Silvia nagle zbladła, rzuciła się na Alana i ryknęła, tracąc najwyraźniej nad sobą panowanie:
-ODDAJ TEN PISTOLET bo wszystkich nas zabije!
Nagle, starsza kobieta stanęła w pół kroku od mężczyzny. Znieruchomiała. Niczym posąg. Cała wasza trójka poczuła dziwny żar, który dobiegał jakby z wnętrza Silvii. Z jej ust pociekła krew. Patrzyła na Alana pustymi oczami, z których błyskawicznie umykało życie. W jednej chwili, ciało niepokonanej Anihilatorki, która służyła wam przez tych parę tygodni radą, wtajemniczyła was w to czym w ogóle są abiliterzy i nauczyła paru waszych żołnierzy tej niełatwej sztuki, pochłonęły karmazynowe płomienie...
***
-Silvia?
Mała dziewczynka spojrzała pustymi oczyma na mężczyznę w białym kitlu. Była zmęczona. Tak bardzo zmęczona. Bolała ją nie tylko głowa oraz noga, ale też całe ciało. Czuła się odrętwiała. Wiedziała, że za parę godzin znów będzie musiała wstać i znów kopać. Kopać, kopać, kopać. Nie w ziemi, jak to robili ludzie, których oglądała przez okno, gdy miała tylko siłę się podnieść. Kopać ludzi. Swojego trenera, naukowców, inne dzieci. Była za to chwalona. Codziennie. Parę razy w tygodniu ludzie w kitlach przynosili jej słodycze i maskotki. Miała nimi zastawioną całą półkę nad łóżkiem. Wszyscy mówili, że jest wyjątkowa. Że jest pierwszą dziewczynką z taką umiejętnością. Że powinna się cieszyć, bo czeka ją wielka przyszłość.
-Jak się czujesz?
Spytał lekarz, zerkając do notatek i nawet nie patrząc na leżącą w łóżku małą. Ta zerknęła na swoje maskotki leżące na półce. Jakże chciała kiedyś móc wrócić z treningu i się nimi pobawić. Lecz zazwyczaj nie miała siły. Zawsze po badaniach oraz niekończącej się litanii kopnięć, po których ludzie w białych kitlach robili notatki, padała na łóżko. I nie wstawała z niego już do następnego treningu. Nie chciało jej się bawić. Była zbyt zmęczona. Nie mogła wstać by dosięgnąć Pana Barabasza i Panią Puszouszo, aby ich ze sobą w końcu zeswatać. Dwa misie stały do siebie obrócone plecami. Tak je położyli tam lekarze. Silvia mogła by je obrócić do siebie pyszczkami, by w końcu się poznały. Patrzyła na nie leżąc nieruchomo na łóżku, czasem nawet próbowała siłą woli je przesunąć. Jednak nie mogła. Była "Anihilatorką" a nie "Lewitatorką".
-Źle.
Odparła słabym głosem Silvia. Lekarz spojrzał na nią przez szkła przyciemnianych okularów, po czym obrócił się plecami i ruszył ku wyjściu. Nim jednak odszedł stanął w drzwiach.
-Po jutrzejszym treningu przyniosę ci jakiegoś ładnego misia. Albo pluszową fokę?
Uśmiechnął się do niej i wyszedł. Dziewczynka zaklęła w myślach, po czym z trudem się obróciła by ze złości wcisnąć twarz w poduszkę. Miała dość.
***
Silvia uśmiechnęła się kpiąco przyciskając swój ciężki, wojskowy but do gardła wijącego się pod nią mężczyzny. Ten, z przerażoną miną, złapał dłońmi za jej piszczel. Nie mógł się jednak ruszyć. Wychrypiał tylko słowa:
-Anihhhhilatorka... Ty...
Kobieta w fioletowym mundurze docisnęła jego gardło, tak, że ten tylko rzężał, próbując złapać powietrze. Na twarzy Silvii wykwitł jeszcze szerszy uśmiech. Stała teraz w zaułku sama z poszukiwanym mężczyzną, który zabił córkę i jej matkę. Ścierwo. Jej przełożeni mówili, że takich powinno się zamykać. Że to depresja lub zbytnia pewność siebie związana z mocą, którą posiedli. Anihilatorka znała to uczucie nieograniczonej władzy. Jej moce co prawda nie przenosiły garnków, nie zapalały nagle ognia ani nie powodowały wybuchów na zawołanie. Jednak w takiej sytuacji jak teraz, gdy żałośni abiliterzy wili się pod jej nogami czuła, że żyje. Zamykanie? Więzienie? Ten człowiek zabił dwie niewinne kobiety tylko dlatego, że chciał wypróbować jak działa jego umiejętność. I takie ścierwo ludzie z Barrier Breakers mieliby zamykać i karmić przez resztę życia? Bo oni są "chorzy"? To przecież niedorzeczne. Taki człowiek gdy wyjdzie na wolność znowu może zacząć zabijać. Dziewczynka miała osiem lat. Kto by miał litość dla ścierwa, które robi krzywdę dzieciom? Silvia uśmiechnęła się szerzej, gdy twarz mężczyzny posiniała. Jego ciałem powoli zaczęły wstrząsać drgawki. Kobieta, by nie przedłużać wyrecytowała to, co miała w myślach już od jakiegoś czasu:
-Augustusie Kimblee. Za morderstwo ośmioletniego Obiektu 3516 i jego matki, powinieneś zostać zatrzymany i przekazany władzom Barrier Breakers i miasta. Ale wiesz co? Anihilatorka ma inny pomysł.
Po czym bez przedłużania docisnęła nogę z całej siły do gardła mężczyzny, niszcząc jego przełyk, jabłko Adama oraz łamiąc szyjną część kręgosłupa. Silvia splunęła na niego, po czym zaśmiewając się w głos odeszła z miejsca zbrodni.
***
-..ki badań są tragiczne. Jeżeli naprawdę mamy w perspektywie atak Pustynnych Krokodyli możemy im z miejsca oddać całe miasto.
Zakończył wysoki, łysy mężczyzna i usiadł. Reszta zarządu Barrier Breakers spuściła głowy. Nie mieli szans. Nano City było zgubione. Z raportów, które otrzymali od swojego agenta w Vedze, do ataku mogło dojść za parę miesięcy, maksymalnie za rok lub dwa lata. Pustynne Krokodyle już teraz się przygotowały, bo wiedziały, że będą musieli się zmierzyć z abiliterami. Barrier Breakers udało się przemycić zawyżone informacje o ich liczbie, ale i to nie powstrzyma żądnego nowych terenów Pustynnego Magnata. Gdyby tylko wolał się zająć Mehido zamiast właśnie Nano City...
-Czyli musimy po prostu więcej wymagać od tych dzieciaków. Zwiększmy im ilość programów treningowych i poddajmy nowym testom.
Powiedział doktor Change, wstając. Z miejsca zerwała się inna postać, najwyraźniej oburzona decyzją jednego z przywódców Barrier Breakers:
-Xavierze! Przecież twoje trzy wnuczki biorą udział w badaniach! Może im się stać krzywda, tak jak i innym dzieciom.
Change wykrzywił usta, patrząc ze złością na postać.
-Mam dwie wnuczki. I jeżeli czegoś nie zrobimy, to wszystkim tutaj stanie się krzywda.
Po długich kłótniach i dysputach doszło do głosowania. Wśród rady zdania były podzielone. Ilość głosów za zastosowaniem bardziej ryzykownych eksperymentów na dzieciach i przeciw, była równa. Głowy wszystkich zwróciły się ku Silvii "Anihilatorce" Toumie, jedynej, która jak dotąd ani razu się nie odezwała. Starsza już kobieta, która od dawna nie wykonywała swoich obowiązków "milicjantki" obracała w dłoni pluszową, niebieską fokę. Przeciwnicy projektu większego wykorzystywania dzieci uśmiechnęli się widząc zabawkę w rękach Silvii. Ta jednak myślała o swoim dzieciństwie. O tym jakich poświęceń wymagało ukształtowanie jej umiejętności. W końcu, wstała od stołu i ruszyła ku wyjściu. Ze strony stołu odezwały się odgłosy oburzenia. Musiała oddać głos. Stojąc już w drzwiach, kobieta obróciła się. Wszyscy zamilkli. Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech:
-Szykujcie sprzęt. Wchodzimy w nową fazę badań na dzieciach. Wykorzystamy procedury eksperymentalne Xaviera.
Wychodząc, wyrzuciła do stojącego nieopodal kubła na śmieci maskotkę.
***
Misha potrząsnęła Silvią, leżącą na łóżku w kałuży własnych wymiocin. Pod jej nogami walały się butelki po alkoholu, a pomieszczenie śmierdziało papierosami. Była w tragicznym stanie, nieumyta, śmierdząca, w dodatku chyba nieco popuściła. Młoda Leroove nie mogła jej dobudzić. Sama zresztą też nie wyglądała dobrze. Miała mocno podkrążone oczy, a jej cera była blada jak nigdy. W końcu udało się dobudzić żałosną pijaczkę. Ta zwróciła resztki obiadu (na który składał się chyba jakiś ser i cebula), po czym zezowatym wzrokiem spojrzała na Mishę:
-Hhhhh Mishhhhhhhhhhka. Ghhhhhhhpooo co pszyszyszyłasz? Chssssssesz mnie wsztawicz na kszyyyyysz i pokazać tłłłłumofi? A moszzze zabycz? Ja bym zabyla szebe jakbym kurfffffa mohła.
Misha zatkała sobie nos i stłumiła nagły wybuch nienawiści, który poczuła do żałosnej, starej kobiety, która teraz nie mogła się pogodzić z własnymi decyzjami. Z drugiej strony było jej żal legendarnej Anihilatorki. Oto znana członkini rady Barrier Breakers, leżała teraz w kałuży własnych wymiocin, opłakując dzieci, które zginęły z jej ręki oraz próbując zapomnieć. W oczach Mishy pojawiły się łzy. Rozumiała ją. Rozumiała i nienawidziła z całego serca. Teraz jednak musiała przemóc własną niechęć.
-Nie, pani Silvio. Chcę cię poprosić o pomoc.
Silvia jakby nagle wytrzeźwiała. Wyprostowała się nieco i spojrzała szeroko otwartymi oczyma na Mishę. Z jej ust kapały jeszcze resztki wymiocin, gdy spytała:
-Szto? Praffde mówiszsz? A kake take pomossss?
-Planujemy rebelię. Obalimy Barrier Breakers i zabijemy wszystkich jej naukowców.
Silvia jakby się nieco uradowała:
-Sszabicjecie! Szyli mje tesz! Nie mooszszsz teras?
-Nie, Silvia. Ty musisz odpłacić za swoje grzechy. Te dzieci ci tak łatwo nie wybaczą. Musisz coś zrobić, bo inaczej to będzie trwało. I te dziesiątki, które zginęły nie będą ostatni...
Starsza kobieta rzuciła się w ramiona Mishy, wyjąc niczym zranione zwierzę. Śmierdząca alkoholem Silvia zaczęła łkać i płakać na samo wspomnienie dzieci, które zginęły niemal z jej ręki. Dziewczyna, która w przyszłości miała zostać poznana jako Rebeliantka Anarky, walczyła przez chwilę z własnymi emocjami, ale w końcu również dołączyła do starszej kobiety w swej rozpaczy. Przytulona ze sobą, młoda Misha i stara Silvia, płakały aż do samego rana, wylewając łzy za rzeczy, które straciły i za własne grzechy, które zostały popełnione lub które dopiero popełnione zostaną.
***
-Więc... chcecie opuścić Nano City?
Silvia leżała okryta płaszczem na skrzynce. Ukrywała się. Abiliterzy z miasta próbowali ją zabić, mimo iż Anarky powiedziała, że Anihilatorka oczyszczona jest ze wszystkich zarzutów i odpłaciła za swoje grzechy. Cóż, takie osoby jak Kimblee czy Rokusho mieli odmienne zdanie. Udało jej się obronić przed ich atakami. Pytanie tylko jak długo? Grupka osób nieposiadających umiejętności stała teraz przed Silvią z zakłopotanymi minami. Przewodził jej mężczyzna w średnim wieku, który przemawiał do Anihilatorki w imieniu reszty:
-Tak. Nie czujemy się tu bezpiecznie. Od czasu gdy zapanowała anarchia, jesteśmy jakby... gorsi. Chcemy się udać gdzieś na północ. I chcemy byś to ty przewodziła nam.
Silvia kiwnęła głową. Choć na jej twarzy od dłuższego czasu gościła chłodna maska, to sama też czuła zakłopotanie. Opuścić Nano City? Miasto w którym mieszkała od urodzenia? I czemu ci ludzie przyszli akurat do niej? W jej głosie słychać było wątpliwość, chociaż starała się ją zamaskować jak najlepiej umiała:
-Czemu sądzisz Connor, że ja byłabym dobrą przywódczynią? Znasz mnie, znasz moją historię. Powinniście się trzymać ode mnie z daleka.
Connor uśmiechnął się lekko:
-Odpłaciłaś za swoje grzechy. Jesteś teraz jak my wszyscy. Każdy z nas sprawiał innym ból. Ty chciałaś naprawić swoje krzywdy. Zrobiłaś to. Teraz chcemy byś nami dowodziła podczas podróży. Ufamy tobie.
Reszta grupki kiwnęła głowami i zaczęła zapewniać, że zgodnie wybrali Silvię na przywódczynię karawany. Anihilatorka poczuła w okolicach brzucha ciepło. Miała ochotę rzucić się Connorowi na szyję i wycałować z osobna każdą osobę, która stała przed nią. Słowa, które usłyszała były dla niej niczym miód na serce. Na zewnątrz jak zawsze chłodna, lecz w środku niemal tryskająca radością, westchnęła, zeskoczyła z beczki i przyłożyła dłoń do czoła.
-Same z wami kłopoty. W porządku, poprowadzę was. Tylko nie liczcie na wiele. Jestem w końcu tylko starą, zmęczoną kobietą...
Ciepło w jej brzuchu jednak nadal pulsowało, przypominając o ciepłych słowach...
***
W brzuchu Silvii doszło do małego wybuchu, który wyrwał w jej trzewiach dziurę. Zapłon gazów we wnętrzu żołądka. Po tym nie miała szans. Została po prostu wypalona od środka. Martwa kobieta upadła na leżącą Kimblee, która teraz uśmiechała się szaleńczo. Krew na twarzy Crimson dodawał jej wyrazu niezrównanego szaleństwa. Może nawet jej mina wyrażała ekstazę? Tak czy siak, nawet piękne przemówienie najwyraźniej nie potrafiło zgasić chęci zemsty, która nią rządziła. I teraz zrobiła to co chciała.
W czasie gdy Silvia umierała, Alan też miał swoje problemy. Poczuł, że jego noga staje w płomieniach. Nie na zewnątrz. Od środka. Ogień wypalał jego kości, ciało, nerwy i żyły. To był potworny, niewyobrażalny ból, który trudno opisać słowami. Więc to dlatego Silvia chciała mu odebrać pistolet. Wiedziała, że jej "anihilacja" nie będzie trwała wiecznie, a długie przemowy Alana przedłużały moment, w którym powrócą moce Crimson. Sama nie mogła się ruszyć, bo jej noga była uszkodzona. Chyba trzeba było jej posłuchać. Kto wie, czy teraz nie było za późno.
Tymczasem profesor Xavier Change również chwycił się za brzuch. Nagle jednak zniknął, a na jego miejscu stanęła...
...ciemnoskóra, zielonowłosa dziewczynka w czerwonym kombinezonie. Rozejrzała się niepewnie, jakby niezorientowana w sytuacji i zakłopotana. Czy ona również zostanie spopielona od środka przez szaloną Kimblee? Żywa pozostała tylko wasza trójka, powstająca właśnie z ziemi Crimson wokół której zaczęły wirować płomienie, mała dziewczynka dopiero ogarniająca co się właściwie dzieje i Alan, którego noga paliła się żywcem od środka, ale który... ciągle miał pistolet. Może jednak czas z niego zrobić użytek?