Taki tam twór mojej chorej wyobraźni
: 2013-05-20, 20:11
Godzina dziewiętnasta. Słońce jeszcze nie zaszło – pomarańczowawe światło wciąż wpadało szerokim promieniem przez okno, wlewając się do pokoju i tworząc na ścianach porozciągane cienie znajdujących się tam przedmiotów. Nie było tutaj niczego niezwykłe – parę półek, biurko, porozrzucane na podłodze ubrania, łóżko. I właśnie na tym łóżku leżała ona.
On stał tuż obok. W ciszy przyglądał się jej uważnie, przesuwając powoli wzrok, centymetr po centymetrze. Była piękna. Jasna, gładka skóra była wolna od wszelkich zmarszczek, piegów, pryszczy. Po prostu idealna. Spojrzał na jej twarz. Ona wcale nie zwracała na niego uwagi, patrzyła cały czas tym samym, pozbawionym emocji wzrokiem w sufit. Teraz, pogrążony w ciszy, skupiony – dostrzegał więcej szczegółów niż kiedykolwiek wcześniej. Patrzył na jej mały, kształtny nos, lekko różowe policzki, delikatnie rozchylone czerwone wargi, między którymi można było dostrzec lśnienie równych, białych zębów. Najdłużej zaś patrzył w oczy. Ciemne, w jakimś nieokreślonym bliżej odcieniu – niby brązowe, ale było w nich też coś z szarości czy nawet zieleni. Skrywały w sobie tajemnice, których nikt nigdy nie pozna.
Przełknął ślinę. Przesunął wzrok dalej, na smukłą szyję. Głowę miała lekko odchyloną, przez co mógł oglądać ją w całej okazałości. Obserwował każdy widoczny mięsień, każdy fragment krtani odkształcający skórę. Panowała całkowita cisza, a jego wzrok wędrował wzdłuż szyi, aż natrafił na obojczyki. Dalej jej ciało było skryte pod ubraniami, chronione przed oczami ciekawskich. Mógł jedynie obserwować jej kształty tam, gdzie strój nie był zbyt luźny.
Ponownie przełknął ślinę. Przez chwilę mógłby przysiąc, że widział jak tułów delikatnie unosi się przy oddechu. Otrząsnął się i spojrzał na jej dłonie. Delikatne, drobne rączki z długimi palcami i zadbanymi paznokciami. Przez chwilę walczył z myślami. Rozsądek mówił mu „zostaw”, ale cała drzemiąca gdzieś w głębi ciała męskość popychała go do działania. W końcu przemógł się i powolnym ruchem chwycił jedną z jej dłoni. Nie odrzuciła go. Nawet nie drgnęła, nie spojrzała na niego. Wciąż wpatrywała się beznamiętnie w sufit, jej oczy wciąż skrywały te same tajemnice.
Przełykanie śliny stawało się coraz trudniejsze. W końcu uporał się – niemal z bólem – z wypełniającą gardło cieczą. Na płucach czuł ogromny ciężar, wytężał siły by brać kolejne oddechy. Jednocześnie serce z równym trudem starało się tłoczyć życiodajną krew; tłukło się w piersiach jak szalone.
Wrócił do jej głowy, by jeszcze raz przyjrzeć się pięknym, gęstym włosom. Ciemne kosmyki opadały na czoło, na uszy, na ramiona. I znowu męskość zapanowała nad rozsądkiem. Wyciągnął drugą dłoń i pogładził te lśniące, miękkie włosy. Czuł, że były wilgotne, a przy każdym ruchu ręki, spod jego palców dał się czuć delikatny zapach deszczu. Szybki rzut okiem na okno – ulewa jeszcze się nie skończyła. Kiedy była na zewnątrz? W jakim celu? Tego się pewnie nie dowie, w końcu ona sama nigdy mu tego nie zdradzi.
Brakowało mu już sił na następne przełknięcie śliny. W tej chwili miał pewność, że nie obraziłaby się gdyby po prostu wypluł ją na dywan. Zabraniało mu tego jednak dobre wychowanie, więc musiał się męczyć. Skąd bierze się ta ślina i po co zbiera się w gardle? Denerwowała go ciecz, którą musiał w nieskończoność połykać, by po chwili napłynęła w jeszcze większej ilości.
Kim ona dla niego właściwie była? Wszystkim, całym światem, od kiedy tylko pierwszy raz ją zobaczył. On zaś był dla niej nikim. Nie zwracała na niego uwagi, a odzywała się tylko gdy chciała spytać go o godzinę lub coś podobnego. Mimo tego stał teraz obok, patrzył na nią i trzymał za rękę, gładził jej włosy. Ona nie protestowała, nie próbowała go odtrącić. Jak to się stało?
Kiedy właściwie to łyknęła? I dlaczego się do tego posunęła? Hm, tego też mu pewnie nie zdradzi. Nic mu nie powie. Czy powinien się cieszyć? W końcu w ten sposób los dał mu szansę, dał mu spędzić z nią czas, popatrzeć na nią, dotknąć. Z drugiej strony wiedział, że już nic nie będzie takie samo. Łzy napłynęły mu do oczu gdy pomyślał jak wiele się zmieni, jak ważny to moment w jego życiu. Chciałby wiedzieć chociaż to jedno... to jedno...
Dlaczego popełniła samobójstwo zażywając truciznę?
On stał tuż obok. W ciszy przyglądał się jej uważnie, przesuwając powoli wzrok, centymetr po centymetrze. Była piękna. Jasna, gładka skóra była wolna od wszelkich zmarszczek, piegów, pryszczy. Po prostu idealna. Spojrzał na jej twarz. Ona wcale nie zwracała na niego uwagi, patrzyła cały czas tym samym, pozbawionym emocji wzrokiem w sufit. Teraz, pogrążony w ciszy, skupiony – dostrzegał więcej szczegółów niż kiedykolwiek wcześniej. Patrzył na jej mały, kształtny nos, lekko różowe policzki, delikatnie rozchylone czerwone wargi, między którymi można było dostrzec lśnienie równych, białych zębów. Najdłużej zaś patrzył w oczy. Ciemne, w jakimś nieokreślonym bliżej odcieniu – niby brązowe, ale było w nich też coś z szarości czy nawet zieleni. Skrywały w sobie tajemnice, których nikt nigdy nie pozna.
Przełknął ślinę. Przesunął wzrok dalej, na smukłą szyję. Głowę miała lekko odchyloną, przez co mógł oglądać ją w całej okazałości. Obserwował każdy widoczny mięsień, każdy fragment krtani odkształcający skórę. Panowała całkowita cisza, a jego wzrok wędrował wzdłuż szyi, aż natrafił na obojczyki. Dalej jej ciało było skryte pod ubraniami, chronione przed oczami ciekawskich. Mógł jedynie obserwować jej kształty tam, gdzie strój nie był zbyt luźny.
Ponownie przełknął ślinę. Przez chwilę mógłby przysiąc, że widział jak tułów delikatnie unosi się przy oddechu. Otrząsnął się i spojrzał na jej dłonie. Delikatne, drobne rączki z długimi palcami i zadbanymi paznokciami. Przez chwilę walczył z myślami. Rozsądek mówił mu „zostaw”, ale cała drzemiąca gdzieś w głębi ciała męskość popychała go do działania. W końcu przemógł się i powolnym ruchem chwycił jedną z jej dłoni. Nie odrzuciła go. Nawet nie drgnęła, nie spojrzała na niego. Wciąż wpatrywała się beznamiętnie w sufit, jej oczy wciąż skrywały te same tajemnice.
Przełykanie śliny stawało się coraz trudniejsze. W końcu uporał się – niemal z bólem – z wypełniającą gardło cieczą. Na płucach czuł ogromny ciężar, wytężał siły by brać kolejne oddechy. Jednocześnie serce z równym trudem starało się tłoczyć życiodajną krew; tłukło się w piersiach jak szalone.
Wrócił do jej głowy, by jeszcze raz przyjrzeć się pięknym, gęstym włosom. Ciemne kosmyki opadały na czoło, na uszy, na ramiona. I znowu męskość zapanowała nad rozsądkiem. Wyciągnął drugą dłoń i pogładził te lśniące, miękkie włosy. Czuł, że były wilgotne, a przy każdym ruchu ręki, spod jego palców dał się czuć delikatny zapach deszczu. Szybki rzut okiem na okno – ulewa jeszcze się nie skończyła. Kiedy była na zewnątrz? W jakim celu? Tego się pewnie nie dowie, w końcu ona sama nigdy mu tego nie zdradzi.
Brakowało mu już sił na następne przełknięcie śliny. W tej chwili miał pewność, że nie obraziłaby się gdyby po prostu wypluł ją na dywan. Zabraniało mu tego jednak dobre wychowanie, więc musiał się męczyć. Skąd bierze się ta ślina i po co zbiera się w gardle? Denerwowała go ciecz, którą musiał w nieskończoność połykać, by po chwili napłynęła w jeszcze większej ilości.
Kim ona dla niego właściwie była? Wszystkim, całym światem, od kiedy tylko pierwszy raz ją zobaczył. On zaś był dla niej nikim. Nie zwracała na niego uwagi, a odzywała się tylko gdy chciała spytać go o godzinę lub coś podobnego. Mimo tego stał teraz obok, patrzył na nią i trzymał za rękę, gładził jej włosy. Ona nie protestowała, nie próbowała go odtrącić. Jak to się stało?
Kiedy właściwie to łyknęła? I dlaczego się do tego posunęła? Hm, tego też mu pewnie nie zdradzi. Nic mu nie powie. Czy powinien się cieszyć? W końcu w ten sposób los dał mu szansę, dał mu spędzić z nią czas, popatrzeć na nią, dotknąć. Z drugiej strony wiedział, że już nic nie będzie takie samo. Łzy napłynęły mu do oczu gdy pomyślał jak wiele się zmieni, jak ważny to moment w jego życiu. Chciałby wiedzieć chociaż to jedno... to jedno...
Dlaczego popełniła samobójstwo zażywając truciznę?