Czarna zemsta
- Gruby
- Posty: 2593
- Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
- Tytuł: Bóg Losowań
- Has thanked: 53 times
- Been thanked: 64 times
Czarna zemsta
Nad ranem, gdy słońce tylko wyszło znad horyzontu, wszystkich żołnierzy i mieszkańców zbudziło wycie psów. Gdy ludzie tylko pootwierali oczy, to już wiedzieli, że działo się coś złego. Coś bardzo złego. Zwierzęta łkały do nieba, a w ich głosach słychać było dziwną tęsknotę, ale też strach. Skomlały. Szalały z przerażenia.
Poczuli to wszyscy. Było nienaturalnie cicho. Nie na długo oczywiście. Wybuchła panika. Ludzie bali się czegoś. Nie wiedzieli czego. To był jakiś prymitywny, naturalny strach. Szukali swoich rodzin, dzieci, mężów, matek. I niestety, wielu z nim nie udało się ich znaleźć. Na łóżkach leżały martwe ciała, najczęściej ze skręconymi karkami. Tak, jakby ktoś wyłamywał ludziom kręgi, niczym łowca skór złapanemu gronostajowi pustynnemu. Wiele domów i namiotów najzwyczajniej spływało krwią. To czego nie było widać (ani słychać) w nocy, teraz ujrzało światło dzienne. Doszło do zwyczajnej rzezi. W ciągu paru godzin, chociaż nikt o tym oczywiście nie wiedział, zginęło dwustu mieszkańców Kunn. Bezszelestnie. Tajemniczo. Ludność wpadła w panikę i chwyciła za broń. Mieli zamiar walczyć z przeciwnikiem. Wielu mężczyzn zebrało się na placu na południu, rozmawiając, płącząc i łkając. Wszyscy mieli pistolety oraz strzelby, a ich oczy błyszczały desperacko spod turbanów. Byli na otwartej przestrzeni, ale w tłumie, dlatego czuli odwagę. Czuli ją przynajmniej do chwili, gdy jeden z młodzików zobaczył na dachu drewnianego domu czarną postać...
Emalerie wyprostowała dumnie głowę, a jej pomocnicy ukryli się za jej plecami, przylegając do ściany. Panicznie się bali. Przed starszą kobietą stały dwie, muskularne istoty o czarnej skórze i neandertalskim obliczu. W dłoniach trzymały maczugi. Najwyraźniej gaz na nie nie działał, bo nie wyglądały nawet trochę na śpiące. Emalerie oceniała trzeźwo swoją sytuację. Normalni ludzie, tacy jak ci za jej plecami, nie mieliby najmniejszych szans z karaluchami. Ona, mogła w ogóle pomyśleć o tym, że ujdzie z tego starcia żywo. Rozumiała ryzyko na jakie się wystawiała, ale nie miała innego wyjścia. Nie da rady teraz uciec. Żal jej było tylko zbudowanego dosłownie przed paroma dniami laboratorium, bo nie łudziła się – będzie tak zniszczone, że trzeba je będzie postawić na nowo. Jeden z mężczyzn za nią trzymał w dłoni radionadajnik i zdenerwowany, bełkotliwie tłumaczył sytuację w jakiej się znaleźli. Staruszka cofnęła dłoń, ciągle uważnie obserwując nieruchome karaluchy i machnęła palcami, by jej pomocnik oddał urządzenie. Wzięła je... po czym rzuciła w stronę potworów. Czarna bestia chwyciła go w powietrzu i zmiażdżyła w dłoniach. Uwięzieni w laboratorium stracili łączność z bazą. Ludzie z tyłu zamarli, a Emalerie sięgnęła do swojej torebki. Wyjęła z niej... maskę. Maskę w kształcie czaszki. Na jej twarzy pojawił się cierpki uśmiech.
-Wybaczcie, ale lepiej, aby ten wasz generał nie dowiedział się o tym, co się tutaj będzie działo.
Wytłumaczyła, nakładając maskę. Karaluchy skoczyły do ataku...
Generał, pierwszy raport dostał o świcie, gdy tylko ludzie wyczuli w świetle dnia, że coś jest nie w porządku. Rachunek strat wśród cywilów? Nieznana. Rachunek strat wśród wojskowych – pięciu, dwójka z murów, trójka z patroli. Przeciwnik był znany. Karaluchy. Najgorsze potwory jakie nosiła pustynia. Czemu zaatakowały akurat teraz?
Żołnierz zdał błyskawicznie raport. Z informacji jakie posiadaliście, dzięki słowom żołnierzy, radarom oraz zeznaniom cywili, wiedzieliście, że przeciwników było prawdopodobnie pięciu.
Z jednym, zmagali się uzbrojeni mieszkańcy miasta, na południowym placu. Było ich dużo, ale mieli żałosną broń. Bez pomocy dojdzie po prostu do masakry, nawet, jeżeli stają tylko przeciwko jednemu potworowi.
Drugi, był najbliżej siedziby generała, teren obstawiali żołnierze, którzy namierzyli stworzenie. Ukryło się ono w jednym z namiotów. Ludzie zbierali się i czekali już tylko na rozkaz od dowództwa.
Miejsce przebywania trzeciego było bliżej nieokreślone. Wiedzieliście, że zagraża on cywilom na północy miasta i prawdopodobnie dokonuje tam rzezi. Trzeba wydzielić tam jakiś duży oddział żołnierzy, by ochronił mieszkańców.
O czwartym i piątym karaluchu dostaliście informacje dosłownie przed chwilą. Były w laboratorium, ale kontakt się urwał i nie wiedzieliście teraz, co tam się dzieje. Emelerie wydawała się być straszną kobietą, jednak czy miała jakiekolwiek szanse w starciu z aż dwójką bestii?
Sytuacja jest nieciekawa. Mamy cztery pola bitew, o które musimy zadbać: południe (gdzie walczą uzbrojeni mieszkańcy), północ (nieobstawiona i niepewna), tereny nieopodal bazy (obstawione już przez większość żołnierzy) i laboratorium (całkowicie odcięte od świata, nie będziemy wiedzieli co tam się dzieje, dopóki tam nie dotrzemy). Generale. To będzie przerażające starcie, ale nie poddamy się łatwo. Musimy chronić swoje rodziny przed tymi potworami. Dobrze, że nasi pozostali profesorowie są już bezpieczni w Arcadii. Sir... co robimy?
Poczuli to wszyscy. Było nienaturalnie cicho. Nie na długo oczywiście. Wybuchła panika. Ludzie bali się czegoś. Nie wiedzieli czego. To był jakiś prymitywny, naturalny strach. Szukali swoich rodzin, dzieci, mężów, matek. I niestety, wielu z nim nie udało się ich znaleźć. Na łóżkach leżały martwe ciała, najczęściej ze skręconymi karkami. Tak, jakby ktoś wyłamywał ludziom kręgi, niczym łowca skór złapanemu gronostajowi pustynnemu. Wiele domów i namiotów najzwyczajniej spływało krwią. To czego nie było widać (ani słychać) w nocy, teraz ujrzało światło dzienne. Doszło do zwyczajnej rzezi. W ciągu paru godzin, chociaż nikt o tym oczywiście nie wiedział, zginęło dwustu mieszkańców Kunn. Bezszelestnie. Tajemniczo. Ludność wpadła w panikę i chwyciła za broń. Mieli zamiar walczyć z przeciwnikiem. Wielu mężczyzn zebrało się na placu na południu, rozmawiając, płącząc i łkając. Wszyscy mieli pistolety oraz strzelby, a ich oczy błyszczały desperacko spod turbanów. Byli na otwartej przestrzeni, ale w tłumie, dlatego czuli odwagę. Czuli ją przynajmniej do chwili, gdy jeden z młodzików zobaczył na dachu drewnianego domu czarną postać...
Emalerie wyprostowała dumnie głowę, a jej pomocnicy ukryli się za jej plecami, przylegając do ściany. Panicznie się bali. Przed starszą kobietą stały dwie, muskularne istoty o czarnej skórze i neandertalskim obliczu. W dłoniach trzymały maczugi. Najwyraźniej gaz na nie nie działał, bo nie wyglądały nawet trochę na śpiące. Emalerie oceniała trzeźwo swoją sytuację. Normalni ludzie, tacy jak ci za jej plecami, nie mieliby najmniejszych szans z karaluchami. Ona, mogła w ogóle pomyśleć o tym, że ujdzie z tego starcia żywo. Rozumiała ryzyko na jakie się wystawiała, ale nie miała innego wyjścia. Nie da rady teraz uciec. Żal jej było tylko zbudowanego dosłownie przed paroma dniami laboratorium, bo nie łudziła się – będzie tak zniszczone, że trzeba je będzie postawić na nowo. Jeden z mężczyzn za nią trzymał w dłoni radionadajnik i zdenerwowany, bełkotliwie tłumaczył sytuację w jakiej się znaleźli. Staruszka cofnęła dłoń, ciągle uważnie obserwując nieruchome karaluchy i machnęła palcami, by jej pomocnik oddał urządzenie. Wzięła je... po czym rzuciła w stronę potworów. Czarna bestia chwyciła go w powietrzu i zmiażdżyła w dłoniach. Uwięzieni w laboratorium stracili łączność z bazą. Ludzie z tyłu zamarli, a Emalerie sięgnęła do swojej torebki. Wyjęła z niej... maskę. Maskę w kształcie czaszki. Na jej twarzy pojawił się cierpki uśmiech.
-Wybaczcie, ale lepiej, aby ten wasz generał nie dowiedział się o tym, co się tutaj będzie działo.
Wytłumaczyła, nakładając maskę. Karaluchy skoczyły do ataku...
Generał, pierwszy raport dostał o świcie, gdy tylko ludzie wyczuli w świetle dnia, że coś jest nie w porządku. Rachunek strat wśród cywilów? Nieznana. Rachunek strat wśród wojskowych – pięciu, dwójka z murów, trójka z patroli. Przeciwnik był znany. Karaluchy. Najgorsze potwory jakie nosiła pustynia. Czemu zaatakowały akurat teraz?
Żołnierz zdał błyskawicznie raport. Z informacji jakie posiadaliście, dzięki słowom żołnierzy, radarom oraz zeznaniom cywili, wiedzieliście, że przeciwników było prawdopodobnie pięciu.
Z jednym, zmagali się uzbrojeni mieszkańcy miasta, na południowym placu. Było ich dużo, ale mieli żałosną broń. Bez pomocy dojdzie po prostu do masakry, nawet, jeżeli stają tylko przeciwko jednemu potworowi.
Drugi, był najbliżej siedziby generała, teren obstawiali żołnierze, którzy namierzyli stworzenie. Ukryło się ono w jednym z namiotów. Ludzie zbierali się i czekali już tylko na rozkaz od dowództwa.
Miejsce przebywania trzeciego było bliżej nieokreślone. Wiedzieliście, że zagraża on cywilom na północy miasta i prawdopodobnie dokonuje tam rzezi. Trzeba wydzielić tam jakiś duży oddział żołnierzy, by ochronił mieszkańców.
O czwartym i piątym karaluchu dostaliście informacje dosłownie przed chwilą. Były w laboratorium, ale kontakt się urwał i nie wiedzieliście teraz, co tam się dzieje. Emelerie wydawała się być straszną kobietą, jednak czy miała jakiekolwiek szanse w starciu z aż dwójką bestii?
Sytuacja jest nieciekawa. Mamy cztery pola bitew, o które musimy zadbać: południe (gdzie walczą uzbrojeni mieszkańcy), północ (nieobstawiona i niepewna), tereny nieopodal bazy (obstawione już przez większość żołnierzy) i laboratorium (całkowicie odcięte od świata, nie będziemy wiedzieli co tam się dzieje, dopóki tam nie dotrzemy). Generale. To będzie przerażające starcie, ale nie poddamy się łatwo. Musimy chronić swoje rodziny przed tymi potworami. Dobrze, że nasi pozostali profesorowie są już bezpieczni w Arcadii. Sir... co robimy?
- Mark Subintabulat
- Wielki Szambelan
- Posty: 1746
- Rejestracja: 2013-05-10, 16:12
- Tytuł: A. Duda Borysady
- Has thanked: 2 times
- Been thanked: 3 times
Re: Czarna zemsta
-Dobra ludzie plan jest następujący. Dzielimy się na 3 grupy. Major Donaldson będzie dowodzić pierwszą i uda się na południe wspomóc mieszkańców. Ty Arthurze obejmiesz dowództwo nad resztą drużyny pancernej. Zajmiecie się wrogiem nieopodal bazy. Reszta zostaje ze mną. Będziemy na bieżąco obserwować rozwój wypadków i zapewnimy wam rozpoznanie dzięki radarowi i przekazom radiowym. Wyślemy też 4 snajperów wyposażonych w naszą najnowszą broń jako wolnych strzelców. Mają się udać na północ celem rozpoznania i eliminacji wroga. Gdy któraś z grup wyeliminuje swój cel uda się do północnej części miasta. Gdy i wróg z tego rejonu zostanie unieszkodliwiony wszystkie siły udadzą się do laboratorium na obrzeżach miasta. Przykro mi to mówić, ale póki co są zdani na siebie. Priorytetem jest ochrona ludności w mieście. A teraz do dzieła!
Odział oddelegowany maj. Donaldson w liczbie 20 ludzi obsadził czołg i ciężarówkę i wyruszył na odsiecz na południe miasta. Lucy już wcześniej przyznano w ramach nagrody za ocalenie profesora Abdullaha nagrodę w postaci pistoletu magnetycznego i legendarnego ostrza z Colto. Tak wyposażona była w stanie zaatakować nieprzyjaciela nawet gdyby zmuszona była do walki w zwarciu. Do walki na dystans miała natomiast pistolet magnetyczny, czyli faktycznie działo gaussa w wersji przenośnej. Po dotarciu na miejsce mieli jeżeli to możliwe zabić wroga precyzyjnym strzałem z działa czołgu, ale jeżeli byłoby to nie możliwe bo nieprzyjaciel znajdowałby się w tłumie to do akcji miała dołączyć piechota. Mieli przekazać tłumowi informacje, które następnie tłum ten miał wykorzystać i wdrożyć zawarte w nich polecenia, dzięki którym plan marines miał większe szanse powodzenia. Informacja brzmiała:
-KURWA WSZYSCY ODEJŚĆ OD KARALUCHA!!!
Tymczasem oddział gen. Powella miał rozprawić się z nieprzyjacielem buszującym obok ich głównej siedziby. W tym celu obsadzono załogą podstawową czołg i dwa transportery opancerzone. Ustawiono je w nierównej linii w odległości około 15-20 metrów od siebie frontem do tej części namiotów, w których prawodopodobnie ukrywał się przeciwnik w odległości około 50 metrów. Część żołnierzy wypełniła luki pomiędzy pojazdami. Część zajęła pozycję w tej części bunkrów, które wychodziły na ten rejon. Jeszcze inni zajęli pozycje osłaniając zewnętrzne flanki pojazdów. Ogólnie wzięło w tym udział 30 ludzi z gen. Powellem na czele. Strzelcy korzystając z CKMów zamontowanych na pojazdach oraz rozłożonych przez marines na prowizorycznych pozycjach zaczęli kosić namioty i całą ich zawartość. Prędzej czy później zlokalizują wroga. Wówczas do akcji włączą się żołnierze z bazookami i granatnikami oraz co ważniejsze operatorzy dział pojazdów.
Snajperzy w tym momencie powinni wkraczać do północnej części miasta i najszybciej jak to możliwe rozproszyć się i przemieszczać po dachach zabudowań oraz utrzymywać stały kontakt radiowy i postarać się zlokalizować wroga. Gdyby im się to udało mieli wspólnie obrać go na cel i na komendę dowódcy grupy jednocześnie oddać strzał.
Odział oddelegowany maj. Donaldson w liczbie 20 ludzi obsadził czołg i ciężarówkę i wyruszył na odsiecz na południe miasta. Lucy już wcześniej przyznano w ramach nagrody za ocalenie profesora Abdullaha nagrodę w postaci pistoletu magnetycznego i legendarnego ostrza z Colto. Tak wyposażona była w stanie zaatakować nieprzyjaciela nawet gdyby zmuszona była do walki w zwarciu. Do walki na dystans miała natomiast pistolet magnetyczny, czyli faktycznie działo gaussa w wersji przenośnej. Po dotarciu na miejsce mieli jeżeli to możliwe zabić wroga precyzyjnym strzałem z działa czołgu, ale jeżeli byłoby to nie możliwe bo nieprzyjaciel znajdowałby się w tłumie to do akcji miała dołączyć piechota. Mieli przekazać tłumowi informacje, które następnie tłum ten miał wykorzystać i wdrożyć zawarte w nich polecenia, dzięki którym plan marines miał większe szanse powodzenia. Informacja brzmiała:
-KURWA WSZYSCY ODEJŚĆ OD KARALUCHA!!!
Tymczasem oddział gen. Powella miał rozprawić się z nieprzyjacielem buszującym obok ich głównej siedziby. W tym celu obsadzono załogą podstawową czołg i dwa transportery opancerzone. Ustawiono je w nierównej linii w odległości około 15-20 metrów od siebie frontem do tej części namiotów, w których prawodopodobnie ukrywał się przeciwnik w odległości około 50 metrów. Część żołnierzy wypełniła luki pomiędzy pojazdami. Część zajęła pozycję w tej części bunkrów, które wychodziły na ten rejon. Jeszcze inni zajęli pozycje osłaniając zewnętrzne flanki pojazdów. Ogólnie wzięło w tym udział 30 ludzi z gen. Powellem na czele. Strzelcy korzystając z CKMów zamontowanych na pojazdach oraz rozłożonych przez marines na prowizorycznych pozycjach zaczęli kosić namioty i całą ich zawartość. Prędzej czy później zlokalizują wroga. Wówczas do akcji włączą się żołnierze z bazookami i granatnikami oraz co ważniejsze operatorzy dział pojazdów.
Snajperzy w tym momencie powinni wkraczać do północnej części miasta i najszybciej jak to możliwe rozproszyć się i przemieszczać po dachach zabudowań oraz utrzymywać stały kontakt radiowy i postarać się zlokalizować wroga. Gdyby im się to udało mieli wspólnie obrać go na cel i na komendę dowódcy grupy jednocześnie oddać strzał.
Borys, dobry ziomek
Pedicabo ego vos et irrumabo
"Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz
Hard Corps Theme

Pedicabo ego vos et irrumabo
"Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz
Hard Corps Theme

- Gruby
- Posty: 2593
- Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
- Tytuł: Bóg Losowań
- Has thanked: 53 times
- Been thanked: 64 times
Re: Czarna zemsta
Południe Kunn, Plac Rrazmakan
O dziwo, tutejsi mieszkańcy ze swoimi karabinami stawiali dość zacięty opór. Jakichś sześćdziesięciu mężczyzn w turbanach, ustawiło się w poprawnym szyku bojowym i szyło do karalucha, który krył się za namiotami i domami. Co jakiś czas wyprowadzał atak, podczas którego ginęli tubylcy. Zabił w taki sposób z 11 osób. Po prostu wskakiwał w środek ich formacji, miażdżąc paru ludzi dłońmi, a potem wycofywał się. Nie miał na swoim ciele ani jednej rany. Wyglądało to trochę, jakby... bawił się z gorszą rasą, którą może tak czy siak zgnieść w każdej chwili, niczym człowiek robaka. Cała walka trwała maksymalnie z dziesięć minut.
Oddział maj. Donaldson przybył akurat w momencie, gdy karaluch po raz kolejny zanurkował w środek formacji. Tym razem, jego potężnie umięśnione dłonie zmiażdżyły kręgosłupy, karki i twarze 7 ludzi. Mieszkańcy zrozumieli chyba, że ich ustawienie jest w takiej sytuacji kompletnie nietrafione, bo zaczęli się rozbiegać, akurat w momencie, gdy rozkazano im spieprzać. Karaluch zniknął w pewnym momencie wykorzystując zamieszanie...
Pojawił się naprzeciwko czołgu i ruszył ku major Donaldson. Jego szybkość była jak zawsze zadziwiająca. Oddanie wystrzału z czołgu jest możliwe, ale pojawił się pewien problem. Na drodze karalucha leżał jeden z mężczyzn, którzy wcześniej bronili się zajadle przed atakiem bestii. Był kompletnie przerażony. Pocisk wystrzelony z czołgu zabije prawdopodobnie też jego. Z tego samego powodu, atak z broni palnej może być niebezpieczny dla cywila. Jeżeli nie zatrzymamy karalucha, to dotrze on do major Donaldson, a ta będzie zmuszona walczyć z nim wręcz. Chociaż miała legendarne ostrze z Colto, była na pewno o wiele powolniejsza od potwora i raczej nie da sobie z nim rady w potyczce.
Mamy dosłownie dwie sekundy na reakcję. Poświęcimy cywila czy narazimy się na utratę pani major?
Straty w cywilach: 18
Straty w żołnierzach: 0
Okolice bazy
Strzelcy zaczęli strzelać z CKMów, tak jak im rozkazano, ale w pewnym momencie, odwrócili się z przerażonymi minami do generała. Ze środka jednego z namiotów dało się usłyszeć głośny, kobiecy jęk pełen agonii. Byli tutaj jeszcze jacyś cywile, których żołnierze nie zdążyli zabrać podczas zabezpieczania terenu! Teren był niczym pole minowe na którym zakopano też złoty skarb. Minami byli cywile. A skarbem karaluch. Jak dotąd, nie udało się go jeszcze zlokalizować, chociaż ogień dosięgnął większości namiotów. A co... co, jeżeli raport był nietrafny i potwór znajduje się gdzie indziej?
Straty w cywilach: 1
Straty w żołnierzach: 0
Północna część miasta
Snajperów czekał niezbyt miły widok. Karaluch zrobił tutaj istną krwawą łaźnię. Ciała kobiet, dzieci i mężczyzn walały się wszędzie. Niektóre były rozerwane na pół, inne miały tylko przetrącone karki. W późniejszych obliczeniach okazało się, że w ten sposób zabitych zostało 235 ludzi. Przez jednego karalucha, tylko w północnej części.
Strzelcy wyborowi rozproszyli się, szukając czarnej zarazy. Przez chwilę, w ich komunikatorach rozbrzmiewały tylko informacje o kolejnych, przebadanych terenach. Nagle, jeden ze snajperów nadał informację, że jeden z karaluchów znajduje się nieopodal kaplicy tutejszego ludu. Podał dokładne namiary na miejsce, a potem... przez komunikator dało się usłyszeć wyciszony strzał, a potem odgłos chrupnięcia. Straciliście kontakt z tym snajperem. Ale wiedzieliście już, gdzie znajduje się bestia.
Straty w cywilach: 235
Straty w żołnierzach: 1
Łączne straty w cywilach od początku ataku: 454
Łączne straty w żołnierzach od początku ataku: 1
O dziwo, tutejsi mieszkańcy ze swoimi karabinami stawiali dość zacięty opór. Jakichś sześćdziesięciu mężczyzn w turbanach, ustawiło się w poprawnym szyku bojowym i szyło do karalucha, który krył się za namiotami i domami. Co jakiś czas wyprowadzał atak, podczas którego ginęli tubylcy. Zabił w taki sposób z 11 osób. Po prostu wskakiwał w środek ich formacji, miażdżąc paru ludzi dłońmi, a potem wycofywał się. Nie miał na swoim ciele ani jednej rany. Wyglądało to trochę, jakby... bawił się z gorszą rasą, którą może tak czy siak zgnieść w każdej chwili, niczym człowiek robaka. Cała walka trwała maksymalnie z dziesięć minut.
Oddział maj. Donaldson przybył akurat w momencie, gdy karaluch po raz kolejny zanurkował w środek formacji. Tym razem, jego potężnie umięśnione dłonie zmiażdżyły kręgosłupy, karki i twarze 7 ludzi. Mieszkańcy zrozumieli chyba, że ich ustawienie jest w takiej sytuacji kompletnie nietrafione, bo zaczęli się rozbiegać, akurat w momencie, gdy rozkazano im spieprzać. Karaluch zniknął w pewnym momencie wykorzystując zamieszanie...
Pojawił się naprzeciwko czołgu i ruszył ku major Donaldson. Jego szybkość była jak zawsze zadziwiająca. Oddanie wystrzału z czołgu jest możliwe, ale pojawił się pewien problem. Na drodze karalucha leżał jeden z mężczyzn, którzy wcześniej bronili się zajadle przed atakiem bestii. Był kompletnie przerażony. Pocisk wystrzelony z czołgu zabije prawdopodobnie też jego. Z tego samego powodu, atak z broni palnej może być niebezpieczny dla cywila. Jeżeli nie zatrzymamy karalucha, to dotrze on do major Donaldson, a ta będzie zmuszona walczyć z nim wręcz. Chociaż miała legendarne ostrze z Colto, była na pewno o wiele powolniejsza od potwora i raczej nie da sobie z nim rady w potyczce.
Mamy dosłownie dwie sekundy na reakcję. Poświęcimy cywila czy narazimy się na utratę pani major?
Straty w cywilach: 18
Straty w żołnierzach: 0
Okolice bazy
Strzelcy zaczęli strzelać z CKMów, tak jak im rozkazano, ale w pewnym momencie, odwrócili się z przerażonymi minami do generała. Ze środka jednego z namiotów dało się usłyszeć głośny, kobiecy jęk pełen agonii. Byli tutaj jeszcze jacyś cywile, których żołnierze nie zdążyli zabrać podczas zabezpieczania terenu! Teren był niczym pole minowe na którym zakopano też złoty skarb. Minami byli cywile. A skarbem karaluch. Jak dotąd, nie udało się go jeszcze zlokalizować, chociaż ogień dosięgnął większości namiotów. A co... co, jeżeli raport był nietrafny i potwór znajduje się gdzie indziej?
Straty w cywilach: 1
Straty w żołnierzach: 0
Północna część miasta
Snajperów czekał niezbyt miły widok. Karaluch zrobił tutaj istną krwawą łaźnię. Ciała kobiet, dzieci i mężczyzn walały się wszędzie. Niektóre były rozerwane na pół, inne miały tylko przetrącone karki. W późniejszych obliczeniach okazało się, że w ten sposób zabitych zostało 235 ludzi. Przez jednego karalucha, tylko w północnej części.
Strzelcy wyborowi rozproszyli się, szukając czarnej zarazy. Przez chwilę, w ich komunikatorach rozbrzmiewały tylko informacje o kolejnych, przebadanych terenach. Nagle, jeden ze snajperów nadał informację, że jeden z karaluchów znajduje się nieopodal kaplicy tutejszego ludu. Podał dokładne namiary na miejsce, a potem... przez komunikator dało się usłyszeć wyciszony strzał, a potem odgłos chrupnięcia. Straciliście kontakt z tym snajperem. Ale wiedzieliście już, gdzie znajduje się bestia.
Straty w cywilach: 235
Straty w żołnierzach: 1
Łączne straty w cywilach od początku ataku: 454
Łączne straty w żołnierzach od początku ataku: 1
- Mark Subintabulat
- Wielki Szambelan
- Posty: 1746
- Rejestracja: 2013-05-10, 16:12
- Tytuł: A. Duda Borysady
- Has thanked: 2 times
- Been thanked: 3 times
Re: Czarna zemsta
Operator działa wymierzył precyzyjnie w sam środek bestii i oddał strzał. W tym czasie dwóch innych ludzi załadowało bazooki i było gotowych do oddania strzału jeżeli karaluch nagle zmieni miejsce położenia. Tymczasem pani major postanowiła wziąć wroga na muszkę pistoletu magnetycznego. Nawet gdyby pocisk nie zabił nieprzyjaciela to wybuch powinien go na chwilę wybić z równowagi. Wówczas istniała szansa na udane trafienie z działa gaussa. Reszta żołnierzy rozproszyła się i wedle własnego uznania wybrała rodzaj broni, którą chciała ostrzelać karalucha.
Tymczasem nieopodal bazy...
-Przerwać ognień! Cywile opuście natychmiast obszar namiotów. Jeżeli ktoś tam jeszcze jest niech natychmiast uda się do bunkra. Każda chwila działa na naszą niekorzyść. Macie minutę na opuszczenie obszaru. Po tym czasie wznawiamy ostrzał! Gdyby ktoś w tym czasie faktycznie jeszcze się znajdował pomiędzy namiotami to gdyby usłuchał rozkazu mógł jeszcze się uratować. Oczywiście bardzo możliwe, że w drodze do bunkra zaatakował by go ukryty karaluch, ale to tylko wystawiłoby go na ostrzał żołnierzy. Oczywiście gdyby ktoś z ludzi ujawnił swoją obecność, ale z różnych przyczyn nie opuścił obszaru to żołnierze wznowili by ostrzał ale omijając zakresem ognia tych nieszczęśników.
Było to mniej więcej w chwili, gdy pierwszy ze snajperów witał się z wietrznością. (Uznałem, że trzeba choć trochę zachować ciągłość czasu. Chodzi mi o to, że w przypadku czegoś tak dynamicznego jak walka snajperzy nie powinni dotrzeć na miejsce przed wydarzeniami obok bazy. Z tego powodu pozwoliłem sobie zaliczyć ich obecną rundę na poczet tej poprzedniej.
Tymczasem nieopodal bazy...
-Przerwać ognień! Cywile opuście natychmiast obszar namiotów. Jeżeli ktoś tam jeszcze jest niech natychmiast uda się do bunkra. Każda chwila działa na naszą niekorzyść. Macie minutę na opuszczenie obszaru. Po tym czasie wznawiamy ostrzał! Gdyby ktoś w tym czasie faktycznie jeszcze się znajdował pomiędzy namiotami to gdyby usłuchał rozkazu mógł jeszcze się uratować. Oczywiście bardzo możliwe, że w drodze do bunkra zaatakował by go ukryty karaluch, ale to tylko wystawiłoby go na ostrzał żołnierzy. Oczywiście gdyby ktoś z ludzi ujawnił swoją obecność, ale z różnych przyczyn nie opuścił obszaru to żołnierze wznowili by ostrzał ale omijając zakresem ognia tych nieszczęśników.
Było to mniej więcej w chwili, gdy pierwszy ze snajperów witał się z wietrznością. (Uznałem, że trzeba choć trochę zachować ciągłość czasu. Chodzi mi o to, że w przypadku czegoś tak dynamicznego jak walka snajperzy nie powinni dotrzeć na miejsce przed wydarzeniami obok bazy. Z tego powodu pozwoliłem sobie zaliczyć ich obecną rundę na poczet tej poprzedniej.
Borys, dobry ziomek
Pedicabo ego vos et irrumabo
"Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz
Hard Corps Theme

Pedicabo ego vos et irrumabo
"Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz
Hard Corps Theme

- Gruby
- Posty: 2593
- Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
- Tytuł: Bóg Losowań
- Has thanked: 53 times
- Been thanked: 64 times
Re: Czarna zemsta
Południe Kunn, Plac Rrazmakan
Pocisk z czołgu poleciał prosto ku karaluchowi. Z niedowierzaniem widzieliście, jak potwór płynnie przesunął się w lewo, a gigantyczny nabój przeleciał obok jego twarzy, nie czyniąc mu krzywdy. Wybuch. Leżący za nim mieszkaniec został rozszarpany na strzępy, a czarnoskóry humanoid dalej biegł ku pani major. Gdy tylko wychynął z chmury pyłu, spotkały go pociski z bazook dwóch żołnierzy. Kolejny wybuch. Jego ramiona zostały rozerwane na strzępy, a spod rozszarpanej skóry, widać było żebra oraz... pulsujące serce. Nie wyglądało jednak jak ludzkie. Miało o wiele więcej komór i było czarne. Karaluch... biegł dalej, stając twarzą w twarz z panią major. Ich spojrzenia spotkały się. Wzrok dzikiej bestii, pusty, bez szacunku dla niższego stworzenia. Wzrok kobiety, która musiała teraz ratować swoje życie i wykazać się, przed resztą oddziału.
Strzał.
Donaldson została obryzgana krwią oraz resztkami mózgu istoty, gdy pocisk z działa gaussa przebił głowę stworzenia. Karaluch cofnął się... po czym upadł na ziemię. Miał zamiar chyba wstać, ale resztę dokończyła broń konwencjonalna reszty brygady. Mieszkańcy wybuchnęli okrzykami radości. Przeciwnik został pokonany.
Koniec starcia.
Straty w cywilach: 19
Straty w żołnierzach: 0
Okolice bazy
Przez chwilę, pole bitwy całkowicie zamilkło. Nagle, rozległ się cichy płacz i spod namiotu, w którym rozległ się krzyk, wyszedł mały, zapłakany chłopiec. Miał jakieś sześć lat, ciemną skórę oraz czarne włosy. Nic mu nie było. Ruszył ku wam, krzycząc głośno:
-Moja mama! Zabiliście moją mamę!
Nagle, krzyk ustał. Stojący w oddali generał Powell, poczuł, że coś go uderza w pierś. Gdy spojrzał na swój strój zauważył ślady krwi. U jego stóp, leżała głowa chłopczyka, który przed chwilą płakał. Z jego oczu wypływały jeszcze łzy, a twarz wyrażała niesamowity ból. W miejscu, gdzie przed chwilą stał, parędziesiąt metrów od was, stał karaluch. Typowy, wielki, czarny, dobrze umięśniony. U jego stóp, leżała reszta ciała dziecka. Gdy spojrzeliście na potwora, widok jego twarzy was zmroził. Stworzenie... śmiało się.
Jego puste oczy błyszczały, a usta otwierały się i przymykały, tak, jakby bezgłośnie się śmiał. Po chwili, ruszył ku wam, ciągle śmiejąc się i milcząc.
Straty w cywilach: 2
Straty w żołnierzach: 0
Łączne straty w cywilach od początku ataku: 456
Łączne straty w żołnierzach od początku ataku: 1
Pocisk z czołgu poleciał prosto ku karaluchowi. Z niedowierzaniem widzieliście, jak potwór płynnie przesunął się w lewo, a gigantyczny nabój przeleciał obok jego twarzy, nie czyniąc mu krzywdy. Wybuch. Leżący za nim mieszkaniec został rozszarpany na strzępy, a czarnoskóry humanoid dalej biegł ku pani major. Gdy tylko wychynął z chmury pyłu, spotkały go pociski z bazook dwóch żołnierzy. Kolejny wybuch. Jego ramiona zostały rozerwane na strzępy, a spod rozszarpanej skóry, widać było żebra oraz... pulsujące serce. Nie wyglądało jednak jak ludzkie. Miało o wiele więcej komór i było czarne. Karaluch... biegł dalej, stając twarzą w twarz z panią major. Ich spojrzenia spotkały się. Wzrok dzikiej bestii, pusty, bez szacunku dla niższego stworzenia. Wzrok kobiety, która musiała teraz ratować swoje życie i wykazać się, przed resztą oddziału.
Strzał.
Donaldson została obryzgana krwią oraz resztkami mózgu istoty, gdy pocisk z działa gaussa przebił głowę stworzenia. Karaluch cofnął się... po czym upadł na ziemię. Miał zamiar chyba wstać, ale resztę dokończyła broń konwencjonalna reszty brygady. Mieszkańcy wybuchnęli okrzykami radości. Przeciwnik został pokonany.
Koniec starcia.
Straty w cywilach: 19
Straty w żołnierzach: 0
Okolice bazy
Przez chwilę, pole bitwy całkowicie zamilkło. Nagle, rozległ się cichy płacz i spod namiotu, w którym rozległ się krzyk, wyszedł mały, zapłakany chłopiec. Miał jakieś sześć lat, ciemną skórę oraz czarne włosy. Nic mu nie było. Ruszył ku wam, krzycząc głośno:
-Moja mama! Zabiliście moją mamę!
Nagle, krzyk ustał. Stojący w oddali generał Powell, poczuł, że coś go uderza w pierś. Gdy spojrzał na swój strój zauważył ślady krwi. U jego stóp, leżała głowa chłopczyka, który przed chwilą płakał. Z jego oczu wypływały jeszcze łzy, a twarz wyrażała niesamowity ból. W miejscu, gdzie przed chwilą stał, parędziesiąt metrów od was, stał karaluch. Typowy, wielki, czarny, dobrze umięśniony. U jego stóp, leżała reszta ciała dziecka. Gdy spojrzeliście na potwora, widok jego twarzy was zmroził. Stworzenie... śmiało się.

Straty w cywilach: 2
Straty w żołnierzach: 0
Łączne straty w cywilach od początku ataku: 456
Łączne straty w żołnierzach od początku ataku: 1
- Mark Subintabulat
- Wielki Szambelan
- Posty: 1746
- Rejestracja: 2013-05-10, 16:12
- Tytuł: A. Duda Borysady
- Has thanked: 2 times
- Been thanked: 3 times
Re: Czarna zemsta
Południe Kunn, Plac Rrazmakan
Na placu pozostawiono sierżanta z dwoma żołnierzami, którzy mieli pomóc mieszkańcom zabezpieczyć teren. Reszta oddziału udała się na północ miasta.
Okolice bazy
Wróg swoim zachowaniem dał wystarczająco dużo czasu żołnierzom aby mogli wycelować. Pociski z dział czołgów wystrzeliły w jego stronę. Zgodnie z zaprezentowaną wcześniej, przez gen. Powella, taktyką walki z karaluchami obsługa dział nie obrała tego samego celu. Pojazdy celowały nie we wroga, ale w ziemię bezpośrednio obok niego. W ten sposób przeciwnik powinien był ucierpieć od odłamków i samej siły eksplozji. Korpus zdołał się już przekonać, że przeciwnik, z którym ma do czynienia posiada fenomenalną percepcję. Wszystko jest jednak względne i na wszystko można oddziaływać modyfikując to. Pokaźny oddział żołnierzy ostrzeliwując karalucha z różnych kierunków powinien choć w pewnym stopniu osłabić jego zmysły postrzegania, co z kolei zwiększyłoby prawdopodobieństwo udanego ataku przeprowadzonego przez pojazdy. Wszystkie CKM'y pruły we wroga z pięciu różnych miejsc formacji, jaką stanowił łuk "- )". Żołnierze z wyrzutniami rakiet zajęli taktyczne pozycje w odstępie 5 metrów od siebie i byli przygotowani na nagłe przemieszczenie się przeciwnika i jego zaatakowanie.
Północ
Snajperzy zameldowali maj. Donaldson o położeniu wroga i zgodnie z rozkazem pozostawali w ukryciu do czasu jej przybycia. Odpowiednio wcześniej żołnierze Korpusu mieli opuścić pojazdy i rozproszyć się i dopiero wówczas skierować się do miejsca gdzie przebywał wróg. Plan walki polegał na zakradnięciu się na bezpieczną odległość kilkudziesięciu metrów i zaatakowanie na raz karalucha ze wsparciem snajperów oraz czołgu.
Na placu pozostawiono sierżanta z dwoma żołnierzami, którzy mieli pomóc mieszkańcom zabezpieczyć teren. Reszta oddziału udała się na północ miasta.
Okolice bazy
Wróg swoim zachowaniem dał wystarczająco dużo czasu żołnierzom aby mogli wycelować. Pociski z dział czołgów wystrzeliły w jego stronę. Zgodnie z zaprezentowaną wcześniej, przez gen. Powella, taktyką walki z karaluchami obsługa dział nie obrała tego samego celu. Pojazdy celowały nie we wroga, ale w ziemię bezpośrednio obok niego. W ten sposób przeciwnik powinien był ucierpieć od odłamków i samej siły eksplozji. Korpus zdołał się już przekonać, że przeciwnik, z którym ma do czynienia posiada fenomenalną percepcję. Wszystko jest jednak względne i na wszystko można oddziaływać modyfikując to. Pokaźny oddział żołnierzy ostrzeliwując karalucha z różnych kierunków powinien choć w pewnym stopniu osłabić jego zmysły postrzegania, co z kolei zwiększyłoby prawdopodobieństwo udanego ataku przeprowadzonego przez pojazdy. Wszystkie CKM'y pruły we wroga z pięciu różnych miejsc formacji, jaką stanowił łuk "- )". Żołnierze z wyrzutniami rakiet zajęli taktyczne pozycje w odstępie 5 metrów od siebie i byli przygotowani na nagłe przemieszczenie się przeciwnika i jego zaatakowanie.
Północ
Snajperzy zameldowali maj. Donaldson o położeniu wroga i zgodnie z rozkazem pozostawali w ukryciu do czasu jej przybycia. Odpowiednio wcześniej żołnierze Korpusu mieli opuścić pojazdy i rozproszyć się i dopiero wówczas skierować się do miejsca gdzie przebywał wróg. Plan walki polegał na zakradnięciu się na bezpieczną odległość kilkudziesięciu metrów i zaatakowanie na raz karalucha ze wsparciem snajperów oraz czołgu.
Borys, dobry ziomek
Pedicabo ego vos et irrumabo
"Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz
Hard Corps Theme

Pedicabo ego vos et irrumabo
"Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz
Hard Corps Theme

- Gruby
- Posty: 2593
- Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
- Tytuł: Bóg Losowań
- Has thanked: 53 times
- Been thanked: 64 times
Re: Czarna zemsta
Okolice bazy
Przy tak zmasowanym ataku karaluch nie miał szans. Rzeczywiście, uniknął pocisków i nawet nie zbiły go one z tropu zbyt mocno. Ale rakiety z wyrzutni rakiet oraz grad pocisków zakończył sprawę. Karaluch leżał na ziemi cały podziurawiony i krwawiący, z urwaną ręką, bez głowy, widać było jego kręgosłup. A jednak, potwór, zaczął nieporadnie wstawać z ziemi, chcąc kontynuować walkę...Północ
Miejsce w którym poległ jeden ze snajperów nie nosiło na sobie znaków dalszego bytowania karalucha. Zwłoki były kompletnie zmasakrowane, jakby zmiażdżone czymś ciężkim. Snajperzy ponownie zaczęli szukać wroga, musiał być, gdzieś w tym rejonie. Nie musieliście zbyt długo szukać. Szybko odkryliście, gdzie znajduje się potwór, gdy powoli zaczęliście tracić kontakt z rozproszonymi żołnierzami. Najpierw z jednym, drugim, trzecim, w końcu z czwartym... Major Donaldson mogła zauważyć, że karaluch atakuje kolejnych, będących najbliżej siebie żołnierzy. Mogła przewidzieć kogo zaatakuje następnego. Żołnierz, który mógł być następnym celem, czaił się między dwoma budynkami, w których mogą być cywile. Użycie czołgu będzie więc groźne. Możesz wysłać do żołnierza jakiś rozkaz, aby polepszyć swoją sytuację. Masz jakichś paręnaście sekund. Żołnierze są rozrzuceni w kręgu, naokoło miejsca, gdzie wcześniej miał być karaluch. Może gdyby wyprowadzić tego żołnierza z zaułka gdzieś w bardziej widoczne miejsce, można by okrążyć czarnego potwora. Twój podwładny nie będzie miał zbyt wiele szans na przeżycie, ale teraz, gdy jest namierzany przez karalucha, też są niewielkie.
Może jednak jest jakieś wyjście, które pozwoli i zabić owada i uratować żołnierza?
Łączne straty w cywilach od początku ataku: 456
Łączne straty w żołnierzach od początku ataku: 5
- Mark Subintabulat
- Wielki Szambelan
- Posty: 1746
- Rejestracja: 2013-05-10, 16:12
- Tytuł: A. Duda Borysady
- Has thanked: 2 times
- Been thanked: 3 times
Re: Czarna zemsta
Okolice bazy
Ciało karalucha zostało rozerwane na strzępy kolejną serią z dział pojazdów, a gdyby to było za mało jeszcze jedną. Następnie bez zbędnej zwłoki oddział wyruszył na północ, aby wesprzeć walczących.
Północ
Major Donaldson doskonale wiedziała co ma w tej chwili zrobić. Wiedziała, gdzie znajduje się następny potencjalny cel wroga. Należało to wykorzystać. Wykrzyczała przez radio:
-Szeregowy Kraul! Wypierdalajcie z tego zaułka na ulicę i biegnijcie w naszą stronę! Wszyscy! Przygotować się do walki z wrogiem 50 metrów na wschód od czołgu. Kapralu Marshall gdy tylko zobaczycie wroga otwórzcie ognień. Nie możecie się zawahać! to rozkaz!
Sama major pobiegła na spotkanie Kraulowi. Chciała zająć dobrą pozycję strzelecką i wycelowała w pozycję za jego plecami. Czekała na swoich ludzi z bazookami i ciężką bronią. Byli gotowi na to, że za chwilę jednego z ich kumpli czeka najprawdopodobniej śmierć. Jedyna nadzieja w tym, że usłucha rozkazu i padnie na ziemię gdy zobaczy żołnierzy z bronią wycelowaną w jego stronę. Gdyby karaluch się pojawił zebrani natychmiast by go zaatakowali. Szczególnie pani major pragnęła mocno go pokonać za morderstwa jakie karaluchy dopuściły się w przeszłości.
Ciało karalucha zostało rozerwane na strzępy kolejną serią z dział pojazdów, a gdyby to było za mało jeszcze jedną. Następnie bez zbędnej zwłoki oddział wyruszył na północ, aby wesprzeć walczących.
Północ
Major Donaldson doskonale wiedziała co ma w tej chwili zrobić. Wiedziała, gdzie znajduje się następny potencjalny cel wroga. Należało to wykorzystać. Wykrzyczała przez radio:
-Szeregowy Kraul! Wypierdalajcie z tego zaułka na ulicę i biegnijcie w naszą stronę! Wszyscy! Przygotować się do walki z wrogiem 50 metrów na wschód od czołgu. Kapralu Marshall gdy tylko zobaczycie wroga otwórzcie ognień. Nie możecie się zawahać! to rozkaz!
Sama major pobiegła na spotkanie Kraulowi. Chciała zająć dobrą pozycję strzelecką i wycelowała w pozycję za jego plecami. Czekała na swoich ludzi z bazookami i ciężką bronią. Byli gotowi na to, że za chwilę jednego z ich kumpli czeka najprawdopodobniej śmierć. Jedyna nadzieja w tym, że usłucha rozkazu i padnie na ziemię gdy zobaczy żołnierzy z bronią wycelowaną w jego stronę. Gdyby karaluch się pojawił zebrani natychmiast by go zaatakowali. Szczególnie pani major pragnęła mocno go pokonać za morderstwa jakie karaluchy dopuściły się w przeszłości.
Borys, dobry ziomek
Pedicabo ego vos et irrumabo
"Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz
Hard Corps Theme

Pedicabo ego vos et irrumabo
"Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz
Hard Corps Theme

- Gruby
- Posty: 2593
- Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
- Tytuł: Bóg Losowań
- Has thanked: 53 times
- Been thanked: 64 times
Re: Czarna zemsta
Szeregowy Kraul pobiegł ku major Donaldson. Serca wszystkich biły mocno, dało się wyczuć niesamowite napięcie. Gdyby to był film, wszystko leciałoby w slow motion. Kraul biegł, biegł ile sił w płucach, aż... dobiegł do swojej przywódczyni. Nagle, z przeciwległej strony, odezwał się chrupot kości i agoniczny bulgot z gardeł. Karaluch, stał w dużej odległości od pani major, trzymając w swoich potężnych dłoniach, dosłownie złamanych na pół, dwóch ludzi z bazookami. Jeszcze jeden, leżał nieco dalej, z przetrąconym karkiem. Patrzył chłodnym, beznamiętnym wzrokiem na przywódczynię, tak, jak gdyby wiedział, że to ona jest tutaj szefem.
Przez wasze karki przeszedł dreszcz. Zdaliście sobie podświadomie sprawę z tego, że stworzenie wiedziało iż skoncentrujecie się na tym żołnierzu. Wiedziało, że przewidzicie iż to on zostanie atakowany. Ono to wszystko zaplanowało...
Teraz, zasłoniło się ciałami waszych towarzyszy i ruszyło ku major Donaldson. Nie środkiem. Bokiem, po łuku, w miejscach, gdzie stali żołnierze, tak, by w razie ostrzału, oni także mogli znaleźć się w niebezpieczeństwie. Uniknie dzięki temu okrążenia, będzie mógł zanihilować tych, którzy wejdą mu w drogę i powstrzyma część ataku. A gdy dotrze do Lucy...
Łączne straty w cywilach od początku ataku: 456
Łączne straty w żołnierzach od początku ataku: 8
Przez wasze karki przeszedł dreszcz. Zdaliście sobie podświadomie sprawę z tego, że stworzenie wiedziało iż skoncentrujecie się na tym żołnierzu. Wiedziało, że przewidzicie iż to on zostanie atakowany. Ono to wszystko zaplanowało...
Teraz, zasłoniło się ciałami waszych towarzyszy i ruszyło ku major Donaldson. Nie środkiem. Bokiem, po łuku, w miejscach, gdzie stali żołnierze, tak, by w razie ostrzału, oni także mogli znaleźć się w niebezpieczeństwie. Uniknie dzięki temu okrążenia, będzie mógł zanihilować tych, którzy wejdą mu w drogę i powstrzyma część ataku. A gdy dotrze do Lucy...
Łączne straty w cywilach od początku ataku: 456
Łączne straty w żołnierzach od początku ataku: 8
- Mark Subintabulat
- Wielki Szambelan
- Posty: 1746
- Rejestracja: 2013-05-10, 16:12
- Tytuł: A. Duda Borysady
- Has thanked: 2 times
- Been thanked: 3 times
Re: Czarna zemsta
//Kaman oni tak daleko przecież od siebie nie mogą być. Bo przed chwilą kazałem im wszystkim zgrupować się przy na ulicy przed zaułkiem w którym był ten żołnierz, a major też tam była W sensie to co jest do tej pory niech zostanie, ale chodzi mi o to, że reszta żołnierzy jest obok siebie./
Tak logika nakzuje, co się gdzie ku**a znajduje ;-) (dobre rymy)//

Słysząc krzyki żołnierzy, którzy znajdowali się najbliżej karalucha reszta znajdująca się obok niego padła na ziemię żeby nie wpaść pod przyjacielski ostrzał. Żołnierze po drugiej stronie czołgu, mieli za zadanie ustawić się na jego flankach i otworzyć ogień w stronę wroga z granatników i wyrzutni rakiet. W tym czasie do akcji włączyli się snajperzy, którzy zaczęli także oddawać strzały w karalucha. Operator działa przekręcił lufę na prawą stronę czołgu i oddał strzał, a żołnierz gnieździe CKM'u na wieżyczce pruł ile wlezie w nieprzyjaciela. Pani major także nie próżnowała i otworzyła ognień do karalucha celując w tułów, w drugiej ręce dzierżyła ostrze i była gotowa do zaatakowania karalucha, gdy ten będzie blisko. Szeregowy Kraul stał blisko niej i zrobił nawet dwa kroki w przód tak i również włączył się do walki (karabin maszynowy).
W tym czasie na miejsce dotarły pozostałe oddziały. Gen. Powell wiedział jak jest sytuacja, dzięki przekazom od snajperów. Pojazdy miały zająć pozycje na ulicy, którą wcześniej przebiegł Kraul, wraz ze wsparciem piechoty. Żołnierze z oddziału pani major mieli pobiec w ich kierunku, tak aby dać czyste pole do strzału dla reszty. Gdyby karaluch pojawił się bezpośrednio obok nich to gen. Powell, który wszystko widział rozkazałby aby padli na ziemię. W tym momencie reszta zaatakowałaby wroga wszystkim czym mieli.
/Ten post jest dziwny, wiem to, ale byłem bardzo głodny jak to pisałem i miałem problemy ze skupieniem ;c/
Tak logika nakzuje, co się gdzie ku**a znajduje ;-) (dobre rymy)//

Słysząc krzyki żołnierzy, którzy znajdowali się najbliżej karalucha reszta znajdująca się obok niego padła na ziemię żeby nie wpaść pod przyjacielski ostrzał. Żołnierze po drugiej stronie czołgu, mieli za zadanie ustawić się na jego flankach i otworzyć ogień w stronę wroga z granatników i wyrzutni rakiet. W tym czasie do akcji włączyli się snajperzy, którzy zaczęli także oddawać strzały w karalucha. Operator działa przekręcił lufę na prawą stronę czołgu i oddał strzał, a żołnierz gnieździe CKM'u na wieżyczce pruł ile wlezie w nieprzyjaciela. Pani major także nie próżnowała i otworzyła ognień do karalucha celując w tułów, w drugiej ręce dzierżyła ostrze i była gotowa do zaatakowania karalucha, gdy ten będzie blisko. Szeregowy Kraul stał blisko niej i zrobił nawet dwa kroki w przód tak i również włączył się do walki (karabin maszynowy).
W tym czasie na miejsce dotarły pozostałe oddziały. Gen. Powell wiedział jak jest sytuacja, dzięki przekazom od snajperów. Pojazdy miały zająć pozycje na ulicy, którą wcześniej przebiegł Kraul, wraz ze wsparciem piechoty. Żołnierze z oddziału pani major mieli pobiec w ich kierunku, tak aby dać czyste pole do strzału dla reszty. Gdyby karaluch pojawił się bezpośrednio obok nich to gen. Powell, który wszystko widział rozkazałby aby padli na ziemię. W tym momencie reszta zaatakowałaby wroga wszystkim czym mieli.
/Ten post jest dziwny, wiem to, ale byłem bardzo głodny jak to pisałem i miałem problemy ze skupieniem ;c/
Borys, dobry ziomek
Pedicabo ego vos et irrumabo
"Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz
Hard Corps Theme

Pedicabo ego vos et irrumabo
"Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz
Hard Corps Theme

- Gruby
- Posty: 2593
- Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
- Tytuł: Bóg Losowań
- Has thanked: 53 times
- Been thanked: 64 times
Re: Czarna zemsta
Karaluch pruł dalej, ku czołgowi i major Donaldson, osłaniając się trupami i zabijając kolejnych trzech żołnierzy. Jednak tutaj jego szczęście się skończyło. Padł zmasakrowany na ziemię, zostały po nim tylko nogi i lewa ręka. Reszta ciała była kompletnie zniszczona. Palce potwora jeszcze przez jakiś czas zaciskały się, w ostatnich, przedśmiertelnych drgawkach. Udało Wam się odeprzeć atak! Chociaż straty są straszliwe...
Muzyka
Następną rzeczą, jaką mieliście zamiar zrobić, było zapewne odwiedzenie laboratorium za miastem, które narażone było na najcięższy atak. To miejsce zaatakowały aż dwa karaluchy. Z jednym był problem, a co dopiero z dwoma? Kiedy dotarliście na miejsce, ujrzeliście Emalerie Balzack, siedzącą po turecku na kamieniu, tam, gdzie spotkaliście się z nią po raz drugi i gdzie zgodziła się dołączyć do Korpusu. Jedno z jej oczu pokrywała krew, a w lewej dłoni brakowało kciuka. Nie krwawiła już więcej, chyba wypaliła sobie rany. Jednej ze ściany budynku praktycznie nie było - wnętrze, zasłane trupami ludzi, których jej przydzielono, kompletnie zdezelowane. Trzeba będzie to wszystko postawić od nowa. Zwłoki jej pomocników nosiły różne obrażenia. Niektóre miały połamane kręgosłupy, inne zmiażdżone twarze. Ich kończyny walały się wszędzie. Co dziwne, na tych dłoniach, które pozostały, widzieliście mały znaczek czaszki. Pośród nich, były też dziwne, małe laleczki, przypominające laleczki voo doo. Część zniszczeń nie pasowała do występów karaluchów. Były tutaj cięcia, tak jakby ktoś ciął bardzo ostrym mieczem, wszystko śmierdziało chemią, podłoga była roztopiona od kwasu, który ciągle ją przeżerał.
Karaluchami okazały się dwie, czarne plamy, nieopodal kamienia, na którym siedziała Emalerie. Nie chciała niczego wyjaśniać. Powiedziała tylko:
-Dwa karaluchy? Bułka z masłem, dzieciaki. A teraz odbudujcie mi laboratorium. Zużyłam wszystkie swoje mikstury.
Łączne straty w cywilach od początku ataku: 456
Łączne straty w żołnierzach od początku ataku: 21
Przez cały ten czas, istota milczała. W końcu, oparła dłoń na kolanie i wstała z ziemi. Posłała ostatnie spojrzenie ku miastu, po czym powiedziała spokojnym, chrapliwym głosem:
-Przejęcie kontroli nieudane. Kunn... to jeszcze nie koniec.
Rahab obrócił się plecami do ludzkiej niedoli i ruszył w drogę powrotną.
Muzyka
Następną rzeczą, jaką mieliście zamiar zrobić, było zapewne odwiedzenie laboratorium za miastem, które narażone było na najcięższy atak. To miejsce zaatakowały aż dwa karaluchy. Z jednym był problem, a co dopiero z dwoma? Kiedy dotarliście na miejsce, ujrzeliście Emalerie Balzack, siedzącą po turecku na kamieniu, tam, gdzie spotkaliście się z nią po raz drugi i gdzie zgodziła się dołączyć do Korpusu. Jedno z jej oczu pokrywała krew, a w lewej dłoni brakowało kciuka. Nie krwawiła już więcej, chyba wypaliła sobie rany. Jednej ze ściany budynku praktycznie nie było - wnętrze, zasłane trupami ludzi, których jej przydzielono, kompletnie zdezelowane. Trzeba będzie to wszystko postawić od nowa. Zwłoki jej pomocników nosiły różne obrażenia. Niektóre miały połamane kręgosłupy, inne zmiażdżone twarze. Ich kończyny walały się wszędzie. Co dziwne, na tych dłoniach, które pozostały, widzieliście mały znaczek czaszki. Pośród nich, były też dziwne, małe laleczki, przypominające laleczki voo doo. Część zniszczeń nie pasowała do występów karaluchów. Były tutaj cięcia, tak jakby ktoś ciął bardzo ostrym mieczem, wszystko śmierdziało chemią, podłoga była roztopiona od kwasu, który ciągle ją przeżerał.
Karaluchami okazały się dwie, czarne plamy, nieopodal kamienia, na którym siedziała Emalerie. Nie chciała niczego wyjaśniać. Powiedziała tylko:
-Dwa karaluchy? Bułka z masłem, dzieciaki. A teraz odbudujcie mi laboratorium. Zużyłam wszystkie swoje mikstury.
Łączne straty w cywilach od początku ataku: 456
Łączne straty w żołnierzach od początku ataku: 21
EPILOG

W oddali, na kamiennym wzgórzu, siedziała czarnoskóra, potężnie umięśniona istota. Miała podłużną, górną wargę, puste oczy i czułki. Jej uszy były bardzo małe. Na środku czoła, miała czerwoną wypustkę, przypominającą rubin. Stworzenie trzymało w dłoniach jakieś małe urządzenia. Chociaż nie miało widocznych genitaliów, to miało przewieszony przez biodra kawałek śnieżnobiałego materiału, który zdążył już się nieco przybrudzić. Istota, patrzyła ze skupieniem ku Kunn i co chwila, zmieniało się ustawienie jej czułek. Z oddali słychać było wystrzały broni. W końcu, na pustyni zapanowała cisza. Tylko chwilowo. Zaraz za nią, rozległ się głośny, potępieńczy jęk. To mieszkańcy miasta opłakiwali swoich zmarłych i wznosili za nich modlitwy ku swemu Bogu. 
Przez cały ten czas, istota milczała. W końcu, oparła dłoń na kolanie i wstała z ziemi. Posłała ostatnie spojrzenie ku miastu, po czym powiedziała spokojnym, chrapliwym głosem:
-Przejęcie kontroli nieudane. Kunn... to jeszcze nie koniec.
Rahab obrócił się plecami do ludzkiej niedoli i ruszył w drogę powrotną.