
Mimo iż ciepły wiatr nie pozwalał im zmarznąć, słońce było jakieś takie zimne. Wstało leniwie, z trudem odrzucając pierzynę niskich, porannych chmur.
Sierżant Axlan siedział na ławce przed kapitańskim mostkiem. Miał podkrążone oczy. Nie wyglądał na takiego, który by spał grzecznie całą noc.
Spostrzegł jasnowłosego sternika i Federsa, którzy właśnie wychodzili na pokład, przeciągając się leniwie.
- O, witamy kapitana - uśmiechnął się blondwłosy. - Piękny dziś dzień, co?
- Zabawne - odburknął Axlan, nie przerywając palenia papierosa. - Wracasz dziś do świata, to się cieszysz.
- O której planujesz nas odesłać? - sternik spoważniał.
- Jak tylko moi kochani ludzie się ogarną. Właśnie, zwołać mi tu tych nierobów - mruknął, nieodpowiedzialnie strzepując popiół ze skręta na deski pokładu. - Dość tego chrapania.
Feders uśmiechnął się.
- Się robi - odparł.
*
- Oho - mruknął Kamar, słysząc dziki bęben dobiegający ze statku. - Imperium się budzi - dodał z przekąsem.
- I przy okazji budzi pół wyspy - mruknął zniesmaczony Zahar, który miał nadzieję zdrzemnąć się jeszcze na chwilkę po swojej warcie. Wyglądało na to, że nic z tego.
Helma już od jakiegoś czasu siedziała przed ogniem ze skrzyżowanymi nogami. Kiedy usłyszała bębny, podniosła się bez pośpiechu.
- Trzeba nakarmić wygłodniałe, imperialne pyszczki - westchnęła czule. - Czy któryś mógłby mi pomóc z wodą? Zahar? I zagotować od razu, cały gar. - A ty, misiu - zwróciła się do Kariego - skocz po worek cieciorki z magazynu, proszę.
Mężczyźni spojrzeli po sobie.
Nie miała żadnego problemu, by zacząć dyrygować najemnikami.
*
Pobudka została przeprowadzona nadzwyczaj sprawnie. Już po minucie walenia w bęben wszyscy ustawili się na pokładzie przed Axlanem. Łącznie z Zahirą i Hashirem. I Olahem, który ziewał przeciągle, ale wyglądał na zdrowego. Kapitan westchnął i wyprostował się, wchodząc w rolę oficjala. Jego marudny głos poprawił się, a rozgoryczenie gdzieś zniknęło.
- Dziś żegnamy się z wygodami tego oto przybytku pływającego - zaczął bez zbędnych wstępów o poranku i pogodzie. - Statek udaje się do Imporii, gdzie zostanie przeładowany i wróci do nas za kilka dni z nowym ładunkiem drewna, prowiantu i innych potrzebnych rzeczy. Jeśli macie jakieś listy lub zamówienia, to teraz jest ostatnia chwila, by je złożyć. A jak nie macie, to zabierzcie stąd wszystkie swoje rzeczy i idźcie do ognia manarczyków. Niech tam przygotują śniadanie. Arcus, podyryguj akcją, a ja tu odprawię załogę i do was dojdę. A po śniadaniu zrobimy pogadankę.
Spojrzał po twarzach zgromadzonych.
- No. Rozejść się. A ty, Dacius, zostajesz - wskazał palcem na myśliwego.
Odczekał, aż ludzie zajmą się swoimi sprawami, po czym rzekł z poważną miną:
- Widziałem ze statku, jak ruszałeś we mgłę. - Odczekał kolejną chwilę, obserwując reakcję Daciusa, po czym uśmiechnął się. - Cieszy mnie, że mam w drużynie kogoś, kogo ciągnie w to bagno. Myślałem, że będę musiał was batem na zwiady wyganiać. Tylko nie daj się zabić, byłoby szkoda. Jeśli chcesz iść na krótki rekonesans, to leć, zdążysz do śniadania. Spróbuj odszukać te małby, gdzie mają swoje legowiska. I jakbyś się natknął na jakieś drewno zdatne do budowania, zapamiętaj lokalizację.