3. Język węża

Sesja... osadnicza Harela.
Awatar użytkownika
Harel
Posty: 281
Rejestracja: 2013-12-18, 19:48
Been thanked: 2 times

3. Język węża

Post autor: Harel »

Obrazek

Trzeci dzień na Wyspie zaczął się bardzo wcześnie. Właściwie nie było jeszcze słońca, kiedy Helma zrobiła raban, jak tylko dostrzegła, że Axlan zniknął.
Łuna świtu zastała mały obóz już dawno postawiony na nogi.

- Obudził mnie, jak wstawał - rzekł Kamar, przecierając zaspane oczy. Nie do końca był jeszcze świadomy powagi sytuacji. - Mówił, że idzie na stronę, więc spałem dalej...
- Durniu, widziałeś, w jakim on był stanie! - zawołała. - Kiedy to było, jak dawno temu?
- Nie wiem, potem zasnąłem... Może z jakieś pół godziny...

- Obudźcie natychmiast Arcusa! - zawołała kucharka, choć pewnie już niepotrzebnie, bo wszyscy zostali postawieni na równe nogi. Tylko... Olah spał dalej w najlepsze, w samym środku tego całego harmidru.

Helma westchnęła. Bała się, że to ją osądzą - wszak to ona pilnowała ogniska i powinna była na wszystko zwracać uwagę. Nie wiedziała, dlaczego przysnęła, nigdy wcześniej jej się to nie zdarzało...
- A wartownicy? Przecież musieli go dostrzec.
- Ja nic nie wiem, u mnie było cicho jak makiem zasiał - stwierdził Zahar, który również podbiegł ze swojego posterunku, widząc zamieszanie.
Spojrzeli w stronę, gdzie miał pilnować Laominas. Nikogo tam nie było, mimo, że ogień wartowniczy palił się jeszcze całkiem nieźle.

Helma przełknęła ślinę. Miała najgorsze przeczucia.
- Niech to piaskowe demony porwą - zaklęła. W przypływie emocji chwyciła stojącą nieopodal Liadan i przytuliła mocno. Tak bardzo brakowało tutaj ciepła...
"Niech ktoś inny pójdzie sprawdzić, co tam się stało", zdawały się mówić jej oczy. Mężczyźni wybiegali z namiotów, nie wiedząc, co się dzieje. Niektórzy w pełnej gotowości z bronią w ręku, inni ziewając i przecierając oczy. W obozie panował jednym słowem chaos.
Awatar użytkownika
Ranjir
Posty: 620
Rejestracja: 2013-05-08, 21:41

Re: 3. Język węża

Post autor: Ranjir »

Arcus obudził się mniej więcej ze wszystkimi. Kto jak kto, ale Helga miała donośny głos. Inżynier ogarnął się prędko i wyszedł na środek obozu. - Na czas nieobecności Axlana przejmuję dowodzenie w jego miejsce! - Arcus dowodził już przedtem ludźmi, chociaż byli to głównie inni inżynierowie. Nie znaczyło to jednak, że nie potrafił obchodzić się z wojakami. - Dacius, sprawdź co z Laominasem. Poszukaj tam jakiś tropów, może zauważył Axlana i poszedł za nim. Reszta niech się nie rusza. Siadajcie, tak jak teraz stoicie. Trzeba będzie poszukać śladów w obozie i zobaczyć, w którą stronę poszedł dowódca. - Arcus, starając poruszać się jak najmniej, zwrócił się w kierunku Jeriny. - Sprawdź czy czegoś nie brakuje. Axlan raczej nie poszedł w dzicz bez pożywienia. W zależności od tego ile wziął, będzie można wywnioskować, czy daleko poszedł.
Rozkazy zostały wydane. Teraz pozostało czekać na ewentualne ich podważenie, lub wykonanie.
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: 3. Język węża

Post autor: Liadan »

Zahira tańczyła, a rozgrzany piasek falował wraz z każdym jej ruchem,wydmy przesypywały się, tworząc fantastyczne budowle, a nad nią przesuwały się gwiazdy posłuszne ruchom jej rąk. Pustynia przygotowywała się na Jego przybycie. Był już blisko, czuła jak się zbliża, Jego obecność stawała się już niemal materialna. Zaraz tu będzie, a wtedy...
W umysł kobiety wdarł się jakiś dźwięk, dysonans burzący ciąg mających nastąpić wydarzeń, zakłócający jej zjednoczenie z wszechświatem. Niechętnie wracała świadomość, poczucie tu i teraz. Krzyk! Tak, to był krzyk kobiety.
Otwarła oczy odpędzając resztki snu. Czy na tej przeklętej wyspie nigdy nie będzie jej dane spokojne przebudzenie?
Czuła, że coś jej umyka, coś ważnego. Czy to przesłanie ze snu, czy jakaś myśl, która pojawiła się w tym dziwnym stanie między snem a jawą? Co to było? O czym pomyślała? "Przeklęta wyspa"- to wyrażenie wróciło do niej w przebłysku krótkim jak błyskawica, ale zdążyła go uchwycić. "Przeklęta...", przekleństwo..., klątwa... Klątwa! Czyżby to był klucz do tych dziwnych wydarzeń?
Rozejrzała się po wstających ludziach. Co się dzieje!? Dlaczego Helma krzyczy?
Dopiero teraz dotarł do niej sens wypowiadanych przez kucharkę słów: Axlan zaginął! Nie mają dowódcy! Nie ma też jednego z wartowników! Co się stało tym razem!? Chciała działać, zacząć coś robić, ale... To nie Manar! Przypomniała sobie, jak została potraktowana jej prośba o laboratorium. Tu jej autorytet alchemiczki nic nie znaczył - ci ludzie nie wykonają żadnego z jej poleceń. Była dla nich nikim, bo była kobietą. Miała związane ręce, mogła tylko czekać.
Na szczęście Arcus objął dowodzenie. Równie zaskoczony sytuacją, co wszyscy, jednak starał się opanować narastający chaos.
Zahira rozejrzała się, by ocenić sytuację. Obserwowała, czy kogoś nie brakuje, czy ktoś nie zachowuje się w jakiś szczególny sposób, czy nie wygląda, jakby coś wiedział lub podejrzewał, czy nie nadchodzi z jakiegoś dziwnego w tych okolicznościach kierunku... Wreszcie jej spojrzenie padło na Olacha, który spał mimo powstałego zamieszania. Chciała do niego podejść, sprawdzić jego stan, ale uniemożliwiła jej to Helma, która w odruchu poszukiwania bliskości(?), ciepła(?), bezpieczeństwa(?) mocno się do niej przytuliła. Odwzajemniła jej gest i uspokajająco zaczęła głaskać ją po włosach. Przez szatę poczuła jak coś twardego wbija się w jej ramię, odciskając się w nim niczym pieczęć w kształcie gwiazdy. "Medalion Helmy"- przemknęło przez jej myśli.
W tym momencie Arcus nakazał wszystkim usiąść w miejscu , gdzie stoją. Zahira delikatnie odsunęła od siebie kucharkę i spojrzała pod nogi. Ziemia wokół ogniska była zdeptana, krzyżowały się na niej dziesiątki nakładających się na siebie śladów. "Z tego i tak nikt nic nie wyczyta" - stwierdziła i podprowadziła swoją towarzyszkę do leżącej w pobliżu maty. Usiadła razem z nią:
- Nie możesz się obwiniać o to, co się stało, Helmo - powiedziała.- Tak, zobowiązałaś się, że dopilnujesz ognia i tego zobowiązania dotrzymałaś: OGIEŃ NIE WYGASŁ! Więc nikt nie może mieć do ciebie pretensji. Wczoraj pracowałaś od świtu i nie jest niczym dziwnym, że pokonało cię zmęczenie. Nikt nie jest w stanie czuwać nieprzerwanie tak długo. Wartownicy mieli wyznaczone kilkugodzinne warty, by nie zasnęli ze zmęczenia i to oni byli odpowiedzialni za zapewnienie nam bezpieczeństwa.
.....
Widząc, że jej słowa niewiele pomagają, a kobieta zaczyna protestować spróbowała inaczej. Skoro siedziały dość daleko od innych, to może opowiedzenie wszystkiego odniesie lepszy skutek.
- Nadal uważam, że zrobiłaś wszystko, co w twojej mocy, ale opowiedz mi, co się działo tej nocy. Może mówiąc odkryjesz coś, na co wcześniej nie zwróciłaś uwagi, a może razem dojdziemy do jakiś wniosków, które pomogą rozwiązać sytuację.
.....
Gdy Helga skończyła, przez chwilę siedziały w milczeniu. Zahira analizowała usłyszane słowa. Coś jeszcze nie dawało jej spokoju.
- Czy twój sen mogła spowodować magia tego miejsca?- spytała.- Wydawało mi się, że jesteś na nią odporna. A może to medalion, który nosisz, chronił cię przed jej wpływem? Miałaś go przez cały czas na szyi?
...
Wreszcie Helma opanowała się na tyle. że nie potrzebowała już opieki. Zahira, która od dłuższego czasu martwiła się stanem Olacha mogła na chwilę zostawić ją samą. A staruszek wymagał jej opieki. Dlaczego się nie obudził wśród zgiełku? Zioła, które mu podała nie mogły spowodować tak silnego efektu nasennego.
- Arcusie,- zawołała podnosząc się z maty, na której siedziała z kucharką - muszę sprawdzić stan Olacha. Niepokoi mnie, że nie obudziło go to całe zamieszanie.
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: 3. Język węża

Post autor: Borys »

Daciusa nie trzeba było długo namawiać do działania. Przejęty sytuacją zaczął dokładnie przyglądać się wszystkim śladom pozostawionym ostatniej nocy. Był pewien, że coś znajdzie. A co jeśli Axlan i Laominas... nie, nie chciał nawet o tym myśleć.

[no to możemy ruszać]
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Harel
Posty: 281
Rejestracja: 2013-12-18, 19:48
Been thanked: 2 times

Re: 3. Język węża

Post autor: Harel »

Czujne oko alchemiczki ślizgało się po ludziach, starając się wyczuć podejrzane zachowania. Wszyscy byli przejęci, a w takiej sytuacji bardzo łatwo ukryć swoje emocje.

Xevary siedział przy ognisku, nerwowo pocierając dłonią przedramię, jakby go coś swędziało. Kamar rzucał niespokojne spojrzenia tu i tam. Jerina krzątała się po magazynie, zgodnie z rozkazem sprawdzając, co ubyło. Feders siedział na skrzyni, zachowując dystans. Choć ręce miał skrzyżowane i oparte o kolana, jego oczy uważnie śledziły cały obóz.
Zahar stał przez chwilę z dłońmi podpartymi na biodrach, po czym usiadł koło Kamara. Wymienili kilka słów, których nie usłyszała. Miras siedział przy namiocie robotników, zaciskając mocno wargi. Widać było, że bardzo mu się ta sytuacja nie podobała. Martwił się o kolegę, ale spoglądał też czujnie na innych. Czyżby tak jak ona, szukał zdrajcy w szeregach? Był jeszcze Kari - milczący jak zwykle, stał z boku, opierając się dłonią o jeden ze słupów magazynu. On najmniej wyglądał na przejętego. Bardziej na zamyślonego.

- Ich z oka nie można spuścić, od razu coś się dzieje - Helma wciąż była pełna żalu. - Nie wiem, dlaczego usnęłam... - kręciła głową. - Siedziałam przy ogniu jak wczoraj, patrzyłam w płomienie i gwiazdy... nie byłam senna. Kiedy wszyscy idą spać, zawsze odmawiam mantrę Światła, aby Amuru nad nimi czuwał.
Zdjęła medalion. Był zawieszony na sznureczku z maleńkich koralików. - Odliczam sobie na nim błogosławieństwa - wyjaśniła, pokazując, jak przesuwa palcami po koralikach.

Zahira znała mantry do Amuru. Było ich kilkanaście, a każda z nich opiewała rozmaite właściwości gwiazd (lud Manaru umiał bowiem rozróżnić naprawdę wiele gwiezdnych przymiotów, poza blaskiem nazywając także rytm, dotyk, drżenie czy bardziej abstrakcyjne płomienność albo miłościwość). Najpopularniejszą była oczywiście mantra Światła - jej tekst znał każdy nomada. To mantra prosząca o jasny umysł. O dobre decyzje, o oświetlenie właściwych ścieżek, o spokój wewnętrzny, brak rozterek, prowadzenie, czuwanie przez gwiazdy. Bardzo adekwatna w obecnej sytuacji.

Kiedy Helma usłyszała pytania Zahiry, otworzyła szerzej oczy.
- Kiedy się ocknęłam, miałam medalion w dłoni - przypomniała sobie. - Zasnęłam w połowie modlitwy...
Spojrzała uważnie na alchemiczkę. Jej oczy były wielkie jak monety.
- To może być prawdą, wierzę w moc ochronną tego amuletu. Myślisz, że Wyspa... sięga po nasze umysły? - chwyciła w obie dłonie swój wisiorek, zdając sobie sprawę, jak bardzo bezcenny może się okazać.
- Boże, przecież mogłam była go zawiesić Axlanowi na szyi..!

*

Dacius nie miał łatwego zadania. Ludzie zdążyli wydeptać wszystko wokół ogniska, można było jedynie oprzeć się na relacji Kamara, który twierdził, że Axlan ruszył w stronę lasu.
- W sumie, wszyscy zwykle chodzili sikać do morza... - dopiero teraz zdał sobie sprawę z tej małej niespójności.

Idąc za tą radą, myśliwy bez trudu odnalazł ślady w kręgu wypalonej trawy. Były świeże. Widać było duże stopy kręcącego się tu i tam Laominasa, a także małe stópki Axlana. Kiedy doszło do przecięcia się śladów, małe były na wierzchu. Dowódca przechodził później. I szedł prosto jak strzała w jedną stronę. Niestety ślad stóp ginął w bujnej trawie poza kręgiem.

Dacius jednak od razu zauważył coś, co sprawiło, że kwestia śladów Axlana zeszła na zdecydowanie dalszy plan. Pod samotnym drzewem leżało coś dużego. Wyglądało jak człowiek. Jego strój wskazywał jednoznacznie na barwy Imperium.
Kiedy tropiciel podszedł bliżej, nie miał już żadnych problemów, by zidentyfikować blond czuprynę. Laominas leżał na wznak, choć ręce i nogi miał porozrzucane po bokach.
Co tu się mogło wydarzyć?
Czy Axlan mógłby zabić swojego własnego człowieka? Czy rozmowa między nimi nie obudziłaby innych? A może właśnie dlatego odeszli dalej od obozu?
Dokładniejsze oględziny dały więcej śladów. Spuchnięta obrzydliwie szyja wojownika już ściemniała, a krew zmieniła się w brudny nalot. Choć nie był to najprzyjemniejszy widok, Dacius przyklęknął, by lepiej się przyjrzeć. Zidentyfikował dwie małe rany, które jednak musiały krwawić obficie. Krew była pomazana, widać było ślady palców, a więc mężczyzna musiał chwytać się za szyję. Kiedy jednak myśliwy przeniósł wzrok na dłoń, spodziewając się zobaczyć na niej krew, zdumiał się jeszcze bardziej. Owszem, była krew, ale było coś jeszcze - mały, biały grzybek. Dokładnie taki, jakich widzieli skupisko na kępie w czasie zwiadu.
Wszystko nagle złączyło się w jego umyśle w jedną całość. Ukąszenie węża. Zemsta. Śmierć za śmierć. Ale przecież to absurd! Węże się nie mszczą! I nie zostawiają znaków w postaci białego grzyba. Choć wydawało się to nierealne, łowca przyjrzał się uważniej grzybkowi i potwierdził - to wyrosło po prostu na dłoni zmarłego. Nie zostało zerwane, nie było przez niego trzymane, ale po prostu wyrosło.
No i zaraz. Wąż mógłby co najwyżej ukąsić w stopę... a nie w szyję! Chociaż... Dacius spojrzał na drzewo. Miało dużo niskich gałęzi. Kiedy porównał wysokość wojaka z wysokością gałęzi, okazało się, że istotnie, wąż mógłby czaić się na drzewie i zaatakować ukąszeniem w szyję. Myśliwy na wszelki wypadek odsunął się i obejrzał uważnie gałęzie, niczego jednak na nich nie było.
Teraz to miało więcej sensu... Laominas mógł tu po prostu podejść, nie zauważyć węża i paść jego ofiarą. To nie tłumaczyłoby jednak kilku rzeczy. Węże nie atakują, jeśli nie czują się zagrożone albo głodne.. No i skąd u licha ten grzyb na dłoni..?

Wracając do obozu, do głowy przyszła mu jeszcze jedna myśl... gdyby Axlan miał pałę z dwoma gwoździami i pieprznął nią Laominasa w szyję... Nie, to absurd. Wszyscy by przecież słyszeli.

*

Olah ocknął się. Od razu zaczął szukać wzrokiem Zahiry.
- Panienko - zawołał cicho, ochryple, ale z radością. - Wiem, gdzie jest twój przyjaciel!
Najwyraźniej w ogóle nie zdawał sobie sprawy, że coś jest nie tak.

*

Przeszukanie magazynu trwało króciutko. Jerina miała porządki w notesie i wiedziała co gdzie po kolei sprawdzać. Poza tym miała dobrą pamięć i wiedziała, co gdzie w jakim stanie zostawiła. Najdłużej przeszukiwała żywność, bo tutaj najczęściej coś się zmieniało.
- Brakuje dwóch suszonych kiełbas - mruknęła, wertując notatnik.
- A, to, nie, to ja podwędziłem - przyznał się Zahar. - Po tych miksturach mi się w brzuchu przewracało, to sobie zagryzłem - wytłumaczył. Jerina spojrzała na niego spode łba, robiąc stosowną adnotację w dziennikach.
- No to w takim razie niczego nie brakuje. Axlan poszedł golutki i wesolutki - stwierdziła, przenosząc pytające spojrzenie na Arcusa. "Coś jeszcze pan życzy?"
- On szedł się tylko odlać, po co miał brać rzeczy.. - mruknął Kamar.
- Nie byłabym tego taka pewna - podjęła Helma. - On był w stanie, w którym mógłby wszystko zrobić.
- A ty skąd wiesz?
- A nie widziałeś go wczoraj? Strzępka nerwów? Człowieku, odrobinę empatii...
Kamar zamilkł, zastanawiając się. Czy to oznacza, że został okłamany?
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: 3. Język węża

Post autor: Borys »

Dacius widząc ciało kolegi najpierw zamarł, kompletnie zbity z tropu, ale potem przełamał opory i szybko podbiegł do Laominasa. Może jeszcze żył?... Nie. Było już za późno. Myśliwy odwrócił wzrok z trudem przełykając ślinę. Wytarł pot z czoła i dokładnie zbadał otoczenie, szybko wyłapując interesujące ślady. Przyjrzał się jeszcze zwłokom. Czy widać było po nich stoczoną walkę czy śmierć nastąpiła raczej szybko? A może jad miał działanie paraliżujące i mężczyzna nie był w stanie wrócić do obozu czy nawet krzyknąć? To chyba będą musieli rozstrzygnąć alchemicy.
Daciusa niepokoiła jednak inna myśl... skoro ten grzybek wyrósł na ręce Laominasa, to czy polana którą widzieli była tak naprawdę?...
Nie, myśliwy nie chciał się nad tym zastanawiać. Źle się czuł w tym miejscu, poczucie przygody szybko zastępowało uczucie... niepokoju? Pospiesznie powstał i wrócił do obozu. Tylko komu przekazać informacje? Alchemikom? Arcusowi - podczas nieobecności Axlana dowódcy wyprawy?
Dacius udał się najpierw do inżyniera i poza zasięgiem słuchu reszty osadników zaczął zdawać raport.
- Nie znalazłem Axlana... uszedł do lasu, a Laominas najwyraźniej chciał iść za nim. Tylko... jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, najwyraźniej uśmiercił go wąż, a na jego ręce... wyrósł grzybek. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale to czysta prawda! - próbował wyjaśnić.
Chociaż chciał zachować tajemnicę i tak zdawał sobie sprawę, że ludzie będą im się przyglądać. A widząc bladego myśliwego szybko zaczną wyciągać niepokojące wnioski...
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: 3. Język węża

Post autor: Liadan »

- Nie wiem...- odpowiedziała kucharce. Przez chwilę siedziała w milczeniu, zastanawiając się jak ma odpowiedzieć na pytanie. Lekko uniosła głowę, jakby chciała spojrzeć w oczy swojej rozmówczyni, ale jej spojrzenie było nieobecne, jakby patrzyła na coś znajdującego się w innym wymiarze.
- Niczego nie jestem tu pewna, też gubię się w domysłach. Magia tego miejsca jest inna, zaburza moją zwykłą percepcję. Ale to jest bardzo możliwe. Dopóki nie zaczęłam nosić szarfy Wyspa próbowała się ze mną kontaktować, ale obawiałam się otworzyć umysł przed czymś tak odmiennym, czymś, czego nie rozumiemy. Ib-Hasir doradził mi, bym nie opuszczała samotnie wypalonego kręgu i w razie jakiejkolwiek próby nawiązania kontaktu wyparła ją poprzez zajęcie myśli czymś innym. Modlitwa jest na to idealnym sposobem, ale... ty pozostając wśród ludzi byłaś jednak sama. Wartownicy byli daleko, a wszyscy pozostali spali.
Co do amuletu, dobrze, że nie dałaś go Axlanowi. Ale błędem z mojej strony było, że nie zawiązałam mu szarfy. Po prostu o tym nie pomyślałam... Chociaż nie wiemy co się z nim stało, jakie były powody, że opuścił obóz, czy był to wpływ Wyspy, czy też kierowało nim zupełnie coś innego.
A sam amulet chciałabym zbadać. Być może wtedy udałoby mi się określić dokładnie sposób jego działania. Na razie jest to jednak niemożliwe, bo nie mam bezpiecznego laboratorium, wolnego od wszelkich obcych wpływów. Chociaż... co prawda namiot Amuru nie jest jeszcze gotowy, ale miejsce zostało oczyszczone i Wędrowiec przyjął go pod swą pieczę. Być może udałoby mi się określić wstępnie jego właściwości. Ale przez samo to, że wisiorek jest symbolem boga i służy do modlitwy mógł naładować się cząstką boskości. W każdym razie pilnuj go, nie rozstawaj się z nim ani na chwilę. Noś go zawsze na szyi, bo niezależnie od sposobu w jaki działa, stanowi ochronę przed ingerencją w twój umysł.

Z wyjątkiem tej krótkiej chwili, gdy Zahira zapatrzyła się w głąb siebie, przez cały czas bacznie obserwowała pozostałych członków wyprawy. Sytuacja była na tyle nietypowa, że wszyscy wykazywali oznaki zaniepokojenia , a w takiej sytuacji łatwo jest ukryć jego powód. Zahira nie szukała więc kogoś, kto był zdenerwowany, a raczej kogoś zbyt spokojnego jak na zaistniałą sytuację, kogoś, kto sprawiał wrażenie, że wie, co się właściwie dzieje. Rozglądała się też w poszukiwaniu swojego mistrza. W końcu to on powinien teraz stać u boku Arcusa i pomagać w wyjaśnieniu zagadki tajemniczego zniknięcia aż dwóch osób.
W czasie, gdy kobiety rozmawiały, Dacius zdążył rozejrzeć się po obozowisku. Jak było do przewidzenia w wypalonym kręgu nie udało mu się natrafić na żadne wskazówki, bo ziemia była tu zdeptana przez kręcących się tam i z powrotem ludzi, a ślady nakładały się jedne na drugie. Dlatego też gdy Olach ją zawołał, nie czekając dłużej na pozwolenie inżyniera, przeprosiła Helmę, obiecując,że jak tylko będą miały chwilę czasu, powrócą do tej rozmowy i podeszła do swojego pacjenta.
- Jestem, Olachu - powiedziała przyciszonym tonem, tak, że ktoś stojący w pobliżu mógł co prawda usłyszeć jej głos, ale nie był w stanie zrozumieć wypowiadanych przez nią słów.- Jak się czujesz? Wiesz, co się tutaj wydarzyło? Czy może w czasie snu Wyspa znów się z tobą skontaktowała? Proszę, opowiedz mi, co wiesz.
Usiadła tuż obok staruszka i wzięła go za rękę, udając, że mierzy mu puls. Patrząc z boku mogło się wydawać, że przeprowadza szczegółowe badanie. Tymczasem samo badanie nie pochłaniało jej aż tak bardzo, za to z niecierpliwością czekała na słowa hodowcy.
Awatar użytkownika
Ranjir
Posty: 620
Rejestracja: 2013-05-08, 21:41

Re: 3. Język węża

Post autor: Ranjir »

- Dziękuję. - Arcus nie był przesadnie uprzejmy względem Jeriny. Nie miał czasu na przekomarzanie się z podwładnymi, nie teraz gdy Axlan zniknął i zwalił na jego głowę całą tę ekspedycję.
Widząc wracającego Daciusa inżynier wyszedł mu na spotkanie. Nietęga mina myśliwego nie zapowiadała nic dobrego. Czyżby szykowały się następne problemy?
Po wysłuchaniu raportu Arcus wymruczał pod nosem niekrótką wiązankę. Zaczynał mieć już dość tergo całego syfu.
- Dzięki, że z tym do mnie najpierw przyszedłeś. Trzeba o tym powiedzieć reszcie. Morale i tak już jest słabe, a jak będziemy to ukrywać, to będzie jeszcze gorzej.
Inżynier wrócił do centrum obozu, zebrał się w sobie i zwrócił się do wszystkich obecnych. - Laominas został zaatakowany. Nie wiemy co dokładnie się stało. Niestety nasz kompan nie żyje. Proszę o nie wyciąganie pochopnych wniosków, gdyż zrobiło to najprawdopodobniej zwierze. W związku z tym podwajamy warty i przesuwamy je bliże obozu, żeby nie było ryzyka, że taka sytuacja się powtórzy. Chciałbym też prosić mistrza Ib-Hasira i alchemiczkę Zahirę by udali się teraz ze mną i Daciusem na dokładne oględziny. Reszta niech zachowa spokój i zajmie się codziennymi sprawami. Wiem, że to trudne, ale na chwilę obecną tak będzie najlepiej. Poinformuję was o ustaleniach, jak tylko skończymy.
Awatar użytkownika
Harel
Posty: 281
Rejestracja: 2013-12-18, 19:48
Been thanked: 2 times

Re: 3. Język węża

Post autor: Harel »

Nie było śladów walki. Trawa wokół rosła w górę nieporuszona, zupełnie jakby Laominas nagle wziął i się przewrócił bez życia. Kiedy myśliwy opowiadał o tym Arcusowi, kilka czujnych uszu zwróciło się w ich stronę. Dosyć duże zainteresowanie rozmową wykazał także Feders, który nawet wstał ze skrzyni, aby podejść bliżej, ale potem przypomniał sobie, że padł rozkaz siedzenia w miejscu. Przez chwilę wahał się, po czym jednak wrócił na swój kufer.

Helma przyglądała się Zahirze zatroskanymi oczami. Wciąż trzymała kurczowo swój medalion.
- Dobrze, będę go nosić. Zbadaj go, jeśli chcesz, ale nie sądzę, że cokolwiek wykryjesz. To po prostu moc Amuru. Zahiro, ja... - Kiedy alchemiczka miała już odchodzić, kucharka nagle chwyciła ją za rękę. - Ja się boję - wyznała cicho. - Nasze dzielne misie są bardzo waleczne, ale nie takiego wroga oczekiwali. Gdy ich umysły zostaną zmącone, nie będą w stanie nas przed niczym ochronić... A może i oni sami staną się dla nas zagrożeniem... Co się dzieje z Ib-Hashirem? Przyznasz, że nie zachowuje się normalnie - spytała niespodziewanie. Widać było, że bardzo chciała poruszyć ten wątek, a teraz, kiedy mistrza nie było w pobliżu, nadarzała się idealna okazja.

*

Olah uśmiechał się do niej tryumfalnie. Nie zdążyła dobrze usiąść, a on już zaczął mówić, bo z emocji nie mógł wyrobić, by nie pochwalić się swą wiedzą.
- One mówią cały czas. One tu są. Szklane węże! - Jego oczy świeciły jak perełki. - To do nich poszedł Mucevher. Przebywa w złotej piramidzie. Widziałem ją, to musi być niedaleko stąd! Jest ogromna! Węże zsyłają obrazy każdemu, kto o to poprosi. To nie są wrogowie, trzeba tylko rozumieć ich język... Ja znam, to przenika mnie całego... Odbiera memu ciału władzę, ale za to myśli.. och, jak szybko wędrują! Lecą przez mgłę z gracją i szybkością ludzi-ptaków...
Kiedy Zahira patrzyła w jego oczy, miał bardzo małe, niezdrowo skurczone źrenice. Choć wydawał się być radosny i zdrowszy, gdzieś w głębi poczuła niejasne ukłucie niepokoju.
- A obok widziałem skrzynie, są pełne pereł, błyszczą się w słońcu jak najszczersze złoto... To nasze skrzynie, pamiętam dobrze, miały żelazne okucia z trzema zawijasami, takimi o - zakręcił palcem w powietrzu. - To te same skrzynie, uwierzy panienka? Widziałem prawdę, to nie są... wyobraźnia... ja mówię, jak jest... - obruszył się trochę, widząc, że Zahira nie raduje się z opowieści tak bardzo, jak tego oczekiwał. - Możemy odzyskać stare perły!
Na jego czoło wstąpiło parę kropelek potu.

Musieli jednak przerwać rozmowę, bo Arcus wystąpił na środek obozowiska. Ludzie słuchali go w absolutnej ciszy. No, prawie absolutnej.
- Jakie zwierzę? - odezwał się głucho Kamar. - Przecież tu nic nie ma.
- Są węże. I włochate jaszczurki - przypomniał mu Kari.
- A gdzie jest Ib-Hashir? - spytał ktoś.
- Ostatnio go widziałem, jak szedł wczoraj do spalonego domu szukać dowodów w sprawie Federsa - odrzekł Xevary. - Ale... czy ktoś widział, żeby wrócił na noc?
- Chciał, żeby mu nie przeszkadzano - stwierdził Kari.
- Zostawiliśmy go w nawiedzonym domu na noc bez opieki? - zdziwiła się Helma.
- Jest magiem, chyba wie, co robi... On tą Wyspę ogarnia najlepiej z nas wszystkich - mruknął Zahar, ale mimo to spojrzał w stronę ruin z obawą. Już nie dymiły.
Federsowi nie udało się stłumić parsknięcia. Jerina spojrzała na niego z ukosa, po czym odezwała się, również nie bez złośliwości:
- Może powinnam zacząć prowadzić też spis ludności?
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: 3. Język węża

Post autor: Borys »

Dacius rozglądał się za Zahirą i Ib Hashirem i o ile dostrzegł alchemiczkę, tak maga nigdzie nie widział. Stał więc jak ciele i czekał, aż będzie mógł pokazać wytypowanym zwłoki. Właściwie to zbierało mu się, żeby poprosić Arcusa, by zignorować Ib Hashira. Myśliwy nie przepadał za tym typem.
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Ranjir
Posty: 620
Rejestracja: 2013-05-08, 21:41

Re: 3. Język węża

Post autor: Ranjir »

- Ib-Hashir na pewno wie co robi. Skoro jest zajęty ruinami, nie będziemy mu przeszkadzać. - Arcus poczekał, aż Zahira skończy rozmowę i podejdzie do niego i Daciusa, a następnie dał znać myśliwemu, że mogą już iść obejrzeć zwłoki.
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: 3. Język węża

Post autor: Liadan »

Zahira chciała dużej porozmawiać kucharką, tym bardziej, że nadarzała się ku temu idealna sytuacja. To Helma sama zaczęła interesujący ją temat. Ale nie było im to dane, gdyż właśnie ze snu-letargu obudził się Olach i niecierpliwie przyzywał ją do siebie. Uścisnęła więc jeszcze tylko swą rozmówczynię i nim odeszła szepnęła jej:
- Nie tylko ty się boisz. Ale masz znacznie więcej niż pozostali, masz coś, co pomoże ci przetrwać: masz pomoc Amuru, masz swój medalion i masz wiedzę wyniesioną z Akademii. To normalne, że się boisz, ale pamiętaj, co nam ciągle powtarzali na pierwszym roku nauki: "Wszystko, co nieznane ma prawo budzić lęk. Ten lęk jest naszą tarczą tak długo, jak długo pozwala zachować ostrożność w kontakcie z nieznanym. Nie pozwól jednak, by cię sparaliżował. Niech powstrzymuje cię przed brakiem rozwagi, ale niech nie powstrzyma cię przed poznaniem istoty tego, co go wywołało. Tylko badając nieznane możesz właściwie ocenić sytuację, a lęk zamienić w poznanie, które jest drogą do właściwego postępowania."- zacytowała "Wstęp do nauk magicznych wszelakich".
- Tak, masz rację, ja też nie rozumiem postępowania Mistrza - przyznała.- Ciekawa jestem twoich obserwacji na jego temat, ale...- bezradnie rozłożyła ręce i wskazała na przyzywającego ją niecierpliwymi gestami poławiacza małb-... chyba nie uda się nam teraz pozmawiać. Obiecuję, że wrócimy do tej rozmowy, jak to zamieszanie nieco się uspokoi.
*****
Usiadła przy starcu i uważnie słuchała jego opowieści, równocześnie starając się ocenić jego stan, a ten budził w niej niepokój. To podniecenie było nienaturalne, a wysiłek spowodowany przekazaniem wizji nie powinien wywołać żadnych fizycznych objawów. Był jeszcze wczesny ranek, a powietrze, jak na warunki panujące na wyspie zaskakująco rześkie.
- Olachu, obiecuję ci, że pójdziemy tam, gdy tylko będzie to możliwe. Ale nie teraz, nie dzisiaj. Laominas nie żyje, a na dodatek Axlan gdzieś się zawieruszył. Pewnie zgubił drogę we mgle, więc teraz, zamiast zorganizować wyprawę do piramidy, trzeba będzie go odnaleźć - wyjaśniła starcowi, widząc zawód w jego oczach, że przekazane przez niego rewelacje nie wzbudziły należnego zainteresowania.
- Teraz będzie lepiej, jeśli nie będziesz nikomu mówił, co przekazały ci węże. Ja udam, że nie uwierzyłam w twoją opowieść i jeśli ktoś zapyta, powiem, że były to majaczenia spowodowane kontaktem z pajęczyną, jak twierdzi Ib-Hasir. Nie, nie denerwuj się. Wierzę w każde twoje słowo, ale sam wiesz, że nie wszystkim można tu ufać. Chodzi mi o zapewnienie ci bezpieczeństwa.
...
Na razie tylko ty możesz być naszym pośrednikiem w rozmowie z wężami. Ja muszę teraz skupić się na ludziach z naszej wyprawy. Ale gdy będziesz rozmawiał z prawowitymi gospodarzami tego miejsca, poproś ich o pomoc w odnalezieniu Axlana i przekaż, że chciałabym z nimi porozmawiać, ale nie w wizji, tylko podczas spotkania.
Dalszą rozmowę przerwała przemowa Arcusa i jego prośba o zbadanie zwłok Laominasa przez Zahirę.
Alchemiczka, upewniwszy się, że może zostawić Olacha pod opieką Helmy, podniosła się z miejsca i podeszła do dowódcy.
- Zaczekajcie na mnie chwilę, wezmę tylko kilka rzeczy i możemy ruszać. Wydaje mi się jednak, że nie powinniśmy iść tam sami. Ja mogę tylko pobrać próbki i przeprowadzić badania, ale nie jestem magiem i pewne rzeczy mogą umknąć mojej uwadze. Słyszałam, jak ktoś mówił, że Mistrz poszedł do spalonej chaty. Jeśli tam przeprowadza jakieś badania, zamieszanie w obozie mogło ujść jego uwadze. To Ib-Hasir jest odpowiedzialny za zapewnienie wyprawie wszelkiej ochrony przed wrogą magią, a ja jestem tylko jego asystentką i moje umiejętności mogą się okazać niewystarczające. Lepiej więc będzie, jeśli pójdziemy po niego - powiedziała, a w myślach dodała: "i sprawdzimy, co on tam robi". Nie powiedziała tego jednak głośno.
Awatar użytkownika
Harel
Posty: 281
Rejestracja: 2013-12-18, 19:48
Been thanked: 2 times

Re: 3. Język węża

Post autor: Harel »

Olah pokiwał głową, patrząc na Zahirę jak w obrazek.
- Smutno - rzekł. - Ale panienka wie, co robi. Dobrze, zrobię tak... Ale nie mogę spać cały czas... Napiłbym się wody.

- Ja mu naleję, idź już, czekają - odezwała się niespodziewanie Helma. Podeszła, kiedy rozmawiali, aby zebrać naczynia, pozostawione na matach po wczorajszej kolacji. Ile słyszała z ich rozmowy? Sądząc, po jej uśmiechu, jednak trochę usłyszała. Na szczęście był to uśmiech uspokajający, obiecujący, że tajemnica zostanie zachowana.

*

Dyskusja, czy iść bez Hashira czy z Hashirem przedłużała się. Widząc, że Dacius stoi z boku i nie bierze z niej udziału, do myśliwego podszedł Miras.
Miał marsową, ponurą twarz, kiedy wykonał gest, by odeszli na moment na bok.
- Pamiętasz, jak wtedy szliśmy na zwiady? - spytał. - Wiem, że to nie godzi się, obmawiać drużynę... ale zanim jeszcze wyruszyliśmy, Laominas ostro pożarł się z Karim. O Amuru - dodał z całą powagą. - Nie wiem, jak oni traktują obrazę boskości, ale gdy będziesz robił ogląd... pamiętaj, jaki sztylet ma ten Manarczyk.

Żołnierz patrzył na myśliwego poważnym wzrokiem. Jego nieogolona twarz i poczciwe, zielone oczy, przysłonięte zmarszczonymi ponuro brwiami, miały w sobie coś bardzo autentycznego.
- Niewiele tu osób, którym można zaufać - rzekł na koniec, trochę jakby chciał się wytłumaczyć, po czym klepnął Daciusa w ramię i uśmiechnął smutno.
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: 3. Język węża

Post autor: Borys »

- I sprawdzimy co on tam robi - nagle wyrwało się Daciusowi. Skrzyżowane do tej pory ręce na piersi rozłożył na boki i wydawał się być zbity z tropu. - Mówię tak... z ciekawości! Wcale nie podejrzewam... mistrza... o nic. Naprawdę!
Z zażenowania wyrwał go Miras. Myśliwy zostawił więc z ulgą kwestię Ib-Hashira Zahirze i Arcusowi, a sam cofnął się trochę na ubocze. Kiedy Miras zasugerował, że to może być wina Kariego, Dacius stanowczo zaprotestował.
- Nie! To nieprawdopodobne. Widziałem zwłoki Laominasa, nie wygląda to na morderstwo, na pewno nie zasztyletowanie - powiedział z przekonaniem. - Jeśli mi nie wierzysz, możemy potem porozmawiać z Karim. Ale... to chyba wąż zabił Laominasa. Pamiętasz, że to on zabił wtedy węża na polanie? Może to jakieś przeklęte gady? I mszczą się? Ta wyspa jest przeklęta.
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Ranjir
Posty: 620
Rejestracja: 2013-05-08, 21:41

Re: 3. Język węża

Post autor: Ranjir »

- Och, szlag by to wszystko. - Inżynier zaklął pod nosem tak, by nikt go nie słyszał. - Idźmy więc najpierw do tej spalonej chaty. Może rzeczywiście Hashir tam siedzi. Nie znam się na tym całym czarowaniu, więc zdam się w tym na ciebie Zahiro. A trup to trup. Nigdzie nie ucieknie. Z całym szacunkiem dla naszego martwego towarzysza.
Arcus ruszył w kierunku pogorzeliska na czele tej małej procesji. Porównanie nasuwało mu się same i nachalnie nie chciało wyjść z głowy. Szli w kierunku spalonego budynku, z zaczarowanym trupem, nad którym mag ze wschodu odprawiał jakieś czary. Procesja jak nic.
Nie dostrzegłszy maga od razu, inżynier zatrzymał się przed chatą. - Zahiro, mogłabyś poszukać mistrza? Myślę, że najlepiej będzie jeśli to ty się tym zajmiesz, bo nasza obecność - tu Arcus spojrzał na Daciusa - mogłaby go nadto rozproszyć.
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: 3. Język węża

Post autor: Liadan »

-To oczywiste, że nie możesz spać przez cały czas. Jednak dla własnego bezpieczeństwa powinieneś sprawiać wrażenie bardziej chorego, niż jest to w rzeczywistości. I dobrze by było, żebyś spędzał sporo czasu w namiocie Amurru, bo jeśli nikt nie zerwał moich zabezpieczeń, tam powinieneś być bezpieczny. Pozostały czas spędzaj w pobliżu ogniska kuchennego, bo tu wszyscy się ciągle kręcą i będziesz cały czas na widoku. Możesz nieco pomóc Helmie, ale nie rób nic ciężkiego. Dopilnuj ognia, by nie wygasł, ale nie próbuj nosić drzewa. Możesz też pomóc przy obieraniu warzyw... Skoro chce ci się pić, to oczywiście...
Dalszą wypowiedź alchemiczki przerwał głos Helmy, która niezauważenie podeszła do nich. Zahira błyskawicznie przeanalizowała swoje słowa - nawyk wyniesiony z uczelni zadziałał bezbłędnie: całą jej wypowiedź można potraktować jako działanie zgodne z zaleceniem Mistrza, czyli uspokojenie bredzącego staruszka, by nie wprowadzał dodatkowego zamieszania w i tak już trudnej sytuacji.
- Dziękuję Helmo. Bądź tak dobra i przygotuj też Olachowi coś lekkiego na śniadanie. Pozostałym też dobrze zrobi kubek gorącego wywaru z melisy. Ależ nam się dzień zaczął - dorzuciła na odchodnym.
***
"Ci Gorianie są jak dzieci" - pomyślała Zahira słysząc nieporadne próby tłumaczenia się Daciusa. Przecież o ile jego wypowiedź można było początkowo uznać za zwykłą ciekawość, to dopiero teraz zwracał uwagę na swój brak zaufania wobec maga. Chociaż... Ib-Hasir był idealnym "tym złym": swoim postępowaniem wzbudził nieufność chyba u wszystkich. Czy więc na pewno był odpowiedzialny za te dziwne wydarzenia? No cóż, nie czas teraz na takie rozważania!
Tymczasem Arcus podjął decyzję i właśnie dochodzili do pogorzeliska. Sprawialo dość ponuty widok - wypalone kikuty ścian na tle martwego lasu, pełne dziwnie rozkładających się cieni wydobywanych przez padające pod ostrym kątem promienie wschodzącego słońca. Do tego jeszcze ta dziwna aura magiczna, tak różna od tej panującej na Wyspie od czasu ich przybycia, a równocześnie tak daleka od panującej na kontynencie.
- Nie, Arcusie! Lepiej będzie, jeśli wejdziemy tam razem. Na tej wyspie dzieje się coś dziwnego, więc lepiej się nie rozdzielać. Poza tym Mistrz zabronił mi samotnie poruszać się poza wypalonym kręgiem obozowiska ze względu na moją zwiększoną wrażliwość na magię Wyspy - powiedziała Zahira unosząc brzeg szaty i przestępując coś, co wcześniej było progiem chaty. Rozejrzała się po podłodze(?) wypatrując śladów stóp Ib-Hasira w pokrywającym ją popiele.
Awatar użytkownika
Harel
Posty: 281
Rejestracja: 2013-12-18, 19:48
Been thanked: 2 times

Re: 3. Język węża

Post autor: Harel »

Słysząc odpowiedź Daciusa, Miras z początku wyglądał na niezbyt przekonanego, ale potem jakby zmienił się na twarzy. Pokiwał tylko lekko głową, bo nie było już więcej czasu na dłuższą rozmowę. Odprowadził wzrokiem całą trójkę, a potem, jakby w zamyśleniu, wrócił do ogniska.

- Dziś jest naprawdę dziwny dzień - zgodziła się kucharka enigmatycznie. Kiedy Zahira się oddaliła, podała staremu wodę i zabrała się za przygotowywanie śniadania.

*

Spalony dom zdecydowanie nie wyglądał zachęcająco, choć w samym środku tego bagna gorący, suchy popiół pod stopami obudził w alchemiczce jak najcieplejsze uczucia. Wspomnienia bezbrzeżnej pustyni przemknęło jej przez głowę. Nic dziwnego, że mistrz siedział tu tak długo. Gdyby wiedziała, jak w tej chacie przyjemnie, sama z chęcią spędziłaby tu noc... Ocknęła się z zamyślenia, zdziwiona własnym tokiem myślowym. Nie, przecież w życiu nie spędziłaby nocy poza kręgiem, w tym przeklętym miejscu!

Ib Hashir najwyraźniej usłyszał głosy zbliżających się ludzi, bo gdy tylko dziewczyna znalazła się w granicach budynku, wyłonił się zza ściany. Jego ręce były czarne od węgla, a sylwetka jakby wyblakła od unoszącego się w powietrzu pyłu. Z dawnego majestatu nie zostało mu wiele. Miał zabrudzone, pogniecione ubranie i lekko podkrążone oczy, najwyraźniej nie spał całą noc. W ręku trzymał czarną, zgrubiałą na końcach lagę. Czy używał tego kawałka drewna do grzebania w popiele? W takim razie jeden z jego końców musiałby być skruszony, a oba są obłe... - pomyślał Dacius. I wtedy zrozumiał: to nie było drewno, to była kość.
- Dobrze, że jesteś - Mistrz zwrócił się do Zahiry, podnosząc lekko wolną rękę w klasycznym manarskim geście powitania. Dopiero potem przeniósł wzrok na stojących z tyłu mężczyzn. Jego brwi obniżyły się lekko, a na twarz wpełzł niezbyt uprzejmy, pytający wyraz.
Awatar użytkownika
Ranjir
Posty: 620
Rejestracja: 2013-05-08, 21:41

Re: 3. Język węża

Post autor: Ranjir »

- Witaj magu. Nastąpiły pewne... komplikacje. Gdyby nie to, nie zawracalibyśmy ci głowy. - Arcus mówił uprzejmie, ale w jego głosie dało się usłyszeć zmęczenie sytuacją.

Po powitaniu inżynier streścił Hashirowi jak wygląda obecna sytuacja i dlaczego potrzebują jego pomocy.

- Możemy liczyć na twe doświadczenie? Nam może coś umknąć, bo ta wyspa zdecydowanie nie jest normalna.
Awatar użytkownika
Harel
Posty: 281
Rejestracja: 2013-12-18, 19:48
Been thanked: 2 times

Re: 3. Język węża

Post autor: Harel »

Mistrz wyglądał na zaskoczonego decyzją Axlana. Informacja o śmierci Laominasa nie zrobiła na nim takiego wrażenia, jak ta o ucieczce sierżanta.
- Postradał zmysły - rzekł sucho. - Już od początku wyprawy było z nim coś nie tak. Powinniśmy byli przewidzieć, że wszelkie słabości psychiczne mogą tu ulec wzmocnieniu.

- Zaraz obejrzymy zwłoki, zaczekajcie na zewnątrz, a... Ciebie - wskazał kawałkiem kości na Zahirę - poproszę za mną.
Mężczyźni opuścili ruiny i mieli chwilę czasu, by porozmawiać na osobności, gdy tymczasem Ib Hashir zabrał swoją asystentkę wgłąb pogorzeliska. Pomógł jej przejść przez zawalone, zwęglone słupy konstrukcyjne i poprowadził ścieżką wśród gruzu, którą najwyraźniej sam wydeptał, rozkopując węgle na boki.

Oczom alchemiczki ukazał się dziwny obraz. Za kikutami ściany, około dwumetrowej średnicy miejsce w środku ruin było wyraźnie ciemniejsze. Zwęglone resztki nie kruszyły się tu na siwy popiół, ale błyszczały silną czernią, zupełnie jakby były wilgotne. Chciała ich dotknąć, aby upewnić się, czy ma rację, lecz nie zrobiła tego.
- To wszystko jest suche jak wiór - mistrz ubiegł jej myśli. - Dokładnie w tym miejscu, tylko że na piętrze, leżał nasz nieboszczyk.
Hashir spojrzał jej w oczy.
- Myliłem się. To nie Feders dokonał podpalenia. To się zapaliło od środka.
Zahira też to zauważyła. Rozrzucenie elementów i stopień zniszczeń wskazywały na wybuch. Nie było krateru w ziemi, bo rzecz działa się na piętrze, ale ze stropu w tym miejscu nie zostało właściwie nic. Ściany zewnętrzne zachowały się w dużo lepszym stanie.
- Mógłby oczywiście podpalić dom od środka, ale siła zniszczeń zupełnie przeczy naturalnemu rozprzestrzenianiu się ognia. To musiał być.. samozapłon naszego trupa - czarownik miał bardzo poważne spojrzenie. - Bardzo gwałtowny samozapłon - mistrz odszedł od niej kilka kroków i sięgnął po sczerniałą czaszkę, która leżała nieopodal. - Gdyby to Feders podpalił trupa, nie zdążyłby nawet stąd uciec.

- Ten samozapłon wywołał bardzo wysokie ciśnienie - niemal szepnął mistrz, kiedy przecierał kość rękawem. Warstwa sadzy i brudu zeszła, a wtedy w czaszce odbiło się światło. Zahira patrzyła na kryształ... w kolorze magicznej pajęczyny.

- Inne kości nie przemieniły się - popukał swoją nową laską o ziemię. - Tylko czaszka. To kwestia świadomości, transferu świadomości. Jeśli prawdą jest to, co przypuszczam, a przypuszczam, że umysł tego człowieka - potrząsnął trzymaną w ręku czaszką - jest odzwierciedleniem umysłu Wyspy, to wygląda na to, że Wyspa zamknęła się celowo. Nie będzie już tak łatwa do badań. Nie wiem, jak zmusić czaszkę do mówienia - czyszcząc artefakt, mistrz nieświadomie przekręcił go tak, że puste oczodoły spojrzały Zahirze prosto w oczy.
Alchemiczka ze zgrozą poczuła, jak nagle coś w niej rośnie, wzbiera niczym fala, której uderzenia bardzo nie chciała doświadczyć. Czarne dziury kryształowych oczodołów wciągały ją jak wiry, subtelny uścisk wokół głowy sprawiał, że zachwiała się, a po jej ciele przeszło pulsujące mrowienie. Czuła, jak krew schodzi jej z twarzy, a cały świat rozmywa się we mgle, zawężając się tylko do tych dwóch potwornych otworów... Głosy, dziesiątki śpiewnych, zawodzących głosów, coś powtarzają, niewyraźnie, cicho... Już czuła, jak przestaje odbierać rzeczywistość, jak traci równowagę...

Widząc, co się dzieje, mistrz szybko zasłonił czaszkę ręką.

Zahira momentalnie wyprostowała się, zupełnie tak, jakby ktoś nagle znowu podłączył ją do prądu. W okamgnieniu wróciła jej cała świadomość, uderzając bogactwem bodźców realnego świata. Wszystko znowu stało się normalne... poza lekko przyspieszonym oddechem i lękiem połączonym z wielkim respektem dla siły, która została jej objawiona.
Ib Hashir patrzył z niepokojem w jej oczy.
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: 3. Język węża

Post autor: Liadan »

Przebywając w wypalonym kręgu, wśród ludzi i w natłoku problemów niemal udało się Zahirze zapomnieć o szczególnej mocy Wyspy. Jednak wystarczyło tylko opuścić wytyczone granice, a obca siła już znalazła drogę do jej umysłu! I to pomimo tego, że tak niedawno odprawiła pełny ruał oczyszczenia i oddania w opiekę Amuru - Pana Magii. Również szarfa nie była wystarczającą barierą. Powoli zaczynało kiełkować w jej umyśle poczucie, że albo sama zgodzi się odpowiedzieć na wezwanie, albo...
Nie, nie chciała myśleć o tym, co w takiej sytuacji może się wydażyć. Skierowala więc swe myśli ku chwili obecnej, ku bieżącym problemom.
Nim zdołała postąpić kolejny krok, ib-Hasir wyłonił się zza spalonej ściany. Nie dowiedzą się więc, co robił nim nadeszli, a to może dałoby jakąś wskazówkę na temat roli, jaką odgrywa w tej wyprawie. Była pewna, że stary hodowca małbów jej nie okłamuje, że wierzy w każde słowo, które wypowiada. Ale czy jest to prawda czy tylko rojenia skażonego obcą magią umysłu?
Te rozważania przerwał jej Mistrz, polecając by udała się za nim w głąb wypalonego domostwa. Zaciekawiona poszła za nim ścieżką wśród popiołów.Weszli do następnego pomieszczenia, a raczej tego, co z niego pozostało. Jej uwagę przykuł krąg, gdzie wśródpiasku popiołu sterczały dziwne twory z czarnego kryształu, niczym ruiny jakiegoś zasypanego przez piaski pustyni miasta. Kryształ lśnił, jakby ktoś właśnie polał go wodą. Już wyciągała rękę, by go dotknąć, sprawdzić czy to oczyszczająca woda, czy krew ofiarna spływa z tego swoistego ołtarza...
- To wszystko jest suche jak wiór - poinformował ją Mistrz, przywracając ją do rzeczywistego miejsca.
Nim otrząsnęła się z dziwnego wrażenia, spotkała ją kolejna niespodzianka: oto dumny mag przyznał się przed nią, przed zwykłą uczennicą do błędu.
- Wybacz, Mistrzu, wiem, że nie do mnie należy udzielanie ci rad, ale wydaje mi się, że powinieneś to powiedzieć publicznie, tak, jak publicznie oskarżyłeś Federsa o podpalenie. Może to poprawi nieco atmosferę, bo obawiam się, że jeśli dalej tak pójdzie, to niedługo ludzie skoczą sobie do gardeł. Być może jest to spowodowane przez obcą magię, ale...
Ib-Hasir nie przerywał swojej asystentce. Sięgnął po czaszkę leżącą nieopodal i zaczął ją machinalnie przecierać rękawem słuchając jej słów. Ale czy na prawdę jej słuchał, czy był tak zatopiony w myślach, że ich sens w ogóle do niego nie docierał? Tego nie wiedziała, ale mogłaby przypuszczać, że nie słyszał, co do niego mówiła, bo gdy tylko przerwała, podjął swój wykład, jakby się wcale nie odezwała. Wiedziała, że chce się z nią podzielić swoimi odkryciami(?), przemyśleniami(?). Słyszała, że coś do niej mówi, ale nie rozumiała słów, bo... w ich rozmowę wdarły się jakieś inne głosy, coś do niej mówiły, coś wołały, czegoś chciały. Ale ich też nie była w stanie zrozumieć. Czuła, że to, co chcą jej przekazać jest ważne, bardzo ważne. Postąpiła więc krok w ich kierunku, by łatwiej się im rozmawiało. Jeszcze jeden krok... i porwał ją dziwny wir, który wciągał ją coraz głębiej i głębiej w czarne czeluście oczodołów.
- Poczekaj, daj mi jeszcze trochę czasu!- zawołała.- Pozwól mi jeszcze spotkać się z moim przyjacielem, a wtedy przyjdę do ciebie.
- Nie zwlekaj zbyt długo, bo przyjdę po ciebie LADA DZIEŃ - usłyszała w odpowiedzi.

Znów stała w wypalonym domu, pośrodku dziwnego kręgu czarnych kryształów, wśród popiołów.
- Chodźmy stąd - poprosiła.- A Wyspa... ona ... chce rozmawiać. Nie wiem dlaczego wybrała właśnie mnie, czego chce ode mnie, ale nie mam wyboru. Muszę pozwolić tej obcej sile wejść do swego umysłu, bo inaczej ona uczyni to wbrew mojej woli, a wtedy nie pozostanie mi już nic. Mistrzu, pomóż mi przygotować się do tej próby.
Awatar użytkownika
Harel
Posty: 281
Rejestracja: 2013-12-18, 19:48
Been thanked: 2 times

Re: 3. Język węża

Post autor: Harel »

Słuchając tych słów, mistrz magii przypatrywał się kobiecie uważnie.
Milczał przez długi czas, aż się zmieszała i zaczęła się niepokoić.

Ostrożnie odłożył kryształową czaszkę na bok i przybliżył się do alchemiczki, kładąc jej rękę na ramieniu. Poczuła, jak jeszcze bardziej wraca jej spokój, jasność umysłu i opanowanie. Podszepty wyspy stały się tak odległe, że prawie nie mogła odnaleźć ich już w swojej pamięci.
- Zahiro - rzekł powoli. - Myślę, że będziemy musieli porozmawiać. Ukrywałem coś przed tobą. - Uważnie ją obserwował. - Ale to będzie wymagać absolutnej dyskrecji. Pomogę ci. Tymczasem chodźmy zobaczyć tego trupa.

Z namaszczeniem podniósł czaszkę. Schował ją za pazuchę i wyszedł z ruin. Machnął ręką na czekających przed wejściem chłopaków, by poszli za nim.
Kiedy szli, znienacka zwrócił się jeszcze raz do swojej pomocnicy:
- Może i masz rację. Nie musisz się wahać mówić mi takich rzeczy. Wyspa zmienia nas wszystkich... - Mogłaby przysiąc, że to ostatnie zdanie było dużo cięższe od pozostałych.

*

- Wąż, bez dwóch zdań - stwierdził Ib-Hashir, badając rany nieboszczyka. Laominas do tego czasu zdążył zsinieć jeszcze bardziej. Czuło się już lekki odór - w tak wilgotnym otoczeniu jego ciało rozkładało się niezwykle szybko. Nie wydawało się jednak, aby przeszkadzało to w czymś staremu magowi.
- Ciekawe, niezwykle ciekawe - wymamrotał, oglądając grzyb na dłoni zabitego. Odwiązał od pasa jedną ze swoich chust i chwycił przez nią grzybka. Zawinął i schował do sakwy.
- Nie możemy zignorować tego znaku - powiadomił Zahirę. Bo to, że był to znak, najwyraźniej było oczywiste. Następnie spojrzał na Arcusa.
- Mogę go odprawić - rzekł sucho - ale to będzie obrządek Amuru.

*

W obozie się nieco uspokoiło, choć czuć było grobowy klimat. Ludzie rozmawiali szeptem, niektórzy zwieszali ponuro głowy. Helma siedziała przy Olachu. Manarczycy trzymali się jednej strony obozu, Gorianie skupili się w drugiej. Czasem pomiędzy stronami przemykały ukradkowe spojrzenia, jedne pełne niepokoju, inne wrogości.
- Żebym wiedziała, w jakie bagno się pakuję, grzałabym dalej poślady w Imporii - westchnęła Jerina, a że akurat panowała cisza, a ona miała bardzo wyraźny głos, większość ją usłyszała.
Feders odburknął coś w odpowiedzi. Od czasu oskarżenia go przez Hashira stał się bardzo zamknięty w sobie. Już w samych jego pełnych lekceważenia ruchach było widać, że stracił motywację do czegokolwiek.
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: 3. Język węża

Post autor: Liadan »

Zahira nic nie odpowiedziała, tylko skinęła głową w geście potwierdzenia. I tak w milczącej procesji dotarli do ciała.
Mistrz od razu przystąpił do badania. Kobieta była znacznie ostrożniejsza. Sięgnęła do swojej torby i wyjęła z niej chustę. Zwilżyła materiał kilkoma kroplami jakiegoś płynu i przesłoniła nią twarz. Wyglądała dokładnie jak wyobrażenie Gorian o manarskich kobietach. Teraz mogli widzieć tylko oczy alchemiczki... dziwne, złote oczy wciągające niczym pustynny wir. Wrażenie to potęgował jeszcze zapach perfum(!). którymi skropiła chustę,zapach przywodzący na myśl rozgrzany pustynny piasek, zapach roślin rosnących w oazach, ale coś jeszcze, coś, czego nie byli w stanie określić. Tylko Ib-Hasir mógł rozpoznać zapach ziół stosowanych przez medyków do ochrony przed zarazą.
Ponownie sięgnęła do torby i wyjęła parę rękawiczek. One też wydały się Gorianom niezwykłe. Bo jak to było możliwe, że były na wpół przeźroczyste? Tak nie da się wyprawić skóry żadnego znanego zwierzęcia. Daciusowi przemknęło przez myśl, że zostały wykonane z pęcherza, ale pęcherz szybko wysycha i sztywnieje, a rękawiczki były miękkie i elastyczne. Tymczasem kobieta założyła rękawiczki i również pochyliła się nad ciałem.
- Mistrzu, ten grzyb...- powiedziała, gdy mag oderwał grzybek z dłoni zabitego- Nie miałam czasu, by ci o tm powiedzieć, ale wczoraj Dacius przyniósł taki sam z rekonesansu po wyspie... Grzyb i ... ciało węża, którego zabił właśnie Laominas. Nie miałam jeszcze okazji ich zbadać, bo wczoraj było już za ciemno nawet na dokładniejsze oględziny, nie mówiąc już o jakichkolwiek testach, a dzisiaj...
Zahira informowala o swoich poczynaniach, ale widać było, że jej myśli zaprząta coś innego. Mimo to nie zaniedbała swoich obowiązków. Ponownie sięgnęła do torby i wyjęła z niej dwa szklane pojemniki oraz niezwykle ostry nóż uformowany z obsydianu. Wycięła fragment ciała zabitego naokoło miejsca ukąszenia oraz w miejscu, gdzie wyrósł grzybek. Następnie za pomocą szczypczyków umieściła je w pojemniczkach i schowała do torby.
- Nie, to niemożliwe - mówiła bardziej do siebie niż do któregokolwiek z obecnych mężczyzn.- A może jednak?... Czyżbyśmy wszyscy popełnili aż taki błąd, przyjmując, że to, co oplatało ciało tego nieszczęśnika w chacie to pajęczyna?... Jeśli to była grzybnia...? Wtedy to miałoby sens...
- O jakiej porze Laominas zabił węża? - zwróciła się nagle do Daciusa.
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: 3. Język węża

Post autor: Borys »

Dacius, w trakcie inspekcji dokonywanej przez Ib-Hashira, stał z boku z rękami skrzyżowanymi na piersi.
- Laominas zabił węża - potwierdził myśliwy. W jego głosie można było wyczuć nieśmiałe wyrzuty sumienia. Może gdyby zareagował w porę i zatrzymał kompana, to nic by mu się nie stało? Ale skąd mógł wiedzieć, że tak to się może skończyć... Kiedy Zahira zadała mu kolejne pytanie, otrząsnął się z rozmyślań.
- Niedługo po rozpoczęciu zwiadu. Ymm... - wyraźnie chciał coś powiedzieć, nieskładnie zbierając najpierw słowa w myślach. - Tych grzybków była tam cała polana. One chyba nie rosną tylko na trupach?...
Przełknął głośno ślinę, kiedy przez myśl przeszło mu, że niedaleko ich obozu mogło znajdować się cmentarzysko niepochowanych osób.
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Harel
Posty: 281
Rejestracja: 2013-12-18, 19:48
Been thanked: 2 times

Re: 3. Język węża

Post autor: Harel »

Ib Hashir nie potrzebował już dłużej przyglądać się zmarłemu. Wyprostował się i spojrzał po zgromadzonych.
- Zemsta, śmierć za śmierć... - podsumował. - Teraz już nikt chyba nie ma wątpliwości, że nasza wyspa jest wysoce inteligentna i powinniśmy zachować równie daleko posuniętą ostrożność w kontaktach z nią.

Zerknął na Zahirę.
- Tak, zbadamy te grzyby i to jak najszybciej - rzekł do swojej asystentki. W oczach miał jednak dziwne skupienie, jakby próbując jej coś przekazać poza świadomością reszty towarzyszy. Następnie zwrócił się w kierunku myśliwego:
- I dopiero wtedy, uzbrojeni we wiedzę, pójdziemy zobaczyć tę polanę. Bardzo dobrze, że o niej wspominasz.

- Tymczasem chodźmy do obozu, trzeba przekazać ludziom kilka informacji i zaprowadzić tam porządek. - Już miał się bezceremonialnie odwrócić od trupa i odejść, kiedy sobie o czymś przypomniał. - To jak z tym pogrzebem? - spytał Arcusa.
Inżynier miał nietęgą minę.
- Laominas był gorliwym wyznawcą Chokmy i Alienne - rzekł bezbarwnym głosem.
- Róbcie więc z nim, co uznacie za słuszne - odparł tylko czarownik, jakby nawet zadowolony, że odpadł mu ten przykry obowiązek. I już bez cienia zawahania skierował się w stronę obozu, wciąż dzierżąc pod pachą sczerniałą czaszkę.
Arcus popatrzył na oddalający się turban spode łba. Mógłby wykazać choć odrobinę współczucia względem poległego towarzysza...
- Ciekawe, czy tak samo sucho zareagowałby na wieść o śmierci kogoś z Manaru..? - mruknął do Daciusa. - Laominas miał całe życie przed sobą, karierę do zrobienia, marzenia... - Przez chwilę jeszcze stał w milczeniu nad ciałem ambitnego wojownika, po czym westchnął i również ruszył do obozu.
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: 3. Język węża

Post autor: Borys »

Dacius wysłuchał słów Arcusa, ale nie odpowiedział już na nie. Stał jeszcze chwilę w miejscu i rozmyślał o nieszczęsnym losie Laominasa, kiedy przypomniał sobie, że przecież musi jeszcze znaleźć Axlana. Gdzieś tu były jego ślady...
Myśliwy zaczął ostrożnie podążać za tropem pozostawionym po przywódcy ekspedycji. Otarł pot z czoła. Bał się, że i jego zastanie martwego. Zastanawiał się też, w którym momencie Axlan przechodził obok Laominasa. Przed czy po ataku węża. Dziwne to wszystko.
Trop znikał w trawie. Ale cóż to za przeszkoda? Dacius wypatrywał ugniecionych źdźbeł, złamanych gałązek...
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Harel
Posty: 281
Rejestracja: 2013-12-18, 19:48
Been thanked: 2 times

Re: 3. Język węża

Post autor: Harel »

Wysoka trawa, w której zniknął trop Axlana, zdążyła się już podnieść po nocy. Mimo to w mniej zarośniętych miejscach Dacius był w stanie odczytać ślady stóp odciśnięte na wilgotnej ziemi.

Kiedy połączył je w myślach z tymi przy ognisku, zauważył, że wszystkie układały się wyraźnie w linii prostej - zupełnie, jakby Axlan wstał i poszedł na azymut. Nawet kiedy mijał stanowisko Laominasa, ani na trochę się nie zawahał i nie zmienił kierunku. Takie zachowanie mogłoby wskazywać na to, że Axlan nie nawiązał z wartownikiem żadnej relacji, ani przed jego śmiercią, ani po. Zwyczajnie szedł prosto, zupełnie tak, jakby w ogóle nie zauważył kolegi. Biorąc pod uwagę fakt, że nic ze sobą nie wziął, było to dość niepokojące.

*

Tymczasem Ib-Hashir doszedł już do obozu. Rozejrzał się uważnie po siedzących wokół ognia ludziach, nie napotykając zbyt wiele przychylnych spojrzeń. Widział też wyraźnie, że trzymana przez niego czaszka nie powiększa doń sympatii, nawet mimo tego, że przekręcił ją tak, aby ukryć stronę z oczodołami.

Helma gotowała śniadanie. Nie przestając mieszać łyżką w garze, podniosła na niego wzrok. Był beznamiętny.

- Moi drodzy - zaczął mag, dość niepewnie, jak na swój zwykły, autorytarny ton głosu. Westchnął ciężko, przenosząc na chwilę spojrzenie na Federsa. Spotkał się ze ścianą lodu. - Wiele spraw wymaga dziś wyjaśnienia. Znaleźliśmy się w sytuacji wyjątkowego magicznego zagrożenia, o którym nas nie uprzedzono. Byliśmy przygotowani na leczenie choroby ciała, na którą zapadli poprzedni osadnicy, natomiast nie przygotowaliśmy się na leczenie chorób umysłu, a wszystko wskazuje na to, że to właśnie z takim zagrożeniem będziemy musieli się zmierzyć...
Przerwał, obserwując reakcję ludzi. Cisza. Nie powiedział w sumie niczego nowego.

- Nasza - wskazał ruchem ręki na siebie i Zahirę - wrażliwość magiczna jest w tym momencie naszym wrogiem. Kiedy się nie pilnujemy, Duch tej Wyspy zakłóca naszą magię, zaślepia zmysły i mąci postrzeganie. - Zamilkł na chwilę. - Muszę się przyznać, że błędnie oceniłem naszego towarzysza Federsa.

Oczy marynarza na chwilę zrobiły się okrągłe. Aż się wyprostował ze zdziwienia. Dopiero po chwili znowu zwęziły się w ciemne szparki, ale widać było, że mężczyzna teraz już słucha z całą swoją uwagą.

- Ślady w spalonym budynku - kontynuował tymczasem Hashir - wyraźnie wskazywały na bardzo gwałtowny zapłon martwego ciała. Nie mógł tego zrobić nikt z nas, bo źródłem płomieni było... to. - Z tymi słowami wzniósł czaszkę odrobinę w górę, uważając, aby dłonią zakrywać pustki oczodołów. - Nie patrzcie jej przypadkiem w oczy - ostrzegł, po czym opuścił poczerniały relikt.
- Wygląda na to, że umysły ludzi, którzy zginęli tu dwadzieścia lat temu, stały się pożywką dla energii Wyspy. Wewnątrz ich czaszek doszło do jakiejś osobliwej synergii, dzięki której Wyspa poznała wzór ludzkiego umysłu i zdolność wpływania na inne, w tym nasze, umysły. - Poruszał lekko czaszką w górę i w dół, jakby ważąc ją w dłoni. - Wierzcie mi, lub nie, ale w tej czaszce wciąż... jest mózg. Albo jakaś jego pochodna.

Mówił powoli, ostrożnie dobierając słowa.
- Myśli, wspomnienia, a może i dusze tych biednych ludzi stały się fundamentem, na którym Wyspa zbudowała zalążki własnej osobowości. Mówiąc wprost: ta siła jest inteligentna i zdolna do przemyślanych czynów. Jednym z takich czynów było zabójstwo Laominasa, dokonane przez węża. Podczas wczorajszego zwiadu Laominas zabił jednego z lokalnych węży, dlatego w geście zemsty lokalne węże zabiły jego. Są wyraźnie powiązane z Duchem Wyspy, któremu służą, albo który przez nie przemawia.

- Moim zadaniem jest chronić nas wszystkich przed niematerialnymi niebezpieczeństwami. W tym momencie moim priorytetem jest uzyskanie kontaktu z Wyspą, aby dowiedzieć się, czego od nas oczekuje.

Olah poruszył się niespokojnie. Dolna warga mu drgnęła. Sprawiał wrażenie, jakby chciał się wtrącić, jednak ostatecznie machnął ręką i słuchał dalej. Nie miał jednak zachwyconego wyrazu twarzy.

- Być może jest coś, co możemy zrobić, aby zapewnić sobie wsparcie lub przynajmniej neutralność tej energii. Podejrzewam, że klucz do tej zagadki trzymam właśnie w dłoni. Oddam się badaniu czaszki, tymczasem wytyczne dla was są następujące: po pierwsze, nie zabijać żadnej istoty, którą tu spotkamy, o ile nie stworzy ona bezpośredniego zagrożenia życia. Nie chcemy otwartej wojny z tymi siłami, przynajmniej dopóki nie nauczymy się przed nimi skutecznie bronić.

Ib-Hashir przebiegł wzrokiem po zgromadzonych, nieco dłużej zatrzymując się na Kamarze.
- Po drugie, nie pozwalać nikomu oddalać się samotnie. Przydałby się jakiś wychodek, aby nikt nie musiał chodzić za potrzebą w las. Dobrze by było, aby każdy z Was obrał sobie jedną osobę, na którą będzie miał oko i reagował na jej podejrzane zachowania. Nie możemy wykluczyć, że jeśli Wyspa zdecyduje się zaatakować kogoś otwarcie, pojawią się problemy psychiczne, utrata zdrowych zmysłów, pamięci... Noście szarfy od Zahiry. Całkiem możliwe, że nasz dowódca Axlan pierwszy padł ofiarą podszeptów Wyspy.

Zapadło milczenie, podczas którego Ib-Hashir poprawił sobie turban i spojrzał uważnie na Arcusa.
- Po trzecie, nie możemy sobie teraz pozwolić na żadną niesubordynację. Jeśli moja ochrona ma być skuteczna, wymagam całkowitego posłuszeństwa i szczerości. Mamy wspólnego wroga i w jego obliczu niesnaski między Gorią i Manarem muszą odejść na dalszy plan. Jeśli chcemy przetrwać, musimy się zjednoczyć. Nie ma z nami Axlana, a teraz bardziej jak kiedykolwiek potrzeba dowódcy, nie tylko zdecydowanego i silnego, ale i zdolnego podjąć wyzwanie dialogu z niematerialnym przeciwnikiem.
Niektórzy lekko poruszyli się na swoich miejscach. Było już bardziej niż jasne, do czego zmierza. Atmosfera zrobiła się gęsta, zwłaszcza po stronie Imperium.
- Dlatego, o ile kwestiach organizacji obozu naturalnie zostawiam dowodzenie Arcusowi, o tyle samo przedsięwzięcie od teraz znajduje się pod moimi skrzydłami. Czy to jest dla wszystkich jasne?

Cisza. Zimna, niepokojąca, niezwykle ciężka cisza. Wreszcie niespiesznie wystąpił Arcus, wyciągając z kieszeni zwitek papieru.
- Tylko, że mam od Axlana upoważnienie, które...
- Axlan był niepoczytalny - urwał mu Ib-Hashir, nawet nie patrząc na zmięty świstek, w niczym nie przypominający oficjalnych dokumentów. - Zmieniły się warunki, które był w stanie uwzgl...

W tym momencie Feders wstał gwałtownie, a drewnianą miskę, którą trzymał czekając na śniadanie, cisnął na ziemię pod swoimi nogami. Hałas zwrócił na niego uwagę wszystkich zgromadzonych. Jerina natychmiast także zerwała się z miejsca i chwyciła go za prawą, niebezpiecznie drżącą, zaciśniętą w pięść rękę.
Feders stał tak przez chwilę w milczeniu i tylko oddychał mocno, starając się opanować.
- Nie ufam temu dziadowi - wycedził w końcu zimno, a jego ręka opadła swobodnie i rozluźniła się. - Ale w przeciwieństwie do niego magia nie zeżarła mi mózgu i nie będę rzucał oskarżeń na wiatr.
Zadarł wysoko głowę, patrząc magowi wyzywająco w oczy.

Stojąca przy mistrzu Zahira poczuła, jak mimo tego, że fizycznie stał pewny i niewzruszony niby posąg, ciężka od magii wibracja oplotła jego ciało. Zawahała się, coś w niej bardzo bowiem chciało interweniować, a z drugiej strony wiedziała, że powinna zachować dyplomatyczne milczenie i lojalność.
Awatar użytkownika
Liadan
Posty: 1018
Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
Tytuł: Matka Gąska

Re: 3. Język węża

Post autor: Liadan »

]Zahira wkrótce także skończyła pobierać próbki. Schowała fiolki do torby i powolnym ruchem zsunęła z dłoni rękawiczki. Zawinęła je w kawałek haftowanego jedwabiu i również umieściła w torbie. Podniosła się powolnym ruchem i zamyślonum spojrzeniem powiodła po wschodniej stronie nieba:
- Gdy wyruszaliście, słońce było mniej więcej nad tym drzewem, a gdy wybuchł pożar, nad tym - wskazała Daciusowi. - Czy sądząc po pozycji słońca śmierć węża i pożar miały miejsce mniej więcej w tym samym czasie? Skup się, to ważne!
....
- Mistrzu, zrobię co w mojej mocy, by zbadać te próbki, ale... to będzie niezwykle trudne. Wielu testów nie jestem w stanie przeprowadzić w tak prymitywnych warunkach, a część tych, które uda mi się przeprowadzić może zostać zaburzone przez magię Wyspy i dać fałszywe wyniki. - Jej bardzo wymowne, pełne wyrzutów spojrzenie powędrowało w stronę inżyniera. - Nie mogę też przeprowadzać badań przy palenisku kuchennym.
Wróciła spojrzeniem do leżącego u ich stóp nieszczęśnika. Chwilę stała w milczeniu. Wreszcie wykonała nad ciałem kilka gestów i podążyła za magiem w stronę obozowiska.
***
Dotarli do obozowiska. Kobieta odłożyła na uboczu torbę z próbkami i podeszła do kuchennego ogniska, gdzie zgromadzili się wszyscy członkowie wyprawy w oczekiwaniu na śniadanie.
Skierowała się w stronę swojego ulubionego miejsca, by spokojnie przemysleć sobie ostatnie wypadki, ale znowu nie było jej to dane. Gdy przechodziła obok Ib-Hasira, ten, jakby specjalnie wybrał ten moment, rozpoczął swoją przemowę. Zatrzymala się więc i słuchając tego, co mówi, a raczej jak mówi i co stara się przemilczeć,obserwowała reakcje ludzi na jego słowa.
Niemal namacalnie czuła niechęć, jaką budzą słowa maga, choć początkowo przekazywał tylko fakty i mówił, że wszelkie animozje muszą zostać odsunięte w obliczu wspólnego wroga(?)... niebezpieczeństwa. W chwili jego sporu z Arcusem uderzyła w nią fala nienawiści skierowana przeciwko magowi.
"Zdecydowanie nie powinien teraz sięgać po dowództwo" - zdążyło jej przemknąć przez myśl, gdy naprzeciwtej pierwszej fali potoczyła się druga, równie potężna, przesycona magią. Ale jaka to była magia? Czy wyrosła tylko z czysto ludzkich emocji i namiętności maga czy też dźwięczały w niej jeszcze jakieś obce nuty, echa czegoś obcego? A może tylko jej się wydawało, może to dawało o sobie znać przewrażliwienie i niepotrzebnie doszukuje się działań Wyspy. Jeśli jednak Wyspa miała udział w jej stworzeniu,to na jakim etapie się to odbyło? Czy obca magia wniknęła w umysł tego, który miał ich przed nią chronić, czy też zadziałała już poza nim?
Tymczasem obie fale zaczęły przybierać realne kształty. Już dało się rozróżnić poszczególne oddziały ustawiające się w syku bojowym, już niemal mogła rozróżnić barwy mundurów i znaki na proporcach, widziała gońców przekazujących ostatnie rozkazy. Trębacz uniósł do ust róg, by zagrać sygnał do natarcia...
Wiedziała, że nie może dopuścić do tej walki, bo wtedy zginą wszyscy. Ale nie może opowiedzieć się po żadnej ze stron, bo to zaburzy delikatną równowagę, a jej błąd doprowadzi do katastrofy.
- Gdzie jest Dacius!? Nie wrócił za nami do obozu, a nikt w tej chwili nie powinien być sam.
Wszyscy rozejrzeli się po obozowisku. Nigdzie nie było widać myśliwego. Konflikt nie został zażegnany, ale chwilowo uwaga wszystkich przeniosła się na towarzysza. Widma przybladły, choć w każdej chwili gotowe były znów zacząć się materializować, by ruszyć do boju. Nieprzytomna kobieta upadła na trawę.
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: 3. Język węża

Post autor: Borys »

- Nie, absolutnie - Dacius odpowiedział Zahirze.

***

Myśliwy zaniepokoił się nieco swoim odkryciem. Skoro Axlan szedł prosto jak strzała i to w takie chaszcze, to najwyraźniej miał jakiś cel... albo był kierowany przez coś magicznego?
Dacius nie namyślał się długo. Szedł dalej tropem przywódcy ekspedycji. Jeśli go zgubił, podążał tam, gdzie Axlan najwyraźniej mógł się skierować, skoro szedł prosto jak strzała.
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Harel
Posty: 281
Rejestracja: 2013-12-18, 19:48
Been thanked: 2 times

Re: 3. Język węża

Post autor: Harel »

Czuła, jak śliska magia wyspy ledwie słyszalnym, ale irytującym fałszem zabarwia rzeczywistość. Czysty gniew tak nie brzmi. Wiedziała, że w tej relacji było coś jeszcze, ale tak dawno nie słyszała czystej magii, że coraz trudniej było jej to odróżniać - zaczynała powoli przyzwyczajać się do nieustannego, cichego buczenia w tle.
Czy to znak, że jej umysł jest coraz bardziej podatny? Nie zdążyła się nad tym zastanowić, kiedy nagły podmuch niewidocznej o tej porze mgły zmiótł jej świadomość.

Ib-Hashir zadziwiająco zgrabnie, jakby przeczuwając to wcześniej, złapał kobietę w pasie i nie pozwolił jej, by wylądowała na ziemi. Zamiast tego zawisła bezwładnie na jego ręce, aż zgiął się z nieoczekiwanego wysiłku. Wszak nie miał już trzydziestu lat.

Delikatnie ułożył ją na macie i przyklęknął nad nią. Krótka modlitwa do Amuru oraz przyłożona do czoła ręka mistrza sprawiły, że alchemiczka momentalnie wróciła do ciała, otwierając szeroko oczy. Jednak przed nimi wciąż miała obraz rozwierającego szeroko paszczę węża, który ukazał się jej w momencie utraty świadomości. Wielki jak ona, utkany jakby z mgły, wąż o dziwnym, pofałdowanym kapturze, uniesiony w postawie obronnej syczał ostrzegawczo, a jego wibrujący język... język był utkany ze świetlistej pajęczyny.

- Już dobrze - powiedział Ib-Hashir uspokajającym głosem. Wszystkie wizje zniknęły definitywnie, jednak nie było wcale dobrze. Aktualnie w osadzie rozgorzała wrzawa.
Część ludzi przestraszyła się czaszki, która wypadła mistrzowi spod pachy i potoczyła się w ich stronę. Inni zaczęli szukać i nawoływać Daciusa, jeszcze inni przekrzykiwali się o tym, czy Ib-Hashir faktycznie zasługuje na przejęcie dowodzenia.

- Dacius poszedł szukać Axlana - grzmiącym głosem odezwał się nagle Arcus. - I ma rację, musimy go czym prędzej znaleźć.
Ruszył szybkimi krokami do magazynu.
- Wydaj mi suszonego mięsa i płachtę namiotową. Wszystko to, co mieli na zwiadzie. Idę z Daciusem. Axlan musi wrócić.
Spojrzała na niego bystrym, lekko powątpiewającym wzrokiem, ale bez słowa spełniła żądanie. Chyba chciała rzucić jakąś kąśliwą uwagę, ale w porę się powstrzymała... albo nic odpowiedniego nie przyszło jej na myśl.
- Ty i ty, chodźcie ze mną - zadecydował inżynier i wskazał dwóch robotników, nie zważając na wszędobylski chaos. Rzucił im pakunki i z tak dobraną obstawą ruszył śladami Daciusa. Nie czuł się nawet w obowiązku porozmawiać z Ib-Hashirem na ten temat. A może coś podejrzewał?

- Cholera, jeszcze Laominas - zatrzymał się, kiedy mijali zwłoki towarzysza. - Dobra, ty zostajesz, pochowasz kolegę - cofnął jednego z robotników i z tylko jednym popędził wgłąb wyspy.
- Dacius! - krzyknął w las. - Dacius, czekaj!

*

- Zobaczcie na czaszkę - rzucił ktoś ze zgromadzonych. - On może być w zmowie z czarną magią wyspy - w końcu padły te słowa.
- Nie chciałem tego mówić wprost - podchwycił od razu Feders, uśmiechając się złośliwie. - Ale skoro już ktoś to powiedział...
- Więc co chcecie zrobić, jaki macie inny wybór? - syknął cicho Kamar. Było to syknięcie ciche, ale z jego postawą i pewnością w głosie i tak przebiło się przez zgiełk.
- Nie mamy wyboru, misiaki - wtrąciła się Helma, chcąc wystąpić w roli mediatora. - W każdej chwili może nas dopaść choroba, a Ib-Hashir jest naszym lekarzem.
- A co, jeśli sam na nas rzuci chorobę? - zapytał spokojnym głosem Miras. - To idealny sposób na trzymanie nas wszystkich pod kontrolą.
- Więc chyba lepiej jakby nie dawać mu powodów, by to robił - mruknął dotychczas milczący Zahar. Spojrzał Ib-Hashirowi w oczy, jakby chcąc się dowiedzieć, czy coś ugrał przez swoje poparcie. Mag jednak nie odwzajemnił spojrzenia.
- A co, jeśli to on zaklął Axlana, aby ułatwić sobie przejęcie władzy? - Miras, najwyraźniej poruszony śmiercią Laominasa i zaginięciem dowódcy, zadziwiająco mocno, choć bez zbędnych emocji obstawał przy racjach Imperium.
- Głupcy! - przerwał im drżącym od gniewu głosem mistrz. - Naprawdę myślicie, że zależy mi na władzy nad WAMI i tą zapchloną osadą!?
Znowu dał się ponieść. I oczywiście zostało to wykorzystane.
- Masz mózg zmącony przez magię wyspy - Feders zrobił krok w jego stronę, jednocześnie oskarżycielsko celując weń palcem. - Przecież nie da się ukryć, że co chwila gdzieś odpływacie i mdlejecie - zerknął na podnoszącą się z maty Zahirę. - Możecie nawet nieświadomie wypełniać wolę wyspy!
- Jak mamy ci w takiej sytuacji zaufać? - dodała szybko Jerina, chcąc rozładować napięcie, przenieść uwagę maga z Federsa na szukanie konstruktywnych rozwiązań.
- Nie wiem. To zdaje się nie mój, tylko wasz problem - wycedził sucho mistrz i powoli odwrócił się do nich plecami. - Dość już mnie dziś obraziliście - ruszył w stronę namiotu Amuru, godnie powiewając za sobą płaszczem. - Chodź ze mną, Zahiro - rzucił jeszcze do alchemiczki, a w jego tonie głosu zabrzmiało nieco zbyt dużo emocji. Jakby była ostatnią rozsądną w tym gronie duszyczką. - Zaczną nas potrzebować szybciej, niż sądzą - dodał, kiedy opuścili krąg dyskutantów.

Feders stał w jego środku z wciąż wyciągniętym palcem, nie próbując ukrywać, że trochę został zbity z tropu. Nieco ucichło.
- Jesteśmy w mniejszości - wykorzystał chwilę spokoju Xevary, który dotychczas milczał, nie chcąc najwyraźniej się przekrzykiwać. - Zginął już jeden Gorianin, trzech poszło szukać drugiego... - Myślę, że jakiekolwiek są nasze opinie, i tak musimy zaufać Manarowi.
- Oni wiedzą, że zysk z tego przedsięwzięcia będzie skierowany przeciw nim - Feders przystąpił niepokojąco blisko Xevarego i szepnął mu prosto w nos.
- Ale to najemnicy na cesarskiej służbie... - Cieśla odsunął się pospiesznie, trochę ze strachu, ale udał, że to kwestia nieświeżego oddechu marynarza. Feders nie zwrócił jednak na to uwagi, tylko zakrzyknął do wszystkich: - Rozdzielmy się. Wy idźcie za tym waszym magiem, my pójdziemy za...
- No, za kim, może za mną? - walnęła Jerina kąśliwie, choć pewnie by jej się ta opcja bardzo podobała. - Nie bądź głupi, rozdzielanie się to teraz najgorsze, co możemy zrobić.
- Też tak sądzę - poparła ją natychmiast Helma. - Kto by wam gotował? A potrawka już gorąca. - Zamachała łyżką nad garnkiem, wąchając jej zawartość. - Cieciorka plus stara kura, nic specjalnego, ale z pewnością dobrze wszystkim zrobi.
- Tak, zróbmy przerwę na jedzenie. Poczekajmy, aż wróci Arcus - podsumował swoim cichym basem Kamar. - Może nie będzie trzeba wcale podejmować tej decyzji. Co nie, Kari?
Kari milczał przez cały czas dyskusji. Tym razem też się nie odezwał. Wzruszył tylko olewatorsko ramionami, choć w jego oczach tliła się niepewność. A potem ruszył z miską w stronę rozlewającej gulasz Helmy.

*

Zajęci dyskusją osadnicy nie mogli wiedzieć, że od pewnego czasu nie są sami.

Gdzieś nieopodal, dwie słaniające się z wycieńczenia sylwetki nagle podniosły głowy. Czy to, co zaczęło docierać do ich uszu, to gwar przekrzykujących się ludzi?
Byli pewni, że mają kolejne omamy, tym razem słuchowe. Mimo to, cichy szum głosów dodał im sił. Zaczęli żwawiej przebierać nogami w zapadającym się bagnie, a im bardziej szli, tym bardziej wzmagał się zgiełk rozmów. Nagle, zupełnie niespodziewanie, las się skończył, a ich oczom ukazała się błotnista polana, a w tle kilka namiotów i smużka płynącego z ognia dymu. Na wodzie zamajaczył kształt pomostu.
- Czy ty widzisz to co ja? - Zamrugał ten w podartej, zwisającej już tylko na jednym ramieniu koszuli oraz z czerwoną chustką na głowie. Jego głos był aż zachrypnięty od picia brudnej wody i drażniącego gardło piachu.

A potem poczuli zapach świeżo przyrządzonego kurczaka.
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: 3. Język węża

Post autor: Borys »

Dacius był już dość daleko, kiedy dzięki specyficznej ciszy wyspy usłyszał wołanie Arcusa. Odpowiedział inżynierowi i poczekał. Uniósł brwi wysoko, kiedy zobaczył go i Fatusa - młodego, nieśmiałego robotnika o wydatnym mięśniu piwnym i ciemnym odcieniu skóry.
- Coś się stało? Nie powinniście organizować obozu? - zdziwił się. Zauważył płachtę namiotową. - Nie zamierzacie chyba nocować na tym bagnie?
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Perłowy Renesans”