To były jaskinie, dość sporo pod ziemią, toteż nie dziwiło, że nie ma tu zbyt wiele naturalnego źródła światła [czego się spodziewaliście, do Drugiej Sali jeszcze daleko], sztucznego zresztą też nie. Ciemno jak... no, ciemno. Noktowizor działał jedynie dzięki obecności kilku fosforyzujących delikatnie glonów i grzybów na ścianach. To samo w drugiej komorze [podpowiem tylko, jak dron prowadził obserwacje w obu, nie zarejestrował też światła z korytarza za drugą komorą].
Matka pojawiła się zgodnie z planem, by posyczeć sobie na łowców. Jej pancerz przedstawiał się imponująco. Nie można było dokładnie stwierdzić grubości ogromnych, srebrzystych płyt, które się nań składały, wiadomo było jedno - są silne i wzmacniane agonium, w żadnym miejscu nie mają otworów. Na grzebie zachodziły jedna na drugą, to samo tyczyło się boków, odwłoka zewnętrznych części segmentowych kończyn na wszystkich sześciu ich parach oraz większości łba bestii. Brzuch, wewnętrzne części kończyn i spodnia część łba chronione były przez płytki węższe, dzięki czemu - bardziej ruchome [coś jak zbroja segmentowa zamiast płytówki], niektóre zaś elementy - żuwaczki, końcówki kończyn i żądło, sterczące z odwłoka - stanowiły pojedyncze części.
Oczy widoczne były - duże, czerwone i okrągłe, tyle tylko, że nie wyglądały jak z normalne z białka, a raczej z grubego szkła. Tego jednak nie można było być pewnym.
Co zarejestrował samochodzik? Cóż, żadnych rewelacji. Trochę ścian, trochę zacieków na ścianach, parę glonów, korytarz do następnych jaskiń, wnękę Matki.