HARMEGIDDO TALE EP.2
Moderator: Chromy
Re: HARMEGIDDO TALE EP.2
Chevrolet Camaro wjechał pomiędzy zabudowania, mijając stare rozpadające się magazyny. Z początku nikogo nie było widać, jednak im więcej ich mijali tym więcej było zamieszkanych. Wraz z nimi pojawiali się ludzie, którzy nic sobie nie robili z przepisów drogowych, wszakże w Hermegiddo one nie obowiązywały. Im dalej wjeżdżali w zabudowania, tym więcej ludzi pojawiało się na ich drodze. Niektórzy z nich patrzyli na nich z ciekawością, inni zupełnie ich ignorowali. Pojawiały się pojazdy i małe monocykle, które jak piranie jeździły wre i we wte. Donald musiał zwolnić, zwłaszcza, że przed nim pojawił się wielki ciągnik, wiozący jakieś odzyskane z gruzu materiały. Minął by go, ale droga pomiędzy zabudowaniami była za wąska, a gdy się rozszerzyła to było za tłoczno. W pewnym momencie, praktycznie stanęli, bo paru starych dziadów przepychało wóz przez drogę, wkurwiło to nawet kierowce ciągnika, który trąbnął i wygroził parę obelg. Chwilę później droga w końcu się rozszerzyła, mógł nabrać prędkości i zostawić to całe dziadostwo w pizdu.
Od czasu do czasu słychać było jęki Hieronima z tyłu, które wszystkich napawały obawą. Chłop walczył dzielnie z bandziorami, a się wykrwawi od byle draśnięcia. Aby dodać mu otuchy Donald zaczął śpiewać starą piosenkę, choć jego głos nie był specjalnie melodyjny.
Gdy skończył Donald musiał rozejrzeć się dookoła, przytłoczyła go mnogością dróg i zakamarków. Spojrzał na Boba, ale ten wydawał się podobnie jak on przytłoczony ilością ulic. Byli w środku osiedla. z jednej strony boisko, przed nimi zabudowa mieszkalna która osadziła się wzdłuż dużej skarpy, drobne domy, szałasy i lepianki, po prawej targ i naprawdę wielki opuszczony magazyn, który ciągnął się chyba z kilometr. Gdzie teraz mieli skręcić? Żadna z możliwości nie wydawała się właściwa , a czas nieubłaganie uciekał .
Misja: Znajdź lekarza dla Hieronima
Udało się przejechać 1,5 mili:
green – boisko
cyan – zabudowania mieszkalne na nasypie
blue - targ
orange – zabudowania mieszkalne przy nasypie naokoło
violet – duży magazyn
przypominam, że zawsze można użyć punktów losu do zwiększenia wyników przy rzutach
Andżela była już gotowa do działań. Obserwując grupę ludzi na zewnątrz rozpoznała znane jej paramilitarne ubrania. Jej myśli może nie zbyt jasne, ale na tyle szybkie, że przywołały obrazy z gazety i ostrzegły ją przed zagrożeniem. od razu przystąpiła do działania.
Gdy Butch wciąż próbował zrozumieć, co Andżela planuje, okno nagle otworzyło się na oścież, a on już leciał na łysawego typa. Chwile później zanurkowała i ona, lecąc prosto na jednego z chłopaków na bagażniku. To był ruch tak niespodziewany i intensywny, że żaden nie zdążył zareagować, zanim Andżela opadła swoją mięsista dupą na jednego z nich (tego ładniejszego).
Gdy kurz opadł, Andżela znalazła się na szczycie jednego z chłopaków, trzymając go za włosy i trzepiąc go po twarzy. Chłopak krzyczał i próbował się wywijać, ale Andżela była waleczna. Drugi wydawał się póki co nieprzytomny.
Butch równolegle, a nawet nieco wcześniej upadł na starszego gościa. Gdy leciał zdał sobie sprawę kogo usłyszał na schodach, to był ten siwowłosy umięśniony mężczyzna, który jadł śniadanie na dole. Miał powody by być zły na Andżele i jej wybuchową reakcje, ale nie miał czasu tego roztrząsać, bo w tym momencie uderzył w niskiego mężczyznę i obaj wywalili się turlając się po ziemi. Chwilę trwało zanim oboje doszli do siebie. Gdy Butch się ocknął zobaczył jak dość nieporadnie, powoli stary facet szuka klamki, którą prawdopodobnie miał przy pasie. Sytuacja zrobiła się nieprzewidywalna niż kiedykolwiek. Walka właśnie rozpoczęła się na dobre
Od czasu do czasu słychać było jęki Hieronima z tyłu, które wszystkich napawały obawą. Chłop walczył dzielnie z bandziorami, a się wykrwawi od byle draśnięcia. Aby dodać mu otuchy Donald zaczął śpiewać starą piosenkę, choć jego głos nie był specjalnie melodyjny.
Gdy skończył Donald musiał rozejrzeć się dookoła, przytłoczyła go mnogością dróg i zakamarków. Spojrzał na Boba, ale ten wydawał się podobnie jak on przytłoczony ilością ulic. Byli w środku osiedla. z jednej strony boisko, przed nimi zabudowa mieszkalna która osadziła się wzdłuż dużej skarpy, drobne domy, szałasy i lepianki, po prawej targ i naprawdę wielki opuszczony magazyn, który ciągnął się chyba z kilometr. Gdzie teraz mieli skręcić? Żadna z możliwości nie wydawała się właściwa , a czas nieubłaganie uciekał .
Misja: Znajdź lekarza dla Hieronima
Udało się przejechać 1,5 mili:
green – boisko
cyan – zabudowania mieszkalne na nasypie
blue - targ
orange – zabudowania mieszkalne przy nasypie naokoło
violet – duży magazyn
przypominam, że zawsze można użyć punktów losu do zwiększenia wyników przy rzutach
Andżela była już gotowa do działań. Obserwując grupę ludzi na zewnątrz rozpoznała znane jej paramilitarne ubrania. Jej myśli może nie zbyt jasne, ale na tyle szybkie, że przywołały obrazy z gazety i ostrzegły ją przed zagrożeniem. od razu przystąpiła do działania.
Gdy Butch wciąż próbował zrozumieć, co Andżela planuje, okno nagle otworzyło się na oścież, a on już leciał na łysawego typa. Chwile później zanurkowała i ona, lecąc prosto na jednego z chłopaków na bagażniku. To był ruch tak niespodziewany i intensywny, że żaden nie zdążył zareagować, zanim Andżela opadła swoją mięsista dupą na jednego z nich (tego ładniejszego).
Gdy kurz opadł, Andżela znalazła się na szczycie jednego z chłopaków, trzymając go za włosy i trzepiąc go po twarzy. Chłopak krzyczał i próbował się wywijać, ale Andżela była waleczna. Drugi wydawał się póki co nieprzytomny.
Butch równolegle, a nawet nieco wcześniej upadł na starszego gościa. Gdy leciał zdał sobie sprawę kogo usłyszał na schodach, to był ten siwowłosy umięśniony mężczyzna, który jadł śniadanie na dole. Miał powody by być zły na Andżele i jej wybuchową reakcje, ale nie miał czasu tego roztrząsać, bo w tym momencie uderzył w niskiego mężczyznę i obaj wywalili się turlając się po ziemi. Chwilę trwało zanim oboje doszli do siebie. Gdy Butch się ocknął zobaczył jak dość nieporadnie, powoli stary facet szuka klamki, którą prawdopodobnie miał przy pasie. Sytuacja zrobiła się nieprzewidywalna niż kiedykolwiek. Walka właśnie rozpoczęła się na dobre
Ceterum censeo Grubum delendam esse.
- Gruby
- Posty: 2593
- Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
- Tytuł: Bóg Losowań
- Has thanked: 53 times
- Been thanked: 64 times
Re: HARMEGIDDO TALE EP.2
- Bitch, spierdalamy! Pakuj się do miski!
Zawołała Andżela do Butcha, sprzedając hammerpizdy jak Pudzian w Najmana, w bogu ducha winnego młodziaka. Złapała go za chabety i zamierzała wypierdolić prosto w starego typa, któremu nie udało się Butchowi ogłuszyć z pomocą swoich żeber, miednicy lub innego twardego elementu ciała. Nie było czasu, trzeba było się zabierać, zapierdolić wóz i dawać dzidę w miasto, aby jak najszybciej stąd wyjechać. Kryjówka nie była już bezpieczna.
- Ładuj się kurwa za kierownicę, ja biorę działko!
Zawołała do Butcha, ale na razie stała dalej na bagażniku, nie wiedząc jeszcze czy jej towarzysz się wygramoli z niebezpiecznej sytuacji, czy będzie musiała jednak sama wziąć się za kierownicę.
Zawołała Andżela do Butcha, sprzedając hammerpizdy jak Pudzian w Najmana, w bogu ducha winnego młodziaka. Złapała go za chabety i zamierzała wypierdolić prosto w starego typa, któremu nie udało się Butchowi ogłuszyć z pomocą swoich żeber, miednicy lub innego twardego elementu ciała. Nie było czasu, trzeba było się zabierać, zapierdolić wóz i dawać dzidę w miasto, aby jak najszybciej stąd wyjechać. Kryjówka nie była już bezpieczna.
- Ładuj się kurwa za kierownicę, ja biorę działko!
Zawołała do Butcha, ale na razie stała dalej na bagażniku, nie wiedząc jeszcze czy jej towarzysz się wygramoli z niebezpiecznej sytuacji, czy będzie musiała jednak sama wziąć się za kierownicę.
- Borys
- Krul
- Posty: 5517
- Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
- Tytuł: Wielki Chan Borysady
- Has thanked: 46 times
- Been thanked: 43 times
Re: HARMEGIDDO TALE EP.2
Donald instynktownie skierował się w stronę nasypu i tamtejszych zabudowań. Może stamtąd z góry coś dostrzegą? Żałował, że nie zagadał tych wieśniaków ciągnących wóz przez drogę... i tak jadą w ciemno, więc trzeba pytać tutejszych. Jeśli nadarzy się okazja i kogoś będą mijać, to zatrzyma auto.
- BUTCH GRAFFITI! LEKARZ!
Przetarł dłonią pot z czoła. Irytował się niemiłosiernie. W końcu zaangażował się już w tę akcję i nie zamierzał tego spaprać.
- Skup się! - krzyknął do Boba. - Dokąd teraz? Masz jakiś pomysł? Myślcie! Wszyscy!
- BUTCH GRAFFITI! LEKARZ!
Przetarł dłonią pot z czoła. Irytował się niemiłosiernie. W końcu zaangażował się już w tę akcję i nie zamierzał tego spaprać.
- Skup się! - krzyknął do Boba. - Dokąd teraz? Masz jakiś pomysł? Myślcie! Wszyscy!
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Re: HARMEGIDDO TALE EP.2
Donald zatrzymał auto przed zrujnowaną stacją kolejową, a wszyscy szybko wysiedli. Jane skorzystała z okazji by wyciągnąć z bagażnika coś co było jej potrzebne do stabilizacji stanu dotąd rannego Hironima, który leżał na tylnym siedzeniu, krwawiąc z ran odniesionych podczas ostatniego starcia.
- Muszę mu zmienić opatrunek, ale potrzebuję jednak spokoju i czasu - oznajmiła Jane, nie odrywając wzroku od swojej pracy. - Nie mogę go leczyć, gdy będziemy w ruchu. Dobrze, że się na chwile zatrzymaliśmy.
Donald, nie będąc ekspertem medycznym, przytaknął, ufając umiejętnościom Jane. Zarządzając chwilowy odpoczynek, wyłączył silnik, podszedł w kierunku grupki ludzi pijących na rozwalonych schodach opuszczonego dworca. Jane, mając chwilę na spokojne leczenie Hironima, zaczęła wymieniać opatrunki, starając się zminimalizować ból pacjenta. Hieronim zaczął odzyskiwać przytomność, choć wciąż był w złym stanie. Jane patrzyła na niego z troską, ale jednocześnie musiała utrzymać skupienie na zadaniu.
Stacja kolejowa, która nigdy została oddana do użytku była miejscem zauważalnie opustoszałym, surowe betonowe bloki nie zachęcały, jednak wokół, na zrujnowanych schodach siedziała grupa ludzi, rozdzielających butelki taniego alkoholu. Donald zbliżył się ostrożnie, utrzymując dystans, a Bob śledził każdy ich ruch. Wśród nich siedział przypominający desperata mężczyzna z blizną na twarzy, unoszący butelkę taniego spirytusu do ust. Podszedł do niego, starając się zainicjować rozmowę.
- Lekarz? Wszystko tu jest zjebane. Walki o wodę, gangi, każdy przeciw każdemu. Lekarza? To jest w tym mieście najlepsze lekarstwo – powiedział podnosząc butelkę.
Wtedy Donald próbował pociągnąć gościa za język, ale przerwała mu kobieta o ostrym spojrzeniu.
- W Exarze każdy musi dbać o siebie. Nawet gdy znajdziesz kawałek cienia, to trzymaj się go kurczowo.
Donald próbował coś dodać, ale mężczyzna z butelką machnął ręką, sygnalizując, że mają już gościa dość. Wtedy zauważając napięcie, zza jego pleców nagle interweniowała Jane, która oderwała się od samochodu.
- Hej, spokojnie wszyscy. Jesteśmy tu, żeby przetrwać, tak jak i wy. Może możemy jakoś pomóc sobie nawzajem. W zamian za informacje, możemy podzielić się tym, co mamy.
- A co macie?
Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta, gdy Andżela siłowała się z drugim chłopakiem, próbując zepchnąć go za samochód. W końcu, po zaciętym starciu, udało jej się wypchnąć go z siłą, jednakże los sprawił, że chłopak nie spadł tam, gdzie planowano, lecz tuż za siwowłosym mężczyzną.
Butch, pomimo niedawnego upadku, zdołał wstać na czas, by zareagować na nową sytuację. Bez pardonu postawił nogę na ręce siwowłosego, uniemożliwiając mu sięgniecie po broń lub dokonanie jakiejkolwiek interwencji.
Butch, nie zwlekając, otworzył drzwi samochodu i szybko usiadł za kierownicą, gotowy do natychmiastowego odjazdu. Andżela, ostrożnie opuszczając bagażnik, zdecydowała się zostać z tyłu pickupa, trzymając się stabilnie, gotowa na każde ewentualne niebezpieczeństwo, które mogło się pojawić z tyłu.
Butch, nie oglądając się za siebie, ruszył po prostu przed siebie wciskając gaz do dechy. Samochód jednak nie chciał ruszyć… brakowało kluczyków.
- Muszę mu zmienić opatrunek, ale potrzebuję jednak spokoju i czasu - oznajmiła Jane, nie odrywając wzroku od swojej pracy. - Nie mogę go leczyć, gdy będziemy w ruchu. Dobrze, że się na chwile zatrzymaliśmy.
Donald, nie będąc ekspertem medycznym, przytaknął, ufając umiejętnościom Jane. Zarządzając chwilowy odpoczynek, wyłączył silnik, podszedł w kierunku grupki ludzi pijących na rozwalonych schodach opuszczonego dworca. Jane, mając chwilę na spokojne leczenie Hironima, zaczęła wymieniać opatrunki, starając się zminimalizować ból pacjenta. Hieronim zaczął odzyskiwać przytomność, choć wciąż był w złym stanie. Jane patrzyła na niego z troską, ale jednocześnie musiała utrzymać skupienie na zadaniu.
Stacja kolejowa, która nigdy została oddana do użytku była miejscem zauważalnie opustoszałym, surowe betonowe bloki nie zachęcały, jednak wokół, na zrujnowanych schodach siedziała grupa ludzi, rozdzielających butelki taniego alkoholu. Donald zbliżył się ostrożnie, utrzymując dystans, a Bob śledził każdy ich ruch. Wśród nich siedział przypominający desperata mężczyzna z blizną na twarzy, unoszący butelkę taniego spirytusu do ust. Podszedł do niego, starając się zainicjować rozmowę.
- Lekarz? Wszystko tu jest zjebane. Walki o wodę, gangi, każdy przeciw każdemu. Lekarza? To jest w tym mieście najlepsze lekarstwo – powiedział podnosząc butelkę.
Wtedy Donald próbował pociągnąć gościa za język, ale przerwała mu kobieta o ostrym spojrzeniu.
- W Exarze każdy musi dbać o siebie. Nawet gdy znajdziesz kawałek cienia, to trzymaj się go kurczowo.
Donald próbował coś dodać, ale mężczyzna z butelką machnął ręką, sygnalizując, że mają już gościa dość. Wtedy zauważając napięcie, zza jego pleców nagle interweniowała Jane, która oderwała się od samochodu.
- Hej, spokojnie wszyscy. Jesteśmy tu, żeby przetrwać, tak jak i wy. Może możemy jakoś pomóc sobie nawzajem. W zamian za informacje, możemy podzielić się tym, co mamy.
- A co macie?
Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta, gdy Andżela siłowała się z drugim chłopakiem, próbując zepchnąć go za samochód. W końcu, po zaciętym starciu, udało jej się wypchnąć go z siłą, jednakże los sprawił, że chłopak nie spadł tam, gdzie planowano, lecz tuż za siwowłosym mężczyzną.
Butch, pomimo niedawnego upadku, zdołał wstać na czas, by zareagować na nową sytuację. Bez pardonu postawił nogę na ręce siwowłosego, uniemożliwiając mu sięgniecie po broń lub dokonanie jakiejkolwiek interwencji.
Butch, nie zwlekając, otworzył drzwi samochodu i szybko usiadł za kierownicą, gotowy do natychmiastowego odjazdu. Andżela, ostrożnie opuszczając bagażnik, zdecydowała się zostać z tyłu pickupa, trzymając się stabilnie, gotowa na każde ewentualne niebezpieczeństwo, które mogło się pojawić z tyłu.
Butch, nie oglądając się za siebie, ruszył po prostu przed siebie wciskając gaz do dechy. Samochód jednak nie chciał ruszyć… brakowało kluczyków.
Ceterum censeo Grubum delendam esse.
- Borys
- Krul
- Posty: 5517
- Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
- Tytuł: Wielki Chan Borysady
- Has thanked: 46 times
- Been thanked: 43 times
Re: HARMEGIDDO TALE EP.2
Donald zmarszczył brwi, a ręką sięgał już po rewolwer. Nie będzie marnował amunicji na takie odpady, ale postraszyć zawsze można... Na szczęście (lub nieszczęście) zainterweniowała Jane. A Bob czym się teraz zajmuje? Cholera, wzięli ćpuna ze sobą i chłop jest bezużyteczny.
- A co możemy mieć? - burknął Donald. - Ledwo co się wydostaliśmy z pustyni po tym, jak roznieśliśmy na strzępy jakąś narwaną grupę bandziorów. Pierdolony kurs 420. To co teraz mamy to umierającego kumpla. Mogę wam odpuścić trochę części zapasowych. Albo możemy wymienić się informacjami. Nie ukrywam, że spieszy nam się.
- A co możemy mieć? - burknął Donald. - Ledwo co się wydostaliśmy z pustyni po tym, jak roznieśliśmy na strzępy jakąś narwaną grupę bandziorów. Pierdolony kurs 420. To co teraz mamy to umierającego kumpla. Mogę wam odpuścić trochę części zapasowych. Albo możemy wymienić się informacjami. Nie ukrywam, że spieszy nam się.
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
- Gruby
- Posty: 2593
- Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
- Tytuł: Bóg Losowań
- Has thanked: 53 times
- Been thanked: 64 times
Re: HARMEGIDDO TALE EP.2
- Kurwa. Ja pierdolę. Kurwa ja pierdolę. Butch ruszaj tym gruchotem bo Ci wyjebie.
Warknęła Andżela, obracając się trochę aby zobaczyć co jej towarzysz odpierdala. Wtedy zauważyła, że ten próbuje jechać, ale nie ma kluczyków. Zadziałała instynktownie. Wyciągnęła zza pazuchy pistolet i rzuciła go Butchowi, krzycząc:
- Wymierz w nich!
Mając na myśli nieprzytomnych i poobijanych oponentów z którymi przed chwilą się mierzyli. A sama Andżela wymierzyła działkiem na samochodzie... w wejście do hostelu, w którym się zatrzymali. Po czym ryknęła:
- Oddajcie mi kluczyki, albo zajebie każdego w środku i każdego kto by chciał stamtąd wyjść, a mój towarzysz zajebie was. Macie kurwa trzy sekundy aby rzucić mi kluczyki i wypierdalać. Raz...
Położyła palec na spuście...
- graf
- Posty: 203
- Rejestracja: 2018-01-24, 14:32
- Tytuł: niemiecki krążownik
- Has thanked: 2 times
- Been thanked: 2 times
Re: HARMEGIDDO TALE EP.2
Butch czuł się, jakby jechał na autopilocie. Niewytrenowane ciało samo wykonywało czynności, o których nawet nie zdążył pomyśleć. Ale skoro działało, to czym się przejmować?
- Jestem lekarzem, nie żołnierzem - odwarknął, ale złapał pistolet i starał się wymierzyć w kogokolwiek, byle nie w Andżelę.
- Jestem lekarzem, nie żołnierzem - odwarknął, ale złapał pistolet i starał się wymierzyć w kogokolwiek, byle nie w Andżelę.
Mój blogasek:
https://cyberpunkowyneuromantyk.blogspot.com/?m=1
„The sky above the port was the color of television, tuned to a dead channel.”
https://cyberpunkowyneuromantyk.blogspot.com/?m=1
„The sky above the port was the color of television, tuned to a dead channel.”
- RoaringKiwi
- Posty: 30
- Rejestracja: 2020-12-14, 00:50
- Been thanked: 2 times
Re: HARMEGIDDO TALE EP.2
BoB podszedł bliżej. Zatrzymał się obok Donalda. -Ładną bliznę masz na mordzie Richard, gdy zostawiałem Cię wyciągniętego spod gruzów w labo jeszcze jej nie miałeś. Spłać dług. Pomóż nam dzisiaj, jak ja pomogłem wtedy tobie.- 13 nie potrzebował pomocy BoB żeby rozpoznać jednego z strażników laboratorium w którym go trzymano. Dla potwierdzenia swojej tożsamości podciągnął rękaw na tyle by było widać wielką 13 wytatuowaną na przedramieniu.
Re: HARMEGIDDO TALE EP.2
Donald, Bob i Jane popatrzyli na siebie, czekając na reakcję Richarda. Jego spojrzenie powędrowało od Boba do Donalda, aż w końcu zatrzymało się na Janie, która stała obok nich i patrzyła na Richarda z oczami pełnymi nadziei.
Richard wzruszył lekko ramionami, a jego wyraz twarzy stał się bardziej obojętny. Po chwili zamyślenia wreszcie zdecydował się na wypowiedź.
- No dobrze, może coś wiem - odezwał się wreszcie. - Słyszałem, że w hostelu na obrzeżach miasta ma przebywać jakiś konował. Nie znam go osobiście, ale mówią, że leczy ludzi za przysłowiową "butelkę gorzały". To wszystko, co mogę powiedzieć.
____________________
Bob zużywa jeden punkt losu, gracze dowiadują się, że ich cel znajduje się na zachód od ich obecnego położenia.
Znajdując się w coraz bardziej napiętej sytuacji, Butch usiadł za kierownicą, gotowy do odjazdu, ale natychmiast napotkał problem – brakowało kluczyków. Warknięcie Andżeli wywołało w Butchu początkową dezorientację, ale szybko złapał się na tym, że musi działać. Wtedy Andżela rzuciła mu pistolet i wskazała w kogo ma go wymierzyć.
Butch złapał pistolet i niepewnie wycelował w kierunku trzech postaci, to był chyba pierwszy raz kiedy jego dłoń miała broń w ręce. Ręka drżała, a myśli krążyły w chaosie. Butch czuł się przytłoczony, wiedząc, że nie jest to sytuacja, w której chciałby się znaleźć. Andżela, stojąca z tyłu pick-upa, nadal trzymała się stabilnie, gotowa na każde ewentualne zagrożenie. Jej determinacja była nie do podważenia, a groźby skierowane w stronę napastników wydawały się być jedynym wyjściem.
Wśród trzech gangusów z krokodyli, którzy ich ścigali, widać było chwilową pewność siebie. Ich postawa była chwiejna, ale wydawało się, że poczuli się pewniej widząc niepewność Butcha. Jednakże groźba Andżeli, która trzymała ich w szachu, sprawiała, że nawet ciężkie krokodyle zaczęły się wahać, ich pewność siebie chwiała się na krawędzi.
Po chwili zawahania, najstarszy z nich, niski i krzaczasty mężczyzna, wyprostował się i powoli zaczął podchodzić w kierunku samochodu. Jego ruchy były powolne, ale pełne determinacji, jakby chciał zobaczyć, jak daleko mogą pójść.
Richard wzruszył lekko ramionami, a jego wyraz twarzy stał się bardziej obojętny. Po chwili zamyślenia wreszcie zdecydował się na wypowiedź.
- No dobrze, może coś wiem - odezwał się wreszcie. - Słyszałem, że w hostelu na obrzeżach miasta ma przebywać jakiś konował. Nie znam go osobiście, ale mówią, że leczy ludzi za przysłowiową "butelkę gorzały". To wszystko, co mogę powiedzieć.
____________________
Bob zużywa jeden punkt losu, gracze dowiadują się, że ich cel znajduje się na zachód od ich obecnego położenia.
Znajdując się w coraz bardziej napiętej sytuacji, Butch usiadł za kierownicą, gotowy do odjazdu, ale natychmiast napotkał problem – brakowało kluczyków. Warknięcie Andżeli wywołało w Butchu początkową dezorientację, ale szybko złapał się na tym, że musi działać. Wtedy Andżela rzuciła mu pistolet i wskazała w kogo ma go wymierzyć.
Butch złapał pistolet i niepewnie wycelował w kierunku trzech postaci, to był chyba pierwszy raz kiedy jego dłoń miała broń w ręce. Ręka drżała, a myśli krążyły w chaosie. Butch czuł się przytłoczony, wiedząc, że nie jest to sytuacja, w której chciałby się znaleźć. Andżela, stojąca z tyłu pick-upa, nadal trzymała się stabilnie, gotowa na każde ewentualne zagrożenie. Jej determinacja była nie do podważenia, a groźby skierowane w stronę napastników wydawały się być jedynym wyjściem.
Wśród trzech gangusów z krokodyli, którzy ich ścigali, widać było chwilową pewność siebie. Ich postawa była chwiejna, ale wydawało się, że poczuli się pewniej widząc niepewność Butcha. Jednakże groźba Andżeli, która trzymała ich w szachu, sprawiała, że nawet ciężkie krokodyle zaczęły się wahać, ich pewność siebie chwiała się na krawędzi.
Po chwili zawahania, najstarszy z nich, niski i krzaczasty mężczyzna, wyprostował się i powoli zaczął podchodzić w kierunku samochodu. Jego ruchy były powolne, ale pełne determinacji, jakby chciał zobaczyć, jak daleko mogą pójść.
Ceterum censeo Grubum delendam esse.
Re: HARMEGIDDO TALE EP.2
Donald, Bob i Jane popatrzyli na siebie, czekając na reakcję Richarda. Jego spojrzenie powędrowało od Boba do Donalda, aż w końcu zatrzymało się na Janie, która stała obok nich i patrzyła na Richarda z oczami pełnymi nadziei.
Richard wzruszył lekko ramionami, a jego wyraz twarzy stał się bardziej obojętny. Po chwili zamyślenia wreszcie zdecydował się na wypowiedź.
- No dobrze, może coś wiem - odezwał się wreszcie. - Słyszałem, że w hostelu na obrzeżach miasta ma przebywać jakiś konował. Nie znam go osobiście, ale mówią, że leczy ludzi za przysłowiową "butelkę gorzały". To wszystko, co mogę powiedzieć.
____________________
Bob zużywa jeden punkt losu, gracze dowiadują się, że ich cel znajduje się na zachód od ich obecnego położenia.
Znajdując się w coraz bardziej napiętej sytuacji, Butch usiadł za kierownicą, gotowy do odjazdu, ale natychmiast napotkał problem – brakowało kluczyków. Warknięcie Andżeli wywołało w Butchu początkową dezorientację, ale szybko złapał się na tym, że musi działać. Wtedy Andżela rzuciła mu pistolet i wskazała w kogo ma go wymierzyć.
Butch złapał pistolet i niepewnie wycelował w kierunku trzech postaci, to był chyba pierwszy raz kiedy jego dłoń miała broń w ręce. Ręka drżała, a myśli krążyły w chaosie. Butch czuł się przytłoczony, wiedząc, że nie jest to sytuacja, w której chciałby się znaleźć. Andżela, stojąca z tyłu pick-upa, nadal trzymała się stabilnie, gotowa na każde ewentualne zagrożenie. Jej determinacja była nie do podważenia, a groźby skierowane w stronę napastników wydawały się być jedynym wyjściem.
Wśród trzech gangusów z krokodyli, którzy ich ścigali, widać było chwilową pewność siebie. Ich postawa była chwiejna, ale wydawało się, że poczuli się pewniej widząc niepewność Butcha. Jednakże groźba Andżeli, która trzymała ich w szachu, sprawiała, że nawet ciężkie krokodyle zaczęły się wahać, ich pewność siebie chwiała się na krawędzi.
Po chwili zawahania, najstarszy z nich, niski i krzaczasty mężczyzna, wyprostował się i powoli zaczął podchodzić w kierunku samochodu. Jego ruchy były powolne, ale pełne determinacji, jakby chciał zobaczyć, jak daleko mogą pójść.
Richard wzruszył lekko ramionami, a jego wyraz twarzy stał się bardziej obojętny. Po chwili zamyślenia wreszcie zdecydował się na wypowiedź.
- No dobrze, może coś wiem - odezwał się wreszcie. - Słyszałem, że w hostelu na obrzeżach miasta ma przebywać jakiś konował. Nie znam go osobiście, ale mówią, że leczy ludzi za przysłowiową "butelkę gorzały". To wszystko, co mogę powiedzieć.
____________________
Bob zużywa jeden punkt losu, gracze dowiadują się, że ich cel znajduje się na zachód od ich obecnego położenia.
Znajdując się w coraz bardziej napiętej sytuacji, Butch usiadł za kierownicą, gotowy do odjazdu, ale natychmiast napotkał problem – brakowało kluczyków. Warknięcie Andżeli wywołało w Butchu początkową dezorientację, ale szybko złapał się na tym, że musi działać. Wtedy Andżela rzuciła mu pistolet i wskazała w kogo ma go wymierzyć.
Butch złapał pistolet i niepewnie wycelował w kierunku trzech postaci, to był chyba pierwszy raz kiedy jego dłoń miała broń w ręce. Ręka drżała, a myśli krążyły w chaosie. Butch czuł się przytłoczony, wiedząc, że nie jest to sytuacja, w której chciałby się znaleźć. Andżela, stojąca z tyłu pick-upa, nadal trzymała się stabilnie, gotowa na każde ewentualne zagrożenie. Jej determinacja była nie do podważenia, a groźby skierowane w stronę napastników wydawały się być jedynym wyjściem.
Wśród trzech gangusów z krokodyli, którzy ich ścigali, widać było chwilową pewność siebie. Ich postawa była chwiejna, ale wydawało się, że poczuli się pewniej widząc niepewność Butcha. Jednakże groźba Andżeli, która trzymała ich w szachu, sprawiała, że nawet ciężkie krokodyle zaczęły się wahać, ich pewność siebie chwiała się na krawędzi.
Po chwili zawahania, najstarszy z nich, niski i krzaczasty mężczyzna, wyprostował się i powoli zaczął podchodzić w kierunku samochodu. Jego ruchy były powolne, ale pełne determinacji, jakby chciał zobaczyć, jak daleko mogą pójść.
Ceterum censeo Grubum delendam esse.
- graf
- Posty: 203
- Rejestracja: 2018-01-24, 14:32
- Tytuł: niemiecki krążownik
- Has thanked: 2 times
- Been thanked: 2 times
Re: HARMEGIDDO TALE EP.2
Bang. Bang. BANG!!!
Powiedzieć, że Butch spanikował, to nic nie powiedzieć - lekarz prawie zesrał się na rzadko, gdy krokodyl ruszył w ich stronę. Mowa była o rzuceniu kluczyków, a nie podchodzeniu do samochodu. Być może doszło do nadinterpretacji ze strony Butcha, ale nic na to nie mógł już poradzić. Pociągał za spust, dopóty nie skoczyła się amunicja w magazynku.
Edit: literówka
Powiedzieć, że Butch spanikował, to nic nie powiedzieć - lekarz prawie zesrał się na rzadko, gdy krokodyl ruszył w ich stronę. Mowa była o rzuceniu kluczyków, a nie podchodzeniu do samochodu. Być może doszło do nadinterpretacji ze strony Butcha, ale nic na to nie mógł już poradzić. Pociągał za spust, dopóty nie skoczyła się amunicja w magazynku.
Edit: literówka
Mój blogasek:
https://cyberpunkowyneuromantyk.blogspot.com/?m=1
„The sky above the port was the color of television, tuned to a dead channel.”
https://cyberpunkowyneuromantyk.blogspot.com/?m=1
„The sky above the port was the color of television, tuned to a dead channel.”
- RoaringKiwi
- Posty: 30
- Rejestracja: 2020-12-14, 00:50
- Been thanked: 2 times
Re: HARMEGIDDO TALE EP.2
-Namaste Richardzie!- Powiedział Pacjent13. Odwrócił się na pięcie z wyraźnym uśmiechem w końcu coś mu się udało. Podszedł do Jane i Hieronima by pomóc z opatrunkami. Po zmianie opatrunków i ułożeniu rannego w najbezpieczniejszej pozycji. Wszyscy zapakowali się na miejsca i czekali aż auto zawarczy, a z głośników poleje się rock&roll. Przed oczami stanęła mu jeszcze informacja "Aktualizacja zakończy się za 3.2.1." Pacjent 13 słodko zasnął na przednim siedzeniu pasażera.
- Borys
- Krul
- Posty: 5517
- Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
- Tytuł: Wielki Chan Borysady
- Has thanked: 46 times
- Been thanked: 43 times
Re: HARMEGIDDO TALE EP.2
Donald uśmiechnął się i klepnął po plecach Boba, tym samym dając mu znać, że dobrze się spisał. Ciekawe czy ich pasażer na gapę też się kiedyś zachlewał z tymi obdartusami na jakimś zadupiu? Nieważne. No cóż, mieli w końcu jakiś trop. Drexler zapalił papierosa, kiedy Bob i Jane zajęli się Hieronimem. Sam obszedł samochód, sprawdzał ogumienie. Wydawało mu się, że w coś walnęli, ale chyba wszystko było ok...
Usadowił się fotelu kierowcy, odpalił i spojrzał do tyłu.
- Kojarzycie tu jakiś hostel? Jadę na zachód, albo mnie kierujcie albo wypatrujcie jakieś tablice...
Potem puścił muzykę i ruszył. Nim to się stało, wydawało mu się, że usłyszał z miejsca, gdzie siedział Bob dziwną melodię...
- No i nie mamy gorzały... A dobra, chuj. Jakoś to będzie.
Usadowił się fotelu kierowcy, odpalił i spojrzał do tyłu.
- Kojarzycie tu jakiś hostel? Jadę na zachód, albo mnie kierujcie albo wypatrujcie jakieś tablice...
Potem puścił muzykę i ruszył. Nim to się stało, wydawało mu się, że usłyszał z miejsca, gdzie siedział Bob dziwną melodię...
- No i nie mamy gorzały... A dobra, chuj. Jakoś to będzie.
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
- Gruby
- Posty: 2593
- Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
- Tytuł: Bóg Losowań
- Has thanked: 53 times
- Been thanked: 64 times
Re: HARMEGIDDO TALE EP.2
- Kurwa!
Sapnęła Andżela słysząc wystrzał Butcha i instynktownie, bez zastanowienia, również pociągnęła za spust swojego działka wymierzonego w hostel. Wystrzał był krótki, bo szybko ogarnęła kuwetę, ale pewnie właśnie zwalili sobie na głowę fatalną reputację w tym mieście i jeszcze większą nienawiść Krokodyli.
- KLUCZYKI! JUŻ!
Ryknęła nie zabierając dłoni ze spustu, gotowa pruć do każdego kto wyjdzie z hostelu albo do przekierowania lufy w kierunku Krokodyli, jeśli po wystrzałach Butcha i jej, Ci nadal by się zbliżali.
Sapnęła Andżela słysząc wystrzał Butcha i instynktownie, bez zastanowienia, również pociągnęła za spust swojego działka wymierzonego w hostel. Wystrzał był krótki, bo szybko ogarnęła kuwetę, ale pewnie właśnie zwalili sobie na głowę fatalną reputację w tym mieście i jeszcze większą nienawiść Krokodyli.
- KLUCZYKI! JUŻ!
Ryknęła nie zabierając dłoni ze spustu, gotowa pruć do każdego kto wyjdzie z hostelu albo do przekierowania lufy w kierunku Krokodyli, jeśli po wystrzałach Butcha i jej, Ci nadal by się zbliżali.
Re: HARMEGIDDO TALE EP.2
Bang. Bang. Bang. BANG!!! Dźwięk wystrzałów rozerwał napiętą atmosferę, sprawiając, że powietrze wokół nagle zastygło w milczeniu. Butch, trzymając w dłoni broń, zdał sobie sprawę, że właśnie wszedł na niebezpieczne terytorium, gdzie granica między życiem a śmiercią staje się krucha jak szkło. Jego serce waliło jak młot, a myśli krążyły w chaosie. Jednakże w tym momencie nie było już odwrotu.
Wśród trzech krokodyli, teraz pozostało dwóch, którzy z pewnością przeżyli właśnie głębokie załamanie pewności siebie. Zupełnie jakby zapadli się pod ziemie. Ich chwiejna postawa ujawniła ich prawdziwe oblicze – mimo groźby, którą reprezentowali, były to po prostu młode gnojki, których pewność siebie wynikała z tego, że należeli do silnego gangu. Stary krokodyl po prostu usunął się po prostu na ziemie, wylewając z siebie kałuże krwi.
Ale klucze? Gdzie są kurwa klucze? Mogła zadawać sobie to pytanie Andżela, której dłonie spoczywały na samochodowym działku. To pytanie rozbrzmiewało w ich umysłach, podczas gdy cała sytuacja stawała się coraz bardziej niepewna. Jednak w tym chaosie i strachu, nagle, niczym cud, klucze pojawiły się na betonowym chodniku. Butch i Andżela spojrzeli na siebie przez ułamek sekundy, zanim zrozumieli, co się stało. W oka mgnieniu zrozumieli, że klucze wypadły z ręki starego krokodyla, którego przed chwilą rozwalił Butch.
Dźwięk wystrzałów sprawił, że powietrze w hostelu nagle zastygło w milczeniu. Każdy ruch został wstrzymany, gwar i śmiechy ustały, a ludzie zamarli w miejscu, przestraszeni i zaniepokojeni tym, co się dzieje. Trwało to chwilę, bo w środku zaczął się ruch.
_______________________
Jane wsiadła do samochodu, delikatnie zamykając drzwi za sobą. Zmarszczyła brwi, słysząc głośną muzykę z radia, która z pewnością nie pomagała Hieronimowi. Bez wahania sięgnęła z tylnego siedzenia po gałkę i ściszyła dźwięk, po czym odwróciła się do Boba i Richarda, którzy już zajęli miejsca w pojeździe.
- Dzięki za informację, Bob - powiedziała Jane, starając się zachować spokój. - Ale może moglibyśmy trochę ograniczyć tę muzykę? - dodała, spoglądając na Donalda, który wyraźnie lubił sobie pozwolić na odrobinę hałasu w samochodzie.
Donald, Bob i Jane zatrzymali się swoim Camaro na rozdrożu przy klifie. Pierwsza część trasy była dość prosta, choć usiana wielkimi dziurami w betonie, jednak ogólnie jazda przebiegała płynnie. Jednak gdy wjechali na rozdroże, Camaro zaczęło rżnąć, jadąc pod górę, sygnalizując trudności maszyny w pokonywaniu tego odcinka.
Jane spojrzała na Boba i Donalda z lekkim zaniepokojeniem. Ich wyprawa wydawała się być bardziej wymagająca, niż początkowo przypuszczali. Z jednej strony mogli kontynuować jazdę przez wymarłe jezioro, które obiecywało być mniej wyboistą drogą, ale jednocześnie mniej przewidywalną ze względu na warunki terenowe. Z drugiej zaś mieli opcję podążenia pod klifem, co mogło być bardziej ryzykowne, ale potencjalnie szybsze.
Jezioro miało swój specyficzny urok. Kiedyś było oazą życia, teraz jednak zamieniło się w bezduszny, wyschnięty płaskowyż, na którym ziściły się najciemniejsze wizje pustkowi. Dziś po jeziorze krążyły jedynie niespokojne duchy przeszłości, a strzępy mgły unoszące się nad nim tworzyły widmo grozy.
Z drugiej strony, pod klifem, droga prowadziła wąskim wąwozem, gdzie skały zdawały się przygniatać wszystko wokół swoją niezmierzoną potęgą. Czasami było to jedyny sposób na dostanie się do bardziej odległych części miasta, ale również znany z licznych zasadzek i kryjówek bandytów, którzy zawsze czekali na łatwy łup.
Misja: Znajdź lekarza dla Hieronima
Udało się przejechać 1,0 milę:
Green – wymarłe jezioro
Blue – pod masywem skalnym
Wśród trzech krokodyli, teraz pozostało dwóch, którzy z pewnością przeżyli właśnie głębokie załamanie pewności siebie. Zupełnie jakby zapadli się pod ziemie. Ich chwiejna postawa ujawniła ich prawdziwe oblicze – mimo groźby, którą reprezentowali, były to po prostu młode gnojki, których pewność siebie wynikała z tego, że należeli do silnego gangu. Stary krokodyl po prostu usunął się po prostu na ziemie, wylewając z siebie kałuże krwi.
Ale klucze? Gdzie są kurwa klucze? Mogła zadawać sobie to pytanie Andżela, której dłonie spoczywały na samochodowym działku. To pytanie rozbrzmiewało w ich umysłach, podczas gdy cała sytuacja stawała się coraz bardziej niepewna. Jednak w tym chaosie i strachu, nagle, niczym cud, klucze pojawiły się na betonowym chodniku. Butch i Andżela spojrzeli na siebie przez ułamek sekundy, zanim zrozumieli, co się stało. W oka mgnieniu zrozumieli, że klucze wypadły z ręki starego krokodyla, którego przed chwilą rozwalił Butch.
Dźwięk wystrzałów sprawił, że powietrze w hostelu nagle zastygło w milczeniu. Każdy ruch został wstrzymany, gwar i śmiechy ustały, a ludzie zamarli w miejscu, przestraszeni i zaniepokojeni tym, co się dzieje. Trwało to chwilę, bo w środku zaczął się ruch.
_______________________
Jane wsiadła do samochodu, delikatnie zamykając drzwi za sobą. Zmarszczyła brwi, słysząc głośną muzykę z radia, która z pewnością nie pomagała Hieronimowi. Bez wahania sięgnęła z tylnego siedzenia po gałkę i ściszyła dźwięk, po czym odwróciła się do Boba i Richarda, którzy już zajęli miejsca w pojeździe.
- Dzięki za informację, Bob - powiedziała Jane, starając się zachować spokój. - Ale może moglibyśmy trochę ograniczyć tę muzykę? - dodała, spoglądając na Donalda, który wyraźnie lubił sobie pozwolić na odrobinę hałasu w samochodzie.
Donald, Bob i Jane zatrzymali się swoim Camaro na rozdrożu przy klifie. Pierwsza część trasy była dość prosta, choć usiana wielkimi dziurami w betonie, jednak ogólnie jazda przebiegała płynnie. Jednak gdy wjechali na rozdroże, Camaro zaczęło rżnąć, jadąc pod górę, sygnalizując trudności maszyny w pokonywaniu tego odcinka.
Jane spojrzała na Boba i Donalda z lekkim zaniepokojeniem. Ich wyprawa wydawała się być bardziej wymagająca, niż początkowo przypuszczali. Z jednej strony mogli kontynuować jazdę przez wymarłe jezioro, które obiecywało być mniej wyboistą drogą, ale jednocześnie mniej przewidywalną ze względu na warunki terenowe. Z drugiej zaś mieli opcję podążenia pod klifem, co mogło być bardziej ryzykowne, ale potencjalnie szybsze.
Jezioro miało swój specyficzny urok. Kiedyś było oazą życia, teraz jednak zamieniło się w bezduszny, wyschnięty płaskowyż, na którym ziściły się najciemniejsze wizje pustkowi. Dziś po jeziorze krążyły jedynie niespokojne duchy przeszłości, a strzępy mgły unoszące się nad nim tworzyły widmo grozy.
Z drugiej strony, pod klifem, droga prowadziła wąskim wąwozem, gdzie skały zdawały się przygniatać wszystko wokół swoją niezmierzoną potęgą. Czasami było to jedyny sposób na dostanie się do bardziej odległych części miasta, ale również znany z licznych zasadzek i kryjówek bandytów, którzy zawsze czekali na łatwy łup.
Misja: Znajdź lekarza dla Hieronima
Udało się przejechać 1,0 milę:
Green – wymarłe jezioro
Blue – pod masywem skalnym
Ceterum censeo Grubum delendam esse.
- Borys
- Krul
- Posty: 5517
- Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
- Tytuł: Wielki Chan Borysady
- Has thanked: 46 times
- Been thanked: 43 times
Re: HARMEGIDDO TALE EP.2
Bandyci? Mamy szybkie auto, jesteśmy uzbrojeni i do tego z abiliterem na pokładzie. Tak zdawał się myśleć Donald, bo bez wahania ruszył wzdłuż klifu. Intuicja mówiła mu, że tak szybciej dostaną się na obrzeża. Niech no już znajdą tego lekarza.
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
- graf
- Posty: 203
- Rejestracja: 2018-01-24, 14:32
- Tytuł: niemiecki krążownik
- Has thanked: 2 times
- Been thanked: 2 times
Re: HARMEGIDDO TALE EP.2
Klik. Klik. Klik.
Magazynek był już pusty, mimo to lekarz wciąż pociągał za spust. Przestał dopiero jak zobaczył, że ich przeciwnik zaległ na ziemi.
— Czy... byłabyś uprzejma pójść po te kluczyki? — zapytał Butch. Nie był pewien, czy po tym wszystkim będzie w stanie ustać na nogach.
Magazynek był już pusty, mimo to lekarz wciąż pociągał za spust. Przestał dopiero jak zobaczył, że ich przeciwnik zaległ na ziemi.
— Czy... byłabyś uprzejma pójść po te kluczyki? — zapytał Butch. Nie był pewien, czy po tym wszystkim będzie w stanie ustać na nogach.
Mój blogasek:
https://cyberpunkowyneuromantyk.blogspot.com/?m=1
„The sky above the port was the color of television, tuned to a dead channel.”
https://cyberpunkowyneuromantyk.blogspot.com/?m=1
„The sky above the port was the color of television, tuned to a dead channel.”
- Gruby
- Posty: 2593
- Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
- Tytuł: Bóg Losowań
- Has thanked: 53 times
- Been thanked: 64 times
Re: HARMEGIDDO TALE EP.2
Andżela miała już odpowiedzieć Butchowi coś, co zdecydowanie nie byłoby uprzejme, ale spojrzała na niego. Widząc, że jej towarzysz jest z lekka wstrząśnięty obecną sytuacją, zaklęła pod nosem, rzuciła się po kluczyki, po czym zamierzała wskoczyć za kółko, odpalić auto i wypierdalać czym prędzej. Wskakując powrotnie na miejsce kierowcy, wypięła dupsko w kierunku Butcha i krzyknęła:
- Bierz granat i jak ktoś będzie za nami jechał to go rozpierdol!
Przy pasie miała ze sobą właśnie dwa granaty, więc jej towarzysz mógł się ino rychło dozbroić na wypadek, gdyby ktoś wypadł za nimi.
- Bierz granat i jak ktoś będzie za nami jechał to go rozpierdol!
Przy pasie miała ze sobą właśnie dwa granaty, więc jej towarzysz mógł się ino rychło dozbroić na wypadek, gdyby ktoś wypadł za nimi.