VII zlot Borysady

Zloty, konkursy, przejmowanie władzy i takie tam.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

VII zlot Borysady

Post autor: Borys »

Czy może X?

Kto jakie planszówki bierze?
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Jaszczur
Posty: 214
Rejestracja: 2017-07-25, 19:34
Tytuł: Potomek Denadaretha
Has thanked: 19 times
Been thanked: 26 times

Re: VII zlot Borysady

Post autor: Jaszczur »

Ode mnie dwie pozycje:

Hanabi - oczywiście, że musi być
Hako Onna - zgodnie z życzeniem ludu

I w sumie tyle. Nie mam innych gier na więcej graczy. Bierzecie może:

Colt Express
Bang
Armatura
Adrenalina - co powiesz Mark?
7 cudów
Borysada Party
+++
"I finally figured out the only reason to be alive is to enjoy it."
+++
Awatar użytkownika
Stasioman
Posty: 89
Rejestracja: 2013-03-03, 21:40
Has thanked: 16 times
Been thanked: 1 time

Re: VII zlot Borysady

Post autor: Stasioman »

Ja planuję wziąć:
1) 7 smoków
2) Dywizjon 303
3) Arcana (wersja dla 4. graczy)
4) Guilds of Cadwallon
5) Love Letter (wersja dla 8. graczy)
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Re: VII zlot Borysady

Post autor: Gruby »

zlot bosyradowy wideorecenzja

serwus

Zlot zaczął się dla ekipy olsztyńskiej już w piątek - tegoż to dnia, na kwadrat Grubowych zawitał człowiek-Dżaszczur, spóźniony chyba ze trzy godziny, i przyprowadzony przez duet piżamowy w środku nocy na kwasiorka bożego.

Po zasłużonym odpoczynku, następnego dnia przybył Mati, po czym wyruszyliśmy na miasto, gdzie dołączył do nas Mefju. Poszliśmy na szamę do Jakubka, gdzie po awarii prądu (po pół godzinie przyszedł elektryk, który jednym kliknięciem wszystko naprawił) i po tym jak zapomniano o części naszego zamówienia, dołączyła do nas przyjaciółka Kasi, Klaudia.

Razem poszliśmy na bilaaard, gdzie sobie pykaliśmy uguem i piliśmy piwko. Następnie poszliśmy na dworzec po Bubu Bubu, a w drodze powstał ambitny plan, aby za każdym razem kiedy ktoś będzie się budził na zlocie, krzyczeć na całe gardło "HELOŁ EWRYBADY" (któryż to plan zrealizowany został w pewnym, mniej uciążliwym stopniu). Odebralimy Buba, poszli na drinka do Vinyla, następnie do Handmade na burgerka, aż w końcu trafiliśmy do Cybermachiny.

W tejże nastąpiło picie boże i Zerg Rush, a także gra w (nie)powinieneś, którą Mefju rychło zamówił, abyśmy mogli jej zasmakować też na zlocie. Wracając do domu mieliśmy dwie opcje - hulajnoga bądź piechta. Po rozdzieleniu się na drużyny, ruszyliśmy ku domowi.

Tam czekały na nas ciepłe łóżeczka, resztka wódki, a dla coponiektórych szabrowników też miód grunwaldzki wyszabrowany niby śrubokręt podczas interwencji obywatelskiej :kappa:

Przyszła niedziela, a my pełni sił, wyposażeni w pszne kanapki oraz litrowe wody, wyruszyliśmy w drogę. Z Olsztyna pojechaliśmy do Warszawy, gdzie w sumie wysiedliśmy z pociągu, przeszliśmy na drugą krawędź peronu, i od razu wsiedliśmy prosto do drzwi ku kolejnej wędrówce.

W Katowicach, gdzie mieliśmy kolejny przystanek, napotkaliśmy bardzo okuratnego alkomantę Chromego, który towarzyszył nam w dalszej drodze. W Żywcu zaś wsiadł do nas Kur z Kurową, a kompaniji dopełnił już na milowieckim dworcu Stasiu, który czekał na nas dzielnie przez parę godzin. Wyruszyliśmy w podróż ku naszemu domkowi mijając smogi dymu, L4 i Sezamexa.

Domek był bardzo okuratny, pani opiekunka domu oprowadziła nas po nim, zostawiliśmy swoje bagaże, i wzięliśmy się za rzeczy ważne - czyli picie alkoholu, zwiedzanie posiadłości bożej oraz zamawianie żarcia. Przybyły do nas wszelkiego rodzaju pizze, hamburgery, zapiekanki i mięsiwa, a Kasia rzuciła wyzwanie Kurowej, obstawiając, że sprosta całej 45-centymetrowej pizzy. Przegrany miał zjeść robale przywiezione przez skromnego autora tej relacji. Kasia niestety (dla niej) przegrała zakład i naznaczona została znakiem śmierci.

Potem chyba było spanko, możliwe również że gra w borysadowych Tajniaków, a na pewno też owijanie się papierem (i przy okazji wszystkiego wkoło co wisiało, a nie uciekało), okraszone liczną grą w ping ponga.

(cdn)
Awatar użytkownika
MefYou
Posty: 32
Rejestracja: 2019-09-08, 22:41
Has thanked: 3 times
Been thanked: 2 times

Re: VII zlot Borysady

Post autor: MefYou »

W Olsztynie z Jaszczurem i Matim stworzyliśmy Borysadowy Szwadron Hulajnogowy "Borysada bez pedałów". Jaszczur został rozdziewiczony jeśli chodzi o hulajki i Mati został jego "Scooter Daddy" udostępniając swoją kartę płatniczą w Aplikacji Bolt, w której już teraz możesz wynająć elektryczną hulajnogę, za jedynie 0.20 zł/min.!
Niesieni motywem drogi dogoniliśmy pieszą część wycieczki, Bub i Gruby się karneli moją hulajką i dali okejkę.

Warto dodac, że w Warszawie Centralnej był wyciek z rury z gównem, które strumyczkiem pomykało w okolicy torów i jego smród niósł się po całym peronie, hej.

Czas podróży przeszedł Nam w zadumie i drzemkach, bo kacuwa.

Mimo zmęczenia po przyjeździe udalo Nam się dokonać imprezy, której głównym motywem był papier toaletowym było tak zwierzęco, że Kurowa po zejściu do Nas nie wiedziała co powiedzieć. Ochrzcilismy też salę kinową w piwnicy, która okazala się idealnym miejscem do harców takich zwierząt jak mu, bowiem wracaliśmy do niej co noc!
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Re: VII zlot Borysady

Post autor: Gruby »

zlot bosyradowy wideorecenzja 2

serwus

Następnego dnia ktoś Kappa posprzątał cały papier toaletowy (przynajmniej ten spoza sali kinowej) i go ożywił, a ten ochoczo rzucił się na śpiącego Jaszczura, robiąc za dodatkową kołdrę.

Uguem ludzie się poobudzali i trzeba było wziąć się za obowiązki. Na śniadanie Kasia zaserwowała nam pankejki, i specjalnie na przyjazd Eldada, Marka i Shalvana zachowaliśmy dwa w kształcie kutasów, aby poczuli że o nich pamiętaliśmy. W międzyczasie część osób porobiła zakupy boże, coby hałastra miała się na czym paść.

Wyszliśmy aby przywitać Eldada, Marka i Shalvana przed domek, ale okazało się, że ci zakradli się z pomocą gaussowskich technik skrytobójczych i weszli do domku tak, że się minęliśmy. Śmiechom i radościom nie było końca, ale trzeba było pić alkohol. Po wypiciu i pobłogosławieniu regulaminu nastąpił czas wolny, w trakcie którego część osób grała w Podaj Dalej, część odkrywała uroki anime Jojo Bizarre Adventures, a część (baby) gotowała pszny makaron spaghetti.

Po wzmocnieniu pożywnym posiłkiem, przeszliśmy do rozdawania prezentów. Borys dostał pszną kauczukową whisky i pakiet kwasiorków za męczenie się przy programiku do PIZDu, Kasia i Gruba dostały borysadowe szlafroki aby było co brudzić, ja dostałem okuratną kamizelkę "Biuro Interwencji Obywatelskich" oraz wspaniałą pamiątkę z PIZDu w postaci jej kroniki (w trakcie poszukiwań jej ojebałem Grubej z samochodu śrubokręt i rozwaliłem coś w bagażniku, jak na okuratnego warmianina przystało), a wszyscy uguem otrzymali borysadowe koszulki.

Potem graliśmy w borysadowych Tajniaków (chyba właśnie tego dnia, a nie poprzedniego) i w mniejszym teamie w Hako Onnę przy wyłączonych światłach (baby wygrały). A potem chyba było spanko o dziwo.

Następnego dnia czekała nas bowiem niełatwa wyprawa - mieliśmy wspiąć się na Halę Boraczą, która w internecie jest opisywana jako trasa dla dzieci i trasa dla bobasa Kappa https://www.trasadlabobasa.pl/tab/trasa ... ykalna/132 Wyruszyliśmy całą ekipą (bez Kasi i Grubej bo połamane), już na samym początku zagubili się Chromy i Eldad, tak że nawet podążający za nami agon nie był w stanie ich przyprowadzić, ale w końcu się udało. Widzieliśmy posąg Świętowida, cycaty totem, oferty kur z zagrody i bardzo okuratną okolicę. Wspinaliśmy się swoim tempem, gaworząc wesoło oraz kicając jak górskie kozice coponiektórzy. Co tu dużo mówić, góry jak góry, szliśmy jak najwyżej pośród lasów, pagórków oraz urwisk, aż dotarliśmy do schroniska, gdzie zjedliśmy żurki, frytki, jagodziank... to znaczy nic nie zjedliśmy, bo wiedzieliśmy że baby w tym czasie robiły od sześciu godzin nam gulasz z plackami ziemniaczanymi Kappa

Wracając i ścigając się z czasem, mieliśmy okazję omówić PIZD, zrobić nowe zdjęcie gnomów milówkowych, Borys nosił pszne uszka z krwią, śpiewaliśmy piosenki o penisie Grubej (bo o czym innym), pozowaliśmy i bawiliśmy się co niemiara. Dotarliśmy w końcu na dworzec, a potem już pozostał powrót do domku, gdzie czekała na nas wybitna strawa - gulasz ognisty z plackami ziemniaczanymi, naprawdę bardzo okuratne pożywienie.

Zmęczony wieczór ubarwiła nam gra w (nie)powinieneś, które dotarło do Mefja drogą paczkomatową, przy której śmiechu było co niemiara, a wszyscy ohoczo dokazywali. Wieczorną porą nie mogło zabraknąć również Xaala. Poszedłem spać uguem przed pierwszą, ale ktoś przez całą noc napierdalał: "ASTON, ASTON!" (Eldad podnosił Jaszczura i Chromego na obu ramionach), więc o trzeciej zszedłem na dół - a tam borysadowicze tańczyli nago w samych majtkach, a Borys był najtrzeźwiejszy bo jako jedyny miał spodnie (które rychło zamienił na gacie z Kononem).

Po wyśmienitej zabawie, o piątej nad ranem, powstało cudowne pożywienie dla prawdziwych mężczyzn - Zupa Zup, zupa z paru zupek chińskich o różnych smakach. Rarytas, którego nie znajdziecie w żadnej restauracji.

Środa to dla mnie trochę dzień-widmo, chociaż też rzeczy się działy. Wydaje mi się, że jedliśmy naleśniki na śniadanie, a na obiad pierogi. Graliśmy też we flanki, i było strzelanie z pistoletu Jaszczura, a Mefju jak przystało na potężnego Warmianina, rąbał drewno do gryla - co też może nas przywieść do konstatacji, że tegoż dnia był również okuratny gryl. Wieczorem, a jakże, było chlanie oraz cudne karaoke, zakończone noszeniem w te i wewte odkurzacza bo Ghost Busters.

A co się działo dalej? O tym później.
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Re: VII zlot Borysady

Post autor: Gruby »

zlot borysadowy widfeorecenzja 4

serwus

Dnia o którym opowiadane było w poprzednim wpisie, towarzyszyły nam rozważania - jechać na trudniejszą trasę górską, czy nie jechać. Ostatecznie najdzielniejsi Borysadowicze orzekli, że obudzą się o 4 rano i patrząc na pogodę określą, czy jadą na wyprawę, czy nie jadą.

Obudzili się i stwierdzili, że pierdolą Kappa

Ale nie ostudziło to ich zapału i ostatecznie, po przespaniu jeszcze paru chwil, drużyna: Chromy, Jaszczur, Mati, Shalvan, wyruszyła ku podbojom kolejnej góry.

Co robiła reszta? Oczywiście zjadła kulturnie śniadanie wśród krzyków Grubej łamanej korbaczem przez Kasię i postanowiła wyruszyć do Żywca, coby nacieszyć się muzeum browarnictwa. Pierwsza grupa wyruszyła na miejsce pociągiem, a jakiś czas później, dołączyła do niej Kasia, Gruba i Stasio (Kasia odbierała poród Grubej i chwilę jej to zajęło).

Muzeum Browarnictwa niewątpliwego rarytasu jakim jest sikacz Żywiec, było niemalże tak cudowne jak tenże sam boski trunek, a my, poganiani jak bydło aby szybciej oglądać bo COVIDowe obostrzenia, przeszliśmy jak burza ku końcowi. Było parę fajnych rzeczy (np. hologram karczmarza), parę niefajnych (niedziałająca kamerka z AR), a naszą wyprawę zwieńczyła "degustacja", w trakcie której dostaliśmy po jednym piwie (tym samym które można kupić w sklepie). Także uguem udany wypad.

Poszliśmy potem zjeść do karczmy żury, gulasze, kurczaki, sery i inne pszne jedzenie. Szama była naprawdę dobra (chociaż zdradliwa, o czym zaraz), ale czas mijał nieubłaganie - nadchodziła godzina 17, a wraz z nim zamknięcie mini-zoo do którego planowaliśmy pójść, a dodatkowo, chłopaki-górale zapomnieli kluczy i trzeba było wracać aby wyratować ich z potrzeby.

Następnie część ekipy (Bub, Kurowa, Mark, Borys) poszła grać w siatkówkę, a reszta odpoczywała po dniu wrażeń. Na kolację spożyliśmy pszne schaboszczaki, po czym musieliśmy zająć się sprawą ważną, niezbędnym elementem zlotu - grą w Borysada Party. W jejże trakcie ćwiczyliśmy, Borys biegał wokół domku, przy stole siedział prawdziwy jaszczur i koń, Chromy psznie spożywał resztki z obiadu i okazywał radość od której na sercu aż ciepło się robiło (ja piję? Ja piję!), piliśmy alkohol (co), graliśmy w onse madonse, imprezowaliśmy wieczorową porą.

Następnego dnia ekipa powoli zaczęła się chyba rozjeżdżać. Nie mogło zabraknąć ponownie wieczornego imprezowania, gry w Raz dwa trzy Baba jaga patrzy, flanek, robienia wspólnego zdjęcia dla Świerzaka, gry w okuratną Familiadę zrobioną przez Borysa (a nie, chwila to było innego dnia, uguem przepraszam że całe te) i w ogóle. Była piłka rzucanka jeszcze ze ścierwem agona latającym jak ringo, ale nie pamiętam którego dnia.

A w sobotę wyjazd i powrót do domu. No, i tak minął zlot. Cyk, odklepana relacja Kappa
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: VII zlot Borysady

Post autor: Borys »

Minął ponad miesiąc, a więc czas napisać relację ze zlotu Kappa

Na zlot z Kurową dojechaliśmy z Żywca, z miasta, które akurat zwiedzaliśmy. Resztę ekipy zgarnęliśmy w pociągu, choć Gruba została w tyle, bo niby jechała samochodem, a w rzeczywistości dewastowała kibel w wagonie numer 13 i aresztowała plecak 12-letniej Zuzi. Na peronie w Milówce dorwaliśmy Stasia, którego sparaliżował strach na widok bandy zjebów wysiadającej z pociągu i nie zdążył się wycofać. Chociaż myśleliśmy, że nas strollował i wcale nie czekał na peronie, tylko śmiał się z rozpuku przed monitorem Kappa
Nie zostało nic innego jak ruszyć w drogę. Na miejscu dowiedzieliśmy się od opiekunki rezydencji, że poprzednia grupa, jakieś "dziwne dzieci" połamały kwiatek i zepsuły stół do ping ponga (który chyba Bub naprawił po 10 minutach zaklęciem vingardium leviononaprawsiękurwa). Patrząc na luksusy w willi byłem przekonany, że nie dotrwa w tym stanie do końca zlotu. Nie myliłem się ;>
Podpisaliśmy regulamin i rozpoczęliśmy rubaszną zabawę :-*-| zamówiliśmy jedzenie, a Gruby przyniósł świerszcze - najważniejsze.
Kasia zrobiła co mogła, by spróbować chociaż jednego (na przykład założyła się z Alex, że psznie zje całą pizzę niczym Major albo zje robaka). Potem jednak zaczęła się wymigiwać, chociaż podejrzewam, że to po prostu nie był jej ulubiony smak.
Po posiłku z Chromym, Jaszczurem i Mefyem położyliśmy dzieci spać, coby dorośli mogli zacząć zabawę. Zagraliśmy w PING KURWA PINGA, aby wydać certyfikat stołowi. Mając alkohol i papier toaletowy uzyskaliśmy odpowiednie kombo do stworzenia MUMII, GORSETÓW oraz innych zacnych UBRANEK TUR. Przy okazji próbowaliśmy zabarykadować drzwi Grubowych. Udało się, ponoć Gruby zrywał zasieki 46 minut. W pewnym momencie na schodach pojawiła się Kurowa i widząc, co się odpierdala, powiedziała tylko: "żałuję, że tu zeszłam".
A propos schodzenia. Przed północą chcieliśmy zwijać imprezę, ale musieliśmy wiedzieć czy w piwnicy jest potwór. Tak trafiliśmy do sali kinowej. Impreza natychmiast się tam przeniosła, Jaszczur przyniósł kule dyskotekowe i skakaliśmy po kanapach jak koziorożce pirenejskie czy coś. Kurowa czując, że zaraz coś się spierdoli zeszła na dół, chwilę z nami posiedziała i ku naszemu wielkiemu zadowoleniu przyniosła dwa piwa, które z ukontentowaniem spożyliśmy, a następnie położyliśmy się.
Następnego dnia czekało najgorsze... zakupy. W tym roku jednak przechytrzyliśmy system. Nie było kiszenia z babami, a podwójna randka. Podczas gdy Kurowa z Grubą kupowały jakieś tam żarcie, my z Matim zajęliśmy się najważniejszym - przygotowywaliśmy zapasy alkoholu. Po zajebaniu wózka piwami udaliśmy się do kas. Po drodze coś jednak przyciągnęło naszą uwagę. Oczojebna, zjebana, gumowa piłka, którą można było kopać jak agona. Dziewczyny widząc, co się święci, od razy krzyknęły: "ODŁÓŻCIE TO CHŁOPAKI". Uśmiechnęliśmy się z Matim triumfalnie i wrzuciliśmy nasz łup do wózka. Asterka boża z trudem, lecz ruszyła, a po drodze kupiliśmy torcik dla Stasia (miał urodziny) i mogliśmy pomachać maszerującym ku nam Eldadowi, Markowi i Shalvanowi, których prowadzili Jaszczur i Stasio (wyszli już godzinę wcześniej, lecz wrócili, bo oczywiście PKP i spóźnienia Kappa).
Wypiliśmy toast, pograliśmy w Podaj Dalej (patrz punkt 1 niżej), zjedliśmy spaghetti ze smakiem niczym Major (aby Stasioman przywykł w końcu do tego widoku), a potem przyszła pora na odpakowanie koszulek, wręczanie prezentów, lewackie pierdolenie. Nie mogło zabraknąć pamiątkowych zdjęć (14 ludzi na zlocie, rekord). Gruby rozjebał Grubej auto, wykradł śrubokręt, kronikę PIZDU robioną na wariata przed zlotem oraz tacki do grilla.
Po posiłku podzieliliśmy się na grupy. Część poszła grać w Haka Onnę, z kolei Chromy, Eldad, Mark, Shalvan i Stasio rozpoczęli wielogodzinną sesję w Grę o Tron (którą zdaje się wygrał, po wymordowaniu opozycyjnych Żygan, Chromy). Ja, Alex, Bub i Mefyou popykaliśmy w Hanabi, chyba w Fantastyczne Światy, a potem ruszyliśmy szukać miejsca do siatki, którą Bub targał przez całą Polskę. W okolicy nie było nic wartościowego, ale lokalny tubylec posłał nas do krainy mlekiem i miodem płynącej. Spaniały, okuratny teren zielony boży, z miejscem na siatkę, z koszami, idealny na piknik. Była też arena do recytowania wierszy. Wróciliśmy ze zwiadu i graliśmy jeszcze w jakieś gry (tajniaków borysadowych?) i poszliśmy wcześniej spać, z nastawieniem, że jak będzie ładna pogoda to wstajemy o 4 i idziemy oglądać wschód słońca.
No cóż, nie wyszło. Ale Shalvan zaproponował inną trasę i wkrótce, nie licząc Grubej i Kasi, które, aby dekalogowi Moroka stało się zadość, pozostały na miejscu, aby bronić willi przed napadem Wizygotów i przygotować nam wspaniałą strawę, hasaliśmy wesoło po górach, rozmawialiśmy o życiu i śmierci, podziwialiśmy widoki. Bardzo zacna wycieczka. Czy coś muszę dodawać?
Wieczorem zagraliśmy w "Nie powinieneś" (patrz punkt 4... punkt 4?), uratowaliśmy dwukrotnie świat przed Xaalem i kolejny raz impreza przeniosła się do sali kinowej. Chlejąc wódę z gwinta do późna balowaliśmy. Kiedy wystarczająco się upiliśmy, pewne hasło padło na podatny grunt...
- ZDEJMUJEMY SPODNIE?
Po chwili Chromy, Eldad i Jaszczur paradowali na gaciach. W tym stanie Eldad podniósł chłopaków jak zdobycze wojenne, jak jakieś branki. A potem wymusili na mnie, że jak Mark też się obnaży, to ja również będę musiał. Pomyślałem: "nie no, Mark nie wleci tu na gaciach". Po czym nie minęła chwila...
- UUU! - krzyknął Mark wbiegając do sali i rzucając spodenki w kąt. Sięgnąłem po wódkę i już wiedziałem, że będę musiał udać się na górę. Nastał czas... Kappa ale póki co jeszcze się bawiliśmy. W pewnym momencie ktoś rzucił hasło:
- Idziemy budzić Matiego.
I pobiegli z wódką. Nie zdążyłem ich powstrzymać, kiedy Jaszczur już wchodził do środka... lecz potężny kop Matiego w drzwi go zatrzymał! Szok spowodował, że napastnicy się rozeszli. Na korytarz wyszła Kurowa i zagadała mnie:
- Musisz iść do nich na dół. Jesteś z nich najtrzeźwiejszy i jako jedyny masz spodnie.
Wtedy Gruba zaczęła się śmiać i wyszedł do nas Mati, a chwilę potem z kąpieli wyszedł Bub. Wszyscy oczekiwali wyjaśnień tego, co się odpierdala, ale... no nie dało się tego wytłumaczyć. Jedyne co można było zrobić to dołączyć! Tak jak Mefyou. Chromy z Markiem wrócili na górę i ten pierwszy wyjaśnił, że "idą obudzić Mefya, bo on potrzebuje wódki. Ja to wiem, że potrzebuje". Kurowa jeszcze do nich krzyczała, żeby nie wlewali mu wódki do gardła na śpiocha, ale to nie było konieczne. Mefyou już nie spał (pytanie czy ktokolwiek spał) i zaskoczył swoich oponentów głośnym krzykiem, a potem na gaciach zszedł na dół wyjaśniając: "no kurwa, zwerbowali mnie". Założyłem więc galowe gacie z :konon: i po chwili dołączyłem do imprezy, gdzie zastałem rozpromienionego Grubego leżącego na materacu i obserwującego czwórkę zwierząt na gaciach robiących m.in. "but" do Ganacciego. Nadmuchaliśmy balony i okazała się, że aktualny zlot to L zlot Borysady. Kiedy robiło się jasno zeszliśmy jeszcze do sali do gry w ping ponga, gdzie zrobiliśmy kompletny rozpierdol. Przed snem poczuliśmy głód. Kierując się mądrą radą Chromego przygotowaliśmy ZUPĘ ZUP. 5 ZUPEK CHIŃSKICH RÓŻNYCH SMAKÓW NARAZ. Wspaniały posiłek. Nasyceni mogliśmy się kłaść.
obrazek

Środa to był dzień na... flanki! Po przełamaniu oporu części Borysadowiczów: "ojej, tam się troszkę za dużo i za szybko spożywa alkohol" (potem i tak nikt nie trafiał tym kartoflem i piło się wolniej niż na imprezie Kappa) rozegraliśmy w końcu mecz. Ze zwycięstwa cieszyli się Bub, Eldad, Gruba, Mark i Mefyou. Ich technika rzutu ziemniakiem oraz wlewania piwa do gardła była tego dnia doskonalsza. Przegrani - ja, Alex, Gruby, Jaszczur, Stasio też się cieszyli uguem, w końcu drugie miejsce, a tamci byli ledwo przedostatni. Po ojebaniu pierogów z omastą...
- JAK TO JEST MÓJ KURWA WCZORAJSZY OBIAD
- JUŻ PÓŁ GARA OPIERDOLIŁ WIEPRZ
... nadszedł w końcu moment, aby moje zarwane dwie nocki nie poszły na marne. Po wgraniu na laptopa Grubej apki i wirusa, mogliśmy rozegrać pojedynek w Familiadę. Obozy Białych i Czarnych podczas gry nie miały dla siebie litości i w pewnym momencie bałem się, że zaraz dojdzie do rękoczynów. Koniec końców o kilkadziesiąt punktów (na 1800 łącznie do zdobycia) rzutem na taśmę wygrali Biali w składzie Alex, Gruby, Jaszczur, Kasia, Shalvan, Stasioman. Był grill...
obrazek

... a potem rozpoczęliśmy karaoke, ale nie wyszło specjalnie dalej poza darcie mordy, więc sięgnęliśmy po alko i zaczęliśmy napierdalać do Muminków. Wkrótce trzeba było odciągać najebanego Grubego od śmietników i lodówki, bo szukał więcej wódki. Choć Gruby otwierał lodówkę, to nie zauważył, że wódeczka sobie tam legitnie stoi i się chłodzi. Ale to dobrze, bo pomógł mi nosić odkurz... sprzęt do walki z duchami i odegraliśmy Ghost Busters. Potem poszliśmy spać, kiedy było już bezpieczniej.
Czwartek. Chromy, Jaszczur, Mati i Shalvan poszli w góry, a reszta ekipy, z mniejszymi lub większymi turbulencjami (Kasia łamiąca Grubą kołem), pojechała do Żywca na krótką wycieczkę. Zwiedziliśmy Muzeum Browaru Żywieckiego, gdzie panował bardzo ścisły reżim sanitarny, a do tego następna grupa robiła speedrun i pędziła na złamanie karku dalej, a że obsługa pilnowała, aby jedna grupa tylko była w sali, popędzali i nas. Nie dane nam więc było poznać dogłębnie ekspozycji... ale mimo wszystko dobrze wspominam to muzeum, był hologram, było małe piwko na koniec, żyć nie umierać Kappa
Następnie zjedliśmy obiadek na mieście i wracaliśmy do Milówki, bo chłopaki wrócili z gór i zachciało im się srać, a nie mieli kluczy Kappa
Po otrzymaniu zapewnień od Grubego, że "zaraz wróci z ekipą" :-) razem z Alex, Bubem i Markiem udaliśmy się na siatę i kosza. Szkoda, że reszta nie wpadła z piwkiem i grami na mały piknik, teraz był bardzo fajny pod to. O ile oczywiście nie idzie się skrótem przez ogrodzony teren. Jedną bramę Bub otworzył zaklęciem Alohomonotwórzsiękurwa, ale potem przeskakiwanie płotu nas przerosło XD
Po powrocie zagraliśmy w zbalansowaną i dopieszczoną Borysada Party. Pompki, brzuszki, Mefyou znów mógł siać zniszczenie na planszy brodą, Stasioman trollował zakazami picia alkoholu, Chromy i tak pił (i jadł) bez umiarkowania, graliśmy w to zjebane onse madonse (jest chujowe, wcale nie dlatego, że przegrałem, po prostu nie rozumiem tej gry, jest nielogiczna, bezsensowna, oszukiwaliście troszkę)
obrazek

Koniec końców wygrałem w teamie z Chromym, Eldadem i Shalvanem. Padło parę bezsensownych uwag, że trzeba będzie zbalansować grę, a potem zaczęliśmy grać w RAZ DWA TRZY BABA JAGA PATRZY. Co to była za gra to ja nawet nie, ileż emocji, ile werwy... rozbudzeni udaliśmy się, a jakże, do sali kinowej, gdzie rozkręciła się impreza. Były balony, wóda z gwinta, papier toaletowy, kompot (herbata), WESELNY PYTON, a na koniec: zupa zup, ale tym razem... ze wszystkimi owadami, jakie miał Gruby. Pycha!
obrazek

Potem Mark w masce jaszczura zaczął jeszcze grać z Chromym w szachy (5 rano), więc stwierdziłem, że chyba czas spać.
Piątek był smutnym dniem. Wstaliśmy wcześnie (11 Kappa), by po partyjkach w Navalona pożegnać się z Bubem, Markiem i Mefyem... mimo to dzień wykorzystaliśmy jak mogliśmy. Były po raz kolejny flanki, po raz kolejny zagraliśmy w piłkę rzucankę, ale tym razem już ścierwem agona (tym co zostało z naszej piłki), które latało jak dysk i ścinało całe drzewa. Wieczorem zasiedliśmy do Colt Expressu (wielki triumf Shalviego Shamesa), potem jeszcze z Alex i Chromym próbowaliśmy uciec z posiadłości, w której straszył duch małej dziewczynki Jaszczurki, lecz polegliśmy... większy jednak smutek nastąpił kolejnego dnia, gdy trzeba było się żegnać i zlot się zakończył :-(

1. "Podaj dalej" pozostanie mi w pamięci z kilku powodów:
- Antarktyda - Arktyka - Antarktyka - Arktyka - Artanktyda
- PIZD kwintesencja (jak to się stało seksem od tyłu?)
- WYTRYSK WIEWIÓRKI
2. Graliśmy w Banga kilkukrotnie, ale nie pamiętam konkretnie kiedy.
3. Było trochę ping ponga.
4. "Nie powinieneś" Kappa

- co się mówi, gdy ktoś kicha?
- RYJ

- co można powiedzieć dziewczynie, ale nie psu?
- jak już nie możesz, to dam psu

- co można powiedzieć podczas jedzenia i podczas seksu?
- nie mam już siły, niech pies dokończy
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Shalvan
Posty: 834
Rejestracja: 2013-03-03, 09:26
Been thanked: 2 times

Re: VII zlot Borysady

Post autor: Shalvan »

Borys, w Colta wygrał Shalvie Shames ;]
How can I feel abandoned even when the world surrounds me?
How can I bite the hand that feeds the strangers all around me?
How can I know so many never really knowing anyone?

If I seem superhuman I have been misunderstood.
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: VII zlot Borysady

Post autor: Borys »

Poprawione :D
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Re: VII zlot Borysady

Post autor: Gruby »

Borys +1 piwo
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: VII zlot Borysady

Post autor: Borys »

Coś jeszcze było, że Jaszczura kładliśmy do łóżeczka dla dzieci i nakazałem jego egzekucję, a innym razem wziął ostatniego specjala i chował się przed wkurwionymi ludźmi. A podczas którejś z imprez nad salą do ping ponga znaleźliśmy właz do pokoju Grubej i Matiego.
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Społeczność masońska”