Otworzyliście drzwi do ruin zamczyska. Pomieszczenie było o wiele bardziej eleganckie od zniszczonych domostw. Dywan na ziemi, długi stół, po bokach - pochodnie, oświetlające wszystko (była już noc) oraz szafy. Daleko po lewej, znajdowało się wejście na pierwsze (i ostatnie) piętro. Ściany ozdobione zieloną draperią. Na wprost duży, zdobiony tron, otoczony czterema, wypchanymi, nieruchomymi niedźwiedziami. A przed tronem mężczyzna.
Był gigantyczny. Prawdziwy kolos, miał ze dwa i pół metra. Czubek głowy miał łysy, ale boki twarzy okalały bokobrody. Ciało umięśnione tak straszliwie, że aż było widać pulsujące miarowo żyły. Żółtych zębów miał zbyt dużo, wysypywały się one wręcz z jego ust. Przywdziewał skóry dzikich zwierząt. W jednej ręce trzymał ogromną, ciężką tarczę, większą od człowieka. W drugiej - pałę, a raczej pień jakiegoś małego drzewka, nabity ćwiekami i gwoździami. Gwizdnął cicho. Nagle, z boku wejścia, na książęcych wojowników wypadły psy. Niedźwiedzie, które wydawały się być wypchane, nagle ruszyły do boju z paskudnym rykiem. A razem z nim przywódca bandytów...
...
Walka trwała już jakieś pięć minut. To był ciężki bój. Naprawdę, bardzo ciężki. Psy nie stanowiły wielkiego problemu i zostały wybite błyskawicznie. Niedźwiedzie - to dopiero było wyzwanie. Bestyje były większe od tych, które zazwyczaj widuje się w puszczach. I o wiele bardziej wściekłe. Waliły łapami, gryzły, nie robiły sobie nic z ukłuć strzał.
Lecz najgorszy był gigantyczny mężczyzna. Wielkolud chronił się tarczą przed strzałami i rozgarniał maczugą wojowników jak myszy. Był przy tym niebywale szybki, a także brutalny. Książę mógł ujrzeć na własne oczy, jak jednym machnięciem knagi, łamie kręgosłupy trzem ciężkozbrojnym wojownikom.
Pokonano:
10 dzikich psów
4 monstrualne niedźwiedzie
Zginęło:
10 włóczników
11 ciężkozbrojnych
Pozostało:
4 włóczników
9 strzelców
3 ciężkozbrojnych
Książę
Pole walki przeniosło się na zewnątrz. Staliście wszyscy na ruinach. Wy, bliżej domostw. Samotny, dziki wojownik, w drzwiach zamczyska. Nie miał ani jednej rany, a jego tarcza nastroszona była strzałami, które posłali w jego stronę łucznicy. Całe szczęście, można było powiedzieć to samo o książęcych strzelcach. Spisywali się nieźle, nie zostali ranni, zgrabnie wymykali się niedźwiedziom i psom. Wybiliście zwierzęta, ale to Szakal, był jedynym, znaczącym przeciwnikiem. A chociaż było Was kilkunastu i mieliście znaczną przewagę liczebną, to czuliście, czuliście przez skórę, że możecie przegrać to starcie. Zginęło tak wielu wojowników...
Gigant zasłonił się dokładniej tarczą i położył pałę na ramieniu.
-Żałosne robaczki! Nie macie szans z wielkim Szakalem, Władcą Zwierząt, Czarnoksiężnikiem! Poddajcie się!
Książę, masz chwilę, by przegrupować swoich ludzi lub zmienić taktykę. Ten mężczyzna jest skrajnie niebezpieczny i posyłanie na niego wszystkich wojowników, zakończy się ich śmiercią.