2. Grzyb na dłoni

Sesja... osadnicza Harela.
Awatar użytkownika
Ranjir
Posty: 620
Rejestracja: 2013-05-08, 21:41

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Ranjir »

- O to mi właśnie chodziło. Ogarnij to to Wielka Dwójca zmieni zdanie. - Inżynier by pewny, że Axlan zrozumie o co mu chodziło. W przeciwieństwie do Xevary'ego. Z kapitanem porozmawiać będzie musiał jeszcze później. Jego zachowanie było zbyt niepokojące by tak to zostawić.
- Nieee. Wkurzył się trochę bo chciałem trochę zagrać na nosie tej młodej alchemiczce i na planie umieścić jej laboratorium obok wychodka. Tylko nikomu nie mów! - Konspiracyjny uśmiech miał przekonać cieślę do tej wersji wydarzeń. - No a po tej całej akcji z Federsem kapitan nie chce, żeby nam się popsuły stosunki z Manarem. Widziałeś co Hashir mu zrobił. Lepiej dobrze się z nimi układać. No ale mniejsza o to. Skoro wszystko gotowe to idziemy. Im wcześniej zaczniemy, tym szybciej skończymy. Chyba. Idź do ludzi, ja zaraz przyjdę.
Arcus podszedł do maga chcąc zaznajomić go z umiejscowieniem jego przyszłego namiotu. Wysłuchał też ewentualnych instrukcji co to sposobu stawiania schronienia. Poinformował go również, że namiot ten stawiany będzie jako drugi, więc jeśli musi się jakoś do tego przygotować, to nie ma pośpiechu.
Mając rozmowę za sobą inżynier zabrał się do pracy. W planach były standardowe wojskowe namioty do wilgotnego klimatu. Najpierw namiot dowództwa, później Hashira, kobiet i robotników połączony z magazynem. A jeśli starczy dnia to i zadaszenie nad garkuchnią.
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Liadan »

Zahira nie była przekonana. Przecież "wróg" istniał naprawdę. Nie trzeba go było wymyślać, gdyż istniało realne niebezpieczeństwo, a narażeni byli na nie wszyscy w takim samym stopniu, niezależnie od tego, skąd pochodzili czy też jaką pełnili funkcję. Już miała wysunąć kolejne argumenty by przekonać Ib-Hasira do swojego pomysłu, ale zauważyła kierujacego się w ich stronę Daciusa. Nie mogła pozwolić, by ktokolwiek widział, że między magami istnieje choćby minimalna różnica zdań na jakiś temat. Skłoniła się więc w tradycyjny sposób:
- Będzie, jak powiedziałeś, Mistrzu. Jeśli nie masz już dla mnie innych poleceń, to pozwól, że odejdę by zająć się tyczkami i naszym pacjentem.
Alchemiczka chciała się oddalić, by zostawić Mężczyzn samych, ale okazało się, że myśliwy właśnie z nią chciał porozmawiać.
- Tak, weźcie szarfy. Dałam je Mirasowi, a on chyba zostawił je u Helmy.
...
-Jak już wcześniej mówiłam, nie jestem pewna, czy magia Wyspy nie wypaczy w jakiś sposób ich działania. Dlatego najlepiej będzie jeśli połowa ludzi będzie miała je ubrane, a druga połowa nie. Wtedy, gdy zauważycie u kogoś jakieś dziwne lub niepokojące zachowania, łatwiej będzie stwierdzić, czy szarfy działają prawidłowo. No i w razie problemów łatwiej będzie pomóc. Ważne jest też, byście trzymali się blisko siebie, bo zauważyłam, a Mistrz to potwierdził, że Wyspa silniej atakuje tych, którzy są sami.
...
- Daciusie, mam do ciebie prośbę. Tak bardzo niepokoję się o Mucevher'a. Wczoraj wieczorem poprosiłam go, by nieco rozejrzał się po okolicy, a on do tej pory nie wrócił. Gdybyś zobaczył go gdzieś podczas waszej wyprawy, proszę, przynieś go do obozowiska.
Widząc niepewną minę myśliwego sięgnęła pod szatę i podała mu haftowaną w węże chustę.
-Nie obawiaj się, nie zrobi ci najmniejszej krzywdy jeśli złapiesz go przez to.

Idąc przez obozowisko Zahira rozglądała się za starym hodowcą. Wreszcie go wypatrzyła.
- Olachu!- zawołała - zaczekaj na mnie chwilę, bo mam do ciebie prośbę, tylko skończę rozmawiać z Daciusem.
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Borys »

Dacius wysłuchał uważnie słów Zahiry, co jakiś czas kiwając ze zrozumieniem głową. Zaczął się zastanawiać czy to on powinien założyć tę szarfę, czy też nie. Kiedy już miał odejść do Helmy, alchemiczka zatrzymała go jeszcze na chwilę, prosząc o pomoc w znalezieniu węża. Właściwie Dacius wątpił, że go znajdzie na tych bagnach, niemniej...
- Dobrze, poszukam go - odpowiedział, zabierając chustę. Widząc, że Zahira zamierza rozmawiać z Olahem, skłonił jej się i udał do Helmy poprosić o szarfy. Zastanawiał się czy zastanie tam Xevarego.
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Harel
Posty: 281
Rejestracja: 2013-12-18, 19:48
Been thanked: 2 times

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Harel »

Helma akurat porządkowała garnki i przy okazji rozmawiała z Jeriną.
- Dwa worki mąki... Ale to szybko schodzi - kucharka kręciła głową. Magazynierowa uśmiechnęła się złośliwie, stukając palcem w swój notatnik.
- Wpieprzają, że aż trudno się połapać, nie? Nawet ja ledwie zapisywać nadążam. - Przekartkowała trochę swoje zapiski. - Trzeci worek poszedł jeszcze w czasie rejsu, a czwartego nie ma, bo był nie do pełna naładowany i zrobiłaś z niego naleśniki, jak przybijaliśmy. Ostały się jeno dwa. Swoją drogą, te naleśniki to była najlepsza rzecz, jaką jadłam.
- To stary, manarski przepis. Pierwsi nomadzi żywili się takimi właśnie naleśnikami - uśmiechnęła się Helma, jednak zaraz potem spochmurniała. - To niedobrze, że są tylko dwa worki. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli głodować, zanim przypłynie dostawa... Muszę chyba ograniczyć trochę racje.
- Powinnaś to była zrobić już dawno temu - mruknęła rachmistrzyni. - Za dużo jedzą i się gnuśni robią, ot, co.

Dacius rozejrzał się jeszcze za cieślą i dostrzegł go rozmawiającego z Arcusem. Obok czekali robotnicy. Wyglądało na to, że spędzi ten dzień nie na pogawędkach, a na przycinaniu desek.
- No to się cieszę, że wszystko w porządku - Xevary rozluźnił się nieco. - Gdyby jeszcze między Wami wybuchł jakichś konflikt... - westchnął zrezygnowany, po czym spojrzał na inżyniera z błyskiem zaciekawienia w oku.
- Mówisz, że mistrz magii coś zrobił Federsowi? Właśnie nie widziałem Federsa, stałem z tyłu. Co się takiego stało?

*

Olah obejrzał się zaskoczony, słysząc wołanie Zahiry.
- Ah cóż to za piękne dziewczę mię wzywa? - uśmiechnął się radośnie, nieco zbyt radośnie, jak na niego.

*

Axlan tymczasem, wydawszy wszystkie rozkazy, usiadł na jednej ze skrzyń w magazynie i beznamiętnym wzrokiem obserwował obóz. Patrzył, jak robotnicy wynoszą z magazynu plandeki i drewno, a Jerina zerka na nich czujnym okiem. W pewnej chwili wstał i zaczął spacerować tu i tam.
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Borys »

Widząc, że Xevary ma swoje sprawy, Dacius postanowił mu nie przeszkadzać i udał się wprost do Helmy.
Sęk w tym, że ta też miała swoje sprawy. Myśliwy niechcący podsłuchał jej rozmowy z Jeriną i trochę się speszył. Wyglądało na to, że ekspedycja może znaleźć się w trudnej sytuacji. A w przypadku braku żywności to właśnie on będzie musiał się zajmować polowaniami.
Tylko na co?
- Można? - Dacius ocknął się, uświadamiając sobie, że stał tak i myślał już krótką chwilę. - Potrzebujemy tych szarf do ochrony przed... złem.
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Harel
Posty: 281
Rejestracja: 2013-12-18, 19:48
Been thanked: 2 times

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Harel »

Widząc myśliwego, Helma uśmiechnęła się ciepło.
- Jasne, bierzcie - wskazała na kuchenny stolik, do którego nogi przywiązane były szarfy. - Niech przyniosą powodzenie w łowach - dodała pół żartem pół serio, chociaż on odniósł wrażenie, że w jej głosie zabrzmiała nadzieja, wręcz oczekiwanie.
Tymczasem Jerina obserwowała jego poczynania z wyraźnym dystansem. Milczała.
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Borys »

Myśliwy pewnie chwycił szarfy, a słysząc ton głosu Helmy, pewnym siebie głosem odparł:
- Z pewnością żyje tu jakaś zwierzyna, nie umrzemy z głodu.
... zupełnie zapominając, by nie poruszać "podsłuchanego tematu". I jak na złość - akurat zaburczało mu w brzuchu. To z pewnością doda powagi i odpowiedniego akcentu do jego słów.
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Harel
Posty: 281
Rejestracja: 2013-12-18, 19:48
Been thanked: 2 times

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Harel »

Wracając do swoich ludzi, zastanawiał się, gdzie powinni dokładnie pójść. Czy zabrać próbkę z tego kamienia, którego wtedy zauważył..? Ale Axlan sam powiedział, że, cytując, chuj go ten kamień obchodzi.
Jego myśli rozpierzchły się jednak jak chmurka motyli, kiedy zobaczył swoją ekipę.

Zamiast posłusznie czekać na wymarsz, ludzie łypali na siebie wzrokiem, który mógłby zabijać.
- .. ani jedno twoje słowo - mówił Laominas, kiedy Dacius się zbliżył.
- Jesteś ślepym głupcem - odparł spokojnie Kari, nie zawracając sobie nim nawet głowy.
- Gdyby nie moc Ib Hashira, być może już teraz zdychalibyście jak muchy, zieleniejąc w bagnie - wtrącił się Zahar, próbując bronić kompana. Mimo twardych słów, minę miał niepewną.
Miras pierwszy dostrzegł zbliżającego się Daciusa.
- Spokój, panowie - wstał i stanął między nimi. Zerkał na myśliwego, próbując wyczytać jego nastroje. Inni też się odwrócili w stronę nadchodzącego.

- Dokończymy tą rozmowę - warknął jeszcze tylko Laominas półgębkiem.

*

Do Zahiry podszedł Olah. Miał coś dziwnego w oczach.
- Panienka chce rozmawiać ze starym Olahem? - zapytał zachrypniętym głosem. Zauważyła, że ręce mu się lekko trzęsły. Miał mocno rozszerzone źrenice i wpatrywał się w nią z fascynacją.

*

W trakcie prac przy namiotach, Xevary szukał momentu, w którym by mógł zamienić słówko z Arcusem. Heblował i docinał deski, podczas gdy Arcus dyrygował naciągającą płachtę kompanią.
- No, a teraz poprzybijać i zabieramy się za następny - zarządził i podszedł do cieśli.
- Jak tam robota?
Xevary podniósł głowę. Tak, to był dobry moment.
- Dobrze, ale wiesz, niepokoję się o Axlana. Dowodzić skłóconymi nacjami to musi być ciężki kawałek chleba... - podniósł głowę znad desek, chcąc widzieć, jak inżynier zareaguje.

*

Axlan tymczasem przechodził koło magazynu. Zobaczył Jerinę. Ledwie musnęła go wzrokiem, zajęta obserwowaniem, jak powstaje pierwszy namiot.
- Gdzie ten twój lowelas? - spytał niby od niechcenia.
- Spadaj - odburknęła, patrząc dalej na pracujących robotników.
- Słucham? - podszedł do niej bliżej. Podniosła wzrok i spojrzała w szparki jego oczu.
- To było pytanie prywatne, więc odpowiedziałam prywatnie. - Nie ugięła się.
- Melduj, gdzie jest Feders - wycedził przez zęby Axlan.
- Posłusznie melduję, że nie mam pojęcia, gdzie jest Feders, sierżancie! - wyprężyła się Jerina, deklamując nieco zbyt głośno.
- No, lepiej - westchnął Axlan. Czyżby nie zauważył tej jawnej kpiny? - Kiedy ostatnio go widziałaś?
- Widziałam go, jak schodził w stronę pomostu! - zadeklarowała posłusznie dziewczyna.
- Mówił coś?
- Tak, sierżancie, mówił, że idzie się odlać!
- Phfrm... - kapitan stracił dalszą chęć do przepytywania magazynierki. Zagłębił się w składowane skrzynie, plandeki i worki. Idąc, przesuwał palcami po zwiniętej w rulon ceracie. A potem jego wzrok przykuł duży, biały grzyb, który rósł sobie na starych deskach ruiny, z której zrobili magazyn.
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Liadan »

Myśliwy odszedł by dołączyć do grupy wyruszającej na zwiad, a do Zahiry podszedł Olach. Dziewczyna zauważyła, że trzęsą mu się ręce. Czy to tylko zdenerwowanie, czy może jednak wpływ magii wyspy?
Na razie postanowiła, że spróbuje nieco uspokoić starego hodowcę.
- Tak, Olachu. Chciałam z Tobą porozmawiać, ale również przyda mi się Twoja pomoc przy okadzaniu tyczek. Chodźmy najpierw po potrzebne mi rzeczy, a później, w czasie pracy opowiesz mi o małbach: jak wyglądają, jakich potrzebują warunków, by dobrze się rozwijały i tworzyły najpiękniejsze perły, czym się żywią i jak wyjmuje się perły z ich muszli. Rozmawiając alchemiczka i starzec dotarli do Jeriny, która jak zwykle zajmowała się przeliczaniem powierzonego jej dobytku. Mimo niechęci, jaką wyczuwa u kwatermistrzyni, Zahira prosi ją o kilka niezbędnych jej rzeczy. Nie jest to nic wielkiego, gdyż chce tylko siedmiu zwojów konopnego sznura oraz soli. liczy na to, że w obecności Olacha kobieta spełni jej prośbę bez zbędnych komentarzy i dyskusji. (jeśli kobieta odmówiła jej wydania żądanych przedmiotów, o interwencję poprosiła dowódcę wyprawy_)
Będąc już przy bagażach, ze swoich prywatnych rzeczy wyjmuje jedwabny pleciony z nici w siedmiu świętych kolorach Amuru sznur z zawiązanymi na nim różnymi węzłami, miedzianą misę z wygrawerowanymi dziwnymi symbolami, siedem chust w takich samych kolorach, jak nici sznura, siedem woreczków w odpowiadających im kolorach, jakiś dziwny przyrząd w kształcie siedmioramiennej gwiazdy, woreczek piasku do zasypywania pism oraz ozdobne metalowe pudełko. Dziewczyna zabrała też dwie maty do siedzenia.
Teraz przyszła pora na wybranie miejsca, gdzie powinien stanąć święty namiot. Zahira nie przejmuje się planami Arcusa. Przecież ten niewierny nie ma pojęcia, gdzie powinien stanąć namiot. Dziewczyna w nocy przyjrzała się układowi gwiazdozbiorów, więc z określeniem przybliżonego miejsca nie ma najmniejszego problemu. Wraz ze swym pomocnikiem składa tam wybrane przez siebie przedmioty, a następnie przynosi w to miejsce tyczki, które mają stanowić szkielet namiotu.
W wybranym przez siebie miejscu alchemiczka rozłożyła maty i, cały czas wypytując hodowcę o Małby) rozpoczęła właściwe przygotowania do rytuału, który zamierzała odprawić:
Najpierw z każdego zwoju odcięła kawałek sznura równy siedmiu krokom boga (jako miarki użyła swojego sznura). Następnie z odciętych kawałków splotła coś w rodzaju sieci, stosując przy tym siedem różnych węzłów, a każdy koniec zakończyła pętlą.
Gdy już zakończyła tą pracę, na każdej z tyczek rytualnym sztyletem, który wydobyła z fałd swojej szaty, wycięła siedem różnych symboli (na każdej tyczce znajdował się inny symbol).
W jakimś naczyniu (wiadrze?) przyniosła trochę oczyszczonej wody, którą napełniła misę. Misę ustawiła tak, by wygrawerowane symbole swoim położeniem odpowiadały zapamiętanemu przez nią układowi gwiazdozbiorów. Następnie wypowiadając formułę w jakimś dziwnym, prawdopodobnie starożytnym języku, wrzuciła do wody szczyptę piasku i tyle samo substancji, którą przechowywala w ozdobnym pudełku. Następnie skaleczyła się w palec i do misy spłynęło dokładnie siedem kropli jej krwi. Woda w misie zaczęła się burzyć, bulgotać jak podczas gotowania. Wraz z ostatnim słowem wypowiadanej formuły woda uspokoiła się, stając się przy tym krystalicznie czystą.
Zahira delikatnie położyła na powierzchni ów dziwny przyrząd i zaintonowała pieśń w tym samym co poprzednio języku. Gwiazda zaczęła wirować, tańczyć na wodzie, aż zatrzymała się. Alchemiczka dokładnie przyjrzała się jej ułożeniu i poprawiła ustawienie misy tak, by wygrawerowane symbole znalazły się dokładnie na przedłużeniu linii wyznaczonych przez ramiona gwiazdy.
W pętlę znajdującą się na końcu sznura włożyła swój sztylet i wbiła go w ziemię. Następnie wkładając w kolejne jego pętle patyk przyniesiony ze sterty drewna ułożonej przy ognisku kuchennym, wyrysowała na ziemi siedem koncentrycznych okręgów. Zwinęła sznur i odłożyła go na bok. Posługując się łopatą przyniesioną przez Olacha i przy jego pomocy w miejscu wyznaczonym przez najmniejszy okrąg wykopała zagłębienie, do którego wsypała żar przyniesiony z ogniska kuchennego. Na tym palenisku umieściła rytualną misę.
Kolejne wytyczone okręgi kolejno posypywała piaskiem, tajemniczą substancją z ozdobnego pudełka, ziołami z woreczków, a ostatni solą. Wszystkie z wyjątkiem czwartego. W tym bowiem na przedłużeniu linii wyznaczonych przez ramiona gwiazdy wykopała zagłębienia. Do każdego z zagłębień wsypała po garstce ziół, do każdego wsypując inne zioła. Wreszcie górne końce tyczek włożyła w pętle przygotowanej sieci, zachowując kolejność wyznaczoną przez wycięte na nich symbole. Dolne końce tyczek, przy wydatnej tym razem pomocy Olaha, wbiła w ziemię w przygotowanych zagłębieniach (co powinno być dość łatwe na bagiennej wyspie). Dokładnie w połowie odległości między tyczkami rozłożyła chusty, na które nasypała po garstce soli.
Podczas tych przygotowań Zahira tak pokierowała rozmową, by starzec opowiedział jej, jak wyglądała wyspa, gdy po raz pierwszy na nią przybył, jakie zaobserwował zmiany w jej wyglądzie podczas pierwszego pobytu, kiedy ludzie zaczęli chorować i jakie były wczesne objawy choroby.
Wreszcie przyszedł moment, by rozpocząćwłaściwy rytuał okadzania. Zahira przeniosła maty i położyła je między trzecim a czwartym wyrysowanym przez siebie kręgiem i poprosiła Olaha by zajął miejsce na jednej z nich. Gdy ten spełnił jej prośbę, poczynając od zewnętrznego kręgu, alchemiczka położyła po kilka tlących się węgielków na wysypane zioła. Zioła zaczęły się palić tworząc wonny dym. Dziewczyna zajęła miejsce na wolnej macie. Z każdego z siedmiu woreczków wzięła po szczypcie ziół i wrzuciła je na wrzącą w misie wodę. Pasma wonnego dymu i pary zaczęły łączyć się ze sobą tworząc fantastyczne wzory. Do uszu Olaha doszły słowa. Ale kto je wypowiadał? Czy była to Zahira? A może błyszcząca u stóp dziwnego srebrzystego mężczyzny gwiazda? Nie, to nie gwiazda! To kobieta! Kapłanka? I w jakim języku oni mówili? Nie znał tego języka, nigdy wcześniej go nie słyszał, ale rozumiał nie poszczególne słowa, ale ogólny ich sens: kapłanka prosiła swego boga, by przyjął w opiekę to miejsce wyznaczone przez siedem świętych kręgów, by wziął go we władanie wyrywając spod władzy obcych sił i nieznanej magii, by wziął w opiekę wszystkich, którzy w tym miejscu się znajdą teraz i w przyszłości i z wiarą o tą opiekę poproszą. Błagała, by oczyścił ich ciała i dusze z obcych wpływów, a umysły zamknął na obce wpływy.
Świat wirował, powietrze aż iskrzyło od magii. Fantastyczne postacie zaczęły przybierać coraz wyraźniejsze kształty tworząc armie gotowe do walki o to miejsce.
- Opowiedz mi swój sen, Olachu - usłyszał hodowca. Ale kto zadał mu to pytanie? Czy pytała go Zahira, czy też może kapłanka? A może to Zahira była tą kapłanką? Nie wiedział. I czy pytała go powodowana ciekawością, czy na polecenie swojego boga? - Opowiedz mi sen, opowiedz, co widziałeś, opowiedz... - nalegała.
Awatar użytkownika
Harel
Posty: 281
Rejestracja: 2013-12-18, 19:48
Been thanked: 2 times

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Harel »

Wyczuła, że ze starym mężczyzną nie wszystko jest w porządku. Był strasznie rozkojarzony, musiała powtórzyć pytanie za dwa razy, aby zrozumiał.
Jerina bez mrugnięcia okiem wydała im wszystkie potrzebne rzeczy, a nawet się trochę uśmiechała.

Olah w niemym zachwycie obserwował magiczne specyfiki wyciągane przez Zahirę.
- To szepcze - mówił, bojąc się dotknąć siedmioramiennej gwiazdy. - Nie boisz się węży?
Zahira nie bardzo wiedziała, co ma na myśli.
- Węże, one patrzą. Te rzeczy je drażnią...

- Małby, małby... Głupie stworzenia... Kręcą się w błocie - mówił nieskładnie, wciąż obserwując poczynania alchemiczki, jakby obserwował najciekawszy spektakl świata. - Zuch kobieta, jak sobie umie poradzić... jaka zaradna - chwalił, widząc pewność w jej ruchach. Musiała delikatnie nakierować go znowu na temat perłodajnych stworzeń.
- Ich pancerze są twarde jak skur... jak... bardzo twarde - wymamrotał Olah, przypominając sobie, że przy damie nie wypada przeklinać. - Można by zrobić z nich niezniszczalne zbroje, gdyby tylko nie wysychały i miękły na słońcu. To dlatego małby muszą się wciąż taplać w wodzie...
Zamilkł, wpatrzony w bulgoczące wiadro. Zacisnął mocniej usta, mięśnie wokół oczu napięły się lekko. Potrząsnął głową, a potem zastygł w niemym zachwycie, kiedy Zahira zaczęła śpiewać.
- Panienka jest taka.. taka czysta... taka świecąca - mruczał sam do siebie. - Już nie szepczą...
Westchnął, kiedy skończyła recytację. Musiała go wyrwać z zamyślenia kolejnym pytaniem.
- A tak, małby. Jedzą tutejsze wodorosty... rozmoczone licie, nasionka... Wsuwają wszystko, co nadgnite... grzyby... Myśmy moczyli zielsko w beczkach i wylewali to do boksów. Je trzeba ciągle wodą traktować.

- Rzadko się trafia perła - westchnął smutno, jakby przeżywał ten fakt całym sobą. - Te największe się brało, suszyło... Jak pancerz się rozkruszył, to widać było perłę. A mięsko... zjadało się, bo z czego tu wyżyć. Dużo ususzonych małbów, mało pereł... Nad ogniem myśmy je piekli. Albo gotowane. Najsmaczniejsze są macki, jak taka gibka rybka. Tylko wali mułem, ale czego innego oczekiwać... Z przyprawami dobre - widać było, że wspominanie dawnych czasów zwiększa mu jasność umysłu.
Zapytany o chorobę, Olah wzdrygnął się. Przez moment miał minę, jakby się miał zaraz rozpłakać, ale kiedy zaczął mówić, jego głos był stabilny.
- Gnicie, panienka sobie wyobrazi, gnicie żywcem. Skóra śliska, lepka, sina... Odrywa się od zdrowego ciała, ściera się przy najmniejszym tarciu, można palcem wydłubywać... Horror. A człowiek leży, słabość w mięśniach, nie ma siły, by wstać, by jeść, by nic... Grzyby na nas rosły, nawet małby nas podskubywały... Zaczyna się od tego, że... że jakby swędzi, a człowiek taki nieswój, roztargniony... Nie poci się, nie chce pić... Potem sinieje, słabnie, ociężały taki, jakby pełen wody... Już nie swędzi, już gryzie, jakby mrówki oblazły. Traci zmysły, chce umierać... Węże, widzi je, o jak szepczą, kąsają...
Usiadł, nie był w stanie pracować, kiedy o tym mówił. - Medyk nas odratował, zatrzymał rozpad jakoś, w suchym, słonecznym klimacie, z dala od tej przeklętej wyspy... Cofnęło się. Ale koszmary... - pokręcił głową.
- O tu miałem - pokazywał skarlałe mięśnie i gnaty - tutaj to prawie do gołej kości.. wszystko sine, jak topielec pięć dni we wodzie...

Kiedy zaczął się rytuał, Olah zastygł w bezruchu, niczym zahipnotyzowany. Jego świadomość cofnęła się do środka, a oczy patrzyły bezmyślnie w przestrzeń.
- Cisza - rzekł. - Nic nie szepczą.. Światło mi zasłania... nie wiem... Piękna bogini - szepnął nabożnie. - Ja... przepraszam... ja zawsze... że Amu... Amuru. Gdzie są węże..? Zniknęły... boję się - mamrotał, chwiejąc się niebezpiecznie na swoim miejscu. - Niech ktoś... weźmie to światło.
Awatar użytkownika
Ranjir
Posty: 620
Rejestracja: 2013-05-08, 21:41

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Ranjir »

- A no ciężki, a geniuszem być nie trzeba, żeby zauważyć, że Manar słucha raczej Ib Hashira, niż naszego dowódcy. Dlatego właśnie my musimy pokazywać swoją postawą, że Imperium jest silne. I nie jest to jakaś propaganda. Mówię poważnie. - Inżynier usiadł nieopodal by móc kontynuować rozmowę, a jednocześnie obserwować robotników. - To dopiero drugi dzień. Wszystkim nam trzeba czasu, żeby okrzepnąć i oswoić się z tą wyspą. Trochę niedobrze, że ta młoda alchemiczka ciągle truje o magii na wyspie. To psuje morale. Ale z drugiej strony daje też jakieś magiczne harfy, nie? - Ton głosu mężczyzny nie pozostawiał złudzeń co do jego opinii magii na wyspie. - Myślę, że nie ma co się obawiać. Axlana jest nieco wkurzony, że wysłali go na takie zadupie, ot co.
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Borys »

Twarz Daciusa była... taka jak zawsze. Niewyrażająca żadnych burzliwych emocji. Wydawałoby się, że myśliwy kompletnie nie przejmował się sytuacją, jaką zastał.
Jednak w głębi ducha był zdenerwowany. Nie dowodził nigdy ludźmi, a już na pewno nie na obcym terenie podczas tak ważnej misji. Jak miał im przemówić do rozumu?
- Co... co wy robicie? - zaczął ze zdziwieniem i lekką złością, nie mając pomysłu na dobór słów. Kontynuował więc prosto, z głębi serca, chociaż czasem się "zacinał". - Zapowiada się nam najwyraźniej walka o przetrwanie i nie potrzebujemy teraz żadnych sprzeczek. Nie uczyli was nigdy o znaczeniu współpracy? - Tu się zatrzymał, no bo co on mógł w sumie o tym wiedzieć? Otrząsnął się jednak szybko. - Możemy spędzić na dyskusji cały dzień i całą noc, ale to nie napełni nam i naszym towarzyszom żołądków. Uprzedzam, że jeśli podczas tego wypadu dojdzie do jakichś kłótni, które przeszkodzą nam w misji, to z pewnością dowództwo wyciągnie z tego konsekwencje.
Dacius odruchowo wytarł czoło od potu. Konwersacja to trudne zadanie, czy ci oficerowie i dowódcy robią tak całymi dniami?!
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Liadan »

Żar powoli dogasał, wonny dym powoli się rozwiewał, wracała rzeczywistość.
Rytuał chyba się powiódł, Amurru objął w posiadanie wyznaczone przez Zahirę miejsce. Przy okazji spod władzy magii wyspy wyswobodził się Olach. Ale czy na pewno? A może tylko w tym miejscu ta magia na niego nie działa?
I znowu tyle pytań, na które nie ma odpowiedzi. Węże? Jakie węże? Patrzą i są złe... złe o co? Czyżby były strażnikami małb? Dotychczas nie widzieli żadnego...
- Olachu, czy pamiętasz sen, który przyśnił Ci się tej nocy?- spytała.- Opowiedz mi go, proszę. I o jakich wężach wspominałeś? Dlaczego są złe? Czy chodzi im o małby, które trzeba zabić, by uzyskać perły, czy też z jakiegoś innego powodu? - dopytywała.
Och, jakby chciała mieć laboratorium! Mogłaby rozpocząć badania, bo w takich warunkach, to można co najwyżej przyrządzić zupę. I potrzebuje małb do badań...
Cóż, na to przyjdzie pora. Teraz jeszcze musi pozbyć się skażonych złą energią pozostałości po odprawionym rytuale.
Zahira słuchając odpowiedzi starca rozpoczęła swoje porządki. Najpierw wylała z misy wodę najdalej, jak jej się to udało bez wychodzenia poza wypalony krąg. Następnie zebrała do niej wszystkie chusty, delikatnie, by żadne ziarenko soli z nich nie wypadło i nie skaziło oczyszczonego miejsca. Chusty spaliła tuż za granicą wyznaczoną przez zewnętrzny wyrysowany przez nią krąg. Wreszcie do misy z popiołem zebrała resztki wypalonych węgli użytych w rytuale. Teraz jeszcze ktoś będzie musiał zakopać zawartość misy z dala od obozowiska. Tylko kto może podjąć się tego zadania? Żaden z przedstawicieli imperium nie zechce jej pomóc, a wszyscy manarscy najemnicy zostali wysłani na zwiad. Chyba będzie musiała poprosić mistrza. Chyba, że.... ten pomysł musi jeszcze rozważyć.
Awatar użytkownika
Harel
Posty: 281
Rejestracja: 2013-12-18, 19:48
Been thanked: 2 times

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Harel »

Xevary spojrzał na Arcusa, nie wiedząc, co o tym myśleć.
-Pół biedy z alchemiczką, ale Ib Hashir? - powiedział w końcu. - Ta akcja, którą dziś rano urządził... Od tamtej pory wszyscy gadają o żywych trupach i zastanawiają się, czy Feders nie ma racji. Hashir przecież zapowiedział, że dziś w nocy będzie rozmawiał z tym zmarłym ciałem. Nie boisz się?

Robotnicy kończyli stawiać namiot i przychodziła kolej na ten magiczny. Uwadze Arcusa nie umknął fakt, że Zahira już rozpoczęła samowolkę budowlaną - wbrew temu, co sam rozplanował.

- Może gdyby udało się jakoś sprawdzić lojalność magów - odezwał się nagle cieśla - morale znacząco by wzrosło...

*

Olah dochodził do siebie. Magiczne rewelacje bardzo nim wstrząsnęły. Ręce trzęsły mu się jeszcze bardziej, kiedy mówił, a ona czuła, jak szybko bije jego starcze serce.
- Amuru... - wyszeptał. - Jakże oni mogli zwątpić..? Ta moc... Jakie węże? - powoli wracał do rzeczywistości. - Nic nie rozumiem... Gdzie my jesteśmy? - rozejrzał się, ze zdziwieniem obserwując nowe namioty.
- Ah... - westchnął, kiedy mu wyjaśniła. - Pamiętam... Prestas nie żyje. W pajęczynie z magii... Biedny Presio, taki był dobry człowiek. Nawet dla małbów, nigdy ich nie krzywdził, nie kopał, jak inni... Ale... jaki sen, jakie węże? Tego nie pamiętam. Co działo się potem..?
Starzec złapał się za głowę, jakby próbując zatrzymać wirowanie świata. Zahira przerwała swoją krzątaninę, by spojrzeć na niego uważnie. Wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć.

Czy to możliwe, żeby światło Amuru przyćmiło mu wspomnienia? Czy utrata kontaktu z Duchem wyspy odebrała mu wszystko to, co czynił i widział pod jego wpływem..? A może to jakiś efekt uboczny nałożenia się dwóch rodzajów magii?

*

- Ay - przytaknął Miras. - Ruszajmy - stanął przed Daciusem w gotowości. Jego odważny wzrok i wypięta dumnie pierś świadczyły o lojalności i zaufaniu żołnierza. Myśliwy poczuł wyraźnie, że w Mirasie odnajdzie wsparcie. Szkoda tylko, że inni niespecjalnie poszli za jego przykładem. Nie ruszyli się z miejsca, wciąż rzucając buntownicze spojrzenia tu i tam.

Tak oczy owak, czas było ruszać. Dacius musiał podjąć decyzję, w którą stronę pójdą.
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Borys »

- Nie rozdzielamy się, jeden idzie za drugim. To bardzo zwodnicza okolica, na bagnach każdy krok może być ostatnim. Nie dotykajcie niczego i miejcie oczy i uszy szeroko otwarte.
Po przekazaniu instrukcji swoim towarzyszom, Dacius ruszył tą samą drogą co podczas swojego ostatniego wypadu. Tym razem jednak znał już trochę teren i zamierzał pójść dalej wgłąb wyspy. Stawiał kroki bardzo ostrożnie i... szedł póki coś nie zwróciło jego uwagi.
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Liadan »

Olach był zbyt roztrzęsiony, by mogła spokojnie kontynuować swoją pracę. Musiała najpierw go uspokoić. Usadowiła więc hodowcę na jednej z rozłożonych w kręgu mat i zaczęła nucić jakąś pieśń. Co prawda słów nie mógł zrozumieć, ale melodia i głos dziewczyny działały kojąco.
Gdy śpiew ucichł, serce staruszka prawie wróciło do normalnego rytmu, a powieki stały się nagle ciężkie.
- Odpocznij tu chwilę, Olachu - poleciła, a ton jej głosu, choć niezwykle łagodny, nie dopuszczał sprzeciwu.- Zaraz przyniosę ci coś do picia.
Zabrała misę z wypalonymi resztkami po odprawionym rytuale i skierowała się do ogniska kuchennego.
- Helmo, mam do ciebie dwie prośby. Potrzebuję wrzątku, żeby zaparzyć zioła dla Olacha.
.....
- Nie powinnam oddalać się poza krąg obozowiska, bo magia wyspy zbyt silnie na mnie działa, a trzeba zakopać resztki po rytuale przekazania Amuru miejsca, gdzie ma stanąć jego święty przybytek. Wszyscy Manarczycy są teraz poza obozem, więc nie mam kogo poprosić o pomoc. Odniosłam wrażenie, że ty jedna jesteś z jakiegoś powodu odporna na tą dziwną magię, więc byłabym ci niezmiernie wdzięczna za pomoc.
Awatar użytkownika
Harel
Posty: 281
Rejestracja: 2013-12-18, 19:48
Been thanked: 2 times

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Harel »

Szli w milczeniu. Kiedy minęli dziwny, różowy kamień, teren zaczął robić się coraz bardziej grząski. Co kawałek gdzieś coś się ruszało, mackami przeczesując lepką ziemię.
Małby. Było ich naprawdę dużo.

Stojąca woda bulgotała cicho, nieustannie poruszana przez te małe, ruchliwe żyjątka. Oprócz tego nie było słychać żadnego dźwięku. Mieli wrażenie, że mlaskanie ich butów niesie się daleko wgłąb wyspy, docierając aż do drzew i przenikając przez ich poskręcane gałęzie wgłąb lasu.

Słońce schowało się w chmurach przypominających bezbarwne, rozlane mleko. Wszystko było takie nijakie, włączając w to emocje i nastroje w drużynie.

Nagle Dacius przystanął, wiedziony dziwnym przeczuciem. Jego oczy wypatrzyły niewielkie wzniesienie, które wydawało się być nieco inne niż reszta krajobrazu. Kiedy podeszli bliżej, zrozumieli, że cała górka porośnięta jest małymi grzybkami w kolorze nieba. Grzybki miały cienkie nóżki i półokrągłe, gładkie kapelusze wielkości śliwki. Nie wyróżniały się niczym specjalnym, poza tym, że rosły w masowych ilościach, nierzadko wyrastając po kilka z jednego zarodka. Co ciekawe, w obrębie zagrzybionego wzniesienia nie było małbów. Grzyby wyglądały na nietknięte przez żadne zwierzę ani inne czynniki zewnętrzne.

*

Zahira zaobserwowała coś niepokojącego. Mimo uspokojenia się starca, ręce nadal mu drgały. Kiedy przymykał oczy, wciąż miał rozszerzone źrenice. Kiedy go zostawiła, zdawał się drzemać.

Helma ochoczo przytaknęła na prośby alchemiczki.
- Nie ma sprawy, wrzucę tylko kurczaka do rosołu i zaraz pójdę, o, może tam, za te ruiny - wskazała na pozostałości po budynku kuchennym - tam ziemia wydaje się być najsuchsza. A wrzątek odlej sobie z kotła, tam na razie jest tylko sama woda.
Spojrzała na Liadan z troską w oczach.
- Czy Olah bardzo cierpi?
Awatar użytkownika
Ranjir
Posty: 620
Rejestracja: 2013-05-08, 21:41

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Ranjir »

- Sprawdzić lojalność magów? Ha! Okaże się dzisiaj wieczorem, jak to z ich lojalnością jest. Chociaż w to gadanie ze zwłokami to śmiem wątpić. Stawiałbym raczej na to, że Hasir przebada zwłoki, sprawdzi jak zginął nieboszczyk. Z resztą nawet jeśli nie, i rzeczywiście dojdzie do czegoś więcej, to przecież nie wysłaliby tu byle kogo mając raporty z poprzedniej wyprawy. - Arcus rzucił okiem na zamieszanie spowodowane przez alchemiczkę, lecz po chwili stracił nim zainteresowanie i tylko machną na nie ręką. Niech robi co chce, póki nie przeszkadza. - Ib Hasir wydaje mi się gody zaufania. Od tego jest na wyprawie, żeby te wszystkie "magiczne" rzeczy robić. Jeśli uważa, że to pomoże, to pewnie pomoże. I dzięki, że mi o tych strachach wśród ludzi powiedziałeś . Całe szczęście człowiek po całym dniu pracy nie ma już siły, żeby się bać. Zwłaszcza jeśli ma trochę gorzałki na sen. - Ostatnie zdanie miało charakter dość poufny, a dodatkowo inżynier puścił oko do podkomendnego.
Uznając rozmowę za skończoną Arcus podszedł do robotników. Poopieprzał ich trochę dla zasady, ale bez przesady. Tu pochwalił, tam poprawił no i ogólnie nadzorował, ale przede wszystkim pilnował, żeby każdy miał ciągle coś do roboty. Nie chciał dawać ludziom czasu na myślenie o głupotach. Na przykład o jakiś gadających trupach.
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Liadan »

Liadan zastanowiła się przez chwilę:
- Nie, Helmo, nie sadzę, żeby to było dobre miejsce. Właśnie dla tego, że jest tam sucho, nasz inżynier może zechce tam stawiać jakiś budynek, a nic nie powinno stanąć w miejscu skażonym. Jeszcze gorzej, gdy ktoś zacznie kopać i uwolni zgromadzoną tam nieprzychylną energię. Chyba będzie lepiej znaleźć jakieś tymczasowe miejsce, choćby pod jakimś uschniętym drzewem, a gdy następnym razem będzie organizowana wyprawa w głąb wyspy, poprosić kogoś, by to zakopał.
....
- Olach? Nie wiem co się z nim dzieje. Niby nie skarży się na ból, ale jest bardzo niespokojny. Dlatego chcę mu zaparzyć trochę ziół. Nic magicznego. Myślę, że nieco melisy, do tego lipa i rumianek, może odrobina miodu dla słodyczy będą odpowiednie... Zaczekaj więc, proszę, chwilkę z tym kurczakiem, a ja pójdę po zioła, bo do naparu potrzebny mi jest wrzątek.
Liadan wzięła jeden z kubków i szybko poszła do przestrzeni składowej, by ze swoich zasobów wziąć zioła. Zalała mieszankę wrzątkiem i czekając, aż napar nabierze odpowiedniej mocy kontynuowała:
- Podczas rytuału oczyszczenia Amuru okazał Olachowi swą łaskę i mu się objawił. Tylko nie rozumiem dlaczego niektóre objawy jego choroby nie chcą nadal ustąpić. Czyżby magia Wyspy pozostając tak długo w jego ciele skaziła mu duszę? Ale my pewnie tego nie rozwiążemy. Muszę powiadomić o tym Mistrza, może on znajdzie jakieś rozwiązanie.
...
Spojrzała na staruszka, który zdawał się drzemać:
- Miałaś całkowitą rację mowiąc, że mężczyźni są jak duże dzieci. Zobacz, jak podziałała zwykła kołysanka.
.....
Wreszcie napar uzyskał odpowiednią barwę, a po przecedzeniu do innego kubka również nieco przestygł. Alchemiczka udała się więc do drzemiącego pacjenta, uklękła obok niego i delikatnie dotknęła jego ramienia:
- Olachu, proszę, wypij to - powiedziała podając mu kubek.
W oczekiwaniu, aż pacjent wypije lekarstwo, znowu zaczęła śpiewać tą samą pieśń, co poprzednio.
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Borys »

Dacius przykucnął i zaczął przyglądać się grzybom, nie dotykając ich.
- Ciekawe... możliwe, że są trujące, bo wyglądają na takie, którymi nie żywi się żadna zwierzyna - powiedział cicho, jakby sam do siebie. Potem jednak dodał głośniej: - Albo tutaj nie ma po prostu żadnej zwierzyny, czym moglibyśmy się zmartwić... bądź też te grzyby po prostu rosną w błyskawicznym tempie?... Olah wspominał coś o tym?
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Harel
Posty: 281
Rejestracja: 2013-12-18, 19:48
Been thanked: 2 times

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Harel »

Odchodzącego Arcusa cieśla odprowadził nieśmiałym uśmiechem.
- No, w sumie... - mruknął. - Też bym się napił.

Robotnicy skończyli stawiać pierwszy namiot. Teraz trzeba było ogarnąć ten magiczny. Arcus spojrzał na szkielet z siedmiu żerdzi stworzony przez magów. Wyglądało na to, że będzie trzeba przystać na tą lokalizację. Inżynier zastanawiał się, jak podjąć dialog z magami, kiedy właśnie podszedł do niego Ib-Hashir. Wskazał na leżące nieopodal lniane płachty.
- Pociąłem już płótno i zapieczętowałem znaki. Można składać. Niech twoi ludzie złączą trójkąty w stożek, a potem trzeba będzie naciągnąć go na szkielet.
Podniósł dłoń, widząc minę inżyniera.
- Nie, nie można tego zrobić inaczej - uprzedził pytanie. - Ale nie martw się, wymiary są dobrze obliczone i powinno wejść bez większego problemu. I jeszcze jedno - przypomniało mu się - do zszywania płótna użyjcie koniecznie mojej nici. - wyciągnął z przepastnych kieszeni dosyć grube zawiniątko. Nić była krwistoczerwona i pachniała kamforą.

*

- Nie mówił nic o grzybach - oświadczył Miras. Z rękami opartymi na biodrach spoglądał nieufnie na małych lokatorów tego wzniesienia. Trącił je nogą. Miały bardzo elastyczne nóżki i nie połamały się.

- Może weźmy je parę dla alchemiczki? - spytał nieskładnie Zahar. - Nie mieli magów, to pewnie z zasady nie dotykali żadnego grzyba.

Dacius mógł dostrzec czyściutką powierzchnię kapelusików. Nie było śladów nagryzień przez robaki ani ślimaki. Od spodu grzybki miały gładkie blaszki w dokładnie tym samym kolorze, co resztę.

*

Olah mruknął coś niezrozumiale. Kiedy Zahira potrząsnęła nim mocniej, poruszył się gwałtownie, nagle otwierając szeroko oczy. Jednocześnie chwycił ją za nadgarstek, głośno wdychając powietrze. Zatrzęsła kubkiem i trochę naparu wylało się mu na rękę, lecz nie zwrócił na to uwagi. Wpatrywał się w alchemiczkę, ale ona miała wątpliwości, czy aby na pewno ją widzi. Jego źrenice wciąż były nienaturalnie wielkie. Czuła, jak drży ręka, którą ją trzymał.
- Kiedy zamykam oczy - zaczął cicho - światło już zelżało... Węże tu są, cały czas. Krążą tu... Ty też masz węża, prawda? Jeden z nich, jest inny. Świeci. Złota piramida go oczarowała... Tam, patrz! - odwrócił się od Zahiry, tak, że patrzył w bok, gdzieś w stronę południową. Oczywiście nic szczególnego się tam nie znajdowało.
- Tam? - starzec spytał sam siebie, odwracając się jeszcze bardziej. - Kto zna drogę..? - Dziewczyna zamrugała. Czy on właśnie z kimś rozmawiał?

Olah zamilkł na chwilę. Kiedy na nią spojrzał, poczuła, że mają kontakt.
- Węże znają drogę. Dacius... - rzekł niespodziewanie.

*

Wąż poderwał się spośród grzybów. Wyczulony zmysł myśliwego sprawił, że mężczyzna intuicyjnie zerwał się z miejsca i odskoczył na parę kroków w tył.
To syczenie nie przypominało niczego, co słyszeli. Było wręcz... chrapliwe?
Szary jak grzyby i gładki jak one, prześlizgiwał się pomiędzy nimi, nie robiąc sobie z nich żadnej przeszkody. Zdawały się wręcz rozchylać, tak, aby zrobić mu wygodne przejście.

Sunął wprost na Daciusa.

*

- ...dlaczego ich nie spyta? - zapytał Olah wyraźnie zdziwiony. - Dziewczyno, one zapraszają, one chcą powiedzieć! Jak się nazywa twój wąż?
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Liadan »

Spoiler
Pokaż
Zahira sprawdziła swoje notatki, bo po tak długiej przerwie sama nie pamiętała, jak nazwała węża ;p Przy okazji dopisała tę informację do KP, żeby następnym razem nie musieć tego szukać.
- Mucevher- odpowiedziała niemal mechanicznie na pytanie o węża. - Ale on miał się czegoś dowiedzieć o wyspie i do tej pory nie wrócił - dorzuciła ze smutkiem w głosie.
......
Dacius? Co z nim? Czy grozi mu niebezpieczeństwo? - dopytywała gorączkowo. - On nie umie rozmawiać z wężami, nie rozumie ich.
......
Gdy wizja się skończyła, Zahira jeszcze raz zbliżyła kubek do ust hodowcy.
- Wypij to, proszę. Zioła pomogą ci się nieco odprężyć, a miód nieco cię wzmocni.
Olach wziął od niej kubek, ale w tym samym momencie nadeszli robotnicy z Arcusem oraz Ib-Hasir. Obecność tego ostatniego ucieszyła dziewczynę, bo czuła, że musi z nim porozmawiać. Teraz! Już! Natychmiast!
- Niech ktoś pomoże Olachowi przejść do ogniska kuchennego - poprosiła. A może było to polecenie? Trudno było to wywnioskować z tonu dziewczyny.
Sama delikatnie wyjęła kubek z trzęsącej się dłoni starca i pomogła mu się podnieść. Zgarnęła maty, na których siedzieli podczas rytuału. Nim odeszła w kierunku ogniska skłoniła się przed magiem:
- Mam ci do przekazania ważne informacje, Mistrzu. Proszę, poświęć mi nieco czasu, gdy tylko skończysz instruować robotników.
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Borys »

Dacius chwycił za pierwszy lepszy dłuższy kij, który wpadł mu w ręce. Jeśli gad zanadto się zbliży, myśliwy zamierza użyć patyka, aby go odrzucić. W życiu nie spotkał się z takim wężem, lokalna fauna niosła ze sobą więcej niespodzianek niż się spodziewał.
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Harel
Posty: 281
Rejestracja: 2013-12-18, 19:48
Been thanked: 2 times

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Harel »

- Otaczają go węże, dobre węże - zawyrokował Olah, kiedy zapytała o Daciusa. - Mnóstwo węży. Mógłby się dowiedzieć, gdzie jest Mucevher. Ale on nie słyszy...

- Czuję, że Wyspa przeze mnie przemawia, panienko - szepnął, kiedy doszedł do siebie i skurczył się w sobie. Zgarbiony wyglądał o kolejne dziesięć lat starzej. Wziął łyk naparu, a kiedy poczuł, że mu smakuje, wychłeptał prawie cały kubek. - Pokazuje mi rzeczy, których inni nie widzą. Czuję się taki zmęczony. - westchnął i spojrzał jej w oczy. - Ona chce, abyśmy odnaleźli złotą piramidę. Nie wiem, co to jest, nigdy wcześniej o tym nie słyszałem, ale pamiętam jeden obraz...
Rozejrzał się niepewnie. Przybliżył do niej, tak, że czuła jego nieświeży oddech. I widziała jego brzydkie przebarwienia na zębach. Przez myśl jej przemknęło, że z tym też można by było coś zrobić, znała ziołowe płukanki na zęby i dziąsła... Ale on był teraz bardzo skupiony i poważny, więc szybko wróciła uwagą do tego, co chciał powiedzieć.
- Widziałem wielką, złotą piramidę, unoszącą się jakby nad ziemią, w oparach bardzo gęstej mgły... - szepnął konspiracyjnym szeptem, a oczy biegały mu na prawo i lewo w przestrachu. - Wszystko pokrywała czerń, a obraz drgał i tańczył. Tylko piramida błyszczała. To była senna mara, która nawiedziła mnie raz w majakach, kiedy leżałem na statku zdjęty chorobą. Była tak przejmująca, że tą jedną...
W moment odskoczył od Liadan, usłyszawszy kroki.

Tak, to on: Ib-Hashir.
Olah momentalnie skurczył się jeszcze bardziej w sobie.
- Chroń mnie - pisnął ledwie słyszalnie i zakaszlał, jakby mu się momentalnie pogorszyło.

Zahira intuicyjnie wiedziała, co powinna zrobić. Kiedy odesłała Olaha do Helmy, mężczyźni uzgodnili dalszy tok prac nad namiotem. Praca rozpoczęła się, a alchemiczka wraz z magiem odeszli na bok, aby porozmawiać.
Mistrz wyglądał na niezadowolonego. Miał ściśnięte wargi i marsową minę, a dłonie skrywał w rękawach swoich szat.
- Bardzo dobrze przygotowałaś żerdzie - pochwalił ją, wbrew całej swojej aparycji. - Czego się dowiedziałaś?

*

- Widziałeś to? - Xevary podszedł do Arcusa, nie mogąc wytrzymać, by nie podzielić się z kimś swoją obserwacją. - Olah boi się Ib-Hashira, a zwierza się Zahirze. Czyżby coś poróżniło naszych magów..?

*

Dacius odsunął się szybko od zwierzęcia. Gad zasyczał i stanął na ogonie, prezentując się dumnie całej grupie.
I wtedy Laominas doskoczył do niego z dzikim okrzykiem. Świsnął miecz.

Patrzeli, jak górna połówka węża odlatuje na kilka kroków w bok i znika w gąszczu grzybów. Dolna opadła na ziemię, nie rozlewając krwi.

Zapadło milczenie.
- No... mógł cię zabić - podjął niepewnie wojownik, patrząc na myśliwego.
Awatar użytkownika
Ranjir
Posty: 620
Rejestracja: 2013-05-08, 21:41

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Ranjir »

Arcus skinął tylko głową Hasirowi. Z magiem nie zamierzał się kłócić, lecz nie dla tego, że umiał czarować, ale teoretycznie był wyżej w łańcuchu dowodzenia. Obelgę Zahiry zignorował, lecz nie zamierzał o niej zapomnieć.
Inżynier pouczył robotników jak należy złożyć namiot magów i tym razem dokładniej patrzył im na ręce. W końcu ta konstrukcja była czymś nowym i dla niego.

- Ha. A to ciekawe. Może coś jest na rzeczy. A może Ib-Hasir rzeczywiście ma jakąś moc i to coś, czym zaraził się kiedyś Olah to wyczuwa. Bo nie wierzę, że go zupełnie wyleczyli. Nie po tym, co teraz odwala. Ale nie rozpowiadaj tego co widzieliśmy. Ostatnim czego nam trzeba, to wewnętrzne konflikty.
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Liadan »

Początkowo Zahira miała zamiar opowiedzieć wszystko, czego dowiedziała się od starca Ib-Hasirowi. Czekając, aż mag skończy rozmawiać z inżynierem i robotnikami przeanalizowała to, czego się dziś była świadkiem.
Czy to możliwe, że Ib-Hasir ma coś wspólnego z tą dziwną mgłą? Że jest ona jego dziełem? Właściwie - czemu nie. Jeśli przyjmiemy takie założenie, również inne kawałki układanki zaczynają do siebie pasować. To w końcu na nią, na jej umysł mgła działała najsilniej, a to ją mag podczas podróży poznał najlepiej. Silnie działa też na Olacha, co dziwić nie powinno, bo został skażony. Za to Helma wydaje się odporna na działanie mgły, a Mistrz mówił, że nie może jej rozgryźć. Co jeszcze? To Ib-Hasir odradził jej poszukiwanie Mucevhera. Ale czy zrobił to, by ją chronić, czy też po to, by wąż nie mógł przekazać jej wieści...
Co prawda Olach początkowo nie rozpoznał maga, ale to było zanim Amuru oczyścił mu umysł. A gdy go rozpoznał, ten wzbudził w nim wielki strach. Wszystko to było bardzo dziwne, musi to sobie jeszcze dokładnie przemyśleć. Na razie Zahira postanowiła być ostrożniejsza w kontaktach z mistrzem i obserwować rozwój wypadków.
Tyle myśli kłębiło się w głowie dziewczyny, każda chwila przynosiła kolejne zagadki, a ciągle nie było odpowiedzi. Jednak jej umysł, wyćwiczony przez lata, rejestrował to, co działo się wokół niej. Nie uszło jej uwadze, że Arcus coraz bardziej się do niej uprzedza, ani to, że Ib-Hasir kazał zszyć płótna namiotu czerwonymi nićmi. CZERWONYMI!? Jak to czerwonymi? Po raz pierwszy spotkała się z czymś takim. Czerwień nie jest przecież kolorem Amuru. Jego kolory to biel i srebro. Dopuszczalne jest też stosowanie niebarwionych nici w ich naturalnym kolorze. A czerwień? Przecież to kolor krwi, ognia i wojny! Czy ma być symbolem Amuru - wojownika? A może ma pozwolić na przeniknięcie obcych wpływów? To też będzie musiała dyskretnie sprawdzić.
Tymczasem mag skończył rozmawiać i przywołał ją do siebie.
- Dziękuję, Mistrzu - schyliła głowę słysząc pochwałę.
....
- Chciałam cię poinformować, że Amuru w swej łasce przyjął pod swą opiekę miejsce, gdzie ma stanąć jego święty przybytek. Okazał też łaskę Olachowi objawiając mu swą moc. Niestety, nie udało mi się wiele dowiedzieć, gdyż światłość Wędrowcy pozbawiła go pamięci wydarzeń związanych z Wyspą, zamknęła jego uszy na jej głos. Nim utracił pamięć mówił tylko coś o gniewie węży, a później wspomniał Daciusa. Boję się, że myśliwemu może grozić jakieś niebezpieczeństwo.
.....
- Olach jest bardzo słaby. Podałam mu wywar, który powinien uspokoić jego emocje i nieco wzmocnić nadwątlone siły. Teraz prawdopodobnie zaśnie, a po posiłku przygotuję mu nową porcję wywaru.
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Borys »

Dacius spojrzał niepewnie na Laominasa, a potem kiwnął głową w jego kierunku, jakby chciał mu podziękować.
- Dziwne stworzenie - powiedział i ostrożnie podszedł do rozpołowionego gada, zamierzając sprawdzić czym różni się od tych znanych z kontynentu. - Kiedy węże się podnoszą, zazwyczaj chcą wydać się większe w obliczu niebezpieczeństwa i przestraszyć drapieżnika. Inna sprawa, że nie powinien być tak agresywny, nie podeszliśmy przecież zbyt blisko... - mruknął zmieszany. - W każdym razie trzymajmy się z daleka od tych grzybów, może być tam więcej tych zwierząt.
Potem Dacius ostrożnie chwycił fragment gada przez jakąś tkaninę i wrzucił do torby, tak samo zerwał ze dwa - trzy grzyby dla Ib Hashira i Zahiry. Rozejrzał się po towarzyszach, chcąc sprawdzić czy mają coś do powiedzenia, a potem ruszył dalej, omijając tajemniczą polanę.
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Harel
Posty: 281
Rejestracja: 2013-12-18, 19:48
Been thanked: 2 times

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Harel »

Dalej zaczynał się las. Prastare drzewa zanurzały tu w bagnie swoje korzenie, budując pod stopami wędrowców zdrewniałą pajęczynę. Znacząco ułatwiało to poruszanie się, bowiem teren był mulisty i istniało coraz większe ryzyko zapadnięcia się.

Mimo wilgoci liście drzew były cienkie, zwiotczałe. Wydawało się, że mogą być chore, chociaż Dacius nigdy nie widział takich drew wcześniej na oczy, więc niewykluczone, że trafili po prostu na taki gatunek. Interesująca była też ich kora - szara, wielowarstwowa, a im głębiej, tym warstwa była ciemniejsza. Faktura tej kory układała się w spiralne wzorki, nadając drzewom dość enigmatyczny charakter.
Współgrał on z ich poskręcanymi gałęziami, które często zwieszały się nisko nad ziemię, dlatego musieli się nieźle nagimnastykować, aby odnaleźć dalszą drogę. Co rusz zmuszeni byli przykucać, klękać, rozchylać kępy liści albo przeskakiwać nad najniższymi partiami gałęzi.

Dacius przystanął. Nagle, ku jego zdziwieniu, przestrzeń na prawo i lewo rozszerzyła się. Czy to możliwe, żeby tędy biegła ścieżka? Nie potrzebował dużo czasu, aby odnaleźć ślady aktywności ludzkiej - zgrubiałe, wystające sęki świadczyły o tym, że ktoś celowo poucinał tutaj część gałęzi. Myśliwy odkrył również, że część walającego się pomiędzy korzeniami drewna wygląda na zbyt równo pocięte, aby uznać to za dzieło natury. Być może przed laty utwardzano tutaj grunt deskami?

Wszystko wskazywało na to, że stali na środku jakiejś ścieżki.

- Szefie, pajęczyna - zakomunikował głucho Zahar, wskazując kciukiem na jedną z gałęzi. Komunikat był prosty, wręcz dziecinny... a jednak w tym pozbawionym fauny miejscu stanowił bardzo wymowną informację.

*

Mistrz magii przyglądał się uważnie swojej asystentce.
- Obawiam się, że mimo naszych starań Wyspa ma go w swoim władaniu - rzekł w końcu. - Moc Amuru może opóźnić proces, ale obawiam się, że nic już na to nie poradzimy.
- Jaki... proces? - Zahira nie czuła się komfortowo, wchodząc mu w słowo, ale nie mogła tego pozostawić bez wyjaśnień. W oczach Ib-Hashira na moment coś błysnęło. Milczał dobre kilka sekund, po czym zniżył głos.
- Niewykluczone, że umrze - w jego cichym głosie czuć było zmęczenie. - Zahiro, pamiętasz, jak się uniosłem, kiedy dotknął tych pajęczyn. To było naprawdę nierozsądne. Magia wyspy przeniknęła go na wskroś, związała ze sobą jego duszę.

Odwrócił się, by spojrzeć na Olaha. Rozmawiał właśnie z Helmą.
- Co do Daciusa... Nie wiem, czy możemy dawać wiarę jego wizjom, będą nas zwodzić tak samo, jak mgła. Teraz ona i Olah mówią jednym głosem. Dopóki czuwa nad nim Amuru, traci kontakt z Wyspą, więc postaraj się, by znajdował się w kręgu oddziaływania Najświetlistszego.

- Ale. - Tutaj podniósł palec. - Jeśli Wyspa mówi o Daciusie, to znaczy, że z pewnością ma go na oku. Mam nadzieję, że wzięli szarfy i gdyby coś się działo, dadzą sobie... - urwał w pół słowa.
- Co się dzieje? - zapytał zaniepokojony. Zahira spojrzała na niego dziwnie. Dopiero po chwili dotarło to do niej, coś jakby impuls, rozdarcie, delikatna fala energii przebiegająca przez przestrzeń...
- Nie może być... - Ib-Hashir znowu zdawał się tracić swoją maskę wiecznie opanowanego guru. Wpatrywał się w Dom na wzgórzu.

Kiedy tak patrzeli, z okna domu wysunęła się nieśmiało delikatna strużka mgły... I powędrowała do góry. Nie, to nie mgła. To dym!
Buchnęło ciemnym kłębem.
- Niech to najczarniejsze piekło - zaklął Ib-Hashir, niczym zahipnotyzowany obserwując ponury spektakl. Dym leciał coraz wyżej, stając się wielkim słupem. Po chwili z okna wysunęły się nieśmiało pierwsze języki ognia.
- Pożar! - krzyknął ktoś. W obozowisku zaczynał podnosić się harmider. Ludzie zbiegali się na środku placu, czekając na polecenia. Nigdzie jednak nie było Axlana.
- Co robimy, kierowniku? - przejęty Xevary znalazł się tuż przy Arcusie. Wyglądało na to, że to inżynier będzie musiał przejąć dowodzenie nad akcją ratunkową. - Brać wiadra z wodą?

Mistrz magii kręcił tylko głową w niemym niedowierzaniu.
Awatar użytkownika
Ranjir
Posty: 620
Rejestracja: 2013-05-08, 21:41

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Ranjir »

Pożar zaskoczył inżyniera tak samo jak innych, lecz odruchy wzięły górę.
- Zostawić ten namiot i do wiader! Tylko ostrożnie! - Refleksja przyszła natychmiast, zanim jeszcze robotnicy zdążyli zniszczyć materiały.
- Pewnie. Gasimy! Chrzanić tego trupa, trzeba ratować budynek. - Arcus już w biegu odpowiedział cieśli. Był świadom, że mało kto chciałby mieszkać w starym budynku mając świadomość, co tam znaleziono, ale zawsze lepiej budować na czymś, niż od zera. No, a jeśli nawet nic tam nie zbudują, to może Hasir coś o wyspie wydedukuje z tego co tam było. Czasu mieli pod dostatkiem, a mag dopiero miał się za to zabrać.
- W szereg i podawać sobie wiadra! Ustawić się w zasięgu rąk, kto szybszy, ten na końcu i wylewa na ogień! - Inżynier nie zamierzał się przypatrywać. Szybko pobiegł po miecz i krzesiwo. - Co żywo, bo jak się rozejdzie, to całe to zielsko się zapali! Xevary, ze mną! Wypalamy dookoła, żeby ogień się nie rozprzestrzenił. - Mężczyzna zaczął ciąć zielsko na metr wokół budynku i podpalał tak, by ogień szedł ku ścianom. Xevary miał pilnować, żeby nie zajęły się ani trawy za nimi, ani ściany chaty.
Awatar użytkownika
Harel
Posty: 281
Rejestracja: 2013-12-18, 19:48
Been thanked: 2 times

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Harel »

- Wiadra? Gdzie są wiadra? - zawołał jeden z robotników.
Jerina szybko wertowała swój notatnik.

- Myślisz, że się rozprzestrzeni? - Xevary biegnąc, czuł, jak stopy mu grzęzną w wilgotnej ziemi. - To ciągle bagno.
Arcus z cieślą podbiegli pierwsi do budynku. Ogień strzelał już wysoko w górę i nie było wątpliwości, że lada moment się zajmie cały dach.
Nie było wiatru, więc żywioł piął się wysoko w górę, nie mając jednak mocy, by przeskakiwać i rozprzestrzeniać się na okolicę. Jednocześnie zauważyli, jak cała mgła wokół domu wyparowała, a powietrze stało się suche i przyjemne. Rety, jak dawno nie wdychali w płuca suchego, zdrowego powietrza!
W pewien sposób Xevary poczuł ulgę. Pomagał inżynierowi, jak mógł.

- Mamy pięć wiader, z czego trzy wolne tutaj, czwarte pełne ziarna dla kur, o tam, a piąte używa Helma do obiadu! - zameldowała magazynierka, szybkim ruchem ręki wskazując mężczyznom lokalizację tychże.

- To nie ma sensu - zawyrokował rozgoryczony Ib Hashir, obserwując, jak ludzie w roztargnieniu przesypują ziarno do jakiejś skrzynki. Nie wychodziło im to, ziarno sypało się po ziemi, a wszyscy byli jakoś dziwnie nieporadni - Spłonie cały...

Mistrz wiedział, o co chodzi. Jego głęboko zmarszczone brwi mówiły Zahirze wszystko. Ludzie wcale nie chcą uratować budynku. W duchu wszyscy się cieszyli, że trup został unicestwiony i nie będzie nawiedzał ich w nocy.
- Naiwni ślepcy - westchnął tylko do siebie i kręcąc głową, usiadł wewnątrz konstrukcji, która wkrótce stać się miała namiotem Amuru.

Ludzie ustawiali się w rządek i czekali na wiadra, lecz było ich mało, bo większość poszła na zwiady. Musieli wydłużyć odległości między sobą i biegać jeden do drugiego. A ogień strzelał coraz wyżej przez przeżarty dach. Chrupnęło, trzasnęło.. i cała konstrukcja sklepienia runęła do środka. Pożar jakby przygasł, zduszony drewnianymi dachówkami, lecz po chwili znowu pokazały się jęzory ognia.

*

Huk walącego się dachu i trzaskanie płomieni niosło się daleko wgłąb wyspy. Tu, gdzie panowała absolutna cisza, każdy dźwięk był słyszalny na kilometry. Dacius wraz z ekipą również wychwycił głuche, odległe dźwięki pożaru.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Perłowy Renesans”