opuścił pole bitwy milcząc. Nie spojrzał nawet na truchło żony. Selienne stojąca pośród tłumu trzymała dłoń przy twarzy, zasłaniając oczy i zagryzając wargę, by powstrzymać się od płaczu.
Gdy zwłoki zostaną uprzątnięte, przyjdzie pora na dwie kolejne walki: Goliatha i Charlesa oraz Dauda i Leroje. Kto zwycięży? To się dopiero okaże. Napiszcie, co robicie w oczekiwaniu na pojedynek, a potem swoje wejście, tak, byśmy mogli zacząć walkę już od następnego postu.
Awatar użytkownika
Pupu pan Panda
Posty: 821
Rejestracja: 2013-08-19, 14:26
Has thanked: 1 time
Been thanked: 2 times

Re: Czas Młota

Post autor: Pupu pan Panda »

Daud stał cały czas bez ruchu, z założonymi rękami. Westchnął, obserwując śmierć Beletha. Gdyby mógł to może przyznałby Hiramowi rację - trzeba było zabić roślinę, gdy miało się okazję. Szef zabójców od początku cicho kibicował przybyszowi z Veno. Trochę przykro mu było, że Mandrago ślepo spełnia żądania Hancock. Burrows tępym wzrokiem gapił się na widowisko, potem rzucił okiem na Mistrza Cieni. Podrapał się w potylicę, spuścił głowę. Tiaaa.
Masakra Andersonii, bo przecież walką tego nazwać nie można, tylko pogłębiła nienawiść Dauda do Gruma. Nie chodziło o samo zabicie swojej żony. Herszt Whalersów nie mógł scierpieć psychicznego znęcania się Męskotura nad kobietą, zamiast skrócić jej męki. Odebranie komuś życia to jedno, a takie coś... No cóż.
Daud po raz kolejny zanalizował w myślach walkę Andersonii z Leroje. Potem myślał nad możliwymi wariantami swojego pojedynku. Co jakiś czas rzucał okiem na swoją przeciwniczkę, mrużąc oczy, po czym jakby nigdy nic, odwracając wzrok. Mistrz Cieni lubił wchodzić do walki przygotowany, z przemyślanym planem.
Gdy nadszedł jego czas, przeciągnął się, strzelił palcami, poprawił rękawice. Włócznię zostawił u swojego podkomendnego. W zaciśniętej lewej dłoni ukrywał rękojeść miecza plazmowego, przy pasie zwisało mu jego tradycyjne ostrze. Pewnym krokiem przeszedł przez kładkę prowadzącą na platformę, stanął na swoim miejscu. Płynnym ruchem wysunął broń z pochwy, kilkakrotnie obrócił miecz na palcach, zamarł z ostrzem ustawionym do góry. Daud stanął do swojej przeciwniczki bokiem, lekko wysuwając prawą nogę do przodu, wycelował klingę w kobietę. Hiram patrzył w skupieniu, przełknął ślinę.
Ygrek pisze:Jeden z drugim wyciągacie ręce
A trzeci loot łapie i chwyta
Ja widzę tylko niestety
A chuj nie legendar bo kasa i strzykwa
Awatar użytkownika
Morok
Posty: 712
Rejestracja: 2013-03-02, 19:47

Re: Czas Młota

Post autor: Morok »

// Sorry, ale trza roleplayować :D. //

Walka wojownika z Dominicanusa z potworem była... niezwykła. Płynne, wyćwiczone ruchy wojownika starły się z brutalną siłą i możliwościami regeneracyjnymi mutanta. Windar już po pierwszym nieudanym ciosie Beletha wiedział jednak, jak zapewne będzie wyglądał dalszy ciąg starcia. Ten po prostu nie posiadał nic, co mogłoby faktycznie zranić jego przeciwnika. Możliwości regeneracyjne roślinnej istoty przypominały te, które wykazywały komórki Siegfrieda Zarfausta, na których bazowane były wszystkie nowe regeneracyjne biowszczepy stosowane w Gwardii. Naukowiec wiedział, że spośród biorących udział w turnieju, zapewne tylko on posiadał sposób... a nawet kilka możliwych sposobów na zabicie tego potwora.
"Koniec końców, Twój bóg nie pomógł Ci w tym miejscu, czyż nie?" - pomyślał Charles, spoglądając na zwłoki. Zastanawiał się, czy władca Veno choćby zauważył, co stało się z jego wiernym.
Starcie Gruma Męskotura z jego żoną było całkowicie jednostronną masakrą. Okrucieństwo dotychczasowej głowy wioski nawet Windara wprawiło w chwilowe osłupienie. Zabił... nie, przeprowadził brutalną egzekucję na osobie, z którą dotychczas dzielił nie wiadomo ile lat życia. Charles zmrużył powieki. Choć zginęła, Andersonia w swoich wołaniach poruszyła kolejny problem tego miasta... a raczej tego ludu. Mężczyzna zastanawiał się, co w takiej sytuacji uczyniłby Goliath. Czy jako wojownik, również z zimną krwią byłby gotów zabić własną żonę? Windar chciał wierzyć, że nie. Że gigant, widząc bezradność kobiety, zaśmiałby się po prostu i kazał jej się poddać.
Zapewne się mylił.
Obydwie walki ukazały Windarowi jedną z podstawowych prawd walki: Nieważne, jak dobrym był wojownikiem - jeśli jego ataki ataki nie działały, porażka była jedynie kwestią czasu. Już za chwilę miał stanąć do starcia z najstarszym z Męskoturów, którego poprzednim razem udało się pokonać tylko dzięki dużej dawce elektryczności. Teraz Goliath zapewne znalazł sposób, by wyeliminować i tę słabość. Jeśli tak, istniała tylko jedna możliwość pokonania głowy rodu...
W oczekiwaniu na swój pojedynek, Charles zwrócił uwagę na jeden szczegół. Gdy po zakończonej walce wojownika z Veno, paru ludzi ruszyło uprzątać ciało, on również zeskoczył na arenę i spokojnym krokiem podszedł do zwłok... po czym ujął w swe ręce pozostawiony po starciu erzenklinge.
Już wcześniej miał możliwość oglądania podobnej broni... ale nigdy z tak bliska. Ująwszy oręż, po drodze złapał również wystrzelone ostrze i ruszył z nimi w kierunku przybyszów z Veno.
- Lepiej to weźcie. Erzenklinge nie powinno wpadać w niepowołane ręce - rzekł, wręczając wyznawcom Boga miecz pokonanego wojownika.
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Re: Czas Młota

Post autor: Gruby »

-Dzięki, nieznajomy. Na pewno się tym zajmiemy. Niech Bóg czuwa nad Tobą podczas walki.
Powiedziała kobieta, która miała walczyć z Daudem, odbierając resztki, szczątki erzengelklinge, które zostało prawie całkowicie zniszczone podczas wybuchu. Po jakimś czasie uprzątnięto zwłoki i arena była znowu gotowa do walki.
Obrazek
Tym razem, walkę w zastępstwie Goliatha, który miał sam brać udział w pojedynku, zapowiadał Kurhanus Steelchest, najstarszy mieszkaniec Krateru Tauris.
ObrazekVSObrazek
Przed Daudem stanęła starsza kobieta w okularach, o długich, czarnych włosach przykrytych częściowo pomarańczową chustą. Z jej szyi zwisał medalion w kształcie krzyża. Przez plecy miała przewieszoną Erzengelklinge, podobną do tej, którą posiadał Beleth. Ukłoniła się uprzejmie:
-Niech Bóg ci sprzyja podczas tej walki. Cieszę się, że będziemy mogli skrzyżować miecze, choć biorąc pod uwagę śmierć mojej poprzedniej rywalki, staję do boju w smutku. Mam nadzieję, że nie przyniosę podobnej hańby tutejszym kobietom.
(Sesja -> Czas Młota: Daud vs Leroje)

ObrazekVS Obrazek
Tymczasem naprzeciw Charlesa ustawił się gigantyczny Męskotur. Górował nad nim potężnie, na barkach miał swój płaszcz, jedno z jego oczu zasłaniała opaska a na dłonie wdział potężne, krwawoczerwone kastety, wyglądające w sumie bardziej jak masywne rękawice pancerne. Uśmiechnął się do niego, skłaniając głowę:
-To prawdziwie dumna walka, mój rywalu. Mam nadzieję, że nie przyniesiemy ujmy swoim rodom.
(Sesja ->Czas Młota: Charles vs Goliath)

Steelchest spojrzał wkurwionym wzrokiem po wszystkich, za to, że zmusili go w ogóle do komentowania i zarządzania walkami, zawołał jednak chrapliwie:
-Charles Windar przeciw Goliathowi Męskoturowi i Daud przeciw Leroje Writer! Niech rozpoczną się walki!
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Re: Czas Młota

Post autor: Gruby »

W pozostałych dwóch walkach zwyciężyli Daud (pokonał Leroje) i Goliath (wyrzucił poza krąg Windara). Po kolejnym losowaniu, w szranki stanęli ze sobą Daud i Mandrago oraz Goliath z Grumem. Walka wodza zabójców i roślinnej mutancicy nie była długa - nindża-koszykarza dosłownie pochłonęły pędy Mandrago, robiąc z niego pożywny nawóz dla kobiety-rośliny. Pojedynek Goliatha i Gruma był o wiele bardziej zacięty. Widzowie oglądali z otwartymi ustami starcie dwóch gigantów. Przeszło ono do historii pod nazwą "Pojedynku Tytanów". Ostatecznie, po prawie dwóch dniach zmagań, na arenie pozostał Goliath, zrzucając zwłoki swego syna w przepaść ku rozpaczy Selienne Męskoturowej.
Do ostatecznej walki między Goliathem a Mandrago... nie doszło. Roślina zhańbiła święte zasady Czasu Młota i... uciekła, nie chcąc się mierzyć z potworem, jakim był Król Gór. Jako, że nie udało jej się odnaleźć, nowym wodzem miasta został więc Goliath Męskotur, Król Gór.
Koniec turnieju.
Zablokowany

Wróć do „Whalers”