EPILOG - Zakończenie
: 2020-05-03, 04:36
W końcu nadszedł sądny dzień. Siedzieliście spokojnie w karczmie i mieliście właśnie otwierać się dla gości, gdy nagle poczuliście potworne ukłucie w miejscach, gdzie nałożone były wasze geasy. Niesamowite cierpienie sprawiło, że upadliście na kolana i zamknęliście oczy...
...a gdy się obudziliście, byliście w jaskini w której kiedyś przegraliście z Denadarethem. Majestatyczny, czerwony smok patrzył na was z góry, a powietrze wokół niego aż trzaskało od magii i aury grozy. Zguba Białego Płomienia była zadowolona. Wraz z wami, przetransportował do siebie pieniądze, które zebraliście w ciągu jedenastu tygodni. Wyszła niemal okrągła suma 1 510 060 sztuk złota, czyli niemal o połowę więcej niż zakładał Denadareth przed obłożeniem was karą za brak wierności.
Smok z zadowoleniem oblizał swój pysk długim jęzorem i gotów był już was odesłać byście dalej zbierali dla niego złoto... gdy nagle na przód wyszedł Mosze, ściskając w dłoniach pergaminy ze swoją przemową, którą napisał razem ze wsparciem Kasztanki i Geiadrieli. Kapłan Eldada rozłożył ręce niby wybraniec oddający się losowi, po czym zaczął perorować. Przekonywał Denadaretha, że geass można osłabić albo zdjąć aby sprawić by karczmarze byli jeszcze skuteczniejsi, że ofiaruje smokowi swego pierworodnego syna, że arcygad będzie sławiony po wsze czasy pośród ludów śmiertelników jako potężny i łaskawy.
Denadareth słuchał tej przemowy i myślał, a wszystkim karczmarzom przeszedł po karku dreszcz. Czuliście się tak jak wtedy, gdy Mosze wybronił wasze życia po przegranej walce ze smokiem... zarazem zakuwając was w kajdany wiecznej służby Zgubie Białego Płomienia.
W końcu, gdy Mosze był nieco w ponad połowie przemowy, Denadareth machnął łapą. Geas natychmiast zmusił kapłana do posłuszeństwa, zaciskając jego usta. Smok zaśmiał się złowrogo, po czym wychrypiał:
- Doskonale śmiertelnicy. Spełnię waszą prośbę. Będziecie mnie sławili pośród ludów, będziecie mi oddawać swoje dzieci i będziecie mi służyć jeszcze skuteczniej. Miałem czas, aby udoskonalić pewne niedociągnięcia, a wasza... mała rebelia... dała mi wiele do myślenia. Będziecie misjonarzami mojej potęgi i sprawicie, że me łuski kąpać się będą w złocie. Czas na waszą... nagrodę.
Złączył swe łapy w wyjątkowo ludzki sposób, a jego oczy rozbłysły ognistym blaskiem. Poczuliście, jak ziemia osuwa wam się pod nogami, a zmysły nikną w ciemności...
...
Gdy się obudziliście byliście znowu w karczmie. Czuliście się... wolni. Tak jakby geas zniknął. Znów mieliście swoje stare moce, nie mieliście też poczucia obserwowania. Ale zarazem wiedzieliście, że coś się zmieniło i że nic nie będzie takie same. I chociaż waszego serca ani ciała nie przytłaczał już wyraźny łańcuch niewoli, to w głębi duszy czuliście, że coś jest nie w porządku, że chociaż na umyśle jesteście czyści, to coś skaziło was o wiele głębiej...
Nie minął tydzień, a część karczmarzy rozeszła się. Nie zamienili ze sobą wiele słów, nie było ckliwych pożegnań ani łez. Każde z nich wiedziało gdzie CHCE pójść i co CHCE zrobić. Tak jakby po całych tygodniach uwięzienia w magicznych kajdanach, na żer wyszły nowe, trudne do wytłumaczenia pragnienia z głębi serc.
Lizandra, zgodnie ze swym marzeniem, wyruszyła ku odległym krainom łuskowatych, by zebrać oddział godnych kobiet oddanych Denadarethowi i chronić razem z nimi swego pana. Pokojówce udało się odnaleźć grupę wiernych towarzyszek i dzięki umiejętnościom zarządzania, których nauczyła się prowadząc karczmę, stworzyła wspaniałą straż dla Denadaretha, taką, której każdy władca tego świata mógłby się powstydzić.
Jej podwładne okazały się cenne dla Zguby Białego Płomienia. Denadareth przyjął ją z otwartymi łapami i Lizandra zajęła miejsce u jego boku. Była jego główną pokojówką, mogła czyścić mu łuski oraz doglądać jego bielizny. Przyprowadzone przez nią oddziały wzięły się za podbój barbarzyńskich ziem, a Lizandra, z dala od przemocy i niepewności, przy ciepłej piersi swego pana, mogła spokojnie spędzić resztę swych dni...
Karczmę opuścił również Mosze - powrócił do swej rodzinnej świątyni, gdzie spotkał wszystkich swoich starych przyjaciół oraz odwiedził grób matki. Stojąc nad nagrobkiem napotkał spojrzeniem piękną niewiastę o płomiennorudych włosach i ciemnej skórze. Uśmiechnął się do niej, a ta odwzajemniła uśmiech. I ten prosty gest był początkiem pięknej miłości...
Mosze założył własną świątynię przy której postawił karczmę. Ostatecznie nie poprzestał na jednej żonie - miał ich pięć, a każda z nich dała mu co najmniej piątkę potomstwa. Ród Tanenbaumów nigdy nie był tak liczny i silny. Mosze żył w spokoju pośród kochającej, łuskowatej rodziny, której często opowiadał o swoich przodkach i przygodach w karczmie. Odwiedzający go klienci oraz wierni często odwdzięczali się historiami o podbojach i chwale Denadaretha, wydarzeniach w stolicy, nawet czasem napomykali o Smoczym Skarbcu, ale kapłan miał już dość przygód i smoków. Teraz liczyli się tylko jego bliscy... i pieniądze, wiadomo.
Kasztanka poczuła zew estrady i wyruszyła w świat, aby dawać występy. Dzięki temu, że grupa wścibskich kociczek przestała za nią podążać, była karczmarka mogła zorganizować wielkie tournée, nie niepokojona przez natrętów. Wkrótce całe królestwo słyszało jej wspaniałe arie oraz opery o smokach, a najbogatsi arystokraci wciskali w jej łapki wory pełne monet. Te zaskakująco szybko znikały, wydawane na różne zachcianki Gładkowłosej, ale zawsze pojawiali się jacyś nowi fani, gotowi słono zapłacić za koncert.
Kociczka czasami odwiedzała swoich przyjaciół w karczmie, opowiadając im o swoich sukcesach. Z czasem natrętne fanki Kasztanki przestały zachwycać się legendą Lizandry i znowu futrzasto-łuskowate nastolatki podążyły za Gładkowłosą... a ta łaskawie zrobiła z nich swoje roadie, i żyła w blasku ich pochwał oraz dobrych słów.
Burluk, Kharjo i Geiadriela pozostali w karczmie i dalej nią zarządzali. Bez pomocy Lizandry niestety nie dało się utrzymać porządku, dlatego ta była skazana na bycie brudną i zasyfioną. Za to Kharjo i Burluk dbali razem bardzo skutecznie o dobrą kuchnię i ochronę – każdy kto cenił spokój oraz naprawdę wspaniałe jedzenie, i nie baczył na dziwny swądek oblepionej podłogi, mógł znaleźć w tym miejscu dobry posiłek, plotkę oraz krasnoluda na którego twarzy nagle pokazywał się makijaż.
Wasza karczma nadal była głównym centrum spotkań rzezimieszków, częściej jednak przychodzili do was szefowie gangów, przywódcy rodzin przestępczych i „wielcy źli” w przebraniu, którzy nie sprawiali dużych kłopotów – chcieli jedynie omawiać interesy. Drugą największą grupą, która was odwiedzała były... kotowate. Po występie Lizandry, wasza karczma stała się dla nich stałym miejscem schadzek. Futrzaści pomagali zadbać o to by nie było u was zbyt wiele myszy, ale większość czasu spędzali na pomniku penisa Burluka i w ogródku piwnym, wylegując się na słońcu. Trzecią najliczniejszą grupą byli zaś handlarze. Jako że mieliście karczmę tuż przy bramie i udało się pokonać wszelkie najgorsze przeciwności losu, to mogli odwiedzać was częściej, dzieląc się informacjami ze świata, opowiadając ploteczki oraz wymieniając towary. Niestety, wasza karczma po koncercie Litelbik i walce z Lizzardem była spalona dla kapłanów i łuskowatych niebędących nadpobudliwymi nastolatkami bez pieniędzy, które buntują się przeciw rodzicom... ale reszta gości przychodziła do was regularnie. Nawet chłopi czasami zakradali się do środka, mimo że obowiązywał ich zakaz wejścia.
Z czasem wasza karczma zaczęła mieć nowe filie w innych miastach i rozrosła się znacząco. Trudno było upilnować wszystkiego i mieliście wrażenie, że część pieniędzy przepada na jakieś pierdoły, ale wszystkie lokale funkcjonowały raczej sprawnie.
Kharjo robił to co lubił najbardziej – gotował. Dzięki przywoływanym przez Geiadrielę składnikom i czasami przynoszonym przez Burluka truchłom potworów mógł odkrywać coraz to nowe smaki oraz przepisy. Z czasem do karczmy zaczęli przybywać najznamienitsi szefowie kuchni z całego świata, spragnieni wskazówek, informacji i podpowiedzi od tajemniczego Kharjo z Kętrzylandu.
Geiadriela miała pełne ręce roboty. Większość czasu spędzała obijając się i przywołując na twarz Burluka makijaże. A resztę przeznaczała na boje z Arananyą. Teraz, gdy elfka miała pełnię mocy, mogła w końcu walczyć ze swoją rywalką jak równa z równą. I tak walczyły, dokuczając sobie nawzajem. Gdy jednej udało się prawie spalić karczmę, to druga podłożyła jadowite żmije w gabinecie w pałacu drugiej. Gdy Geiadriela rozpuściła plotkę po dworze, że Arananya ma penisa i rucha nieumarłe krokodyle, to Arananya rozpowiedziała po mieście, że Geiadriela sra do potrawki mięsnej. I tak trwały te wesołe podchody, a z czasem obydwie suki zaczęły czuć, że smutno by im nieco było, gdyby tej drugiej, paskudnej klempie coś się stało...
Burluk dalej pracował jako karczmarz i starał się trzymać wszystko w ryzach. Zrewolucjonizował okiennictwo, tworząc razem z Geiadrielą projekt okien których szyby nie mogły się zbić i które same się zamykały oraz otwierały gdy ktoś do nich podchodził od wewnątrz. To on trzymał kontakt z „franczyznobiorcami” z innych miast, jak trzeba było to też uspokoił nadto agresywnych panów w przybytku. Czasami zastanawiał się co stało się z jego synem i, nie wstyd chyba powiedzieć, że uronił łezkę za swoim młodym z którym nie wiadomo co się stało.
Aż pewnego dnia drzwi karczmy otworzyły się i stanął w nich ktoś o złotych włosach... a od tamtego momentu, uśmiech nie zniknął już nigdy z twarzy Burluka.
A jak potoczyły się inne wątki? Cóż usłyszeliście słysząc różne ploteczki? Co się działo w kraju i na świecie?
...wpływy Denadaretha non stop rosły. Prawdę mówiąc, gdzie się nie nadstawiło ucha, tam wylewał się potok pogłosek o smoku. Zguba Białego Płomienia zdobywała kolejne królestwa, a jego armie złożone z przedstawicieli inteligentnych ras, nie wiadomo jak formowane i jak opłacane, poszerzały granice znanego świata, odkrywając nowe lądy. Niektórzy filozofowie mówili, że już żyjemy w rzeczywistości gdzie Denadareth wygrał. Że wszystkie nasze czyny są tylko iluzją i fałszem, tworzonym przez Boga-Smoka. Że jego najwierniejsi cierpią, kapłani tracą wzrok, gwiazdy bledną widząc prawdę, oswobodzeni dalej żyją w niewoli, a ojcowie opłakują dzieci. Ale nie wierzcie w te kłamstwa szalonych proroków. Królestwa jak stały tak stoją, życie toczy się tak jak toczyło, a codzienne szczęśliwe chwile są pełne radości i spokoju. I nikt nam tego nie odbierze...
...podobno jedna z córek króla wyszła za księcia z innego państwa, łącząc dwa kraje w sojuszu. Sama księżniczka nie była zbytnio zadowolona, jednak nikt nie przejmował się jej skargami. Księżniczka urodziła trójkę dzieci i po tym jak spełniła swój obowiązek, opinia publiczna przestała o niej cokolwiek słyszeć...
…łotry przemykające kanałami przyznały, że od dawna nie widziały myszy. Podobno te zeszły do głębin podziemi, szukając czegoś lub kogoś. Nigdy jednak nie wróciły, a całe państwo cieszyło się z wytępienia szkodników...
...nieumarli byli prześladowani i potępiani, aż w końcu z frontu na wschodzie doszło do przełomu – podobno armie władcy nekromanty zostały rozbite w pył, a królewskie siły posuwały się naprzód. Wraz z tą informacją doszło do wielkich pogromów zombie. Te uciekły w lasy, a miasta były wolne od martwej zarazy...
...Ricardos po tym jak wyruszył w podróż nigdy już nie wrócił. Podobno widziano go na południu, gdzie wsiadał razem z grupką gnomów, gopnikiem, różowowłosą dziewczyną i białym kotowatym do statku powietrznego, by wyruszyć ku odległym wyspom...
...Barbaros nie dręczył więcej Kharjo. Co więcej, w kuluarach wyszło, że szlachcic zapraszał do siebie kotowate prostytutki. Gdy sprawa wyszła na jaw, rodzina wyparła się rycerza, odebrała mu też jego majątek. Sam Barbaros podobno zginął w bitwie z nieumarłymi na wschodzie...
...Arananya dalej droczyła się z Geiadrielą (o ile próby zabicia siebie nawzajem to droczenie) i pracowała na zamku. Pewnego dnia, gdy podczas jednej z walk ze swoją rywalką niemal zniszczyła barbakan meteorem, została zwolniona z roli królewskiej magini. Zamieszkała w wieży na jednej łapce i nadal spędzała dnie obmyślając jak może dokuczyć Geiadrieli...
...Zejman czasami zaglądał do karczmy podpytując jak zdrowie i przynosząc świeże ryby. Mówił, że Samantha odnalazła spokój i że czuje jej zadowolenie z godnego pogrzebu. Byliście zawsze mile witani wśród żeglarzy i nigdy nikt nie odmówił wam możliwości przepłynięcia się na łódce...
...podobno na zachodzie, w górach, widać było dorastającego białego smoka. Oddziały poszukiwaczy przygód próbowały go złapać i ubić, ale podobno bestyja była wyjątkowo zwinna i wyjątkowo łatwo przychodziło jej umykać...
...Lizzard nie napadł już więcej karczmy. Na dworze mówili, że po porażce na koncercie wyparł się całkowicie swojej córki i nie chciał nawet słyszeć jej imienia. Karczmarze jednak, raz do roku, w okolicach Święta Smoka, znajdowali przy drzwiach karczmy zawiniątka ze złotem, Dekalogiem Moroka, jakimś pluszakiem i paroma zdaniami w stylu: „Dbaj o siebie, chowaj biust, nie słuchaj tej piekielnej muzyki, nie myj się bo to bezbożne i bądź zdrowa oraz szczęśliwa”. Mieliście wrażenie, że wiedzieliście kto i do kogo to pisał...
...kociczki i łuskowatki po jakimś czasie oblegania karczmy ruszyły w pogoń za Kasztanką, gdy Lizandra zniknęła. Odetchnęliście z ulgą... no, Geiadriela, Burluk i Kharjo odetchnęli. Kasztanka nie bardzo...
...krabica i inne kochanki Burluka nie próbowały więcej atakować karczmy. Po tym jak ucięto krasnoludowi narzędzie destrukcji, ich chęć pomstu została zaspokojona. Podobno dołączyły do armii Denadaretha, szukając lepszej przyszłości dla swego potomstwa. Sam Burluk dbał o swoje nowe orzeszki i nie pchał ich gdzie nie trzeba. No... może czasem...
...rycerze Mefja, alkomagowie Chromego i maginie Kurowej stali się stałymi bywalcami karczmy. Często przychodzili aby razem wypić, poopowiadać żarty i potańczyć. Z czasem razem z nimi zaczęli odwiedzać przybytek także wyznawcy Nevrasta, którzy w spokoju czytali sobie książki i popijali własnoręcznie robione driny...
...Elof pomógł wam z otwieraniem kolejnych filii karczmy i prawdę mówiąc to jego podszepty nakłoniły was do takiego przedsięwzięcia. Jego wpływy rozrastały się na inne miasta, a ten był tak zadowolony, że w końcu wynegocjował u szlachty całkowite zdjęcie podatków z karczmy. Czasami mieliście wrażenie, że tak naprawdę to on jest władcą tego miasta...
...członkowie BEK chętnie odwiedzali karczmę i promowali nadal krasnoludzką kulturę ile wlezie. Kroczek po kroczku osiągali swoje cele – budynki nagle były niemal wszystkie z kamienia i niskie, bardzo modne stały się duże dekolty oraz brązy, a bekanie i pierdzenie okazało się bardzo uprzejmym sposobem na wyrażenie swego zachwytu posiłkiem. Zawsze mogliście liczyć na wsparcie finansowe przy jakichkolwiek inicjatywach mających wspierać brodatą kulturę... i na parę nagich aktów żony Rregodura...
...pod waszą karczmą przesiadywała czasem wróżbitka Stara Agnes. Zdarzało się, że prosiliście ją o przepowiednie, a ta wtedy się tylko śmiała mówiąc, że nie macie przyszłości ani dusz. Stara raszpla nie była zbytnio szkodliwa, a pewnego dnia znaleźliście jej zwłoki pod karczmą z wyrazem straszliwego przerażenia na twarzy...
...wasza karczma była chroniona przed złem, a posiłki były zawsze ciepłe i smaczne. Dziwnie naturalnie różnego rodzaju kociczki zawsze znajdowały drogę właśnie do was, a tarczownicy mieli dla siebie mnóstwo zleceń na tablicy poszukiwaczy przygód. Mieliście czasem wrażenie, że ktoś wam z góry błogosławi...
...żywiołak ognia nigdy nie powrócił do karczmy. Mosze też go nie widział, ale czasami miał wrażenie, że jego żona gdy kicha, to z jej ust wydobywa się mały płomyczek...
...V Batalion Ziemi Królewskiej po jakimś czasie opuścił waszą karczmę, by wyruszyć na poszukiwanie jakiejś Twierdzy. Został tylko stary Pan Błażej Podbipizda, który zajmował się nadal sprzątaniem przybytku...
...Sebas i Mati również poszli w świat. Podobno zostali znanymi łowcami nieumarłych i mieli na swoje usługi bandę małych, magicznych gnomów. Czasami wysyłali wam pieniądze z podróży z prośbą, byście przekazali je ich matkom. Przepraszali też często w listach... ale nie wiedzieliście za co...
...Andżela, Dżesika i Gurda pracowały nadal w waszej karczmie. Andżela i Dżesika po jakimś czasie dorobiły się dzieciaków i poszły na opłacany przez was macierzyński na którym siedziały przez sześć lat, a potem urodziły kolejne dzieci i znowu poszły na macierzyński. Gurda ciągle pracowała i żaden krasnolud nigdy nie mógł przejść obojętnie obok jej lepkich, brodatych wdzięków...
...Giovinezza zginął kiedy podróżował między miastami. Jedni mówili, że pożarła go wywerna, inni że kark skręcił mu karaluch, ale tak naprawdę nikt nie wiedział co się wydarzyło...
...i to tyle moi mili. Bardzo wam dziękuję za sesję, mam nadzieję, że bawiliście się dobrze i że będziecie ją ciepło wspominać. Ja na pewno będę. Szanowne państwo, kochani moi, miłego dnia i trzymajcie się cieplutko.