Czas przystąpić do spisania relacji z naszego zjazdu, który odbył się pod honorowym patronatem prezydenta RP Andrzeja Dudy
Osobiście dla mnie zlot zaczął się tradycyjnym akcentem - poszukiwaniami Grubego, który rokrocznie gdzieś znika po przyjeździe na miejsce. Okazało się, że kolejny raz nielegalnie wypróżniał się w miejskiej toalecie. Pokazałem mu piękne mosty tczewskie, a potem wsiedliśmy do pociągu byle jakiego, w którym czekał już na nas Nevrast, bimbający sobie od pracy.
Podróż minęła na czytaniu playboyów bez obrazków i narzekaniu na czas podróży ("za rok znowu na północy kurwa").
Dojechaliśmy do Leszna (przywitał nas atak żaru), gdzie ustaliliśmy telefonicznie z Markiem, że razem z Chromym zrobią zakupy. Mimo to Gruby uznał, że nie kupią wystarczająco dużo żarcia (miał rację) i też poszliśmy do stołecznej Biedronki. Kupiliśmy całą siatkę pierogów i wódkie.
Podróż do Sławy minęła monotonnie, na zastanawianiu się, czy zdążymy na busa, który planowo odjeżdża wtedy, kiedy my mieliśmy dojechać. Nie dość, że zdążyliśmy na czas, to niespodziewanie spotkaliśmy Chromego i Marka (Buba zostawili po drodze, który był już w ośrodku, ale musiał się cofnąć, bo "wracaj, bo sami nie doniesiemy tyle wódki
"). Spotkaliśmy krula Nimnaros na głazowisku raszyńskim, gdzie po serii pamiątkowych fotografii udaliśmy się w podróż z ciężkimi siatkami.
Na miejscu - smutna niespodzianka. Okazało się, że będziemy mieszkać w łączonym domku. Martwiliśmy się, jak stoczymy walkę z cowiekiem maupą
zachowując przy tym ciszę, ale widząc przerażoną minę sąsiada wiedzieliśmy, że nie jesteśmy sami w naszych problemach
Rudo w razie czego poinformował go, żeby nam wbił na chatę, jeśli będzie za głośno. Koniec końców, okazało się, że nie było słychać naszych ekscesów (albo nie chciał ich słyszeć). Ogólnie ośrodek miał też inne mankamenty - brak grilla, miejsca na ognisko, innych boisk, stołu do bilarda, dyskotekę tylko dla małych dzieci :/
Przed zabawą oczywiście sprawy formalne - podpisanie regulaminu zlotu i rozliczenie się z dzikich zakupów (przy czym pomógł księgowy Bub). Następnie, nie tracąc czasu, poszliśmy na siatę (jak zwykle pierwszy raz od poprzedniego zlotu), gdzie spotkaliśmy Sebę i Matiego (Daniela, ale chuj). Po powrocie spożyliśmy pierogi, przy okazji wspominając klasyka ("panie... daj pan jednego... pieroga", "panie, ale pan żeś już ... 15 zjadł!", "NIE LICZ MNIE PAN MOICH WŁASNYCH PIEROGÓW W MOIM WŁASNYM DOMU PANIE"), a potem przy alkoholu rozegraliśmy sesję Marka. Na Rudo dokonała się zemsta, kiedy zabił go karaluch, Chromy z Bubem latali na gaciach, dlatego zwycięstwo odnieśliśmy ja i Nevrast, najdokładniej odgrywając nasze postacie - elitarnych członków Whalers. Już na samym początku spadłem z płotu na jakiś kolec, Nevrasta dres tłukł pałką po głowie, a mknąc przez miasto na rowerze
minęliśmy walczącego z wampirami Rudo.
"- Co robicie, interweniujecie?
- XDDDD nie
"
Po zwycięstwie (po dogrywce) w teamie Seby z drużyną z Hetthelm, stoczyliśmy jeszcze zaciętą walkę z dwoma dresami (krzesło kontra laser), po czym rowerem samohodem uciekliśmy. Sesja w sumie była zajebista, czekam na następną. Dokładniejszą relację z jej przebiegu pozostawiam Markowi.
Na kacu następnego dnia poszliśmy do sklepu, bo panie, wódka się kończyła panie. A było grubo po 12. Po powrocie pograliśmy w Roll of the Galaxy (były karaluchy z sesji Rudo, ale takie bardziej spokojne, robotyczne, ruszające się jak wieloryby lądowe) i w Tajniaków (Ibisz). Ze wszystkich tajniackich partii zapamiętałem najlepiej jedną:
Chromy: sci-fi 2
Rudo: obcy i... film
Chromy: nie
Rudo: co kurwa
***
Chromy: - natura 3 (czy tam ileś)
Rudo: - pies
Chromy: nie
Rudo:
Około 16-17 według materiału źródłowego, stoczyliśmy turniej na miecze. Muszę powiedzieć, że świetna sprawa, w dodatku strasznie energochłonna. Zwyciężył Chromy, wygrywając wszystkie pojedynki (ja wszystkie przegrałem, wciąż wczuwałem się w Whalersa
), Mark z kolei jak instruktor, z dostojeństwem, zdobywając na nas punkty niczym profesor ganiący sztubaka. Walki z Rudo to z kolei ciągłe remisy XD Ogólnie to wszystko wyglądało tak:
https://www.youtube.com/watch?v=I7hkJlA28G4
Nie obyło się bez siatki, niedługo potem zaczęła się jednak burza. Z Bubem udaliśmy się po gałązki na grilla (wyniesionego z zaplecza ośrodka), a przy okazji nad jeziorko pooglądać pioruny. Cudnie się błyskało.
Nocką, jeśli dobrze pamiętam, pograliśmy w 7 Cudów oraz w Dixita. Chorą, surrealistyczną grę, po której Markowi śniły się syjamskie harpie i zamek Arayo. Wspominaliśmy też (a wspominki trwały cały zlot) walkę Charlesa Windara (Morok) z Goliathem - klatkę Faradaya, wybuchającą skórę i tym podobne atrakcje. Ogólnie fajnie było tak zwyczajnie usiąść i sobie poprzypominać co się odwalało w v7 (+ reakcje Buba
) czy v9.
Piątek, dzień trzeci. Spożywaliśmy wegetariańskie jadło, bo to forum narodowo-katolickie. Dzień, jak zwykle, siatkówka, kajaki (popłynęliśmy po żarcie), pogoda dopisywała, cisza, spokój. Czekanie na Buba, który poszedł gdzieś w świat
Powrót - sałatka Chromego i... losowanie osób, którym będzie dedykować wiersze! Wszystkie można przeczytać tutaj:
http://borysada2.cba.pl/viewtopic.php?p=17968#p17968
Ośrodek specjalnie dla nas przygotował scenę, na której mogliśmy urządzić nasz wieczorem poetycki. Dzięki profesjonalnej pracy światłami, udało się nam go również nagrać, ale Gruby nie potrafi tego wysłać ://
Losowaliśmy też postacie do LARPa "Czas Młota" oraz ustaliliśmy ich skille i statystyki. Turniej stoczony zostanie za rok, do tego czasu musimy się przygotować i potrenować.
Borys - Goliath Męskotur
Chromy - Grum Męskotur
Mark - Daud (kucanie)
Bub - Andersonia
Rudo - CHARLES WINDAR (łapanie przeciwników nogami)
Nevrast - KOBIETA ROŚLINA XDDDDDDDDD (dwie osoby w jednej koszulce)
Tego dnia odwiedziły nas też dwie, zjarane Grube z balonów :)
Przedostatni dzień (;/) - cały dzień żarcia parówek i kiełbas (na obiad pyszna potrawka Rudo
), które nam zostały. Poza tym koszykówka - tutaj team Marka i Buba wygrał ze mną i Nevrastem 20:10. Rewanż już za rok
pograliśmy też partie w 21. Niestety, zajęte boisko do siaty nie pozwoliło nam jej pograć tego ostatniego dnia. A szkoda, bo wieczorem strasznie się rozpadało. Ogólnie pogoda raczej dopisywała, zawiodła na sam koniec. Wcześniej testowaliśmy planszówkę Buba i wyciągaliśmy z niej wnioski: "kobiety to konie rozpłodowe", "DAWAJ, LOSUJ MI DZIECKO", "CO KURWA CZEMU MARTWE". Najmilej chyba wspominamy właśnie budowanie dynastii, to było naprawdę fajne.
Wieczorem pograliśmy w 7 Cudów, Dixita i poszliśmy do baru po piwo. Pogadaliśmy na pomoście o życiu i śmierci, potem jeszcze chwilę w domku i poszliśmy spać.
Ostatniego dnia, wczesna pobudka (9-10
), zjedzenie mięsa z jajecznicą, posprzątanie domku, pójście na busa, na który się spóźniliśmy (ale chyba i tak nie jechał tego dnia jednak) i panika Grubego "co teraz, ja muszę dojechać dziś do domu XDDDD", "może jakiegoś ubera", "uber hiv", "ej, jest bus do Głogowa, jedziemy?", "w sumie pojedźmy xD", "no, gdzieś dojedziemy XDD". Pożegnaliśmy się z Chromym i Markiem :(
Nasza trasa wyglądała następująco: Głogów - Zielona Góra - Poznań - i tam dalej każdy do siebie. Pożegnaliśmy się w Głogowie z Bubem :( i każdy w innym wagonie dojechaliśmy do Zielonej. Tam kupiliśmy w Żabce po hot dogu od takiej bardzo smutnej pani. Pamiętam błysk w jej oczach, jak spytała Rudo, jaki chce sos, a ten odparł "obojętnie". I DOSTAŁ NAJOSTRZEJSZY XDDDDD z Zielonej do Poznania musieliśmy dojechać na czas, żeby Rudo zdążył na pociąg (odjeżdżał 10 minut po przyjeździe naszego). MINA RUDO PO KOMUNIKACIE, ŻE BĘDZIEMY OPÓŹNIENI 15 MINUT BEZCENNA. Na szczęście, wstrzymano jego pociąg i nawet się z nami nie żegnając, uciekł do niego zaraz po przybyciu do Poznania :(
Dalej z Nevrastem jechaliśmy pociągiem z Berlina, ćwicząc starożytną sztukę kucania.
Z innych rzeczy to na pewno graliśmy w Banga i Samurai Sword. Brylował Rudo.
- bądź pomocnikiem shoguna i walcz z shogunem (Chromym)
- bądź shogunem i bij pomocnika (MNIE)
- bądź bandytą w Bangu -> strzelaj do innych bandytów zamiast do szeryfa
"no gruby nooo", "jak to trzech bandytów?"
Trochę czasu zajął nam też FaceApp i przerabianie twarzy. Chcieliśmy się chociaż przez chwilę poczuć jak nastolatki.
W sumie zlot był jak zwykle zajebisty. Po powrocie - smutek, nostalgia, melancholia, lament Agona. A to wszystko spisuję spiesząc się, by zdążyć się spakować na jutro rano XDDD
Czas przystąpić do spisania relacji z naszego zjazdu, który odbył się pod honorowym patronatem prezydenta RP Andrzeja Dudy :-)
Osobiście dla mnie zlot zaczął się tradycyjnym akcentem - poszukiwaniami Grubego, który rokrocznie gdzieś znika po przyjeździe na miejsce. Okazało się, że kolejny raz nielegalnie wypróżniał się w miejskiej toalecie. Pokazałem mu piękne mosty tczewskie, a potem wsiedliśmy do pociągu byle jakiego, w którym czekał już na nas Nevrast, bimbający sobie od pracy.
Podróż minęła na czytaniu playboyów bez obrazków i narzekaniu na czas podróży ("za rok znowu na północy kurwa").
Dojechaliśmy do Leszna (przywitał nas atak żaru), gdzie ustaliliśmy telefonicznie z Markiem, że razem z Chromym zrobią zakupy. Mimo to Gruby uznał, że nie kupią wystarczająco dużo żarcia (miał rację) i też poszliśmy do stołecznej Biedronki. Kupiliśmy całą siatkę pierogów i wódkie.
Podróż do Sławy minęła monotonnie, na zastanawianiu się, czy zdążymy na busa, który planowo odjeżdża wtedy, kiedy my mieliśmy dojechać. Nie dość, że zdążyliśmy na czas, to niespodziewanie spotkaliśmy Chromego i Marka (Buba zostawili po drodze, który był już w ośrodku, ale musiał się cofnąć, bo "wracaj, bo sami nie doniesiemy tyle wódki :-*-| "). Spotkaliśmy krula Nimnaros na głazowisku raszyńskim, gdzie po serii pamiątkowych fotografii udaliśmy się w podróż z ciężkimi siatkami.
Na miejscu - smutna niespodzianka. Okazało się, że będziemy mieszkać w łączonym domku. Martwiliśmy się, jak stoczymy walkę z cowiekiem maupą :-O zachowując przy tym ciszę, ale widząc przerażoną minę sąsiada wiedzieliśmy, że nie jesteśmy sami w naszych problemach Kappa Rudo w razie czego poinformował go, żeby nam wbił na chatę, jeśli będzie za głośno. Koniec końców, okazało się, że nie było słychać naszych ekscesów (albo nie chciał ich słyszeć). Ogólnie ośrodek miał też inne mankamenty - brak grilla, miejsca na ognisko, innych boisk, stołu do bilarda, dyskotekę tylko dla małych dzieci :/
Przed zabawą oczywiście sprawy formalne - podpisanie regulaminu zlotu i rozliczenie się z dzikich zakupów (przy czym pomógł księgowy Bub). Następnie, nie tracąc czasu, poszliśmy na siatę (jak zwykle pierwszy raz od poprzedniego zlotu), gdzie spotkaliśmy Sebę i Matiego (Daniela, ale chuj). Po powrocie spożyliśmy pierogi, przy okazji wspominając klasyka ("panie... daj pan jednego... pieroga", "panie, ale pan żeś już ... 15 zjadł!", "NIE LICZ MNIE PAN MOICH WŁASNYCH PIEROGÓW W MOIM WŁASNYM DOMU PANIE"), a potem przy alkoholu rozegraliśmy sesję Marka. Na Rudo dokonała się zemsta, kiedy zabił go karaluch, Chromy z Bubem latali na gaciach, dlatego zwycięstwo odnieśliśmy ja i Nevrast, najdokładniej odgrywając nasze postacie - elitarnych członków Whalers. Już na samym początku spadłem z płotu na jakiś kolec, Nevrasta dres tłukł pałką po głowie, a mknąc przez miasto na rowerze (*)/ (*) minęliśmy walczącego z wampirami Rudo.
"- Co robicie, interweniujecie?
- XDDDD nie :-| "
Po zwycięstwie (po dogrywce) w teamie Seby z drużyną z Hetthelm, stoczyliśmy jeszcze zaciętą walkę z dwoma dresami (krzesło kontra laser), po czym rowerem samohodem uciekliśmy. Sesja w sumie była zajebista, czekam na następną. Dokładniejszą relację z jej przebiegu pozostawiam Markowi.
Na kacu następnego dnia poszliśmy do sklepu, bo panie, wódka się kończyła panie. A było grubo po 12. Po powrocie pograliśmy w Roll of the Galaxy (były karaluchy z sesji Rudo, ale takie bardziej spokojne, robotyczne, ruszające się jak wieloryby lądowe) i w Tajniaków (Ibisz). Ze wszystkich tajniackich partii zapamiętałem najlepiej jedną:
[i]Chromy: sci-fi 2
Rudo: obcy i... film
Chromy: nie
Rudo: co kurwa
***
Chromy: - natura 3 (czy tam ileś)
Rudo: - pies
Chromy: nie
Rudo: cotusieodpierdala ;((( [/i]
Około 16-17 według materiału źródłowego, stoczyliśmy turniej na miecze. Muszę powiedzieć, że świetna sprawa, w dodatku strasznie energochłonna. Zwyciężył Chromy, wygrywając wszystkie pojedynki (ja wszystkie przegrałem, wciąż wczuwałem się w Whalersa :-| ), Mark z kolei jak instruktor, z dostojeństwem, zdobywając na nas punkty niczym profesor ganiący sztubaka. Walki z Rudo to z kolei ciągłe remisy XD Ogólnie to wszystko wyglądało tak: https://www.youtube.com/watch?v=I7hkJlA28G4
Nie obyło się bez siatki, niedługo potem zaczęła się jednak burza. Z Bubem udaliśmy się po gałązki na grilla (wyniesionego z zaplecza ośrodka), a przy okazji nad jeziorko pooglądać pioruny. Cudnie się błyskało.
Nocką, jeśli dobrze pamiętam, pograliśmy w 7 Cudów oraz w Dixita. Chorą, surrealistyczną grę, po której Markowi śniły się syjamskie harpie i zamek Arayo. Wspominaliśmy też (a wspominki trwały cały zlot) walkę Charlesa Windara (Morok) z Goliathem - klatkę Faradaya, wybuchającą skórę i tym podobne atrakcje. Ogólnie fajnie było tak zwyczajnie usiąść i sobie poprzypominać co się odwalało w v7 (+ reakcje Buba cotusieodpierdala) czy v9.
Piątek, dzień trzeci. Spożywaliśmy wegetariańskie jadło, bo to forum narodowo-katolickie. Dzień, jak zwykle, siatkówka, kajaki (popłynęliśmy po żarcie), pogoda dopisywała, cisza, spokój. Czekanie na Buba, który poszedł gdzieś w świat 2-)
Powrót - sałatka Chromego i... losowanie osób, którym będzie dedykować wiersze! Wszystkie można przeczytać tutaj: http://borysada2.cba.pl/viewtopic.php?p=17968#p17968
Ośrodek specjalnie dla nas przygotował scenę, na której mogliśmy urządzić nasz wieczorem poetycki. Dzięki profesjonalnej pracy światłami, udało się nam go również nagrać, ale Gruby nie potrafi tego wysłać ://
Losowaliśmy też postacie do LARPa "Czas Młota" oraz ustaliliśmy ich skille i statystyki. Turniej stoczony zostanie za rok, do tego czasu musimy się przygotować i potrenować.
Borys - Goliath Męskotur
Chromy - Grum Męskotur
Mark - Daud (kucanie)
Bub - Andersonia
Rudo - CHARLES WINDAR (łapanie przeciwników nogami)
Nevrast - KOBIETA ROŚLINA XDDDDDDDDD (dwie osoby w jednej koszulce)
Tego dnia odwiedziły nas też dwie, zjarane Grube z balonów :)
Przedostatni dzień (;/) - cały dzień żarcia parówek i kiełbas (na obiad pyszna potrawka Rudo x] ), które nam zostały. Poza tym koszykówka - tutaj team Marka i Buba wygrał ze mną i Nevrastem 20:10. Rewanż już za rok Kappa pograliśmy też partie w 21. Niestety, zajęte boisko do siaty nie pozwoliło nam jej pograć tego ostatniego dnia. A szkoda, bo wieczorem strasznie się rozpadało. Ogólnie pogoda raczej dopisywała, zawiodła na sam koniec. Wcześniej testowaliśmy planszówkę Buba i wyciągaliśmy z niej wnioski: "kobiety to konie rozpłodowe", "DAWAJ, LOSUJ MI DZIECKO", "CO KURWA CZEMU MARTWE". Najmilej chyba wspominamy właśnie budowanie dynastii, to było naprawdę fajne.
Wieczorem pograliśmy w 7 Cudów, Dixita i poszliśmy do baru po piwo. Pogadaliśmy na pomoście o życiu i śmierci, potem jeszcze chwilę w domku i poszliśmy spać.
Ostatniego dnia, wczesna pobudka (9-10 x]), zjedzenie mięsa z jajecznicą, posprzątanie domku, pójście na busa, na który się spóźniliśmy (ale chyba i tak nie jechał tego dnia jednak) i panika Grubego "co teraz, ja muszę dojechać dziś do domu XDDDD", "może jakiegoś ubera", "uber hiv", "ej, jest bus do Głogowa, jedziemy?", "w sumie pojedźmy xD", "no, gdzieś dojedziemy XDD". Pożegnaliśmy się z Chromym i Markiem :(
Nasza trasa wyglądała następująco: Głogów - Zielona Góra - Poznań - i tam dalej każdy do siebie. Pożegnaliśmy się w Głogowie z Bubem :( i każdy w innym wagonie dojechaliśmy do Zielonej. Tam kupiliśmy w Żabce po hot dogu od takiej bardzo smutnej pani. Pamiętam błysk w jej oczach, jak spytała Rudo, jaki chce sos, a ten odparł "obojętnie". I DOSTAŁ NAJOSTRZEJSZY XDDDDD z Zielonej do Poznania musieliśmy dojechać na czas, żeby Rudo zdążył na pociąg (odjeżdżał 10 minut po przyjeździe naszego). MINA RUDO PO KOMUNIKACIE, ŻE BĘDZIEMY OPÓŹNIENI 15 MINUT BEZCENNA. Na szczęście, wstrzymano jego pociąg i nawet się z nami nie żegnając, uciekł do niego zaraz po przybyciu do Poznania :(
Dalej z Nevrastem jechaliśmy pociągiem z Berlina, ćwicząc starożytną sztukę kucania.
Z innych rzeczy to na pewno graliśmy w Banga i Samurai Sword. Brylował Rudo.
- bądź pomocnikiem shoguna i walcz z shogunem (Chromym)
- bądź shogunem i bij pomocnika (MNIE)
- bądź bandytą w Bangu -> strzelaj do innych bandytów zamiast do szeryfa x] "no gruby nooo", "jak to trzech bandytów?"
Trochę czasu zajął nam też FaceApp i przerabianie twarzy. Chcieliśmy się chociaż przez chwilę poczuć jak nastolatki.
W sumie zlot był jak zwykle zajebisty. Po powrocie - smutek, nostalgia, melancholia, lament Agona. A to wszystko spisuję spiesząc się, by zdążyć się spakować na jutro rano XDDD