Twierdza 2019 - relacja

Zloty, konkursy, przejmowanie władzy i takie tam.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Twierdza 2019 - relacja

Post autor: Gruby »

Krul każe, archiwista musi :-(

To ten, byliśmy na Festiwalu Twierdza w Giżycku c'nie. Takim bardzo zacnym składem, bo:
- Krul
- Kurowa
- Nevrast
- Jaszczur
- Świerzak
- Kasia
- Gruby

Dodatkowo dołączyli do nas potencjalni Borysadowicze i szanowni kumple i kumpele, w postaci:
- Matiego (z ramienia Jaszczura i Grubego);
- Mefja (z ramienia Grubego);
- Gocha (z ramienia Jaszczura i Grubego);
- Gocha2 i Damian, których w sumie pierwsze na oczy widzieliśmy chyba na festiwalu i ich nie znaleźliśmy, ale tak się złożyło, że sobie chodziliśmy razem potem kappa

Podróż moja, Jaszczura, Kasi i Matiego do Giżycka zaczęła się w piątek, kiedy to przyjechał po nas nasz dobrodziej i kierowca Mefju. Przez całą drogę raczyliśmy się wysokiej jakości poezją oraz muzyką w postaci m.in.:
- Borys LBD - Dżesika (https://www.youtube.com/watch?v=d00_feh_EE4)
- Ronnie Ferrari - Ona by tak chciała (https://www.youtube.com/watch?v=LCcIx6bCcr8)
- Tede & Sir Mich - Biełyje nosy (https://www.youtube.com/watch?v=eZ1nDCWct7g)
- Cronica - Tyr (https://www.youtube.com/watch?v=ONIcTULdXYQ)
- Stachursky - Vademecum DJ'a (https://www.youtube.com/watch?v=E7zZmvQPaMQ)

Czyli była, krótko rzecz ujmując, wixa kurwa. Mefju szybko zdobył sympatię obecnych Borysadowiczów swoim dobrym poczuciem humoru, gustem muzycznym, bezpieczną jazdą i ogólnie byciem fajnym ziomeczkiem, także już go sobie zaklepaliśmy i niechaj inne tekstówki się od niego odbierdolo.

Dotarliśmy do Giżycka, Mefju powiózł Matiego i Jaszczura na namioty, a ja z Kasią się rozlokowaliśmy w naszym domku. A potem wyszliśmy po Świerzaka. Świerzak podczas całego zlotu też się okazał bardzo dobrym synkiem, pomagał, był grzeczny, łamał karki wrogom krula i dobrze się wpasował. Krul go klepnął, także ma wejściówkę na zlot letni.

obrazek


No, a potem poszliśmy do strefy karczemnej i piliśmy kappa Było kwaśne piwo (gose rabarbarowe) także było co pić, a nie jakieś tfu, stouty i ale. Po walce z namiotami, zebraliśmy się razem na słuchanie muzyki. A potem poszliśmy na dworzec po Krula, Kurową i Nevrasta. Ogólną wesołość wzbudził ryński Batalion Remontowy - najwybitniejsza jednostka wojskowa Rzeczpospolitej, która chociaż jest wyśmiewana przez inne oddziały, to z pomocą gładzi, szpachel i trytytek potrafi pokonać niejednego wroga.

obrazek


Władca ze świtą został powitany krokiem marszowym oraz ukłonem i zaprowadzony na Twierdzę. Tam powiedliśmy go ku karczmie i wręczyliśmy prezent: akt własności Twierdzy Boyen i wszystkiego co tam jest (razem z długami). Nie był to jednak koniec. Świerzakowi wręczyliśmy akt bycia własnością Borysady, który przejął Nevrast. Jakoś w okolicy tego czasu zgarnęliśmy też Damiana i Gochę2.

obrazek


A potem poszliśmy spać kappa

Następnego dnia trzeba było szybko wstawać, bo jakiś grubas prowadził prelekcję o tekstówkach. Ja, Kasia, Świerzak i Mefju zjedliśmy sobie śniadanie w Omedze, po czym wiedzeni na skrzydłach ze screenów Borysady dotarliśmy na prelkę.

Prelka była i dupki mi biły brawo chyba przez minutę, a ja nie wiedziałem co ze sobą zrobić i patrzyłem w podłogę. Na szczęście poza Borysadowiczmai przyszły tylko trzy inne osoby, dzięki czemu zachowaliśmy czystość rasową.

Potem poszliśmy na dół, na wioskę, gdzie popróbowaliśmy swoich sił w strzelaniu z broni (ASG), a potem w strzelaniu z łuków. Mieliśmy walkę 4 vs 4 na łuki i potem przy liczeniu wyników było mniej więcej:
- Dobra, ile razy oberwaliście?
- Borys: 3
- Mefju: 2
- Świerzak: 2
- Gruby?
- 8 kappa

obrazek


Przy łukach był ładny, kudłaty pieseł, który podbił serce Kasi i domagał się głaskanka ciągle. Potem poszliśmy na konkurs wiedzy o Gothicu. Reprezentacja: Świerzak, Nevrast, Jaszczur, Borys i Gruby odniosła oczywiście moralne zwycięstwo, ale za rok będzie lepiej kappa

obrazek


Potem poszliśmy całą grupką na obiad do Papryki. Tam pojedlimy sobie i na chwilę się po obiedzie rozdzieliliśmy. Nie pamiętam z kim, ale wiem, że poszedłem potem do games roomu, gdzie było granko w Mario, bongosy, tuptanie nogami do muzyki i wciskanie przycisków do muzyki. Inni poszli na spotkanie z artystami, którzy mieli grać - Velesarem i Cronicą. A potem chiba był Ragnarok.

obrazek


Rzeczony Ragnarok był walką na miecze i łuki. Mieliśmy do wyboru miecze dwuręczne, miecz + tarcza i właśnie łuk. Ogółem imo było super i bardzo fajnie się ze sobą siekało. Szczególnie śmiesznie walczyło się przeciwko "instruktorowi", który miał w dupie zasady i rzucał w nas mieczami, przeciwko Kasi przekradającej się jak nabuzowany dragami krasnolud i w każdej sytuacji gdzie było 3vs1 (serio mi się to podobało).

obrazek


Po walkach odebraliśmy Gochę1 i poszliśmy pod scenę cosplayową, gdzie był pokaz cosplayów, konkurs AlterEgo. Nie wystąpili co prawda ludzie na których oddawaliśmy głos kappa ale było parę fajnych kreacji, jak np. ktośtam walczący z Jaszczurem, pani Inkwizytor i śpiewający elf - zdecydowanie najlepsza kreacja wieczoru. Potem poszliśmy pić i się bawić, machnęliśmy Jaszczurowi dziarę "Panda chuj", obok jakiś półnagi typ dawał sobie rysować gołą dupę mazakami i wyciskać ketchup na suty. Na scenie pojawili się gopnicy, w związku z czym poszliśmy potańczyć, a potem grały dwa zespoły wieczoru - Jaszczur i Mati byli w siódmym niebie.

A potem nieco grania w games roomie i spanko.

obrazek


Następnego dnia znowu poszliśmy zjeść śniadanko w Omedze (ja, Kasia, Świerzak), a potem na Twierdzę. Tam czekała na nas ekipa eksploratorów, która już od rana czuła zew przygody i wspinała się po rozległych murach Twierdzy Boyen. Obeszliśmy dookoła kompleks bunkrów (do niektórych weszliśmy i widzieliśmy nawet znaki użytkowania kappa ), Kasia i Gocha uczyły się obsługi aparatu, uratowaliśmy R2D2, odbiliśmy z Jaszczurem strefę 51 jako naruto runnerzy, a następnie trafiliśmy na strzelnicę, gdzie co odważniejsi gieroje postrzelali z broni ostrej do wrogów Borysady (zabić mi tych ludzi).

Czas było się powoli zbierać. Z nieocenioną pomocą moją, Mefja, Gosi i Kasi, reszcie udało się złożyć namioty i pozbyć jakiejś tam starej pizzy która była niesmaczna i ciasto twarde niewyrobiene, a Jaszczur miał nawet chwilę uniesień z kijem ofiarowanym przez Kasię.

Potem poszliśmy na Ragnarok znowu, jednak tym razem wrzucenie do poszczególnych drużyn 3 łuczników (zamiast 1 jak w poprzedniej rozgrywce) spotkał się z delikatną dezaprobatą tych, którzy nie mogli wyjść z bazy bo non stop ginęli od strzał, będą zmuszeni do grania do końca życia sflaczałą piłką po strzałach w jaja, dostali strzałami w krtań albo byli narażeni na ataki jakichś dwóch obcych ziomeczków, co mimo że dostali 4 razy to nie schodzili. PS: Łucznicy byli w siódmym niebie.

Potem był pojedynek na znajomość pokemonów między Jaszczurem, Kurową a Krulem (wygrał Jaszczur) i poszliśmy odprowadzić Kurową, Krula, Nevrasta i Gochę na pociąg. Udało się ich odstawić w porę, tuż na przyjazd.

Potem wróciliśmy na Twierdzę i pojechalimy do domu. Tym razem było mniej pierdolnięcia, a prym wiodły openingi z anime, tak dla tego.

Dla zadumy.

I się skończyło, teraz Ty jaszczur kappa
Awatar użytkownika
Jaszczur
Posty: 214
Rejestracja: 2017-07-25, 19:34
Tytuł: Potomek Denadaretha
Has thanked: 19 times
Been thanked: 26 times

Re: Twierdza 2019 - relacja

Post autor: Jaszczur »

Festiwal Fantastyki potocznie zwany "Twierdza" odbywający się w Twierdzy Boyen w Giżycku.

Gruby już bardzo ładnie opisał co i jak, ale może moja perspektywa rozjaśni kilka rzeczy, które Gruby chciał ukryć lub przekłamać x]

Po dojechaniu na miejsce rozdzieliliśmy się. Gruby i Kasia poszli odebrać pokój i przejąć Świerzaka. My udaliśmy się na pole namiotowe. To co tam się wyprawiało to się najstarszym Indianom nie śniło... Weszliśmy przez główną bramę i podeszliśmy do namiotu akredytacji. Gdy już zostaliśmy oznakowani jak bydło jeden z ochroniarzy podszedł do nas i zrobił nam rewizję plecaków. Przecież my nie pijemy od maleńkości, panie władzo! Nic nie znalazł w bagażach, więc pozwolił nam iść dalej. Dorzucił tylko tekst, że "w tym roku nie ma kaucji za pole namiotowe". Nie ma? Kurwa, doskonale! Poszliśmy na pole namiotowe i zrzuciliśmy toboły z pleców. Wtedy pojawił się jeden z lokalnych gżdaczy.
- Dzień dobry, panie gżdacz. My rozbić namiot.
- Dzień dobry, panie... Jaką masz pan opaskę?
- Żółtą, panie.
- Aaaa... To pan uczestnik jest. To je pole dla wystawców. Żółte opaski wypierdzielać za płot, o tam (machnął ręką). I trzeba mieć potwierdzenie opłacenia miejsca na namiot.
- Ale nam strażnik mówił, że nie trzeba płacić.
- Eee... A... To nie wiem. Idźcie do punktu informacyjnego i się dowiedzcie.
No to poszliśmy i się dowiedzieliśmy. Czego się dowiedzieliśmy? Też dobry motyw, to było tak:
- Dzień dobry punkcie informacyjny
- Dzień dobry uczestniku
- My się chcieliśmy dowiedzieć o co się rozchodzi z polem namiotowym. Podobno nie trzeba płacić ale jednak trzeba płacić w tym roku...
- Tak wam na polu namiotowym powiedzieli?
- Tak
- To my nie wiemy, idźcie do akredytacji.
Jak trzeba to poszliśmy. W akredytacji byli już bardziej ogarnięci ludzie, którzy powiedzieli nam dokładnie, że u nich się takich rzeczy nie załatwia i trzeba iść do namiotu załatwiającego pole namiotowe. Pokazali nam gdzie i jak. Zajebiście. Poszliśmy do kolejnego wskazanego miejsca i nareszcie się udało! Ogarnęliśmy sobie wszystko cacy i nareszcie, z pozwoleniem w ręce, udaliśmy się na pole namiotowe. Potem rozstawianie pałacu. Tak, to nie namiot, to pałac! Wielkie bydle, które pomieściłoby 6 leżących obok siebie osób. Jak stanąłem na środku to nie dotknąłem głową sufitu. Pałac.
Od razu było widać, kto zdominował pole namiotowe. Gdy rozkładaliśmy tego molocha swoją pomoc zaproponowała dwójka przesympatycznych osób, Damian i Gosia2, którzy byli rozbici z namiotem tuż obok i po sąsiedzku się zachowali. Szybko się z nimi dogadaliśmy i przygarnęliśmy pod nasze skrzydła. Tak oto zacną ekipą poszliśmy pić do baru, gdzie spotkaliśmy się z resztą gromady. BYŁO FANTASTYCZNIE. Późnym wieczorem wyszliśmy jeszcze po delegację z Miasta Krulewskiego i zaprowadziliśmy Borysa, Kurową i Nevrasta na teren imprezy. Było już ciemno a oni mieli namioty do rozbicia też, więc oświetlaliśmy teren budowy namiotów telefonami. Poza tym mój pałac zajmował większość trawnika i kiepsko było z miejscem. Przesunęliśmy więc powbijane w ziemie słupki wyznaczające pole namiotowe i nagle zrobiło się duuuużo miejsca. Zaraz obok pałacu pojawiły się namioty Nevrasta i Borysa. Zadowoleni z wykonanej pracy udaliśmy się na wieczorną modlitwę.

Wieczór skończyliśmy gdzieś koło 1 czy 2 w nocy. Chodziliśmy sobie po okolicy i śpiewaliśmy gothic rapy, na co inni ludzie bardzo entuzjastycznie reagowali i klaskali albo dołączali się do śpiewania. Przesłodkie!

Dalej było tak jak pisał Gruby. Poszliśmy na jego prelkę z samego rana. Sala była wypełniona po brzegi ludźmi głodnymi wiedzy o mitach i legendach z ziemi Borysadowej. Jak prelka się skończyła to zaczęliśmy klaskać prowadzącemu w podzięce, że nareszcie skończył i można wracać do picia x]

Chodząc po terenie imprezy znaleźliśmy moje haubice w ilości około 5. Gdzieś na dnie morza jest jeszcze 35, więc może za rok będą mieli więcej.

Turniej wiedzy o Gothicu od razu zwrócił naszą uwagę i wiedzieliśmy, że musimy wziąć w nim udział. Przed konkursem przypominaliśmy sobie różne rzeczy zadając sobie nawzajem pytania. Podczas konkursu okazało się, że mamy dar jasnowidzenia! Większość pytań, które sobie zadaliśmy i znaliśmy odpowiedzi padła! Ale niestety nie my je dostaliśmy tylko jakieś randomy, szkoda. Poza tym pojawiło się dużo pytać o G3, którego nie uznajemy za bardzo bo jest dziwny. Pozwoliliśmy wygrać jakiemuś łysemu typkowi, który był pewnie avatarem Lestera.

Później, wieczorkiem, Mati i ja poszliśmy na spotkanie z zespołami Velesar i Cronica, które miały wystąpić tego wieczoru. Rozsiedliśmy się w salce. Zespoły miały tylu członków, że zajmowały same pół pokoju. Na szczęście na widowni siedziało może z sześć osób, więc nie było tłoku. Tam poznaliśmy trochę historię zespołów, usłyszeliśmy opowieści o ich najdziwniejszych i najlepszych koncertach (podobno w Czechach są najlepsze imprezy folk metalowe!).

W tym właśnie momencie w czasoprzestrzeni postanowiliśmy iść jeszcze na RagnarOK. Nie podzielam marudzenia przedmówcy - było fantastycznie. Byłem właśnie łucznikiem, więc bawiłem się przednio. Przykro mi tylko, że trafiłem bardzo niefortunnie w Grubego, przez co będzie musiał grać w życie sflaczałą piłką.

Wieczorem po rozgrzewce z gopnikami rzuciliśmy się pod scenę bo zaczął grać zespół Velesar. Pod sceną poznaliśmy jeszcze jednego typka (nawet się sobie nie przedstawialiśmy), który był wielki, wytatuowany, miał długie włosy i brodę. To ten sam, który później ściągnął portki i pozwolił jakiejś dziewczynie malować sobie po dupie flamastrem. Ale się dziewuszka ucieszyła! Na widok dupy wikinga soczysty rumieniec wylał jej się na twarzy, usta w XD wykrzywiły a oczy zaświeciły jak gwiazdy. Z tym ziomkiem właśnie rozkręciliśmy trend zdejmowania koszulek. Zdjęliśmy swoje i wszystkim, którzy wchodzili pod scenę się bawić kazaliśmy zrobić to samo. O dziwo działało! (ale nie na dziewczęta). Ten wiking i ja robiliśmy za wodzirejów imprezy. Dyktowaliśmy kiedy robimy pogo, kiedy robimy cokolwiek a pozostali słuchali. Zrobiliśmy najlepszy młyn jaki tylko się dało. Zespoły grające przed taką publiką też zdawały się być bardzo usatysfakcjonowane. Gdy skończyły się koncerty, byliśmy już tak zmęczeni, że wypiliśmy jeszcze trochę piwa i poszedłem do namiotu. Usnąłem sam nie wiem kiedy.

Ostatniego dnia było już trochę smętnie, bo wiedzieliśmy, że zaraz koniec imprezy. Obolali poszliśmy po jakąś ciepłą kawę i obeszliśmy wszyscy razem fortyfikacje Twierdzy. Co "odważniejsi" poszli na strzelnicę z ostrą amunicją (Borys, Kurowa, Mati i ja) gdzie okazało się, że Borys ma całkiem dobre oko! Na pewno na tych swoich brutalnych grach komputerowych się nauczył, hultaj jeden! Pan prowadzący pozwolił nam zabrać ze sobą pestki na pamiątkę, więc wypchałem kieszenie łuskami do MP 15 22, z którego oddałem kilka niezłych strzałów x] Wtedy też usłyszeliśmy miarowe uderzenia potężnych basów. Zapominając o bólu od razu Świerzak, Borys, Gruby i ja poszliśmy do źródła muzyki tańczyć harbassy. Szybko się okazało, że to nie muzyka, tylko jakiś koleś w namiocie obok tłukł kotlety młotkiem. W sumie nikomu to nie przeszkadzało. Ja wróciłem jeść sniadanko a chłopaki tańczyli dalej w akompaniamencie tłuczonego mięsa i oklasków innych uczestników imprezy, którzy również docenili walory dźwiękowe schabu.

A później co...? Dramat! Ludzie się zaczęli rozjeżdżać. Pożegnaliśmy Nevrasta, Kurową, Borysa i Gosię1. Pożegnaliśmy somsiadów naszych, Damiana i Gosię2. Władowaliśmy się w samochód i jak nie zaczęło padać! Całą drogę słuchaliśmy sobie piosenek z anime i było bardzo wesoło. Mefju jest świetnym kierowcą, więc obyło się bez jakichkolwiek nieprzyjemności. Szybko znaleźliśmy się w Olsztynie gdzie zjedliśmy jeszcze pożegnalnego burgera na starówce i rozjechaliśmy w swoje strony.

PS. Po szalonym koncercie nie mogłem się ruszać aż do środy. W dniu, w którym piszę ten raport Velesar gra w Warszawie, więc idę się z nimi ponownie zobaczyć. Będzie młyn!
+++
"I finally figured out the only reason to be alive is to enjoy it."
+++
Awatar użytkownika
Nevrast
Posty: 809
Rejestracja: 2013-02-16, 17:42
Tytuł: Kuchcik borysadowy
Has thanked: 5 times
Been thanked: 2 times

Re: Twierdza 2019 - relacja

Post autor: Nevrast »

A ja musiałem chronić miejsca kurlewskie w pociągu, bo wiele oczów patrzyło łakomie na nie. Pozwoliłem jednej kobiecie posiedzieć do Tczewa, bo tam wysiadała x]
Nie było dziwnych akcji w pociągu, nie było agonów więc okej.
Rozmowa z Grubym gdzie jesteście to było, że mamy czekać pod mostem bo już idą, a potem była ucieczka, coby ich nie spotkać, bo to siara spotkać grupę Borysadowiczów na mieście w tych nonsensownych koszulkach borysadowych.

Także ten

Na koniec zdążyliśmy dobiec do pociągu powrotnego w ostatniej chwili i to tez było okej.
A twierdza jak twierdza, mao zacnych trunków, więc mao piliśmy, spaliśmy na twardej ziemi, byli dziwni ludzie dookoła, była prelekcja Grubego, na którą prawie nikt nie przyszedł Kappa. No i jakoś tak zleciało.
Najpierw uśmiechy, potem kłamstwa. Dopiero potem kule.

Me ollaan samaa tuhkaa,
samaa kevyttä ilmaa,
Joten rauha nyt,
tää maailma on vihaan kyllästynyt
ODPOWIEDZ

Wróć do „Społeczność masońska”