Strażnicy nie zatrzymywali już dłużej przybyszów i wpuścili ich do miasta. Jeden ze strażników przeprowadził Xaviera i jego ludzi uliczkami do pałacu. Po drodze ledwo można było dostrzec mieszkańców, mgła była bowiem bardzo gęsta. Ale tacy oczywiście byli, ubierali się skromnie, uśmiechali się często, a na targu nie brakowało żywności i materiałów luksusowych.
Sam pałac, który górował nad miastem, był równie imponujący wewnątrz zewnątrz co wewnątrz. Złote ornamenty, drogie tkaniny, posągi i płaskorzeźby, liczna sługa... niewiele jest takich miejsc w Harmegiddo.

W końcu xavier trafił do komnaty, w której przebywał władca tego miasta. Zasiadał na pięknie zdobionym, złoconym tronie w pełnej zbroi.
- Wielki wódz Big Den - Barmunk II - powiedział strażnik do Xaviera. - Panie, sierżant Xavier z Kunn.
Po tych słowach oddalił się. Barmunk wstał i podszedł bliżej, trzymając jedną ręką za pochwę miecza. Nie zareagował jednak agresją, a wyciągnął drugą ręką na powitanie.
- Słucham panów.
Był to dość młody mężczyzna jak na swoją pozycję. Wydawał się mieć nieco ponad trzydziestkę. Jego oczy, wąsy i broda były czarne, a zbroja wyglądała niemal tak samo jak zbroje straży.