Kto nie ma miedzi...

Piętnastu chłopa na umrzyka skrzyni. Archiwum sesji zakończonej.
Awatar użytkownika
Ygrek
Posty: 291
Rejestracja: 2013-10-22, 23:08
Tytuł: Wiecie kim jestem
Has thanked: 3 times
Been thanked: 9 times

Kto nie ma miedzi...

Post autor: Ygrek »

Takie tam granie w tle
Akcja przenosi się z Harrowport
14 Września 1066, wczesny poranek
Kto nie oblewał wczorajszego "sukcesu" zbyt obficie mógł teraz cieszyć się brakiem dźwięków wydawanych przez słonce. Choć prawdę mówiąc nawet tym, którzy chcieli urżnąć się na umór wielkie problemy specjalnie nie doskwierały. Zdrowa porcja bólu głowy stawiała prędko na nogi w dniu nowej rzeczywistości. U stóp budynków pochylających się nad ulicami miasta rozlewała się poranna, mroźna mgła, a bryzy północnego frontu uderzały w nozdrza.
Choć wszędzie rozlewało się złote, ciepłe światło podpalające czerwonawe mury, powietrze smakowało ostrym błękitem zbliżającej się zimy.
Nie minęło wiele czasu nim dotarli do portu i molo zaznaczonego na mapie. Dość niska jeszcze temperatura zachęcała do przyspieszenia kroku i rozgrzania się. W okolicy krzątało się względnie mało ludzi, ale ich ilość i panujący ruch wzrastał im bliżej byli doków. Magazynierzy i żołnierze kręcili się tu chyba przez całą dobę; coraz głośniejszy gwar i charakterystyczny śpiew okrętowych dzwonów przelewał się przez szum fal. Morze było dziś wzburzone.

Statek, którego szukali czekał przyczajony w cieniu znacznie większego galeonu. "Konstantyn" - tak bowiem ochrzczono ich nowy transport - był małym, wąskim slupem o dwóch trójkątnych żaglach i bardzo zwartej budowie. Skromne rozmiary statku wypadały bardzo mizernie przy sąsiadującym okręcie, ale przemyślnie składane żagle z pewnością dodawały slupowi więcej powagi przy pełnym wietrze. Cały zresztą wydawał się pełen dziwnych mechanizmów i metalowych wzmocnień przywodzących na myśl maszynerię w hurtowni Jacka. Uwadze najemników nie mógł umknąć zwłaszcza zmodyfikowany kabestan na końcu statku, połączony z jakimiś płatami w okolicy steru. Czyżby służyło to do nabierania prędkości na mieliznach bez użycia żagli? Bardzo płytkie zanurzenie i drobna konstrukcja z pewnością predysponowały Konstantyna do takich manewrów.

Jego kapitan czekał na molo. Potężny, czarnoskóry mężczyzna zajadał jakieś gorące kluski z małej, drewnianej miseczki. Choć posturę miał plemiennego osiłka, jego twarz zdradzała zarówno wyrafinowanie jak i wieloletnie doświadczenie na morzu. Miał siwą, elegancką brodę i równie gustowną bliznę przecinającą nieco skrzywiony nos w poprzek. Za odzienie służyła mu co prawda skromna skórznia podbita wełną, ale głowę zdobił szykowny już kapelusz z piórem.
Podniósł wzrok znad miski, zauważając rozglądających się najemników.

- Ach, to na was czekam - zawołał z miękkim akcentem, odstawiając posiłek i podchodząc, by wyciągnąć dłoń. - Jestem Leufroy Selahetenne i będę waszym kapitanem. Znam już wszystkie szczegóły, więc możemy ruszać na Carcenne od razu. Kontrole nie będą nas zbytnio zatrzymywać dzięki wpisaniu tego rejsu pod ligę handlową... Mam nadzieję że jesteście gotowi na sporo wybojów, bo Konstantyn rwie jak strzała, a morze będzie dziś wzburzone. Na szczęście dla nas. Prawda?
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Borys »

Wasyl, z tą samą, ponurą miną co zawsze, przydreptał z samego rana do portu, dopijając z gwinta kupiony jeszcze o poranku bimber. Spał może ze trzy godziny, krócej niż jego towarzysze, którzy wcześniej opuścili poleconą przez miejscowych tawernę. Dimitrow pokręcił się wtedy jeszcze po okolicy i przepuścił część pieniędzy od Jacka w kości. Nie było co prawda widać po nim zmęczenia, ale najemnik zamierzał jak najszybciej rzucić się na koję i zdrzemnąć.
- Ładny kapelusz - mruknął Wasyl i wyciągnął zimną dłoń na powitanie. - Dimitrow. Długo pan pływasz po tych wodach? Ilu ludzi pan zmieścisz na tę łajbę?
Ostatnie pytanie Wasyl zadał trochę wbrew sobie. Tak naprawdę interesowały go głównie papiery, nie sądził, żeby spotkali na wyspie kogoś żywego albo niezarażonego.
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Ranjir
Posty: 620
Rejestracja: 2013-05-08, 21:41

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Ranjir »

Morski był jak zwykle rześki o poranku. Tawernę opuścił dość szybko wypiwszy raptem kilka piw, zostawiając wesoło pijących kompanów. Idąc przez port Azhim przyglądał się mijanym statkom i oceniał je w myślach.
- Azhim z Klanu Wichru. Jasne, że na szczęście. Dobrze będzie popływać czymś szybkim i zwrotnym. - W głosie najemnika słychać było, że na prawdę cieszy się z możliwości płynięcia Konstantynem.
Awatar użytkownika
Ygrek
Posty: 291
Rejestracja: 2013-10-22, 23:08
Tytuł: Wiecie kim jestem
Has thanked: 3 times
Been thanked: 9 times

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Ygrek »

(Zakładam, że po takim czasie bez dodatkowych odpisów uznajemy iż wszyscy się przedstawili etc.)

- I dobrze będzie mieć na pokładzie pana morskiego - powitalny uścisk dłoni Leufroya był silny i szorstki mimo szczerości. - Co do pańskiego pytania, panie Dimitrow, to pływam w okolicy chyba już całe życie... chociaż kształciłem się na inżyniera. Zmieścimy się wszyscy, komfortowo wejdzie może z dziesięć ludzi. Do obsługi tej łajby wystarczam tak naprawdę ja sam i mój pomagier śpiący pod pokładem; przyda mi się trochę pomocy w drodze na wyspę, ale bez przesady. Teraz chodźmy i ruszajmy; omówimy szczegóły na pełnym morzu.

Ponieważ nic więcej nie zostało do dodania, najemnicy weszli na pokład slupa by ten mógł prędko ruszyć. Odcumowanie i postawienie żagli przy drobnej pomocy ewentualnych ochotników zajęło tylko chwilę. Konstantyn od kuchni wydawał się nieco pojemniejszy, ale rzeczywiście był to statek bardzo wąski i niewielki; nietypowo jak na slupy miał dwa żagle, przez co nadrabiał nieco długością. Wiązało się to jednocześnie z bardzo zwartą konstrukcją i wszędobylskimi metalowymi wzmocnieniami. Niezbyt wysoki mostek jak i dostępna kajuta były bardzo skromne, ale nie było to problemem.
W czasie gdy weszli na pokład właśnie wylazł spod niego wspominany pomocnik - ogorzały jegomość ubrany w jakieś czarne łachy i chustę zakrywającą twarz. Na głowie miał posiwiałe, nieregularne kłaki przycięte chyba tępym nożem. Zmierzył najemników pozbawionym zainteresowania wzrokiem, skłonił się i ominął ich by wykonywać swoją pracę przy ożaglowaniu.
- To Von; Von nic nie mówi odkąd rozwalono mu szczękę, ale potrafi robić dziesięć rzeczy naraz. Nie bierzcie jego ponurej dyspozycji do siebie. Teraz musimy tylko spławić te durne kontrole...

Gdy wszystko było gotowe kapitan Leufroy stanął na mostku obejmując ster; jego pomagier prześlizgnął się na sam koniec pokładu, od niechcenia poruszając dziwnym kabestanem. Statkiem solidnie szarpnęło przy akompaniamencie zarówno wichru dmącego w żagle, jak i kołatania jakiegoś młyńskiego mechanizmu przy sterze. Zanim się obejrzeli Konstantyn zwinnie obrócił się i odpłynął od mola, kierując się na zachód - do strefy kontroli i wylotu zatoki.
Kordon floty Cytadeli nie był dzisiaj imponująco zwarty, co zresztą odpowiadało stanowi nikłego jeszcze ruchu. Zaczątek morza był tu odcięty od horyzontu szeregiem zwodowanych umocnień i platform, połączonych linami i rusztowaniami ze stałymi fortyfikacjami bliżej lądu. Widać było tylko że ciągle trwa tutaj budowa i dokładanie kolejnych zabezpieczeń... jeszcze parę miesięcy i Harrowport będzie odcięty od morza prawdziwym wodnym murem.
Rolę strażnicy pełnił masywny okręt zdający się być przyczepionym na stałe do dogodnie wyrastającej z tafli skały. Miejsce to stanowiło swoistą bramkę na pełne morze; pomimo średniej liczebności floty po umocnieniach i samym okręcie krzątała się masa ludzi.
Konstantyn pokornie zwolnił i zbliżył się do punktu kontroli zgodnie z rozkazującymi sygnałami flag. Z bliska było widać, że gdyby ktokolwiek je zignorował zostałby zatopiony w mgnieniu oka. Zarówno strażniczy galeon jak i umocnienia na platformach gościły dalekosiężne działa moździerzowe, nie wspominając o zwykłych armatach.
Do slupa przystawiono rozkładany pomost i kapitan Leufroy musiał na chwilę opuścić pokład, by osobiście pokazać konieczne dokumenty oficjelom po drugiej stronie. Przez istny hałas morza - wszak port zostawili już kawał drogi w tyle - najemnicy niezbyt mogli usłyszeć przebieg rozmowy, ale przynajmniej nie trwała długo. Po pięciu minutach negocjacji i przybiciu jakichś pieczątek Leufroy wrócił, a rozkładany pomost schowano. Slup powoli i ostrożnie przekroczył punkt kontrolny, by po krótkim czasie całkiem rozwinąć żagle i wyrwać się do przodu. Zatoka prędko zniknęła w porannej mgle.
* * *
Na pełnym morzu płynęli jeszcze szybciej, ale wszelka gwałtowność zdała się jakby rozpłynąć w czasie. Drobny Konstantyn przecinał z gracją mniejsze fale, po tych większych zaś prześlizgiwał się równo i natychmiastowo. Nie było w tym żadnego chaosu ani szarpnięć, ale sama zawrotna prędkość przy takich zmianach kąta nachylenia powodowała że słabsze głowy mogły ulec czarowi otrzeźwiającego morza.
- ... więc widzicie, niewidzialna ręka Union Jacka pozwala nam przejść przez kontrolę jako handlowcom - zaufanym handlowcom - i to w priorytetowym rejsie...
Gdy kurs został już ustalony i ustawiony, kapitan Leufroy pozwolił sobie jeszcze na chwilę zatrzymać najemników przed ewentualnym zejściem do kajuty sypialnej.

- Nie chcę zawracać wam teraz głowy, ale gdy będziemy zbliżać się do Carcenne będzie trzeba wyciągnąć to i owo z pokładowego składziku - bo jak wiadomo, z uzbrojeniem na wierzchu nie uznali by nas za handlowca, a jest parę rzeczy którymi będę w stanie was wesprzeć przy odbiorze z brzegu. Dostałem też strzelbę od szefa, przeznaczoną chyba dla któregoś z was do... wypróbowania w polu, jakieś flary i tak dalej. Trzeba będzie rzucić okiem na mapę wyspy i wszystko rozplanować. Oczywiście nie teraz - bo musicie odpocząć na zapas - ale muszę zawczasu zadać pytanie: czy chcecie zejść na wyspę jeszcze za resztek dnia, w nocy, czy może o następnym świcie? Możemy płynąć jeszcze szybciej jeśli trzeba, albo zmniejszyć tempo i zaoszczędzić na zużyciu statku... oraz żołądków, jeśli i tak będziemy czekać na słońce.
Awatar użytkownika
Mark Subintabulat
Wielki Szambelan
Posty: 1746
Rejestracja: 2013-05-10, 16:12
Tytuł: A. Duda Borysady
Has thanked: 2 times
Been thanked: 3 times

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Mark Subintabulat »

-Wspaniale, nie mogę się doczekać aby wypróbować w praktyce to cudo techniki - powiedział Morozow gdy usłyszał, że kapitan jest w posiadaniu obiecanej przez Jacka strzelby - Zdechlakom brak widoczności na pewno przeszkadza dużo mniej niż nam. Z tego względu najlepszą porą na lądowanie jest w mojej opinii świt - dodał Iwan, spoglądając przy tym na resztę towarzyszy, oczekując aprobaty.
Borys, dobry ziomek
Pedicabo ego vos et irrumabo
"Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz


Hard Corps Theme

Obrazek
Awatar użytkownika
Ranjir
Posty: 620
Rejestracja: 2013-05-08, 21:41

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Ranjir »

Mimo szczerych chęci, morski trzymał się z boku i przyglądał się krzątaninie przy żaglach. Dobrze wiedział, że bardziej by przeszkadzał niż pomagał obeznanej ze statkiem załodze.
- Chętnie ścigałbym się z wiatrem, ale mój kompan ma rację. Umarli raczej nie polegają na wzroku, w przeciwieństwie do nas. Płyńmy więc tak, by dotrzeć do wyspy o poranku.
Awatar użytkownika
Pupu pan Panda
Posty: 821
Rejestracja: 2013-08-19, 14:26
Has thanked: 1 time
Been thanked: 2 times

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Pupu pan Panda »

Thomas, mający wstręt do wszelkiego rodzaju statków flot i innego pływającego dziadostwa wolałby zejść na suchy ląd choćby i w najciemniejszą noc, zamiast spać na tym chybotliwym gównie. Chociaż... może za dnia rzeczywiście będzie bezpiecznie? Może nie dostanie pierdolca, spędzając kolejną półsenną noc?
-Mnie tam ciemność nie przeszkadza... ale chuj tam, świt też nie. Jedyne co mi przeszkadza to to płynne gówno, po którym suniemy - i poszedł do kajuty sypialnej.
Ygrek pisze:Jeden z drugim wyciągacie ręce
A trzeci loot łapie i chwyta
Ja widzę tylko niestety
A chuj nie legendar bo kasa i strzykwa
Awatar użytkownika
Ygrek
Posty: 291
Rejestracja: 2013-10-22, 23:08
Tytuł: Wiecie kim jestem
Has thanked: 3 times
Been thanked: 9 times

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Ygrek »

- Więc zdecydowane, chociaż to było chyba oczywiste. Odpoczywajcie ile chcecie. Obudzę was przed świtem, gdy będziemy już obok wyspy... Wiadra do rzygania są przy kojach.
Pomimo nieco ostrzegawczego tonu "odprawy" zrobiło się całkiem spokojnie. Z pewnością łodzią nie chybotało już tak, by Thomas postradał zmysły. Ci, którzy nie mogli tak wcześnie usnąć lub po prostu przechadzali się po pokładzie zanotowaliby dwa mijane w ciągu dnia statki. Jeden był zbyt daleko by móc cokolwiek o nim stwierdzić; drugi również pozostawał daleko za prawą burtą, ale z pewnością była to jakaś patrolowa jednostka Cytadeli. I z pewnością uważnie obserwowała Konstantyna przez stacjonarne lunety o potężnym powiększeniu. Oczywiście do niczego nie doszło, bo póki co zobaczyć mogła jedynie małą łódź handlową.

Póki co...
***
Śpiących zbudził irytujący brzęk pokładowego dzwonka, choć od dłuższego czasu i tak rozlegały się odgłosy ogólnej krzątaniny... i coś jeszcze, czego nie mogli jakoś wyłapać. Leufroy i jego niemy pomocnik właśnie przesuwali jakieś skrzynie na środku pokładu w chwili gdy najemnicy postanowili wyjść na zewnątrz.
Czerwone jak krew światło dnia wdzierało się do mulistej szarości okolicy. Przez noc musiało zrobić się trochę pochmurnie, a wstające słońce właśnie przebijało się przez niedobitki postrzępionych chmur.
Wyspa, która była celem ich wyprawy majaczyła względnie niedaleko - choć ciężko było stwierdzić czy jest dalej, czy może po prostu jest tak mała. Na oko dzieliło ich od niej nieco ponad pół godziny. Carcenne wydawało się stąd dziwną, postrzępioną plamą skał na środku pustego oceanu. Tylko ciemniejsza plama u stóp wyspy - która musiała być portem - sugerowała jakieś piętno cywilizacji.
- Rychło w czas - kapitan właśnie dosunął jakieś pudło do paru innych, tworząc tym samym na środku pokładu prowizoryczny stół. - Zaraz zajmiemy się waszym sprzętem i mapą, jeszcze sprawdzę jedną rzecz...
Gdzieś na dziobie łodzi rozległ się łoskot i metaliczne kliknięcie zaskakujących o siebie mechanizmów. Leufroy przeszedł tam i pomógł swojemu asystentowi coś dokręcić; gdy odeszli na bok, okazało się że właśnie zamontowali na ruchomym stelażu... organki. Miały z dziesięć średniej wielkości luf i można było wycelować je w każdym kierunku.

- ... sami wiecie, nie można tego było zrobić wtedy gdy ktoś mógł nas minąć i uznać za zdecydowanie nie-handlową łódź. Będziemy was tym wspierać zza brzegu w razie potrzeby. - Kapitan wrócił do "stołu". Wyładował na nim parę drobnych, prostych pistoletów, dwulufową strzelbę od Jacka i kilka srebrnych flakoników wielkości kciuka.

- Te tutaj to flary sygnałowe; jeśli będziecie w jakimś niestandardowym miejscu, którego sobie wcześniej nie umówimy i będzie trzeba was koniecznie stamtąd odebrać, strzelcie w niebo. I tak są jednorazowe, więc wywalcie po użyciu i nie obciążajcie sobie ucieczki. To ta strzelba od szefa... chodzi o to, że po strzale "łamie" się kolbę i odkrywa wloty lufy... o tak. Wyciągacie z nich resztki papieru z ostatniego ładunku, wsadzacie nowe, urywacie końcówkę i zamykacie. Nie trzeba nic nabijać, wkłada się o takie dzyndzle z prochem i kulami. Wada jest taka że to ma koszmarnie krótki zasięg, kopie jak cholera i wali głośno jak dzwon, więc używajcie z głową. Może się nadać na grubszego zwierza... jeśli wiecie o co mi chodzi.
Strzelba wyglądała zaskakująco pospolicie; miała dwie, grube i mocno osadzone lufy, żadnych ozdób ani wymyślnego zamka. Z pewnością musiałaby przejść jeszcze parę zabiegów zanim sprzedano by ją z oznaczeniem Union Jacka. Kapitan przesunął ją bez zbędnych czułości na drugą stronę prowizorycznego stołu, razem z parunastoma nabojami przypominającymi małe cygara. Sprawiały wrażenie wyjątkowo wytrzymałych jak na zawiniątka z jakiegoś brązowego papieru i prochu.
Leufroy skierował wzrok na leżące z boku, maleńkie flakoniki.
- A to... spokojnie, to nie żadna rtęciowa odtrutka ani nic takiego. To sztuczny "perfum" mający podobno maskować trochę zapach żywych dla nozdrzy umarłych. Pokropcie się trochę, a roztoczycie woń zdechłego szczura sprzed miesiąca przykrytego stertą natrętnie rdzewiejącego żelastwa. Na pewno nie zaszkodzi bardziej niż tarzanie się w błocie. Von, gdzie ta cholerna mapa? A...
Zanim kapitan zaczął mówić coś innego, uszy wszystkich na pokładzie wypełniło nagłe buczenie. Potężne, zdające się dochodzić z czegoś w zasięgu ręki - niemal namacalnie wprawiające ciało w drgania, a jednocześnie niewytłumaczalnie odległe. Majestatycznie niskie i boleśnie piszczące zarazem. Trwało to krótką chwilę i brzmiało jak ryk uszkodzonej trąby. Dochodziło zewsząd, z każdej strony, z góry i z dołu... pozostawiając po sobie zawieszoną w szumie fal resztkę echa gasnącą przez nieprzyjemnie długi czas.

- ...a właśnie - Leufroy nie był zaskoczony przez odgłos, choć i tak odruchowo położył dłoń na maszcie by utrzymać równowagę. - To a propos plotek o apokaliptycznych trąbach i pękającym niebie w okolicy.
Awatar użytkownika
Mark Subintabulat
Wielki Szambelan
Posty: 1746
Rejestracja: 2013-05-10, 16:12
Tytuł: A. Duda Borysady
Has thanked: 2 times
Been thanked: 3 times

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Mark Subintabulat »

Niepokojące wycie wytrąciło Iwana z porannych rozmyśleń nad sensem życia. Włożył do ust kolejnego suchara, w których paczkę zaopatrzył się przed wyruszeniem na misję. Nigdy nie należało rozpoczynać wielogodzinnej akcji na pusty żołądek. Carski podczas przemowy kapitana począł zakładać ekwipunek. W chwili gdy nawiedził ich donośny dźwięk, był już niemal gotowy do desantu. Do szczęścia brakowało mu jednak jeszcze jednego elementu.
-W porządku panie Selahetenne, pora abyśmy zaznajomili się wreszcie z terenem, na którym mamy działać. Mam nadzieję, że na tej mapie zaznaczone są obszary na które powinniśmy zwracać szczególną uwagę - powiedział Morozow, a następnie sięgnął po flaszkę z rozcieńczonym winem.
Borys, dobry ziomek
Pedicabo ego vos et irrumabo
"Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz


Hard Corps Theme

Obrazek
Awatar użytkownika
Ygrek
Posty: 291
Rejestracja: 2013-10-22, 23:08
Tytuł: Wiecie kim jestem
Has thanked: 3 times
Been thanked: 9 times

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Ygrek »

Niemy obdartus w końcu doczłapał do prowizorycznego stołu, wyciągając z przeładowanej torby zawinięty rulon i wręczając go kapitanowi. Ten rozwinął mapę i rozłożył ją, pokazując wszystkim jej szczegóły:

obrazek


- Została sporządzona znaczny czas temu, zanim jeszcze zaczęły się problemy w okolicy. Zgaduję jednak że zaraza wiele nie zmieniła... Jak sami widzicie Carcenne to skalista grań z zaledwie kilkoma brzegami nadającymi się do podpłynięcia. Nie licząc portu i jego brzegu, który został sztucznie ułagodzony, mamy tylko trzy inne miejsca mogące uchodzić za plażę. Wszędzie indziej jest zbyt stromo i skaliście bym mógł tam podpłynąć nawet tak drobnym statkiem. W ostateczności moglibyście ryzykować skakanie z klifów, ale jestem pewien że rozwalilibyście się o kamienie u podnóży wyspy...
Jakiś promień słońca przebił się mocniej przez wszędobylską mgłę i postrzępione chmury, jakby sygnalizując że dzień już następuje. Towarzyszyło mu echo kolejnego, choć ledwo słyszalnego "wycia nieba". Zrobiło się bardzo cicho; brak choćby jednego skrzeku jakiejś mewy czynił okolicę pustą i nieprzyjazną.

- ... Latarnia nie działa już od dawna. Pewnie lampa wypaliła się i nikt jej nie doglądał z wiadomych przyczyn... ale o ile pamiętam to dobre miejsce na zabarykadowanie się. W porcie ze dwie chaty mieszkalne obok latarni, mały składzik przy molach i jakieś drobne szopy na ładunki. Reszta wyspy jest z grubsza pusta, najważniejszym punktem jest ta wioska przemysłowa na środku - leży niejako w małej kotlinie między wzniesieniami rosnącymi ku brzegowi. Biuro nadzorcy jest dokładnie naprzeciw ścieżki z portu. Na lewo... huta z ogromnym, szerokim kominem. Jej dach jest wbudowany w linię klifu, więc można z niego wyjątkowo przejść na sam budynek - choć z tego co wiem ma niemal dwa piętra. Na prawo od biura były kwatery mieszkalne, bardziej przypominały baraki niż domy. Wszystko zbudowano u podnóży największego wzniesienia, w którym jest kopalnia miedzi. Dwa wejścia, jak sami widzicie. Osobiście nie sądzę by było tam czego szukać... najpewniej ktoś kto tam się zabarykadował i tak nie żyje, chyba że zbiegł górnym szybem prowadzącym na szczyt wzniesienia. Z którego mógł sobie skoczyć do wody i też umrzeć.
To chyba wszystko co wiem na temat tego grajdołka. Od portu do huty idzie się chyba dziesięć, piętnaście minut. A, i nie ma tu żadnych lasów i zagajników. Prawie same skały, poza losowo rosnącymi, karłowatymi iglakami i stertami krzaków na postrzępionych kamieniach. Nie bardzo jest gdzie się chować...
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Borys »

Wasyl pochylił się nad mapą i wzruszył ramionami.
- Nie ma się gdzie chować, mówisz pan? Może to i lepiej, umarlaki nas nie zaskoczą. - Dimitrow podniósł jeden z flakoników i przyjrzał mu się uważnie. Nie było mu spieszno z "perfumowaniem" tym syfem, ale chyba nie będzie wyboru...
- Co to za hałasy - zapytał w reakcji na tajemniczy odgłos, ale wtedy Leufroy pospieszył z wytłumaczeniami. Wasyl zerknął na niebo, ale nie widząc żadnych "pęknięć" pokiwał z politowaniem głową. Bajki, bajki, bajki...
- No cóż, panowie. Ruszajmy po te papiery i jak najszybciej miejmy tę sprawę za sobą - powiedział, a potem jego uwagę przykuła zaprezentowana przed chwilą eksperymentalna broń.
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Ranjir
Posty: 620
Rejestracja: 2013-05-08, 21:41

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Ranjir »

Morski jak zwykle wstał wcześnie i gdy zadzwonił dzwonek, był już gotowy do akcji. W odpowiedzi na pozdrowienie kapitana skinął mu głową, a podczas prezentacji potwierdzał tylko od czasu do czasu, że rozumie do czego służy sprzęt. Dopiero łoskot nieba wytrącił Azhima z milczenia, choć jedyne na co się zdobył, to krótkie "hmm".
Gdy mapa znalazła się na stole, morski zaczął uważnie ją studiować. Na początku. Po chwili spostrzegł, jak mała jest wysepka.
- Sam nie wiem, czy to będzie banalna misja, czy droga przez mękę. Wszędzie blisko, ale nie ma gdzie się schować po drodze z portu... Może by tak wejść na zachodnie wzniesienie, rozejrzeć się i z huty podkraść się do biura?
Awatar użytkownika
Mark Subintabulat
Wielki Szambelan
Posty: 1746
Rejestracja: 2013-05-10, 16:12
Tytuł: A. Duda Borysady
Has thanked: 2 times
Been thanked: 3 times

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Mark Subintabulat »

-To brzmi jak całkiem rozsądny plan. Możemy zejść na ląd od południa (brzeg b.2) i tak jak mówi Azhim rozejrzeć się ze wzniesienia. W zależności od tego co zobaczymy moglibyśmy spuścić się na dół przy pomocy lin, bo do biura jest z tamtego miejsca raptem kilka kroków. Jeżeli nawet jednak zdecydujemy się dostać tam przez hutę to i tak liny mogą być naszym planem awaryjnym gdybyśmy napotkali zbyt duży opór. Pan, kapitanie Leufroy powinien moim zdaniem pozostawać w okolicy miejsca desantu. Jeżeli sytuacja nas do tego nie zmusi nie powinniśmy w mojej opinii w ogóle zbliżać się do kopalni i portu na wschodzie. Skoro mamy na stanie flary to dobrze się też umówić co mają oznaczać poszczególne kolory (zakładam, że są przynajmniej 2 różne). Wystrzelenie czerwonej może oznaczać, że coś poszło nie tak i zostaliśmy zmuszeni do udania się do portu. W takiej sytuacji czekalibyśmy tam na transport.
obrazek
Borys, dobry ziomek
Pedicabo ego vos et irrumabo
"Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz


Hard Corps Theme

Obrazek
Awatar użytkownika
Ygrek
Posty: 291
Rejestracja: 2013-10-22, 23:08
Tytuł: Wiecie kim jestem
Has thanked: 3 times
Been thanked: 9 times

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Ygrek »

- To brzmi sensownie. Tylko obawiam się, panie Morozow, że wszystkie flary jakie mamy są tak samo czerwone... Ale przy imponującej ilości trzech sztuk i tak nie mielibyście zbyt wielu kombinacji. Zgadzam się że możemy na początku pominąć port, choć przyznam że nie pamiętam jak bardzo niewygodnie będzie przybijać do pozostałych dzikich brzegów. Jeszcze jakieś pomysły?
Awatar użytkownika
Pupu pan Panda
Posty: 821
Rejestracja: 2013-08-19, 14:26
Has thanked: 1 time
Been thanked: 2 times

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Pupu pan Panda »

CO TY KURWA MASZ ZA MAPĘ. PRZESZ TY MAPY KURWA CHUJU NIE WIDZIAŁEŚ NAWET

Thomas należał do grupy ludzi, którzy niezbyt lubią statki, morza, burty, pokłady i resztę ścierwa. Miał jednakże świadomość, że jednostki pływające są zazwyczaj mniej bogate w zarażonych jegomościów. Niemniej, wolał ląd, lubił stąpać po ziemi. Oparł obydwie ręce na stole z mapą i począł lustrować wszystkie podejścia, miejsca i sobie tylko wiadome pozornie nic nie znaczące punkty.
-No, zejdziemy z dachu albo spuścimy się po linach, tylko co z powrotem. Koniec końców i tak się wszystko spierdoli, bo się spierdoli, bo zawsze się pierdoli, nie wiem dach się załamie albo liny pękną i będzie trzeba uciekać drogą koło kopalni aż do portu. Osobiście miałbym wyjebane na hutę, wystartował z trójki, popatrzył cotusieodpierdala i hmm... spróbował przerżnąć się przez kopalnię. Będzie mało miejsca to przynajmniej nas nie osaczą. No, i potem szybko zejść z otwartego do biura, wziąć co nasze i spierdalać do portu, bo kopalnia pewnie będzie z powrotem zajebana. Dokładniejszych planów nie ma co robić bo i tak się wszystko spierdoli. Nie jestem tu dowódcą, więc zrobicie co chcecie - Thomas zakończył monolog i począł wyglądać wyspy.
Ygrek pisze:Jeden z drugim wyciągacie ręce
A trzeci loot łapie i chwyta
Ja widzę tylko niestety
A chuj nie legendar bo kasa i strzykwa
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Borys »

- Plan kolegi Iwana zdaje się być odpowiednią opcją, natomiast jeśli chodzi o awaryjny plan ewakuacji z wyspy, to podążając tokiem rozumowania kolegi Thomasa może powinniśmy uciekać kopalnią? Sugerowałbym nie przedzierać się tam, jeśli to nie będzie konieczne. Nie wiemy czy jakieś szyby nie zostały zasypane i moglibyśmy zostać niemile zaskoczeni. Ruszamy panowie? Opuść nam pan szalupę, panie Leufroy. I wypatruj pan flary, bo znając życie będziemy zmuszeni z niej skorzystać.
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Ygrek
Posty: 291
Rejestracja: 2013-10-22, 23:08
Tytuł: Wiecie kim jestem
Has thanked: 3 times
Been thanked: 9 times

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Ygrek »

(Brzeg b.2 zgodnie z Markiem)
- Więc postanowione... a szalupa będzie zbędna, tą łajbą mogę osiągnąć tak płytkie zanurzenie że wypłyniemy z każdej mielizny. Stanę bokiem do punktu zejścia i będę was osłaniać. Von, stawaj do kabestanu! Podchodzimy ze wschodu na zachód.

Bez zbędnych dalszych dywagacji zabrano się do dzieła. Niemy pomagier kapitana uwinął się najpierw przy olinowaniu, a potem przy dziwnym kołowrocie - wprawiając slup w nieco gwałtowne podrygi. Chwilę później mknął już w kierunku wyspy; wiatry były pomyślne i nie zajęło to długo.
* * *
W miarę zbliżania się Carcenne coraz bardziej przypominało szarawą, ostrą plamę skał na pustym morzu. Linia wyspy załamywała się i ponownie wznosiła w kilku miejscach, wyziewając postrzępione smugi gęstej mgły. Powietrze miało posmak soli i rdzewiejącej blachy; słychać było też słabowite chlupotanie fal o skaliste wybrzeże.
Kapitan Leufroy uważnie przyglądał się każdemu metrowi zbliżającego się brzegu przez lunetę. Po chwili podał ją odruchowo najbliższej osobie, nie bacząc czy ktoś faktycznie stoi obok i chce popatrzeć.
- Pusto po horyzont... od brzegu do wzniesienia nie widać żadnej aktywności. Same skały i zdychające krzaki.
Po chwili było widać to gołym okiem - nie było z tej strony absolutnie nic. Samo wybrzeże wydawało się dość łagodne jak na wszechobecną skalistość; przechodziło powoli ze żwirowej plaży we wzgórze, poprzecinane po lewej i prawej stronie kamiennymi urwiskami. Był to całkiem dogodny teren do szybkiego wejścia czy nawet zbiegnięcia, choć jego łagodna część była dość wąska i ograniczona skalnymi graniami po bokach. Jedynym rzeczywistym problemem był fakt, że trzeba było na to wniesienie faktycznie wejść by w ogóle móc zobaczyć co jest dalej na wyspie.

Konstantyn podpłynął na mieliznę bokiem, wydając dziwne klekoty ze swych kołowrotowych mechanizmów wspomagających płytką żeglugę. Leufroy zakręcił ostro sterem i slup przekrzywił się, zyskując nagle na wyporności i pochylając sterburtę nad przylądkiem. Dalej wystarczyło rozłożyć prostą kładkę i można było zejść z pokładu, by stanąć w wodzie sięgającej łydek. Drobny statek stanął w miejscu, łagodnie bujając się na słabych falach. Wyrzucona na bok kładka trzymała go w pozycji działając jako prymitywna kotwica.
- Gwarantuję że bliżej się nie da. Nie sądzę by tutaj coś was zaatakowało, ale w razie czego poczekamy aż znikniecie za wzgórzem i zaczniemy powoli przesuwać się w zgodzie z umownym kierunkiem waszego marszu. Dopóki was widzimy możemy jakoś pomóc, ale reszta jest w waszej kwestii.
Jakby na potwierdzenie tych słów kapitan kiwnął głową w stronę niemego obdartusa. Val przeszedł na przód pokładu i ociężałym, ale sprawnym ruchem obrócił baterię organków - celując w brzeg. Jeśli wierzyć w artyleryjską przeszłość Leufroya to najemnicy faktycznie mogli liczyć na solidne wsparcie dopóki byli w pobliżu statku.

Poza tym jednak byli sami - u stóp surowej, skalistej wyspy która skrywała Bóg wie co. Wydający się wcześniej śmiesznie małym ląd nagle zyskał na posępności. Skaliste granie pochylały się z boków nad skrawkiem łagodnego przylądka, bucząc cicho od lekkiego wiatru. Szarość i nieprzyjazny chłód odtrącały od tego przymglonego miejsca. Jak ktokolwiek mógł chcieć tu pracować? Nawet wypłowiałe kępki trawy wyglądały jak umierające.
Awatar użytkownika
Mark Subintabulat
Wielki Szambelan
Posty: 1746
Rejestracja: 2013-05-10, 16:12
Tytuł: A. Duda Borysady
Has thanked: 2 times
Been thanked: 3 times

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Mark Subintabulat »

Wsparcie artyleryjskie choć rzeczywiście stanowiło skuteczny środek przeciwko umarlakom, było równie zabójcze przeciwko samym członkom wyprawy. Iwan nie narzekał jednak i postanowił zawierzyć tę kwestię załodze ich statku. Zszedł jako pierwszy na brzeg, wyciągnął miecz i zajął pozycję na przedzie formacji. Gdy reszta drużyny była już na lądzie, ruszył ostrożnie na wzgórze starając się uniknąć niepożądanego hałasu. Jeżeli wspinaczka przebiegała bez problemów ostatnie metry mężczyzna pokonał w pochylając się nisko.
Borys, dobry ziomek
Pedicabo ego vos et irrumabo
"Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz


Hard Corps Theme

Obrazek
Awatar użytkownika
Ranjir
Posty: 620
Rejestracja: 2013-05-08, 21:41

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Ranjir »

Morski również wskoczył do wody i ruszył za Ivanem. Sam był raczej indywidualistą i był rad, że ktoś przejął inicjatywę prowadzenia. Zwłaszcza, że rozumowanie Iwana było najbliższe rozumowaniu Azhima.
Ciche wchodzenie na wzniesienie z pewnością było nieco bardziej męczące i czasochłonne, ale leprze to, niż nagłe spotkanie z umarlakami. Tuż przed szczytem Azhim zasugerował, żeby zamiast iść pochylonym przeczołgać się ostatnie kilka metrów. Tak na wszelki wypadek. Nikt nie wiedział jak dobry wzrok mieli umarli.
Awatar użytkownika
Ygrek
Posty: 291
Rejestracja: 2013-10-22, 23:08
Tytuł: Wiecie kim jestem
Has thanked: 3 times
Been thanked: 9 times

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Ygrek »

Podchodzili na wzgórze w ciszy i skupieniu. Nie towarzyszyło im jednak nic poza szelestem piachu pod nogami i cichym dzwonieniem ekwipunku. Wzniesienie nie było strome i wejście nie zajęło dużo czasu, choć ze wzglęu na ostrożność faktycznie było trochę męczące.
Teren począł się równać i znaleźli się na płaskowyżu, mając przed sobą widok na dolinę w sercu wyspy. Wszystko wyglądało dokładnie tak jak na mapie - było też równie martwe i zawieszone w jakiejś czasowej stagnacji. Czasami uderzały w nich tylko nieśmiałe podmuchy buczącego, ale słabego wiatru. Powietrze miało równie morski co rdzawy posmak. W kotlinie nie poruszało się absolutnie nic. Brakowało choćby płacht czy chorągiew, które mogłyby przynajmniej kołysać się na bryzie... nie widzieli też umarłych.

Wzgórze niemal z każdej - pomijając tą, z której przyszli - strony zmieniało się w stromy klif. Rozciągał się nad ścieżką prowadzącą z portu, od ich prawej strony; zaginał się i zakręcał nad doliną idąc wzdłuż fragmentu huty. Jej przysadzisty komin majaczył w resztkach mgły. Wychodził od niego długi hol, którego dach kończył się wielką przybudówką - łączącą się niechlujnie z brzegiem klifu. Wyglądało to na idealne miejsce do zejścia w kotlinę... jeśli dach to wytrzyma. Pozostawała też kwestia wysokości samego budynku, który miał chyba dwa piętra. Z poziomu wzniesienia jednak nie widzieli wszystkiego tak dokładnie, ale zdawało się że okno na poddaszu przy kominie jest rozbite.
Zgodnie z mapą, dokładnie naprzeciw kierunku ich wspinaczki powinno widnieć biuro cechu. Tak też było - w centrum doliny stał przeciętny budynek o poszarzałych ścianach i zaniedbanych schodach mających chyba imitować wejście do ratusza. Po jego lewej stronie stały dwie mniejsze budki, oddzielające biuro od huty. Wszędzie wkoło przewracały się fragmenty wybitych okien, deski, ładunki i losowe przedmioty. Kwatery mieszkalne w oddali wyglądały na mniej zdezelowane - ale mogło to być złudzenie. Byli tylko pewni że nie widzą nigdzie dymu ani śladów pożaru.

Bardziej na prawo, po drugiej stronie wąskiej przełęczy widniała kopalnia. Była wbita w podnóże wielkiego wzniesienia, na którego czubku można było dojrzeć jakąś małą budkę; zapewne było to zejście do pionowego szybu. Pod głównym wejściem na dole przewracało się parę wózków, a jedna z szop została rozwalona na strzępy. Po ich stronie, tuż pod klifem stały dwa składziki wbudowane w ścianę klifu - ale ten był zbyt wysoko by można było na nie bezpiecznie zeskoczyć. Dalej widzieli tylko ginącą w oddali ścieżkę do portu. Mgła przesłaniała jego widok.

Gdy tak stali nad tym wszystkim niebo ponownie zahuczało - tym razem cicho i przeciągle, jakby wyspa ostatnim tchnieniem nakazała im odejść. Potem było tylko nieprzyjaźnie cicho i pusto. Resztki wiatru zamarły i nic się nie poruszało.
(Jak chcecie jakieś inne wyjaśnienia albo obrazek poglądowy to mówcie)
Awatar użytkownika
Borys
Krul
Posty: 5516
Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
Tytuł: Wielki Chan Borysady
Has thanked: 46 times
Been thanked: 43 times

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Borys »

Wasyl mimowolnie spojrzał w górę, gdy rozległy się tajemnicze hałasy, ale zaraz potem wbił wzrok ponownie w infrastrukturę wyspy.
- Miejmy nadzieję, że nikt nie przeżył - niespodziewanie powiedział cicho. - Ocalali kurczowo trzymając się ostatniej deski ratunku, czyli nas, zapewne narobiliby dużo hałasu i... tak, wiem, że to smutne, ale nie moglibyśmy im pomóc - dodał całkowicie nieprzekonująco. Potem Dimitrow wbił wzrok w Marrowa.
- Kolego Thomas, wydajesz się być osobą, która z naszego grona porusza się najzręczniej i narobi najmniej hałasu. Ktoś musi zejść pierwszy...
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Awatar użytkownika
Ranjir
Posty: 620
Rejestracja: 2013-05-08, 21:41

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Ranjir »

Azhim również spojrzał w niebo, lecz nie zastanawiał się długo nad przyczyną tajemniczych hałasów. Cokolwiek to było i tak nie miał szans na rozwikłanie tajemnicy.
Widząc, że pozostałych dwóch mężczyzn ciągle spogląda w niebo, morski przejął inicjatywę. - Ja pójdę. Skradanie nie jest mi obce. Zostawię tylko topór, coby mi nie zawadzał. Idę na tamten dach, jeśli wytrzyma i będzie spokój, to idzie za mną. - Najemnik obwiązał się liną dla asekuracji, zostawił broń i cicho ruszył w kierunku zabudowań. Zamierzał sprawdzić jak wysoki jest hol i czy okno jest wystarczająco duże, by mógł przez nie przejść.
Awatar użytkownika
Pupu pan Panda
Posty: 821
Rejestracja: 2013-08-19, 14:26
Has thanked: 1 time
Been thanked: 2 times

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Pupu pan Panda »

-Ktoś musi być wyjebany. Nazywajmy rzeczy po imieniu - wyłamał palce Thomas i już miał schodzić, gdy Azhim wychylił się przed szereg. Marrow popatrzył w bok z głupim uśmiechem, myśląc o tym, co właśnie powiedział. Na hałasy nie zwracał uwagi. A przynajmniej starał się nie zwracać. Wbił wzrok w ścieżkę do portu. Chciał wiedzieć, którędy będzie w razie czego spierdalać.
Ygrek pisze:Jeden z drugim wyciągacie ręce
A trzeci loot łapie i chwyta
Ja widzę tylko niestety
A chuj nie legendar bo kasa i strzykwa
Awatar użytkownika
Ygrek
Posty: 291
Rejestracja: 2013-10-22, 23:08
Tytuł: Wiecie kim jestem
Has thanked: 3 times
Been thanked: 9 times

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Ygrek »

Wyspa już nie protestowała. Gdy Azhim począł ostrożnie schodzić zaczął jedynie buczeć lekki wiatr, wypełniając niespokojną ciszę. Lina nie okazała się potrzebna. Jedynie powrót na klif zdecydowanie wymagałby jej pomocy. Dawniej mogły w tym miejscu być jakieś prymitywne, drewniane stopnie wbite w skałę, ale sztormy i burze dawno zmieniły je w poczerniałe ślady i plamy porostów.
Morski zbadał stopą dach pokrywający przybudówkę i przekonał się ten jest w bardzo dobrym stanie. Nic nie wskazywało na to, by przejście po nim miało grozić zawaleniem się w większym stopniu niż w przypadku dachówek budynków, które nie były porzucone od paru tygodni. Ponadto surowy klimat tego miejsca i przeznaczenie ośrodka wymagały użycia mocniejszych materiałów.
Dach holu był długi, szeroki i zauważalnie pochylony; po jego środku jednak biegł płaski odcinek, z którego nie powinno się zsunąć i spaść. To byłoby dość bolesne - huta miała wysokość dwóch pięter porządnej kamienicy (bądź trzech butwiejącego zajazdu), a skaliste podłoże na dole tylko pogarszało sprawę. Upadek może by i nie zabił, ale z pewnością połamał.

Po drugiej stronie widniała obudowana podstawa komina huty. Ten był wykonany z ciemnej cegły i o wiele wyższy niż wydawało się wcześniej; nie wyglądało też na to by groził zawaleniem. U jego stóp dach rozszerzał się, oferując dojście do poddasza i rozbitego okna wielkości małych drzwi. Widok drew i drobnych kawałków szkła pod okiennicą był dość niepokojący. Szyba była wzmacniana drewnianą kratą - ale teraz została tylko ziejąca dziura. Wichry już dawno zwiały stąd inne możliwe ślady. Ciężko było więc stwierdzić, czy okno zostało wybite w wyniku ucieczki, włamania czy jeszcze przed szaleństwem umarłych. Nie było też plam krwi - ale te mogły wymyć deszcze.

Ponieważ Azhim stąpał już po dachu z pewnością, reszta poczęła iść jego przykładem i ostrożnie zeszła na budynek. Nawet gdy w czterech stali obok siebie dach nie dawał oznak pękania większych niż przeciętne molo.
Okno na poddaszu było co prawda rozbite na oścież, ale na jego framudze pozostało parę większych kawałków zadymionej szyby mogących ranić przy wchodzeniu.
Gdy ktoś w końcu zebrał się na zajrzenie przez nie do środka, stwierdził że w środku na podłodze szkła jest niewiele i nie powinno stanowić zagrożenia. Wnętrze poddasza było nieco ciemne i puste; walały się po nim tylko jakieś puste skrzynki, wiadro i mop. Problem polegał na tym, że pomieszczenie to było sześciokątne - w jego centrum znajdował się obudowany cegłami odcinek komina. Poddasze było więc tak naprawdę okrężne i nie wiedzieli, co znajdą za jego zakrętem. Mogło to być równie dobrze zejście na drugie piętro jak i sterta trupów - choć nie czuli jeszcze smrodu zgnilizny.
Zza okna dobiegała woń kurzu i resztek sadzy, słabnąca w starciu z bryzą na zewnątrz.
Awatar użytkownika
Mark Subintabulat
Wielki Szambelan
Posty: 1746
Rejestracja: 2013-05-10, 16:12
Tytuł: A. Duda Borysady
Has thanked: 2 times
Been thanked: 3 times

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Mark Subintabulat »

Zejście na poddasze i tak wydawało się najlepszą dostępną obecnie opcją. Iwan postanowił zmienić Azhima i tym razem poszedł pierwszy zbadać teren. Wpierw należało jednak zabezpieczyć okolicę rozbitego okna. Aby zapobiec przypadkowym ranom, które w ich sytuacji mogły doprowadzić w najbliższej przyszłości do samych negatywnych konsekwencji, przytrzymał kawałek wystającego szkła przez swoją skórzaną rękawicę, a drugą ręką przy wykorzystaniu głowni sztyletu począł uderzać w resztki szyby pragnąc w ten sposób pozbyć się potencjalnego zagrożenia. Przynajmniej część szkła powinna zostać przy użyciu takiej techniki w jego drugiej ręce, co zapobiec miało powstaniu dodatkowego hałasu. Podczas wykonywania tej czynności polecił towarzyszom nasłuchiwania czy odgłos kruszonego szkła nie zwabia w ich pobliże nieprzyjaciela.

Jeżeli po zakończonej pracy nie zaobserwują nowego zagrożenia, Iwan schodzi na poddasze, trzymając sztylet w prawej dłoni, gotowy do wykonania pchnięcia w potencjalnego wroga. Jeżeli zaraz po zejściu nic go nie zaatakuje, dobywa swój miecz i zaczyna powoli okrążać komin obserwując uważnie otoczenie. Czynność tą wykonuje w wolnym tempie dając czas towarzyszom na zejście na dół i dołączenie do niego.
Borys, dobry ziomek
Pedicabo ego vos et irrumabo
"Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz


Hard Corps Theme

Obrazek
Awatar użytkownika
Ranjir
Posty: 620
Rejestracja: 2013-05-08, 21:41

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Ranjir »

Azhim odczekał chwilę, i gdy Iwan zniknął za załomem ściany, przeszedł przez rozbite okno uważając na ewentualne, pozostałe kawałki szkła. Będąc już wewnątrz budynku postanowił iść w przeciwną stronę niż Iwan, gdyby ten trafił nie na schody, a na zaułek. Morski szedł powoli, na ugiętych nogach, starając się wydawać jak najmniej dźwięków. Swój topór trzymał w gotowości, na wypadek nagłego spotkania z umarłymi.
Awatar użytkownika
Ygrek
Posty: 291
Rejestracja: 2013-10-22, 23:08
Tytuł: Wiecie kim jestem
Has thanked: 3 times
Been thanked: 9 times

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Ygrek »

Podłoga skrzypiała nieśmiało pod stopami skradających się ostrożnie najemników. Po okrążeniu komina nie znaleźli żadnego zagrożenia, a z ewentualnych jego tropów - zaledwie walające się tu i ówdzie drzazgi, opiłki oraz oskrobane szramy na ścianach. Ciężko było stwierdzić czy to wynik eksploatacji czy jakiegoś starcia w tym miejscu.

Gdy z największą ostrożnością zaczęli schodzić na dół po krętych schodach, w powietrzu wzmogła się woń starej sadzy i miedziany posmak stłumiony przez pył. Przez ułamek sekundy mogli przysiąc że poczuli nie stęchłe opary metali, a poszlaki krwi.
Piec na dole był otwarty na oścież i wygaszony. Ogromny kamienny walec pokrywały plamy sadzy i ślady brudnych rąk; w środku tkwiły czarne resztki węgli i popioły. U jego podnóża przewracało się wiele przedmiotów: wiadra, szpadle, jakieś połamane kije i wyciory. Było tu zdecydowanie więcej bałaganu niż na górze, zupełnie jakby...

Po drugiej stronie widniały wielkie, rozbite na pół drzwi do głównej hali.
Dziura wyrąbana jakąś nieludzką siłą obejmowała oba skrzydła i można było przez nią przejść. Doskonale widzieli przez nią opustoszałą salę po której przewracała się jeszcze większa ilość drobnych gratów i połamanych fragmentów otoczenia. Było w niej dość jasno dzięki wysokim okiennicom i łatwo stwierdzili bez zbędnych podchodów iż nie czają się tam żadne umarlaki.

Niestety pod ścianą, gdzieś na środku hali ujrzeli zwłoki - rzucone niczym szmaciana lalka. Na deskach podłogi wokół trupa widniały smugi krwi... a nawet parę kości i chyba jakaś oderwana ręka. Sam nieszczęśnik zdawał się być odzianym w jakiś niezwykle gruby, ćwiekowany kaftan chroniący przed roztopioną miedzią - włącznie z wysokim kołnierzem i garbowaną maską. Wszystko to obryzgane było poczerniałymi plamami.

Z któregoś okna przebijał się samotny, blady snop światła i padał prosto na ciało.
Awatar użytkownika
Ranjir
Posty: 620
Rejestracja: 2013-05-08, 21:41

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Ranjir »

- Skoro ten tutaj został tak rozpruty, a drzwi rozwalone, to nie spodziewam się, żeby byli jacyś ocalali. - Azhim odruchowo mówił szeptem, jakby obawiał się ściągnąć im na głowę umarłych. Nie mówiąc już nic więcej zaczął powoli skradać się do głównej sali. Ostrożności nigdy za wiele.
Następnie morski planował wyjrzeć na zewnątrz budynku, by zorientować się, jak wygląda sytuacja. Jeśli teren był bezpieczny, Azhim planował dać kompanom znać, że mogą przejść do głównej sali.
Awatar użytkownika
Mark Subintabulat
Wielki Szambelan
Posty: 1746
Rejestracja: 2013-05-10, 16:12
Tytuł: A. Duda Borysady
Has thanked: 2 times
Been thanked: 3 times

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Mark Subintabulat »

Na słowa morskiego Iwan ponuro kiwnął głową. Sam również nie wierzył w to, że w tym rejonie komuś udało się przetrwać. Co rozsądniejsi na pewno spróbowali dostać się na przystań albo zabarykadować w kopalni. Morozow postanowił na wszelki wypadek sprawdzić ciało nieszczęśnika. Podchodził do oświetlonych zwłok powoli i spokojnie, gotów zadać pchnięcie mieczem, jeżeli okaże się klątwa dotknęła również tego człowieka czy raczej to co z niego zostało.
Borys, dobry ziomek
Pedicabo ego vos et irrumabo
"Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja."- Liwiusz


Hard Corps Theme

Obrazek
Awatar użytkownika
Pupu pan Panda
Posty: 821
Rejestracja: 2013-08-19, 14:26
Has thanked: 1 time
Been thanked: 2 times

Re: Kto nie ma miedzi...

Post autor: Pupu pan Panda »

-Rzucone, niczym szmaciana lalka - stwierdził Thomas cicho, a potem, zdając sobie sprawę z poziomu intelektualnego kompanów, wyjaśnił intencje tego odkrywczego stwierdzenia:
-Zwykli zarażeni zazwyczaj nie rzucają ludźmi o ścianę. I nie wypierdalają takich dziur.
Thomas nie zamierzał wychylać się przed szereg. Bycie szpicą w takim miejscu nie było dla niego zbyt radosną perspektywą.
Ygrek pisze:Jeden z drugim wyciągacie ręce
A trzeci loot łapie i chwyta
Ja widzę tylko niestety
A chuj nie legendar bo kasa i strzykwa
ODPOWIEDZ

Wróć do „Zombiesada”