(Zakładam, że po takim czasie bez dodatkowych odpisów uznajemy iż wszyscy się przedstawili etc.)
- I dobrze będzie mieć na pokładzie pana morskiego - powitalny uścisk dłoni Leufroya był silny i szorstki mimo szczerości. - Co do pańskiego pytania, panie Dimitrow, to pływam w okolicy chyba już całe życie... chociaż kształciłem się na inżyniera. Zmieścimy się wszyscy, komfortowo wejdzie może z dziesięć ludzi. Do obsługi tej łajby wystarczam tak naprawdę ja sam i mój pomagier śpiący pod pokładem; przyda mi się trochę pomocy w drodze na wyspę, ale bez przesady. Teraz chodźmy i ruszajmy; omówimy szczegóły na pełnym morzu.
Ponieważ nic więcej nie zostało do dodania, najemnicy weszli na pokład slupa by ten mógł prędko ruszyć. Odcumowanie i postawienie żagli przy drobnej pomocy ewentualnych ochotników zajęło tylko chwilę.
Konstantyn od kuchni wydawał się nieco pojemniejszy, ale rzeczywiście był to statek bardzo wąski i niewielki; nietypowo jak na slupy miał dwa żagle, przez co nadrabiał nieco długością. Wiązało się to jednocześnie z bardzo zwartą konstrukcją i wszędobylskimi metalowymi wzmocnieniami. Niezbyt wysoki mostek jak i dostępna kajuta były bardzo skromne, ale nie było to problemem.
W czasie gdy weszli na pokład właśnie wylazł spod niego wspominany pomocnik - ogorzały jegomość ubrany w jakieś czarne łachy i chustę zakrywającą twarz. Na głowie miał posiwiałe, nieregularne kłaki przycięte chyba tępym nożem. Zmierzył najemników pozbawionym zainteresowania wzrokiem, skłonił się i ominął ich by wykonywać swoją pracę przy ożaglowaniu.
- To Von; Von nic nie mówi odkąd rozwalono mu szczękę, ale potrafi robić dziesięć rzeczy naraz. Nie bierzcie jego ponurej dyspozycji do siebie. Teraz musimy tylko spławić te durne kontrole...
Gdy wszystko było gotowe kapitan Leufroy stanął na mostku obejmując ster; jego pomagier prześlizgnął się na sam koniec pokładu, od niechcenia poruszając dziwnym kabestanem. Statkiem solidnie szarpnęło przy akompaniamencie zarówno wichru dmącego w żagle, jak i kołatania jakiegoś młyńskiego mechanizmu przy sterze. Zanim się obejrzeli
Konstantyn zwinnie obrócił się i odpłynął od mola, kierując się na zachód - do strefy kontroli i wylotu zatoki.
Kordon floty Cytadeli nie był dzisiaj imponująco zwarty, co zresztą odpowiadało stanowi nikłego jeszcze ruchu. Zaczątek morza był tu odcięty od horyzontu szeregiem zwodowanych umocnień i platform, połączonych linami i rusztowaniami ze stałymi fortyfikacjami bliżej lądu. Widać było tylko że ciągle trwa tutaj budowa i dokładanie kolejnych zabezpieczeń... jeszcze parę miesięcy i Harrowport będzie odcięty od morza prawdziwym wodnym murem.
Rolę strażnicy pełnił masywny okręt zdający się być przyczepionym na stałe do dogodnie wyrastającej z tafli skały. Miejsce to stanowiło swoistą bramkę na pełne morze; pomimo średniej liczebności floty po umocnieniach i samym okręcie krzątała się masa ludzi.
Konstantyn pokornie zwolnił i zbliżył się do punktu kontroli zgodnie z rozkazującymi sygnałami flag. Z bliska było widać, że gdyby ktokolwiek je zignorował zostałby zatopiony w mgnieniu oka. Zarówno strażniczy galeon jak i umocnienia na platformach gościły dalekosiężne działa moździerzowe, nie wspominając o zwykłych armatach.
Do slupa przystawiono rozkładany pomost i kapitan Leufroy musiał na chwilę opuścić pokład, by osobiście pokazać konieczne dokumenty oficjelom po drugiej stronie. Przez istny hałas morza - wszak port zostawili już kawał drogi w tyle - najemnicy niezbyt mogli usłyszeć przebieg rozmowy, ale przynajmniej nie trwała długo. Po pięciu minutach negocjacji i przybiciu jakichś pieczątek Leufroy wrócił, a rozkładany pomost schowano. Slup powoli i ostrożnie przekroczył punkt kontrolny, by po krótkim czasie całkiem rozwinąć żagle i wyrwać się do przodu. Zatoka prędko zniknęła w porannej mgle.
* * *
Na pełnym morzu płynęli jeszcze szybciej, ale wszelka gwałtowność zdała się jakby rozpłynąć w czasie. Drobny
Konstantyn przecinał z gracją mniejsze fale, po tych większych zaś prześlizgiwał się równo i natychmiastowo. Nie było w tym żadnego chaosu ani szarpnięć, ale sama zawrotna prędkość przy takich zmianach kąta nachylenia powodowała że słabsze głowy mogły ulec czarowi otrzeźwiającego morza.
- ... więc widzicie, niewidzialna ręka Union Jacka pozwala nam przejść przez kontrolę jako handlowcom - zaufanym handlowcom - i to w priorytetowym rejsie...
Gdy kurs został już ustalony i ustawiony, kapitan Leufroy pozwolił sobie jeszcze na chwilę zatrzymać najemników przed ewentualnym zejściem do kajuty sypialnej.
- Nie chcę zawracać wam teraz głowy, ale gdy będziemy zbliżać się do Carcenne będzie trzeba wyciągnąć to i owo z pokładowego składziku - bo jak wiadomo, z uzbrojeniem na wierzchu nie uznali by nas za handlowca, a jest parę rzeczy którymi będę w stanie was wesprzeć przy odbiorze z brzegu. Dostałem też strzelbę od szefa, przeznaczoną chyba dla któregoś z was do... wypróbowania w polu, jakieś flary i tak dalej. Trzeba będzie rzucić okiem na mapę wyspy i wszystko rozplanować. Oczywiście nie teraz - bo musicie odpocząć na zapas - ale muszę zawczasu zadać pytanie: czy chcecie zejść na wyspę jeszcze za resztek dnia, w nocy, czy może o następnym świcie? Możemy płynąć
jeszcze szybciej jeśli trzeba, albo zmniejszyć tempo i zaoszczędzić na zużyciu statku... oraz żołądków, jeśli i tak będziemy czekać na słońce.