Inwazja na północ [prowincja 47]

Władca: Król-Kapłan Skotios I [Tau]
ODPOWIEDZ
Tau
Posty: 33
Rejestracja: 2013-03-04, 12:09

Inwazja na północ [prowincja 47]

Post autor: Tau »

Qasr Ara, pustynia górzysta, północ prowincji Al-Vaejovidae

Król-Kapłan Skotios I klęknął, podjął garść ziemi. A właściwie nie ziemi, tylko suchego, martwego żwiru, którego czerwone i pomarańczowe odcienie sięgały dalej niż ludzkie oko. Nie wszędzie. Daleko, daleko na północy majaczyło pasmo zieleni. Król-Kapłan nie wiedział wiele o tej krainie. Kto ją zamieszkuje, czy będą to wojownicy, czy spokojne ludy? Wiedział tylko tyle, że musi ją zdobyć.

To, co stanowiło siłę ludności Kaganatu, było też jej słabością. Pustynia wychowywała doskonałych wojowników, kształtowała charakter wiatrem i słońcem. Ale nawet najwytrzymalszy z mężów musiał jeść. Ziemie na północy nie miały zostać zajęte przez przerost ego Oblubieńca Księżyca czy samą bojową naturę ludzi pustyni. Chodziło o potrzebę.

Król-Kapłan stał na szczycie skalnego stoku, sypnął żwirem na pedyment, małe kamienie uderzyły w większe i rozdrobniły delikatne kopczyki piachu. Miniaturowa lawina powoli, bardzo powoli sunęła po niezbyt stromym zboczu. Od głównego nurtu po prawej stronie drobin oderwała się piaskowa strużka. Doskonała alegoria.

Suna, oaza, wschód prowincji Al-Vaejovidae

- Co to znaczy, że mamy nie palić wiosek? To po co w ogóle napadać? - zdziwił się Ahm ibn Ahm, dowódca jednego szponu jeźdźców, czwartej części stacjonującej armii.
- To znaczy, że tak kazał Król-Kapłan Ahrimanowi, Ahriman mnie, a ja tobie - odpowiedział równie niezadowolony Syrius, najmłodszy brat wodza kasty Szakali. Nigdy nie zwracał się o swoim przełożonym inaczej niż "Ahriman". Powoływanie się na koligacje rodzinne było w kulturze ludzi pustyni oznaką słabości i niesamodzielności.
- Po co zatem w ogóle napadać? Nie rabować...
- Rabować wolno - wtrącił Syrius.
- Chociaż tyle. Ale nie palić, nie mordować, nie brać do niewoli? Jaki sens w ogóle wtedy przekraczać granicę?
- Mamy zająć największą wioskę. Nie rozdzielać się, zajechać jak najdalej. I "prowokować".
- Do końskiej rzyci z takim napadem.

Qasr Ara, pustynia górzysta, północ prowincji Al-Vaejovidae

Cztery setki jeźdźców Szakali miały wyruszyć o świcie z dalekiego wschodu, odciągając uwagę od armii stacjonującej w Qasr Ara. Skotios I doskonale wiedział, że mieszkańcy zielonej północnej krainy już musieli słyszeć o mobilizacji Kaganatu. Nie da się ukryć przed światem 20 000 armii. Zwłaszcza tak wielobarwnej, hałaśliwej i butnej, jak obecna. Skorpiony trzymały dyscyplinę nad swoją świtą, ale ochotnicy z kast niewolniczej oraz Wielbłądów wprowadzali sporo zamieszania.

Skotios I liczył na bitwę, w innym wypadku rozładowanie napięcia może nastąpić na cywilach. Kontrola populacji niewolników była prosta, jednak wymagała drastycznych rozwiązań. W chwili ruszenia na północ, połowa obecnych niewolników została spisana na śmierć, niezależnie od losów bitwy. Przy odrobinie szczęścia zginą w następnej walce, przy mniejszej przychylności Słońca w kolejnej bądź w jeszcze kolejnej. Większość z drugiej połowy osiedli się na nowym terenie. I jedynie znikomy procent, faktycznie zasłużony w walce, zyska wolność, może nawet jakiś majątek. Ci nieliczni z Szarańczy wrócą do Kaganatu jako Wielbłądy i opowiedzą swoją historię innym niewolnikom. Jeden wyzwoleniec stanie się bohaterem dla tysiąca niewolników. Straty wśród Skorpionów musiały zostać zredukowane do minimum za wszelką cenę.

A jeśli do bitwy nie dojdzie, zielona kraina podda się bez walki, będzie kłopot. Wówczas zostanie chyba tylko inwazja na Karchedon. Zwołana armia musi walczyć. Skorpiony stawiły się na wezwanie, jeśli nie zdobędą łupów na wrogim rynsztunku, odbije się to na zwykłych mieszkańcach miast Kaganatu. Według najlepszych matematyków kasty Orłów, grabież i łupy wojenne są dla skarbca równie istotne, co podatki.

20 000 z centrum, 400 Szakali od wschodu, rezerwowa 10 000 armia zajęła ujście Słodkiej Łzy w prowincji Umm. Wschód, zachód i centrum. Zielona kraina została wzięta w kleszcze skorpiona. Ogon złożony z 20 000 żądnych bogactwa mężczyzn miał zadać śmiertelny cios, bądź wstrzymać się, jeśli padnie błaganie o litość. Prawe kleszcze lekko podszczypywały północną krainę, lewe po prostu się leniwie unosiły tam, gdzie powinny.

Król-Kapłan obrócił się ku Qasr Ara. Dał rozkaz przekroczenia granicy oraz wysłania posłów. I patrzył bez specjalnych emocji, jak dziesiątki opartych na skorpionach symboli skierowały się ku zielonej krainie. Słońce oświetlało mu twarz. To był dobry dzień, by odbierać życie. To był dobry rok na wojnę. Rozpoczęła się złota dekada Kaganatu Słońca i Księżyca.
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: Inwazja na północ [prowincja 47]

Post autor: Borys »

Już niedługo po przekroczeniu granicy, armia stąpała po łąkach, a wkrótce oczom wojowników ukazały się wsie i pola uprawne. Ludność krzyczała i chowała się w domach, ale na jej szczęście, poza skradzionym dobytkiem (którego zbyt wiele nie było) nikomu nie stała się krzywda. Tubylcy byli zdrowi, małomówni i nie wyglądało na to, by żyło im się tu lepiej niż na południu.
Armia posłusznie wykonywała irytujący rozkaz i nie spaliła ani jednej wsi, aż oczom napastników ukazały się mury najbliższego miasta. Bramy były otwarte, okoliczni chłopi wbiegali do środka, z daleka słychać było dzwony. Mury był grube i wyglądało na to, że ewentualne oblężenie przeciągnęłoby się w czasie...
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Tau
Posty: 33
Rejestracja: 2013-03-04, 12:09

Re: Inwazja na północ [prowincja 47]

Post autor: Tau »

Centrum

Król-Kapłan w zamyśleniu gryzł ptasią kostkę. Ludność tych ziem nie miała mobilizacji wojskowej. Albo brakowało jej dyscypliny, albo była tak zatopiona w ignorancji przez prozę życia, że nawet nie miała pojęcia, iż południowi sąsiedzi ruszyli na nich wielka armią. W umyśle Najbardziej Jadowitego ze Skorpionów pojawiło się zwątpienie. Czyżby kraina nie miała żadnej formy centralizacji? Czyżby trzeba było zdobywać ją po kawałku, miasto za miastem, kobieta za kobietą, po jednej piędzi ziemi?
W końcu Skotios I splunął i wyprostował się w siodle. Jeśli pierwsze miasto podda się bez walki, kolejne mogą iść w jego ślady. Moment był kluczowy. Czasem wielką wojnę można wygrać, unikając bitwy. Król-Kapłan był wojownikiem, ale był także, no właśnie, królem. Bramy były otwarte, ale z pewnością zdążono by je zamknąć przed realizacją natarcia. Nie. Był inny sposób.
Skotios wysłał emisariuszy. Jechali galopem, ale nie cwałowali, by tym samym dać znać, iż nie przeprowadzają szarży, a jedynie wiozą pilną wiadomość.
Wiadomość brzmiała następująco:
Od tej pory tą ziemią włada Król-Kapłan Skotios I [Woźnica Rydwanów Słońca etc., etc.]. Jeśli poddacie się pod jego surowe, ale sprawiedliwe rządy, zostaniecie potraktowani z honorami. Miasto zachowa autonomię, a los jego mieszkańców będzie zależny od statusu społecznego. Będziecie pracować ku chwale Kaganatu Słońca i Księżyca, acz wasze warunki życia się nie zmienią inaczej niż na lepsze. Otrzymacie źródło mądrości i kultury, z którego będzie mogli czerpać podług pragnienia. Otrzymacie obrońcę, który zawsze was ustrzeże przed wrogiem, sędziego oświeconego przez Słońce.

Stawcie opór, a zginiecie. Miasto zostanie splądrowane, dobytki zajęte, wolni staną się niewolnikami, najbardziej butnych czeka kastracja, najpiękniejsze kobiety haremy.

I pamiętajcie, że nie ma hańby w poddawaniu się silniejszemu. Hańbą jest stracić dom, ujrzeć gwałt na córkach i resztę życia nosić łańcuchy.

Na odpowiedź czekamy cztery godziny.
Król-Kapłan kazał rozbić obóz. Wziął się pod boki, stanął na czele oddziału przybocznych i zamknął oczy. Każda z możliwych odpowiedzi miała być dla niego radosną. Na swój sposób.
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: Inwazja na północ [prowincja 47]

Post autor: Borys »

Nie trzeba było długo czekać na odpowiedź, bo już po chwili posłowie wrócili do króla z zapieczętowanym pergaminem. Tymczasem bramy w mieście zamknęły się, a obrońcy szykowali się do oblężenia.

Treść wiadomości:
Dajcie nam tyle złota ile ważą członkowie mojej familii, dajcie moim synom po 10 najlepszych waszych rumaków, klejnoty waszych żon moim żonom i córkom, a może otworzymy wam nasze wrota. Plebs możecie wziąć w niewolę.
El Maik Na Bozer
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Tau
Posty: 33
Rejestracja: 2013-03-04, 12:09

Re: Inwazja na północ [prowincja 47]

Post autor: Tau »

Centrum

Król-Kapłan nie krył zaskoczenia. Po pierwsze zdziwiło go to, jak szybko padła odpowiedź. Czemu El Maik Na Bozer nie chciał grać na czas, skoro wysłał równie butną odpowiedź? Czyżby był aż tak pewny siebie, że zrazu wyrzucił listę żądań, które z pewnością doprowadzą do oblężenia? Czy był tylko nieostrożny, czy też krył się za tym podstępny plan? A może nie miał doświadczenia wojennego? Czas to sprzymierzeniec obrońców, nie atakujących.
Cokolwiek kierowało władcą miasta, dopuścił się obelgi swymi żądaniami. Obelgi skierowane w stronę Króla-Kapłana były karane tylko w jeden sposób... El Maik Na Bozer wydał na siebie wyrok śmierci w chwili, gdy postawił podpis pod wiadomością. Było w tym akcie coś z poezji, Król-Kapłan uważał to nawet za wzniosłe.
Tak czy inaczej, sytuacja była prosta. Jeden głupiec, jeden obrażony król, dwudziestotysięczna armia króla i jedno miasto owego głupca.
Król-Kapłan skinął dłonią na wielkiego, czarnoskórego attache.

***

Poseł podjechał na wielbłądzie do bram.
- Mieszkańcy! Strażnicy na murach! - wrzasnął, aż zatrzeszczał kamienne umocnienia. - Oto wiadomość, którą wysłał wasz władca, El Maik Na Bozer!
Dajcie nam tyle złota ile ważą członkowie mojej familii, dajcie moim synom po 10 najlepszych waszych rumaków, klejnoty waszych żon moim żonom i córkom, a może otworzymy wam nasze wrota. Plebs możecie wziąć w niewolę.
Czarnoskóry attache czytał wiadomość bardzo wolno, by usłyszało go tyle osób, ile tylko było to możliwe. A później przeczytał ją jeszcze raz. Wreszcie błysnął w świetle słońca pozłacanymi zębami.
- Ludu tego miasta! Wasz władca chciał was sprzedać! Posłuchajcie odpowiedzi Króla-Kapłana Skotiosa Pierwszego, Najbardziej Jadowitego ze Skorpionów!
El Maiku Na Bozerze! Zażądałeś tyle złota, ile waży twa familia? Wiedz, że twe miasto je otrzyma. Kawałek po kawałku, poćwiartujemy twych synów, braci i kuzynów, niczym rzeźnicy odmierzymy ich uczciwą miarą jak sztukowane bydło i obsypiemy wzgardzony przez ciebie plebs złotem tej wagi. Zażądałeś naszych koni? Przebierzemy cię w łachmany i posadzimy na parszywym, zawszonym ośle; w tym kształcie wyślemy przed boskie oblicze, wcześniej będziesz radował gawiedź jako błazen! Zażądałeś klejnotów dla swych żon i córek? Wystroimy je w najdelikatniejsze jedwabie, uczynimy je niewolnicami i oddamy ku radości żołnierzy. Z ich wdzięków będą korzystali chorzy oraz upośledzeni, ich lica zostaną skąpane w gęstym, ciepłym nasieniu niewolników. Za każdego zaspokojonego mężczyznę będą otrzymywały monetę, by żyć w nędzy jako pomnik twej głupoty i bezczelności! Oddałeś nam swój lud w niewolę? Nie! Ci, którzy będą mieli od ciebie więcej rozumu, zostaną wolni! Chciałeś sprzedać swój lud i choć mógłbym go kupić dla wygody, brzydzę się tobą. Za brak honoru, w imieniu kasty Skorpionów skazuję cię na śmierć, gdyż w kaganacie nie ma miejsca dla tobie podobnych. Tako rzeczę ja, Król-Kapłan, a jestem ustami samego Słońca!
Poseł wykonał pauzę. I roześmiał się, ponieważ i jemu udzieliła się wesołość, która nastała w armii Kaganatu Słońca i Księżyca.
- Słyszeliście słowa waszego władcy, słyszeliście wolę Króla-Kapłana. El Maik Na Bozer nie może liczyć na łaskę, gdyż Król-Kapłan nie zna łaski, zna jedynie sprawiedliwość. I hojność! Ci, którzy otworzą nam bramy, otrzymają pół skarbca waszego tchórzliwego przywódcy. Możni tego miasta, strażnicy, wzgardzeni mieszkańcy! Zastanówcie się, komu wolicie oddać swój los. Bowiem tak jak Skotios Pierwszy nie zna litości, tak jego żołnierze nie znają cierpliwości! Kaganat Słońca i Księżyca nie wypowiada gróźb, których nie może spełnić. Nie jest dyshonorem oddać się silniejszemu. Chcecie zginąć za tchórza?!

***

Była to ostatnia szansa dla miasta. Król-Kapłan nie oczekiwał cudu, ale wcale nie wykluczał, że El Maik Na Bozer zostanie obalony. Nawet, jeśli tak się miało nie stać, skłócenie ze sobą obrońców wewnątrz murów było dobrym preludium do oblężenia.
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: Inwazja na północ [prowincja 47]

Post autor: Borys »

Na murach dało się usłyszeć parę obelg w kierunku Kaganatu, ale im dłużej trwało wylewanie brudów pysznego El Maika, tym większy gwar powstawał, skierowany najwyraźniej przeciwko możnowładcy.
Po obietnicy otrzymania kosztowności za otwarcie bramy, gdzieś w mieście doszło do walki, co było ledwo widoczne wśród blanek i ledwo słyszalne. Najwyraźniej lojalni strażnicy El Maika toczyli walkę ze zbuntowanym plebsem...

I ta sytuacja trwa już od jakiejś godziny...
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: Inwazja na północ [prowincja 47]

Post autor: Borys »

Sytuacja przeciągała się, w końcu El Maik opanował sytuację i w mieście znów było spokojnie. Tymczasem oblężenie było kontynuowane, lecz bez żadnych rezultatów i działań zaczepnych. Niektórzy żołnierzy zaczęli irytować się tym stanem rzeczy, ale dalej oczekiwali, zgodnie z rozkazami.
W końcu pod miasto przybyła odsiecz w liczbie 40 tysięcy wojowników. Po długiej, krwawej bitwie armia Kaganatu została rozbita i musiała się wycofać w okolice własnych granic.
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kaganat Słońca i Księżyca”