

Para posadziła Carpentera między sobą, Sarkozy sterował, a Merkel pilnowała by mieszkaniec Wast City nie robił niczego głupiego. Tak z innej beczki, całkiem spory mieli motor, nie?
Muzyka
Jechaliście bez większych problemów, aż w końcu dotarliście do kryjówki Anarky. Z zewnątrz wyglądała jak wielki kamień, jakich wiele było na tylko częściowo piaszczystej pustyni. Jednak ukryta była w nim wnęka, a środek głazu wyglądał niczym jaskinia z otwartym sklepieniem. W cieniu ścian stał A Las Barricadas. Tuż obok niego, znajdowało się łóżko, na którym leżała przykryta lekką kołdrą jakaś dziewczynka. Nie było widać jej twarzy, zakryła się cała. Obok niej stał wiatrak i mała, podróżnicza lodówka. Wszystko podłączone do jakichś akumulatorów z czołgu.
Zaś w słońcu, ociekając potem i grzebiąc śrubokrętem przy małym urządzeniu przypominającym walkie-talkie siedziała Anarky.

Nie miała na sobie czerwonego stroju anarchistki. Ubrała się w czarną koszulkę z jakimś białym symbolem i spodnie tego samego koloru. Ba, nawet jej aksamitne rękawiczki na dłoniach miały też barwę kruczych piór. Wyglądała jakoś tak... normalnie i sympatycznie, chociaż czarne ubranie na pustyni nie było zbyt mądre. Była bądź co bądź piękną kobietą. Zerknęła tylko przelotnie na Carpentera i jego strażników, a potem powiedziała głośno, dalej grzebiąc przy urządzeniu:
-Merkel, przeszukaj go, a potem idź do czołgu i przynieś coś do pisania oraz kartki.
Jeżeli Carpenter miał przy sobie jakąś broń, to została mu ona zabrana. Jeżeli nie, zostanie mu wręczony ołówek i kartkę. Oczywiście zakładając, że nie postanowi w międzyczasie zaatakować. Merkel stanęła nieco dalej, opuszczając broń, ale ciągle czujnie obserwując członka Virgo. Sarkozy zaś odjechał w bok na motorze, po czym zszedł z niego, siadając od razu na ziemi. Musiał mieć niesprawne nogi. Atmosfera nie była wroga. Wręcz przeciwnie. Ludzie Anarky byli na pewno ostrożni, ale z jej zachowania dało się wyczuć, że to dla niej kolejny, niemal normalny dzień. Jakaś dziewczynka spała w łóżku w cieniu czołgu, a ona sama naprawiała sprzęt. Dzień z życia... sióstr?
W końcu, Misha skończyła grzebać przy urządzeniu i odłożyła go na bok. Machnęła ręką wskazując, by Carpenter usiadł przed nią w bezpiecznej odległości. Gdy wręczono mu kartkę i ołówek (a raczej ogryzek ołówka), powiedziała:
-Nie mieliśmy okazji się bliżej poznać podczas mojego pobytu w Wast City, czyż nie, Carpenter? Obydwoje jednak wiemy kim jesteśmy. Miło cię spotkać.
Powiedziała nieco obojętnym, ale aksamitnym i przyjemnym dla ucha głosem, tak niepodobnym do jej krzyków podczas ucieczki z Wast City.