2. Grzyb na dłoni

Sesja... osadnicza Harela.
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Liadan »

Zahira kręciła się jeszcze przez jakiś czas po obozowisku, porządkując swoje rzeczy i przeglądając malejące zapasy ziół. Nie tego spodziewała się po tej wyprawie. Miała zająć się badaniem magicznych właściwości pereł i zebrać nieznane na kontynencie okazy fauny i flory, a tymczasem... jej praca została sprowadzona do zadań, które można by powierzyć najzwyklejszej zielarce. Nie! Było znacznie gorzej - zielarka miałaby odpowiedni zapas leczniczych roślin, a ona po dwóch dniach dysponowała jedynie smętnymi resztkami podstawowych ziół. Jak tak dalej pójdzie, to po tygodniu nie pozostanie jej już nic...
Cały czas jednak zwracała baczną uwagę na to, co działo się wokół niej. Wreszcie Dacius zakończył rozmowę z Arcusem (ciekawe, co też inżynier z takim zaangażowaniem szkicował). Podeszła do myśliwego:
- Wybacz, że nie pozwalam udać ci się na spoczynek, ale martwię się o Mucevhere'a. Czy udało ci się natrafić na jakiś jego ślad?
.....
- A inne węże? Widziałeś tu jakieś?
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Borys »

Dacius kiwnął w podzięce głową i przyjął obydwa bukłaki. Chociaż sam mógł czuwać jeszcze długo, tak jego kompanom na pewno to się przyda. Potem zaczął opowiadać. O starej ścieżce, konstrukcji z kamiennych bloków, zasypanych głazami schodach prowadzących do wewnątrz, których jednak nie próbowano przemieszczać. Mówił z fascynacją, jak dziecko, ale jednocześnie wydawał się być nieco zaniepokojony.
- Mogę nas tam jutro zaprowadzić - zapewnił. - Myślę, że... że powinniśmy koniecznie to zbadać! Nikt przecież z poprzedniej wyprawy nie mówił o ... starych ruinach, a przynajmniej ja nic o tym nie wiem!

Kiedy Zahira podeszła do Daciusa, myśliwy powstał, prawie jak przed jakimś oficerem.
- Nie - zaprzeczył stanowczo na pytanie o Mucevhere'a. - Ale widziałem innego węża! Dziwnego... syczał jakoś tak... um... chrapliwie? Tak. Laominas go zabił, ale... dziwne... wąż nie krwawił po tym. A, tak!
Myśliwy jakby sobie coś nagle przypomniał i szybkim, niepewnym ruchem sięgnął do torby. Otworzył ją i wskazał al chemiczce jakieś zawiniątka.
- Zabrałem ... to co zostało z tego węża. I parę takich dziwnych grzybów... rosło ich pełno i chyba tam żyją te gady. Mam tu też korę z drzew... jakieś roślinki, zioła... Może się przydadzą.
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Liadan »

Zahira coraz bardziej martwiła się o los swego gadziego przyjaciela, więc w pierwszej chwili nie w pełni dotarła do niej treść słów myśliwego. Odruchowo wzięła od niego zawiniątka .
- Tak, Daciusie, bardzo ci dziękuję za te próbki. Na pewno się przydadzą. Co prawda nie mam laboratorium, by je szczegółowo zbadać, ale już jutro postaram się przeprowadzić podstawowe testy. Ta wyspa jest tak dziwna, że każdy ułamek wiedzy o niej może pomóc nam tu przetrwać - mówiła przeglądając równocześnie dostarczone jej próbki.
Wreszcie natrafiła na przecięte na dwie części ciało węża:
- Ale... przecież... to... jest... wąż!
Dopiero teraz w pełni dotarło do niej to, co przed chwilą powiedział myśliwy:
- Laominas... on go zabił!? Przecież nie było takiej potrzeby! Wąż... On nie był agresywny... on... on syczał, bo chciał z tobą rozmawiać! Więc dlaczego? Dlaczego go zabił!?
...
- Och, ty nic nie rozumiesz! Syczenie to ich mowa, ich język! Wąż syczał, bo chciał rozmawiać! Nie wiem... przekazać jakąś wiadomość, może spytać o coś. A wy go zabiliście! Teraz nie wiadomo, czy węże pozwolą się przeprosić i jakiego zadośćuczynienia zażądają za śmierć jednego z nich. Mogły nam pomóc, a teraz nie wiadomo, czy jeszcze zechcą z nami rozmawiać! MUSISZ mnie jutro zaprowadzić w to miejsce, gdzie go spotkaliście. Może jeszcze uda się wynagrodzić zło, które zostało wyrządzone. Może.... A na razie nie mów nikomu o tym, co ci powiedziałam, bo nie ma potrzeby dodatkowo denerwować ludzi, skoro i tak atmosfera jest bardzo napięta.
....
- Czy jeszcze natrafiliście na coś ciekawego? Sądzę, że tak, bo widziałam Arcusa, który z wielkim zainteresowaniem coś rysował, jakby według twojego opisu. Co to było? Możesz mi o tym opowiedzieć?
....
A szarfy? Jak się sprawdziły?
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Borys »

Dacius mimowolnie się ucieszył, kiedy Zahira wzięła od niego zbiory. Poczuł, że jego zwiad wykonał naprawdę dobrą robotę. Zadowolenie i spokój znikał jednak z jego twarzy w miarę jak alchemiczka zaczęła histeryzować. Dacius próbował coś powiedzieć, ale przez pierwszych parę chwil nie potrafił zebrać myśli i wypowiedzieć składnego zdania. W końcu jednak...
- Laominas... Laominas uznał, że wąż chce mnie zaatakować i ruszył z pomocą! Nie możemy go winić, to było naprawdę... dziwne! - aktywnie bronił towarzysza Dacius, a mała kropelka śliny wylądowała na policzku alchemiczki. Cóż, myśliwy raczej rzadko rozmawiał, a tym rzadziej podnosił głos, kogo więc mogło dziwić, że pluje przy mówieniu? Słysząc dalsze słowa Zahiry mężczyzna pobladł. Wierzył ślepo w każde jej słowo.
- Ale my nie znaliśmy ich języka, co mogliśmy zrobić?! Czego mogą zażądać? - zapytał zaniepokojony. Następnie opowiedział Zahirze o tajemniczym znalezisku, które opisywał Arcusowi. - Szarfy? Um... nie wiem... nic nas nie nękało...
Chciał dodać "poza tamtym wężem", ale w porę ugryzł się w język.
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Liadan »

Alchemiczka nieznacznym ruchem przesunęła się, by zejść z drogi lecącym w jej stronę kropelkom śliny. Równocześnie z zakamarków swojej szaty wyjęła jedwabną chusteczkę i - udając, że przeciera nią oko - otarła policzek.
- Przepraszam, Daciusie! Nie powinnam tak się unosić. Wybacz mi, ale to był ciężki dzień, który wyczerpał mnie emocjonalnie... Rozumiem, że Laominas nie zabił węża z chęci zabijania, a dlatego, że błędnie ocenił sytuację.
....
- Węże są drapieżnikami,myśliwymi - kontynuowała Zahira po chwili zastanowienia, odpowiadając na pytania Daciusa. - Same atakują, gdy czują się zagrożone. Przynajmniej tak postępują węże na kontynencie. Mam nadzieję, że te nie różnią się pod tym względem od swoich kuzynów. Jeżeli tak jest, powinny zrozumieć postępowanie Laominasa... Jedynym sposobem, żeby się tego dowiedzieć, jest udać się tam najszybciej jak to możliwe, najlepiej jutro i spróbować z nimi porozmawiać. Mówiłeś, że to nie jest daleko, więc jeśli tylko będzie taka możliwość, to proszę byś zaprowadził mnie tam zaraz po śniadaniu. Co do zadośćuczynienia, to mam nadzieję, że skończy się na kilku kurczakach - dorzuciła już nieco swobodniejszym tonem.
Następnie uważnie wysłuchała relacji o odkryciu.
- Chciałabym zobaczyć to miejsce!- zawołała zafascynowana.- Ale sami niewiele zdołamy tam zdziałać. Myślę, że trzeba zorganizować większą wyprawę, której powinien przewodzić Arcus. Może on znajdzie sposób, by wejść do tej budowli nie naruszając konstrukcji. I pewnie będzie potrzeba kilku silnych mężczyzn, by odsunęli te kamienie... To, że nie ma relacji o tym miejscu jeszcze nic nie znaczy. Ludzie chorowali, większość z nich zmarła. Więc w tych okolicznościach taki brak informacji nie jest dziwny, tym bardziej jeśli odkrycia dokonali później. Sądzę, że na początku poprzedni osadnicy skupili się na zorganizowaniu sobie jak najlepszych warunków do życia i hodowli małb [małbów(?)- ja się to prawidłowo odmienia?], a dopiero później badaniem otoczenia. Olach był tu z poprzednią wyprawą, więc rano spróbuję dowiedzieć się od niego czegoś na ten temat.
...
Ogień powoli przygasał, tylko ogniska wartownicze paliły się jasnym płomieniem rzucając migotliwe blaski na otoczenie, zabarwiając czerwienią kłębiącą się poza wypalonym kręgiem ich obozowiska mgłę. Większość ludzi udała się już na spoczynek, tylko nieliczni modlili się jeszcze do swoich bogów czy wymieniali ostatnie uwagi o wydarzeniach mijającego dnia z towarzyszami. Zahira również poczuła zmęczenie, ziewnęła, zasłaniając usta dłonią, w której nadal trzymała wyjętą na początku rozmowy chusteczkę.
- Zrobiło się późno, więc jeśli nie masz nic przeciwko temu, to zajrzę jeszcze do moich pacjentów. Spokojnej nocy. Niechaj Amuru swym srebrnym nożem odstraszy wszelkie niebezpieczeństwa, a jego Gwiazdy będą twoimi oczami podczas tej warty - skłoniła się myśliwemu w tradycyjny sposób.
Zgodnie z tym, co powiedziała, alchemiczka zajrzała do Olacha i Axlana. Dla pozoru zatrzymała się również przy Arcusie. Jeśli inżynier nie spał, to poprosiła go, żeby zabrał ją z sobą, gdy będzie wyruszał by zbadać tajemniczą budowlę.
Wreszcie wzięła jedną z mat, rozłożyła ją w pobliżu ognia i zapatrzyła się w gwiazdy raz jeszcze analizując wypadki minionego dnia i czyniąc w myślach plany na dzień następny. Wreszcie znużona zasnęła.
Awatar użytkownika
Harel
Posty: 281
Rejestracja: 2013-12-18, 19:48
Been thanked: 2 times

Re: 2. Grzyb na dłoni

Post autor: Harel »

To była ciężka noc. Mgła była gęsta, a wilgotne powietrze z trudem wlewało się do płuc śpiących wojowników. Chrapliwe oddechy świadczyły o tym, że wielu z nich spało płytkim, urywanym snem. Wstrząśnięci ostatnimi wydarzeniami, rozczarowani dowództwem, niepewni o przyszłość... nic dziwnego, że nie mogli się rozluźnić.

Kamar otworzył oczy. Zbudził go szmer na sąsiedniej macie. To Axlan wstał i rozglądał się dookoła.
- Idę się odlać - szepnął do Manarczyka, kiedy zobaczył białka jego oczu. Następnie ruszył w stronę lasu, ostrożnie, by nikogo nie obudzić.
Kamar odburknął coś krótko i przekręcił się na drugi bok. Teraz miał przed sobą Olaha, który leżał na wznak, zupełnie jak nieboszczyk. Widać jednak było, że gałki pod jego powiekami pracują intensywnie. Niech bóg da mu przynajmniej dobre sny...
Spojrzał jeszcze tylko na Liadan i Helmę, która miała pilnować ogniska. Siedziała przy nim w pozycji lotosu i zdawała się drzemać.
A potem zamknął oczy i zasnął.

*

Na warcie stali teraz Zahar z Laominasem. Jeden usadowił się bliżej spalonego domu, a drugi bliżej lasu. Było spokojnie, ale...
Laominas od dłuższej chwili patrzył w czarny punkt w trawie gdzieś na granicy widoczności. Czy to się ruszało? Dorzucił trochę więcej drewna do ogniska, aby krąg światła nieco się poszerzył. Ogień strzelił w górę, niestety, czarny punkt cofnął się, znowu zatrzymując się na samej granicy mgły.
"Co to do cholery jest?"
Wartownik złapał jedną z palących się gałęzi i ruszył wolnym krokiem w tamtą stronę. Punkt cofał się przed światłem dokładnie tak, jak poprzednio. "Tam chyba nic nie ma... to ze zmęczenia" - pomyślał mężczyzna, biorąc do ust kolejny łyk Arcusowej mikstury. Oparł się o stojące nieopodal drzewo, jeszcze raz dokładnie lustrując całą okolicę. Pusto... Rzucił okiem na pogrążony we śnie obóz i ruszył z powrotem w stronę swojego posterunku.

Nie zrobił jednak drugiego kroku. Atak był tak błyskawiczny, że Laominas nawet się nie zorientował, co się dzieje. Dopiero nagły ból szyi uświadomił mu, że to wydarzyło się naprawdę. Zdjęty nagłą paniką, chciał krzyknąć, ale gardło odmówiło mu współpracy. Chwycił się za nie, czując, jak drętwieje. Bukłak z winem cicho pacnął na mokrą ziemię. Z szeroko otwartymi z przerażenia oczyma, wojownik próbował wydać z siebie jakikolwiek głos. Kręcił głową na wszystkie strony, szukając napastnika, lecz nigdzie nikogo nie było. Wkrótce i to stało się trudne - mięśnie szyi powoli drętwiały, zaciskając się w czymś na kształt skurczu.
"To koniec", pomyślał Laominas, osuwając się na kolana. Paradoksalnie, ta myśl bardzo go uspokoiła. Nie musiał już walczyć, o nic, z niczym, nigdy więcej...
Powietrze z coraz większym trudem przechodziło przez jego krtań. Miał wrażenie, że cała szyja to jakieś jedno wielkie ciało obce. To już nie była jego szyja, tylko jakiś martwy kloc między torsem a głową. Odjął rękę i zobaczył na niej krew. Była ciepła, stygła szybko w zimnym, nocnym powietrzu.
Świat nie obchodził go już, wszystko straciło sens... Widział, jak kropelki krwi skapują na soczystą trawę. Żyzna, bagienna ziemia wita je radośnie, pozwalając, by w nią wniknęły na zawsze... Czuł jej zapach, tak wyraźny, kusząco metaliczny, zmieszany z trawiastą świeżością bagien. Wszystko było tak wyraźne, jak nigdy wcześniej, tak fascynująco piękne i absorbujące...

Nagła zmiana widoku. Teraz gwiazdy, rozłożysta korona drzewa... Migotliwa mgła, tańcząca w blasku ognisk... A w niej, w kłębach dymu... coś jakby kształt węża...

Paląca się gałązka, która upadła tuż obok niego, właśnie dogasała. Ogień syczał cicho otoczony wilgocią trawy, rosy i ziemi. Czerwone płomyki kurczyły się coraz bardziej, by w końcu... zgasnąć, puszczając ostatni kłębek siwego dymu.
Ciało przestało się trząść. Zakrwawiona dłoń opadła luźno na ziemię i otworzyła się.

Tylko Amuru widział, jak w świetle księżyca wyrasta na niej mały, anielsko bialutki grzybek.

KONIEC NOCY DRUGIEJ
ODPOWIEDZ

Wróć do „Perłowy Renesans”