Madness

Wszyscy mają mambę... mam i ja!
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Trenaas
Posty: 55
Rejestracja: 2013-03-01, 12:19

Madness

Post autor: Trenaas »

Ok, napisałem coś i chcę się pochwalić :D Spokojnie, tekst jest relatywnie krótki.
Ogólnie inspirowałem się kilkoma tytułami, głównie wampirem maskaradą i jest to moja odpowiedź na koncept szalonego wampira. Znajdziecie kilka nawiązań do innych dzieł, ale nie chodziło mi o napisanie czegoś super oryginalnego, tylko sensownego :P
____________________________________________

Dr Sam Crump trzymała w dłoni dokument i intensywnie myślała. Ten mężczyzna był jednym z jej faworytów nadających się do jej małego eksperymentu. Posiadał odpowiednią osobowość, a co najważniejsze - rozwiniętą sferę emocjonalną. Z irytacją stukała starannie wypielęgnowanymi palcami o blat biurka. Wszystkie poprzednie eksperymenty zakończyły się fiaskiem. Dobierała zbyt słabe obiekty badawcze. Może tym razem jej się poszczęści.

* * *

William siedział w swojej celi razem z Krzywym i Heskiem, obracając kubek w dłoniach. Miał zrezygnowany wyraz twarzy. Spojrzał na nich, jakby oczekując, że zrobią... cokolwiek. Ludde „Krzywy” Lyet był Afroamerykaninem, podobno geniuszem matematycznym. Mężczyzna wysoki, o długich dredach i nieco nieobecnym wyrazie twarzy. Hesko miał naprawdę na imię Heskovizenako i był cholernym Indianinem. Oczywiście, inni uznali, że wymawianie jego pełnego imienia to strata czasu, więc ochrzcili go „Hesko” i tak już zostało. Ten to był kawał chłopa. Kiedyś był chyba jakimś komandosem, bo Will widział nieraz, jak za pomącą jednego palca powalał największych bydlaków z tego miejsca. Był jednak łagodny jak baranek, a swoją siłę demonstrował w ostateczności. No i Will ani razu nie słyszał, żeby wymówił jakiekolwiek słowo. Chyba był niemową.
Ci jednak nie zwracali uwagi na Williama. Hesko zapamiętale czyścił swoje paznokcie, a Krzywy leżał na łóżku, podpierając rękami głowę. Pomieszczenie było w miarę czyste. Małe, oświetlone słabo jarzącą się żarówką, pokryte wapnem ściany. Tak naprawdę miejsca starczało tylko na ich trzy łóżka i żeliwny stół przykręcony śrubami do betonowej podłogi. Żadnego okna i solidne drzwi, będące pierwszą z barier do wolności.
– Ile to już miesięcy? – odezwał się Will.
– Nie wiem, bracie, nie mają tu zegarków ani kalendarzy – odpowiedział Krzywy znudzonym głosem. Po chwili Murzyn wygiął swoje pełne usta w uśmiechu i zwrócił się do trzeciego mężczyzny:
– A może ty wiesz, Hesko?
Indianin posłał mu pełne nagany spojrzenie. Krzywy zachichotał.
Williamowi nie było jednak wcale do śmiechu. Został porwany jakiś czas temu i przewieziony tutaj. Nie wiedział, co to za miejsce i do czego potrzebują jego skromnej osoby.
Nagle poczuł jakiś dziwny zapach.
– Panowie, czujecie... – Nie zdążył dokończyć, gdyż zakręciło mu się w głowie i musiał się podeprzeć o ścianę.
– Co to je... - Usłyszał, że Krzywy zaczął intensywnie kaszleć. Will kątem oka dostrzegł, jak stacza się z łóżka. Hesko zareagował podobnie atakiem kaszlu, tyle, że zachował zimną krew i przytkał rękaw do nosa i ust.
– Co się tu, u diabła, dzieje! – Przez jego umysł niczym błyskawice przeleciały tuziny czarnych scenariuszy. Chcą ich zabić, zagazować!
– Nie chcę umierać! – Tylko ta jedna myśl pulsowała w jego umyśle. Łzy mimowolnie spływały mu po policzkach. Sam zaczął się dusić. Chciał, podobnie jak Indianin, zasłonić rękawem drogi oddechowe. Zabrakło mu jednej sekundy.

* * *

– Obiekt przygotowany do badań?
– Tak, pani doktor.
– Doskonale.
Samantha weszła do pomieszczenia, w którym do stołu chirurgicznego był przymocowany jeszcze nieprzytomny, rozebrany do bielizny mężczyzna. Uśmiechnęła się na jego widok. Całkiem ładny. Szkoda go będzie. Z pobliskiego stolika wzięła bicz z niewielkimi haczykami na końcu rzemienia. Przybliżyła się do łóżka i z niezwykłą czułością zaczęła gładzić mężczyznę po policzku. Ten jakby zareagował na jej dotyk. Na początku poruszył się lekko, a później otworzył oczy.
– Dzień dobry – rzekła czule kobieta. William na początku nie wiedział, o co chodzi. Patrzył na nią błędnym wzrokiem. Powoli wszystko wracało... Cela... Gaz... Duszenie się...
Kobieta jawiła się niczym anioł. Czyżby był w niebie?
– C... co... Gdzie... Ty?
– Ćśśś... – Znów dotknęła jego policzka. Schyliła się, aby szepnąć do jego ucha.
– Będę twoim najgorszym koszmarem. – Niemal natychmiast Will poczuł przeszywający ból w okolicach brzucha. To go od razu otrzeźwiło. Ujrzał krwawą szramę na swoim ciele i wyszarpany kawałek mięsa.
- PRZESTAŃ! WYPUŚĆ MNIE! NIEEEE!!!
Teraz wyglądała jak demon. Uśmiechała się perfidnie, błyskając swoimi idealnie białymi zębami. Ciągle chłostała mężczyznę, wyrywając mu kawałki mięsa. Kompleks wypełnił krzyk Williama, a ból stał się całym jego światem.

* * *

– Jak nasz pacjent?
– Kiepsko – odparł ochroniarz pilnujący odizolowanej od reszty celi Williama. – Po ostatnim pani numerze całkowicie zamknął się w sobie. Mamrocze coś tam pod nosem i nie zwraca uwagi na otoczenie.
– Rozumiem.
Samantha weszła do celi jej królika doświadczalnego. William dotychczas trzymał się dobrze. To, że ostatnio przekonała go, że chce pomóc mu uciec, oprowadziła go po całym kompleksie, po czym zawędrował do celi na dalsze tortury, musiało go złamać ostatecznie. Czas było przejść do następnej fazy. William nie zareagował na nią wcale. Kiedyś prosił, ba! błagał o litość, moczył się na sam jej widok, a teraz tylko zmierzył ją pustym wzrokiem, który po chwili przeszedł dalej, jakby była czymś niegodnym uwagi. Kiwał głową na lewo i prawo, a poza tym nic. Ubrany niechlujnie, śmierdział fekaliami i moczem. Blady z powodu ubytku krwi. Widać było szramy na jego dłoniach i twarzy. Wrak człowieka. Usiadła obok niego.
– Już nie będziesz cierpiał, mój drogi. - Dotknęła jego ramienia. Jej głos był niczym harfa w rękach dobrego muzyka. Cichy, spokojny, melodyjny i każdym słowem poruszający jakąś strunę w człowieku. William jednak nie zareagował.
– Już nigdy więcej... - Ścisnęła go za ramię, obnażyła kły i wtopiła się w jego posiniaczoną szyję. Mężczyzna kwiknął krótko, ale poddał się. Nic już się nie liczyło. Czuł, jak życie z niego uchodzi. Gdy serce zabiło po raz ostatni ujrzał coś... Przebłysk, światło... Pozostające wiecznie w ruchu i wiecznie się zmieniające. Tak było, jest i będzie! Wtedy pierwszy raz od wielu miesięcy na jego usta wypłynął uśmiech. Uśmiech straszny, zatrważający... Uśmiech szaleńca.

* * *

– Musimy zajebać tę sukę!
– Ale jak to tak? Przecież to taka piękna kobieta.
– Zabij! Zabij! Wyszarp członki z członków!
– Mam plan.
– Jaki?!
– Sraki!!! Ahahahaha!
– A plan „b”?
– Jaki plan „b”? Nie wiesz, że po „a” jest nieopisane nic? O, patrz, tak pisze w tej książce.
Hesko i Krzywy byli jego jedynymi przyjaciółmi od zawsze. Może prócz jego ulubionego paznokietka, ale to inna historia. Co prawda, Heska nigdy nie było słychać, ale William dobrze wiedział, że ten cholerny czerwonoskóry się gdzieś tam kryje.
– Mości panowieee... A co to za gruszki niezgody sobie fundujecie? Przyjdzie czas, aby wyregulować wszystko, wszystkich, wszystkiego, wszystkiemu... oraz inne wszy - odezwał się w myślach Willliam do swoich kompanów. Ehh... co za pocieszne istotki.
– Eee... ktoś ci powiedział, że jesteś pierdolnięty? – rzekł Krzywy.
– I kto to mówi! – zbulwersował się Will. No co za niewdzięczne istoty. To on im wynajął mieszkanie. Nie dość, że nie płacą za wodę, gaz i fontannę żelkową, to jeszcze będą mu tu pyskować!
– Ej! Słyszę, że idzie! – Rzeczywiście, słychać było odgłos stukania szpilek o podłogę.
– Dobra, na swoje miejsca! I Morda w pierze, bo wyekstrahuję! Czy jakoś tak... – Ta idiotka nie wiedziała, co Willek dla niej przygotował. Dzięki chłopakom szybko pojął, jak zabić tak, żeby inni grali w „William mówi”... przymusowo. Pielęgniareczka nie miała pojęcia, że Will już tyle umie. Głupia jest, co? Tak więc zaczekał na najlepszą okazję i zmusił jednego z jego Odźwiernych do kilku robótek. Co prawda, mógł stąd uciec, ale miał jeszcze jedną rzecz do załatwienia. Ustawił się w kącie pokoju. Przykucnął i zaczął się kiwać w lewo i w prawo. Normalnie go roznosiło, już nie mógł się doczekać. Jeszcze chwila, jeszcze chwila, jeszcze chwila... TE EMOCJE!... Jeszcze chwila, jeszcze chwila.
Usłyszał krótką rozmowę Pielęgniareczki z Odźwiernym. Po chwili weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi.
– Witaj Wi... - Nie dokończyła, bo ujrzała, jak w jej stronę leci tłuczek do mięsa. Nie zdążyła zareagować. Tłuczek trafił ją między oczy. Upadła, uderzając się dodatkowo o ścianę. Straciła przytomność. William aż podskoczył i zakwiczał z zachwytu. Z promiennym wyrazem twarzy zaczął bić brawa.
– Bravissimo! Brawa! Cóż za dynamizm! Wartka fabuła, akcja! A muzyka? Doskonała kompozycja...! A ty, co o tym sądzisz? - Zwrócił się do pustej przestrzeni. Zrobił krok w bok i znalazł się w miejscu, do którego mówił.
– No... - Zrobił wielce zadumaną minę. – Widzę tu pewną liniowość kreacji głównej bohaterki, ale sprzęt i efekty specjalne niezłe. – Wskazał na drzwi, a nad drzwiami widniała dość zgrabnie stworzona konstrukcja dźwigni, połączonej linkami z zawiasami owych drzwi. Na końcu dźwigni został przytwierdzony masywny, metalowy tłuczek. A to ci psikus! William śmieszek.
– Za to trzeba podziękować Heskowi, to on wszystko wymyślił! - rzekł wracając na swoją pozycję. – Świetna robota, Hesko! - A Hesko, jak zawsze, milczał.

* * *

Samantha obudziła się przywiązana sznurami do łóżka w celi Williama. Dała się złapać! Chciała wysapać się z więzów... ale odkryła że nie ma rąk. Odrąbane przy samych pachach! Krzyknęła... Z jej ust wydostał się tylko strumień powietrza. Co się dzieje!
– Moja biedna Pielęgniareczka! - rzekł William rozbawionym głosem. Spojrzała na niego z nienawiścią... i zszokowana wytrzeszczyła oczy. Trzymał jej odrąbane ręce, gestykulując nimi jak swoimi!
Mężczyzna przytknął jej prawą dłoń do ust w karykaturze szoku.
– Ktoś ci ukradł ręce! Ale kto!? Kto mógł się dopuścić takiego nietaktu! - Jego wyraz twarzy wyrażał autentyczne zmartwienie. Rozejrzał się po pomieszczeniu.
– Nieee wiem... – Rozłożył jej odrąbane ręce w geście bezsilności. Znów chciała krzyknąć, ale i tym razem wypuściła z gardła tylko strumień powietrza.
William zacmokał i pokręcił głową z politowaniem.
– Bez sznurków dźwiękodajnych kontserta ne budet.*
Dopiero teraz zauważyła, że obok niej na łóżku leży niewielki przedmiot przypominający małą gitarę, na który w ramach strun były nałożone jej struny głosowe. Otworzyła usta, a na jej twarzy zaczęło się malować jeszcze większe przerażenie. William podszedł do niej.
– Wiesz, co nas różni? Ty i ja jesteśmy martwymi rzeczami – umarliśmy i odrodziliśmy się. Jednak ja pamiętam, co widziałem, gdy byłem całkowicie i prawdziwie martwy... Też byś oszalała!
Uderzył szybko. Dłoń mężczyzny zagłębiła się w jej piersi aż po nadgarstek, a nią targnął spazm bólu. Oczy Samanthy rozszerzyły się maksymalnie. Teraz wyglądały niczym spodki. Przybliżył twarz do jej głowy i szepnął jej do ucha, tak jak ona to uczyniła niegdyś:
– Będę pił krew z twego serca...
Wyrwał serce z jej piersi, a doktor Samantha Crump mogła w ostatniej iskrze gasnącej świadomości zobaczyć, że William spełnia swoją obietnicę.


* - Kontserta ne budet [ros. концертa не будет] - "koncertu nie będzie".
Awatar użytkownika
Mark Subintabulat
Wielki Szambelan
Posty: 1746
Rejestracja: 2013-05-10, 16:12
Tytuł: A. Duda Borysady
Has thanked: 2 times
Been thanked: 3 times

Re: Madness

Post autor: Mark Subintabulat »

Naprawdę fajnie się czytało ;]
Borys, dobry ziomek
Pedicabo ego vos et irrumabo
"Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz


Hard Corps Theme

Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Z dala od świadomej szarańczy - OFFTOP”