Knëhirsg, a więc górskich wojów opisanie
W trakcie mej wędrówki natrafiłem na państwo zwane Knëhirsg, którego nazwa w mowie ogólnej to Kninyrsk. Niezwykły to kraj. Wiosną zawiewają zimne wiatry i pada lodowaty deszcz, zaś gdy nadchodzi jesienna pora, woda zmienia się w biały puch, albo przezroczysty kamień. Materia ta, nieznana w naszych stronach, nosi nazwę śniegu lub lodu.
Musicie wiedzieć, że największym i najwspanialszym miastem, a i stolicą, knëhirsgiego państwa jest Hlavnigrad, przez jakie pięćdziesiąt tysięcy ludzi zamieszkany. Prawdziwa górska forteca, na wysokiej, a twardej skale położona i grubym murem otoczona. Vojarowie, jak zwie się tu żołnierzy, są wszędzie. Nie dziwota - nie masz dla Knëhira większej chluby, niźli wojaczka. Gdyby przeto ktoś zaatakował to miasto, ten wielki kamienny obóz wojskowy, myślę, iż z góry na porażkę byłby skazany. Wszystko tu z kamienia budują, bo w górach zaprawdę go mnóstwo. Budowle zwykłe, przysadziste, proste. W całym państwie takie stawiają, a stolica nie jest wyjątkiem. Jeden jeno gmach przykuwa uwagę - zamek króla Aribjörna, który sprawuje obecnie władzę w imieniu młodego Gudochvida, prawowitego następcy tronu. Budynek iście potężny, a jednak przypominający bardziej warownię niż pałac. Otoczony odrębnym murem, pilnie strzeżony, górujący nad okolicą. Coś pięknego i przerażającego zarazem.
Następnym co do wielkości grodem jest Boravigrad, z ludnością w liczbie trzydziestu pięciu tysięcy. Podobny z daleka do stolicy, również na wzniesieniu leżący i murem objęty. Zresztą różnic nie ma praktycznie żadnych - jest wojsko, domki, nie ma jeno zamku, bo i króla oczywiście drugiego Knëhirsg nie posiada. Powiadają, że tenże gród jako pierwszy wzniesion został, lat przeszło pięćset temu. Prawdy w tym jednak niewiele, bo od dawien dawna plemienne ludy osady tu wznosiły.
Dalej mym oczom ukazały się inne zabudowania. Zwyczajem knëhirsgim na zboczu góry postawiona mieścina, Daljörem zwana. Bo trzeba wam wiedzieć, że wszystkie te miejscowości można tu podzielić na dwa rodzaje - grody, czyli „grady” i mieściny, „jöry”. Te pierwsze, jako i Hlavnigrad, murem otoczone, wielkie, na szczytach gór się wznoszą. Drugie zaś, mniejsze, płotem lichym obleczone, leżą właśnie na tych zboczach. Takie miasta zamieszkuje ludność wiejska, głównie rolnictwem się trudniąca, które to rolnictwo w wysokich górach byłoby trudne. Domy nie różnią się tu bardzo od tych w wielkich grodach, jeno mniej ich, bo ludzi dziesięć tysięcy.
Kolejnym takim jörem jest Brodjör. Druga mieścina w tej prowincji, najmniejsza w całym państwie, której ludność nie przekracza pięciu tysięcy. Co tu dużo mówić - w państwie knëhirsgim panuje jednolitość, więc miejscowość jak i inne, a tylko mniejsza.
Następnie zawędrowałem do drugiej prowincji należącej do tego państwa. Achtborg, tak się zwie. Pierwszą miejscowością na mej drodze był Verhigrad. Największe, zamieszkane przez trzydziestu trzech tysięcy ludzi, miasto tej prowincji, którego to nazwa oznacza dokładnie „wierzchni gród”, bo na najwyższym szczycie w okolicy go postawiono. Budową przypomina bardzo Boravigrad z sąsiedniej prowincji, tako i liczbą ludności.
Dalej jest Trekugrad. Najmniejszy z grodów, położony na charakterystycznym wzniesieniu o trzech jakby ramionach. Jedynym w zasadzie, co odróżnia go od knëhirsgich jörów, jest okalający miasto mur. Ludzi żyje tu dziesięć tysięcy.
Na samym końcu odwiedziłem Hranjör. Mieścina leżąca na granicy między prowincjami, skąd wzięła się zresztą nazwa – „graniczna osada”. Jako i w sąsiedniej prowincji się to robi - miasto zbudowano na zboczu góry. Zamieszkuje tu siedmiu tysięcy.
Zadziwiła mnie gościnność tutejszego ludu. Właściwie zaś nie gościnność, a po prostu to, że nikt nie utrudniał mi podróży. Czasem kto pytał kim jestem, a gdy powiadałem, żem podróżnik, odległe krainy opisuję – dawano mi spokój.
Przyznaję, żem nie zgłębił historii, ani kultury tego ludu. Jeno chodziłem po miastach, a co widziałem, to opisywałem. Z pewnością znajdą się inne dokumenty, których autorzy lepiej niż ja opowiedzą o życiu Knëhirów. Czytałem niektóre z nich, ale nie widziałem powodu, by powtarzać tu informacje, których można zasięgnąć gdzie indziej.