Borysada

- Dobra... to ja wezmę tych. - powiedziała najbardziej ponura z dziewczyn, po czym szarpnęła was tak zaskakująco mocno, że nie mieliście wyjścia i musieliście za nią pójśc... na jakąś platformę wśród gałęzi. Tam usiadła i zapytała się:
- Do rzeczy... wiecie co macie zrobic?
Chyba wam się nie poszczęściło z przewodnikiem.

- I my cię serdecznie witamy. - Ben mówił z lekkim przekąsem. No może trochę więcej niż lekkim.
- Yhy, mamy wysadzić jakiś zbiornik. Ciekawe tylko czym, skoro mieliśmy zostawić broń na zewnątrz. - Matt też wesoły nie był. Jakieś cholerstwo dobierało mu się do myśli i starało się przymusić do zostawienia kuszy. Takiego wała!
- No ale ty na pewno przybliżysz nam jak to zrobić? - Mściwój również włączył się do wymiany zdań.

- Jasne, jasne... Widzicie tą ścieżkę? Po prostu dostańcie się do wioski, tam damy wam odpowiednie materiały...
Ziewnęła.
- Po drodze radziłabym podziwiac widoki.
No tak. Widoki. A co tu może byc do...
K***a.

Platforma na gałęzi to nic. To było gigantyczne drzewo. Dookoła były gigantyczne drzewa, liany, a w oddali widac było... wodospad. Fajnie. Tylko na górę nie mogliście spojrzec, bo liście zasłaniały.

- Idziecie sami czy wolicie się nie zgubic? - zapytała przewodniczka.

- Yyy, raczej za tobą. - Ben spojrzał w dół. - Zdecydowanie za tobą. A tak w ogóle, to co to za miejsce? I kim jesteś. - Pilotowi mechów nie umknęły dziwne wstawki anatomiczne ... kobiety. Tymczasem dwaj pozostali gangsterzy poszli za radą stwora i podziwiali widoki. Przewodniczce poświęcili tylko chwilę - lipa, że kocioucha. Nie każdy lubi koty. Nie każdy lubi koty.