Rozbitkowie

Piętnastu chłopa na umrzyka skrzyni. Archiwum sesji zakończonej.
Awatar użytkownika
Ygrek
Posty: 291
Rejestracja: 2013-10-22, 23:08
Tytuł: Wiecie kim jestem
Has thanked: 3 times
Been thanked: 9 times

Rozbitkowie

Post autor: Ygrek »

Wszystko miało pójść gładko.

Nasi bohaterowie pochodzili zewsząd. Morski świat jest wielki, a jego mieszkańcy lubią podróżować. Traf chciał, że tych kilku skończyło razem na jednym statku. Karaka Cytadeli "Zielona Łuna" zawijała do portów w pobliżu strefy kontroli tego bądź co bądź imperium; niosła wieści o prawdopodbieństwie pojawienia się tu wkrótce zarazy i ewakuowała ludność, razem z kilkoma innymi statkami. Flota czyniła to raczej z rozsądku i chęci przerwania prawdopodobnej "ścieżki" dla zarazy, niż z czystej charytatywności. Aby chronić swoje rejony, Cytadela musiała pilnować też niepodległych wód na jej obrzeżach. Czasem ewakuacjami, a czasem zamienianiem portów w popiół.

Każdy trafił na "Zieloną Łunę" w niewielkim odstępie czasu. Nikt nie stawiał większego oporu, zwłaszcza że ewakuacja oznaczała też darmową właściwie przejażdżkę w stronę centrum Cytadeli, które ponoć było z grubsza bezpieczne. W porcie Lichwasser, z którego zabierała naszych bohaterów, załoga mówiła iż teraz będzie kierować się do Harrowport - miasta dokowego stanowiącego de facto bramę do serca cywilizacji. Pofatygowali się nawet o podarowanie mapy:

obrazek


I wszystko przebiegało gładko. Na statku nie panował tłok - kilku pasażerów, paru handlarzy, kilkunastu cywili z dobytkiem i załoga. Kapitan przedstawił się jako Jacen Hermand; był wysokim mężczyzną o równo przystrzyżonej brodzie i bystrym wzroku. Podobnie jak jego podkomendni, pod lekkim napierśnikiem nosił mundur w bladoczerwonej barwie Cytadeli.
Żołnierze krzątali się po pokładzie, pilnując porządku; medyk w ciasnym, skórzanym odzieniu i goglach na twarzy wypatrywał śladów zarazy, ale czynił to już właściwie dla formalności. Na statku był obecny też ciężkozbrojny rycerz z ciemną, szkarłatną szarfą Inkwizycji wokół szyi; był to jeden z tak zwanych "czyścicieli", ekspertów od walki z trupami. Można było czuć się bezpiecznie.

W ciemności drugiej nocy rejsu statek zaskoczył nagły sztorm. Potężny, szalony sztorm, niezwiastowany niczym co można było łatwo wypatrzeć w mroku. Nim pasażerowie się zbudzili, karaka w coś uderzyła i nagły poryw wiatru złamał maszt. Zanim stracili przytomność od kolejnego uderzenia o pokład, niektórzy mogliby przysiąc, że widzieli w świetle pioruna trąbę powietrzną. Wszystko trwało chwilę - i łup, koniec.

* * *

Kilku z podróżnych powoli odzyskiwało przytomność. Niebo było blade i jeszcze ciemne; rozgonione przez cichnący wiatr chmury przebijały snopy słabego światła wschodzącego słońca. Czuli potworny ból w skroniach, lecz ból ten skutecznie stawiał ich na nogi i przywracał do wybudzenia. W gardłach zalegały resztki wody, które próbowały wykasłać wyziębione płuca. Powietrze wypełniały pokrzykiwania kilku mew i szum fal leniwie obijających się o wrak.

"Zielona Łuna" była rozbita w stertę drewna. Leżała nieopodal, ale jej fragmenty rozrzucone były niemal wszędzie w zasięgu wzroku. Uderzenie musiało być potężne. Wrak spoczywał między porośniętymi skałami a piachem plaży, w który w jakiś sposób zdawał się być wbity odłamanym teraz dziobem. Resztki masztów i olinowania leżały gdzieś w koronach niewysokich drzew, a zawartość ładowni rozsypała się na podmywanym przez morze piachu. Dalej, w oddali wody dryfowało coś, co prawdopodobnie było ciałami. Kilka mew nadgryzało tą wątpliwą ucztę.
Część ofiar musiała być też na lądzie, bo w powietrzu unosił się ostry, słodkawy zapach śmierci. Z pewnością nie wszyscy mieli szczęście wybiec - lub zostać wyrzuconym przez impet - z obecnie zmiażdżonych kajut.

Bohaterowie budzili się powoli. Za plażą majaczył ciemny las i nim byli w stanie wstać i lepiej się rozejrzeć, każdy zastanawiał się, czy został sam. Kto jeszcze przeżył?
Awatar użytkownika
Mark Subintabulat
Wielki Szambelan
Posty: 1746
Rejestracja: 2013-05-10, 16:12
Tytuł: A. Duda Borysady
Has thanked: 2 times
Been thanked: 3 times

Re: Rozbitkowie

Post autor: Mark Subintabulat »

Plaża, ognisko, przyjaciele i butelki rumu krążące z rąk do rąk. Tego z pewnością nie można było powiedzieć o zaistniałej sytuacji. Iwan odkrztusił resztki wody, które wlały mu się do płuc. Rozejrzał się po najbliższym otoczeniu, musiał sprawdzić komu jeszcze udało się przeżyć. Mężczyzna zaczął od osoby jaka była najbliżej wyrzucona na brzeg jednocześnie nawołując głośno pozostałych potencjalnych rozbitków. Morozow podbiegał do poszczególnych ludzi i przyklękał przy nich sprawdzając czy oddychają lub czy wciąż bije im serce. Odratowanie osoby, której płuca zostały zalane wodą nie jest proste, ale w swojej karierze Iwan był świadkiem, że z nie takich opresji ludzie wychodzili. Drugą ważną rzeczą było jednak także zbadania i zabezpieczenie najbliższego otoczenia. Znajoma woń padliny mogła bowiem sprowadzić na plażę zwierzęta dużo bardziej niebezpieczne od mew (np. żółwie!).
Borys, dobry ziomek
Pedicabo ego vos et irrumabo
"Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz


Hard Corps Theme

Obrazek
Awatar użytkownika
Barnej
Posty: 63
Rejestracja: 2013-05-29, 11:55

Re: Rozbitkowie

Post autor: Barnej »

Opanowanie ortografii, to nie tylko powód, dla którego głupki wioskowe chcą, żebyś pomagał im pisać listy. Czasem pozwala spojrzeć na życie z innej strony, z przymrużeniem oka. Dzięki temu bystry umysł mógł teraz wychwycić nieprzyjemny żart losu, który zamienił bul, bul, bul na wodzie w ból, ból, ból na plaży.
Bystry umysł Kornela jednak tego nie chwytał. Po części dlatego, że chłopak nigdy nie był szczególnie skory do żartów strojonych z siebie samego, po części dlatego, że był nieprzytomny. No, bądźmy szczerzy - w chwili obecnej ten drugi powód był zdecydowanie ważniejszy.
Nie wiedział, co go oprzytomniło. Zdecydowany nacisk na klatkę piersiową, nawoływanie czy woda nagle wylewająca się z płuc. Doskonale wiedział natomiast, co zrobi zaraz po odzyskaniu przytomności. Nie zwlekał nawet chwili.
Wymiociny składające się głównie z wody i w niewielkim stopniu ze zjedzonego na kolację tuńczyka wylądowały tuż obok cucącego chłopaka Mrozowa. Mężczyzna przyjął to za dobry omen i zaprzestał uciskania klatki piersiowej młodzieńca.
Kornel zmrużył oczy, aby nieco poprawić ostrość widzenia. Dostrzegł mężczyznę, który przed chwilą do niego krzyczał. Znał tę twarz, mijali się czasem na karace.
- Co... - spróbował usiąść - co się stało?
Z trudem, bo z trudem, ale usiadł i rozejrzał się dookoła.
A wtedy odpowiedź Mrozowa przestała być potrzebna.
Awatar użytkownika
Morok
Posty: 712
Rejestracja: 2013-03-02, 19:47

Re: Rozbitkowie

Post autor: Morok »

Chłopiec siedział na deskach teraz w dużej mierze roztrzaskanego pokładu "Zielonej Łuny". Jego dłonie kurczowo trzymały oplątaną wokół szczątków masztu linę - linę, która przywiązane do kawałka drewna było całe jego ciało. Przechylony w kierunku, w którym nachylony był sam wrak, trwał w bezruchu - blady jak wielu innych, którzy nie przeżyli katastrofy. W przeciwieństwie do nich jednak - on przeżył.
Drgnął. Z ust, które podczas rejsu umilały czas pasażerów wesołymi szantami, wydobył się ciężki kaszel. Chris powoli otworzył podkrążone i zaczerwienione od morskiej wody oczy.
Pierwszym widokiem, który ujrzał, był mężczyzna - jeden z załogi, który w ostatniej chwili ocalił mu życie, przywiązując go do drewnianego pala, wiedząc co się święci. Później najwyraźniej próbował w podobny sposób uratować siebie. Ale pospiesznie zawiązana lina w najgorszym momencie rozplątała się i owinęła wokół jego szyi - po czym zacisnęła. Ten, który ocalił, sam poniósł śmierć na morskiej szubienicy. Wisiał parę metrów dalej, utrzymywany na pochyłym pokładzie jedynie przez sznur, który stał się przyczyną jego zgonu.
Chris powoli obmacał całe swoje ciało. Wyglądało na to, że cudem nie odniósł żadnych większych obrażeń. Kapelusz, który podczas sztormu musiał przytrzymywać, by nie zwiał go podmuch wiatru, również przywiązany był do jego ciała. Brakowało tylko gitary, którą tamtej nocy zostawił w swojej kajucie.
Dookoła unosił się ohydny, przyprawiający o mdłości fetor. Chris czym prędzej rozciął węzeł, który go przytrzymywał, po czym, próbując zachować równowagę na przechylonym pokładzie, dowlókł się do burty. Tam zwrócił całą niewielką zawartość żołądka, w którym zebrało się zresztą sporo morskiej wody. Nadal słabo, ale już trochę lepiej. Zwrócił uwagę na mężczyznę, który krążył pomiędzy wyrzuconymi na plażę ciałami, chyba próbując ocucić tych, w których jeszcze tliła się iskierka życia. Zaraz jednak odwrócił się i chwiejnym krokiem skierował w stronę luku. Zamierzał zejść pod pokład i odnaleźć swoją kajutę - i przede wszystkim swoją gitarę.
Awatar użytkownika
Ygrek
Posty: 291
Rejestracja: 2013-10-22, 23:08
Tytuł: Wiecie kim jestem
Has thanked: 3 times
Been thanked: 9 times

Re: Rozbitkowie

Post autor: Ygrek »

Nie licząc młodzieniaszka, którego właśnie przywrócił do stanu używalności, Iwan zdołał znaleźć tylko kilka martwych. Żaden z nich nie miał pulsu; jakiś kupczyk miał roztrzaskaną głowę, a z pleców leżącego twarzą w piach żołnierza Cytadeli sterczało ostre, ułamane drewno. Większość zabitych dryfowała na wodzie. Okoliczny, ciemy lasek głucho milczał; poza mewami nad plażą nie było znaków obecności innych zwierząt.
Zarówno Morozow jak i Kornel łatwo zdołali usłyszać jakieś stukoty i trzaski dochodzące ze wraku. Czyżby ktoś próbował się z niego wydostać? Być może należało to jak najszybciej sprawdzić i mu pomóc, bo zniszczone cielsko karaki mogło w każdej chwili zawalić się jeszcze bardziej.

*

Znalezienie swojej kajuty mogło być kłopotliwe. Wrak był zdezelowany i na wpół otwarty, ale nadal wielki. Chris zlokalizował wzrokiem miejsce, w którym powinny być kajuty, ale schody jakie do nich prowadziły zostały zniszczone i całość była teraz drewnianym urwiskiem, na które trzeba było się jakoś wspiąć... a wszystko było łamliwe, przechylone, śliskie i pełne drzazg. Może na zewnątrz, od strony burty byłoby łatwiej?
Wiszącemu obok trupowi był obojętny los gitary, tak samo jak reszcie umarłych i być może dopiero umierających. Żywych natomiast mógł bardziej zainteresować los skrzyń i worków, które zawierały w sobie prowiant załogi i właśnie powoli tonęły, wylewając się do wody z rozbitej ładowni niczym trzewia z rozciętego brzucha.

(JESTEŚ NA DOLE, NA ZIEMI, POWTARZAM - NA DOLE. Wrak jest roztrzaskany, fragment do którego się przywiązałeś został wyłamany i wylądował niżej. Po co udziwniać?)
Awatar użytkownika
Mark Subintabulat
Wielki Szambelan
Posty: 1746
Rejestracja: 2013-05-10, 16:12
Tytuł: A. Duda Borysady
Has thanked: 2 times
Been thanked: 3 times

Re: Rozbitkowie

Post autor: Mark Subintabulat »

Iwan doskonale wiedział, że po katastrofie morskiej o dalszych losach rozbitków decydowały prawie zawsze pierwsze działania podjęte przez ocalałych.
-Jeżeli możesz się ruszać to chodź ze mną, będę potrzebować twojej pomocy- powiedział do młodzieńca Morozow
Bez względu na to co zrobi chłopaka Liev obiegł szybko wrak statku nasłuchując skąd dobiegał hałas. W trakcie dokonywanych oględzin mężczyzna szybko zauważył kolejnego rozbitka, który również próbował dostać się do wraku. Czy to on mógł powodować te hałasy?
-Wszystko w porządku? - spytał chłopaka - też słyszałeś te dziwne dźwięki? O jasna cholera! Szybko pomóż(cie) mi zabezpieczyć zapasy. Bez nich długo nie przetrwamy.
To mówiąc Iwan ruszył w stronę otworu skąd na zewnątrz wydostawał się ładunek. Zaczął chwytać poszczególne skrzynie i pakunki i holować na suchy brzeg (korzystając z magii wyporności wody). Co lżejsze lub mniej odporne na zalanie rzeczy, które udało mu się zauważyć niósł w ramionach ponad wodą. Priorytetem była woda, następnie żywność, a potem reszta bagaży, nie licząc dokumentów, o które również należało zadbać z największą starannością.

[Jeżeli chodzi o mapę, którą widzieliśmy w pierwszym poście to czy ktoś z nas ma ją lub znalazł podczas przeszukiwania miejsca katastrofy czy musimy polegać na swojej pamięci?]
Borys, dobry ziomek
Pedicabo ego vos et irrumabo
"Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz


Hard Corps Theme

Obrazek
Awatar użytkownika
Morok
Posty: 712
Rejestracja: 2013-03-02, 19:47

Re: Rozbitkowie

Post autor: Morok »

Rumowisko nie było ślepą uliczką, ale Chris wolał najpierw sprawdzić, czy nie da się tam dostać z drugiej strony. Wygramolił się więc z luku i ostrożnie podszedł do balustrady. Gdzieś tu powinna być sznurowa drabinka, wystarczyło tylko wspiąć się na górę i tam poszukać "wejścia" do kajut. Kątem oka zauważył, że pozostali rozbitkowie (była ich już dwójka, najwyraźniej temu rosłemu udało się kogoś ocucić) ruszyli ratować jakieś skrzynie. Domyślił się, że być może tam właśnie są zapasy, ale... przy swoich gabarytach i tak nie mógł im za bardzo pomóc, a poza tym... znalezienie gitary była dlań większym priorytetem, niż samo przetrwanie (jak jakiś morski rurkowiec).
Awatar użytkownika
Barnej
Posty: 63
Rejestracja: 2013-05-29, 11:55

Re: Rozbitkowie

Post autor: Barnej »

Wciąż szumiało mu w głowie. Kiedy wstał, poczuł się, jakby wcale nie opuścił rozchybotanego pokładu karaki. Plaża zakołysała mu się pod nogami i omal nie upadł. Przymknął na moment oczy i odetchnął głęboko, dając organizmowi czas na dojście do siebie.

Szybko sprawdził, czy czegoś mu brakuje. Uśmiechnął się z zadowoleniem, kiedy w kieszeni wymacał ciężkawą sakiewkę z pieniędzmi i zauważył, że na palcu wciąż ma swój rodowy sygnet. Gdziekolwiek się znalazł, bogactwo nie zaszkodzi. Broń też nie, dodał w myślach, muskając opuszkami palców przytroczoną do pasa szablę.

Mężczyzna, który uratował mu życie, kazał mu za nim iść. Kornel nie przywykł do wykonywania rozkazów, a tamten najwyraźniej czuł się niepisanym przywódcą. W pierwszej chwili chłopak chciał coś odwarknąć i usiąść na tyłku, aby poprzyglądać się poczynaniom innych. Rozejrzał się nawet za odpowiednim miejscem. I wtedy uprzytomnił sobie, że na piachu dookoła znajdują się niejedne zwłoki, często wyglądające dość makabrycznie. Ochota do pozostawania tu przeszła mu jak ręką odjął.

Niemrawo ruszył za Iwanem. Wcześniejszy sztorm uratował go przed dylematem związanym z moczeniem spodni w wodzie - i tak były całe mokre. Powoli, nie spiesząc się i nie przemęczając szczególnie, chwytając tylko najmniejsze pakunki, zaczął pomagać mężczyźnie.

- Nie możemy tak tego zostawić! - rzucił ze złością, kiedy Mrozow przechodził niedaleko. - Gdy się stąd wydostaniemy, powinniśmy ubiegać się o odszkodowanie.
Awatar użytkownika
Ranjir
Posty: 620
Rejestracja: 2013-05-08, 21:41

Re: Rozbitkowie

Post autor: Ranjir »

Jako jedyny ork wśród załogantów Azhim trzymał się na uboczu przez większość rejsu. Podczas burzy chciał pomóc załodze w opanowaniu statku, lecz kapitan zdecydowanie odesłał go pod pokład.
Do świadomości przywrócił go ból. To dobrze. Skoro boli, to znaczy że żyje. Po przebudzeniu ork obmacał tył głowy i tors. Całe szczęście był tylko mocno potłuczony, może miał złamane żebro lub dwa, ale żadnej krwi nie było. No może poza kilkoma drobnymi zadrapaniami. Teraz należało znaleźć broń. O dziwo to okazało się całkiem proste. Jeden z jego toporów leżał tuż obok. Widać los tak chciał. Dobrze by było odzyskać też drugi, ale teraz ważniejsze jest życie. Grunt, że worek z rzeczami miał zawsze przy sobie.
Nie tracąc już więcej czasu ork szukał jakiegoś wyjścia z wraku.
- Hej! Jest tam kto? - Nawołując uderzał w burty statku. Może jeszcze ktoś przeżył?
Awatar użytkownika
Ygrek
Posty: 291
Rejestracja: 2013-10-22, 23:08
Tytuł: Wiecie kim jestem
Has thanked: 3 times
Been thanked: 9 times

Re: Rozbitkowie

Post autor: Ygrek »

Iwan i Kornel zdołali ocalić część zapasów. Najszybciej spisane na straty były ciężkie worki z warzywami i zbożem, które nawet po wyłowieniu byłoby już do niczego. Z prowiantu zdołali ocalić kilka pomniejszych skrzyń z kołami sera i grubym, wielkim pieczywem, sporo osznurowanych baniaków z wodą pitną, dwie beczułki z wędzonymi rybami i skrzynkę z butelkami rumu. Było tego całkiem sporo; jednakże jeszcze więcej zostało utracone, odpływając z falami i tonąc w dalszej wodzie... nad którą przecież dryfowały zwłoki.
W ładowni nie trzymano jednak prywatnych bagaży, a jedynie jakieś materiały handlowe kupca, który podróżował statkiem. Stanowiły większość zawartości ładowni i były to głównie ogromne skrzynie pełne wełnianych płacht; przez swój ciężar to one pierwsze wyleciały z ładowni i popłynęły z tonią na dno. Poza nimi było też trochę rynsztunku załogi, głównie szable, jakieś kusze i pancerze; rozbitkom udało się jednak odratować tylko kilka broni.
Większość ładunku została utracona, zarówno przez fizyczne roztrzaskanie jak i przez utonięcie. Udało się uratować głównie tylko prowiant, ale dzięki szybkiej akcji ocalonego jedzenia i picia było sporo. Lepiej zapowiadał się też los osobistych bagaży rozbitków, który - ten, którego nie mieli go przy sobie - powinien spoczywać w kajutach, które położone były w "lądowej" części wraku.

Jednocześnie zauważyli, że ten "trzeci", który najwyraźniej przeżył, zaczął łazić po wraku. Czyżby znalazł kogoś jeszcze? Nagle jednak coś potępieńczo zaskrzypiało, i...

***

Chris, upewniwszy się, że po zwisającej drabince można wejść, spróbował; chwycił się, postawił pierwszy krok... i poczuł, że coś się łamie.
Odsunął się w porę; wielka połać drewna, zakrywająca burtę, z trzaskiem odłamała się od reszty! Za nią runęło coś jeszcze - i cały ten kawał drewna z łoskotem uderzył w ziemię, wzbijając kłęby piachu i małych drewienek. Chris miał wrażenie jakby centymetr od niego spadła z nieba drewniana chata. Najwyraźniej było kwestią czasu, aż ten fragment odpadnie, więc dobrze że stało się teraz za sprawą chłopaka, niż gdyby później po nim chodził...
Wydarzenie to sprawiło, że we wraku zrobiła się wyrwa torująca przejście do kajut pod pokładami, niby tunel w drewnianym szkielecie. Odpadły ścianki owych kajut, przez co można było teraz do nich mieć dostęp jakby były oczkami w plastrze miodu.

A właśnie przed Chrisem odkryta została ta kajuta, z której patrzył na niego jakiś ciemny, szarawy, łysy łeb.

***

Azhim mógłby przysiąc, że swoim uderzaniem w burtę statku właśnie ją rozwalił.

Część skorupy nagle zajęczała i powoli runęła na oścież, odsłaniając przed zawalonym pokładem zewnętrzny świat; wrak przypominał teraz karykaturę jakiegoś przydrożnego straganu, w którym kajuty robiły za kolejne stoiska.
Gdy tumany pyłu opadły, ork poczuł powiew morskiego powietrza z nutą śmierci, usłyszał słaby szum fal oraz zobaczył blade, ciemne jeszcze niebo... i gębę jakiegoś młokosa, który stał przed nim z miną jakby zbił dzban mleka.


***
(Upraszczając, odłamał się kawał burty odsłaniając alternatywne wejście do zawalonego wnętrza i kajut; macie teraz do nich prosty dostęp, więc nie musicie kombinować niewiadomo czego)
Obrazek
Awatar użytkownika
Ranjir
Posty: 620
Rejestracja: 2013-05-08, 21:41

Re: Rozbitkowie

Post autor: Ranjir »

- Ha! Siła nade wszystko! - Azhim w istocie był przekonany, że to jego uderzenia spowodowały dalszą demolkę statku. Kiedy już wszystko jako tako się uspokoiło, ork postanowił przemówić do przestraszonego młodzieńca. - Czyli nie tylko ja przeżyłem. Dobrze. - Na szarej twarzy pojawił się uśmiech. - To nie ty tak wyłeś przez większość czasu? Trzeba stąd uchodzić, ale skoro kajuty otwarte, to można zaryzykować szybki rekonesans, co? - Nie czekając na odpowiedź ork udał się najpierw do swojej kajuty ufając, że najdzie tam drugi topór. Pobieżnie przejrzał też zawartość reszty pomieszczeń. Może jest tam coś przydatnego (jakieś jedzenie, bukłak z winem itp)
Wziąwszy to, co warte było wzięcia Azhim ostrożnie wyskoczył z wraku przez powstałą wyrwę.
Widok ciał na plaży nie był pocieszający. Jednakże ork nie rozczulał się nad trupami. Widać takie było ich przeznaczenie. Chwilę później jego wzrok powędrował ku dwóm mężczyznom zmagającym się z ładunkiem. Nie zwlekając ork zrzucił pancerz, buty i rękawice, zostawił worek i topory (o ile drugi się znalazł) i ruszył by im pomóc.
- Witajcie. Dobrze, że ktoś jeszcze przeżył. To wszystko, co udało się uratować?
Awatar użytkownika
Morok
Posty: 712
Rejestracja: 2013-03-02, 19:47

Re: Rozbitkowie

Post autor: Morok »

Chrisa widmo śmierci mijającej go o włos zbiło z tropu tylko na chwilę. Łysa, szara morda orka, która nagle wychynęła z powstałej w burcie dziury, napełniała chłopca otuchą. Młody bard kojarzył go z załogi, ale dotychczas nie mieli okazji ze sobą porozmawiać. Oczu Chrisa nie uszedł fakt, że reszta marynarzy niezbyt przychylnie patrzyła na "odmieńca".
- Wycie? To musiał być ktoś inny. Ja ŚPIEWAŁEM - z udawaną obrazą poprawił "topornego" jegomościa. - I najpierw muszę znaleźć moją gitarę; moją piękną Zuzannę! - dodał, wdrapując się do kajuty. Minął orka, kierując kroki w stronę "tunelu" i poszukując wzrokiem swojego własnego, małego mieszkanka. Poza odnalezieniem gitary, istniała też całkiem realna możliwość splądrowania kajut pozostałych pasażerów - którym ich majątki już do niczego się nie przydadzą.
Awatar użytkownika
Mark Subintabulat
Wielki Szambelan
Posty: 1746
Rejestracja: 2013-05-10, 16:12
Tytuł: A. Duda Borysady
Has thanked: 2 times
Been thanked: 3 times

Re: Rozbitkowie

Post autor: Mark Subintabulat »

Iwan nie pozwolił sobie póki co na choćby chwilę odpoczynku. Gdy usłyszał głuche wołanie, a potem trzask pękającego drewna udał się w stronę źródła dźwięku. Zauważywszy uszkodzenie, którego jeszcze chwilę temu nie było i młodzieńca, który od początku dziwnie się zachowywał, Morozow dostrzegł wkrótce kolejnego rozbitka.
-To ty - skwitował krótko mężczyzna spoglądając na orka i uśmiechając się kwaśno - Wygląda na to, że jesteśmy w niezłej dupie, ale dobrze że udało ci się wyjść z tego cało. W każdym razie sam widzisz w jakim stanie jest wrak. Lepiej wydostańmy z niego wszystko co może nam się jeszcze przydać, bo jeszcze ta łupina jest nam gotów zawalić się na głowy.
Ostatnie zdanie Morozow wypowiedział na tyle głośno aby także pozostali mogli ich wyraźnie usłyszeć.

Przeszukując wnętrze statku mężczyzna znalazł swoją pozostałą własność i skompletował zbroję, którą następnie starannie rozłożył na kamieniach lub deskach na brzegu, które znajdowały się poza zasięgiem morskich fal. Gdy już wszyscy (prędzej czy później zebrali swoje graty najemnik postanowił zabrać po raz kolejny głos:
-Na pewno kojarzycie mnie z widzenia. Los tak chciał, że przeżyliśmy sztorm, ale czeka nas teraz trudny okres. Jest dużo pilnych rzeczy do zrobienia jeżeli chcemy spędzić jako tako najbliższą noc, ale wpierw powinniśmy nieco się poznać i dowiedzieć, kto na czym się zna. Jestem Iwan Morozow, ale możecie mi mówić po prostu Liev. Jestem najemnikiem. Znam się nieco na polowaniu i pracach obozowych. Na szczęście moja kusza wciąż jest sprawna, więc nie powinniśmy mieć problemu ze świeżym mięsem.
Mężczyzna w końcu zamilkł i dał dojść do głosu pozostałym. Słuchał uważnie i przyglądał się swoim rozmówcom zerkając od czasu do czasu na okolicę.

Jeżeli wszyscy zakończyli swoją prezentację Morozow pragnął poruszyć kilka naglących kwestii [to wszystko są tylko moje propozycje, a nie polecenia-rozkazy, które należy rozważyć):
1. Ciała rozbitków, które należy zebrać i najlepiej spalić
2. Rozbicie prowizorycznego obozu i zabezpieczenie go. Zdaniem Iwana najlepiej byłoby się rozłożyć na granicy lasu i plaży aby zachować nieustanny widok na morze skąd mógł nadejść dla nich ratunek w postaci innego statku.
3. Zabezpieczenie zapasów i ustalenie reguł ich racjonowania.
4. Przygotowanie wyprawy zwiadowczej.

Ponadto Iwan wpadł na następujące pomysły:
-Wełniane płachty przy współpracy wszystkich mężczyzn można wtachać na brzeg i osuszyć. Następnie nożem pociąć na mniejsze części, dzięki czemu każdy z rozbitków będzie miał ciepły koc. Ogólnie czym więcej tych płacht tym lepiej, bo można z nich zrobić np. namioty i wykorzystać w inny przydatny sposób.
-Zebranie całej odzyskanej broni i narzędzi w centrum obozu (wszystko co nie należy do ekwipunku graczy)

Morozow chciał także zdjąć, oczyścić i zachować dla siebie szkarłatną szarfę należącą do rycerza, który służył w Inkwizycji. Mógł nadejść bowiem czas, w którym ten przedmiot okaże się dla rozbitków bardzo przydatny.
Borys, dobry ziomek
Pedicabo ego vos et irrumabo
"Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz


Hard Corps Theme

Obrazek
Awatar użytkownika
Ranjir
Posty: 620
Rejestracja: 2013-05-08, 21:41

Re: Rozbitkowie

Post autor: Ranjir »

- Azhim. Wojownik. Jeśli macie krótki łuk, to i ja mogę polować. A poza tym umiem walczyć. Jeśli trzeba mogę kogoś poduczyć, ale nasz styl walki różni się od ludzkiego. - Ork wskazał na masywne topory leżące w pobliżu. Azhim w pełni poparł plan najemnika, tak jego części, jak i ich kolejność. - Mogę też spróbować wyłowić jakieś pomniejsze graty z dna. W końcu nikt nie pływa lepiej, niż Morskie Klany.
Gdy padł pomysł odzyskania wełnianych płacht ork zaproponował, by zebrać też żagle. Najprawdopodobniej łatwiej będzie je wyciągnąć na brzeg (jeśli nie są w strzępach), a na namiot są idealne, bo nie przepuszczą nawet odrobiny wody.
Awatar użytkownika
Barnej
Posty: 63
Rejestracja: 2013-05-29, 11:55

Re: Rozbitkowie

Post autor: Barnej »

Kornel z założonymi rękoma stanął kawałek od przemawiającego Iwana. Wysłuchał go, a wraz z kolejnym słowem mężczyzny, mina chłopaka coraz bardziej markotniała. Chcą tu zostać? Powinni wezwać pomoc, jak najszybciej. Po co pracować? Wystarczy rozpalić ognisko. Ktoś z pewnością będzie ich szukał. Go szukał. Był przecież zaginionym synem lorda wyspy Kra'an.
Kiedy padło pytanie o umiejętności, Kornel ostentacyjnie zaczął przyglądać się niebu. Słońce zdążyło już prawie wzejść.
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: Rozbitkowie

Post autor: Borys »

Szczęście w nieszczęściu, można powiedzieć. Kiedy statek się rozbił, Dimitrow z dużym impetem uderzył głową o ścianę, tracąc w mig przytomność (patrząc na to, ile wtedy wypił, być może i bez tego w końcu by ja stracił). Ocknął się dopiero przed chwilą, zakrwawiony i poobijany, ale właściwie bez żadnych większych obrażeń, które mogły spowodować zgon. Tylko niech się upewni... tak, butelki z życiodajną cieszą, dzięki niebiosom, były całe i zdrowe.
Czas wyjść na świeże powietrze. Słyszał głosy i kroki, nie mogło być więc tak tragicznie. Może w pobliżu będzie jakieś miasto? Powoli wygrzebał się spod zapadniętej kajuty, a potem stanął na piasku jakby nigdy nic i zaczął rozglądać się, wypatrując pozostałych przy życiu. Hm... ledwo kilku. Dookoła pełno trucheł. W dodatku przed nimi tylko las.
Źle to wyglądało. Ale Wasyl był dobrym człowiekiem, prawda? Dlatego zaczął szukać kogoś, komu mógł pomóc, może rannych, może ktoś miał jakiś pomysł, co dalej...
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Ygrek
Posty: 291
Rejestracja: 2013-10-22, 23:08
Tytuł: Wiecie kim jestem
Has thanked: 3 times
Been thanked: 9 times

Re: Rozbitkowie

Post autor: Ygrek »

Grupka powoli powiększała się. Iwan przedstawił swoje plany, które były całkiem realne; pobieżne oględziny wykazały, że wokół nich, na lądzie, jest około siedmiu ciał. Część leżała gdzieś na plaży i skałach, a część we wraku. Wzrokiem ocenić można było, iż na wodzie, daleko za rozwaloną ładownią, dryfuje jeszcze tuzin trupów.
Poza tym, co było w ładowni, można było znaleźć jeszcze trochę broni. Jakieś miecze, kilka pistoletów, sztylety i jeden muszkiet. Zdawało się jednak, że wszystkie kule i pakunki prochu zaginęły bądź zostały przemoczone; znalezione bronie palne były więc ograniczone do tych pojedynczych strzałów, którymi były załadowane. Podstawowe narzędzia powinny lepiej przetrwać sztorm, ale nie było nigdzie widać nierozbitej lunety.
Większość skrzyń z wełnianymi płachtami była już dawno zatopiona i poniesione przez pływ aż za miejsce na wodzie, na którym dryfowały zwłoki; na upartego można było uratować ze dwa pakunki. To jednak i tak było wystarczająco dużo ciepłej tkaniny.

Niestety, żagle były poszarpane - te, które dało się zlokalizować. Jeden z masztów znalazł się razem z postrzępioną płachtą gdzieś w koronach drzew, a żagiel główny już dawno odpłynął z fragmentami bocianiego gniazda w dal. Na szczycie wraku leżał jeszcze jeden z żagli, w stanie nadającym się na jeden namiot, ale trzeba było się tam wspiąć.
Iwan nie mógł też zobaczyć nigdzie rycerza. W jego kajucie leżała część zbroi i półtoraręczny miecz, ale nie było tam szarfy; prawdopodobnie nosił ją cały czas jako szal. Może jego ciało spoczęło gdzieś na szczycie wraku. Podobnie też nie było widać zwłok kapitana.

Wszystko to jednak były tylko rzeczy. Wspólnymi siłami łato uda się zrealizować te cele, ale nie wiadomo, co przyniesie dzień. Nie wiadomo nawet, gdzie byli.

***

Chris bez problemu znalazł swoją gitarę; była w stanie lekkiego obicia, ale nadal trzymała strój. I choć chciał sprawdzić zawartość kajut tych, którym ich dobytek już się nie przyda, to przy pierwszej próbie splądrowania za drzwiami przywitał go trup z roztrzaskaną głową; młoda kobieta osunęła się z framugi, gdy chłopak otworzył drzwiczki. Zniszczona czaszka zostawiła za sobą ślad bladoróżowej masy i plamę ciemnej mazi pod drzwiami... i na jego butach.
Żołądek natychmiast podpowiedział chłopcu, że jednak lepiej tego nie ruszać i tam nie wchodzić.

Gdy już doszedł do siebie i w swym przypływie heroizmu spróbował wejść do kolejnej kajuty, zauważył, że coś właśnie wylazło z jej gruzów. Nagły łomot przerażonego serca oznajmił mu, że z pewnością był to jakiś obrzydliwy, tłusty szczur! Których będzie w tych rozsypujących się dechach pełno. Na pewno mają wielką ucztę na zmiażdżonych wnętrznościach dawnych mieszkańców tych pomieszczeń. Którzy są martwi i zmasakrowani jak ta przed chwilą. A martwi ludzie...
Pomyślał o widmie zarazy i przed oczyma pojawiła mu się wizja rozpołowionej głowy młodej kobiety, w którą powoli wgryza się brudne, pokryte kleszczami zwierzę. Może to nie był taki dobry pomysł grzebać się w tym rumowisku jak jakiś twardziel.

***

Nim Wasyl wydostał się na zewnątrz, był pewien że koło miejsca jego pobytu coś chodziło. Wydawało mu się też, że słyszał stamtąd jakiś krótki bulgot. Albo przewrócił się jakiś dzban z winem, albo ktoś wino zwrócił... nieważne.

Na zewnątrz zobaczył grupkę ludzi: jakiegoś młodzieniaszka, wytatuowanego orka i dorosłego mężczyznę. Najwyraźniej to oni od pewnego czasu dyskutowali o czymś, co teraz brzmiało wyraźnie jak plan działania. Chyba tylko tylu przeżyło, sądząc po zauważalnych w pobliżu zwłokach.

I oni zauważyli Wasyla, który wygramolił się koło miejsca, w którym niedawno znikł krzętający się dzieciak. Czyżby zamienił się w kogoś użytecznego?
Awatar użytkownika
Morok
Posty: 712
Rejestracja: 2013-03-02, 19:47

Re: Rozbitkowie

Post autor: Morok »

Na widok martwej kobiety, bard zacisnął zęby. Wydawało mu się, że takie widoki już nie będą go ruszały... i że przed paroma minutami zdążył już wyrzucić z siebie całą zawartość żołądka.
Mylił się. W jednej chwili powróciły do niego te obrazy. Choć potrząsał głową jak szalony, czuł, jak powoli uginają się mury, które kiedyś postawił w swojej podświadomości. Miał ochotę oprzeć się o ścianę i zwymiotować - ale w tej samej chwili wyobraźnia namalowała mu przed oczami obraz pełzających po drewnianej powierzchni, wielkich, czarnych robaków, napęczniałych od zepsutej krwi. Odskoczył jak oparzony.
Natychmiast podjął decyzję, którą w ciągu swojego krótkiego życia podejmował tyle razy, że weszła mu już w krew: uciekać w cholerę. Niemal przebiegł z powrotem przez korytarz, po czym wyskoczył z dziury w kadłubie. Drogę po piasku do reszty towarzyszy przeszedł już raźnym, energicznym krokiem, nie dając po sobie poznać, ile kosztowała go wizyta we wraku statku.
- I co, ustaliliście coś? - zapytał wesoło, krzyżując ręce na piersi i uśmiechem maskując wewnętrzne (w obydwu znaczeniach tego słowa) poruszenia. Spośród nich kojarzył tylko orka, choć cała reszta musiała przynajmniej raz słuchać któregoś z jego występów.
- Najmocniej przepraszam, gdzie moje maniery - westchnął zaraz, zdejmując z głowy kapelusz i kłaniając się przed zgromadzonymi. - Zwę się Chris, do usług szanownych panów - przedstawił się z teatralną manierą, tak właściwą wielu bardom, opowiadaczom i nadwornym błaznom.
Awatar użytkownika
Ranjir
Posty: 620
Rejestracja: 2013-05-08, 21:41

Re: Rozbitkowie

Post autor: Ranjir »

- O! Udało ci się wygramolić. - Ork rozejrzał się po plaży, a później zwrócił wzrok ku morzu. - Najpierw rzeczy najważniejsze. Ja mogę pościągać te truposze z wody. Może i przesada, ale lepiej, żeby żadne zwłoki niedaleko nas nie dryfowały. Cholera wie, co mogą tu ściągnąć. Hmm, przydałby się ktoś do pomocy, bo sporo tego tam pływa. - Szybkim spojrzeniem ocenił ocalonych.- Ktoś, kto się nie obrzyga targając mokrego trupa.
Awatar użytkownika
Mark Subintabulat
Wielki Szambelan
Posty: 1746
Rejestracja: 2013-05-10, 16:12
Tytuł: A. Duda Borysady
Has thanked: 2 times
Been thanked: 3 times

Re: Rozbitkowie

Post autor: Mark Subintabulat »

-Witamy w drużynie szczęściarzy - przywitał kolejnego rozbitka Iwan - Chodź przepłuczesz sobie usta słodką wodą, bo pewnie pragnienie nie daje ci spokoju - to mówiąc Morozow sięgnął po jeden z wyłowionych baniaków i otworzył go.
-Póki co musimy oszczędzać zapasy, więc niech każdy wypije na razie 3 łyki. W związku z ograniczeniami racjami nie możemy też tu zaharować się na śmierć. Co godzinę powinniśmy robić krótkie odpoczynki.
Po tych słowach mężczyzna odszedł parę kroków na bok, podniósł kawałek drewna z wraku statku i narysował na piasku, poza zasięgiem fal okrąg, który następnie podzielił na 12 części a na środku koła wbił trzymany patyk.
-Dzięki temu będziemy mogli na bieżąco kontrolować upływ czasu. A teraz do dzieła. Ja z Azhimem zaczniemy zbierać ciała, a wy - zwrócił się do Chrisa i drugiego chłopaka - zacznijcie zbierać kawałki drewna i kłaść je wyżej na plaży aby wyschły. Będziemy potrzebować dużo opału. Ty przyjacielu sam zdecyduj w jaki sposób chcesz pomóc - rzekł Iwan kierując ostatnie słowa do najstarszego mężczyzny.
-Na pewno przyda nam się płytki dół pod stos.

Plan działania (dla mnie i Ranjira):
1.Najpierw wyzbierać truchła z wraku i okolic i ułożyć je jedno obok drugiego na plaży.
2.Przeszukać kajuty (z pomocą reszty jak będzie chciała pomóc) i wynieść wszystkie przydatne przedmioty (narzędzia, kosztowności, broń itd. na zewnątrz i umieścić obok zapasów.
3.Wyłowić resztę ciał, położyć obok reszty. Wcześniejsze odwrócić aby wyschły z drugiej strony.
4.Kontrolować upływ czasu

[Zakładam, że wszyscy ( w tym Borys) słyszeli rozmowę z mojego poprzedniego posta. Jak ktoś chce coś powiedzieć albo zrobić to niech to napisze i nie przejmuje się tym, że opisałem już z góry co moja postać zamierza zrobić. Iwan z pewnością przed/w czasie wykonania tych pasjonujących czynności znajdzie czas aby wysłuchać reszty towarzyszy niedoli.]
Borys, dobry ziomek
Pedicabo ego vos et irrumabo
"Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz


Hard Corps Theme

Obrazek
Awatar użytkownika
Barnej
Posty: 63
Rejestracja: 2013-05-29, 11:55

Re: Rozbitkowie

Post autor: Barnej »

Kornel, który do tej pory stał kilka metrów obok z założonymi rękoma i starał się patrzeć wszędzie, tylko nie na trupy, nagle usłyszał, że ktoś się do niego zwraca. A chwilę potem wydaje polecenie. Chłopak nie nawykł do takiego traktowania, do tej pory to on był tym, który rozkazuje. I nie widział najmniejszych powodów, aby miało się to zmieniać.

Spojrzał Iwanowi w oczy, ciesząc się w duchu, że stoi dość daleko. Gdyby musiał zadzierać przy tym głowę, wyglądałoby to komicznie.

- Jestem Kornel Zlotewitch. Ja nie pracuję - dodał, kiedy po minie mężczyzny wywnioskował, że samo imię i nazwisko niewiele mu mówią. - Mój ojciec, Gustaw, był lordem na wyspie Kra'an. Z pewnością o niej słyszeliście. - Buta zdawała się wylewać z chłopaka strumieniami. - Nie pohańbię mojego rodu zbierając jakieś głupie patyki.
Awatar użytkownika
Morok
Posty: 712
Rejestracja: 2013-03-02, 19:47

Re: Rozbitkowie

Post autor: Morok »

Chris natychmiast wyłowił fakt, że jeden z mężczyzn wydawał się myśleć o sobie jako o przywódcy grupy rozbitków. Wydawał polecenia i dyrektywy, jakby urodził się po to, żeby kierować. I chociaż bard w duchu przyznawał, że być może faktycznie przydałoby im się jakieś kierownictwo, to tupet, z jakim facet, którego nawet nie znał chciał mu rozkazywać, ani trochę nie podobał się kochającemu wolność muzykowi. Zdusił w sobie chęć zrobienia użytku z ostrego języka - teraz nie był czas na kłótnie i przekomarzania.
Stojący parę metrów dalej chłopak miał najwyraźniej na ten temat inne zdanie. Był chyba typem wymuskanego panicza, który ani jednego dnia w swoim życiu nie spędził na rzeczywistej pracy. Nic dziwnego, że nie odpowiadało mu absurdalne narzucanie przywództwa przez rosłego faceta. Chris postanowił załagodzić spór, zanim ten wybuchnie z pełną siłą.
- Być może lepszym pomysłem byłoby po prostu przenieść się z tego miejsca w jakąś inną część plaży albo w głąb lądu? W ten sposób z pewnością unikniemy zarówno zakażenia, jak i stworzeń, które przyjdą pożywić się zwłokami. Tak czy inaczej niemożliwością jest wyłowienie wszystkich, lepiej byłoby więc oddalić się stąd jak najprędzej - zasugerował. Miał nadzieję, że później uda mu się porozmawiać z młodym dziedzicem Zlotewitchem i trochę przemówić mu do rozsądku. Szlachcic wydawał się bardzo nieporadny i chyba nie do końca rozumiał, w jakiej sytuacji się znalazł. Jemu podobni, przeceniając znaczenie swojej błękitnej krwi, często kończyli z ową krwią wylewającą się z poderżniętego podczas snu gardła. Chris nie chciał, aby podobny los spotkał butnego Kornela.
Awatar użytkownika
Mark Subintabulat
Wielki Szambelan
Posty: 1746
Rejestracja: 2013-05-10, 16:12
Tytuł: A. Duda Borysady
Has thanked: 2 times
Been thanked: 3 times

Re: Rozbitkowie

Post autor: Mark Subintabulat »

Iwan najpierw spokojnie wysłuchał słów Kornela, pokiwał głową ze zrozumieniem, a następnie wsłuchał się w mądrości płynące z ust młodego barda.
-Proszę mi wybaczyć panie Zlotewitc, nie wiedziałem, że mam do czynienia z wysoko urodzonym. Gdybym o tym wiedział to przez myśl by mi nie przeszło wydawać wam polecenie zbierania głupich patyków. Oczywiście, że nie. Ktoś pańskiego pokroju z pewnością nadaje się o wiele lepiej do innych zajęć, które z pewnością odpowiadają urodzeniu i cnotom waszmości. Na przykład przeprowadzenie rekonesansu okolicy. Widzę u waszego boku piękną broń. W waszych sprawnych rękach z pewnością jest zabójcza. Jestem przekonany, że poradzicie sobie z tym wyzwaniem i nawet nie ośmielę się zhańbić dobrego imienia pańskiego oferując pomoc. Na pewno macie dość odwagi by przeprowadzić zwiad samemu nie mylę się?
Następnie przeniósł wzrok na młodego muzyka.
-Genialne. Czemu sam na to nie wpadłem. Masz chłopcze ze swoim zmysłem taktycznym zadatki na co najmniej dowódcę kompanii. Na pewno nie pomyliłeś powołania? Tylko jest jeden szkopuł. Nie wiem czy nasz młody kapitan słyszał, w jaki sposób objawia się zaraza przed którą byliśmy ewakuowani. Pozostawienie tych ciał samych sobie i udanie się na oślep w nieznane na pewno nie przyczyni się do poprawienia naszego bezpieczeństwa. Oczywiście nie zamierzam zostać tutaj na stałe. Nie mamy jednak pojęcia gdzie jesteśmy, więc lepiej przyszykować się na najgorsze i zgromadzić jak najwięcej zapasów i dopiero wówczas zbadać okolicę.
Morozow skończył mówić uśmiechając się szeroko z zadowolenia, że był w stanie tak rzeczowo odpowiedzieć młodym gówniarzom zamiast kazać im najzwyczajniej w świecie stąd wypierdalać i powiesić się na najbliższym drzewie.
Borys, dobry ziomek
Pedicabo ego vos et irrumabo
"Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz


Hard Corps Theme

Obrazek
Awatar użytkownika
Ranjir
Posty: 620
Rejestracja: 2013-05-08, 21:41

Re: Rozbitkowie

Post autor: Ranjir »

Azhim był zdecydowanie zadowolony z faktu, że to nie on musiał opieprzyć fircyków. Iwan w sumie zdawał się być konkretnym gościem. Trochę jak jeden z kapitanów z którym zdarzyło mu się pracować. Postanowił jednak dodać coś od siebie.
- Zarazy jeszcze nie widziałem, ale z tego co ludzie mówili, to właśnie trupy ją przenoszą. A skoro tak, to najlepiej trupy spalić, bo jeszcze za nami polezą. Także bierzmy się do roboty.
Jak to ork Azhim nie lubił ludzkich pogadanek. Jak coś trzeba było zrobić, to się robiło. Mimo, że żył wśród ludzi przez pewien czas, to nie rozumiał do końca całej tej szlachty. W Klanach urodzenie było ważne, ale ważniejsze były umiejętności.
Nie mówiąc już nic więcej ork zaczął targać zwłoki na kupę. Wiedząc, że zepsuta krew ma trującą moc okręcił ręce względnie czystymi szmatami wypłukanymi w morskiej wodzie.
Awatar użytkownika
Morok
Posty: 712
Rejestracja: 2013-03-02, 19:47

Re: Rozbitkowie

Post autor: Morok »

Chris potrząsnął głową. Zignorował szyderstwa nazbyt pewnego siebie mężczyzny, gdy jednak ten wspomniał o pladze, twarz barda pociemniała.
- Żaden z tych nieszczęśników nie poniósł śmierci z winy tej zarazy - zwrócił uwagę swoim chłopięcym głosem, który, chociaż z pewnością nie brzmiał zbyt poważnie i dostojnie, niósł w sobie jednak pewną melodię, która przyciągała uwagę ludzi. - Utonęli pod falami, zostali zmiażdżeni przez drewniany kadłub i umarli z wychłodzenia... - wyliczał ponuro. - Jeśli zostawimy tu ich ciała, to w takich warunkach zapewne dość szybko ulegną rozpadowi lub zostaną pożarte przez dzikie zwierzęta i ryby. Trupi dotyk niesie zaś ze sobą wiele zwyczajnych chorób, które również mogą przynieść nam zgubę. Jeśli teraz któryś z nas upadnie pod ciężarem choroby, znacznie nas to spowolni - dodał z przekonaniem, spod zmrużonych powiek patrząc na rosłego najemnika, tak jakby miał mu za złe, że ten w ogóle wspomniał o możliwości przemienienia się zwłok w żywe trupy.
Zaraz zwrócił wzrok w stronę reszty grupy. Szukał wsparcia w twarzach pozostałych uczestników rozmowy. Posłał znaczące spojrzenie orkowi, który chyba pierwszy rzucił pomysłem ściągania z wody dryfujących zwłok. Niech zmieni zdanie. Niech się stąd wynoszą. Jak najdalej stąd.
Zanim będzie za późno.

Na jego nieszczęście, ork wydawał się zdecydowany realizować plan z przenoszeniem zwłok. Chris mógł jedynie patrzeć, siedząc na piasku z podkulonymi nogami, jak marynarz obwiązuje sobie ręce szmatami i bierze się do roboty. Przynajmniej zachowywał ostrożność. Bard westchnął, biorąc w dłoń odzyskaną z kajuty, lekko poobijaną Zuzannę. Zaczął powoli grać jakąś smutną melodię. Śpiew strun ulatywał w stronę nieba, które z każdą chwilą wydawało się ciemnieć, jakby mówiąc rozbitkom: już po was.
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: Rozbitkowie

Post autor: Borys »

Wasyl podziękował Iwanowi kiwnięciem głowy i wypił równe trzy skromne łyki wody. Następnie bezpardonowo sięgnął po jedną z butelek z rumem i otworzył. Rozejrzał się po swoich nowych towarzyszach, a potem... potem zaczął pić. To mu wystarczy.
- Wasyl Dimitrow... powiedziałbym, że mi miło - mruknął chłodno. - Ale okoliczności są jakie są, nie będę się więc rozwodzić.
Kiedy Iwan skończył mówić, postanowił jeszcze sprawdzić, co działo się w kajutach, które opuścił. Nie był wtedy do końca przytomny, więc mógł pominąć coś ważnego... zwłaszcza, że chyba słyszał coś dziwnego...

[Wasyl przy okazji sprawdzi, czy jest tu coś, co można wykorzystać - broń, narzędzia, żywność, przedmioty codziennego użytku...]

Jeżeli nic go nie zatrzymało, wrócił, by zabrać się za przygotowanie dołu, o który prosił Morozow. Było mu wszystko jedno, czy spalą te trupy, pochowają czy zostawią na żer dzikich zwierząt. Nie spodobało mu się jednak zachowanie dwójki gówniarzy. Słysząc, co mówili, zaczął bawić się sztyletem, udając, że jest zajęty czymś innym. Znał sposoby, by nakłonić ich do roboty... jednak nie przyszedł czas na odkrywanie kart, a poza tym Iwan kontrolował sytuację. Dimitrow musiał przyznać, że gość wie, jak kierować ludźmi.
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Barnej
Posty: 63
Rejestracja: 2013-05-29, 11:55

Re: Rozbitkowie

Post autor: Barnej »

Chłopak doskonale wiedział, że Iwan drwi sobie z niego. Słowa mężczyzny podziałały jednak na młodocianą pyszałkowatość jak płachta na byka. I choć w środku drżał na samą myśl o oddaleniu się od grupy, na zewnątrz postarał się wyglądać dumnie i odważnie. Wypiął pierś i wyprostował się, aby wydać się nieco potężniejszym. Prawdą dłoń oparł o głowicę szabli, chcąc nadać sobie wyglądu mężów z obrazów, które zdobiły liczne pokoje jego rezydencji. Przodków, bohaterów, wojowników.

- Pójdę! - powiedział, starając się opanować drżenie głosu. A potem powtórzył jeszcze raz pod nosem, aby przekonać siebie samego. - Sprawdzę jak największy obszar, a wy... zbierajcie w tym czasie patyczki. Może zbudujecie z nich tratwę, którą odpłyniemy do domu? - chciał zakpić, ale łamiący się głos znacząco pomniejszył ten efekt. Zabrzmiało to raczej jak błagalna prośba, żeby faktycznie wymyślili, jak się stąd wydostać. Jak najszybciej.

Odwrócił się na pięcie. I dopiero wtedy pozwolił sobie na przerażoną minę i serię głębokich wdechów. Szybkim ruchem starł z czoła krople potu. A potem pomaszerował w las z prostym planem - wejść pomiędzy drzewa i przyczaić się w bezpiecznej odległości. Chciał cały czas obserwować pozostałych, jednak samemu pozostać niezauważonym.
Awatar użytkownika
Mark Subintabulat
Wielki Szambelan
Posty: 1746
Rejestracja: 2013-05-10, 16:12
Tytuł: A. Duda Borysady
Has thanked: 2 times
Been thanked: 3 times

Re: Rozbitkowie

Post autor: Mark Subintabulat »

Duma i honor szlachcica to jednak zabawne rzeczy. Co do zasady przynoszą więcej szkód niż pożytku, ale odpowiednio ukierunkowane mogą przynieść zadziwiające efekty. Iwan trochę, ale naprawdę w niewielkim stopniu zdziwił się gwałtowną odpowiedzią chłopaka. Przynajmniej przez chwilę będzie z nim spokój, a może z bożą pomocą uda mu się faktycznie zauważyć coś istotnego.
-Ha! Nie dość, żeś zaawansowany w dziedzinie taktyki to i wygląda na to, że studiowałeś kilka semestrów medycyny. Szkoda jednak, ze dopiero tak późno uczą was o samej śmierci i tym co się dzieje po niej. Mogę powiedzieć, że ja miałem z tym do czynienia od praktycznej strony. Sprawa wygląda tak, że przez pierwsze 3-4 doby po zgonie zwłoki przechodzą istną przemianę. Najpierw pojawiają się plamy pod skórą, głównie na stopach i rękach. Co zabawne, jeżeli uciśnie się te miejsca to plamy zaczną przesuwać się w głąb ciała. Później zresztą pojawiają się na tej części ciała, którą są obecnie zwrócone ku ziemi. To oczywiście nie koniec widowiska. Parę godzin po zgonie truchłom zaczynają stężać mięśnie. O spójrz na tego jegomościa - powiedział Mrozow podchodząc do najbliższych zwłok i chwytając je za szyję - spójrz jaki grymas wyszedł mu na twarzy. Chyba nie cieszy się z sytuacji w jakiej się teraz znalazł. Jest jeszcze parę ciekawostek, ale póki co sobie daruję. Robale i zwierzęta faktycznie poradziłyby sobie z nimi same, ale w kraju, z którego pochodzę panuje zwyczaj chowania zmarłych a i na tych wyspach doświadczyłem podobnego zwyczaju. Na razie póki zwłoki nie zaczęły gnić nie ma też obawy przed zarażeniem się czymś dopóki nie zacznie się babrać we flakach tych delikwentów. Skórzane rękawice czy parę warstw materiału w zupełności wystarczą. Oczywiście będzie gorzej jeżeli pozwolimy im tak tu leżeć i dryfować. Muchy i inne robactwo bardzo szybko nabierają do nich sympatii i składają tam swoje jaja. Mam nadzieję, że wyczerpująco wyłożyłem sprawę. Jeżeli już tak bardzo palisz się do drogi to zacznij od segregowania narzędzi i broni jakie przetrwały katastrofę.
Borys, dobry ziomek
Pedicabo ego vos et irrumabo
"Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz


Hard Corps Theme

Obrazek
Awatar użytkownika
Ygrek
Posty: 291
Rejestracja: 2013-10-22, 23:08
Tytuł: Wiecie kim jestem
Has thanked: 3 times
Been thanked: 9 times

Re: Rozbitkowie

Post autor: Ygrek »

Świt padł na las - a las ciągle spał.
Powoli wstawało słońce. Szarawe niebo wypełniało się jaśniejszym odcieniem błękitu, przecinane pasmami postrzępionych jak wata chmur. I choć nie było zbyt chłodno, to nie robiło się też cieplej.

W lesie było ciszej. Choć drzewa nie rosły gęsto, ich liściaste korony były dość bujne. Stanowiły równą "granicę" od plaży, przez co w normalnych warunkach wyspa ta musiała mieć w sobie malowniczość. Kornel nie słyszał jednak ćwierkania żadnych ptaków, poza coraz cichszym w miarę zagłębiania się krzykiem nielicznych mew.
Bez problemu przyczaił się pod osłoną drzew. Padał na niego cień ich koron, a jednocześnie mógł dojrzeć to, co działo się na plaży. Dojrzał jednak w głębi samego lasu coś ciekawszego; w oddali, pośród kolejnych drzew majaczyło parę pieńków. Równo ściętych. Ktoś musiał je ściąć i tu mieszkać.

***

Ciała nie stawiały oporu. Bardowi trzeba było przyznać rację w jednym - padły śmiercią względnie naturalną i wcale nie musiały przenosić zarazy. Z drugiej strony... w tych czasach i na tym świecie nic, co jest związane z trupami, nie jest pewne.
Na szczęście o rękawice i materiały do "izolacji" nie było ciężko. Po jakimś czasie niezbyt przyjemnej, ale koniecznej pracy udało się zebrać je na ziemi. Nie licząc rozbitych głów u niektórych, były w większości w dobrym, niezbyt rozbebeszonym stanie. Jedynie te z wraku skończyły dość brutalnie.

[tab][/tab]Allemor Swan, pokładowy "sanitariusz", który miał pilnować oznak zarazy, został znaleziony ze zmiażdżoną szyją między stolikiem w kajucie a jakąś ogromną belą. Jego głowa ledwo trzymała się karku, a kończyny były powykręcane. Prawdopodobnie nie zdążył nawet się obudzić, a impet zmiótł go leżącego na środek kajuty.
Sir Alec Dunnemayne spoczywał na wierzchu wraku, na pokładzie przy - teraz nieobecnym - głównym maszcie. U jego stóp leżała sterta lin, których końce nadal ściskała jego lewa dłoń. Prawa zapewne trzymała też miecz, teraz znajdujący się gdzieś dalej. Wszystko wskazywało na to, że do samego końca próbował ściąć olinowanie i siłą opuścić żagle, desperacko próbując jakoś spowolnić porawny przez sztorm statek. Nie miał na sobie swojej ciężkiej zbroi, poza rękawicami, przeszywanicą i szkarłatną szarfą na twarzy. Z jego brzucha sterczyło potężne, ułamane drewno, których wkoło było pełno, a jego noga przebita była wieloma mniejszymi drzazgami.
Kapitan Hermand został znaleziony w wodzie, w której utonął tak zwyczajnie jak wielu innych. U pasa nie miał nawet swojej szabli. Znaleziono ją gdzieś na pokładzie.

Masa innych ludzi skonała w podobny sposób. Jedni we własnych kajutach, inni walczący ze sztormem, a jeszcze inni pochłonięci przez wodę. Ich ciała w końcu zostały zebrane w jednym miejscu, a w innym - ich dobytki. Sakwy, koce, torby z drobiazgami, butelki z trunkami, kilka sztuk małej broni, paski, pakunek z bandażami Swana i część jego narzędzi medycznych. Ostatecznie zebrano też nieco złota - ale czy było teraz komuś przydatne?

Dół na ciała powiększał się. Miękka ziemia plaży nie była trudna w kopaniu. Wkoło było też mnóstwo drewna na stos - pozostawało ułożyć ciała i je podpalić.
Awatar użytkownika
Mark Subintabulat
Wielki Szambelan
Posty: 1746
Rejestracja: 2013-05-10, 16:12
Tytuł: A. Duda Borysady
Has thanked: 2 times
Been thanked: 3 times

Re: Rozbitkowie

Post autor: Mark Subintabulat »

Po zgromadzeniu ciał Iwan zaczął zbierać i układać duży stos. Miał w tym niejaką wprawę, bo kiedyś podczas oblężenia pewnego fortu obrońcy nie mogli sobie pozwolić na chowanie poległych, a żeby zapobiec potencjalnej epidemii wśród garnizonu zwłoki po prostu palono. Gdy już wszystko było przygotowane pozostało już tylko rozpalić ogień. O ile nikt ze współtowarzyszy nie miał krzesiwa lub nie znalazło się takie z rzeczy odzyskanych ze statku to Morozow zamierzał zaprószyć ogień starą znaną metodą tj. przy pomocy tak zwanego świdra ręcznego. Drzazgi i wióry z wraku powinny doskonale posłużyć za rozpałkę. Gdy ogień będzie już na tyle duży, że ryzyko jego wygaśnięcia będzie znikome Iwan uda się w miejsce gdzie zgromadzono znalezione dobra.
-No dobra panowie, czas aby jakoś sensownie podzielić się sprzętem. Zobaczmy co my tutaj mamy.
Sakwy, koce, torby z drobiazgami, butelki z trunkami, kilka sztuk małej broni, paski, pakunek z bandażami Swana i część jego narzędzi medycznych. Ostatecznie zebrano też nieco złota

Poza tym, co było w ładowni, można było znaleźć jeszcze trochę broni. Jakieś miecze, kilka pistoletów, sztylety i jeden muszkiet. Zdawało się jednak, że wszystkie kule i pakunki prochu zaginęły bądź zostały przemoczone; znalezione bronie palne były więc ograniczone do tych pojedynczych strzałów, którymi były załadowane. Podstawowe narzędzia powinny lepiej przetrwać sztorm, ale nie było nigdzie widać nierozbitej lunety.

Większość skrzyń z wełnianymi płachtami była już dawno zatopiona i poniesione przez pływ aż za miejsce na wodzie, na którym dryfowały zwłoki; na upartego można było uratować ze dwa pakunki. To jednak i tak było wystarczająco dużo ciepłej tkaniny.

Z prowiantu zdołali ocalić kilka pomniejszych skrzyń z kołami sera i grubym, wielkim pieczywem, sporo osznurowanych baniaków z wodą pitną, dwie beczułki z wędzonymi rybami i skrzynkę z butelkami rumu.
-Hmm, w sumie lepiej będzie jak sir Koniczyna czy jak mu tam było, będzie obecny przy podziale. Jesteśmy w trudnej sytuacji i musimy darzyć się przynajmniej minimalnym zaufaniem. A wiem, że nic nie psuje tak zaufania między ludźmi jak niesprawiedliwy podział łupów. W takim razie Azhimie liczę, że teraz ty powiesz nam co mamy robić. Przypuszczam, że dla ciebie radzenie sobie w takich wypadkach nie nastręcza wielu trudności. Co robimy w pierwszej kolejności?
Borys, dobry ziomek
Pedicabo ego vos et irrumabo
"Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz


Hard Corps Theme

Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Zombiesada”