- Jesteśmy wymordowani i zmęczeni. Oddałbym królestwo za szansę porządnego odpoczynku, ale nie powinniśmy z niczym zwlekać... w mieście jest horda trupów i myślę że z każdym dniem coraz bardziej się rozłażą. A są jeszcze inne domy, tartaki... cholera wie, czy tu nie przyjdą.
Oliver nie brzmiał jakby wiedział co dalej robić. Oparł głowę na dłoniach i pochylił się nad stołem, wzdychając.
- Ktokolwiek tu zostanie zapewne nie będzie mógł mieć pewności, czy reszta wróci. Cokolwiek zarządzicie, ja mogę pójść. Drwal, ty zostań. Narąbałeś się wczoraj wystarczająco.
- W porządku, szefie. Ale co jak nie znajdziecie statku?
Wasyl spojrzał na przybyłych. Nie uśmiechało mu się ciągłe siedzenie w tej karczmie, poczekał więc, aż ktoś z "nowych" przyzna się do zmęczenia ciągłą walką o przetrwanie i zechce odpocząć. Kiedy niejaki Drwal postanowił poczekać z Marthą w tej swoistej "bazie", Wasyl udał się po jedną z flaszek.
- Nad tym pytaniem będziemy zastanawiać się dopiero, kiedy faktycznie go nie znajdziemy. Na tej wyspie będziemy żyli jak szczury póki te ścierwa nas nie dopadną, najbezpieczniej będzie na morzu - powiedział. - Ruszamy?
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
-W takim razie nie ma co zwlekać. Sugeruję żeby każdy wyekwipował się w żywność i wodę, które starczą na co najmniej 4 dni podróży, bo tyle nam to zejdzie jak nie więcej.
Nie zważając na to czy inni skorzystają z jego rady Iwan zamierzał wypełnić własną radę przed wyruszeniem. Nabił też swoje 3 pistolety pożyczając proch i amunicję od Wasyla tudzież strażników z milicji (Borys miał jakiś zapas na start z tego co pamiętam i chyba go nie używał ew. mógł raz po walce na plaży). Oczywiście należało też przed wymarszem posilić się, napoić i wysrać.
[Ja nie wiem jaka pora dnia jest, proszę o informację jaka pora dnia, bo Iwan będzie mocno sugerował aby wyruszyć o brzasku]
Borys, dobry ziomek Pedicabo ego vos et irrumabo "Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz
Morski posłuchał sugestii Iwana i również zaopatrzył się w żywność na 4 dni. Jego pozostały ekwipunek był taki sam jak w przypadku poprzedniego wypadu.
- Mamy już późne popołudnie, więc proponuję odpocząć skoro chcesz wyruszać o brzasku. Co swoją drogą jest chyba najlepszym rozwiązaniem. Ja zwyczajowo wezmę ostatnią wartę. - Mając wszystko przygotowane Azhim trochę pobimbał i poszedł spać jeśli nikt nie wyszedł z żadną inicjatywą zapoznawczą, a pora była już wystarczająco późna.
Wasyl powziął podobne przygotowania do podróży co Azhim i Iwan. Nie omieszkał też zabrać butelki gorzały, ostatniej, jaka mu została. Spytał jeszcze Marthę, czy dysponuje odpowiednimi zapasami alkoholi, a potem miał zamiar odpoczywać, jeśli nie pełnił warty.
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Rozpoczęło się dobieranie i szykowanie wyposażenia. Powoli zbliżało się widmo wieczoru, ale mieli jeszcze wiele czasu. Miejscowi strażnicy odpoczywali przy stole, ale wciąż pozostawała kwestia szalonego pirata. No i najważniejsza, poruszona przez Wasyla - ile alkoholu ma Martha?
Tak po prawdzie na razie nie mam czego więcej pisać, czekamy w sumie na oficjalne potwierdzenie skipa przez Lię
Martha nie wtrącała się w ustalenia, bo to w końcu nie jej sprawa kto pójdzie, a kto pilnować karczmy zostanie. Poszła więc do kuchni przygotować posiłek. A że to i wiele czasu nie minęło od obiadu, a węgle żarzyły się jeszcze pod warstwą popiołu, kasza i potrawka wystygnąć nie zdążyły. Szybko więc się uwinęła i wróciła do izby niosąc wiktuały.
Wasyl, który niedawno najadł się był niezmiernie zainteresowany jej zapasami alkoholu:
- Toć mówiłam, że na dobre trzy miesiące alkoholi nam starczy, byleś jeno miał czym zań płacić. No, piwa i młodego wina wam nie poskąpię, bo i daleko wieźć ich nie warto i bezpieczniejsze one do picia od wody. Ale rum zamorski i gorzałka to już insza sprawa i tych darmo nie dostaniesz, bo na rozpoczęcie nowego życia mieć coś muszę.
....
- Iwan, ty zdajesz się tu dowodzić. Każ więc wasze zapasy do kuchni zanieść, bym je przejrzała i zabezpieczyła odpowiednio. A i na drogę coś wam przygotuję, bo to nie wszystko do podróży się nadaje.
....
- Niech no który pójdzie i w szopie w podwórzu drew narąbie, najlepiej tego jabłoniowego, co na lewo od wejścia leży, to mięsiwa uwędzę, żeby się na morzu nie popsuły.
To powiedziawszy ponownie ruszyła s stronę kuchni, po drodze zbierając ze stołu miski i kubki. Jeszcze przy drzwiach się obróciła:
- A z tym piratem coś zróbcie bo to nie podobna w szopie w nieskończoność go trzymać i głodzić. Albo przyda się on do czegoś, to się nim zajmijcie, a jak nie, to darmozjada karmić nie będziem i jak prawo nakazuje go obwieście.
Iwan uczynił to co poleciła mu Martha, potem poszedł tam gdzie przebywał związany pirat. Związał mu za plecami ręce, potem posadził na krześle. Przywiązał tułów do oparcia a nogi nieszczęśnika do nóg krzesła. Gdyby jeniec zaczął się awanturować to spłazowałby go za pomocą miecza. Następnie wrócił do karczmy i powiedział. Człowiek może nie jeść i przez miesiąc. Dawajcie mu codziennie pić i resztą się nie przejmujcie. Może się jeszcze przyda na przynętę albo do czegoś innego. Ja biorę pierwszą wartę - dodał. Jeżeli noc przebiegła bez niespodzianek to rano Iwan gromko oznajmia:
-Dupy w troki panowie. Idziemy znaleźć pieprzony okręt.
Borys, dobry ziomek Pedicabo ego vos et irrumabo "Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz
Szaleniec, jak można było się spodziewać, nie stawiał żadnego oporu. Wręcz przeciwnie - był w stanie niemalże letargu, ledwo stojąc na nogach i wyraźnie łaknąc odpoczynku. Albo przynajmniej tego, by zostawiono go w spokoju. Co też uczyniono - od razu zapadł w coś, co prawdopodobnie było snem.
Czas wart mijał mozolnie i bez rewelacji. Jedyną osobliwością wyróżniającym tą noc od poprzednich była mgła, wzbijająca się znad morza gdy zbliżał się brzask. Nadchodzący poranek był o wiele chłodniejszy niż inne, a widoczność wyraźnie spadła...
Nic nadzwyczajnego poza tym się nie wydarzyło. Czas mijał, pirat siedział zamknięty w szopie w spokoju,przygotowania zostały doprowadzone do końca, wstało słońce i zabrano się do podróży. Drwal pozostał z Marthą, ochoczo oferując się do pomocy przy rąbaniu drewna. Zaś reszta...
Jak powiedziała, tak też i uczyniła. Noc minęła karczmarce na pieczeniu mięs dla wyruszających na poszukiwanie statku oraz marynowaniu mięsa do pieczenia. Ponieważ ranek wstawał mglisty, a i dzień zapowiadał się mroźny, przygotowała na śniadanie gorącej polewki piwnej.
Wraz z nastaniem dnia w karczmie zapanowała cisza. Martha zmęczona całonocną krzątaniną poszła nieco się zdrzemnąć.
Kobieta obudziła się wczesnym popołudniem. Najpierw przygotowała posiłek dla siebie i Drwala. Znalazły się też jakieś resztki dla więźnia.
Ponieważ mięso do wędzenia musiało dobrze naciągnąć marynatą, postanowiła wędzenie odłożyć do następnego dnia. A tymczasem zabrała się za przygotowania do podróży. Korzystając z pomocy mężczyzny, wyniosła wszystkie sienniki do obórki i wysypała z nich starą słomę. Następnie co lepsze starannie wytrzepała, a do co bardziej przetartych włożyła świeżą słomę, tak, by sienników wystarczyło dla niej i towarzyszy. Na razie sienniki kazała Drwalowi położyć w zajmowanych przez nich izbach, a sama wzięła się za segregowanie swojego dobytku. Posiadane rzeczy rozkładała na trzy osobne stosy. Na pierwszy kładła to, co uznała za niezbędne do zabrania, a więc podstawowe naczynia, nieco ciepłej odzieży, puste wsypy na sienniki i nici (z ich gęsto tkanego płótna można zszyć całkiem przyzwoite żagle, jeśli zajdzie taka konieczność). Drugi stos były to rzeczy, które chciała zabrać, by mieć coś na rozpoczęcie nowego życia w nowym miejscu. Te zabierze, jeśli uda się znaleźć statek piratów, bo na nim powinno być dość miejsca. Jeśli jednak będą musieli budować tratwę, by opuścić wyspę, to ukryje je w piwnicy. Natomiast na trzeci stos odkładała rzeczy nie warte zabrania.
- A choć no tutaj - zawołała do Drwala - obacz, może ci się coś z tej przyodziewy nada. Mojemu nieboszczykowi nic już po niej, a ty i Oliwer za wiele to nie macie, a zima znać o sobie daje.
Następne dni minęły (o ile nie wydarzyło się nic nieprzewidzianego) na wędzeniu mięsa i pieczeniu placków podróżnych, paleniu kaszy i tym podobnych czynnościach. Jeszcze niektóre rzeczy kilkakrotnie zmieniły miejsce na poszczególnych stosach...
Wreszcie minął termin wyznaczony przez Iwana jako przewidywany czas wyprawy. Kobieta coraz częściej wyglądała przez okno na piętrze, a jeśli pogoda na to pozwoliła, to i przez klapę w dachu, wypatrując powrotu grupy poszukiwawczej.
Coś wydarzyło się wcześniej, niż zapowiadał to Iwan. Minęły ledwo dwa dni. Najpierw przybyły ciemne chmury, rozpętując powoli burzę; Marta usłyszała w niej nie tylko pioruny. W ciemnej nocy z oddali dochodziły przytłumione huknięcia czegoś, co mogło być tylko armatami. Deszcz i błyśnięcia grzmotów ustąpiły pomarańczowej łunie ognia dochodzącego z kierunku, w którym udali się nieszczęśnicy.
Ogień rósł, a gdy zaczął wstawać dzień wszystko stało się jasne: oto pojawiły się czerwone żagle. Na początku ani Drwal, ani Marta, ani zamknięty w szopie pirat nie mogli się specjalnie cieszyć z tego widoku - zwykle oznaczał spalenie wyspy. A ponieważ ta zdawała się już palić...
Wielki okręt zbliżył się jednak do wioskowego portu, w którym wkrótce stanęli żołnierze w czerwonych mundurach. Jak ich dowódca sam później wspominał - nie bali się zarazy mając nad sobą boskie wsparcie. Mimo uprzejmości i względnej łagodności, nie przyjmowali żadnego sprzeciwu i bezzwłocznie zabrali trójkę żywych na pokład. Pozbawiając ich przy okazji wszelkiego dobytku. Marta musiała porzucić wszystko, a ostatecznie nawet ubranie - i poddać się badaniom oraz piekącej kąpieli mającej oczyścić ją z ewentualnej plagi. Niemniej została uratowana i z tego co usłyszała, to Iwan i spółka również. Mieli dopłynąć drugim okrętem i ich dogonić... co prawda bez Olivera, który zginął. Drwal zniósł to w milczeniu.
Pozostało jej tylko przyjąć gościnę załogi Huzara i z pokładu patrzeć, jak jej dom zostaje anihilowany armatami plującymi lepkim ogniem.