Otto podziękował Williamowi za podwózkę i ruszył do mężczyzny, który akurat zamalowywał nazwę "Firma". Gość z upadłego gangu mógł zobaczyć starszego mężczyznę z fantazyjnym irokezem na głowie, ubranego... no, w miarę jak lekarz. Na nosie trzymał dziwne okulary z przybliżającym mechanizmem. -Przepraszam, czy to siedziba Firmy? Chciałbym... chciałbym się spotkać z waszym przywódcą i dołączyć do... gangu?
(zamalowywał nazwę "Komitet Bezpieczeństwa", bo to oficjalna nazwa tylko tak między sobą mówi się, ze to firma)
Vladimir skończył malować samochód. Odwrócił się cały czerwony na twarzy(od łykania Soldier Pils)
Vladimir: Ciii! Nie wypowiadał głośno słowa "gang" od kiedy wschód jest czerwony, w Wast City nie ma takiego słowa. Lepiej mówić firma, tak jest wygodniej. I tym się obecnie zajmujemy. Czekaj wytrę ręce od tej farby i powiem jak to wygląda. O już... No dobrze, szef akurat wyjechał, ale rekrutacja jest otwarta. Ja nazywam się Władimir, no i tak jakby mam piecze nad tym całym... no załóżmy miejscem. Po prostu musisz dostać akceptacje choćby tutejszych członków. Zaczniemy ode mnie, coby nie było. Mi już nie chce się malować, a chętnie bym sobie posiedział i czegoś się napił. Andriej to dokończy. Choć tutaj mamy taki jakby ogród.
Vladimir zaprowadził nowe przybysza za garaż gdzie stała mała wiata z dwoma ławami i stołem.
Vladimir: To taki nasze małe miejsce na posiadówy. Siedzimy tu i ... Co chcesz piwo czy coś mocniejszego? eee? Jak masz na imię?
Gdy usłyszał odpowiedź
Vladimir: No to w ogóle mów, skąd jesteś, czym się zajmujesz i w ogóle czemu tutaj jesteś? Jest tyle fajnych.. ga... firm: Virgo, Rosenrade albo Gwardia a ty akurat pukasz do naszych drzwi?
Will słuchał uważnie co do niego mówi mężczyzna i coraz mniej zaczynało to mu się podobać. Kurwa! Przecież wypowiedziano wojnę. A w Wast City nie dzieje się nic! Żadnych ogłoszeń, żadnego poruszenia... Zupełnie nic... Nikt nawet nie kwapił się do niego zadzwonić, żeby powiedzieć mu co się dzieje... Cholerni ludzie... Teraz był dopiero skołowany. Cisnęło mu się na usta tysiące pytań. Dojechali na miejsce.
- Hej, zaczekaj! Idę z tobą. Muszę się dowiedzieć dokładnie jak wygląda ten cały burdel z Anarky.
Podszedł do mężczyzny.
Otto kiwnął głową do Willa i powiedział Vladimirowi: -Uhm. To mój towarzysz, William, pomógł mi się tutaj dostać.
Po czym poszedł za członkiem Firmy. Przez cały czas uważnie mu się przyglądał, chyba nawet nie słuchał tego co mówi. Na pytanie o alkohol i imię nie odpowiedział. Uważnie się mu przyglądał, skupiając wzrok na jego oczach, ustach oraz dłoniach. Na kolejne pytanie również nie odpowiedział. Po chwili, gdy ta "rozmowa" zaczęła się robić niezręczna, rzekł: -Brałeś Soldier Pills. Nie powinniście tego wykorzystywać na sobie. W liście zaznaczałem wyraźnie, że mocno uzależnia i niszczy mięśnie.
Cóż, chyba właśnie się dowiedzieliście kto sprezentował wam paczki z lekami.
Vladimir: A to ty nam to wysłałeś? Wow! To mogłeś tak od razu towarzyszu! Już opijaliśmy twoje zdrowie w tym ogródku. A mi to tam nic nie będzie, z resztą tylko próbowałem, ciągle jeszcze mam po tym zakwasy. Ale cały oddział Virgo bił mi brawo jak podniosłem tego starego Volkswagen'a. Ale tylko ja to brałem, szef na przykład od czegoś takiego stroni, Kalinin powiedział, że wziąłby jakby był w sytuacji zagrożenia życia, tylko, wyjął z tego zwykłą strzelaninę, mówił, że to musi być coś większego. A reszta pewnie się nie wyłamie, choć pewnie ktoś by wziął, ja to lubię takie nowe doświadczenia, nawet fajnie było. Tylko rzeczywiście coś robi z tymi mięśniami.
Mężczyzna spoglądał dookoła, przysłuchując się jednocześnie rozmowie. Niemal natychmiast skierował wzrok na człowieka, gdy ten opowiedział o podnoszeniu volkswagenów. Psia krew, te prochy muszą dawać niezłego kopa! Od razu wyobraził sobie to by to było gdyby miał dostęp do narkotyku... Byłby cholernym milionerem! Ale niemal natychmiast coś innego zaniepokoiło go i to dość mocno...
- Doktorze, niech pan nie mówi, że Anarky ma dostęp do tych tabletek...
