VI Zjazd Loży Masońskiej Borysady

Zloty, konkursy, przejmowanie władzy i takie tam.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

VI Zjazd Loży Masońskiej Borysady

Post autor: Borys »

Obrazek

Termin zlotu: 20-25 lipca
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Jaszczur
Posty: 214
Rejestracja: 2017-07-25, 19:34
Tytuł: Potomek Denadaretha
Has thanked: 19 times
Been thanked: 26 times

Re: VI Zjazd Loży Masońskiej Borysady

Post autor: Jaszczur »

Obrazek

TAK
+++
"I finally figured out the only reason to be alive is to enjoy it."
+++
Awatar użytkownika
Nevrast
Posty: 809
Rejestracja: 2013-02-16, 17:42
Tytuł: Kuchcik borysadowy
Has thanked: 5 times
Been thanked: 2 times

Re: VI Zjazd Loży Masońskiej Borysady

Post autor: Nevrast »

obrazek


obrazek
Najpierw uśmiechy, potem kłamstwa. Dopiero potem kule.

Me ollaan samaa tuhkaa,
samaa kevyttä ilmaa,
Joten rauha nyt,
tää maailma on vihaan kyllästynyt
Awatar użytkownika
Katharsis
Posty: 183
Rejestracja: 2018-05-29, 08:59
Has thanked: 31 times
Been thanked: 19 times

Re: VI Zjazd Loży Masońskiej Borysady

Post autor: Katharsis »

Czy to na tyle pewny termin, żebym brała już urlop w robocie pod tym kątem?
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: VI Zjazd Loży Masońskiej Borysady

Post autor: Borys »

"Pewnego terminu" nigdy nie ustalisz 5 miesiący wcześniej, ale ten chyba wszystkim pasuje, nikt nie narzekał.
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Nevrast
Posty: 809
Rejestracja: 2013-02-16, 17:42
Tytuł: Kuchcik borysadowy
Has thanked: 5 times
Been thanked: 2 times

Re: VI Zjazd Loży Masońskiej Borysady

Post autor: Nevrast »

mi nie pasuje x]
Najpierw uśmiechy, potem kłamstwa. Dopiero potem kule.

Me ollaan samaa tuhkaa,
samaa kevyttä ilmaa,
Joten rauha nyt,
tää maailma on vihaan kyllästynyt
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: VI Zjazd Loży Masońskiej Borysady

Post autor: Borys »

Super! :konon:
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Nevrast
Posty: 809
Rejestracja: 2013-02-16, 17:42
Tytuł: Kuchcik borysadowy
Has thanked: 5 times
Been thanked: 2 times

Re: VI Zjazd Loży Masońskiej Borysady

Post autor: Nevrast »

obrazek
Najpierw uśmiechy, potem kłamstwa. Dopiero potem kule.

Me ollaan samaa tuhkaa,
samaa kevyttä ilmaa,
Joten rauha nyt,
tää maailma on vihaan kyllästynyt
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: VI Zjazd Loży Masońskiej Borysady

Post autor: Borys »

Bardzo proszę wszystkich chętnych do uczestnictwa w naszym masońskim zlocie o wyrażenie zdania na temat tegorocznej miejscówki.

W grę wchodzą trzy opcje:
- Gowidlino - sprawdzone, na uboczu, co w dobie restrykcji może mieć znaczenie
- u Elviry, może już prąd działa
- inna lokalizacja
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Re: VI Zjazd Loży Masońskiej Borysady

Post autor: Gruby »

"Mój drogi przyjaciel Bub
Choć nie pochodzi z Kaszub
Spędzał z nami miłe chwile
W tej mieścinie, w Gowidlinie"
Awatar użytkownika
Nevrast
Posty: 809
Rejestracja: 2013-02-16, 17:42
Tytuł: Kuchcik borysadowy
Has thanked: 5 times
Been thanked: 2 times

Re: VI Zjazd Loży Masońskiej Borysady

Post autor: Nevrast »

Cypr albo Rodos
Najpierw uśmiechy, potem kłamstwa. Dopiero potem kule.

Me ollaan samaa tuhkaa,
samaa kevyttä ilmaa,
Joten rauha nyt,
tää maailma on vihaan kyllästynyt
Awatar użytkownika
Jaszczur
Posty: 214
Rejestracja: 2017-07-25, 19:34
Tytuł: Potomek Denadaretha
Has thanked: 19 times
Been thanked: 26 times

Re: VI Zjazd Loży Masońskiej Borysady

Post autor: Jaszczur »

Miałem zachować ciszę wyborczą do czasu aż się wypowiedzą osoby, którym lokalizacja przeszkadza. Czas mija odpowiedzi brak, więc nie ma co czekać.

Gowidlino! Sprawdzone, ładne, ciche miejsce, z jeziorem, wypożyczalnią kajaków, pomostem, boiskiem do siaty i kosza, polem do rumebangów, paintballem. No wszystko czego trzeba to tam jest. Trochu daleko ale to się nazywa turystyka wakacyjna
+++
"I finally figured out the only reason to be alive is to enjoy it."
+++
Awatar użytkownika
Nevrast
Posty: 809
Rejestracja: 2013-02-16, 17:42
Tytuł: Kuchcik borysadowy
Has thanked: 5 times
Been thanked: 2 times

Re: VI Zjazd Loży Masońskiej Borysady

Post autor: Nevrast »

Zlot odwołany. Proszę się rozejść!













Kappa Kappa Kappa
Najpierw uśmiechy, potem kłamstwa. Dopiero potem kule.

Me ollaan samaa tuhkaa,
samaa kevyttä ilmaa,
Joten rauha nyt,
tää maailma on vihaan kyllästynyt
Awatar użytkownika
Mark Subintabulat
Wielki Szambelan
Posty: 1746
Rejestracja: 2013-05-10, 16:12
Tytuł: A. Duda Borysady
Has thanked: 2 times
Been thanked: 3 times

Re: VI Zjazd Loży Masońskiej Borysady

Post autor: Mark Subintabulat »

Postuluję stworzenie w pierwszym poście tego tematu listy obecności osób, które będą choćby przelotnie na zlocie żeby łatwiej było się rozeznać w temacie.
Dziękuję

PS proszę mnie wpisać na tę listę
Borys, dobry ziomek
Pedicabo ego vos et irrumabo
"Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz


Hard Corps Theme

Obrazek
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Re: VI Zjazd Loży Masońskiej Borysady

Post autor: Gruby »

Wstępnie chyba jest o tak

Pewniaki:
Kasia
Gruby
Jaszczur
Chromy
Gruba
Mark
Borys
Kurowa
Mati
Bubeusz

Będą ale nie na cały zlot:
Nevrast
Mefju

Jeszcze niepewni, ale chcą być na zlocie:
Shalvan
Markiza
Awatar użytkownika
Jaszczur
Posty: 214
Rejestracja: 2017-07-25, 19:34
Tytuł: Potomek Denadaretha
Has thanked: 19 times
Been thanked: 26 times

Re: VI Zjazd Loży Masońskiej Borysady

Post autor: Jaszczur »

Pięknie....
Tyle było pieprzenia się z domkiem a tu się połowa ekipy wysypuje na miesiąc przed zlotem. Ale będzie splendor! Będziemy mogli podzielić się pokojami

1 pokój - 5 osób
2 pokój - 5 osób
3 pokój - 3 osoby
4 pokój - bagaże
5 pokój - pudełko do gry Hanabi

Kto bogatym zabroni?
+++
"I finally figured out the only reason to be alive is to enjoy it."
+++
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Re: VI Zjazd Loży Masońskiej Borysady

Post autor: Gruby »

1 pokój - wszyscy razem z bagazami
2, 3, 4, 5 pokój - ja
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: VI Zjazd Loży Masońskiej Borysady

Post autor: Borys »

Agon śpi na dworzu jak w Bots will be watching
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Re: VI Zjazd Loży Masońskiej Borysady

Post autor: Gruby »

O CHOOOLEEERA, trzeba relację pisać.

IX ZLOT LOŻY MASOŃSKIEJ BORYSADY

Dzień -1 Zlotu Loży Masońskiej Borysady, sobota, Olsztyński B4 Boży

Przygoda zlotowa dla POTĘŻNYCH WARMIAN zaczęła się w sobotę, wraz z odebraniem Jaszczura z dworca bożego olsztyńskiego. Po krótkim szukaniu się nawzajem i robieniu potem sobie z ukrycia zdjęć, knur strażniczy znalazł gada warszawskiego, a potem wraz z nowym narybkiem zlotowym, czyli Mefjem i Matim, wyruszyliśmy kupować kwachy. Trafiliśmy do Piwosznika gdzie oguem dużo kwachów było i kupiliśmy tyle, że nieco się potem zalaliśmy czy wszystko zmieścimy. Ale są priorytety.

Następnie poczekaliśmy na Kasię i poszliśmy na tradycyjne, olsztyńskie hamburgery z łajnem z pomostu serwowanym w Handmade. Udało nam się nie zostać pożartym przez głodną Żelazną Babę, a następnie pełni sił, okuratni Warmianie potomkowie Piłsudskiego wyruszyli grać w bilaaaard. Po drodze spotkali olsztyńskiego druida ławkowego, znanego poniekąd z poprzednich wypraw, gdy ten spał wraz z nieumarłym gołębiem-chowańcem (już go nie miał, pewnie wpierdolił). Po bilaaaardzie poszliśmy do Cyber, gdzie wykonaliśmy taktycznego zerg rusha na 50 zerglingów, grę w zgadywanie piosenek z playlist na pornhubie i łende łende a oguem całe te. Wracając zaszliśmy do KFC, wytrzymaliśmy brutalną polityczną agitację pomrowów Bosaków, a potem poszliśmy spanko.

Dzień 1 Zlotu Loży Masońskiej Borysady, niedziela, Podróż Boża do Bombasu Sulęczyńskiego

Po przebudzeniu się oraz zjedzeniu śniadania z szamba mazurskiego, wrzuciliśmy bagaże do asterki bożej Mefja (zmieściliśmy się na styk, tak że nawet jeszcze jednego kwacha by się nie zmieściło) i wyruszyliśmy w podróż. Nasz brodaty dobrodziej kierował bezpiecznie, śpiewaliśmy, muzyki słuchaliśmy i staliśmy w korkach. Na postoju przy stacji jakaś baba stwierdziła że sra na naszego kwita i wbiła nam przed kolejkę, i, jak by to powiedział Nevrast w swoim pamiętnym wierszu "Gruba i chuj": "i to też chuj".

Po dojechaniu do Sulęczyna, zapoznaniu się z włościami i sprawdzeniu czy na naszego krula nie czyhają żadne niebezpieczeństwa, wzięliśmy się za gotowanie obiadokolacji dla smyków co miały przyjechać. Sam ośrodek był bardzo sympatyczny, mieliśmy dużo przestrzeni do biegania, boisko które mogło służyć do piłki nożnej, siatkowej, koszykówki oraz kabaddi, miejsca na ognisko, dużo hamaków i stolików na świeżym powietrzu, zjeżdżalnię, huśtawki oraz trampolinę. Wszędzie ładne klomby z kwiatami, pies agon zwany również przeze mnie Bajgielkiem (bowiem był rasy Beagle chyba), we wnętrzach sztućce, a także całkiem sporą kuchnię i dwa całe piętra na trzymanie zwłok po piciu wutki. Nieco obawialiśmy się co prawda tego, że każde piętro miało osobne wejście, ale z czasem się wyrobiliśmy i możemy już wspinać się na Mount Everest.


No, to cae te. Zrobiliśmy makaron z mięskiem mielonym a la spaghetti i przywitaliśmy innych członków Loży Borysadowej w skromnych, sulęczyńskich progach, a co się ich wyściskaliśmy to nasze. Zaraz po spożyciu posiłków bożych warmińskich w urokliwej altance (w której tak btw stały też piłkarzyki i mogliśmy grać ile dusza zapragnie), rozpoczęliśmy oficjalne otwarcie VI (jeszcze) Zlotu Loży Masońskiej Borysady w trakcie którego pozbyliśmy się starych koszulek, przywdzialiśmy nowe, zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie, odbył się obowiązkowy marsz dookoła domku, sporządzenie komisyjne regulaminu i jego podpisanie, wręczenie nowym członkom Loży kieliszków z ich imionami, skropienie regulaminu tym czego Prezydent Kononowicz by nigdy do ust nie włożył bo nie pije od maleńkiego, a następnie kulturalne spożycie napoju wysokoprocentowego (ale pod daszkiem więc Allah nie widział). Po rozpoczęciu zlotu przyszedł czas na prezenty. Borys dostał okładkę opiewającą jego czyny, Nevrast z racji niedawnych urodzin otrzymał whisky, uczestnicy karczmy otrzymali kolejno: Geiadriela (Borys) - farbki do malowania Burluka, Burluk (Kasia) - czapkę z krabem aby ciągle za nią podążał i czychał na jej jaja, Mosze (Eldad) - kietę z dolarem, Kharjo (Mati) - czapkę kucharską, a Lizandra (Jaszczur) oczywiście białe myszki (i nie potrzebował pić do nich alkoholu). Następnie odegrana została ku mojemu zaskoczeniu scenka z Karczmy Smoczy Skarbiec, gdzie zostało na mnie wylane piwo, połamano miotłę, w rogu siedział pijany śmierdzący krasnolud i okazało się że nie ma jajecznicy, czyli dokładnie jak na sesji. I dostałem drewniany kufel z którym się nie rozstawałem przez resztę zlotu.


Potem na dobry wieczór zajęliśmy się planszówkami i ćpaniem gazu rozweselającego od Kurowej. Ogólnie w trakcie całego zlotu bardzo dużo graliśmy w planszówki, m.in. w: 7 Cudów Świata, Banga, grę z jednorożcami, Avalona, Hanabi i insze cuda, o których może później. Graliśmy też w czółko i zostały otrzymane postaci: Borys - Chuj, Gruba - Bigos, Bub - Kapibara, Kurowa - Megara z Herkulesa, Gruby - chuj wie co co tylko Jaszczur znał, Nevrast - Cowiek Krab, Kasia - Konon. Rozgrywka nie była łatwa i padały w trakcie niej filozoficzne pytania (Nevrast: "czy ja to ja?"), a gdy w końcu skończyliśmy przeszliśmy do pokera... i tak sobie graliśmy do 3 w nocy. W ten wieczór albo w następny, nastąpiło też spożycie tostów przygotowanych przez Mefja, po którym okazało się, że nie mamy już w ogóle chleba, bo wszyscy go zeżarli jak dzikie knury.


Dzień 2 Zlotu Loży Masońskiej Borysady, poniedziałek, Stacja III - Borys Boży Upada Po Raz Pierwszy Przy Zakupach z Babami

Następnego dnia się obudziliśmy i zjedliśmy z rana paróweczki. Myszy zaczęły się rzucać na Jaszczura i wskoczyły mu do butów, no ale tak musiało być bo Rynsztok i -10 czystości. Początek pierwszego dnia był pod znakiem zakupów, dwa samochody prowadzone przez Grubą i Mefja pojechały w świat. I o ile ekipa Mefja wróciła szybko i sprawnie kupiła co było trzeba, to drużyna Grubej wróciła po dłuższym czasie. Uczynni, przykładni dżentelmeni Jaszczur i Borys wypełzli z samochodu jęcząc, bowiem Kasia i Gruba nie miały litości, i kazały im podczas zakupów kupić nie tylko alkohol i chipsy, ale też jakieś inne nieboże rzeczy nieprzystające do dźwigania prawdziwym Męskoturom.


Z bożą pomocą udało nam się rozpakować pełen bagażnik, a na obiad mieliśmy bardzo smaczne klopsiki w sosie pieczarkowym. Na zlotach oczywiście nie mogło też zabraknąć sportów - graliśmy w siatkówkę (w pewnym momencie Gruba i Kasia upadły na ziemię śmiejąc się. Próbowaliśmy je wyturlać poza pole - do Kasi wystarczył jeden chłop, Grubą przenosić musiała czwórka) oraz wspaniałą, indyjską grę, którą poznaliśmy dzięki naszej mulikulturowej otwartości - kabaddi. Co prawda nie znaliśmy zasad, ale nie powstrzymało nas to przed zaciętą walką, ważnymi taktycznymi dyskusjami ("on jest jak dzik, a wy jesteście jak żołędzie") oraz zawarciem nowych sojuszy - dzięki dyplomatycznym umiejętnościom Eldada jesteśmy teraz ogromnymi przyjaciółmi Kabaddi Polska (czyli odpisali nam na fejsie) oraz fanami drużyny polskiej kabaddi, będącej jedną z najlepszych na świecie.

Po przyjemnościach cielesnych, nastąpić musiały przyjemności umysłowe - dlatego na stół trafiła przygotowana przez Borysa planszówka Borysada Party, a wraz z nią nowe wyzwania, nowe karty dla graczy i nowe kostki oraz umiejętności. Zmienił się tez nieco sposób rozgrywki, bo graliśmy zespołowo. W szranki ze sobą stanęły drużyny:
- Lepsza Północ bez...
- Jebać majonezy
- Turki Klocucha
- Szkolna 17 KS Choroszcza


Jak zawsze śmiechu i radości było co nie miara. Kasia miała okazję postrzelać z łuku do Jaszczura i zemścić się za zdradę na v11, okazało się że nie jest to VI a IX Zlot Borysady, rozwiązywaliśmy quiz (jakby ktoś chciał to tu poziom easy - https://docs.google.com/forms/d/154U1cN ... sp=sharing, a tu poziom hard - https://docs.google.com/forms/d/1zqQkLv ... sp=sharing ), tańczyliśmy do Skibidi, ja zostałem wpierdolony do kibla, a potem pod stół i mogłem kraść klapki, Mefju żarł z koryta bez rąk jak Kasia rok temu, Chromy został Cowiekiem Świnią i został wyrzucony za obżarstwo, Kasia była Cowiekiem Koniem, tańczyliśmy do Hypnodancera, zrobiliśmy ludzką piramidę gejowską niebożą, Bub zrobił Buba w balona, mieliśmy również klasyczny koronawirusowy wężyk weselny, a Kurowa wyła w księżycową noc. Ostatecznie, po długich starciach, wygrała drużyna KS Choroszcza.

Nadeszła bodajże godzina 4 i trzeba było zgasić dyskotekową kulę i udać się na spanko...

Dzień 3 Zlotu Loży Masońskiej Borysady, wtorek, Byłem na Księżycu Bożym, spotkałem człowieka, to nie był człowiek, to był żuber, sarną i spadałem, i spadłem na żubra i on powiedział: "nie to nie na za bardzo jest płaska ziemia to jest półokrągła", a ja mu mówię: "co ty pierdolisz"

Do późnych godzin porannych (bodajże 12) mieliśmy przyjemność spać i wegetować po poprzednim wieczorze, a następnie zebraliśmy w sobie warmiańskie siły potężne i ruszyliśmy na zakupy. Po zauważeniu, że nie mamy maseczek i zapewnieniu ich nam przez Chromego, zakupione zostały rzeczy potrzebne do funkcjonowania domu borysadowego, napoje wysoko i niskovoltowe oraz lody, a dla bab czekolada i W KOŃCU wódka dla Grubej z okazji wygrania konkursu tłustoczwartkowego.


Dziewczyny przygotowały nam zupę buraczkową, Mati był poczwarką borysadową. Zażyliśmy też z Bubem i Borysem sportu w postaci piłki nożnej. Nie bacząc na doświadczenia zeszłych zlotów stwierdziłem, że skoro jestem Gruby to muszę się porzucać (w bluzie). Dosyć ładnie broniłem bramki gerontów nimnarejskich, aż w pewnym momencie Borys powiedział, że koniec zabawy i przyjebie. I przyjebał Kappa trafiając mnie prosto w głupi ryj, powalając świniołaka na ziemię. Z limem i lekkim wstrząśnieniem mózgu, ale za to z wiedzą oraz utwierdzeniem się w tym, że na zlotach nie warto kurwa grać w piłkę nożną, powróciliśmy do reszty. Po tym jak dowiedzieliśmy się jako ezograżyny jakimi żółtymi samoistnymi nasionami jesteśmy i jak zostało określone, że Jaszczur ma miękką dupę, rozpoczęło się ognisko boże. W jego trakcie śpiewane były Chryzantemy Złociste i Morskie Opowieści, oglądane niebo wraz ze wspaniałym słuchowiskiem w postaci Intermajora, jedzone kiełbasy i ziemniaki z ogniska oraz parzone stopy.


...stała się też wielka zdrada, bowiem Kasia zjadła Mefjowi rurki z kremem, przez co następnego dnia musiałem wstawać z rana. Ale o tym co jutro już jutro.

Dzień 4 Zlotu Loży Masońskiej Borysady, środa, Wielki Penis Grubej Tryumfuje Nad Xaalem

Z samego rana Kasia wyciągnęła mnie na zakupy, bo miała wyrzuty sumienia że zjadła Mefjowi rurki z kremem - w związku z czym kupiliśmy mu ich cztery opakowania, a przy okazji ogarnęliśmy nową miotłę (bo poprzednia została zepsuta podczas inscenizacji Karczmy Niemrawiec).

Na śniadanie przywitały nas naleśniki Grubej. Tym razem robiła je na trzy patelnie i starczyło ich dla wszystkich, a nawet zostało ich nieco więcej. Ba, nawet potężne żołądki Marka oraz Grubego nie były w stanie przejeść frykasów podawanych ze śmietaną, dżemem, majonezem, tudzież na najlepszy sposób czyli z pasztetem.

Po śniadaniu przystąpiliśmy do epickiej walki z Xaalem w kvltowej grze Buba. Dzięki współpracy i sile przyjaźni (#nohomo), zatryumfowaliśmy dosłownie na ostatnią kartę przed końcem, gdy wysłannik sił zła miał się stać już niezniszczalny. Przedostatni atak zadała Kasia, a ostatnie dźgnięcie swym potężnym pytongiem wyprowadziła Gruba. Tym razem i zjedliśmy wszyscy razem naleśniki, i pokonaliśmy Xaala.

Jako że wypożyczalnia kajaków nie była gotowa na potężnych Borysadowiczów i musiała poszerzyć rzekę, żeby NIEKTÓRE osoby hojnie obdarzone wszerz lub wzdłuż mogły przepłynąć, rozegraliśmy większość walk eliminacyjnych do Areny Tryumfu Żelaznego Ognia i nie było zaskoczeniem, że najlepiej szło Chromemu, Markowi oraz Shalvanowi, który niedawno przyjechał.

Gruba przygotowała nam gulasz ognisty, naprawdę zajebisty. Nie uczyniłaby tego bez nieocenionej pomocy Mefja, który chyba przez cztery godziny dłubał w tych jebanych mięsach. Wysiłek był jednak wart swojej ceny, bowiem Gruba przyznała mu certyfikat oczyszczacza mięs, a wszyscy spałaszowali posiłek ze smakiem. Nawet agon wlazł do domku i zaczął żebrać o jedzenie, ale gdy je otrzymał to wzgardził. Taki to zwierz.

Znowu graliśmy w kabaddi, tym razem w ciemnościach, dzięki czemu rozgrywka sprowadziła się głównie do gniecenia innych i łapania się po pindolach i inszych częściach ciała, ale zabawa była tym bardziej przednia (#nohomo).


Wieczorem ponownie rozpaliliśmy ognisko i odbyło się czytanie twórczości Borysadowej z Rycerzy & Księżniczek, wierszy, Karczmy oraz eventów Halloweenowych przez nowego herolda - Matiego. I po tym spanko


Dzień 5 Zlotu Loży Masońskiej Borysady, czwartek, Piraci Boży Sulęczyńskie Wody Podbijający i Wystawiający Sztuki o Chłopach Przebranych Za Baby (aka Dramat Kurwa)

Oooo choleeeera, tyle rzeczy było, że aż cienszko opowiedzieć. Poranek był dosyć spokojny, zjedliśmy parówki, kanapki i lody z twarożku ze szczypiorkiem, a baby z pomocą zapalniczki i kieliszka robiły drinki z moich brudnych stópek (mmmm~...). Po posiłku wybraliśmy się na podbój jezior i rzek Kaszub szerokich. W pełnym oporządzeniu borysadowym, z flagą, czapkami kucharskimi i pirackimi, stawiliśmy się na miejscu, rozdzieliliśmy, a potem zostaliśmy przewiezieni war wagonami do prowincji nadmorskiej, skąd rozpoczęliśmy swą podróż. Ta była bardzo sympatyczna, rzeczka była dosyć spokojna, z lekkim prądem, jednym małym wodospadem, jednym przenoszeniem kajaków przez mostek i jednym zawężeniem z roślinkami. Borys złożył w ofierze wodnym nimfom jednego ze swoich klapków, a Kurowa wręczyła w prezencie okulary przeciwsłoneczne okolicznym driadom podziwiającym jej urodę. Eldad tymczasem próbował znaleźć Boga Muszlę na dnie rzeki, ale ten był milczący - pewnie wystraszył się hałasującej jak dzikie kuny zgrai. Gdy wypłynęliśmy na jezioro stworzyliśmy POTĘŻNY statek-matkę złożony z siedmiu kajaków i tak przez jakiś czas płynęliśmy ciesząc się swoim towarzystwem. Potem zaś ruszyliśmy do domu, a jezioro było straszną kurwą bo znosiło nas ciągle na prawo - i cholera wie czemu bo wiatr wiał w lewo, no ale spoko ty gnojku tomaszku jeziorny.

Aby nabrać sił po spływie poszliśmy posilić się w okolicznej, wysokiej jakości restauracji, gdzie zakupiliśmy potrawy doceniane przez okolicznych tubylców zwane kebabami.

Gdy powróciliśmy przyszedł czas na długo wyczekiwanego LARPa. Tu pewnie inni się bardziej rozpiszą i opiszą swoje postaci, bo było mega dużo wątków. Ze swojej strony tylko zaznaczę, że był to LARP w klimatach Borysady v10, gdzie na dwór Galii przybyli wysłannicy z Imperium Granicznego i Polanii oraz piraci przebrani za artystów. Był Roe, Daud, Moto-Motus, Sir Connon, Testoviron i mnóstwo innych, dobrze znanych postaci z uniwersum. Mi się przydarzyło być księciem Galii Baldwinem, który onieśmielał graniczną księżniczkę Esmeraldę swoimi umiejętnościami podrywu ("o, umiesz strzelać i tańczyć to cię lubię, bądźmy małżeństwem", "mama mówiła że jak ci powiem że masz ładne oczy to będziemy mogli iść do pokoju", "- Cieszę się, że w realu nie jesteś takim słabym podrywaczem Gruby i tylko udawałeś. - Tak :harold:"), złowił kraba na polowaniu (to było zajebiste Mark xDD), był bardzo dobrym synem ("- Synek, dam ci przeczytać ten lsit ale nikomu nie powiesz, prawda? - Tak mamo". Pięć minut później połowa ludzi wie o treści listu), wcale nie kleptomanem (dwa ukradzione listy w tym jeden okupiony wypierdoleniem się na głupi ryj) i oguem to w sumie biegałem i robiłem zamieszanie i nic mądrego, a na koniec trafiłem do Granicy gdzie byłem niewolnikiem księżniczki Esmeraldy, czyli w sumie coś co mam na co dzień :harold:

I tak najlepszy był Chromy, gdy groził mu niebezpieczny pirat:

Generał Chromy - Weź stań tam
Ricardo Jaszczur - Co....?
Generał Chromy - No wyjdź stąd po prostu kmiocie

Na koniec podsumowaliśmy ładnie wszystkie nasze postaci i przygody, po czym poszliśmy na spanko. Dzięki Mark za zajebistą sesję.

Dzień 6 Zlotu Loży Masońskiej Borysady, piątek, Lud Borysadowy Boży Je Ostatnią Wieczerzę i Uwalnia Po Niej Demony


Szóstego dnia po zjedzeniu śniadanka poszliśmy na główną część Areny Tryumfu Żelaznego Ognia. W tym roku zatryumfowali w następującej kolejności: 1. Mark; 2. Chromy; 3. Shalvan; 4. Borys. W ogóle i ja i Jaszczur nie spisaliśmy się jako strażnicy bo dostaliśmy szybkie baty, Jaszczur od Pancernej Baby, a ja od Miłościwie Nam Panującego, ale było oguem fajnie i widać było, że każdy miał chrapkę na tryumf. Zwycięzca otrzymał ponownie robota kuchennego (30 zł kosztuje kobieta, to nie jest majątek), a o rękę Księżniczki-Jaszczurki odbył się bój, który polegał na tym, że część uczestników turnieju biegała za nią i napierdalała mieczami. Ostatecznie wygrała Gruba bo miała najdłuższy miecz.


Mark i Bubu wyjechali, zostawiając nas samych i smutnych (goniliśmy ich samochód ale byli za szybcy). Dostaliśmy depresji powyjazdowej, której nawet nie ukoił powrót Nevrasta (w poniedziałek albo wtorek musiał się zwijać, ale na szczęście powrócił jeszcze w piątek) i zajadaliśmy smutki - najpierw falafelami Grubej, potem zupą z soczewicy Mefja, a na końcu piersiami z kurczaka w marynacie poczętymi wspólnymi siłami przeze mnie, Mefja i Jaszczura. Wieczorkiem zagraliśmy w Colt Express (Moto Moto gwałcił ostatni wagon) i Grubej znowu udało się nie wygrać (chociaż była blisko). Potem jeszcze szybki wpierdol z Avalona i do łóżek.

Nocą odezwały się demony pierdziaw i było sranko pod kołderki coby wszystkim było cieplutko. Ja jeszcze trochę posmarkałem Kasi we włosy, bo czemu by nie. I była odgrywana scenka z Halynka, śpisz?


Dzień 7 Zlotu Loży Masońskiej Borysady, sobota, Mistyczne Kamienie Boże Przez Skrzaty Chronione


No i co, ostatni dzień. Kurde, zawsze cała para idzie w opisywanie pierwszych dni, a potem na ostatnie nie ma siły Kappa Rano się obudziliśmy i zjedliśmy pierogi z omastą. Ogarnęliśmy domek że mucha nie siada, wpierdzieliliśmy 1,5 litra lodów i posłaliśmy w świat Eldada, Borysa i Kurowo (znowu uciekli bo byliśmy zbyt ociężali po pierogach).


Chromy zlicytował produkty, które zostały do zlicytowania i ruszyliśmy na mistyczne kamienne kręgi i kurhany położone nieopodal Sulęczyna. Oguem to było fajnie i chodziliśmy po nich, śmialiśmy się z trupów, skrzatów i noszenia kamieni, przy jeziorku byliśmy, drogi gubiliśmy, badylarzom kasy nie dawaliśmy, orbitowałem wokół Kasi i robiliśmy coffin dance z Grubą, ale już nie mam siły wymieniać. Wracając zahaczyliśmy o Betlejem i Szkolną 17, a oguem to TECHNO TECHNO TECHNO. Dotarliśmy do Olsztyna i jeszcze poszliśmy doprawić się z Matim, Jaszczurem i Kasią do Cyber, gdzie tańczyliśmy do Skibidi publicznie, a potem ciągnęliśmy półżywą Kasię do domu.


I tak było oguem mjej wiemcej, a teraz idę na spanko bo jutro praca :-(
Awatar użytkownika
Jaszczur
Posty: 214
Rejestracja: 2017-07-25, 19:34
Tytuł: Potomek Denadaretha
Has thanked: 19 times
Been thanked: 26 times

Re: VI Zjazd Loży Masońskiej Borysady

Post autor: Jaszczur »

I co by tu dopisać? Gruby już napisał solidną relację, ale pewnie warto zmienić czasem POV. No i ten LARP opisać z innej osoby, bo udało się tak fantastycznie, że aż siurki uśmiechali się.

Ale to jutro, albo nawet później. Rano pracka ;(((
+++
"I finally figured out the only reason to be alive is to enjoy it."
+++
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: VI Zjazd Loży Masońskiej Borysady

Post autor: Borys »

To co pamiętam. Nie mam już siły na korektę Kappa

19 lipca
Zlot zaczął się dla nas dobrze – opóźnieniem pociągu do Gdańska o 45 minut. Alex chciała zwrócić bilety w aplikacji, ale było już na to za późno, więc poszła do kas PKP. Tam powiedzieli, że trzeba skontaktować się pośrednikiem, do którego należy aplikacja. Siergiej szybko odpisał na maila – ale polecił skontaktować się z PKP. Zdaje się, że do tej pory Alex nie odzyskała pieniędzy.
Na szczęście jechało jeszcze jakieś Intercity i wkrótce w Gdańsku napotkaliśmy Eldada, który poznał mnie po borysadowej koszulce. Głodni pojechaliśmy na Wrzeszcz, skąd mieliśmy około pół godziny na SKM-kę do Kościerzyny. Zamówiliśmy małe co nieco w Burger Kingu, a następnie zgarnął nas Bub i wsiedliśmy do pociągu. Zatłoczonego, pełnego wolno myślących ludzi, zdających sobie sprawę, że epidemia to wymysł Reptilian i Orbitów, dlatego mających za nic takie pierdoły jak zasłanianie ust i nosa.
W Kościerzynie pierwszym celem była jakaś knajpka. Silnym kandydatem była pizzeria „Furgon” z dentystą obok, ale koniec końców stołowaliśmy się gdzieś indziej. Kawki i zupki były pyszne, warte swojej ceny, więc czas mijał dość przyjemnie i leniwie. Potem przeszliśmy się jeszcze przez miasto (znaleźliśmy rzadkie filtry do wody czy sklep z parapetami) i spoczęliśmy na kocyku w małym parku, wypatrując Mefyou („to on? Ma brodę, ale jest łysy”). Podczas przewozu zaprezentował nam swoją playlistę „Oryginał czy przeróbka”, nieustannie zaskakując nas wynikiem.
Na miejscu spotkaliśmy się w końcu z Kasią, Grubym, Jaszczurem i Matim. Domek spełnił nasze wysokie wymagania, uczciwie podzieliliśmy lodówki (na górze jedzenie, na dole alkohol), łóżka do spania, znalazło się nawet miejsce dla Nimnaros Klubu Bubu. Następna dojechała Gruba i jej Penis, a potem Chromy z Markiem. Kiedy byliśmy już wszyscy razem, mogliśmy rozpocząć ceremonię otwarcia zlotu (ze świadomością, że właściciele ośrodka mają nas za sektę). Przebiegliśmy trzykrotnie domek krokiem marszowym, podsumowaliśmy rok, podpisaliśmy regulamin (na plecach Jaszczura) i zaprzysięgliśmy go własną wódką. Osoby bez kieliszków borysadowych otrzymały je w podarku, zostały też wręczone prezenty za inne okazje. Mogliśmy wypić i zacząć się bawić. Odegraliśmy scenę z sesji Grubego „Karczma Żubrzy Skarbiec”, gdzie powitaliśmy go jako gościa. Byliśmy jak najbardziej realistyczni w swoich poczynaniach – przepychaliśmy go i siebie nawzajem, nie podaliśmy tego, co zamawiał, oblaliśmy piwem. Jak w sesji. Nagrodę za cosplay zdobył Jaszczur przebrany za Lizandrę (babę, hehe), a wszystko spięło wypierdolenie Kharjo z karczmy.
Pograliśmy trochę w siatę, zadowoleni z infrastruktury sportowej ośrodka, pobawiliśmy w czółko („penis Jaszczura”, „czy to zwierzę jest takiej wielkości”, „czy ja to ja”), co zaowocowało nowym hasłem do Klubu Bubu (UWAGA PODAJĘ HASŁO, HASŁO KAPIBARA). Atrakcją wieczoru była gra w pokera, na karty uno.

20 lipca
Dzień zaczęliśmy jak należy – od śniadania przy muzyce klasycznej. Wkrótce przypałętał się pies Agon (z dużej), taki biedny i stary, ale wszyscy natychmiast go otoczyli i wyczochrali. Poza tym kwachy się powoli kończyły, więc czas było uzupełnić zapasy piwa. Pojechaliśmy z Kasią, Grubą i Jaszczurem na zakupy. Z tym ostatnim wychodziliśmy już ze sklepu ze wszystkim co nam potrzebne (alkoholem), kiedy okazało się, że dziewczyny chcą jeszcze kupić jedzenie (nie wiadomo po co). Musieliśmy słuchać bajdurzenia, ciągle na nas krzyczały, nie było wiadomo o co im chodzi, więc wróciliśmy zmasakrowani jak lewacy przez Korwina. Ale przynajmniej śmiesznie się jechało czołgiem („jak się rozpędzę to zabiję, ważymy ze 3 tony!” - Gruba).
Po obiadku pograliśmy jeszcze w siatę, a potem „nauczyliśmy się” nowej gry – kabaddi. Generalnie nie znaliśmy zasad, więc z grubsza przypominaliśmy sobie o co chodzi. Było śmiesznie. Gruby wysmarował się tłuszczem, a potem przedstawił swoją taktykę („oni są jak dziki, a my jak żołędzie, trzeba ich zabić”). Trochę śmiechu było, gra spodobała się prawie wszystkim. Mamy już kontakt z reprezentacją Polski, oferują nam utworzenie olsztyńskiej drużyny i przysłanie z Bombasu trenera kabaddi.
Wieczorem sprawdzaliśmy poprawność nowej wersji Borysada Party. Co się działo:
- Bub pracował nad Nimnaros i zmieniał ludzi w bezwolne kaktusy
- Chromy krążył po pokoju jako Cowiek Świnia i został spierdolony okuratnie ze stanowiska, kiedy chciał dorwać się do lodówki
- Skibidi, Rasputin, I’m ok, Hypnodancer
- jebła czasoprzestrzeń – otworzył się portal 3 lata do przodu i jednocześnie świętowaliśmy 9 zlot borysadowy, brama nie została zamknięta, dlatego za 3 lata będziemy jednocześnie przeżywać 6 zlot
- o cholera
- Kasia liczyła na suchy chleb jako koń
- kostka Chromego działa i piliśmy wódkę
- Kurowa poszła wyć w księżycową noc
- napierdalałem Grubego klapkiem (tym samym, który później ukradły Duchy Rzeki)
- zrobiliśmy piękną, ludzką piramidę
- Eldad przygotował rasę premium dla Buba na NMN
- zrobiliśmy weselny wężyk dookoła całej posiadłości
- JEŹDŹCY ROHANU ZNÓW SZARŻOWALI
- Chromy wysmarował się na murzyna
- Kasia próbowała ustrzelić Jaszczura z łuku
- Gruby zaklęty w butelce przez Wódkomantę
- Gruby się rozbierał
- Mefyou zjadł wszystkie chipsy z ketchupem bez użycia rąk
- Mefyou bił się z Chromym penisami (no mieczami)
- GRUBA JAKO GWAŁCICIEL CZUŁA SIĘ NIEDOWARTOŚCIOWANA (i ogólnie tłumaczyła jak to ciężko się molestuje ludzi i powinniśmy być troszkę wrażliwsi dla gwałcicieli)
- nie pamiętam wszystkiego, ale działo się więcej Kappa
Trochę szkoda, że wszystkich wyzwań nie spróbowaliśmy, no ale reszta za rok.

21 lipca
Obudziłem się na lekkim kacu i po późnym śniadaniu (jajeczniczka) udaliśmy się spacerkiem do Sulęczyna po zakupy alkoholowe. I przy okazji kupiliśmy sobie lody. Była trochę zamuła, ale pograliśmy w banga, w piłkę nożną… Gruby wziął bluzę i się rzucał, zrobiliśmy konkurs rzutów karnych. Po kilku obronionych strzałach stwierdziłem, że koniec zabawy i zabiłem prosiaka na miejscu x] na tym zakończyliśmy naszą przygodę z piłką. Poza tym podczas zlotu trochę porzucaliśmy do kosza z Markiem, Bubem i Alex, a tarcza ledwo wytrzymywała nasze rzuty. Jakoś w międzyczasie Mati zmienił się w poczwarkę.
Wieczorem nie zabrakło krótkiej sesji siatkówki i być może kabaddi (nie pamiętam kiedy dokładnie graliśmy xD), zjedliśmy pyszną zupkę (barszcz) i przystąpiliśmy z Bubem do przygotowania ogniska. Niezawodna była Gruba, która przyniosła znicz olimpijski, a potem Mati, który przyszedł z krzesiwem (chyba od Mefyou). Alex wzięła gitarę, więc udało się stworzyć parę zwrotek do Chryzantem Złocistych i Morskich Opowieści. Eldad spisał co mógł skrupulatnie, więc pozwolę sobie zaprezentować naszą twórczość szerszemu gronu:

Zdradziłaś kurwo mnie
Mimo Dekalogu Moroku
Bowiem on powiada że
Każda kobieta to wywłoka.

Zdradziłaś kurwo mnie,
Lecz Morok jest moim Bogiem
Wyjębie ci lepe w ryj
Bo postępuje zgodnie z Dekalogiem

Zdradziłeś Burluku mnie,
Się tego nie spodziewałem
Myszy wprowadziły się
I wylądowaliśmy w kale

Zdradziłeś Borys mnie
Miało nie być randoma
Miałem wygrać sesje te
I teraz każdy mnie pokona

Zdradziłaś kurwo mnie
To był wielki cios
Ale teraz mam czas
Otworzę Nimnaros

Zdradziłaś kurwo mnie
Kiedy moja marchewko
Była twarda i wielka
Ty kicałaś na granicy

Zdradziłeś Agonie mnie
Pierdoliłeś o enneagramie
Lecz ja się nie przejmuje
Bo kurwa mam wyjebane

Zdradziłaś Polsko mnie
Lecz ja nie przejmuje się
Bo mam rodzinę
Na Borysadzie

"Ballada o cyckach" Jeden chciałby być kononem, Drugi chciałby być majorem. Jeden brzydki, drugi paszczur, A tu siedzi z nami Jaszczur.


Tego wieczora… czy ja mogę usiąść? Zrozumieliśmy, że ziemia jest… płaska. O cholera. Czy ja mogę wstać? To nie był człowiek… to był żuber. Z sarną. Intermajor przeniósł nas na nowe poziomy świadomości. Poza tym – gwiazdy były super.

22 lipca
Dzień zaczęliśmy od naleśników. A skoro były naleśniki – musiał być i Xaal. Bub przygotował wersję dla dwunastu osób, a więc mogliśmy przystąpić do akcji. Mi przypadła postać Rudo, niemyjącego się krasnoluda, którego Gruby stworzył kiedyś na Nimnaros („kurwoć toż to kura jest”). Mogłem przywrócić życie za mydło.
Sytuacja była trudna – zostało tylko pięć kart na stosie, a więc dwie osoby mogły zrobić ruch. Pierwsza osoba (ja) – trafiła na klątwę, a więc nie mogłem się ruszyć Kappa potem była Gruba, która… trafiła na klątwę. I kiedy wydawało się, że Xaal znowu wygrał, Gruba znalazła w talii kartę chroniącą przed klątwą i wygraliśmy. Świat uratowany do następnego razu. Pograliśmy też w Avalona, gdzie drużynie złych udało się wygrać. Większość złych siedziała blisko siebie, co jest „niemożliwe”. Piękne ogranko. Nieźle się zaskoczyliśmy z Bubem, kiedy się okazało, że obaj jesteśmy złolami. Nie były za to zdziwione Gruba i Kasia („Borys jak jest złolem jest zawsze głośniejszy i robi dziwne miny”, pod koniec zlotu: „Borys jak jest złolem zawsze robi się bardziej cichy i udaje, że nic nie wie” Kappa). Pograliśmy też w 7 Cudów, zdaje się, że wygrywali Mark i Jaszczur, ale nie jestem pewien.
Na obiad zjedliśmy gulasz ognisty, co potem czuliśmy w toaletach i wieczorem na kabaddi x]. Siatka zaliczyła dziś tylko krótki epizod i więcej na zlocie się już nie pojawiła, z którego to powodu trochę posmutkuję. W międzyczasie zjawił się Shalvan, co głośno oznajmiłem wszystkim: „mamy wyciek gazu w domku, o cholera!” - ale tylko dwie osoby się zainteresowały x]
Na początku gry jak zwykle zauważyliśmy, że dalej nie mamy ustalonych zasad, więc koniec końców graliśmy w najprostszą formę gry – bez punktów i schodzenia z boiska. Po tym, gdy w piątkę zatrzymaliśmy Jaszczura, a pole gry spowiła woń wywołana gulaszem, Alex i Gruba stwierdziły, że wkraczają do akcji. Na obie trzeba było rzucać się całym zespołem, przygniatać do ziemi, żeby nie uciekły (chociaż Grubej raz się udało, bo zdaje się, że wszyscy rzuciliśmy się przez przypadek na Matiego), a potem drugi zespół ruszał je odbić.
Wieczorem znów zrobiliśmy ognisko, Alex chwilę pograła na gitarze, przypomnieliśmy sobie poezję z rycerzy i księżniczek, creepy pasty z eventu halloweenowego i ogólnie oddaliśmy się wspominkom, a nieco później rozmowom o życiu, śmierci i autocadzie.

23 lipca
Dzień zaczęliśmy (o 12 XD) od ruszenia na kajaki. Podczas przeprawy już na początku wcisnąłem Alex w pokrzywy, a potem w gałęzie, gdzie straciła okulary. Potem jakoś opanowaliśmy sytuację i właściwie nic nie sprawiało nam trudności, najgorsze miało nadejść. Po przypłynięciu mostu imienia Ziobro (nazwa wzięła się stąd, że duchy rzeki wzywają tam Zbigniewa Ziobro, aby przestał dręczyć ich krewnych, a okrzyki niepokojonych dusz słychać z odległości wielu kilometrów), trzeba było przenieść kajaki na drugą stronę kładki. Po przybiciu do brzegu, kiedy Alex już chciała wysiadać, chwyciły mnie jakieś potężne macki i wciągnęły pod wodę. Stoczyłem z nimi ciężką walkę, zobaczyłem w oddali podwodne miasto Moroka z K1 i wróciłem do reszty. Zdaje się, że demony rzeki próbowały porwać również Eldada, ale i ten się nie dał. W tym zamieszaniu ktoś (coś?) ukradło mi jednak klapka. Strata ta była bardzo bolesna, ale trzeba było płynąć dalej. Dotarliśmy nad jeziorko, gdzie po stworzeniu potężnego pancernika i różnych rydwanów wróciliśmy bezpiecznie na ląd.
Po powrocie nie traciliśmy czasu i przygotowywaliśmy się do larpa. W ruch poszły stroje, wódka kaczukowa i rekwizyty. Jako król Leopold byłem niespełnionym artystą, pantoflem żony Liadan i chciałem abdykować. Byle nie na rzecz mojego głupiego syna Baldwina. Przywitaliśmy delegację z Granicy, dziwnie zainteresowaną naszym budżetem. Ja wolałem rozmawiać o obrazach („Otyły podczas ablucji”), a na ucho przyjmowałem „sugestie” od Alex („porozmawiaj o współpracy gospodarczej” i tym podobne nieistotne rzeczy). Służbę miałem jednak kompetentną, szambelan Testo (Eldad), którego atrybutem była pomarańcza, razem z Kurową dzielnie pilnowali skarbu państwa. Niżej w hierarchii stał drobny sługa Roe, jak się później okazało – Daud. Sługą był jednak dobrym, dlatego dostał 10 marek nagrody (1% budżetu kraju XD).
Wiedząc, że piraci czyhają na skarb wysłałem przyjaciół z Granicy na przedstawienie sir Connona (Grubej), a Baldwina (Gruby) na swaty z Elizabeth (Kasia). Sam z szambelanem i królową rozważaliśmy sytuację, podejrzewaliśmy Grubą i wypytywaliśmy ludzi wykorzystując umiejętności postaci. Alchemik Kusharo (Shalvan) rozdawał swoje mikstury, Bub węszył wszędzie ze swoją cebulacką, polańską torbą. W końcu Eldad poprosił wszystkich o zdjęcie koszulek, aby sprawdzić, czy ktoś nie ma rany na klatce piersiowej i znamienia na plecach. Okazało się, że Mati jest prawnym następcą tronu i koniec końców abdykowałem na jego rzecz. W międzyczasie jednak nakryliśmy Jaszczura na kradzieży, ten potem zabił Dauda, Gruba go aresztowała i wypuściła, aby uciec ze skarbem, Kasia wszystkich uśpiła, zrezygnowała z Chromym z rozmów pokojowych, Bub podpisał lepszy kontrakt dla Polanii, Chromy krzyczał do Jaszczura „wyjdź stąd kmiocie”, Mefyou (kapitan Barnaba) kazał Matiemu biegać dookoła domku... Dramat. Fajna zabawa, super Mark, że tyle pracy włożyłeś w to dla takich zwierząt.

24 lipca
Ostatni pełny dzień zlotu. Czasu nie było dużo, dlatego skupiliśmy się na turnieju. Po wielu dramatycznych walkach, zwycięzcą ponownie został Mark, który pokonał Chromego, powracającego po roku przerwy do finału. Po trzecie miejsce tym razem sięgnął Shalvan. Ucztą dla plebsu był pościg „przegranych” za Księżniczką Jaszczurką w spódniczce i okładanie go mieczami. „Nagrodę” znów zdobyła Gruba. Reszta słysząc jej wynik „78 uderzeń”, szybko zapomniała o swoich 115 na osobę, aby czasem nie wracać do domu z takim balastem x]
Pograliśmy jeszcze w jungle speeda, banga i trzeba było żegnać Marka i Buba… Smutek. Potem w oczekiwaniu na jedzonko pograliśmy w Tajniaków (Qumran 2), a już nasyceni w Colt Express. Po wielu plot twistach i porażce Grubej o włos („wygrałam, wygrałam!… jak to nie wygrałam?!”) i aresztowaniu tylko jednego pustego wagonu, po triumf sięgnęła Alex. Ta wygrała też rywalizację z Eldadem w piłkarzykach, rewanż już za rok (a może i szybciej?). Reszta ekipy w międzyczasie spędzała czas przy Roll of the Galaxy. Postrzelaliśmy jeszcze z łuków.
Robiło się już późno, więc powoli zbieraliśmy się do spania. Zagraliśmy w dwie partie w Avalona, sięgnęliśmy po wesołe baloniki („9 ZLOT BORYSADY XDDDDDD”), Gruby się wypierdział i zasnęliśmy.

25 lipca
Wstaliśmy wcześnie w smutnych nastrojach. Zjedliśmy pierogi (a gdzie były najbardziej prawilne, z kapustą i grzybami?) i pojechaliśmy. W Gdańsku jeszcze trochę pogadaliśmy z Eldadem o konsolach retro, ale wkrótce pojechał pendolino na południe, a nam zostało uczucie pustki i spanka. Super, że w tych czasach udało się prawie całej ekipie spotkać i wybawić. POZDRAWIAM SERDECZNIE.
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Społeczność masońska”