Festiwal Kwiatów

Władca: Dlanor Archibald Knox [Dlanor]
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Festiwal Kwiatów

Post autor: Gruby »

Obrazek
Nareszcie! Wielkie święto zwane Festiwalem Kwiatów w końcu się rozpoczęło! Mówiono o nim wszędzie, nie tylko w Del'Arte, ale też w krajach ościennych. Podobno mieli przybyć nawet „pielgrzymi” z innych państw, by wspólnie obchodzić uroczystości. Miasta ozdobione zostały tysiącami kwiatów, a na ulice wyszli mieszkańcy, zachęceni zapachem alkoholu i jedzenia. Tulipany, wino, przebiśniegi, fiołki, pot, róże, chryzantemy, piwo, stokrotki, irysy, gorzałka, piękne kobiety... wszystko mieszało się ze sobą, gdy podczas wesołej zabawy upływał czas. Zmysły nie mogły nadążyć nad nowymi zapachami, kolorami oraz smakami.

To było wyjątkowe święto, święto miłości, wiosny i życia, święto piękna i zabawy. Ludzie tańczyli, rozmawiali, bawili się, śmiali, pili, flirtowali, zawierali nowe znajomości. Setki bardów ułożyło na tę okazję specjalne pieśni o uczuciach i tęsknocie, które teraz prezentowali rozbawionemu tłumowi, przekrzykując się wzajemnie. Circusy, teatry i kuglarze także mieli roboty po czubek głowy. A piwo, wino i gorzałka lały się po ulicach miast, w pełnej radości zabawie.

Wiele osób mówiło, że to święto będzie jedną wielką orgią. Rzeczywiście, na ulice miast wylały się pary, które okazywały sobie uczucia, nie bacząc na postronne osoby. Adoratorzy w końcu mieli okazję wyznać swoim uwielbionym kobietom miłość, a one miały święte prawo kopnąć ich w jaja za bezczelność. Do przekroczenia pewnej granicy przyzwoitości w miejscach publicznych dochodziło jednak rzadko – dbały o to powiększone oddziały straży miejskich oraz wojsko. To miało być święto pełne zabawy, szczęścia i miłości. Awanturnicy mogący zniszczyć radosną atmosferę, mieli okazję zwiedzać lochy do czasu wytrzeźwienia, a za bardziej nieobyczajne czyny nawet otrzymać kontrakt niewolniczy na parę dni. Straż starała się bardziej przymykać oko niż zazwyczaj, ale gdy robiło się gorąco, nie patyczkowała się z podpitymi łobuzami.

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Choć w kolorowych od kwiatów miastach panował niebywały gwar, wiele par spędzało święto nad brzegiem Wielkiego Jeziora El'Mante, by w ciszy i spokoju kontemplować miłość, naturę oraz życie. Spokój panował również na królewskim Dworze Lśniących Piór w Lazure, gdzie akurat, odbywało się spotkanie, na które zaproszeni zostali władcy z sąsiednich państw. Nie wszyscy mogli się stawić osobiście, dlatego przysłali zastępstwo. Nie martwiło to zbytnio Dlanora Archibalda Knoxa, Wielkiego Mecenasa i króla Del'Arte. Większość gości uszanowała jego zaproszenie, a on sam nie miał zamiaru się narzucać.

Siedział na wysokim, podbitym materiałem krześle, na końcu długiego, prostokątnego stołu. Odział się bardziej elegancko niż zazwyczaj. Co prawda jego ramiona okrywał zwyczajowy płaszcz z futer czarnych wilków, ale głowę wyjątkowo zdobiła mała, złota korona, a palce i nadgarstki błyszczały od nadmiaru pierścieni i bransolet.
Sala w której znajdowali się goście, była przestronna i elegancka. Ściany zdobiły tarcze, broń, skóry i portrety, które ułożone w sposób rozmyślny, tworzyły historię, historię bitew, walk o wolność królestwa Del'Arte, prowadzonych setki lat temu. Stół pełen był różnorakich potrwa oraz importowanego alkoholu. Znaleźć można było, z racji na obchodzony festiwal, głównie warzywa oraz owoce, ale cóż to była by za uczta bez wielkiego dzika, bażantów i przepiórek? Każdy miał przed sobą piękną, zdobioną zastawę oraz wielki puchar. Wkoło krzątała się służba, obsługując maralie, bo tak nazywano w tym kraju gości i sprawdzając pieczołowicie każde danie przed podaniem. Skandal na uczcie byłby. Pod ścianami zaś czuwało w bezruchu trzydzieści członkiń Eiserne Jungfrau, elitarnej straży władcy. Przed wejściem oraz w całym dworze, było ich jeszcze więcej. Z niektórych krajów przybyli też żołnierze, którzy mieli ochraniać swoich możnowładców. Pozwolono im pilnować posiadłości, ale każdy ich ruch był obserwowany.

Na małym podwyższeniu, za plecami monarchy, siedział starszy mężczyzna, który razem z dwoma chłopcami przygrywającymi mu na del'artańskich instrumentach, śpiewał pieśń o zakochanym wędrowcu, który spotkał łowczynię Dianę. Choć jego umiłowanie piękna damy nie spotkało się z miłym przyjęciem, pieśń miała całkiem humorystyczny wydźwięk, była też zdecydowaną pochwałą natury.
Władcy, którzy przyjechali samemu, z orszakami bądź w przysłanych karetach, zajmowali miejsca najbliżej króla Del'Arte. Nieco dalej, siedzieli urzędnicy z dworu, dzieci Dlanora i najważniejsi członkowie orszaków, których chcieli ze sobą przyprowadzić władcy.

-Wielcem jest rad, że aż tylu Was przybyło, moi drodzy mutserra. -
rzekł wstając król Dlanor, gdy bard zakończył swą pieśń – To spotkanie jest wielkim osiągnięciem dla współistnienia naszych państw. Pragnę Wam podziękować, za wizytę na moim skromnym dworze. Jesteście maralie, błogosławionymi gośćmi. Jedzcie, pijcie, tańczcie, słuchajcie muzyki naszych bardów i... rozmawiajcie. Nie zabraknie Wam tu żadnych zbytków.
Uniósł puchar z winem do góry, obserwując przybyłych władców. Każdego z nich obdarzył krótkim, acz uważnym spojrzeniem, jakby chciał sprawdzić ilu tak naprawdę przybyło na uroczystość. W końcu jego ręka z naczyniem drgnęła, gdy powiedział:
-Za miłość i pokój między naszymi narodami oraz udany Festiwal Kwiatów.

Non clima:
Spoiler
Pokaż
W pierwszej turze muszą się wpisać wszyscy, którzy chcą brać udział w Festiwalu. Termin do wtorku do 24:00, po tym terminie goście, którzy się nie wpisali będą spóźnieni i zabawa zacznie się bez nich (choć będą mogli dojść jeszcze). Potem będą mogli pisać w dowolnych terminach, chociaż chciałbym, aby sesja toczyła się w miarę dynamicznie i bez przestojów, tak byśmy skończyli ją przed końcem I tury.
Awatar użytkownika
Slavik
Posty: 42
Rejestracja: 2013-03-01, 16:00

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Slavik »

Król Gudochvid długo nie mógł zdecydować co na siebie ubierze. Nie chciał przybywać jak dziki, śmierdzący, brudny barbarzyńca z gór, na Festiwal Kwiatów, ważne święto jego sąsiadów. Mógłby założyć swój uroczysty ubiór, ale był on, lekko mówiąc, niewygodny. No i nadal wyglądałby jak dziki barbarzyńca.
W końcu zdecydował się na ubiór, który zazwyczaj Kninyrczycy zakładali pod spód, narzucając na niego kolejne warstwy odzieży. Była to prosta, lniana koszula bez rękawów. Dodatkowo wziął ze sobą skromny, nierzucający się w oczy płaszcz, na wypadek gdyby w Del'Arte było zimniej niż się spodziewał. Tutaj, pośród gór, nikt przy zdrowych zmysłach nie wyszedłby na zewnątrz tak ubrany. Oprócz tego oczywiście ubrał zwyczajne spodnie i buty, bo w samej koszuli nie mógłby się nigdzie pokazać. Na koniec do pasa przyczepił sobie krótki mieczyk - ozdobny, podkreślający powagę monarchy, a jednocześnie nadający się do obrony gdyby zaszła taka potrzeba.
W końcu zjawił się obiecany transport. Król rzucił okiem na karety i stwierdził, że wydają się całkiem wygodnym i bezpiecznym sposobem podróżowania. Najbardziej jednak zachwyciły go konie, które miały te karety ciągnąć. Wierzyć mu się nie chciało, że te zwierzęta z wydętymi brzuchami i grubymi nogami będą w stanie jechać tak długo z takim wielkim obciążeniem. A ileż to się mówiło o ich prędkości na krótkich dystansach, bez obciążenia!
Z królem ruszyło tylko trzech żołnierzy. Zostali przez niego wybrani nieprzypadkowo - młodzi, przystojni, kawalerzy. Niech też się zabawią, niech znajdą sobie miłość za granicami Kninyrska! To powinno przekonać lud do Del'Artyjczyków, zacieśnić nieco więzi przyjaźni między narodami. Co tam, że miał w państwie wojaków znacznie lepszych, którzy w trójkę ochroniliby go przed co najmniej dwudziestką zniewieściałych południowców - i tak nie sądził, by ktoś chciał go atakować.
A jednak ruszyli. Konie ciągnęły karety, początkowo z pewnym ociąganiem, by po chwili iść tempem żwawego piechura. I pomyśleć, że na południu bogaci ludzie przemieszczają się głównie na tych zwierzętach. Gudochvid powoli zaczął zauważać, że mało wie o świecie, a jego poddani są pozbawieni wielu wygód, przysługujących mieszkańcom innych państw. Tylko skąd niby wziąć konie, które w góry się przecież nie zapuszczają?
W końcu dotarli do królestwa Del'Arte. Po zachowaniu ludzi na ulicach widać było, że dzień jest nadzwyczajny.

Gudochvid z zainteresowaniem oglądał porozwieszane w sali uzbrojenie i obrazy. Śledził historie bitew, oceniał jakość ówczesnych broni, przyglądał się portretom. Doprawdy, trudno byłoby wymyślić lepszy sposób "zareklamowania" własnego państwa. Dostrzegał co prawda w sztuce del'artyjskiej pewne elementy, które nie odpowiadały jego kninyrskiemu gustowi, ale o tym już chciał porozmawiać z samym królem. Bo przecież miał nadzieję, że to spotkanie to nie tylko "chlanie i gadanie o polityce", ale znajdzie się też miejsce na rozmowę o filozofii, sztuce, historii.
Rozpoczęła się pieśń barda. Ta była bardziej "w kninyrskim stylu" niż obrazy na ścianach. Prosta, wręcz swojska, opowiadająca o możliwych wydarzeniach, a nie jakichś fantazjach autora. Cóż, spodobała się Gudochvidowi. Ale nie było czasu o tym myśleć, bo zaraz po jej zakończeniu odezwał się król Dlanor.
- Za miłość i pokój - powtórzył cicho, wznosząc toast z resztą biesiadników. Mimo wszystkich starań, wyglądem nieco nie pasował do otoczenia. Koszula bez rękawów opinała jego pokaźny tors i odsłaniała ramiona, z wielkimi i twardymi jak skała muskułami, a zakończone twardymi, szorstkimi dłońmi. Dopiero teraz zauważył, jak ciężka praca go zmieniła. W młodości miał gładką, delikatną skórę. Potem nastąpiła służba wojskowa, a w końcu i zasiadł na tronie. Mimo tego nie przestawał się szkolić w walce, hołdując zasadzie "dobry król nie potrzebuje straży, by się obronić". Teraz już miał swoje lata i zaprzestał hartowania organizmu, ale wciąż nie unikał wysiłku, by nie wychodzić przedwcześnie z formy. O ileż różnił się od na przykład swojego młodszego syna, Hermoda, który nigdy nie służył w armii. O ile różnił się nawet od starszego, Widara, który był jeszcze młodym - choć już bardzo sprawnym - wojownikiem.
Awatar użytkownika
Morok
Posty: 712
Rejestracja: 2013-03-02, 19:47

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Morok »

Kilka, kilkanaście godzin wcześniej...
Poprzez kraj Del'Arte podróżowała dziwna grupka.
Na czele pochodu kroczył gigantyczny, siwy rumak - niosąc na swym grzbiecie mężczyznę o długich, białych włosach, odzianego w podróżny, szary płaszcz. Czarna opaska na oczach i wystający spod okrycia miecz pozwalały rozpoznać w owym osobniku Rycerza Protektora Związku Północnego, króla Oriona II.
Za nim powoli poruszał się okryty płachtą wóz ciągnięty przez dwa konie. Na powożonym przez jasnowłosego młodzieńca pojeździe, siedział mężczyzna z rysów twarzy bardzo przypominający władcę. Pasażer, pilnie zajęty wpatrywaniem się w niebo, pogwizdywał sobie pod nosem jakąś melodyjkę. Jego dłonie, zastygłe w geście przekładania pliku nut z jednej sterty na drugą, mimowolnie dyrygowały towarzyszącej mu, wyimaginowanej orkiestrze.
- Naprawdę, gdyby nie Twoje instrumenty, bracie... - westchnął Orion II, spoglądając na pokaźnych rozmiarów ładunek.
- "... moglibyśmy dotrzeć tam znacznie szybciej", tak? To chcesz powiedzieć, Gabrielu? - zapytał muzyk, przerywając na chwilę dawanie koncertu drzewom i trawom. Uniósł się nieco ze zrelaksowanej pozy, w której spoczywał dotychczas. - To Ty zaciągasz mnie na ten bankiet. Ja postawiłem warunki, a Ty się na nie zgodziłeś, pamiętasz? Poza tym, Ty również zabrałeś ze sobą swoje książki i swojego giermka - tu mężczyzna spojrzał znacząco na młodego woźnicę. Ten odchrząknął zakłopotany.
Władca zaśmiał się cicho.
- Masz rację, nie powinienem narzekać. W końcu znam Cię nie od dziś, mój drogi Vincencie. I jest przecież napisane: Strać raczej pieniądze dla brata i przyjaciela, niżby miały zardzewieć, zmarnować się pod kamieniem. Czy nie to samo powiedzieć mógłbym o czasie dla Ciebie przeznaczonym? - rzekł wesoło do swego brata. Ten westchnął.
- Nie powinieneś tak się przejmować tym, że nie będzie Cię w kraju ten dzień czy dwa dłużej. W końcu, z takim kanclerzem, mógłbyś pozostawić państwo i na rok, a potem wrócić i zastać je kwitnącym - odparł pocieszająco. Lekka zmiana wyrazu twarzy króla wskazywała, że trafił w samo sedno - a monarcha wiedział, że Vincent o tym wie.
Dalej podróżowali już bez słowa.
* * *
Odziani już w uroczysty strój (Orion II wybrał swoje czarne szaty z białymi wykończeniami, Vincent - elegancki frak), obaj bracia zasiedli przy stole obok siebie i przysłuchiwali się muzyce. Giermkowi pozwolono zająć miejsce trochę dalej.
- Chłopak ma powodzenie wśród dam. Nie, żeby było czemu się dziwić... - wyszeptał król.
- Martwi mnie to... - w odpowiedzi westchnął Vincent. - Większość niewiast z Południa, jakie miałem nieszczęście poznać, z charakteru bardziej przypominała jadowite węże, niż istoty ludzkie. - dodał cicho. - Nie boisz się, że te dwulicowe gady okręcą sobie Twojego giermka wokół palca?
- To bystry chłopak, poradzi sobie - z pewnością w głosie odparł Orion II. - Jest dojrzalszy, niż na to wygląda. No i nie powinieneś wątpić w moje zdolności wychowawcze, Vincencie - tu władca uśmiechnął się lekko.
W tej chwili skończyła się pieśń, Dlanor zaś wstał z miejsca i wygłosił swoją mowę. Obaj bracia unieśli do toastu swoje kielichy, zgodnie wypełnione jedynie źródlaną wodą. W Królestwie Północy nie występował zwyczaj picia alkoholu do jedzenia - był on jedynie w niewielkich ilościach używany w niektórych ceremoniach i w rzemiośle.
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Liadan »

Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami do Lazure przybył Wielki Małżonek Królewski generał Liam. Towarzyszył mu Syn Królewski Cuilliok. Na dołączenie do orszaku królewskiego uzyskał też zgodę przedstawiciel kupców, który miał za zadanie zapoznać się z lokalnym rynkiem i ocenić możliwości wymiany handlowej.
Król Liam już od samego początku swego pobytu poczuł się w Królestwie Del’Arte niemal jak we własnym państwie. Owszem, architektura była tu inna, ubiory różniły się krojem, ale były to różnice wynikające z innych warunków klimatycznych czy obyczajów, a nie poziomu kulturalnego . Na każdym kroku odnajdował analogie do tego, do czego przywykł w Meriel. Nawet Festiwal kwiatów w swej idei tak bardzo przypomina Święto Pełni…
Król w układnych słowach odrzucił propozycję udania się na ucztę karetą. Docenił oczywiście kunszt jej wykonania i korzyści wynikające z jazdy takim pojazdem, szczególnie z zimie lub podczas długiej podróży, ale nie chciał się chować w zamknięciu. Chciał podziwiać otoczenie, ale również sam chciał być podziwiany. Kazał więc zmontować przywiezione w taborze paradne rydwany Syna Królewskiego i swój zdobiony srebrem i kamieniami księżycowymi. Do rydwanu zaprzęgnięto dwa białe konie przystrojone piórami i kwiatami. Sam król włożył szaty uszyte z najprzedniejszych płócien, jakie produkowały warsztaty w Merielu, haftowane przy szwach turkusowa nicią. Do tego dołożył pas z krótkim mieczem i bransolety wykonane ze złota i lapis-lazuli. Cuilliok prezentował się niemal równie okazale.
Król nie obawiał się napaści, ale ze względów prestiżowych podczas przejazdu przez miasto towarzyszył mu dwudziestoosobowy oddział straży pałacowej w turkusowo – złotych barwach Merielu. Orszak zamykała lektyka transportowa.
Gdy tylko dotarli do bramy pałacu, król kazał wyładować lektykę. Następnie odesłał służbę i strażników, rozkazując pozostać tylko dwu z nich, aby zaopiekowali się końmi.
Ponieważ uczta to nie jest odpowiednia pora na przekazywanie darów, poprosił strażniczki przy bramie, aby w jego imieniu przekazały dary powitalne rodzinie królewskiej. Aby uniknąć niezręcznej sytuacji nakazał swoim ludziom odpakowanie darów i oczom strażniczek ukazały się klatki mieszczące dwanaście par gołębi oraz para sokołów specjalnie ułożona do polowań dla króla Dlanora i dwie pięknie zdobione skrzynie pełne koronek, po jednej dla królowej Seline i księżniczki Talii Lysany. Przekazał też prośbę, by Cuilliok mógł w czasie uczty porozmawiać z panną Euterpe.
Król Liam i Cuilliok zostali wprowadzeni do sali gdzie odbywała się uczta. Zajęli wyznaczone im miejsca i oddali się przyjemnościom: kosztowali wspaniałych dań i trunków, słuchali muzyki, rozmawiali ze swoimi sąsiadami przy stole, flirtowali z damami… (no, flirtował raczej tylko król, bo Cuilliok niecierpliwie oczekiwał chwili, gdy zostanie przedstawiony pannie Euterpe).
Król Dlanor wzniósł powitalny toast, który powtórzyli zebrani i…
Awatar użytkownika
Peter Covell
Posty: 140
Rejestracja: 2013-03-01, 15:52

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Peter Covell »

Na Festiwal Kwiatów przybył również przedstawiciel księcia Ahravanu - a właściwie - przedstawicielka. Siostra władcy sąsiedniej krainy, Lilien Tenn, wdowa po Harrym, matka dwóch chłopców wychowywanych w duchu głębokiej wiary w Jedynego Boga. Młoda kobieta po śmierci swojego męża wstąpiła do kobiecego stanu duchownego - zgromadzenia Dev, chwalących Stwórcę swoją pracą, więc nie można się było po niej spodziewać wyskoków czy flirtów. Ubrana skromnie, w prostą szatę, wyróżniała się w kolorowym tłumie.
Miała również dar, który złożyła za pośrednictwem ambasady Ahravanu w Królestwie Del'Arte - pudełeczko kadzidełek o kwiatowym zapachu - zdaniem skromnej Devy, prezent bardzo odpowiedni na tę okazję. Zwłaszcza, że oprócz niego, przekazała beczkę najprzedniejszego wina gronowego, jakie udało jej się znaleźć w piwniczce sanktuarium.
Spoiler
Pokaż
Księstwo Ahravanu przekazuje Królestwu Del'Arte skromny upominek:
-1 i. dóbr luksusowych
-1 i. alkoholu
God Save The Queen!
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Gruby »

Król kiwnął głową, upił nieco ze swojego kielicha i usiadł na miejscu, obdarzając bystrym spojrzeniem każdego z gości. W oczy natychmiast rzucił mu się brak dwóch delegacji z sąsiednich krajów - Lynn oraz Malhaazu. Dwaj, najbardziej niesforni sąsiedzi, którzy zapewne chcieli zademonstrować swój brak szacunku dla całego Del'Arte poprzez spóźnienie się lub nie przybycie na bal. Skoro goście z dalekiego Związku Północnego oraz Meriel zdążyli na czas, to w tej nieobecności kryło się na pewno jakieś drugie dno. "Trudno, będę to miał na uwadze przy przyszłych zaproszeniach", pomyślał Dlanor, po czym chcąc zakończyć niby-oficjalną część uroczystości, zawołał:
-A teraz jedzcie, bawcie się i tańczcie! Na moim dworze niczego Wam nie zabraknie, moi mutserra!
Choć był już wieczór, światło świeczek na wiszących żyrandolach oświetlało całe pomieszczenie perfekcyjnie, tak, że żaden cień nie mógł się skryć przed groźnym blaskiem płomieni. Otworzono drzwi sali. Dziś na Dwór Lśniących Piór mogli wejść tylko przybyli z obcych krajów maralie, służba i dworzanie, a nad wszystkim czuwały Eiserne Jungfrau. Nie trzeba się było martwić o bezpieczeństwo. Do środka właśnie weszła grupa tancerek w powłóczystych strojach i grajków. Nie mieli chyba jeszcze występować, bo ustawili się za tronem, czekając cierpliwie. Słudzy chodzili między gośćmi, podług ich woli nalewając alkoholu lub nakładając dań. A tymczasem bard zaczął kolejną piosenkę: Zagłuszona została jednak przez gwar rozpoczynających się rozmów, stukających o stół talerzy oraz odgłosów jedzenia. W Del'Arte nie panowała tradycja, by bez przerwy siedzieć ciągle przy stole, dlatego damy oraz panowie, szybko zaczęli chodzić po izbie...

Maralie z Kninyrska
Dlanor, pochylił się do siedzącego najbliżej władcy Kninyrska. Bardzo szanował potężnego, górskiego króla, chyba najbardziej ze wszystkich obecnych tutaj gości, i miał ogromne nadzieje na przyszłą współpracę z prostym, acz poczciwym ludem północy. Dlatego to jemu zaoferował rozmowę jako pierwszemu, chociaż miał bardzo wiele rzeczy do przedyskutowania z innymi przywódcami.
-Witajcie Gudochvidzie. Winien Wam jestem osobiste podziękowania za ostatnie pozwolenie na przewóz towarów z Królestwa Leśnego Wichru bez cła. Była to piękna przysługa, którą my, Del'Artańczycy, traktujemy jako wyjątkowe wyciągnięcie ręki oraz gest przyjaźni.
Zaczął paplaninę, ale po chwili, patrząc uważnie na swego rozmówcę stwierdził, że ten może nie przepadać za zbyt długimi, wyszukanymi rozmowami o niczym konkretnym lub sprawach błahych. Dlatego trzeba było chyba zacząć od konkretów.
-Jak Wam się podoba nasz kraj? I co sądzicie o nawiązaniu bliższej współpracy, handlowej oraz politycznej?

Maralie ze Związku Północnego
Bal rozpoczął się oficjalnie, a powietrze zaczęło drgać od szmeru rozmów. A chociaż Orion II nie mógł tego ujrzeć, budził chyba największe zainteresowanie. Wielu dworzan patrzyło na niego ukradkiem. Ale znalazły się też osoby, które nie ukrywały swojego zainteresowania i można było śmiało powiedzieć, że się bezczelnie gapią. A wszystkie mógł ujrzeć Vincent.
Przede wszystkim, swe spojrzenie dużych, błękitnych oczu, wbijała we władcę jakaś kobieta. Była już chyba nieco zbyt stara, by można powiedzieć, że jest w kwiecie wieku, ale na jej twarzy odbijały się jeszcze resztki młodości oraz niebywała radość i wdzięczność dla całego świata. Ubrana była w skromną, białą suknię. Podpierając policzki na wierzchach obydwu dłoni oraz z łokciami opartymi na stole, wpatrywała się w Oriona. Chyba nie była pewna, czy może do niego podejść, czy powinna poczekać na jakiś bardziej odpowiedni moment. Obok niej, siedziała inna kobieta, o wiele młodsza i o wiele bardziej ekscentrycznie ubrana. Jej suknia była w żółtym kolorze, głowę miała ozdobioną wiankiem ze stokrotek, a za ucho włożyła sobie różę. Tak wyglądało wiele mieszczanek, które można było ujrzeć zmierzając na bal. Dziewczyna, robiła swojej sąsiadce wbijającej spojrzenie we władcę Związku Północnego... rogi. Wystawiła jej dwa palce nad głową, w ramach żartu, bo ta była zbyt skupiona na obserwowaniu króla.
Wyróżniała się jeszcze jedna osoba, Eiserne Jungfrau stojąca pod ścianą. Wszystkie kobiety z elitarnego oddziału patrzyły się pusto w przestrzeń. Ona, stanowiła wyraźny kontrast dla reszty i chociaż zerkała tylko kątem oka, było to bardzo widoczne. Krótkie, blond włosy i lekko czerwony, mały nos był już widziane w Związku Północnym. To Brigide Leste, wojowniczka, która przyniosła zaproszenie na Festiwal do Avalonu. Najwyraźniej nie zapomniała o wizycie i teraz chciała zobaczyć jak władca sobie radzi w towarzystwie.
W straży pilnującej uroczystości były też inne kobiety, które przynosiły wiadomości do władców - Beatrix Colonel i Marie Sirvant.

Maralie z Meriel
...i zabawa rozpoczęła się już oficjalnie, na dobre. Przez otwarte drzwi, zaraz za tancerkami i grajkami, weszły dwie kobiety, odziane w piękne, koronkowe suknie. Jedna, starsza, o egzotycznej karnacji, miała na swojej głowie małą, fikuśną koronę. Jej strój utrzymany był w barwach fioletu i odsłaniał odważnie duży dekolt. Nie była zbyt piękna, ale też nie straszliwie szpetna. W dłoni trzymała wachlarz ozdobiony rysunkiem kruka.
Obrazek
Jej towarzyszka, młodziutka, ledwo co odrosła od ziemi, miała włosy ozdobione wstążkami i kwiatami, a przywdziewała dokładnie zasłaniającą prawie każdy kawałek jej ciała, białą jak śnieg suknię. Miała bardzo jasną karnację i błękitne oczy.
Starszą damą była Seline As-lim, małżonka władcy Del'Arte. Młodszą, musiała być Euterpe Knox, córka Dlanora z nieprawego łoża, która została przyjęta do rodu z zastrzeżeniem, że nie przysługuje jej, ani jej dzieciom, prawo do dziedziczenia. Kobiety podeszły do Wielkiego Małżonka Liama i Cuillioka, dygając zgrabnie.
-Wybaczcie Wasza Wysokość i Wy, Paniczu, za to spóźnienie - powiedziała królowa, zasłaniając usta wachlarzem. Jej głos był aksamitny i zmysłowy. - Miałyśmy pewne sprawy do załatwienia. Czasem ciężko zaspokoić naszą niską, kobiecą próżność. To moja mała różyczka. Przywitaj się, Euterpe.
Młoda dziewczyna ukryła się nieco za Seline, trzymając się jej sukienki i obserwując wielkimi oczyma Cuillioka. Władczyni przewróciła oczyma, cmokając niecierpliwie.
-W każdej opowieści tak jest, że gdy młodzi się spotykają, to dama musi być nieśmiała i kryć się za swoją mat... opiekunką. Mogłabyś być bardziej oryginalna.
Zganiła dziewczynę, kładąc dłoń na jej głowie. Jej palce ozdobione były paroma pierścieniami, a za każdy z nich można by pewnie kupić stado koni dobrej rasy.

Maralie z Królestwa Ahravanu.
Do Lilien, niemalże natychmiast doskoczył kanclerz Del'Arte, Markene Dork, przystojny dyplomata, który miał niestety nawyk chwalenia swojego królestwa w dosłownie co drugim zdaniu. Ukłonił się przed nią i, jeśli dama mu na to pozwoliła, ucałował jej rękę.
-Witajcie Pani. Nawet nie jesteście w stanie sobie wyobrazić, jak bardzo się cieszę z wizyty kogoś tak znacznego z kraju naszych przyjaciół, Królestwa Ahravanu. My, wspaniały lud, sławiący sztukę i miłujący pokój, błogosławieni przez los... skromni ludzie z Del'Arte, czujemy się nadzwyczaj uhonorowani tym gestem. Choć... słyszałem, że mamy ostatnio jakieś problemy w ambasadzie...
Wzrok dyplomaty co chwila uciekał do drzwi. Musiał być gotowy, by przywitać spóźnionych gości, bo spodziewał się, że król nie uczyni tego osobiście, obrażony spóźnieniem. Patrzył też na siedzących przy Lilien "dziwaków". I oczywiście na samą rozmówczynię. Jego oczy wyglądały, jakby miały zaraz zastrajkować i wylecieć z oczodołów.
Obok maralie, siedzieli "dziwacy". Wyglądający na delikatnie upośledzonego umysłowo mężczyzna, strasznie spocony, który najwyraźniej bardzo źle się czuł w towarzystwie i wyglądał, jak gdyby miał się rozpłakać. Przy nim, po drugiej stronie, siedziała też jakaś kobieta, strasznie zniecierpliwiona i patrząca w sufit. Kolejne zaskoczenie - była karłem. Ot, ciekawe towarzystwo dostała pani z Ahravanu.
Awatar użytkownika
Morok
Posty: 712
Rejestracja: 2013-03-02, 19:47

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Morok »

Vincent owszem, nie omieszkał zauważyć ogromnego i niezdrowego zainteresowania, którego przedmiotem był Ślepy Król. Skrzywił się lekko. Jako muzyk, lubił występować na scenie i napawać się spojrzeniami widowni - ale nie takimi spojrzeniami.
- Gapią się na Ciebie jak na obłąkanego - zakomunikował bratu szeptem.
- Wiem - padła odpowiedź.
Książę posłał władcy pełne lekkiego niedowierzania spojrzenie. Nawet on, choć był tak bliską królowi osobą, nigdy tak naprawdę nie potrafił stwierdzić, do jakiego właściwie stopnia Gabriel Carvalho zdaje sobie sprawę z tego, co się wokół niego dzieje. Potrząsnął głową. Nie warto było zaprzątać sobie myśli sprawami, których i tak nie potrafił zrozumieć.
Orion II tymczasem, w ciszy posiliwszy się ilością jedzenia, którą można było określić jako "wystarczającą" (król nie był zwolennikiem objadania się do przesady), wstał ze swego miejsca. Razem z nim wstał i Vincent. Bracia wymienili spojrzenia.
- Gdyby co... wiesz gdzie mnie znaleźć - rzekł wirtuoz. Orion II skinął głową i ruszył prosto w kierunku członkini Eiserne Jungfrau. Wojowniczka była wszak jedyną osobą, którą przed podejściem do władcy powstrzymywało coś innego, niż zwykła nieśmiałość czy lęk. Jako część honorowej straży, nie mogła zapewne po prostu opuścić swojego miejsca, w związku z czym Rycerz Protektor postanowił właśnie tam skierować najpierw swoje kroki.
- Pokój Tobie... Leste, tak? - przywitał się król, stanąwszy przed kobietą.

Za jego plecami, Vincent zamieniał już energicznie kilka słów z bardem, gdy ten na chwilę przestał śpiewać. Starszy mężczyzna kiwał powoli głową, w końcu zaś wykonał zachęcający gest. Na ten znak, książę skinął na giermka swego brata. Chłopak, przecisnąwszy się pomiędzy kilkoma możnymi, stanął przed muzykiem. W jego dłoniach spoczywał dość spory, podłużny futerał.
Wirtuoz z namaszczeniem uniósł pokrywę, ujawniając zawartość pojemnika - smukłe skrzypce, smyczek i jakieś przybory do konserwacji instrumentu. Niewielką szmatką przesunąwszy po włosiu, powoli uniósł instrument, przechylił głowę...
I zagrał...
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Gruby »

Maralie ze Związku Północnego
Gdy władca podszedł do strażniczki, ta dygnęła lekko i spuściła wzrok. Jej towarzyszki, dalej stały niczym niewzruszone posągi, wpatrując się pusto w przestrzeń. Co jakiś czas mrugały albo przekręciły głowę by móc lepiej objąć spojrzeniem sale, ale robiły to tak sporadycznie, że wydawały się całkowicie nieruchome. Na policzkach Brigide pokazał się delikatny rumieniec.
-Tak, Wasza Wysokość. To... miłe, że pamiętacie moje nazwisko, Wasza Wysokość.
Powiedziała. Wydawała się odrobinę zaaferowana, jakby nie wiedziała do końca co zrobić. W końcu była na służbie, powinna się perfekcyjnie prezentować i dbać o bezpieczeństwo gości. A tutaj podchodzi do niej sam władca! Wśród wszystkich Eiserne Jungfrau jakie można było ujrzeć, wydawała się najmłodsza, miała może piętnaście, szesnaście lat. Z drugiej strony, nie było chyba strażniczki, która przekroczyła by trzydziestkę.

Goście obrócili głowy w stronę nowego grajka, gdy ten zaczął grać, a rozpoznając w nim jednego z maralie, skupili na nim jeszcze więcej uwagi, początkowo - by nie urazić gościa brakiem zainteresowania, później - rzeczywiście zainteresowani utworem. Vincenta dosłownie obsiadły tancerki, grajkowie i bardowie, tworząc wokół niego krąg. Wyglądali niczym dzieci wysłuchujące historii wygłaszanych przez starego kapłana. Nawet król Dlanor, na chwilę przerwał rozmowę z władcą Kninyrska, by zobaczyć co się dzieje, a jako że siedział tyłem do stanowiska dla bardów, to musiał się mocno obrócić.
Vincent skupił całą uwagę osób, które wcześniej przypatrywały się nieuprzejmie Orionowi. Tylko kobieta w białej sukience, ta która jej dokuczała (chyba zamierzała jej właśnie włożyć uśliniony palec do ucha) i oczywiście Brigide.
Awatar użytkownika
Slavik
Posty: 42
Rejestracja: 2013-03-01, 16:00

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Slavik »

Kninyrczycy są bardzo uważnymi obserwatorami świata. W końcu na tym opierają swój światopogląd - na doświadczeniu, na tym co mogą zobaczyć. Dlatego nie umknęło uwadze Gudochvida, że spotkał go zaszczyt. Władca Del'Arte rozpoczął z nim rozmowę. Właśnie z nim na sam początek, był pierwszy!
Uśmiechnął się, przypominając sobie swoją zgodę na przejazd kupców z Królestwa Leśnego Wichru. Tak, to była bardzo mądra decyzja. Co prawda skarb państwa nieco na tym ucierpiał, ale znacznie większe szkody przyniosłaby odmowa w takiej sytuacji. Pojedyncza opłata za przejazd, czy to tak wiele?
- Och, to nic takiego! Nie chcieliśmy po prostu utrudniać handlu naszym miłym sąsiadom. Z ciekawości zapytam... dotarli bezpiecznie, wszystko dobrze się skończyło? - powiedział wesoło.
Dalszych słów króla wysłuchiwał w milczeniu, ale uważnie przy tym słuchał. Śledził tok myślenia rozmówcy i porównywał go z poglądami własnymi i większości Kninyrczyków. Zauważył po chwili, że ten człowiek, jak i większość ludzi z południa, rozumie świat całkiem inaczej. Bardziej, hm, hm... abstrakcyjnie. O tak, z pewnością przyda się solidna rozmowa o filozofii. "Otwórzcie oczy, ojcowie obcych narodów! Spojrzyjcie - oto Kninyrsk też ma swoich myślicieli, Kninyrczycy też mają poglądy!".
Z rozmyślań wyrwała go zmiana tonu głosu rozmówcy. Spojrzał na niego i stwierdził, że ten nagle przeszedł do innych spraw. Ach, więc jeszcze nie otworzył oczu, nie spojrzał na kninyrskich myślicieli i ich poglądy! Uznał zapewne, że Kninyrczycy nie dyskutują o takich sprawach. Dobrze, będzie miał niespodziankę.
Zbiło go nieco z tropu nagłe pytanie o współpracę. Zbierał uważnie pogłoski o obcych krainach, wybierając te, które nadadzą się w przyszłości na sojuszników. Ale nie przypuszczał, by na południu, w państwie sztuki i górnolotnego myślenia... załatwiano to tak bezpośrednio. Przełknął ślinę i po krótkim namyśle odparł:
- Kraj jest bardzo piękny. Lud radosny, cieplej niż u nas, biedy na ulicach nie uświadczyłem... a ileż to się nasłuchałem o waszej kulturze, sztuce! - Zrobił efektowną pauzę, układając w tym czasie dalszą część wypowiedzi. - Co zaś do bliższej współpracy... moje państwo jest młode, ledwie się podniosło z błota, w jakie wdeptał je mój poprzednik. Generałowie-marzyciele mówią mi o podbiciu świata, ale skąd na to armia? Skąd pieniądz? Gdzie wsparcie na wypadek klęski? Muszę umocnić swoje rządy. Handel z pewnością się przyda, bo już teraz dochodzą mnie słuchy, że moim poddanym brakuje wielu surowców, których w innych krajach jest mnóstwo. Współpraca polityczna...
Znowu urwał na moment, zastanawiając się, jak przekazać w prostych słowach wnioski do których doszedł.
- Współpraca polityczna... nie wiem, czy mój lud może sobie na to pozwolić. Zbyt niepewne nasze jutro, byśmy mogli coś obiecywać; zbyt mała nasza potęga, byśmy mogli czegoś wymagać. Nie, nie możemy jeszcze sobie na to pozwolić. Sądzę za to, że w pełni stać nas na przyjazne stosunki bez żadnych zobowiązań.
Awatar użytkownika
Merik
Posty: 401
Rejestracja: 2013-03-01, 14:37

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Merik »

Spotkanie musiało się już zacząć, jak król mógł wywnioskować po dźwiękach, dochodzących z wnętrza dworu. Skorzystał z zaoferowanej mu karety, towarzystwa w wehikule dotrzymywał mu towarzystwa bard... no, przynajmniej dla innych był bardem. Miał lutnię, potrafił śpiewać, ba - od czasu do czasu czynił to nawet. A że miał i inne, rozliczne talenty, takie jak niezwykła spostrzegawczość, zdolność do wyłapywania przydatnych informacji z otoczenia czy spora empatia. Mistrz Amargein z Sekari zawsze był cennym towarzyszem, a z wszelkich balów, przyjęć i bankietów zawsze wychodził z garścią cennych informacji.
To bard właśnie pierwszy zauważył, iż przyjęcie rozpoczęło się - jego wrażliwy słuch pierwszy pochwycił dźwięki muzyki.
- Zaczęli bez nas - stwierdził z wyrzutem.
- Aha - odparł Lynch beznamiętnie. - Zrobimy większe wrażenie przy wejściu. Winneś się cieszyć, Amargeinie.
Bard zachichotał.
- O tak, tyle oczu zwróconych na moją osobę. I te panienki w mundurach... ta, co nas odwiedziła, ładna była...
- Nie rozmarzaj się. Chyba jesteśmy u celu.
Faktycznie, kareta zachybotała się i stanęła. Kiedy jej drzwi się otworzyły, książę oraz bard wyszli na zewnątrz i poczęli podziwiać Dwór Lśniących Piór. Orszak księcia - dwunastu gwardzistów - utworzył półkole nieco z tyłu. Oględziny architektury nie trwały długo, gdyż goście chwilę później szli już w stronę sali biesiadnej, prowadzeni przez jedną z Eiserne Jungfrau. Gwardziści zostali na zewnątrz, podobnie jak para wspaniałych wierzchowców - dar od Lynn dla władcy Del'Arte.

Zaanonsowani przez herolda, wielki książę oraz bard weszli do środka. Podczas gdy monarcha zbliżył się, by powitać gospodarza, Amargein odszedł na bok, jak zwykle wtapiając się w otoczenie.
- Witam cię, Dlanorze Archibaldzie Knoxie! - rzekł książę, kiedy kobieta w niebieskim mundurze przywiodła go do szczytu stołu i zniknęła gdzieś, równocześnie przerywając chyba rozmowę z... władcą Kninyrska? Blond włosy, jasna cera, dość prosty ubiór... chyba tak. Z nim też trzeba się będzie rozmówić... ale powoli. Okazja pewnie jeszcze się nadarzy. - Ufam, że drobne spóźnienie zostanie mi wybaczone?
Spoiler
Pokaż
Lynn przekazuje w darze Del'Arte dwa konie. Dlanor, jak znajdziesz chwilę dla Lyncha, to ci pewnie o tym wspomni w rozmowie.
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Gruby »

Maralie z Kninyrska
-Tak, dotarli cało i bezpiecznie, dostarczając naszemu państwu niezbędnych medykamentów.
Odparł krótko, po czym wsłuchał się w to, co władca Kninyrska miał do powiedzenia. Gdy skończył, przez jakiś czas milczał. Wziął udko z bażanta i zdjął z niego skórkę, kładąc ją na talerzu.
-Współpraca polityczna była by gwarantem wsparcia w razie klęski - oświadczył Dlanor, obskubując drób z mięsa - ale rozumiem tę nieufność. Ci, którzy nie mają wojska muszą żyć w cieniu swoich silniejszych sąsiadów. Tak było, jest i będzie. Ale póki do naszych krain nie wita wojna, wszystko jest w porządku, czyż nie? - uniósł palec wskazujący do góry - Mam oczywiście na myśli Del'Arte, bo Waszego potencjału wojennego, maralie, nie znam i z racji dobrego wychowania oraz obłudnej gry pozorów, znać nie chcę. Ale znam za to uczucie, gdy państwo musi się podnieść z kryzysu. My, del'artańczycy, nie raz musieliśmy unosić głowy, które ktoś brudnym buciorem wdeptał w błoto. Może to właśnie sprawiło, że lud bardziej szanuje jedno państwo i się do niego przywiązuje.
Oskubane z mięsa udko władca odłożył na talerz. Machnął kością, niczym wskaźnikiem w stronę Gudochvida. Jego twarz, wcześniej spokojna i niefrasobliwa, spoważniała na chwilę.
-Ci, którzy zbyt długo się zastanawiają, często zostają z tyłu i kończą jako żer dla reszty. Nie wiemy co się dzieje w kuluarach innych państw, dlatego zwlekanie z sojuszami, może okazać się samobójstwem. A celem władcy, jest ochrona ludu oraz kraju, wszelkimi sposobami.
Przez chwilę milczał, tak by jego pesymistyczne słowa zawisły w powietrzu. Sytuacja Del'Arte nie była ciekawa. Państwo otoczone przez silnych sąsiadów, było najbardziej narażone na konflikty.
-Tak czy siak, cieszę się, że nasz kraj, jest Ci miły, mutserra. A jeżeli chodzi o sprawy handlowe - jesteśmy gotowi pomóc. Czego potrzebujecie? Jesteśmy w sta...

Maralie z Lynn
W tym momencie, na salę wkroczył monarcha z Lynn. Dlanor skinął do Gudochvida głową, na znak, że musi chwilę zaczekać i że lepiej zmienić temat rozmowy, a potem do swego kanclerza, który spanikowany już unosił się z krzesła. Gdy gość podszedł bliżej, władca wstał
-Witaj, Wielki Książę. W dzisiejszych czasach spóźnienia można odbierać różnie, ale żywię nadzieję, że to tylko problemy z przybyciem, a nie polityczne manifestacje. Proszę, usiądź.
Wskazał na miejsce po swojej lewej stronie. Po prawej siedział władca Kninyrska.
-Rozmawialiśmy właśnie o sprawach polityki i handlu... nawiasem mówiąc, dziękuję Wam za niedawną dostawę alkoholu.
Poczekał aż gość usiądzie, po czym sam spoczął na krześle, machając do jednego ze sług by nałożył maralie jedzenia oraz nalał wina.
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Liadan »

- Możliwość rozmowy z Waszą Wysokością wynagradza wszelkie oczekiwanie, a obie panie wyglądacie wspaniale – odparł dwornie król Liam. Następnie rozpoczął z królowa zwykłą w takich sytuacjach rozmowę. Mówili głównie o podobieństwach i różnicach w sztuce obu krajów.
Prowadząc tą banalną dworską konwersację Liam uważnie śledził wszystko, co działo się na sali. Obserwował i wyciągał wnioski…
Cuilliok był oczarowany urodą i wdziękiem panny Euterpe. Wykorzystując podpatrzony miejscowy zwyczaj ucałował jej dłoń i sięgnął ręką po coś, co stało na małym stoliczku tuż za nim ukryte pod serwetą
.– Miau- zaprotestował koszyk pod wpływem nagłego ruchu.
Cuillok podał koszyk Euterpe.
-Przyjmij, proszę, ten skromny upominek ode mnie. Choć chyba lepiej będzie, jeśli obejrzysz go w zaciszu swojej komnaty. Och, byłbym zapomniał, nazywa się Micai.
W tym momencie odezwały się skrzypce. Wszyscy odwrócili się w stronę, skąd dobiegała ta niezwykła melodia. Z zaskoczeniem stwierdzili, że ten mistrzowski popis wirtuozerii jest dziełem Vincenta, brata króla Związku Północnego.
Awatar użytkownika
Morok
Posty: 712
Rejestracja: 2013-03-02, 19:47

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Morok »

Orion II, widząc zakłopotanie dziewczyny, uśmiechnął się łagodnie.
- Widzę, że wyznaczono Cię do stania na straży tego wydarzenia. Król musi naprawdę ufać Twoim kompetencjom... - powiedział. Na moment uwagę króla przyciągnęli przybyli goście, nie dał jednak tego po sobie poznać. - Czy Dlanor dawał Ci wcześniej jakieś trudne, wymagające zadania? - zapytał władca. W jego głosie brzmiała lekka nuta zaciekawienia.
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Gruby »

Maralie z Meriel
Królowa okazała się bardzo kompetentną osobą, jeżeli chodzi o sprawy kultury i sztuki. Zdawała się wyjątkowo cenić proporcjonalne, wykute w białym kamieniu rzeźby przedstawiające naturę oraz ludzi. Z miejsca zapowiedziała, że nie pozwoli Liamowi opuścić państwa, jeżeli nie zabierze ze sobą prezentu w postaci parunastu dzieł najwspanialszych, del'artańskich artystów. Miała chyba zamiar zaoferować maralie z Meriel całe, wielkie posągi, ale zdała sobie sprawę z tego, że nieporęcznie byłoby podróżować z nimi przez granice obcych państw. Dlatego postanowiła wręczyć mutserra paręnaście obrazów niejakiego Rembanda i trzy projekty posągów zwierząt (daniela w majestatycznej pozie, z uniesionymi do góry przednimi kopytami, wielkiego perkoza stroszącego pióra i żółwia, którego skorupa była ozdobiona różami), które sama stworzyła. Oczywiście prezenty zostaną wręczone po balu.
PREZENT: 10 dzieł sztuki dla Meriel.
Po zapowiedzi, starała się nieco zmienić tor rozmowy, poruszając temat ewentualnego posagu, wiana i ceremonii zaślubin. Czekała na propozycje, samemu nie chcąc wysuwać nieeleganckich propozycji.
Liam, patrząc co się dzieje na sali, mógł sobie przypomnieć pewne powiedzenie, które być może znane było i w jego kraju. "Gdy patrzysz w otchłań, ona również patrzy na Ciebie". Parę dworzanek z Del'Arte obserwowało z zaciekawieniem króla z Meriel. Nie było w tym w sumie niczego dziwnego. Władcy zawsze cieszą się... zainteresowaniem.
Tymczasem Euterpe wyszła już zza sukienki swej opiekunki i najwyraźniej była bardzo zainteresowana prezentem. Zerknęła do środka by zobaczyć, cóż to za zwierz się w nim czai, po czym gwizdnęła krótko, melodyjnie. Nagle, jakby z powietrza, wyrosła obok niej mała dziewczynka, która zabrała koszyk z kotkiem. Córka króla Del'Arte dygnęła z wdzięcznością.
-Dziękuję Ci, Panie. Zadbam o niego jak o... o...
Chyba zabrakło jej porównania bo westchnęła tylko. Gdy usłyszała dźwięk skrzypiec, spojrzała na Cuilloka znacząco. Najwyraźniej przyjęła naganę swej opiekunki i chciała chociaż trochę przełamać strach oraz niepewności. Chciała zatańczyć, ale to nie kobieta powinna zaprosić do tańca...

Maralie ze Związku Północnego
Dziewczyna przekrzywiła głowę, jakby nie do końca wiedziała czy może odpowiedzieć na to pytanie, czy nie. Stwierdziła chyba, że może, bo po chwili namysłu odpowiedziała:
-Umm... prawdę mówiąc, jestem najsłabsza z całego oddziału i nie powinnam tu nawet być. Wstawił się za mną nasz miłosierny władca. Tak napraw...
Stojące obok Brigide dwie strażniczki, rozproszyły się na chwilę i rzuciły okiem na swoją towarzyszkę oraz władcę obcego państwa. To był błąd. Nagle, atmosfera strasznie zgęstniała. Przed chwilą, prowadzona była luźna, sympatyczna rozmowa, a inne Jungfrau chyba się nią nie przejmowały. Teraz, stało się coś niedobrego. Złego. Orion mógł niemalże wyczuć, jak nagle, dosłownie w ciągu sekundy, kobiety stojące obok niego oblał pot. Musiały się czegoś bardzo wystraszyć, bo ich panikę dało się wyczuć w powietrzu. Dwie strażniczki wyprostowały się na nowo, wbijając puste spojrzenie w salę. Zaś źrenice Brigide zwężyły się. Dziewczyna wbiła spojrzenie w coś za plecami władcy Związku Północnego.
On oczywiście mógł wyczuć, że zbliża się ktoś groźny, ktoś kto budzi wielki strach wśród strażniczek, które niechcący się rozproszyły. Reszta, która ciągle obserwowała salę, stała spokojnie, świadoma swoich obowiązków.
Za Orionem stanęła niska dziewczyna odziana w czarno-białą sukienkę (bardzo ładnie skrojoną, pełna falbanek, z wysokim kołnierzem zakrywającym szyję i ładnie dopasowanymi kolorami - czarny w centrum, biały na rękawach oraz piersi. Mostek zdobiła błękitna kokardka). Była młoda, nie można było jej dać więcej niż dwudziestu lat, a i to byłoby chyba zbytnią przesadą. Blond włosy miała starannie uczesane, splecione w dwa "świdry" po bokach. Grzywka zasłaniała jej duże czoło. Oczy były pomarańczowe (!), przenikliwe, jak u większości Eiserne Jungfrau. Na młodej twarzy gościł uśmiech. Nie jeden z tych cynicznych, fałszywych uśmiechów. Normalny, sympatyczny uśmiech, którym można by się nawet zarazić. Dziewczyna odezwała się delikatnym, dziecięcym, przyjaznym głosem.
-Wybacz mój panie. Czy moja podwładna Ci się narzuca?
Brigide wyglądała jakby ją poraził piorun. Spojrzała ze strachem na Oriona.
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Liadan »

Cuilliok zauważył, że Euterpe ma ochotę zatańczyć. Jednak melodia, którą grał Vincent nie była, jego zdaniem odpowiednia do tańca. Była to opowieść, w której słychać było mroźny wicher wiejący w dalekiej, zimnej krainie, ale i ciepło palonego ognia, trudy twardego życia i proste radości, honor i odwaga splatające się w dźwiękach skrzypiec.
Gdy tylko melodia wybrzmiała, a dworscy minstrele znowu zagrali swe lekkie melodie, Cuilliok zwrócił się do Euterpe –Minstrele grają tak skocznie, a ja nie znam tańców Twojego kraju. Czy zechcesz nauczyć mnie kroków, Pani?

Liam widział spojrzenia dwórek. Ale będą one musiały zaczekać, aż skończy rozmawiać z ich panią. Zresztą noc jest długa i wiele jeszcze może się zdarzyć…
W dwornych słowach podziękował Seline za tak hojny dar, szczególnie docenił fakt, że autorką podarowanych projektów jest ona sama. Obiecał, że posągi zostaną wykute tak szybko, jak tylko uda się znaleźć marmur godny tak wspaniałych dzieł. Ponieważ królowa chciała już rozpocząć negocjacje odezwał się w te słowa:
- Widzę, Pani, że bardzo Ci leży na sercu los Twojej wychowanki. Najważniejszym warunkiem zawarcia małżeństwa w moim kraju jest zgoda obydwojga zainteresowanych. Ale z tym, jak sądzę, nie powinno być problemu –powiedział wskazując wzrokiem tańczących.
Nasze zwyczaje dotyczące zawarcia małżeństwa są bardzo proste. Przyszły małżonek wysyła swojej wybrance łoże. Jeśli kobieta nie zwróci mu go w ciągu trzech dni, oznacza to, że przyjmuje łoże i jego ofiarodawcę jako swojego męża. W tym czasie jest spisywany kontrakt małżeński. Zwykle rodzina panny młodej przygotowuje ucztę, po której przenosi się ona (zabierając swój majątek, w tym ofiarowane jej łoże) do domu męża. O ile będzie Cuilliokowi wolno ofiarować Euterpe łoże, my ze swej strony dostosujemy się do waszych zwyczajów.
Zgodnie z naszym prawem cały posag jest prywatną własnością kobiety i może nim ona dowolnie rozporządzać, a po jej śmierci dziedziczą go jej dzieci. W związku z tym kontrakt małżeński nigdy nie obejmuje wysokości posagu. Mąż jest zobowiązany utrzymywać żonę i jej dzieci na poziomie odpowiednim dla zajmowanej przez niego pozycji.
Cuilliok jest moim synem i pani Ailli Dorrel. Po matce odziedziczy duży majątek ziemski w Północnej Prowincji. Ukończył Szkołę Królewską w Isleen i obecnie pracuje w Departamencie Obcych Krajów. Zaraz po powrocie do Meriel obejmie ambasadę w Karchedonie jako nasz pełnomocny ambasador. W związku z tym proponuję, żeby Euterpe objęła, jeśli tylko wyrazi na to ochotę, funkcję zarządczyni służby w ambasadzie. Będzie zajmowała się tym, czym zwykle zajmuje się dama w domu męża, z tą tylko różnicą, że będzie za to pobierała wynagrodzenie, które również będzie stanowiło jej prywatny dochód.
My ze swej strony pragnęlibyśmy, by Euterpe towarzyszyło kilku artystów (muzyków, poetów, malarzy). Szczególnie chętnie gościlibyśmy w naszym kraju mistrza DoVici, który mógłby nadzorować wykonanie posągów zgodnie z Twoim, Pani, zamysłem . Chętnie też nawiązalibyśmy stałą współpracę w zakresie wymiany nowych odkryć i ulepszeń stosowanych w różnych dziedzinach… - tu zawiesił głos, czekając na odpowiedź królowej.
Awatar użytkownika
Slavik
Posty: 42
Rejestracja: 2013-03-01, 16:00

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Slavik »

Gudochvid, słysząc słowa władcy Del'Arte, które wypowiedział wskazując na niego kością, postanowił odpowiedzieć mu w podobnym tonie.
- Powiadasz, że z racji wychowania i gry pozorów nie chcesz znać naszego potencjału? Wybacz, ale w Kninyrsku uważamy, że ukrywanie swych prawdziwych myśli i intencji jest domeną zdrajców i obłudnych intrygantów.
Zaraz po tych słowach uśmiechnął się lekko, nie chcąc, by jego słowa zostały uznane za jakiś atak. W rzeczywistości sam ukrywał teraz niektóre swoje myśli. Tak naprawdę, zaraz po swojej odmowie stwierdził, że źle postąpił i powinien jednak zgodzić się na sojusz. Głupio mu było się jednak teraz do tego przyznawać.
Po chwili zastanowienia dorzucił jeszcze:
- Prawda, powinienem chronić ludu i kraju. Ale któż może mi zaręczyć, że właśnie ten sposób jest właściwy? Czy taki sojusz nie może przynieść nam w przyszłości zguby? Królu, szanuję ciebie i twój kraj, ale mądry dowódca ogląda teren przed stoczeniem na nim bitwy. Ja jeszcze nie poznałem go dokładnie, więc wolę póki co nie ryzykować.
Wsłuchiwał się dalej w słowa władcy, aż nagle ten przerwał i spojrzał na nowego przybysza. Przez tę całą rozmowę, Gudochvid niemal zapomniał, że otaczają ich inni królowie i książęta.
Wielki książę? Któż to może być... ach, no tak, w okolicy jest, zdaje się, tylko jedno wielkie księstwo. Sam posłał tam niedawno dyplomatę, który, możliwe że wrócił już pod jego nieobecność. Na pewno już odbył rozmowę. Wypadałoby się dowiedzieć, co właściwie ustalono.
Gdy tylko gość usiadł, a król Del'Arte skończył się witać, Gudochvid zabrał głos:
- Wielki książę Lynch? Witam. Wysłałem niedawno do waszego państwa dyplomatę, dotarł tam? A jeśli tak, to czy już wszystko ustalono?
Awatar użytkownika
Merik
Posty: 401
Rejestracja: 2013-03-01, 14:37

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Merik »

- A tak - odparł gospodarzowi. - Riardonka, dwieście irydów, o ile pamięć mnie nie myli? Przyjemność po mojej stronie. Lynn zawsze jest rade handlowi, to ja winnem podziękować. Także za zaproszenie... niech wyrazem mojej wdzięczności będzie dar, jaki przywiodłem ze sobą - para wierzchowców z mojej osobistej stajni. Służący chyba się nimi zajęli... Nawiasem mówiąc, gdyby Del'Arte potrzebowało czegoś innego, niż alkoholu, lynnijscy kupcy byliby takiej wieści bardzo radzi, tym bardziej, że już wkrótce możemy zostać sąsiadami.
Następnie książę zwrócił się do władcy Kninyrska:
- Król Gudochvid, zwany Srogim, jak mniemam? Cieszę się z tego spotkania. Tak, dyplomata dotarł do Sekari cały i zdrów. Rozmawialiśmy o handlu, dowiedziałem się, że twojemu państwu brakuje drewna oraz alkoholu. Poseł stwierdził jednak, że nie w jego kompetencjach leży ustalenie cen oraz wielkości tego zapotrzebowania... Doradził mi, żebym te sprawy omówił z samym królem. Cóż, teraz mamy chyba taką okazję, prawda?
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Gruby »

Maralie ze Związku Północnego (2)
Gdy Vincent ze Związku Północnego skończył swój utwór, rozległy się gromkie brawa. Dworzanie kiwali z uznaniem i chcieli z nim się rozmówić, na temat jego wspaniałych umiejętności. I musieli się rozmówić natychmiast, chwaląc się swoją wiedza, jak to dworzanie. Tancerki i grajkowie odstąpili od niego by zaprezentować w końcu swoje umiejętności (które miały zostać wystawione na próbę po występie tak znakomitego wirtuoza), ale jedna z nich, kobieta o blond włosach w długiej, czerwonej sukni, zaoferowała mu dołączenie do wykonania kolejnego utworu, jeżeli go zna oczywiście. Była to zgoła inna melodia od poprzedniej, bardziej skoczna, znana niemalże tylko w Del'Arte, dlatego jeśli Vincent nie zechce współgrać, nie będzie to uznane za brak wiedzy czy nietakt. Zapewniła też, że po ich, długo przygotowywanym występie, z miłą chęcią odstąpi sceny dla wielmożnego maralie na resztę wieczoru. Po czym, niezależnie od odpowiedzi, poszła na parkiet razem z resztą dam.

Maralie z Meriel
Towarzystwo naokoło wielkiego stołu właśnie się nieco przerzedziło, bo miały się zacząć skoczne tańce. Na środek wyszli tancerze i tancerki. Kobiety przywdziewały odważnie skrojone sukienki w ciepłych kolorach - pomarańcze, czerwienie, fiolety, żółcie i tym podobne. W dłoniach trzymały dwa, małe kawałki drewna. Kastaniety. Mężczyźni zaś, byli ubrani niemalże tylko w czerwienie, trzymając w ustach różne kwiaty. Grajkowie za królewskim tronem, zaczęli przygrywać na skrzypkach i fletach, oraz wydawać z siebie ciche, szybkie "ha" wpisujące się w rytm melodii. Ta piosenka była nieznana na innych dworach. Nie wiadomo dlaczego twórca nadał jej tytuł "Ofiara Przebłagalna", ale musiała się za tym kryć jakaś historia gorącej, gwałtownej miłości. Bo właśnie taka ta piosenka była. Szybka, gorąca, niebezpieczna, momentami nieco przypominająca widoki pięknego, del'artańskiego Północnego Portu i festiwali, które się w nim odbywały. Tancerze i tancerki zaczęły ruszać się do rytmu tańca, opartego na błyskawicznych krokach, przytupach i stukaniu kastanietami do melodii. Nie był to zdecydowanie taniec dla romantycznych, delikatnych par. Była w nim energia, namiętność, może nawet pewien erotyzm, choć ciała tańczących prawie się nie stykały. Mężczyźni niczym egzotyczne ptaki, tokowali wokół dam, a te starały im się przypodobać.
Euterpe oczywiście nie miała zamiaru tańczyć w taki sposób. Nie była do odpowiednio ubrana, a jej sukienka mogła by się porwać przy każdym, bardziej gwałtownym ruchu. Poza tym taki taniec w towarzystwie przyszłego męża, mógł nie zostać dobrze odebrany. Zgodziła się oczywiście nauczyć Cuillioka paru kroków, ale robiła to powoli, ostrożnie, instruując jak powinno się ruszać. Tworzyło to w sumie piękny kontrast. Obok tańczących żywiołowo Del'artańczycy, para, która dopiero uczy się kroków, nie dopasowując się do melodii, niczym buntownicy, przeciwni szybkiemu romansowi. Taniec nie był trudny, przynajmniej w teorii, ale najbardziej wymagająca była szybkość ruchów oraz płynność, jaką trzeba zachować.

-DoVici? -Spytała zaskoczona królowa, unosząc brew. - Nie chcę być nieuprzejma, mój Panie, ale DoVici jest ozdobą naszego dworu i mój mąż, nie zgodziłby się na jego wyjazd. Z drugiej strony, nie możemy pozwolić, by takie zaproszenie zostało bez odpowiedzi. Dlatego poślemy Wam jego ucznia, Antonina Barabasza. Ukończył już szkolenie u DoVici i, jeżeli rozwinie w pełni skrzydła, zostanie jego godnym następcą. Poza tym, chętnie... wymienimy się, paroma artystami, aby zacieśnić więzy między naszymi państwami.
Co zaś do sprawy małżeństwa... zgadzamy się na wszystkie Wasze tradycje. My, Del'artańczycy, jesteśmy bardzo otwarci na takie innowacje, a warunki które stawiacie, są więcej niż uczciwe. Sądzę też, że Euterpe będzie również usatysfakcjonowana, chociaż będę musiała pewnie ją cucić, bo gdy dostanie łoże to zemdleje z wrażenia. -
przewróciła oczyma - tak jakby wciąż myślała, że dzieci przynoszą bociany. To niewinna, bardzo posłuszna dziewczyna. Nie sprawi Wam kłopotu.
Przez chwilę wpatrywała się w króla zmrużonymi oczyma i wydawała się nieobecna. Otrząsnęła się jednak szybko.
-Ach... wymiany jakich odkryć, technologii i myśli, chcielibyście dokonać?

Maralie z Kninyrska i Lynn
Dlanor kiwnął głową do Gudochvida, zaznaczając, że rozumie to co mówi. Nie mógł się jednak powstrzymać, przed nieco chłodnym skwitowaniem tego, co powiedział na początku odnośnie gry pozorów, intencji i intrygantów, odpowiadając słowami samego gościa z północy. Mogło to być też swego rodzaju podsumowanie całej rozmowy.
-Dobry dowódca, ogląda teren przed stoczeniem bitwy.
Po czym skupił się na maralie z Lynn.
-Wdzięczny jestem za dary, wierzchowców Ci u nas dostatek, ale i te przyjmuję, bo prezenty przyjaciół ze wschodu są zawsze piękne, cenne i godne dworów o wiele bogatszych niż mój.
Wypił nieco wina z pucharu, po czym zaczął się bawić jabłkiem, podrzucając je co chwila.
-Sąsiedzi powiadasz... czyli lud Lynn postanowił oprzeć swoje granice o wschodnią rzekę leżącą na naszych ziemiach? Muszę powiedzieć, że nie jestem zadowolony z tej wieści, biorąc pod uwagę, że nie otrzymaliśmy o tym żadnej, osobistej wiadomości od Was, maralie. Ba, nikt chyba nie byłby zadowolony, gdyby u jego granic kręciły się zmobilizowane wojska, nawet przyjacielskie, a dzikie, zagraniczne, barbarzyńskie ludy mieszkające na bezpaństwowych ziemiach, mogły masowo przedrzeć się przez rzekę, by dręczyć skromny, spokojny lud. Można by to odebrać na wiele sposobów: jako obrazę, przygotowywanie do inwazji, próbę destabilizacji kraju, złośliwe pokazanie czyjejś słabości politycznej. Powiedz mi maralie, Lynchu z Lynn, jak powinienem odebrać te działania?
Rozmowa toczyła się na dwa fronty, ale to nie było problemem, przynajmniej dopóki tematy nie zejdą na jakieś bardziej prywatne, poufne sprawy. Mieli czas, mogli spokojnie wymieniać się słowami, najpierw wysłuchując jednej strony i odpowiadając, a potem koncentrując się na drugiej.
Awatar użytkownika
Morok
Posty: 712
Rejestracja: 2013-03-02, 19:47

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Morok »

Władca Związku Północnego wydawał się nie zauważać reakcji strażniczek. Przerwał jednak na chwilę rozmowę z Brigide...
- Ależ skądże! - z lekką nutą rozbawienia zaprzeczył w odpowiedzi na pytanie kobiety. Z tym samym, ledwie zauważalnym uśmiechem na ustach, odwrócił się do nowoprzybyłej. - Można nawet powiedzieć, że wręcz przeciwnie; to ja sam narzucałem się tej młodej damie - wyjaśnił spokojnie.

Vincent tymczasem ukłonił się dworzanom. Gdy została mu zaoferowana gra razem z kobietą w czerwonej sukni, przez chwilę wyglądał na trochę skonsternowanego. Nie znał utworu, o którym była mowa. Z drugiej jednak strony, zawsze lubił poznawać nowe melodie, a od biernego słuchania zdecydowanie wolał wykonywanie.
Dołączył więc do zespołu. Po kilku taktach zorientowawszy się w tonacji i biegu utworu, zaczął co jakiś czas dogrywać na swoich skrzypcach, ubogacając wykonanie "Ofiary Przebłagalnej" wyśmienitymi wstawkami.
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Gruby »

Maralie ze Związku Północnego
Dziewczyna uśmiechnęła się serdecznie do władcy, a potem do strażniczki (ta wyglądała jakby miała przez ten uśmiech zejść na zawał), po czym powiedziała miłym, ciepłym głosem:
-Rozumiem. Wybacz Panie, ale ta gwardzistka jest na służbie i od jej gotowości do działania zależy, czy w razie jakichkolwiek problemów, będzie w stanie ochronić przebywające tu osobistości. Wydaje mi się nierozsądnie... rozproszona, ale znam jej serce i jestem w stanie zrozumieć tę niesubordynację.
Przeszyła Brigide swoim spojrzeniem pomarańczowych tęczówek na wylot. Na pewno nie była zadowolona z jej zachowania, chociaż zachowywała się uprzejmie, a jej twarz nie wyrażała ani zdenerwowania, ani niecierpliwości. Wręcz przeciwnie, była uśmiechnięta, wesoła, a choć posługiwała się dość formalnym słownictwem, mówiła to w sposób miły, spokojny, delikatny.
-Poprosiłabym jednak o pozostawienie jej razem z obowiązkami, do których została wyznaczona. Jeżeli się nie mylę, Kikhala Liberte z Kongregacji Wiary jest Waszą Wysokością zainteresowana i liczy na rozmowę.
Przekrzywiła nieco głowę i wskazała kciukiem do tyłu. Nieopodal siedziała kobieta w skromnej, białej sukience, która wcześniej wpatrywała się w króla. Teraz dawała burę dziewczynie, która wcześniej przyprawiała jej rogi, chociaż ta nie wydawała się zbyt przejęta, bo z miną zdechlaka wpatrywała się w sufit.
-A z Tobą Brigide, powinnam porozmawiać...
Brigide wydawała się być bardzo zadowolona perspektywą rozmowy ze swoją przełożoną, której z bliżej niewiadomego powodu, panicznie się bała. Strażniczki, które wcześniej zerknęły na władcę, teraz ani drgnęły.
Awatar użytkownika
Morok
Posty: 712
Rejestracja: 2013-03-02, 19:47

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Morok »

Przez cały czas, gdy dziewczyna mówiła, władca z zagadkowym uśmiechem kiwał głową...
- Rozumiem. Zostawię więc Was waszym obowiązkom. - przytaknął, gdy skończyła. - Ale jest napisane: Jeżeli Pan miasta nie ustrzeże, strażnik czuwa daremnie. Będę więc pamiętał w modlitwie o Eiserne Jungfrau, Frederico - rzekł, na pożegnanie w geście ojcowskiego błogosławieństwa kładąc dłonie na głowach obydwu dziewcząt. Dla Ślepego Króla nie było najwyraźniej szczególnie ważne, jak morderczymi wojownikami nie byłyby owe niewiasty; on widział w nich po prostu młode dziewczyny, a po części może po prostu dzieci, które mogłyby być niemal jego córkami. A przynajmniej takie sprawiał wrażenie.
Pozostawiwszy za sobą strażniczki, monarcha spokojnym krokiem udał się w stronę kobiety, która została mu przedstawiona jako Kikhala Liberte.
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Gruby »

Maralie ze Związku Północnego
Brigide wyglądała, jakby chciała poprosić władcę o to, by jakoś się za nią wstawił, ale nie powiedziała ani słowa. Spojrzała na niego tylko dużymi, smutnymi oczyma. Frederica zaś przymknęła oczy i pochyliła głowę, gdy władca ją błogosławił. Gdy tylko odszedł ku członkiniom Kongregacji Wiary, przywódczyni Eiserne Jungfrau uśmiechnęła się uroczo do swojej podwładnej.
-A teraz... porozmawiamy.
Po czym opuściła razem z przerażoną podwładną pomieszczenie. Szybko, w miejsce Brigide pojawiła się inna strażniczka.

Gdy Kikhala zauważyła, że w jej stronę idzie monarcha, natychmiast zaprzestała kłótni ze swoją sąsiadką i wstała od stołu, kierując spojrzenie swoich błękitnych oczu w stronę władcy. Pochyliła się z szacunkiem.
-Wasza Wysokość. To zaszczyt Was spotkać tutaj, w Lazure. Jestem Kikhala Liberte, reprezentantka Bo... wiary w Jednego Boga w del'artańskiej Kongregacji Wiary.
Z boku ktoś chrząknął. To kobieta w żółtej sukience, rozwalona na krześle niczym pijany barbarzyńca, najwyraźniej również życzyła sobie by ją przedstawiono. W dłoni trzymała udko kurczaka, a wianek ze stokrotek był zawadiacko przekrzywiony.
-Ekhm. - mruknęła Kikhala - a to Qvestione G'g'okar, Pytająca, również z Kongregacji Wiary... - zniżyła nieco głos, szepcząc do towarzyszki - mogłabyś okazać nieco więcej szacunku.
Qvestione chyba poczuła się by okazać więcej ogłady, bo powitała władcę:
-Cześć władca.
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Liadan »

-Rozumiem niechęć króla do rozstania z tak wielkim artystą jakim jest DoVici, więc chętnie przyjmiemy jego ucznia – odpowiedział Liam. -Co zaś się tyczy odkryć, to nasi inżynierowie pracują obecnie nad ulepszeniem kilku narzędzi. Nie wiemy jeszcze, jakie wymierne korzyści to przyniesie, ale jeśli się nam powiedzie liczymy na znaczne poprawienie wydajności produkcji naszych towarów. Żywimy przekonanie, iż kraj o tak wysokim poziomie kultury i nauki, jakim jest Królestwo Del’Arte również prowadzi podobne prace badawcze. Chętnie więc wymienilibyśmy się z Wami taką wiedzą...
Spoiler
Pokaż
Chodzi tu o ulepszenia mające wpływ na podniesienie statystyk prowincji
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Gruby »

Maralie z Meriel
Królowa pokiwała głową w zamyśleniu, po czym odparła:
-Tak, to była by rozsądna wymiana. Sądzę, że mój mąż zgodzi się na nią bez większych problemów. Skoro nasze ludy mają tak się zbliżyć, zarówno dzięki małżeństwu, jak i wymianie technologii, może warto pomyśleć o nawiązaniu bardziej... efektywnych kontaktów dyplomatycznych i na przykład w obydwu krajach stworzyć ambasady?
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Liadan »

-Tak, otwarcie ambasad bardzo ułatwi kontakty nasze kontakty. Jeśli król Dlanor wyznaczy swojego przedstawiciela, to może on dołączyć do naszego orszaku w drodze do Meriel. My wyślemy swojego ambasadora niezwłocznie po moim powrocie do kraju. Przypuszczam, że Euterpe byłaby szczęśliwa, gdyby to Cuilliok objął tą funkcję. Niestety, w chwili obecnej jest to niemożliwe, gdyż został on mianowany naszym ambasadorem w Symmachi Karchedonu, a i sytuacja na południu wymaga, by funkcję tą pełnił ktoś zaufany.
Pozostaje jeszcze kwestia wymiany handlowej między naszymi krajami, ale to nie jest pilne, gdyż poza podniesieniem poziomu kultury nie wiemy, jakie będą nasze potrzeby. No i wymianę handlową nieco utrudnia niepewna sytuacja na granicy między Królestwem Del’Arte a Lynn.
Czy istnieją jeszcze jakieś sprawy, które chciałabyś omówić, Pani? Bo jeśli nie, mam nadzieję, że nie uznasz tego za nietakt, jeśli biorąc przykład z mojego syna, i ja poproszę o nauczenie mnie Waszych tańców? Może nie koniecznie „Ofiarę Przebłagalną”, ale coś, co bardziej licuje z powagą królowej – dodał z lekko ironicznym uśmiechem Liam i uniósł w kierunku Seline puchar z winem.
Awatar użytkownika
Morok
Posty: 712
Rejestracja: 2013-03-02, 19:47

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Morok »

Orion II skłonił się lekko przed Liberte.
- Cała przyjemność po mojej stronie, pani - rzekł cicho, ignorując znaczące przejęzyczenie. - Słyszałem, że wędrowni Archoni dotarli również tutaj... i słyszałem również o delartiańskich strukturach religijnych. Ty więc jesteś osobą, która na dworze reprezentuje tutejszą misję? - zapytał. Przedstawionej mu Qvestione pomachał ręką, uśmiechając się do niej lekko. W istocie, tutejsi dworzanie bywali nadzwyczaj ekscentryczni. Czegóż jednak innego miał spodziewać się po Del'Arte?
Awatar użytkownika
Merik
Posty: 401
Rejestracja: 2013-03-01, 14:37

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Merik »

- Wasza Królewska Mość - odparł książę tak zimno, jak tylko mógł, by nie zostało mu to poczytane za zniewagę. - Moje wojska w najlepszym wypadku przekraczają właśnie graniczną rzekę. Moje słowa tutaj potraktuj jako... jak ją nazywasz, osobistą wiadomość od nas. Myślę, że dość uczciwą wiadomość - wiele wody upłynie, nim lynnijscy żołnierze znajdą się w pobliżu granicy Del'Arte, a może i wcale do tego nie dojdzie... czas pokaże. Bynajmniej nie działam na szkodę twojego, królu, państwa... przeciwnie. Nie jestem jednak pewien, czy możemy rozmawiać tu otwarcie... Być może znajdzie się dla mnie czas i miejsce, w którym będziemy mogli porozmawiać nieco swobodniej?
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Gruby »

Maralie z Lynn
Król uniósł brew do góry, po czym... jęknął z zawodem.
-Awww. Powinieneś Książę powiedzieć coś w stylu: "Nie wiesz, Knox? To wypowiedzenie wojny!", a potem mnie zaatakować. Przez okna nagle bach, wpada grupa Twoich wojskowych i wywiązuje się walka. A potem po naszej epickiej potyczce, gdy sami zostaniemy na polu bo... och, wybacz Gudohvidzie, oczywiście z Tobą też, patrząc na Twoje muskuły mógłbyś w sumie nam zmiażdżyć czaszki jednym ciosem... Tak czy siak, ostatnimi siłami wbiłbyś... w sensie, Wy, Książę Lynchu, mi... no, mi miecz w pierś ze słowami "w końcu nastał kres czarnych dni, a nikczemny władca upadł", tak jak w poemacie Shpira.
Władca podrapał się po policzku, zastanawiając się nad sensem tej pięknej, dramatycznej historii. Siedząca nieopodal kobieta, o ostrych rysach twarzy i włosach splecionych w kucyk, z otwartymi ustami słuchała wywodu króla, a potem z głośnym plaśnięciem przyłożyła dłoń do twarzy. To chyba była Katherine Marill, Najwyższa Doradczyni władcy. Wyglądała, jakby była gotowa wstać i nie bacząc na gości, wyprowadzić Knoxa za drzwi by dać mu ochrzan. Była chyba jedyną osobą na dworze, której król się autentycznie bał (i jedyną, która czuwała by wykonywał swoje obowiązki w miarę kompetentnie). Dlanor odchrząknął.
-Ekhm. No ale w sumie nie mamy tu okien, nie ja jestem nikczemnym władcą... tak sądzę... a nikt nie ma zamiaru tutaj walczyć. Ta historia nie byłaby zbyt ładna bez złego charakteru, starcia tytanów i okien.
Znowu odchrząknął.
-Khm. Taak... tak czy siak, proszę o wybaczenie, Wielki Książę. Myślałem, że ta zapowiedź bycia sąsiadem, jest już mocno wdrożona w życie. Skoro jednak w ciągu najbliższych paru dni nie najedzie nas horda barbarzyńców, których przegonicie ze wschodu... Waszego zachodu... to będę miał czas wystawić jakąś drobną ochronę na granicę, by wyłapywała ewentualnych zbiegów.
Mrugnął porozumiewawczo.
-Musisz zrozumieć nasz niepokój, mutserra. Nie jesteśmy krajem oręża, tylko krajem sztuki i nauki. A choć nie znajdziesz większych wojowniczek niż moje Eiserne Jungfrau, to wolimy żyć w spokoju. Jadąc tutaj, być może widziałeś bawiące się kobiety i dzieci, śmiech, tańce, śpiew, zakochanych, piękno naszych dzieł sztuki, miast i terenów. Dlatego wszystkie potencjalne działania wojenne, które dzieją się dookoła nas, wzbudzają niepokój mój i moich poddanych...
Zerknął na Gudochvida, który chyba pogrążył się w zamyśleniu, zastanawiając się nad historią Dlanora (albo ją trawiąc).
-Cóż... chodźmy na stronę i porozmawiajmy. Wybacz Gudochvidzie, zaraz wrócimy.
Wstał z tronu i zachęcił Lyncha by poszedł z nim w miejsce, gdzie akurat nie było tłoku, ani nikt nie miał okazji niezauważony podsłuchać rozmowy. Katherine zerwała się ze stołu idąc za nimi. Dlanor kiwnął głową. Była zaufaną doradczynią. I w sumie jeżeli ona nie będzie pilnowała "fantazji" władcy, ten może przypadkiem obrazić sąsiedniego (za niedługo) Księcia. O ile już tego nie zrobił.

Maralie ze Związku Północnego
Liberte opuściła głowę, w wyrazie szacunku.
-Tak, Wasza Wysokość. Zostałam wybrana przez króla Dlanora Archibalda Knoxa, by reprezentować wiernych. Nasza wiara jest mocna na ziemiach Del'Arte, ale wciąż ustępuje wierzeniom Malhaazu oraz dążeniom do zignorowania bytności Jedynego na świecie.
W tym momencie zerknęła na Qvestione, która tylko pomachała ręką i wymamrotała coś w stylu "szybciej zjem żółwia ze skorupą niż uwierzę w Wasze słowa". Liberte chrząknęła.
-Tak czy siak, wizyta Waszej Wysokości to wielki zaszczyt dla wiernych Del'Arte. Wiele oczu nieśmiało się zwraca w Waszą stronę, widząc, że nie zapomnieliście o skromnym ludzie Del'Arte. I pierwsza rzecz, którą robicie, to przemówienie do jednej z krwiożerczych, chłodnych, zabójczych Jungfrau. A ta opuszcza wzrok i rumieni się niczym dziecko. To coś naprawdę wielkiego, Wasza Wysokość. Jestem pewna, że tutejsi dworzanie będą opowiadali o tym wydarzeniu przez wiele tygodni.

Maralie z Meriel
-Znakomicie. Poproszę męża, by posłał na ambasadę jednego z naszych najlepszych dyplomatów, Jeana de Denteville.
Wzięła od jednego ze sług puchar z winem i również, uniosła go w wyrazie szacunku dla króla. Wypiła go jednym haustem, a potem mrugnęła do Liama.
-Czyżby Wasza Wysokość bał się, że nie dotrzyma mi kroku w tańcu? Tutaj w Del'Arte nie ma podczas Festiwalu Kwiatów tańca, którego nie mogłaby zatańczyć jakakolwiek kobieta.
Po czym zaprosiła władcę na parkiet, by nauczyć go kroków tańca mniej namiętnego od tego, który tańczyła reszta dworu, ale równie szybkiego i dynamicznego, też opartego na szybkich tupnięciach. Cały dwór Del'Arte wydawał się być zbiorem indywidualności, a każdy dworzanin miał chyba jakieś... odchyły. No cóż, ale przynajmniej we wszystkich żyłach tutejszych kobiet płonęła gorąca krew, a ich lica znaczyło wielkie piękno.
Awatar użytkownika
Morok
Posty: 712
Rejestracja: 2013-03-02, 19:47

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Morok »

Król w milczeniu słuchał słów Liberte. Słuchał bardzo uważnie. I już otwierał usta, by odpowiedzieć, gdy...

Zaczęło się od "krwiożerczych, chłodnych, zabójczych" Jungfrau.
Frederica, ciągnąca za sobą gdzieś młodą członkinię Eiserne, nagle zatrzymała się. Jej wytrenowane przez lata zmysły wojownika ryczały na alarm. Czuła, że coś szybko się zbliża. Wrażenie czyjejś obecności było tak silne, że niemal dało się je pokroić. Wróg? Zamach? Tutaj, na Festiwalu Kwiatów?
Powietrze zgęstniało. To coś jednak nie zatrzymywało się, a jedynie pędziło szybko niczym wiatr. I z każdą sekundą zbliżało się do Bernkastel.
Przywódczyni Eiserne Jungfrau odruchowo odskoczyła przed spodziewanym atakiem. Odskoczyła? A może została odepchnięta na bok? Tak czy inaczej, była w stanie mgliście zobaczyć, jak to... "coś"... dotyka Brigide. I mknie dalej, nawet się nie zatrzymując - prosto w kierunku sali, gdzie znajdowali się władcy.
Młoda Leste, na twarzy której jeszcze przed chwilą widniało przerażenie, teraz z wyrazem absolutnego spokoju osunęła się bezwładnie na ziemię - jak marionetka, której ktoś nagle odciął wszystkie sznurki.
* * *
Drzwi pomieszczenia, w którym odbywało się przyjęcie, jakby wypchnięte podmuchem, otwarły się na oścież.
Delikatny podmuch wiatru obiegł całe pomieszczenie. Większość obecnych, zajęta rozmową, nawet go nie zauważyła. Orion II uniósł głowę z wyrazem zdziwienia...
... po czym, rozkładając szeroko ramiona, z hukiem runął na ziemię, bezwładny jak kłoda.
Vincent, który już dawno skończył grać i teraz rozmawiał z jakimś dworzaninem, kątem oka przez cały czas obserwował brata i jego otoczenie. Gdy ten upadł nieprzytomny, natychmiast zerwał się, by pospieszyć na ratunek... ale nagle, ni z tego ni z owego, sam kompozytor w pół kroku osunął się na podłogę, przyciskając do ciała bezcenne skrzypce.
Na całej sali w ten sam sposób, w jednej chwili straciło przytomność kilku dworzan i parę sług. Dwóch z muzyków również, ni z tego ni z owego, przerwało występ i osunęło się na scenę. Ten sam los dotknął przedstawicielkę księstwa Ahravanu, Lilien Tenn, która drgnęła, spuściła głowę - i tak już, nieruchoma, pozostała.
Do leżącego władcy Związku Północnego podbiegł jego giermek.
- Panie! Panie! - szeptał, lekko potrząsając nieruchomym ciałem przełożonego.

... a wszystko to widziały stojące pod ścianami Eiserne Jungfrau. Była jedna rzecz, która w owej chwili większości z nich cisnęła się na myśl.
Trucizna.
Awatar użytkownika
Gruby
Posty: 2589
Rejestracja: 2014-09-23, 19:41
Tytuł: Bóg Losowań
Has thanked: 53 times
Been thanked: 63 times

Re: Festiwal Kwiatów

Post autor: Gruby »

Eiserne Jungfrau zareagowały błyskawicznie. Gdy tylko zobaczyły, że dzieje się coś niepokojącego i domyśliły się co może być powodem, najwyższa z nich, kobieta o brązowych włosach i zmrużonych oczach, zawołała głosem nieznoszącym sprzeciwu. Można było w nim wyczuć spokój, nawet pewne znudzenie, ale zarazem każdy słuchający miał pewność, że niewykonanie polecenia może się zakończyć bolesną, paskudną śmiercią.
-Zachować spokój! Zasłonić twarze! Położyć się na ziemi!
Część Jungfrau, samemu zasłaniając sobie twarze beretami, ruszyła by sprawdzić stan zemdlałych, ochraniać najważniejsze persony (zarówno te przyjezdne jak i i dopilnować, by goście nie zrobili czegoś niemądrego. Dwie strażniczki zamknęły drzwi by nie dostało się jeszcze więcej gazu. A reszta? Reszta dalej stała pod ścianą, ale odwróciła się do niej twarzami, unosząc ręce zakute w zbroję o złotej barwie. Po czym... uderzyła przed siebie pięściami. Po paru uderzeniach, twarda ściana była już na tyle dziurawa, by świeże, nocne powietrze mogło rozgonić niebezpieczny dym...
Wszystko to trwało zaledwie parę sekund. Gdy głos Jungfrau nie zdążył jeszcze wybrzmieć, w ścianach znajdowały się dziury, a strażniczki przypadły do gości.

Tymczasem Bernkastel, najpotężniejsza z Jungfrau, spojrzała chłodno na Brigide, a potem, niczym strzała, błyskawicznie wystartowała w stronę miejsca z którego, jak sądziła, mógł się wydobywać gaz. Zasłoniła nos i usta beretem, a w jej dłoni błysnął miecz.
Zablokowany

Wróć do „Królestwo Del'Arte”