Imię: Thomas Marrow
Profesja: Były żołnierz w stopniu porucznika
Wiek: 42
Wygląd:
Umiejętności: Był oficerem, więc potrafi czytać i pisać, zna się na mapach, orientacji w terenie, zna podstawy taktyki. Ponadto, dzięki latom praktyki, potrafi świetnie posługiwać się swoim dwuręcznym mieczem. Długa wedrówka uodporniła go ponadto na trudy, i odkryła przed nim sekrety sztuki przetrwania.
Ekwipunek:
-miecz dwuręczny
-skórzane ubranie
-krótki miecz ze sprężynowym mechanizmem wysuwania ostrza
-chuj wie co sprężynowe
-kompas
-kolorowe szpilki
-ołówek
Historia:
-Nie, Razor - powtórzył po raz trzeci Thomas.
Razor zaszczekał, jakby z wyrzutem. Krzyki kobiety przybierały na sile. Pies stanął nagle na dwóch łapach, złapał zębami za rękaw swojego właściciela.
-Razor...
Czworonóg szarpnął, pociągnął o krok człowieka w stronę chałupy, obleganej przez zarażonych. Thomas wolną ręką zdjął miecz z pleców, pies puścił ubranie.
-Po co? Przecież wiesz, że wszystkim nie pomożemy.
Szczeknięcie.
-Idę, idę.
Thomas poszedł. Trzej zombie zajęci byli waleniem łapami w drewniane drzwi. Odwróciło to ich uwagę od nadchodzącego zbawienia.
Pierwszy stracił głowę. Poziome cięcie na odlew gładko przeszło przez szyję nieszczęśnika. Thomas zrobił krok w prawo, niesiony ciężarem miecza, przysunął rękojeść bardziej do siebie, z mocą wyrzucił broń do przodu. Czaszka chrupnęła paskudnie. Trzeci trup zorientował się w sytuacji, odwrócił się w stronę atakującego go mężczyzny. Thomas wiedział, że nie starczy mu czasu na wyjęcie broni z głowy ostatniego przeciwnika i zadanie ciosu. Puścił zatem miecz, podstawił truposzowi nogę i w momencie, gdy zombie wznosił rękę do ciosu, Marrow z mocą łupnął go w skroń. Zarażony z impetem wyrżnął w oblegane drzwi, osunął się na ziemię. Gdy usiłował się podnieść, potężny cios ciężkiego dwuręcznego miecz zakończył jego żywot przez dekapitację.
-Otwórz, już koniec - Thomas silił się na spokój. Roztrzęsiona kobieta lekko uchyliła drzwi. Zobaczywszy zdrowego człowieka, odetchnęła. Marrow bez ceregieli wszedł w butach do chałupiny. Pierwszym, co zarejestrował jego wzrok, były zwłoki mężczyzny z zimnym ostrzem noża, które tkwiło w jego sercu. Ręcę kurczowo trzymał zaciśnięte na rękojeści.
-Nie wytrzymał... - wyjaśniła żałośnie kobieta. Marrow, nie bacząc na jej protesty, podszedł do ciała, podniósł je z wciąż tkwiącym w nim ciałem obcym i zabrał ze sobą.
-On nie jest zarażony, nie możesz! - jęczała kobiecina.
-Właśnie dlatego go zabieram - uciął Thomas.
***
-Jednak miałeś nosa, Razor - rzekł zamyślony mężczyzna, wpatrując się w ognisko.
-Myślałem, że to ze szlachetnych pobudek, a tu proszę, taki cwaniak z ciebie.
Pies nie zwrócił uwagi na kąśliwe uwagi właściciela. Sam zajęty był kąsaniem i pożeraniem zwłok samobójcy. Thomas nigdy nie pozwoliłby mu zjeść zombiaka. Co innego zdrowy człowiek. I Marrow, i jego pies jadali gorsze rzeczy. Znacznie gorsze. Porucznik miętolił w ustach suchara, rozmyślał. Rozmyślał o rodzinie. Rozmyślał o zarazie. Rozmyślał o takich jak on, samotnikach. "Ja nie jestem samotnikiem", poprawił się w myśli. Tak, Thomas miał kogoś bliskiego. Rzucił okiem na Razora. Tak, za kilka lat będzie siedział w fotelu i wspominał aktualną sytuację, głaszcząc swojego podopiecznego po głowie. Tak, kiedyś wszystko będzie w porządku.
***
Ścigający byli coraz bliżej. Thomas wnioskował to po coraz częściej wyskakujących zza drzew po jego obu stronach przeciwnikach.
-Szybciej, Razor! Dogonię cię.
Pies posłusznie popędził przed siebie. Marrow przeszył kolejnego atakującego go zombiaka na wylot, nie zwalniał biegu. Widział już przed sobą znajomą przepaść, której truposze nie dadzą rady sforsować. Potępieńcze wycie dodawało mu sił, motywowało go do dalszego wysiłku. Wybił się, przełożył nogi do przodu, wylądował. Czuł już euforię, udało sie. Mimo tego przetruchtał jeszcze kilkadziesiąt metrów. Ryki poczęły słabnąć. Thomas, wycieńczony, klęczał, wspierając się rękami o ziemię, dyszał ciężko. Był zmęczony, ale udało mu się.
Wtedy dostał w bok. Kopniak zombiaka sprawił, że porucznik puścił miecz i przeturlał się na plecy. Myślał że zwymiotuje. Zombie z triumfem wzniósł łapę do ataku.
Czas jest względny, w zależności od obserwatora. Gdy bezsilnie patrzysz na wściekłego truposza, całe życie przelatuje ci przed oczami. Wszystkie sytuacje, złe i dobre, mieszają się w jedną bezkształtną masę, widzisz skomplikowane obrazki, niby mozaikę. Myślisz również o przyszłości, o tym, że niedługo będziesz takim samym zombiakiem jak twój aktualny oprawca. Uczucie bezradności jest przytłaczające. To, że nic już nie..
Razor z impetem wpadł w truposza, zwalił go na ziemię, wgryzł się w wysuszoną skórę. Zombie nie dawał za wygraną, wył i miotał łapami we wszystkich kierunkach. Jeden z tych bezładnych ciosów trafił psa w gardło, pazury rozharatały ciało. Czworonóg odbił się łapami od martwiaka, poleciał do tyłu. Leżał na pleach i szarpał się z bólu we wszystkich kierunkach. Zarażony zajęczał, powoli próbował podnieść się z ziemi. Nie zdołał. Cios dwuręcznego miecza przebił się przez oko, przyszpilił zombiaka dokumentnie.
Thomas rzucił się na pomoc swojemu przyjacielowi. Próbował przytrzymać go, tamował krwawienie własnym ubraniem, rwał, darł, wiązał. Serce waliło mu szalenie, pocił się cały. Pies jeszcze chwilę walczył o życie, po czym wierzgnął po raz ostatni, bezwładnie opuścił kończyny. Ostatkiem sił odwrócił głowę w kierunku Thomasa, zawył cicho. Potem znieruchomiał całkowicie.
Razor zdechł. Nie. Umarł.
***
Człowiek pociągnął sążnisty łyk rumu, westchnął przeciągle. Przyszła jego kolej.
-Nazywam się Thomas Marrow. Kiedyś, dawno temu byłem porucznikiem w armii Cytadeli. Wiodłem spokojne życie, o ile życie żołnierza może być spokojne. Wszystko zmieniło się gdy przyszła zaraza. Zachorowała matka, zachorował ojciec. Gdy pewnego dnia wróciłem do domu, rzucili się na mnie. Własnoręcznie odciąłem im głowy. Ludzie stwierdzili, że pewnie cała rodzina jest zarażona, urządzili na mnie obławę. Musiałem uciekać. Uciekać jak najdalej. Pływałem na różnych statkach, kradłem, zabijałem. Ja i mój pies - Thomas przymknął oczy, pociągnął nosem. Wciąż nie otrząsnął się po stracie. Siedzący przy ognisku zrozumieli w mig, milczeli. Jeden z nieświadomych spróbował pocieszyć Marrowa.
-To tylko pies...
Thomas odwrócił się do niego z mordem w oczach. Chłopak zamilkł.