To wydarzenie zbiegło się z niepokojącą informacją. W oddali, na wschodzie, zauważono pięć, dużych transporterów. Miały na sobie znaki szkarłatnego krzyża, a na ich dachach wystawały dziwne anteny. Ukryły się one za jakimś wzgórzem, a potem, ku miastu wyruszyła z ich strony dwójka ludzi.


Na przedzie szła ciemnoskóra kobieta o brązowych, brudnych włosach w które wpleciona była czerwono-złota wstążka w kształcie krzyża. Ubrana była w rozpięty, biały płaszcz obszyty jasną lamówką. Nie miała nic pod nim, a jej dekolt zasłaniał tylko rubinowy, wąski szal - również wyszywany złotem. Miała lekko podkrążone oczy i niezbyt optymistyczną minę.
Tuż za nią człapał wysoki mężczyzna, o... bardzo niecodziennym wyglądzie. Miał długie, różowe (!) włosy i ciemną skórę, tak jak jego towarzyszka. Dłonie owinął czarnym bandażem. Ubrany był w obcisłe spodnie, różową koszulę ze znakiem krzyża, a w ręce trzymał różowego kwiatka. Wyglądał strasznie pedalsko.
Obydwoje mieli przewieszone przez plecy duże miecze o czerwono-czarnym ostrzu i przypominającej srebrny krzyż rękojeści i jelcu. Trzymali ręce nieco uniesione do góry, aby było wyraźnie widać, że nie chcą sprawiać żadnych problemów i przybywają w pokoju. Zbliżali się coraz bardziej do murów miasta...